Nadzieja umiera ostatnia cz. 10

„ Ewidentnie, ktoś chciał mnie zastraszyć! A jeśli to… dawny koszmar powrócił… - spanikowałam, co jest u mnie rzadkością- O Boże!- zdążyłam wyszeptać przerażona, zasłaniając obiema dłońmi twarz, zanim ostatecznie osunęłam się na ziemię (…)

* * *

No co? Miałem jej tak zwyczajnie pozwolić wyjść? Bez żadnego pożegnania?- biłem się ze swoimi myślami. Po wczorajszym wieczorze, uświadomiłem sobie, że nie potrafię przejść obok niej obojętnie. Wystarczy na nią spojrzeć- a twarz przybiera łagodniejszy wyraz, oczy się uśmiechają. Tak już na mnie działa i tyle. Obiecałem nie dotykać jej, wtedy w nocy i nie zrobiłem tego. Cholernie mnie kusiło, ale nie mogłem… Nie chciałem jej przestraszyć. To była dobra decyzja. Ale stosunki przyjacielskie? W gruncie rzeczy oboje wiemy, że to nie jest możliwe… Coś ciągnie nas ku sobie i nie pokonamy tego. Przyznałem jej jednak rację- na czas współpracy- starajmy się nie przeginać, żeby później niczego nie żałować. Hmmm, jako rehabilitantka ma duże doświadczenie. To od razu widać. Wie, jak się zwracać, by przykuć uwagę i zachęcić do roboty!
Ale, błagaaam! Machanie nogą w górę i w dół? No przynieść efekt to, to może, ale za ile? Za 5 lat? Chociaż, nie będę postępował zbyt pochopnie. To ona się na tym zna, nie ja. Już przy pierwszym spotkaniu jasno określiłem- oddaje się w ręce tej kobiety… Moja jedyna nadzieja! Teraz czekam z niecierpliwością na nasze kolejne spotkania, już nie chodzi tylko o nią, lecz o moją nogę! Trzeba Cię rozruszać- rzekłem uderzając dłonią o kolano. Ada wyszła, widzimy się jutro. Po jej minie spostrzegłem, że była zdziwiona intensywnością tego, co wbrew pozorom nas łączy- niby nic, choć tak wiele. Całkiem ładnie to brzmi, no, no… Jeszcze zostanę jakimś poetą- drwiłem z siebie w myślach. Mam przed sobą cały dzień- co by tu porobić? Z tyłu głowy nadal tkwiła mi dawna prośba matki. A akurat niedawno tutejszy szpital wznowił pewną akcję- konkretnie chodzi o wsparcie poważnie chorych dzieci i zwrócenie uwagi na ich problem. W jaki sposób? Najprostszy, a mianowicie kalendarze. Ja, jako iż od pewnego czasu pasjonuję się robieniem zdjęć, miałbym objąć zaszczytne miano fotografa. Frajda i pożytek za jednym razem. W związku z nagłą potrzebą działania, postanowiłem, że jeszcze dziś wyruszę na poszukiwanie idealnego miejsca. Takiego, którego krajobraz zachwyci wszystkich bez wyjątku! Na pewno coś się znajdzie. Musi.  
Z takim planem, poszedłem wziąć prysznic. Ufff, jaka ulga- czysty i pachnący! Zabrałem swój sprzęt i już miałem wychodzić, by realizować swój dzisiejszy cel, ale rozdzwonił się mój telefon. Ci ludzie to mają wyczucie czasu- skomentowałem zgryźliwie. Ale, gdy zobaczyłem, kto dzwoni, uśmiech momentalnie rozjaśnił moją twarz.  

- Halo? Już się za mną stęskniłaś mała?- zapytałem, ale Ada nic nie odpowiedziała- Halo, jesteś tam? Coś się stało?- kontynuowałem zaniepokojony
- P…przy…przyjedź tu, proszę- rzekła tak cichym szeptem, że ledwie ją usłyszałem
- Jesteś w domu?- napięcie rosło- zaraz będę- dorzucił, kiedy dotarło do niego potwierdzenie.  

