Jesteśmy tylko chwilą I

Widzę, jak trzęsą się jej ręce przed wykonaniem palcami dziewięciu szybkich kliknięć. Uśmiecham się, zdając sobie sprawę, że Alice musi cholernie zależeć na tym zabawnym kelneroszefie.  
- No dalej, mała. Musisz tylko wystukać jego numer i powiedzieć, że chcesz zamówić tort, a najlepiej omówić wszystkie szczegóły na spotkaniu. Wybierz jakieś miejsce, które lubisz i do dzieła. Znasz przecież tyle knajp, że żaden smakosz nie powstydziłby się takiej wiedzy - klepię ją po ramieniu, na co zaskoczona wybudza się z transu i podskakuje do góry.  
- Dzięki, wariatko - wystawia w moim kierunku język i drżącymi palcami wystukuje kilka cyferek.  
Klaszczę w dłonie. Brawo.  
- Zawsze możesz powiedzieć, że zapraszasz go na randkę - mówię poważnym tonem, na co ona wywraca oczami i wystawia w moim kierunku środkowy palec.  
W pewnym momencie, kiedy liczba sygnałów dobiega końca i zapewne biedna Alice usłyszy zaraz pocztę głosową po drugiej stronie, kiedy chce zrezygnować i wyłożyć się na łóżku ze smutną miną, on odbiera. Widzę, że wyraz twarzy całkowicie jej się zmienia a w kąciku ust pojawia się nieśmiały uśmiech.  
Tylko co z tego, skoro moja kochana, mądra, zabawna przyjaciółka nie mówi ani słowa? Męskie halo znów przerywa ciszę, ale ona ani drgnie, po prostu się głupio do siebie uśmiecha. Szturcham ją lekko, ale nic sobie z tego nie robi, więc wyrywam jej telefon i przykładam do ucha.
- Witam, mam do pana wielką prośbę i proszę potraktować ją z należytym szacunkiem - uśmiecham się na dźwięk tak głupich słów, ale ta cała sytuacja mnie zwyczajnie bawi i nie potrafię zachować się w odpowiedni, poważny sposób, jaki wymaga tego plan. - Chciałabym zamówić tort dla mojej ciotki na czterdzieste urodziny i potrzebuję pańskiej pomocy, ponieważ wiem, że pana restauracja wypełni to zadanie najlepiej ze wszystkich lokali, które dysponują takim zakresem usług. Chciałabym spotkać się na jakimś neutralnym gruncie i omówić wszystkie szczegóły związane z zamówieniem - kontynuuję swój monolog, kiwając się na boki i czując, jak za biurkiem jakiegoś nudnego, śmiesznego call center.
- Miło cię znów słyszeć, mam nadzieję, że piwo i szarlotka smakowały równie dobrze, co za pierwszym razem. Owczarek czekał na mnie i tym razem w domu, ale niestety nie zrobił mi kolacji, o jakiej marzyłem - robi pauzę, a ja zamieram, tracąc wątek. - A co do zamówienia dla ciotki, jeśli faktycznie istnieje, chętnie się nim zajmę. Wpadnij jutro w godzinach popołudniowych do restauracji. Szarlotka i piwo korzenne na mój koszt - dodaje, a mi całkowicie odbiera mowę. Nie muszę jednak niczego mówić, bo pan kelner od razu po tych słowach rozłącza się, a w mojej głowie powstaje cholerny chaos.  
- Co powiedział, wariatko? - jak zza grubej, szklanej szyby dociera do mnie zniecierpliwiony głos przyjaciółki.  
- Jesteśmy w czarnej dupie - szepczę tylko, na co Alice marszczy czoło.



No nic, jak się powiedziało A, to trzeba było też powiedzieć B.  
Zrobiłam z siebie totalną idiotkę, ale nic nie jest jeszcze przesądzone. Alice umówi się z nim na randkę, a ja użyję swoich tajemnych, kobiecych mocy i wszystko pójdzie tak, jak obie zaplanowałyśmy. Trochę się nagimnastykuję, poopowiadam o ciotce, zamówię tort a potem przez przypadek zostawię ich samych, a Alice, jeśli nie zapomni języka w gębie przejdzie do rzeczy i wszystko będzie pięknie, jak w filmie z happy endem.  
- Naprawdę myślisz, że to się uda? Pewnie pomyślał, że masz nierówno pod sufitem, a jak tam przyjdziemy, to zadzwoni po pomoc i obie skończymy w szpitalu psychiatrycznym - spogląda w moją stronę, jakby faktycznie w to wierzyła, a ja po prostu wybucham śmiechem.
- Mam mu też opowiedzieć, że przez dobrą minutę gapiłaś się w ścianę z błąkającym uśmiechem na twarzy, kiedy on kilkakrotnie powtarzał "halo"? - pytam, widząc, jak mimowolnie się czerwieni, a potem rzuca we mnie poduszką.
- Zamknij się - chowa twarz w dłoniach, ale ja już wiem, że ona wpadła naprawdę głęboko. Wpadła w tego szefusia na maksa.  



