Jesteś lekarstwem dla mojej duszy cz.4

Mętlik w głowie narastał. Plan Michała wydawał się niemalże idealny, ale coś nie dawało mi spokoju. Chyba strach, który nosiłam od tak długiego czasu, nie pozwalał mi nawet przez moment wziąć pod uwagę propozycji ukochanego mężczyzny. Jako kobieta Michała, jako jego nowa partnerka marzyłam o tym, pragnęłam tego. Jako żona Adama, bałam się, cholernie bałam się tego, co będzie jeśli Adam się o wszystkim dowie, jeśli nas odszuka, a jako matka nie mogłam zgodzić się na nic podobnego. Może i Adam w stosunku do mnie był agresywny, może i ranili dzieci, gdy oni słuchali, patrzyli na wszystko, gdy też się go bali, ale przecież do tej pory ani razu nie podniósł na nich ręki, ani razu nie krzyknął a Kacper zwyczajnie go potrzebował. Adam był prawnym opiekunek Marcina, bez mrugnięcia oka mógł pozbawić mnie praw do najstarszego syna, a ucieczka pogorszyłaby też moją sytuację prawną z młodszym. Zdawałam sobie z tego sprawę, ale plan Michała był tak kuszący, tak realny, że nie mogłam bez chwili zastanowienia od razu powiedzieć nie i przekreślić szansę na wspólną przyszłość.
- To wszystko jest bardziej skomplikowane - powiedziałam na głos zdając sobie sprawę, że mówię sama do siebie i nikt oprócz mnie tego nie usłyszy. Z mieszkania partnera wyszłam jakieś dwadzieścia minut temu. Snułam się jak cień, rozmyślając o swojej sytuacji życiowej, o szansie, którą otrzymałam od losu. Szansie tak bliskiej, a zarazem tak dalekiej, że poczułam się jeszcze bardziej zagubiona, bardziej niż kiedykolwiek. Jako matka musiałam kierować się dobrem dzieci, jako żona chciałam pozostać chociaż w minimalnym stopniu lojalna mężowi, ale jako kobieta pragnęłam zmian. Chciałam wreszcie poczuć się wolna, szczęśliwa, chciałam przestać się bać. Czy jeszcze czułam coś do męża? z całą pewnością tak. Nie wiedziałam tylko, czy są to pozytywne, czy raczej negatywne uczucia i czy czuję coś do niego prócz tak wielkiej nienawiści. Chciałabym powiedzieć, że szanuję go, choćby ze względu na myśl o synach, ale nie było już szacunku, nie było nawet podziwu, bo jak mogłam szanować i podziwiać mężczyznę, który mnie zdradzał? który mnie bił i zamienił mojej życie w piekło? Ale tkwiły się w niej jeszcze jakieś ciepłe wspomnienia, uczucia, choćby wspomnienia dzieciństwa synów, gdzie wtedy jeszcze było normalnie. No i była też wdzięczność za to, że obdarzył mnie najwspanialszymi dziećmi na świecie, które przysłoniły mój j cały świat. Tylko, czy była tam gdzieś jeszcze miłość? Nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na to pytanie. Już dochodziłam do mieszkania przyjaciółki, gdy rozdzwoniła się moja komórka. Nie musiałam nawet spojrzeć w ekran, by domyślić się, kto tak gorączkowo stara się do mnie dodzwonić, by zapewne po raz kolejny narzucić mi swoje zdanie. Przestałam się go bać, przestałam chować po kątach jak mysz.
- Mamo - Marcin oderwał wzrok od kart i skierował w stronę przemoczonej, zmęczonej kobiety i wstał, by zwolnić miejsce matce. Usiadłam przy stole, ale nie byłam w stanie powiedzieć nawet słowa, co wywołało strach w oczach obecnych. Mąż mojej przyjaciółki jakby wyczuł sytuację zabrał Marcina i zostawił kobiety same, ale wciąż panowała ta nieznośna cisza. Minęło sporo czasu, nim udało się mi przemówić.  
- Co zamierzasz zrobić? - odezwała się w końcu Łucja i wbiła wzrok w moją przygnębioną twarz.Ja natomiast tylko machnęłam ręką i spuściłam wzrok. Nie miałam pojęcia jaką powinnam podjąć decyzję i liczyłam się z tym, że jakakolwiek decyzja i tak odbije się echem na uczuciach moich dzieci.