Wyleciał z domu tak jak stał, z całym sprzętem. Nie było czasu. Choć znali się krótko, wiedział, że Ada nie zalicza się do kobiet, które panikują przy byle jakiej sprawie. Coś musiało się stać. Poza tym, gdyby mogła zadzwonić do kogo innego, to by to pewnie zrobiła. Widocznie… ehhh- dalej, dalej- pospieszałem w myślach kierowcę.
Wyskoczyłem prawie w locie z tego auta i pobiegłem do jej domu. Otworzyłem drzwi i zamarłem. Na samym środku salonu siedziała Ona. Skulona, przestraszona… co ja gadam! Przerażona, nie na żarty! Nawet nie spojrzała, gdy wchodziłem. Podszedłem od razu do niej- z lekkim ociąganiem, z wiadomych względów. Usiadłem obok i przytuliłem. Wtedy, rozpłakała się na maksa. Nie pytałem o nic, czekałem. Czułem, że ona musi się wypłakać. Dać upust emocjom. Zawsze taka rozpromieniona- a teraz? Cholera no!

- Przepraszam- wyszeptała w końcu- Nie. Miałam. Do kogo… zadzwonić- dokończyła. Jak się później dowiedziałem: ten cały Tomi wyjechał gdzieś w pilnej sprawie, a Pola nie odbierała telefonu.
- Ćśśśś, już dobrze- gładziłem ją delikatnie po włosach i plecach- zawsze możesz na mnie liczyć.
- Ja, jaa… dziękuję Ci- wydukała rozkojarzona
- Co się stało, maleństwo moje?- czułym gestem chwyciłem jej twarz w obie ręce.
- Przepraszam… ja nie mogę… nie potrafię Ci powiedzieć. Mimo tylu lat, to jest jeszcze takie świeże. A teraz, miałam wrażenie, że powróciło. Sama nie wiem, co o tym myśleć- mówiła przyciszonym głosem nadal wtulona we mnie.
- Jeśli nie chcesz, to nie mów. Ale pamiętaj, jestem zawsze obok- mnie samego coś chwyciło w tych słowach. Rzeczywiście dla niej byłbym w stanie rzucić wszystko, gdyby coś się działo…
- On, po prostu… zniszczył mi życie!- nie wiedziałem o kogo chodziło, ale wrogość jaka biła z jej słów, kazała mi wywnioskować, że ten ktoś ją skrzywdził. Więc automatycznie stał się także i moim wrogiem.  

Dalej, kiedy minął już pierwszy szok- opowiedziała mi o tym, co zauważyła po powrocie.  

- Drzwi były otwarte, a ja nigdy nie zostawiam otwartych- spiąłem się, nasłuchując kolejnych punktów zdarzeń.
- Mogłaś zadzwonić właśnie wtedy!- nie wytrzymałem. Musiałem się wtrącić. Jakby nie słysząc moich słów, kontynuowała.
- Najpierw upewniłam się o bezpiecznym terenie i weszłam do domu. Nikogo nie zobaczyłam. Zaczęłam sprawdzać po kolei pokoje i półki- relacjonowała- wszystko było… poza jedną jedyną rzeczą: moim pamiątkowym albumem. Pewnie pomyślisz sobie: ryczała za albumem? Co za idiotka!- ręką powstrzymała mnie od skomentowania- ale on ma dla mnie ogromną wartość. Tylko kilka osób o tym wiedziało, w tym on… nieważne. Szukałam zguby po całym domu i nagle się znalazła. A dałabym sobie głowę uciąć, że chwilę temu tam nie leżała!- przestawała powoli panować nad emocjami- i dostałam sms- pokazała mi go.  