Cóż, na samym wejściu do restauracji odnajduje mnie wzrokiem i posyła w moją stronę ciepły uśmiech, choć wcale nie powinien. Alice ciągnie się za mną. Założę się, że najchętniej złapałaby mnie za rękę, jak przestraszone dziecko i uciekła z tego miejsca.  
Zabawne, całkiem niedawno była taka pewna siebie, kiedy to u mnie działy się różne, niekoniecznie dobre rzeczy, kiedy przeklinałam facetów na całej planecie, a teraz jest zupełnym przeciwieństwem samej siebie.  
A ja?
A ja nadal przeklinam facetów. Chyba po prostu przestałam ich lubić. Bo niby czym mieliby zasłużyć na moją sympatię?
- Hej, miło cię widzieć - wita mnie, kiedy stoję już przy barze. - To znaczy was - poprawia, zauważając Alice stojącą blisko mnie. Za blisko. Marszczy chwilowo czoło, jakby nie potrafił sobie przypomnieć, skąd zna jej twarz.  
- Cześć - nie mogę uwierzyć, że głos Alice zupełnie zmienił ton, barwę a policzki są jeszcze bardziej różowe niż wtedy, kiedy obie rozmawiałyśmy jeszcze w jej domu.
- To co, jak ma na imię solenizantka? - spogląda wciąż na mnie, nie przestając uśmiechać. Wyciera przy tym już i tak umyte, błyszczące kieliszki czekające tylko na wlanie w nich jakiejś dobrej, procentowej zawartości.  
- Magie - kłamię bez zająknięcia, przypominając sobie ciotkę mieszkającą obecnie w Szwecji, z którą kompletnie nie utrzymuję kontaktu. Nawet nie mam bladego pojęcia, jak wygląda.  
- Ładnie - rzuca w moją stronę, rozglądając się po lokalu. - Dobrze, w takim razie chodź za mną, w gabinecie ustalimy szczegóły. Muszę to sobie zapisać - dodaje, wskazując jasne drzwi.  
Alice szturcha mnie łokciem. Tak, dobrze wiem, że nie tak to miało wyglądać.  
- Tak się składa, że jestem spóźniona do pracy. Alice odpowie na wszystkie pytania dotyczące tortu - kolejne kłamstwo wymyka się z moich ust tak sprawnie, że sama zaczynam wierzyć w urodziny, których wcale nie będzie.  
Widzę, że Alice kręci się niespokojnie, nie podejrzewając takiego obrotu sprawy a pan kelner otwiera usta, ale po chwili rezygnuje.  
- Powodzenia. Pamiętaj Alice, z truskawkami. Ciocia je uwielbia - uśmiecham się w jej stronę, dodając wiarygodności całemu zajściu, a potem wychodzę z restauracji. Na zewnątrz wypuszczam długo trzymane powietrze i oddycham z ulgą.  
NIGDY WIĘCEJ.
W głowie pojawia się tylko jedno zdanie: ALICE, NIE SPIEPRZ TEGO.



- Umówił się ze mną! - krzyczy tak głośno, że muszę na chwilę odsunąć komórkę od ucha.  
- Świetnie, Alice. Już myślałam, że całkowicie to spieprzysz i już nigdy nie będziemy mogły się tam pojawić. Nie darowałabym ci tego. Nigdzie nie ma takiej dobrej szarlotki i piwa - mówię i jestem pewna, że w tej chwili wywraca oczami na moje słowa. - A jak tort?
- Wielki, truskawkowy z płatkami róż i polewą czekoladową na samej górze - odpowiada mechanicznie, choć wiem, że kawałek ciasta wcale jej nie interesuje. - O matko, ja naprawdę pójdę z nim na randkę! Wariatko, nawet nie wiesz, jak cię uwielbiam! - znów krzyk, pisk i entuzjazm wielkości całej planety. Śmieję się i cieszę razem z nią.  
- Dowiedziałaś się chociaż, jak ma na imię? - pytam, ale jestem niemal pewna, że całkowicie o tym zapomniała.  
- Even - rzuca, a ja jestem pod wrażeniem. Oczywiście nie jego imieniem, ale niezawodną pamięcią zauroczonej przyjaciółki. Z drugiej strony, trochę zastanawia mnie fakt, dlaczego bez żadnych wątpliwości zgodził się z nią umówić. Nie, jasne, że nie podważam osobowości i wyglądu Alice, bo jest naprawdę piękną kobietką i potrafi zrobić dobre wrażenie, ale w restauracji spoglądał na nią tak, jakby widział ją po raz pierwszy.  
Nieważne, to nie istotne. Plan zadziałał, a Alice jest w końcu szczęśliwa. Misja udana, wszystkie światła palą się na zielono.
- W sprawie tortu podałam mu twój numer. Powiedział, że skontaktuje się z tobą w sprawie zamówienia - dolatuje do mnie jej głos i chociaż wiem, że nie może mnie zobaczyć, kiwam głową.
- Jestem tylko ciekawa, co z nim zrobimy. To będzie bardzo kaloryczny, babski wieczór - śmieję się, wyobrażając nas sobie w salonie, przy łzawej komedii z winem w jednej ręce a w drugiej ze słodkim, pachnącym kłamstwem torcie.
- Damy radę, wariatko! To będzie najsłodszy dzień w moim życiu, no oczywiście nie licząc jutrzejszej randki! - znów pisk i krzyk, a ja jedyne, na co mam ochotę w tym momencie to wywrócić oczami i zwymiotować jednocześnie.

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1600 słów i 8763 znaków.

3 komentarze

 
  • Użytkownik Ness2812

    Nie ładnie. Tak dobrze piszesz, takie fajne postacie kreujesz, a historyjki jednoczęściowe. Porwij się na coś dłuższego! Koniecznie!

    20 sie 2017

  • Użytkownik Malolata1

    @Ness2812 tak jest szefie! :*

    20 sie 2017

  • Użytkownik agnes1709

    Już wiem, dlaczego ciągle nazywam Cię Małą. Bo strasznie mało tego. Dam w dupę, zobaczysz!!!:sad:

    13 sie 2017