Jesteś lekarstwem dla mojej duszy. Cz. 10

Stałam przy oknie z kubkiem kakao i zastanawiałam się nad słowami Adama. Myśl, że miałabym utracić dzieci myśl o tym, że miałyby wyjechać daleko stąd i spędzić trochę czasu z ojcem, w obcym mieście i z dala ode mnie przetłaczała mnie. Czy tak wymyślił sobie zemstę za to, że nie zgodziłam się na jego warunki? czy tak chciał mi dokopać? jeśli tak to chyba mu się udało. Jakże nienawidziłam własnego męża, jakże czułam do niego złość za to co mi zrobił, jak nas traktował. Kochałam dzieci i nie wyobrażałam sobie bym mogła pozwolić im wyjechać. Już wolałam by Marcin pojechał do Nowego Jorku, by spełnił swoje marzenia, zresztą wątpiłam w to czy by chciał widywać się z ojcem. Był starszy i dużo więcej już rozumiał. Nienawidził go tak samo jak ja, nienawidził za to co nam zrobił. Wciąż serce mi drży gdy przypomnę sobie o tym jak chciał go uderzyć, wciąż trzęsą mi się ręce gdy przypomnę sobie każde z kolejnych ciosów zadanych przez męża. Już nie długo. Jeszcze trochę i zamierzałam się uwolnić od tego tyrana. Tu już nie chodziło o mnie, o kobietę, która cierpi i boi się zasnąć. Musiałam chronić ich- największe szczęście dla których w stanie byłam poświęcić wszystko. Siebie, swoją przyszłość i miłość. Zrobiłam to w imię miłości do dzieci, w imię miłości do Kacpra i Marcina - do którego przecież wcale nie miałam praw.
- Mamo! Mamo! Chodź! - zawołali. Dziś obiecałam im kino. Wczorajsza rozmowa z Filipem dużo mi dała, a od rana na cały dzień znikł, tłumacząc się, ze musi pozałatwiać kilka spraw. Nie wnikałam jakich. Postanowiłam wynagrodzić dzieciom wczorajszy utracony dzień i dlatego poszliśmy dziś do kina, chciałam pobyć z nimi trochę czasu, chciałam nacieszyć się nimi, gdyby... Gdyby jednak coś poszło nie tak, gdybym ich utraciła. Na samo wspomnienie o tym, na samą myśl, że może tak być dostaje gęsiej skórki. Za bardzo kocham je bym pozwoliła im odejść, bym pozwoliła Adamowi zbliżyć się do nich i skrzywdzić ich. Matka zdolna jest do wszystkiego, w obronie dzieci może nawet zabić. Ile razy wyobrażałam sobie, że biorę nóż i wbijam mu prosto w serce? ile razy zabijałam go na milion różnych sposobów? Za każdym razem robiłam to tak boleśnie, tak z premedytacją by zadać mu jak najwięcej bólu. Znienawidziłam go. Znienawidziłam mocniej, niż kiedyś kochałam.

