Jesteś lekarstwem dla mojej duszy. Cz. 21

Stałem na korytarzu a przez otwarte drzwi patrzyłem na scenę, która rozgrywała się w pokoju mojego syna. Zapłakany Marcin tulił mocno Kacpra a ten pozwolił mu na te czułości. Klara stała obok nich nie wiedząc, czy przeszkodzić im, czy pozwolić na okazywanie sobie uczuć. Ja natomiast stałem obolały tym widokiem i płakałem sam nie do końca przekonany, czy ze szczęścia, że odnaleźliśmy nasze dzieci, czy z rozpaczy bo zdałem sobie sprawę, że ja nigdy już nie będę częścią tej rodziny. Do tej pory ślepo wierzyłem, że uda mi się odzyskać moją rodzinę, ślepo wierzyłem, że jest dla nas jeszcze szansa, że moja żona mi wybaczy i znów zamieszkamy razem dając sobie szansę, ale teraz, gdy tak z boku patrzyłem na to trio zdałem sobie sprawę, że w ich poukładanym dotąd życiu nie ma dla mnie już miejsca. Może to wszystko na moją własną odpowiedzialność, może to ja swoimi romansami i pięściom zniszczyłem wszystko, ale teraz zrozumiałem co utraciłem. Michał wolnym krokiem szedł w ich stronę, gdy spojrzał na mnie nie wiem, czy czegoś się domyślił, czy po prostu zrobiło mu się mnie żal, bo zatrzymał się i poklepał mnie po ramionach. Później ruszył przed siebie wprost do sali Marcina. Patrzyłem jak tuli moją żonę, patrzyłem jak Kacper lgnie do niego całym ciałem jak cicho płacze w jego ramionach, jak Marcin patrzy na to wszystko z nadzieją i ufnością w oczach i zaczynam rozumieć. Michał był niczym Anioł, pomógł im odzyskać to co ja im zabrałem. Może to dziwnie zabrzmi, ale nie miałem do niego pretensji, nie miałem nawet żalu. Wręcz przeciwnie, byłem szczęśliwy, że to właśnie taki facet jak Michał zajął moje miejsce w tej rodzinie. Byłem pewny, że on nie pozwoli ich nikomu skrzywdzić, że będzie bronił ich własnym ciałem i zrobi wszystko by wspierać Marcinie w tym trudnym dla niego okresie życia. Byłem pewny, że pomoże Kacprowi odzyskać poczucie bezpieczeństwa a Klarą zaopiekuje się jeszcze lepiej niż lekarze. Mogłem odejść zostawiając ich w dobrych rękach, nie bojąc się o to co przyniesie nam przyszłość. Mogłem być spokojny i zacząć nowe życie. Mogłem przecież jeszcze o nich walczyć, ale co by to dało? Przecież nigdy nie znaczyłbym dla dzieci tyle co Michał, Klara nigdy nie poczułaby przy mnie tego co przy nim. To było na nic.
- Co zamierzasz teraz zrobić Adamie? - męski głos sprowadził mnie na ziemie. Spojrzałem w oczy mężczyzny, którego dobrze znałem i ruszyłem ramionami.