Chodziłem od kąta w kąt nie potrafiąc o niej zapomnieć. Kochałem ją, ale rozumiałem jej pozycję i szanowałem to, że czuła się zagubiona. Nie chciałem naciskać, bo obiecałem sobie, że w żadnym, nawet w minimalnym stopniu nigdy nie okażę się taki jak on. Adam był człowiekiem, którego nie potrafiłem rozumieć. Jak ktoś tak bardzo mógł bawić się uczuciami innych, jak mógł nie szanować uczuć dzieci? Tak bardzo chciałem poznać chłopaków, o których tak wiele słyszałem. Jeśli naprawdę było tak, jak mówiła, Marcin był synem idealnym. Zazdrościłem jej, ja nigdy nie doczekałem się własnych dzieci, nigdy nie miałem nawet szansy ich mieć. Moje rozmyślenia przerwał dzwonek do drzwi, gdy otworzyłem je, znieruchomiałem.  
- Co ty tu robisz? - spytałem rzucając kątek oka na kobietę, która stanęła w moich drzwiach. Mimo wielkiej niechęci wpuściłem ją do środka, nie rozumiałem co tu robiła, bo przecież tak dawno się nie widzieliśmy, że niemal zapomniałem o jej istnieniu.
- Chciałabym z Tobą porozmawiać Michale - ton jej głosu wydawał się taki jak zawsze. Cichy, spokojny. Usiadła wygodnie na kanapie i patrzyła mi prosto w oczy, a ja starałem się zrobić wszystko, by po raz kolejny jej nie ulec.  
- Chyba ostatnio wszystko sobie powiedzieliśmy - mój głos drżał. Starałem się zapanować nad nim, ale jej lekki uśmiech zdradzał, że wiedziała więcej niż chciałbym jej zdradzić. Zmierzała w moim kierunku bardzo powoli i ostrożnie, jakby zaraz jakby za jeden moment podłoga osunęła się spod jej stup.  
- Nie sądzę. Mamy jeszcze wiele niedopowiedzianych spraw - uśmiechnęła się zwycięsko, a ja łapczywie łapałem powietrze. Czułem jej silny zapach ulubionych perfum, które spowodowały moje zawroty głowy. Musiałem podeprzeć się rękoma, bo obawiałem się, że zaraz się przewrócę. - Rozwodzę się. Zrobiłam to dla nas Michale. Chcę do Ciebie wrócić - jej głos wydawał się taki jak zawsze, swobodny, zwyczajny, miękki. Zastanawiałem się, czy tym razem też mówi to, co chciałbym usłyszeć, czy chociaż teraz jest w stanie powiedzieć mi prawdę. Nie interesowało mnie to już, ostatnim razem też nasłuchałem się jej obietnic, a potem jeszcze tego samego dnia, dowiedziałem się jakże brutalnej prawdy o niej.
- Czyżby? no skoro tak mówisz - zadrwiłem, po raz pierwszy ośmielając się spojrzeć w jej twarz. Nie wierzyłem już w ani jedno słowo, wypowiedziane przez tą kobietę, ani jeden jej najmniejszy gest. - Poznałem kogoś. Klara jest wyjątkową osobą, zakochałem się w niej - jej oczy wydawały się pozbawione jakiegokolwiek blasku. W tym wypadku stwierdzenia, że oczy są zwierciadłem duszy, nie sprawdziło się ani trochę, bo jeśli to prawda, to ona byłą zepsuta do szpiku kości, ale w sumie wcale by go to nie zdziwiło, bo przecież uwielbiała intrygi, manipulację, cierpienia innych.  
- Doprawdy? to gdzie jest teraz ten twój ideał? - roześmiała się mi w twarz i nie czekając na moją reakcję rozsiadła się wygodnie na kanapie i spojrzała na swoje paznokcie. Wiedziała, że musi być bardziej przekonywująca, bardziej czarująca i bardziej opanowana, bo jej plan wydawał się niemal zagrożony. Ostrzegano ją, że nie będzie łatwo, ale wiedziała jak działała na Michała i jak bardzo był w niej zakochany, więc uznała, że w ciągu zaledwie godziny znów będzie jej. Nienawidziła przegrywać, nienawidziła gdy zostawała pokonana, a teraz nienawidziła jej jeszcze bardziej. Jej, Klary.
- Powinnaś już iść - powiedziałem spokojnie i podszedłem do drzwi. Chociaż byłem na resztkach sił, chciałem, musiał przegonić ją ze swojego życia, musiałem chociażby ze wzgląd na miłość do Klary.  
- Wrócę - ostrzegła dziewczyna i bez zbędnych słów wyszła z uczuciem klęski i jeszcze większą determinacją, że tym razem jej się uda. Gdy zamknąłem za nią drzwi, poczułem ulgę. Wciąż byłem zszokowany jej zachowaniem, jej obecnością i jeszcze nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego co się stało. Była tu.  
Ona......Anna