Adam długo przyglądał się kobiecie i poczuł się dość dziwnie. Chociaż jego plan jak dotąd wydawał się bez zarzutu, poczuł się dziwnie. Coś nie dawało mu spokoju, coś jakby na znak wyrzutów sumienia.
- Wszystko się udało. Poszło prościej niż myślałam - usłyszał triumfalny, radosny głos Anny i spojrzał na telefon. Na telefonie Anna leżała w ramionach Michała, a on upił kolejny łyk piwa. - Teraz wystarczy wysłać fotografię Klarze i basta. Gołąbeczek już nie ma - wyznała Anna z chytrym uśmiechem.
- No spisałaś się - przyznał Adam ściszonym głosem. Wcale nie poczuł się lepiej. Chciał odejść, chciał oddalić się jakby w ten sposób miał także pozbyć się wyrzutów sumienia, ale Anna go zatrzymała. Znał wyraz tej twarzy, znał jej uśmiech i wiedział.
- Chodź - powiedziała kobieta i złapała go za rękę. Przez chwilę zawahał się bo przecież kilka ulic dalej czekała na niego Marta, czekała nieświadoma tego co właśnie się dzieje i znów poczuł to dziwne uczucie. Kurwa! Co tak naprawdę się nim działo? Dlaczego czuł się tak dziwnie, zamiast cieszyć się osiągniętym celem? czyżby zmienił się aż tak? - Co jest? - zapytała Anna marszcząc brwi. Właśnie byli w kabinie męskiej ubikacji i rozbierała się. On wcale nie miał ochoty na igraszki z kobietą, która najwidoczniej była spragniona i głodna jego ciała. Wciąż miał w głowie myśl, że Marta zaczyna się niecierpliwić, ale nie wiedział jak ma wybrnąć. Wiedział, że Anna zdolna jest do wszystkiego i sam nie miał pewności już co ona zrobi. Nie chciał by robiła coś wbrew niemu, nie chciał chyba nawet już komplikować życia Klarze a wiedział jaki ból zada ukochanej żonie, gdy ta zobaczy to zdjęcie. Po raz kolejny tego wieczoru obudziły się w nim wyrzuty sumienia i zamarł. Przestraszył się tego co się z nim działo, przestraszył się poczucia winy, przestraszył nagłej zmiany zachowania.
- Nie mogę - powiedział cicho odsuwając ręce Anny, gdy ta zaczynała się do niego dobierać. Bez zastanowienia zapiął spodnie, włożył na nowo koszulkę i spojrzał na Annę. Kobieta była śliczna i pamiętał co tak naprawdę robiła z jego ciałem. Pamiętał ten dreszczyk podniecenia, gdy całowała jego ciało, ale nie mógł ciągle jej ulegać. To do niczego dobrego nie prowadziło. - Anno lubię Cię, ale spotkam się z kimś. Nie możemy - powiedział a jego głos drżał. Sam nie wiedział dlaczego nagle ogarnęła go taka złość. Zabrał jej telefon i przesłał sobie zdjęcie Klary, a po przesłaniu usunął. Wolał by kobieta nie miała niczego czym mogłaby go szantażować, albo wykorzystać na krzywdę ich wszystkich. - To było głupie. Ja nie mogę - przeprosił i opuścił kabinę. Poczuł jak uderza go fala gorąca. Polał się zimną otrzeźwiającą wodą by zmyć z siebie zapach kobiety i cały wstyd. Wstydził się tego co chciał zrobić i tego co się stało. Mylnie zakładał, że zimna woda otrzeźwi jego umysł, ale nic takiego się nie stało. Wciąż trwał w zawieszeniu, nadal nie wiedział co powinien zrobić, jak się teraz zachować. Anna mu się podobała i zdał sobie sprawę, że ją zranił, a odtrącona kobieta zawsze bywa nieobliczalna. Zależało mu też na Marcie, która w przeciwieństwie do jego byłej kochanki była krucha i niewinna. Była dobra. Jednak w jakimś stopniu jego serce wciąż należało do jego żony i nadal nie wiedział co zrobić. Nawet przez chwilę nie był dalej niż przed pięcioma minutami. Wciąż trwał w tym samym miejscu, zagubiony, oszołomiony i zdumiony tym, co się właściwie stało.