Fakt, to nie jest normalne, żeby wypisywać takie rzeczy. Czysta groźba, lecz nie dosłowna! Co z tym zrobić. Nie znając tej historii, której nie chce mi zdradzić, nie będę w stanie jej pomóc. „Masz wiele do stracenie”… Opowiedziała mi jeszcze, dlaczego ten przedmiot tak bardzo uwielbia i zrozumiałem ją z miejsca. Nie należę do sentymentalnych osób, ale wspomnienia są dla mnie ważne, ogromnie! A w gruncie rzeczy, każdy z nas chciałby je zachować jak najdłużej. Ona miała swój sposób! I ktoś nagle to burzy…

- Niepotrzebnie zaczęłam wymyślać czarne scenariusze- uspokoiła się- pewnie te sprawy nie mają ze sobą związku- zobaczyła moją zamyśloną minę i oparła swoją głowę na moim ramieniu- nie denerwuj się proszę z mojego powodu… opowiem Ci kiedyś… jak będę gotowa, obiecuję.
- Nie ma pośpiechu, nigdzie się nie wybieram- uśmiechnąłem się pod nosem. Przecież nie zostawię jej samej na pastwę losu.- Mała, spójrz na mnie- powiedziałem delikatnie. Wykonała moją prośbę. Od smutku widocznego w jej oczach aż ścisnęło mi się serce- zawsze możesz na mnie liczyć. Rozumiesz? Zawsze. Poczekam.- powtórzyłem i otarłem swoją dłonią spływające łzy kobiety.

Posiedziałem parę minut, podczas których m.in. streściłem jej pomysł mojej matki- z kalendarzami. „Świetna akcja”- wyraziła swoje zdanie- „Twoja mama jest wspaniałą osobą”.

- No, to czas na mnie. Zaraz pewnie wychodzisz do pracy- bardziej stwierdziłem niż zapytałem, podnosząc się z podłogi. Siedzieliśmy tam przez cały czas trwania naszej rozmowy.  
- Tak, tak…- wyglądała jakby coś ją gnębiło
- Wszystko dobrze?- martwiłem się. Pomogłem jej wstać.
- Mhmm- wymruczała- widzimy się jutro, prawda?
- Taką mam nadzieję. Chyba, że coś się będzie działo, to dzwoń natychmiast! Nawet w środku nocy- instruowałem.
- Dziękuję- dodała i zbliżyła się do mnie. Podarowała mi cudownego buziaka w policzek.  
- Nie wygłupiaj się- miałem na myśli jej podziękowanie, ale chyba źle mnie zrozumiała, bo od razu się odsunęła.
- Nie, nie…- przyciągnąłem ją z powrotem- chodziło o przeprosiny, a nie o… to- i odwdzięczyłem się tym samym.

Odprowadziłem ją do pracy, by uzyskać pewność, że włos jej z głowy nie spadnie. Może wykorzystam położenie i poszukam jakiegoś miejsca tutaj?- zrodził się pomysł w mojej głowie. To nie byłoby takie głupie! Wręcz genialne! I ruszyłem w swoją małą podróż. Skręciłem w pobliską dróżkę, która prowadziła do… w sumie to „do nikąd”, ale… bujność roślin, układ tego dzieła natury- wydawało mi się, jakby nic nie było tu przypadkowe. Po chwili euforii odczułem ból w nodze. No tak, z tego całego pośpiechu nie zabrałem kuli. No trudno, jakoś się przemęczę, ale Ada nie byłaby zadowolona- chociaż ten pośpiech to z jej powodu. Pstryknąłem kilka zdjęć, żeby zobaczyć jak się będą prezentowały i wróciłem do domu, ponieważ kończyna dawała o sobie coraz bardziej znać. Chyba przeceniłem swoje siły. Wyciągnąłem z zamrażarki lód. Usiadłem na rozkładanym fotelu i poddałem się kojącej kuracji (…)