Adam siedział wciąż zerkając w wyświetlacz komórki, niecierpliwiąc się coraz bardziej. Był ciekawy jak poszło Annie i czy wszystko przebiegło po jego myśli. - Tekile poproszę - usłyszał rozzłoszczony kobiecy głos i gwałtownie odwrócił się w jej stronę. Blondynka szła pewna siebie, lecz jej wyraz twarzy mówił więcej niż chciałby się dowiedzieć.  
- Coś poszło nie tak - stwierdził witając się z nią całusem w policzek i zakręciło mu się w głowie od nadmiaru jej perfum. - Chyba wylałaś na siebie całą buteleczkę - zauważył z uśmiechem na twarzy.
- I nic. W jednym skrócie pogonił mnie, rozumiesz? mnie? - powiedziała rozżalona, rozzłoszczona i smutna. Nigdy nie widział Anki w takim stanie, ale też nie słyszał o nikim, kto mógłby oprzeć się tej kobiecie i jej wdziękom. - Spróbuję ponownie. Tym razem nie chcę kasy, teraz już chodzi o mnie i moje wartości. Nikt mi jeszcze nie odmówił - rzekła nadal przeżywając niepowodzenie. Wypiła tekile, porozmawiali chwilę i postanowili opuścić bar i przejść się, wchłaniając trochę świeżego powietrza.  
- Wciąż nie rozumiem jak mógł Ci odmówić - roześmiał się Adam, nie spuszczając wzroku z dawnej kochanki. Czasem tęsknił, za ich wspólnymi spotkaniami, za rzeczami, które razem wyprawiali.  
- Może wpadniesz do mnie? - zaproponowała Anna, a on nie czekając nawet chwili, wszedł do auta i pojechał pod wskazany adres.

