Jesteśmy tylko chwilą

- Teraz rozumiesz? On powinien mieć już na samym początku taką małą karteczkę przyczepioną do tego cholernego, bladego czoła, a na tej wściekle żółtej karteczce powinien być taki czerwony napis, najlepiej drukowanymi literami - "jestem chujem, kochanie. Nawet na mnie nie patrz. Nie warto." Wtedy wszystko potoczyłoby się lekko, sprawnie i lepiej dla mnie. Nałożyłabym na usta ten swój setny uśmiech, zarezerwowany dla wielkich dupków i odeszła, pozostawiając go dla innej, cholernej wariatko masochistki - bomba tykająca w moim drobnym ciele nie potrzebuje wiele, by znów wybuchnąć. Czuję, że telefon zaczyna pocić się przy uchu, a ręce zauważalnie drżą.
- Przyjadę do ciebie jutro, wariatko - słyszę po drugiej stronie, jak zwykle z resztą niezawodne, ciepłe słowa otuchy od drogiej przyjaciółki Alice.  
- Cholera, ze mną naprawdę jest tak źle? - pytam, choć bardziej siebie niż jej, ale spodziewam się kolejnej fali słów podszytej ironią, bądź żartem.  
- Oczywiście, że jest. Mogę rzecz, że jest naprawdę bardzo źle - nie myliłam się, ledwo powstrzymuje się od parsknięcia śmiechem. Wywracam oczami.  
- Dzięki, stokrotne dzięki, Alice - rzucam się z powrotem na łóżko, czując, że resztki energii i optymizmu, które gdzieś jeszcze zachowały się w ciemnej, zakurzonej szufladzie w moim umyśle, właśnie rozpływają się w powietrzu.  
- Słuchaj - poważnieje, a ja zamykam oczy, widząc niemal, jak jej oczy zwężają się w małe szparki a prawa ręka przecina powietrze. - Będzie jeszcze gorzej, jeśli dalej będziesz zadręczać się panem x, bo pan x na pewno nie kwapi się, żeby pomyśleć o tobie. Wiesz, co to oznacza? Że niepotrzebnie trwonisz swój czas, męczysz umysł i tracisz piękny, słoneczny dzień. Jutro przyjadę koło dwunastej. Pójdziemy gdzieś na dobre piwo, więc masz być już gotowa, kiedy zapukam do twoich drzwi, czy to jest jasne? - w trakcie jej paplaniny powraca zagubiony uśmiech i jakiś zalążek energii.
- Jasne - odpowiadam mechanicznie.
- Świetnie, więc jesteśmy umówione. Kocham cię, do jutra - jej głos traci na mocy, zniża się o kilka tonów, a oprócz słów dolatuje do mnie odgłos otwierających się drzwi i ciche pomrukiwania. Potem się rozłącza, a ja podziwiam piękny, biały sufit.  