Wszedł do domu z wielkim bukietem róż. Chciał chociaż na chwilę zlikwidować wyrzuty sumienia, które chyba już na dobre zagościły w jego głowie.
- A to za co? - usłyszał cichy kobiecy głos. Marta podeszła do niego i wzięła od niego kwiaty, powąchała i uśmiechnęła się do niego tak szczerze jak jeszcze nigdy. - Dziękuję są cudowne - powiedziała z uśmiechem.  
- Postanowiłem wnieść papiery o rozwód. Chcę rozwieźć się z żoną by potem poślubić Ciebie - rzekł cicho. Sam nie wiedział po co jej to powiedział, ale czuł, że powinien. Ile razy karmił ją takimi obietnicami? ile razy obiecywał jej to tylko po to by ją przy sobie zatrzymać?
- Chyba nie wiesz co mówisz. Słyszałam już to nie raz nie dwa - odezwała się kobieta odkładając kwiaty. Nie chciała po raz kolejny mu uwierzyć, nie potrafiła już. Adam nic nie odpowiedział. Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Pragnął jej, chciał dać jej tą chwilę, chciał przy niej zasnąć, chciał przy niej się obudzić. I tu już nie chodziło tylko o tę noc, chciał robić tak codziennie do końca swego życia.
- Miałabyś coś przeciw jeśli odwiedziły by nas tam moje dzieci? - zapytał. Marta oparła się na łokciu i odwróciła w jego stronę. Spojrzała na niego i pogłaskała go po policzku.
- Nie najdroższy. Nigdy nie będę miała nic przeciwko jeśli będzie chodziło o twoje dzieci, ale zastanawia mnie co innego - wyznała czule.
- Co?
- Co na to Klara? pozwoli wyjechać im samem do ojca, który przecież podniósł rękę na syna? który bił ją? zaufa Ci? - powiedziała cicho, jakby bała się odezwać. Po raz pierwszy przyszło mu na myśl, że Marta mogła się go bać, ale zaraz otrząsnął się z tej myśli. Ona była krucha, ale nigdy nie pozwoliłaby sobie na takie traktowanie. Już po pierwszym ciosie spakowałaby się i powiedziała odchodzę. Wiedział to, bo zakomunikowała mu to poważnym tonem zaraz po tym, gdy dowiedziała się, że uderzył żonę. Pamiętał te ciche dni, gdy nie odzywała się do niego urażona, że nie wolno mu było tak postąpić. Chociaż Klara była jej rywalką, stanęła w jej obronie i stała za każdym razem, gdy wracał wściekły do domu. Marta w końcu zagroziła mu, że odejdzie jeśli nie przestanie znęcać się nad rodziną. I chociaż kochała go jak jeszcze nikt, wiedział, że mówiła wtedy poważnie. A teraz leżała przy nim, mówiła delikatnie, głaskała go czule i uświadomiła mu jak wielką krzywdę wyrządził swojej rodzinie.
- Nie wiem - powiedział w końcu prawdę. Pamiętał wściekły wzrok Klary gdy jej o tym powiedział. Pamiętał wyraz jej oczu i wiedział, że na pewno nie będzie to łatwe.  
- A może pojedzie z nimi? może wynajmiemy im pokój w hotelu, pokażemy miasto, pozwiedzamy i przekonamy ją, że może nam ufać. Przekonam ją, że może mi zaufać - powiedziała cicho Marta. Adam spojrzał na nią zdziwiony. Szczerze wątpił by Klara chciała spędzić trochę czasu z nim i jego kochanką, kobietą która przecież rozwaliła jej rodzinę, ale przecież i ona kogoś miała. Oboje mieli szansę na nowe życie, zasługiwali na szczęście.
- Zrobiłem coś strasznego Marto. Coś, czego chyba nigdy bym sobie nie wybaczył - powiedział w końcu wyciągając telefon i pokazując jej zdjęcie Anny i Michała. Marta przez kilka minut przyglądała się mu w skupieniu. Widział rozczarowanie w jej oczach, ale bardziej przerażała go ta cisza, która odbijała się w całym mieszkaniu. - Powiedz coś - prosił. Jednak kobieta wciąż milczała.
- Gdybyś rozbił związek Klary i mnie byś utracił. Daj spokój kobiecie. Jest matką twoich dzieci, chyba zasługuje na to by być szczęśliwa? - powiedziała cicho. - Zresztą obiecałeś mi, że nigdy więcej nie spotkasz się z Anną. Dlaczego nie dotrzymałeś słowa? - spytała.
- Nie wiem. Byłem w jakimś amoku. Nie działałem racjonalnie. Byłem tak zaślepiony zemstą, że nie zastanawiałem się co robię - wytłumaczył.
- Zemstą? a za co chcesz się mścić? za to, że przez lata znosiła twoje zdrady? zachowanie? Boże Adamie przerażasz mnie - rzekła cicho i wstając z łóżka wyszła z ich sypialni...