* * *

Z chwilą, gdy uświadomiłam sobie, że dzisiejszy incydent mógł mieć jakiś związek, z tym, co spotkało moją rodzinę kiedyś… musiałam po kogoś zadzwonić. Miałam mnóstwo znajomych, cudownych przyjaciół, ale wybrałam Jego. Dlaczego? Sama nie wiem. Może to przeczucie. Nie będzie drążył tematu- pomyślałam- poczeka aż będę gotowa i sama mu opowiem. Ale czy taki dzień nadejdzie?  
Wszystko zaczęło się jak jeszcze chodziłam do szkoły średniej. Wtedy większość ludzi uważa się za dojrzałych, bo wkraczają w świat dorosłych. To błąd! Tak naprawdę, zawsze w głębi duszy poszukujemy w sobie małego dziecka- jakiejś jego cząstki. Chcemy się wyszaleć, znaleźć miłość- ale tak już na poważnie. Jednak tego nie da się zrobić siłą… nie każdy był tego świadomy.
Już pierwszego dnia szkoły, poznałam pewnego chłopaka. Wysoki brunet, o niebieskich oczach, umięśniony- ale nie przesadnie. On znał granice. Stał pod ścianą z kolegami i bacznie mi się przyglądał. Też nie pozostawałam mu dłużna. W końcu uznałam, że koniec tego, bo jeszcze sobie pomyśli „psychopatka jakaś”. Muszę przyznać- wpadł mi w oko, ale starałam się to ukrywać. Wyglądał na takiego, co to go kręcą jakieś puste, lgnące jak muchy- laski. Niedługo się przekonałam, że pozory mylą. Wracałam z apelu. I oczywiście, co? Jak wcześniej była idealna pogoda- tak teraz po niej nie było ani śladu. A ja bez parasolki, w sukience. Na szczęście wzięłam baleriny zamiast szpilek, co ułatwiło mi podróż. Autobus odjechał… No pięknie! Do domu miałam wówczas około 2km. Niby mały dystans, ale nie w deszcz! Usiadłam zrezygnowana na ławeczkę i postanowiłam przeczekać ulewę. Ku mojemu zadowoleniu, jakieś 10 minut później, koło przystanku przechodził ten przystojny brunet.
  
- Służę pomocą mała księżniczko- powiedział, wyciągając w moją stronę parasol.
- Spadłeś mi z nieba- zaczęłam- tak musiałabym czekać aż, chociaż trochę przestanie padać.  
- Jestem Wiktor- podał mi rękę, obdarzając jednocześnie swoim uwodzicielskim uśmiechem.  
- Ada- odpowiedziałam

Odprowadził mnie pod sam dom. Przegadaliśmy całą drogę, przez co minęła nam bardzo szybko. Podziękowałam mu za pomoc i pożegnaliśmy się. Przez kolejne dni traktował mnie rzeczywiście jak jakąś księżniczkę. Dziwiłam się, chociaż lubiłam spędzać z nim czas. Wolał mnie od swoich kolegów? No cóż. Pod koniec pierwszego semestru byliśmy już parą. Na początku rozpływałam się z każdym jego słowem, dotykiem. Taki romantyk z niego. Z czasem stawał się coraz bardziej zaborczy. Zazdrość ściskała go nawet wtedy, kiedy gadałam z przyjaciółkami.  

- One są ważniejsze?!- dopytywał z pretensjami

Tłumaczyłam mu wiele razy, że to nie prawda. Nie słuchał. Dzwonił kilka razy dziennie, by dowiedzieć się, co robię i z kim jestem. Po czym słodko kończył: „kocham Cię, moja mała księżniczko”. Nie wytrzymywałam powoli. Też go kochałam ponad wszystko, ale ta kontrola… Porozmawiałam z nim- wytłumaczył, że nie chcę mnie stracić, bo mu zależy. No dobrze- pomyślałam. Poprosiłam, by trochę odpuścił, bo czuje się jak na uwięzi. Wtedy coś w niego wstąpiło. Zaczął wrzeszczeć, wyzywać mnie od szmat itp.

- Co, znalazłaś sobie jakiegoś innego, suko- syknął, łapiąc mnie za włosy. Zbyt mocno.
- Ała!- wymsknęło mi się- co Ty gadasz?! Normalny jesteś?- krzyczałam  

Nie słuchał mnie. Dostałam od niego w twarz- raz, drugi. Aż się zamknęłam. Staliśmy w ciszy. Ja zapłakana. On z wyrazem zadowolenia na twarzy. Byliśmy sami u niego, więc nikt nie mógł mi pomóc. Nie spodziewałam się takiego wybuchu. Złapał mnie za ramię- wyrwałam się. Wtedy bez żadnych ceregieli popchnął mnie z całej siły na ścianę. Osunęłam się na ziemie. Ból przeszywał każdą moją komórkę. Nie wiedziałam, co nastąpi dalej. Podszedł do mnie wolnym krokiem.
  