- Dla nas dwa piwa korzenne, koniecznie z tą dobrą szarlotką, którą jadłam dwa tygodnie temu - Alice uśmiecha się do kelnera, a on, jak za sprawą czarodziejskiej różki kilka sekund później stawia przed nami to, na co miałyśmy ochotę. Właściwie, na co miała ochotę Alice. Ja tu tylko sprzątam.  
- Widzę, że dziś trafiłam na nieco lepszy humor, co wariatko? - uśmiecha się zza szklanego kufla.
- Ślepa, jak zawsze - odgryzam się, próbując szarlotki. Mała zamiana - szarlotka jest tak pyszna, że jednak obie miałyśmy na nią ochotę. Ja na pewno też miałam, po prostu wtedy jeszcze nie wiedziałam, że mam. O ironio.
-Fajny ten kelner - nachyla się w moją stronę, biorąc solidnego łyka z kufla, który wielkością przypomina jej głowę. - Myślisz, że jest zajęty? - wcale na mnie nie patrzy, po prostu mówi pod nosem, śledząc każdy jego ruch, każdy stolik, do którego podchodzi, każdy uśmiech, który posyła w stronę gości. Ja za to obserwuje to, co nosi na talerzu. To nas właśnie w obecnym czasie różni. Jedzenie nie zdradza, nie kłamie, nie bije, nie krzyczy. Jedzenie rozumie, a ja potrzebuję jedzenia.  
- Ziemia do wariatki - łapię się na tym, że macha mi przed oczami. Pewnie już przez dłuższą chwilę. Wywraca oczami, by po chwili znów pożerać wzrokiem wysokiego, uśmiechającego się od ucha do ucha kelnera.  
Biorę kolejny łyk piwa, zdając sobie sprawę, że tempo, jakie sobie narzuciłam powinno być niedopuszczalne, ale co z tego? Mogę. Ba, jasne, że mogę. Mam na to cholerną ochotę. Zbliżam się powoli do dna. Trzeba będzie zamówić kolejne. Piwo i szarlotka po raz drugi? Czemu nie?
- Na pewno ma kogoś - gdzieś zza światów dolatuje do mnie głos przyjaciółki. Ona znowu o tym.
- Nie obchodzi mnie ten kelner ani to z kim sypia, umawia się, całuje, masuje, zanosi śniadanie do łóżka z pachnącą, czerwoną różą, ogląda nocą gwiazdy na dachu, chodzi na spacer, wymienia poglądy, trzyma za rękę, odprowadza do domu, uprawia wyuzdany seks, śmieje się i płacze, jeździ na spontaniczne wycieczki. Nie obchodzi mnie to, nic a nic - klepię bez ładu i składu, powodując, że Alice patrzy na mnie z niedowierzaniem z otwartą buzią.  
-Jej, dobra, wystarczyło ostatnie zdanie - zamacza znów swoje czerwone, nieduże usta w chmielowym płynie. - Widzę, że masz dziś spust, wariatko. Przystopuj może trochę, co? - przypomina teraz trochę moją matkę, nawet jej głos idealnie odwzorowuje ton nadopiekuńczej rodzicielki.  
- Panie kelnerze! - ignoruję jej wcześniejszą wypowiedź, podnosząc rękę, by pan SMACZNY KĄSEK GŁODNEJ ALICE szybciej mnie zauważył i podszedł do naszego stolika.  
- Co ty wyprawiasz?! - podgotowana przyjaciółka chwyta mnie za rękę, chcąc mnie powstrzymać, ale przecież chcę tylko zamówić piwo, które właśnie w tej pięknej chwili zniknęło z kufla.  
- Zabieram ci go sprzed nosa - chichoczę. Robi oczy wielkie, jak spodki, wierząc w te bzdury, co rozbawia mnie jeszcze bardziej.  
- Wariatko, uspokój si...
- Ponownie szarlotka? - szatyn uśmiecha się, spoglądając na mnie i na Alice, która nagle umilkła, robiąc się czerwona, jak środek ciasta, które przed chwilą miała w ustach.  
- Szarlotka i piwo - odwzajemniam uśmiech i kiwam głową.  
- Już się robi - chwyta tacę w obie ręce i kieruje w stronę kuchni.  
Ma całkiem ładne oczy. Zielone. Pozwoliłam sobie, by chwilowo im się przyjrzeć.  
-Przepraszam! - wołam za nim, uśmiechając się na samą myśl tego, co wpadło mi do głowy. Mężczyzna odwraca się w moją stronę, cofając do naszego stolika, a Alice kopie mnie pod nim, chcąc przywołać do porządku, ale już za późno.  
-Tak? Zdecydowała się pani na coś jeszcze? - podnosi ciemną brew do góry, odsłaniając znów rząd równych zębów.  
-Chciałam tylko zapytać czy jest pan singlem, czy jednak ktoś czeka na pana w domu z dobrą kolacją? - pytam, a on uśmiecha się jeszcze szerzej. Zerkam na Alice. Nie wiedziałam, że jej oczy mogą być jeszcze większe niż przed chwilą.  
-Kolację jadam na balkonie z moim wiernym przyjacielem. Owczarkiem niemieckim - błyskotliwa odpowiedź sprawia, że pozwalam sobie spojrzeć na niego z innej perspektywy, trochę bardziej kolorowej.  
Uwielbiam psy. Alice świetnie o tym wie.  
- Wariatka - szepcze Alice. - Cholerna wariatka - powtarza znów, kiedy wysoki szatyn znika za drzwiami kuchni, a ja zastanawiam się, dlaczego jego oczy były takie smutne.  