Po wszystkim wstał i całując Annę na do widzenia w pośpiechu zakładał na siebie porozrzucane rzeczy.  
- Było jak dawniej - zauważyła rozmarzona dziewczyna i nakryła się kocykiem. - I jak dawniej wymykasz mi się zaraz po stosunku - powiedziała rozżalona, wciąż czując tęsknotę za tak wspaniałym kochankiem. - Nie zapytałam Cię wcześniej, ale dlaczego tak bardzo zależy Ci na tej kobiecie? dlaczego chcesz rozwalić związek Michała? - dopytywała, czując jakby posunęła się o jeden krok za daleko.  
- Bo Klara jest moją żoną, matką moich dzieci i nie pozwolę - spojrzał krzywo na kobietę, czując się dziwnie tłumacząc przed jakąś babą. - Nie pozwolę by przyprawiała mi rogi - skończył, zapinając ostatni guzik koszuli.
- A ty nie sypiasz z innymi? Adamie od dobrego czasu zdradzasz żonę i niby nie możesz znieść tego, że ona ma jednego, stałego kochanka? bzdura! A więc jaki jest prawdziwy powód tego wszystkiego? chyba skoro tyle dla Ciebie robię, mam prawo znać prawdę? - dopytywała nie dając za wygraną. - Niech zgadnę? żadna kobieta od Ciebie nie odchodzi? no cóż mnie straciłeś - powiedziała racjonalnie i roześmiała się.
- Wcale nie, skoro dziś tutaj jestem - roześmiał się i ponownie pocałował jej kuszące usta, rozpalając w ten sposób jej ciało. Była znów napalona i chętna i on też poczuł coś dziwnego, ale oparł się tej pokusie. Zresztą nie podobało mu się, że ktoś powoli odsłania jego karty, zadaje mu pytania, na które wcale nie ma ochoty odpowiadać.  
- Kochasz ją prawda? dlatego tak bardzo boli Cię jej zdrada, bo mimo wszystko tak cholernie ją kochasz - rzekła Anna i spojrzała na niego. - Może zamiast niszczyć jej życie, może zamiast podnosić na nią rękę, po prostu - zawahała się i spojrzała na niego.  
- Po Prostu co? - warknął odwracając się do niej twarzą.
- Nic, nic - odpuściła i ponownie zamknęła oczy.  
- Będę jutro - rzucił Adam i nie mówiąc nawet na razie opuścił mieszkanie Anny. A Co jeśli miała rację? co jeśli Anna powiedziała prawdę i on mimo wszystko wciąż nie przestał jej kochać? czy dlatego postępował tak nieracjonalnie? czy dlatego robił wszystko, by odizolować ją od Michała i przy sobie zwyczajnie zatrzymać? jak tak to wiedział, że już teraz był zgubiony. Już teraz mógł się poddać i odpuścić, Bo Klara nigdy nie wybaczy mu tego, co musiała przez niego przejść i sam też nie mógł sobie wybaczyć.  

Po kwadransie był pod znajomym blokiem. Wyjął z kieszeni klucz i otworzył drzwi, by już po chwili dzwonić dzwonkiem i móc zobaczyć się z Martą.  
- Długo kazałeś na siebie czekać Adamie - głos jego szefowej wydawał się cichszy niż zazwyczaj. Widział też smutny wyraz jej oczu i czuł ból. Ranił tych, którzy go otaczali, ranił tych, którzy obdarzali go miłością i zaczął powoli mieć tego dość. - Jak rozmowa z żoną? - spytała zalewając mu kawę. Nie odpowiedział. Nie przyszedł tutaj by rozmawiać, nie przyszedł by się z nią kochać, czy pić kawę. Chyba tak naprawdę sam nie wiedział po co tu przyszedł. Chciał zagłuszyć słowa Anny, chciał pozbyć się poczucia winny, chciał zapomnieć o żonie. - Mam wrażenie, że myślami jesteś gdzie indziej. Jesteś nieobecny Adamie - usłyszał. Miała rację. Zapomniał nawet o tym jak dobrze znała jego uczucia, zachowanie.  
- Widziałem się dziś z Anną. Nie poszło po mojej myśli - powiedział cicho.  
- A wiec naprawdę chciałeś to zrobić? powiedz mi dlaczego? - zapytała po cichu Marta i usiadła obok niego.  
- Jesteś kolejną osobą, która zadaje mi to pytanie - odpowiedział szczerze, ale nie powiedział nic więcej.  
- Bo przestaje Cię już pomału rozumieć. Raz zwierzasz mi się, że nie możesz już patrzeć na Klarę, mówisz o niej w taki sposób, z taką pogardą, że aż zmroziło mi krew, następnym razem widzę twoje rozterki, a teraz - wstrzymała oddech, bo bała się przyznać sama przed sobą, że już go utraciła. - Teraz mówisz jak zraniony chłopiec, jakby Klara wyrwała Ci serce. Co jest prawdą Adamie? która Klara jest prawdziwa? kiedy Ty jesteś prawdziwy? - nie spuszczała z niego wzroku. Chciała w jego spojrzeniu, w jego twarzy wyczytać jaka podpowiedz, bo sama już zaczęła się w tym wszystkim gubić.  
- Pojadę z Tobą. Wyjeżdżam bez Klary, bo zaproponowałem jej by zamieszkała w naszym domu, nie chcę by ona i nasze dzieci tułały się po obcych kątach - zwierzył się.  
- I chcesz mieć nad nią kontrolę, prawda? chcesz wiedzieć z kim i po co się spotyka, kto do niej przychodzi. Znam Cię Adamie i wiesz co? - spuściła wzrok, czując chłód na plecach. - Przerażasz mnie - wyznała nagle i upiła łyk kawy. - Przerażasz bardziej niż bym chciała - poczuła jego ciepły dotyk i zamknęła oczy. Chociaż z początku walczyła z tym, chociaż tego nie chciała, nie ośmieliła się przerywać jego gry. Poddawała się jego pieszczotą i zapragnęła by trwało to wiecznie. Chociażby mieli przed sobą ostatnią noc, chociażby rankiem miało go już nie być w jej życiu, pragnęła go.