- Wstawaj!- krzyknął, ale ja nie zareagowałam, czym go rozwścieczyłam- wstawaj księżniczko, głucha jesteś?!- to już nie były żarty.
- Wiktor, ja… proszę, puść mnie- błagałam
- Zamknij się! Jesteś moja, rozumiesz?! Tylko moja! I zrobię z Tobą, co tylko będę chciał…

Złapał mnie za ramiona i rzucił na łóżko. Wiedziałam, do czego dąży, ale nie byłam jeszcze do tego gotowa. Położył się na mnie, odcinając mi możliwą drogę ucieczki i zaczął całować po szyi. Odpychałam go. Nic. Robił się bardziej śmiały. Na moment oderwał się ode mnie, by zdjąć swoją koszulkę… Jak ja mogłam się zakochać w takim człowieku? - rozpaczałam w myślach. Znowu rzucił się na mnie. Rozerwał moją bluzkę i zjeżdżał ustami coraz niżej. Kopnęłam go. Od razu pożałowałam, bo oddał mi ręką w twarz. Przemoc w łóżku chyba go kręciła. Zostałam tylko w bieliźnie. On zaatakował moje usta, a dłońmi błądził po całym ciele. Brzydziłam się tego dotyku. Co się stało z moim słodkim chłopakiem?! Jego ruchy przybierały na sile. Sprawiał mi ból nawet zwykły pocałunkiem. Jęknęłam- on odebrał to inaczej i myślał, że mi się spodobało. Zakneblował mi usta i szarpnął za włosy. Nie wyjdę z tego cała!- byłam przekonana. On mnie zgwałci…
Dostałam jeszcze kilka razy w twarz. Ale kolejnego ciosu nie wytrzymałam- odpłynęłam w nieznaną dotąd krainę. Obudziłam się w szpitalu. Złamane żebra, uraz głowy, rany na policzkach… Jednak to nie było najgorsze. Rana cięta na plecach- ten pojeb pociął mnie nożem. Chciał mnie zabić! Rodzina i przyjaciele wspierali mnie jak tylko mogli. Pomoc psychologa i te sprawy, ale to nic nie dawało. Kiedy szłam spać, przypominałam sobie wszystko. Nie zgwałcił mnie, bo ktoś zapukał do drzwi i wtargnął do jego pokoju. Uratował mnie… Nie wiem kto, ale jestem tej osobie cholernie wdzięczna. Niewielka blizna na plecach pozostała, reszta się zagoiła, ale w głowie nadal siedział każdy jego ruch. Przetrwałam to jakoś. Na tym się nie skończyło. Wydzwaniał do mnie. Zmieniłam numer, a wtedy przysyłał kwiaty, liściki. Każdy kolejny „prezent” wywoływał szloch. Wszystko zostało zgłoszone na policję. Kiedy Wiktor dowiedział się o tym, zaczął mi grozić. Wypisywać jakieś głupoty, rozpowiadać plotki. Śledzić. Jakiś koszmar! Pewnego wieczora napisał, że pożałuję „Bardzo kochasz swoją rodzinę, prawda? Bardziej ode mnie! Nie pozwolę na to!”. Rodzice byli na jakiejś imprezie, długo nie wracali. Martwiłam się… Nie zmrużyłam oczu. Czekałam na nich. Zadzwonił telefon. Mama- ucieszyłam się.

- Kochanie, mieliśmy mały wypadek, ale nic nam nie jest. Będziemy za godzinkę w domu. Wszystko Ci wyjaśnię.  