Może trochę się upiłam. Trochę. Obraz staje się bardziej rozmyty, a wyjście z knajpki zajęło mi trochę więcej czasu niż powinno, ale przecież nic się nie stało, nikomu nie zrobiłam krzywdy.  
- To jest twój plan, wariatko? Będziesz się teraz upijać, bo jakiś dupek złamał ci serduszko? - nigdy jakoś szczególnie nie przeszkadza mi jej ironiczny ton, to, jak nabija się ze mnie, patrząc mi prosto w oczy, ale tym razem czuję, że kopnęła tam, gdzie nie powinna.  
- A ty będziesz rozglądać się za każdym możliwym kelnerem, który pojawi się w twoim otoczeniu tylko dlatego, że jest przystojny, ładnie się uśmiecha i będzie idealnie pasował do twojego luksusowego, drogiego mieszkania, jako element dekoracyjny? - odpowiadam pytaniem na pytanie, choć wiem, że tego nie lubi. W innych okolicznościach pewnie roześmiałaby się, niszcząc napięcie, które wytworzyło się miedzy nami, ale aktualnie patrzy na mnie zdezorientowana i nie mówi kompletnie nic.  
Wydawać by się mogło, że ta cisza trwa wiecznie, że rośnie między naszymi ciałami i oddala nas od siebie, choć nigdy nie była naszym wrogiem. Wręcz przeciwnie. Często rozumiałyśmy się bez słów, nie musiałyśmy bez potrzeby kłapać dziobami, ale teraz jest zupełnie inaczej.  
- Nieważne. Idę na pociąg. Będzie za dziesięć minut - przerywa niewygodną ciszę, ale jej słowa mnie smucą.  
- Mam coś dla ciebie - przez tę całą sytuację zapomniałam o czymś istotnym.  
Ba, cholernie ważnym! Wiem, że to sprawi jej radość i w końcu się uśmiechnie a całe te chore napięcie zniknie tak samo szybko, jak się pojawiło.  
- Kolejne miłe słowa? - wywraca oczami, ale ja wcale nie zwracam na to uwagi, to znaczy nie obchodzi mnie to, może je sobie wywracać tak długo, jak jej się podoba. Interesuje mnie teraz coś znacznie lepszego. Jej reakcja. Wyciągam z kieszeni jeansów małą, pogiętą karteczkę i podaję w jej stronę. Robi dziwną minę i niby od niechcenia bierze ode mnie papierek, ale dobrze wiem, że jest bardzo ciekawa.  
- To numer telefonu kelnera - uśmiecham się, a jej oczy od razu się rozbłyskują.  
- Ale jak? Przecież...jak? Jak ty to zrobiłaś? - pląta się w słowach z podekscytowania i patrzy to na nabazgrane, krzywe cyfry, to na mnie. Widzę, że jest kompletnie zaskoczona obrotem sprawy.
- W toalecie zamieniłam kilka słów z jedną z kelnerek, a potem dostrzegłam wizytówkę przy barze. Zabawne, bo on nie jest tam tylko kelnerem. To jego lokal, jest szefem - zakrywam usta rękami, a potem po prostu wybucham śmiechem, widząc jej minę.  
Tak, jest tak samo zaskoczona, jak ja. Młody, przystojny facet okazuje się na tyle rozgarniętym osobnikiem, że prowadzi własną knajpę, a do tego pomaga pracownikom i czuje się nim tak samo, jak inni, bez względu na hierarchię. Wiem, że Alice pomyślała dokładnie o tym samym.  
- I co, jego numer tak po prostu znajduje się na wizytówce dla każdego, kto wpadnie na pomysł, aby ją sobie zabrać? To pewnie numer do restauracji - podekscytowanie nagle gaśnie w jej oczach, ale wiem, że to, co teraz powiem sprawi, że rozbłyśnie ponownie.  
- Kelnerka potwierdziła, że to jego numer. Służbowy, ale jego, więc nikt z obsługi nie ma do niego dostępu. Dziewczyna powiedziała, że, jeśli zadzwonię, to powinien odebrać, bo nosi wciąż dwa telefony przy sobie. Twierdziła, że nie potrafi się z nim rozstać, bo bardzo zależy mu na restauracji i chce być we wszystkich sprawach na bieżąco. No, więc po prostu powiedziałam, że chcę zrobić konkretne zamówienie, bo moja kochana, stara ciocia ma urodziny i potrzebuję tortu. Pokiwała głową i powiedziała, że w takim razie on omówi ze mną wszystkie szczegóły - z każdym kolejnym słowem widzę, jak Alice się rozpromienia i znów uśmiecha.  
- Ty wariatko - podsumowała, szturchając mnie biodrem. - Czasami przywracasz mi wiarę w to, że jednak potrafisz używać mózgu i, że faktycznie w środku coś tam masz - roześmiała się, pukając mnie w głowę.  
Czy to nie jest najlepsza przyjaciółka na świecie?