- Nie wiem Jerzy. Nie wiem. Teraz, gdy wszystko wróciło do normalności, gdy dzieci są bezpieczne, gdy najgorsze u Marcina minęło nic tu po mnie. Oni mają własne poukładane życie, ufają mu i są przy nim szczęśliwi - wyznałem czując ból. - Wiesz, że to Ty mogłeś być na jego miejscu. Mogłeś dać im poczucie bezpieczeństwa zamiast przemocy, mogłeś podarować żonie trochę uwagi i ciepła zamiast ciosów i krzyku - wyznał kiwając głową. - Kibicowałem Wam bo widziałem jak szczęśliwa przy Tobie była. Adamie każdy popełnia błąd i w pewnym momencie swojego życia większość ludzi schodzi na złą drogą. Robi rzeczy, których później żałuje, popełnia błędy, których nie powinien. Nie sztuką jest uciec, tylko przyznać się do nich i spróbować je naprawić. Kacper tak wiele przeszedł. Może dla Ciebie i Klary jest za późno, może to przy Michale zaznała szczęścia, ale dzieciom nikt nie zastąpi prawdziwego ojca. Marcin potrzebuje teraz wszystkich a Kacper wciąż Cię kocha. I co zwiejesz? Znowu? W ten sposób popełnisz kolejny błąd. Być może na zawsze przekreślając relacje z ukochanymi osobami. Jesteś na to gotowy? Na zawsze zniszczysz zaufanie Kacpra. Marcin uzna, że nie pomylił się co do Ciebie. A ty i tak nie zaznasz sobie miejsca, bo wciąż będziesz sercem i myślami przy dzieciach. - powiedział cicho. Miał racje. Powiedział to wszystko, czego się obawiałem. Nie chciałem zniszczyć nam wszystkim życia, ale bałem się, że jeśli zostanę to zniszczę życie mojej żonie. Chociaż może bardziej niż tego bałem się własnego cierpienia, gdy będę musiał na nich patrzeć.
- Klara - wyznałem cicho
- O nią się nie martw. Nie ona jest tu najważniejsza tylko dzieci, twoje dzieci. Związkiem jej i Michała się nie przejmuje, bo są na takim etapie, że wierz mi twoja obecność nie będzie miała dla nich znaczenia. Ona jest w nim zakochana. On potrzebuje jej tak samo jak ona jego. To naprawdę dojrzałe i trwałe uczucie i nikt nie jest wstanie im zagrozić. Ale dzieci to co innego - dodał.

- Jerzy ma rację - wyznałem cicho sam nie do końca będąc przekonanym tego co mówię. Chciałem odezwać się wcześniej, ale Jerzy ubrał tak pięknie to w słowa, że ja nie powiedziałbym tego lepiej więc milczałem i słuchałem ich rozmowy. Nie chodziło tu o mnie, czy Klarę, nie chodziło wcale o nasz związek, który może nie był jeszcze tak trwały jak myślał jej przyjaciel a może właśnie był? Nie byłem tego pewny. Jednak w tym wszystkim my byliśmy najmniej ważni. Chodziło o dzieciaki. Mogłem starać się jak tylko potrafiłem, ale nigdy nie byłem wstanie zastąpić im ojca. Miałem z nimi wspaniały kontakt, naprawdę dobrze się rozumieliśmy i byłem przekonany, że nasze zaufanie do siebie jest na tyle silne i trwałe, że nie miałem się czego bać, ale nawet nie próbowałem zastępować im Adama. Ojciec powinien być tylko jeden i to była rola jego, nie moja. Ja zawsze starałem się być tylko dobrym wujkiem, przyjacielem i kumplem. Marcin może nie tyle co Kacper, bo wciąż nie ufał Adamowi, ale za to młodszy syn tak bardzo go potrzebował. Ufał mu i wierzył w wszystko co ojciec powie. Nie miałem prawa, nie mogłem pozwolić na to by przez moją obecność dzieci na nowo utraciły ojca. Czułem się rozdarty bo wiedziałem, że powinienem o tym porozmawiać z Klarą, powinienem zapytać jej jakie jest jej stanowisko w tej sprawie, co ona o tym myśli, ale z drugiej strony wiedziałem, że postępuje słusznie. Pokochałem całą trójkę, wszystko co robiłem robiłem z myślą o nich. Gdy poznałem Klarę, już wtedy wiedziałem, że ta kobieta odmieni moje życie i stanie się częścią mnie. Wiedziałem o jej nieudanym małżeństwie i krew mnie zalewała, gdy przychodziła do mnie z nowymi siniakami, roztrzęsiona i zapłakana. Jednak starałem się zrozumieć co trzymało ją na tak długo przy Adamie i dlaczego tak bardzo się bała. Od samego początku powiedziała mi, że ma dzieci, ale dopiero później przyznała się, że Marcin nie jest jej. Nienawidziłem Adama z całego serca za to, że traktuje syna w ten sposób. Posługiwał się nim i wykorzystywał miłość Klary do Marcina by ją szantażować, ale teraz gdy poznałem tego człowieka bliżej, gdy na moich oczach zmieniał się, gdy patrzyłem jak bardzo się stara to wszystko naprawić poczułem do niego sympatie. Sympatia zamieniła się w współczucie. Było mi go po ludzku żal.  
