Jesteś lekarstwem dla mojej duszy. Cz. 20

Leżałam w małej sali na końcu długiego korytarza i patrzyłam w przestraszone oczy Jerzego. Chciałam powiedzieć coś co mogło by chociaż na chwilę uspokoić jego przestraszone serce, ale nie zrobiłam nic. Nie chciało mi się przekonywać go setny raz, że moje zasłabnięcie to tylko efekt przemęczenia i strachu o życie moich dzieci. Mimo tak wielkich błagań zadzwonił do Adama, a mi wcale się to nie podobało. Mój mąż pojechał z Michałem na Policję, a ja wciąż niczego nie wiedziałam. Minęło tyle czasu od zaginięcia Kacpra, że powoli łapałam się na tym, że nie wierze w to, że odzyskam dziecko. Wielka pętla zaciskała mi się na szyi z przerażenia bezsilności i płaczu.  
- Wiesz co by było, gdyby akurat nie było tam mnie przy Tobie? wiesz co by było jakbyś upadła i uderzyła głową o - spojrzał na mnie takim wzrokiem jakby próbował odsunąć od siebie złe myśli.  
- Wiem, ale nic mi się nie stało. Zakręciło mi się w głowie i zachwiałam się - przyznałam nieśmiało. Nie wspomniałam o innych dolegliwościach bo nawet nie skupiłam na to uwagi. - Tam leży Marcin, lekarze walczą o jego życie jak ja mam się czuć Jerzy? jak ja mam patrzeć na to, że co rusz wyrywają go śmierci? A jak któregoś razu nie zdążą? jak jego serce się zatrzyma na dłużej? jak ja mam bez niego żyć? - wyznałam. Nie chciałam myśleć jak wyglądało by moje życie bez dzieci. Jak zniosłabym stratę chociaż jednego z nich. Nie zniosłabym. Umarłabym wraz z nimi.  
- Jak ma się nasza pacjentka? - zapytał lekarz. - Chyba czas odpocząć co? Marcin potrzebuje żywej mamy. Ktoś musi być przy nim, gdy odzyska siły. Czeka go długa rehabilitacja. Zresztą Kacper także pani potrzebuje. Proszę szanować zdrowie ma się tylko jedno. - uśmiechnął się. - A tak poważnie pani Klaro niepokoją mnie pani objawy. Czy chorowała kiedykolwiek pani na serce? - zapytał ostrożnie. Zamknęłam oczy by przypomnieć sobie niektóre objawy, ale przemilczałam. Czasami czułam ukłucie, ale zwalałam na stres, czasem też miałam duszności, ale także uważałam, że to po prostu nerwica  
- Nie - rzekłam cicho. Do tej pory byłam zdrowa - rzekłam stanowczym głosem. Lekarz popatrzył chwilę na mnie i wyszedł z sali. Jerzy stanął koło mojego łóżka i nie spuszczał ze mnie wzroku. Zapewne podejrzewał, że kłamie.  
- Coś nie chce mi się Ci wierzyć - usłyszałam głos przyjaciela.  
- To nie wierz. - rzekłam spokojnie - Możesz iść i sprawdzić co dzieje się z Marcinem? proszę - wyznałam cicho. Mąż mojej przyjaciółki popatrzył chwilę w moje oczy, pokręcił głową i wyszedł spełniając moją prośbę. Leżałam na łóżku delektując się ciszą na sali, patrzyłam w okno zastanawiając się, gdzie teraz podziewa się Kacper. Czy kiedykolwiek odnajdą moje dziecko? Znów poczułam to nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej i zwinęłam się z bólu. To tylko stres wmawiałam sobie. Nie wiem kiedy zasnęłam. (...) Obudziły mnie jakieś głosy na korytarzu, odruchowo spojrzałam na zegarek zdając sobie sprawę, że moja drzemka trwała zaledwie dziesięć minut.  
Jak to możliwe, że kilkanaście minut snu może tak bardzo dodać człowiekowi sił. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak bardzo zmęczony i wykończony jest mój organizm. Kiedy ostatnio porządnie się wyspałam? Kiedy zjadłam porządny posiłek? Niech ten koszmar wreszcie się skończy. Boże. Niech wreszcie się skończy. Właśnie na nowo przesypiałam, gdy drzwi otworzyły się i usłyszałam znajomy głos.
- Mamo - zawołał Kacper a ja podniosłam się chyba zbyt gwałtownie i szybko, bo znów zrobiło mi się słabo.