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2009 słów i 10979 znaków, zaktualizowała 7 sie 2017.

3 komentarze

 
  • agnes1709

    Czekamy, jestesmy coraz bardziej zniecierpliwieni. Oczywisćie nie poganiam, ale może szybciej, z łaski swojej? :lol2:  
    :kiss:

    13 sie 2017

  • Malolata1

    @agnes1709 dodam dziś, specjalnie dla Ciebie????

    13 sie 2017

  • agnes1709

    @Malolata1 Taaak? "Wierzę, bo muszę" - cytujac mego kumpla. Juz oszukanka oszukańcza nie raz mnie okłamała, zawiodła, porwała serce:sad: A tak na poważnie to czekam z niecierpiwością, pijąc trzecią kawę, bo ręce mi jeszcze za mało latają:lol2::kiss:

    13 sie 2017

  • Malolata1

    @agnes1709 haha, te takie bezpodstawne osądy rzuca, wredota mała :P Musisz, koniecznie, ponieważ dodam, jestem w trakcie pracy, mądralo :D A kawy nie polecam, niedobra :P

    13 sie 2017

  • agnes1709

    @Malolata1 Uwielbiam kawę, więc jak mi pikawa siądzie, czuj się winna:kiss: Pracuj, pracuj, grzeczna dziewczynka:D

    13 sie 2017

  • agnes1709

    Czekamy!!!:kiss:

    11 sie 2017

  • agnes1709

    Nie, no kochana, z tej strony to Cię nie znałam. Dlaczego wcześniej nie uwolniłaś z siebie tej przewspaniałej uszypliwości i nie "wciapałaś" jej do któregoś z opowiadań? (nie będe się powtarzać, że kocham opowiastki okraszone dobrym, nieszkodliwym sarkazmem). Świetnie Ci to wychodzi, więc działaj dalej! Nie widzisz mojego uśmiechu, więc już wyjaśniam - jest jak stąd, do tamtąd - hen, hen, daaaaleko:D:D:D Brawo, moja mała, więcej, więcej takich:jupi:!!! Kocham Cię!:kiss:

    7 sie 2017

  • Malolata1

    @agnes1709 miałam kiedyś takie opowiadanie, gdzie tę uszczypliwość uwalniałam, haha, ale widzisz...piszę te wszystkie ckliwe, romantyczne wywody i taka już łatka została do mnie przyszyta. To teraz będę kurna zaskakiwać, haha, swoją wewnętrzną wredotą, którą znów na nowo odkrywam i chyba zdążyła urosnąć i przybrać na sile przez te kilka lat! :D  
    Jak stąd do tamtąd, to faktycznie musi być meeeeega wielki i jest mi niezmiernie miło, że mogłam go wywołać, haha :D Będzie więcej, to dopiero pierwsza część :D

    7 sie 2017

  • agnes1709

    @Malolata1 Czyżby wredota wywołana tym, o czym ostatnio rozmawiałyśmy? I bardzo dobrze, czasem trzeba zmienić się w gorzką, zimną sukę (bez urazy) żeby Ci motłoch nie wlazł na głowę:lol2:
    Gdzie jest to opowiadanie, jest na lolu? Bo zdaje mi się, że przeczytałam Twoje wszystkie, więc albo go już nie ma, albo mi gdzieś umknęło.

    7 sie 2017

  • Malolata1

    @agnes1709 schowane do szafy, dlatego :D Bez przesady, aż tak zimna nie jestem, ale wyczulona na dupków :D ale to dobrze mi zrobiło. Mam jeszcze lepszy tyłek, haha :D

    7 sie 2017