- Nie uciekaj znów. Zawalcz o te dzieciaki, bo warto - powiedziałem cicho. Uśmiechnąłem się do Jerzego, który miał w tym momencie łzy w oczach i poklepałem go przyjacielsku po plecach. - Słyszałem co mówiłeś o mnie i Klarze i nigdy Ci tego nie zapomnę - zwróciłem się do najstarszego z nas wszystkich mężczyzny i uśmiechnąłem do niego. Naprawdę wzruszyła mnie jego wiara w naszą miłość, ale musiałem się z nim zgodzić. Tu chodziło o Kacpra i Marcina. Tylko oni tak naprawdę liczyli się w tej rodzinie.  
- Nie pozwolę Ci wyjechać. Nie pozwolę znów ich porzucić. Nie jestem ich ojcem i nigdy nie będę, Nigdy nawet nie próbowałem nim być. Nie można zastąpić ojca, bo on jest tylko jeden. Kocham te dzieciaki, jakby były moimi dziećmi, ale to Ciebie potrzebują nawet bardziej niż mnie. Kacper jest mały, jak mamy wytłumaczyć mu, że tata po raz kolejny go zawiódł? jak mamy wytłumaczyć, że znów wyjechał i nie wiadomo kiedy wróci?
- A póki pamiętam Michale - odezwał się nagle Jerzy. Oboje z Adamem spojrzeliśmy w jego stronę, a on zatrzymał się i miałem wrażenie, że przez chwilę się waha, czy powinien coś powiedzieć. - Miej na oku Klarę dobrze? Ona nie chce się do tego przyznać, ale chyba ma jakieś problemy z sercem - mówił dalej.
- Jak to? - odezwaliśmy się niemal jednocześnie patrząc na zmieszaną i zmartwioną twarz Jerzego.
- Straciła przytomność dobrze, że akurat stałem przy niej i zdołałem ją złapać. Zrobili jej badania i wyszły jakieś problemy z sercem. Ona zarzeka się, że to stres, że nic jej nie jest, ale mam wrażenie, że kłamie - mówił. Zamarłem. Odruchowo spojrzałem w stronę sali, w której się znajdowała z dziećmi i poczułem złość. Starałem sobie przypomnieć jakieś urywki, coś co mogło by umknąć mi a skazywać na to, że źle się czuła, ale nic takiego nie miało miejsca.
- W jej rodzinie były problemy z sercem. Kiedyś śmiała się, że boi się, że to może być genetyczne i musimy przebadać Kacpra, ale nie sądziłem. Zaraz zaraz - rzekł Adam. Stanął i wyglądał tak jakby chciał sobie coś przypomnieć. - Parę razy skarżyła się na ból w klatce piersiowej, parę razy też było jej słabo, ale chyba każdemu tak czasami jest - wyznał.
- Dzięki Jerzy. Będę miał ją na oku i pojedziemy do Kardiologa. Możecie być tego pewni - obiecałem. Jerzy pożegnał się z nami i ruszył w stronę wyjścia, a ja spojrzałem na Adama.
- To jak? Zostajesz? - zapytałem. Jednak nie dostałem odpowiedzi.

Siedziałam na krześle i słuchałam rozmowy chłopców. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to,że mam ich obu przy sobie. Nadal nie dochodziło do mnie co się w ogóle stało, ale nie obchodziło mnie to. Najważniejsze było to,że Kacper się odnalazł a stan Marcina znacznie poprawił. Jego życiu już nic nie zagrażało. Czekała nas długa rehabilitacja, wciąż nie wiedzieliśmy jak to będzie z jego chodzeniem, ale nie traciłam wiary.  