Mama. Obraz kobiety zapłakanej wracał do mnie za każdym razem, gdy tylko otwierałem lub zamykałem oczy. Wspomnienia wracały wywołując tysiąc różnych emocji. Ból, strach, niepewność, nienawiść. Chciałem poruszyć nogą, ale nie potrafiłem. Kolejne wspomnienia przyjaciół, ich śmiechy spojrzenie dziewczyny, za którą poszedłbym w ogień. Stypendium sportowe. Tak długo czekałem na taką szanse, tak długo starałem się o przyjęcie i o to bym mógł wyjechać, bym miał szanse zostać kimś, ale teraz nawet nie wiedziałem, czy kiedykolwiek uda mi się zagrać. Kacper. Wciąż nie pamiętałem dokładnie jak do tego doszło. Telefon od brata, słowa boję się i ja, który jechał jak wariat na pomoc bratu. Później tamten huk i obudziłem się tu w sali. Co Kacper robił sam na tamtej ulicy? kim była ta kobieta i czego od nas chciała? próbowałem jakoś to wszystko poukładać, próbowałem zrozumieć, ale nie potrafiłem. Ból znów nasilał się. Wspomnienia wracały po kolei. Znów ujrzałem smutne spojrzenie matki i strach w jej oczach. Strach o nas, o nasze bezpieczeństwo. Jaką miłością musiała nas obdarzyć, by chcieć zrezygnować z tego wszystkiego. - Zawiodłam - jej ciche słowa wyszeptane przez płacz były jakby prawdziwe. Chciałem pozbyć się bolesnych wspomnień, chciałem wstać i ruszyć korytarzem by odnaleźć ją, kobietę, która nie była przecież moją biologiczną matką, ale kochała mnie i zrobiła dla mnie tak wiele. Chciałem objąć ją, podziękować i powiedzieć to, co już dawno powinienem zrobić. Kocham Cię mamo. Jednak nie mogłem się poruszyć. Bałem się,że już nigdy nie będę chodzić,że już nigdy nie stanę na nogach.
- Co Ty robisz chłopcze - przerażenie w głosie zmusiło mnie bym spojrzał na męską twarz. Nie poznawałem go, ale może dlatego,że wciąż byłem oszołomiony tym wszystkim, zagubiony i na lekach.  
- Chcę do mamy - rzekłem cicho.
- Leż nie wolno Ci wstawać. Marcin słyszysz mnie? Nie wolno Ci wstawać. Musisz leżeć - przekonywał. Nie musiał długo tego robić i tak mimo wielu prób nie udało mi się wstać, a ja czułem,że dzieje się coś złego.  
- Gdzie jest mama? Gdzie mój brat? Co się do cholery tutaj dzieje? Czemu nie mogę wstać? - zapytałem.
- Marcin pamiętasz mnie? Jestem Jerzy mąż Łucji. Pamiętasz coś? - pytał ignorując moje wcześniejsze pytania.
- Wujek? - upewniłem się próbując przywołać wspomnienia, ale nie nadchodziły. Mężczyzna pokiwał głową. Uśmiechnął się zapewne zadowolony,że wraca mi pamięć. - Nic nie pamiętam. Pamiętam Mamę, Adama jakieś urywaki. Mojego brata, ale nie Ciebie - odpowiedziałem zrezygnowany.  
- Przypomnisz sobie. Wszystko w swoim czasie. Mama poprosiłabym zobaczył co z Tobą. Jak się czujesz kochany? - zapytał. Nie odpowiedziałem. Sam nie wiedziałem jak się czuje. Nie chodziło o jakieś dolegliwości bólowe, ale raczej o moją psychikę, która siadała co raz bardziej. Wciąż nie łapałem tego co działo się wokół mnie. Dlaczego leżałem nieruchomo, dlaczego nie mogłem chodzić? Czy ja byłem? O Boże! O mój Boże! Ja zostałem sparaliżowany! Chciałem wstać, szarpałem się, próbowałem z całej siły, ale nie mogłem. Jerzy mocno trzymał moje ciało, a ja walczyłem z nim i ze łzami, które na dobre zagościły w moich oczach.
- Co tu się dzieje? - usłyszałem głos Michała, a wraz z nim wszedł lekarz. - Marcin co ty wyprawiasz? Jesteś osłabiony, kilka razy lekarze walczyli o twoje życie. Dzieciaku co ty odwalasz? - usłyszałem.
- Niepotrzebnie. Jeśli mam być kaleką to nie potrzebnie mnie ratowali! Ja nie chcę już żyć - zapłakałem.  
- Hej kto nagadał Ci takich bzdur? Nie jesteś kaleką. Teraz nie możesz chodzić, ale nie jesteś wcale sparaliżowany. To minie. Słyszysz? Zagrasz w drużynie, jeszcze będziemy z Ciebie dumni. A miejsce na Ciebie czeka. Dzwoniłem i obiecali mi,że poczekają - rzekł. - I ktoś bardzo chciałby Cię zobaczyć. Chyba nie chcesz zostawić brata? Nie chcesz złamać mu serca? - zapytał. Pokiwałem głową. Nie wiedziałem już czego chcę, byłem tak bardzo skołowany tym wszystkim, tak bardzo przestraszony.  
- Kacper jest u mamy. Mama źle się poczuła i upadła, ale już wszystko jest dobrze. Zaraz oboje tu przyprowadzę, dobrze? - usłyszałem. Pokiwałem głową i zostałem sam. Kacper jest cały i zdrowy. Nie wiedziałem jak, ale tak bardzo cieszyłem się z tego.
- Braciszku! - Zawołał Kacper rzucając się po chwili w moje ramiona. CDN

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1563 słów i 8294 znaków, zaktualizowała 25 sty 2018.

1 komentarz

 
  • Użytkownik cukiereczek1

    Czekam na kolejną z niecierpliwością dodaj coś szybko!!  ????????????????

    25 sty 2018