Chociaż od wyjścia Filipa minęło sporo czasu, nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Chodziłem bez celu po mieście by skupić się i zastanowić nad tym co właściwie powinienem jej powiedzieć. Jak przeprosić ją za brak zaufania? za zwątpienie w szczerość jej uczuć? Nie wiedziałem nawet, czy Klara zachce ze mną porozmawiać, czy kiedykolwiek będzie chciała. No i cały czas zastanawiałem się co miał na myśli Filip mówiąc o Adamie. Co takie znów wymyślił jej mąż? co takiego znów szykował? Nie wiem jak długo chodziłem bez celu po mieście i rozmyślałem. Mijałem zakochane pary i poczułem pustkę w środku. Tak bardzo chciałbym, tak bardzo pragnąłem by Klara była tu ze mną. Chciałem ją przytulić, pocałować, chciałem by mi przebaczyła. Na dworze robiło się już ciemno, a ja dopiero teraz zdałem się na odwagę by do niej przyjść. Wciąż jeszcze nie miałem poukładane w głowie, wciąż nie miałem pojęcia, nie wiedziałem co jej powiem. Jak będę z nią rozmawiał. Nie wiedziałem nawet czy zechce mnie wysłuchać. Jednak jakie miałem inne wyjście? mogłem chodzić bez celu po mieście, mogłem zastanawiać się, żałować, ale mogłem też iść do niej i powiedzieć jej Wciąż Jestem Kochanie. Możesz na mnie liczyć. Chciałem być tym kim byłem dla niej do tej pory, chciałem pokazać jej jak bardzo żałuje, jak bardzo ją kocham jak bardzo może na mnie liczyć. Pragnąłem tego by mi przebaczyła, pragnąłem jej zaufania. Zatrzymałem się przed domem i wziąłem kilka głębokich wdechów. Cała pewność siebie wyparowała i już chciałem wrócić, ale nie mogłem. Bałem się, że jeśli nie zrobię tego teraz, nie odwarze się już nigdy. Zadzwoniłem domofonem i poczekałem jak drzwi otworzą się. Po kilku minutach przed drzwiami stała kobieta i przyglądał mi się. Nie wiedziałem, czy mnie poznała bo przecież widzieliśmy się może raz, może dwa, ale musiałem zaryzykować.
- Jest Klara? - spytałem jakby nigdy nic. Łucja spojrzała na mnie uważnie i wpuściła mnie do środka. Po chwili ujrzałem jakiegoś mężczyznę, którego nie znałem i już znajomą twarz Filipa.
- Ten pan szuka Klary. Naszej Klary - powiedziała lodowatym głosem. Dopiero teraz zrozumiałem, że chyba już każdy wie o tym co się między nami wydarzyło.
- Chyba się nie zrozumieliśmy Michale - powiedział Filip podchodząc do mnie. - Prosiłem byś nie zbliżał się do tej kobiety, prawda? jeśli nie chcesz prośbą to może
- Nie Filipie! Daj mu powiedzieć
- Po co? Siostrzyczko on nie zasługuję na naszą Klarę. Daj spokój. On nie jest jej wart. Ona zasługuje na kogoś lepszego - odezwał się zdenerwowany mężczyzna.
- Kocham ją. Kocham ją i dlatego tutaj jestem. Pogubiłem się przyznaje, ale - zawahałem się, czując jak moje mięśnie się rozluźniają.
- Ona ma dzieci, dwójkę wspaniałych chłopców. Ma też nieudane małżeństwo i przeszła piekło przez tego gnojka Adama. Wciąż twierdzisz, że ją kochasz drogi Michale? - spytała spokojniej Łucja.
- Bardziej niż kiedykolwiek i nie pozwolę jej skrzywdzić
- Sam ją skrzywdziłeś - przerwała mi.
- Tak. Wiem o tym jak zwątpiłeś w jej szczere uczucia, wiem o tym od Filipa i wiesz co najchętniej odizolowałabym Cię od niej, ale ona teraz Cię potrzebuję. Nie możemy decydować za nią, nie mamy prawa  
- Mamy! Jesteśmy jej przyjaciółmi - przerwał jej Filip.
- Nie, nie macie. Kocham Klarę, a ona kocha Mnie. Kocham też jej dzieci. - powiedziałem cicho.
- Nie ma jej. Poszła do kina z chłopcami - powiedziała nagle kobieta. - Poczekaj jeśli chcesz, ale jeśli ona powie Ci, że nie chce Cię widzieć, Ty znikniesz, zgoda? - usłyszałem. Pokiwałem głową i spojrzałem na przyjaciół Klary. Cieszyłem się, że otoczona jest takimi ludźmi, ludźmi, którzy nigdy nie pozwolą jej już skrzywdzić.