- Rozmawiałaś z ojcem, mamo? - usłyszałam głos Marcina. W mroku pokoju spostrzegłam silną, męską sylwetkę i poklepałam po łóżku, dając w ten sposób synowi znak, by przy mnie usiadł.  
- Tak synku spotkałam się z ojcem - powiedziałam łapiąc go za rękę. Mocniej ścisnęłam jego dłoń i zamknęłam oczy.
- Uderzył Cię? - w jego głosie wyczułam niepewność i strach. Drżał, a ja dopiero teraz zaczęłam wszystko powoli rozumieć. - Dlaczego tam poszłaś? dlaczego spotkałaś się z nim sama, przecież - wstał i stanął koło okna, patrząc w mrok za szybą.
- My tylko rozmawialiśmy. Wasz ojciec wszystkiego żałuje. Prosiłbym was przeprosiła, chcę, zależy mu byśmy wrócili do domu - powiedziałam czekając na jego reakcję.  
- Nie mamy domu mamo, sprzedał go - wydawało mi się, albo płakał. Tak bardzo chciałam zetrzeć z twarzy jego łzy, tak bardzo pragnęłam zabrać z jego barków cierpienie, ochronić go. - Mamo chyba nie masz zamiaru do niego wrócić? - spytał stojąc tuż przy mnie.  
- Mamy dom, bo okłamał mnie sprzedażą. Do niego nie, ale do domu to co innego. Dał mi słowo,że będziemy tam mieszkać sami, obiecał,że się wyniesie. Nie wiem co mam robić synku - schowałam twarz w dłoniach. Chciałam być silna, ale już nie potrafiłam.
- To jeszcze nie wszystko prawda? jest coś jeszcze dlatego byłaś dziś taka smutna, taka wstrząśnięta - zauważył. Nie chciałam, nie miałam prawa by obciążać go moimi problemami.  
- Chyba rozstanę się z Michałem synku. Tak będzie lepiej - wciąż się wahałam,ale czułam,że postępowałam racjonalnie. Byłam matką, przede wszystkim matką i musiałam myśleć o nich. - Taki był warunek ojca, prawda? Nie wierze! ja wciąż nie wierze! - krzyknął rozżalony. Czułam w jego głosie żal i złość na ojca, czułam jego rozgoryczenie.  
- Marcinie! Marcinie poczekaj! - krzyknęłam, ale syna już nie było. Pobiegłam za nim, chciałam go zatrzymać, chciałam mu coś wytłumaczyć, ale nie dogoniłam go. Stałam przed domem i widziałam jak mój syn oddala się ode mnie. Byłam przerażona, ale musiałam dać mu szanse ochłonąć. Po godzinie dostałam telefon od matki jego dziewczyny z informacją,że Marcin przenocuje u nich. Nie protestowałam. Rozumiałam go i szanowałam to,że potrzebował od tego wszystkiego odpocząć CDN

Hej kochani jak tam po świętach? Co sądzicie o zachowaniu Klary? postępowalibyście tak jak ona?

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 3160 słów i 17011 znaków, zaktualizowała 28 gru 2016.

4 komentarze

 
  • Użytkownik Justys20

    święta, święta i po świętach  :lol2: a część ekstra <3

    28 gru 2016

  • Użytkownik cukiereczek1

    Rewelacyjna część czekam na kolejną z niecierpliwością :* dla mnie ona powinna dać szanse Michałowi :* :) :* :*

    28 gru 2016

  • Użytkownik volvo960t6r

    Cudowna część :)

    28 gru 2016