Do czego jeszcze jest zdolny? Nie radziłam sobie psychicznie. Wykańczał mnie. Zaraz po telefonie mamy, dostałam sms. Nie wiem, skąd miał mój- któryś z kolei, nowy numer. „Wieści dotarły? Potraktuj to jako ostrzeżenie”. Tego było za wiele. On niszczył życie mi i mojej rodzinie! Gromadziłam dowody przeciwko niemu i spotkaliśmy się w sądzie. Dostał karę, poszedł do więzienia, ale co z tego? Przecież kiedyś wyjdzie!- łkałam.
Od tego czasu miałam spokój. Powoli wracałam do normalnego stanu. Zdarzały się jeszcze jakieś głuche telefony, ale na tym koniec. Cieszyłam się…

Dlatego, gdy zobaczyłam dzisiejszą wiadomość- pomyślałam o nim. Tylko on byłby zdolny do czegoś takiego. Ale, żeby po latach ponownie mnie nękać? Nie, raczej nie ryzykowałby… I właśnie w tej chwili, potrzebowałam kogoś, kto by mnie przytulił i zapewnił, że wszystko będzie dobrze.
Postanowiłam zadzwonić do Poli po południu. Niech się dziewczyna wyśpi- stwierdziłam. Ona spojrzy na to obiektywnym okiem, poza tym, muszę z nią pogadać o Tomim!
Ruszyłam do pracy. Po wejściu do gabinetu, pierwsze, co rzuciło się w oczy- to bukiet kwiatów. Przeszył mnie nieprzyjemny dreszcz. Zawołałam sekretarkę i zapytałam, skąd się tu wzięły. „Przyniósł je jakiś gościu, podpisałam, wziął pokwitowanie, ale powiedział, że nie zdradzi, od kogo są. I tyle”.  
Spokojnie. Może to od kogoś innego- próbowałam dojść do siebie.

- Aaaa, zapomniałabym- krzyknęła Jola (sekretarka)- w środku jest podobno jakiś liścik!

Podeszłam do bukietu i wyciągnęłam karteczkę.  
„Podobają Ci się, księżniczko? Prawie jak za dawnych lat. Ja nadal pamiętam…”  
Właśnie w tym momencie zaczęłam się naprawdę bać, że dotąd moje już poukładane życie, ponownie rozpadnie się na kawałki (…)





Uff... Jakoś udało mi się wstawić dzisiaj. Aż sama jestem w szoku :D Miłego czytania! Jak zwykle- dziękuję Wam bardzo ;)

Nikka

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 3325 słów i 18281 znaków.

8 komentarzy

 
  • Mela_110

    Nasteona czesc poprosze bo zaje*iste opowiadanie xxx ;)

    27 lip 2015

  • czarnyrafal

    Nikomu żle nie życzę,lecz tutaj tak.Niech ten z Twojego koszmaru zginie np w wypadku samochodowym bo zaczyna denerwować jego paranoidalny powrót .Recydywista-więzienie nic go nie nauczyło. <3

    27 lip 2015

  • Domiii

    Czekam z niecierpliwością na następne części  :cool:

    26 lip 2015

  • Nk

    Czekam na następną... :P

    26 lip 2015

  • yzo

    fajnie piszesz.. ale zaczyna sie robić niebezpiecznie.. wołabym żeby ten "ex" sie ulotnił.. :D czekam na następną! :D

    25 lip 2015

  • yzo

    a może tą osobą która weszła do pokoju był Olaf? :D :O

    26 lip 2015

  • Nikka

    @yzo Nie wpadłabym na to! :D W sumie mogłabym coś takiego zasugerować dalej, ale w związku z tym, że lubię komplikować sprawy- to mam już pewien plan, co do tego, kto wszedł do pokoju ;) Później wszystko się wyjaśni  :cool:

    27 lip 2015

  • czarnyrafal

    Jak Ty to "robisz" że zaskakujesz nas co chwilę. R e w e l a c j a. Jak tak dalej pójdzie sami sercowcy. Hahaha. Wielka bużka za dzisiejszy tekst. <3

    25 lip 2015

  • ala12345

    Super! ;)

    25 lip 2015

  • Kamcia

    Kurcze... Muszę Cię rozczarować, ale... Wyszło świetnie,  z resztą jak zawsze :) Czy można wiedzieć kiedy następna?  ;)

    25 lip 2015

  • Nikka

    @Kamcia A dziękuję bardzo ;) Następna, hmm... do środy- góra czwartek powinnam dodać :D

    27 lip 2015