Nie wiem jak długo stałam za drzwiami mieszkania i przesłuchiwałam się ich rozmowie. szczerze powiedziawszy wolałabym tu nie być, ale skoro już byłam, chciałam usłyszeć ich rozmowę. To jak dzielnie odpierał ataki Łucji i Filipa, to jak zawzięcie mówił o miłości do nas było jak lekarstwo dla mojej duszy. Nagle głosy ucichły, a ja stchórzyłam. Chciałam odejść, nawrócić się i nawet już pobiegłam by oddalić się od drzwi, by mnie nie zauważyli, ale zostałam zatrzymana przez Marcina.
- Mamo powinnaś z nim porozmawiać - usłyszałam głos syna. Kacper patrzył tylko na nas, nie bardzo rozumiejąc to wszystko co się dzieje, ale Marcin rozumiał już zbyt wiele.
- Nie mogę. Nie mogę synku, nie chcę - mój głos drżał. Moje ciało drżało. bałam się tego co usłyszę, bałam się tego co mi powie i bałam się tego,że znów wyrwie mi serce.
- Mamo on nas kocha. Kocha Ciebie, kocha nas a ty nie powinnaś odbierać mi i Kacprowi szansy na szczęśliwą rodzinę - w jego głosie nie było nutki złości. Uważnie dopierał słowa, ale miał taką minę, jakby był przekonany o swojej racji. Może i jego słowa były słuszne? Czy naprawdę miałam prawo zabierać im szansę na szczęście?
- On mnie skrzywdził. Rozumiesz to synku? skrzywdził mnie - powiedziałam cicho.
- Wiem o tym Klaro. Wiem,że Cię skrzywdziłem, ale wierz mi,że nie chciałem.- usłyszałam głos Michała. Nie wiem jak długo stał za nami i przesłuchiwał się naszej rozmowie, nie wiem ile usłyszał. - Część chłopaki. Tak bardzo cieszę się,że wreszcie Was poznałem. Żałuje tylko,że w takich okolicznościach. Tyle czasu wyobrażałem sobie nasze spotkanie, co wam powiem, jak zareagujecie - zwrócił się do dzieci. Marcin podszedł do niego i po prostu przytulił, a Michał odwzajemnił jego gest. Tulili się jak ojciec z synem, a ja zamierałam w środku. Tak bardzo mnie ten widok wzruszył,że poczułam pod powiekami kilka łez. Kacper stał nie daleko z nich a na jego twarz zobaczyłam zagubienie. Nie wiedział co ma teraz zrobić, jak się zachować. Przez chwilę patrzył na Michała, a Michał stał bezruchu jakby bał się zrobić najmniejszy gest by go nie spłoszyć. Ja też nie wiedziałam jak pomóc młodszemu, zagubionemu synkowi i serce krajało mi się z bólu.
- Jest pan przyjacielem mamy? - zapytał nieśmiało podchodząc do Michała.  
- Tak kochanie to mój przyjaciel i mężczyzna, którego kocham - wyznałam cicho. Na słowo kocham syn zrobił krok w tył i spojrzał ostrożnie na brata, jakby w nim szukał schronienia.
- Nie bój się. Możesz mu zaufać - zachęcił go Marcin.
- Mam mówić do niego tato? a co na to mój ojciec? - w jego oczach ujrzałam strach. Domyślałam się,że bije się z sprzecznymi uczuciami i tak bardzo chciałam mu pomóc.
- Kochanie Adam na zawsze zostanie twoim ojcem. Możesz mówić do niego, pan albo wujku jak zechcesz - powiedziałam tuląc zagubione dziecko. - Pamiętasz jak mówiłam Ci,że wyjście moje i taty jest niemożliwe? spotykałam się z kimś. Pokochałam Michała i dlatego nie ma szans byśmy z tatą wrócili do siebie - starałam się by mój głos był cichy i spokojny. Starałam się nie pokazywać emocji przy dzieciach.
- Dobrze niech będzie wuju - powiedział Kacper i nieśmiało się uśmiechnął. Po chwili podbiegł do Michała i przytulił go obejmując malutkimi rączkami.
- Kocham was łobuzy - zaśmiał się Michał i spojrzał na mnie. - Teraz kiedy mam pozwolenie twoich dzieci porozmawiasz ze mną Klaro? - rzekł, a ja nie miałam wyjście. Dzieci weszły do domu na kolację, a ja przyjęłam zaproszenie Michała na spacer i łapiąc go za rękę dałam mu się prowadzić, zdając sobie sprawę,że czeka nas ciężka rozmowa. CDN

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 3461 słów i 18102 znaków, zaktualizowała 9 mar 2017.

2 komentarze

 
  • Użytkownik ...

    Kiedy next ?:)

    17 mar 2017

  • Użytkownik cukiereczek1

    Czekam na kolejną z niecierpliwością :) :* :)

    9 mar 2017