- Tak bardzo się o Ciebie bałem braciszku - wyznał Marcin po raz kolejny mocno tuląc młodszego brata.
- Staniesz na nogach słyszysz? Jeszcze zagramy razem w piłkę - powiedział Kacper ścierając z policzka kilka łez.  
- A Ty mamo dlaczego nic nie mówisz? - zapytał Marcin.  
- Nie mogę uwierzyć w to,że mam Was przy sobie. Nie mówię nic bo staram się nacieszyć waszym widokiem - zaśmiałam się. Tak naprawdę nic nie mówiłam, bo nadal w moim gardle znajdowała się wielka kula dławiąc mnie i blokując każde słowo. Nie mogłam uspokoić mojego wciąż przerażonego serca, nie mogłam uwierzyć,że cały koszmar, który trwał tak długo wreszcie dobiegł końca. Przez szybę widziałam Adama i Michała zawzięcie o czymś dyskutujących. Ciekawiło mnie o czym rozmawiają i czy kłócą się, czy nie. Chciałam do nich iść, ale nie chciałam też zostawić dzieci samych. Bałam się,że jak wyjdę po raz kolejny coś znowu im zagrozi. Chociaż wiedziałam,że nie mogę chciałam zostać u nich w pokoju i pilnować ich i czuwać nad ich snem. Chciałam chronić je za wszelką cenę bo przecież byli dla mnie całym światem.  
- Klaro mogę Cię prosić na chwilę?  A wy jak się czujecie? - zapytał Michał. Adam znikł nam z oczu zapewne poszedł już do domu, a mi zrobiło się smutno,że nie pożegnał się nawet z dziećmi.
- Dobrze wujku. Teraz już dobrze - uśmiechnął się Marcin cały czas nie spuszczając wzroku z młodszego brata.  
- Patrz  ktoś do Ciebie skarbie - zawołałam uśmiechając się do dziewczyny. W tym samym czasie wrócił Adam,a ja poczułam dziwną ulgę.
- Kacper chodź z tatą do kawiarni co? masz ochotę na jakieś ciasto? Niech brat nacieszy się dziewczyną - uśmiechnęłam się na słowa Adama. Kacper poszedł z ojcem, Marcin zamknął drzwi od sali a my z Michałem staliśmy na korytarzu.  
- Tak bardzo cieszę się,że już po wszystkim. Tak bardzo ciesze się,że chłopcy są z nami - wyznałam cicho. Przytuliłam się do Michała i zamknęłam oczy. Tak dobrze było być w jego ramionach, tylko przy nim czułam to,że wszystko się jakoś poukłada. Byłam przy nim spokojna.  
- Rozmawiałem z Jerzym. Dlaczego nie powiedziałaś mi o problemach z sercem? - głos Michała nie wróżył nic dobrego.  
- Bo nie mam - poczułam się jak świnia okłamując ukochaną osobę, ale chyba tak naprawdę okłamywałam głównie sama siebie. Nie chciałam przyznać się przed sobą, że być może jestem chora. Tak naprawdę wierzyłam,że zaprzeczając uda mi się przegonić kolejne czarne chmury, które powoli zbliżały się nad moją rodziną.  
- No wraz z Adamem mamy inne zdanie na ten temat - rzekł spokojnie. - I nie odpuszczę póki nie zabiorę Cię do Kardiologa. Słyszysz? Kocham Cię Klaro i nie pozwolę Ci umrzeć. Pójdziesz, czy tego chcesz, czy nie - rzekł. Nic nie odpowiedziałam. Miał racje. Mój opór był bez sensu. Chodziło o moje zdrowie, chodziło o naszą rodzinę. Bałam się, ale on bał się tak samo jak ja. Nie mówił tego wprost, ale widziałam to w jego oczach, widziałam w jego wyrazie twarzy. Czułam,że nad naszą rodzinę zbliżają się kolejne trudne dni, kolejny stres, zmartwienia, ale póki trzymaliśmy się razem, byłam przekonana,że damy radę ze wszystkim. CDN

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2565 słów i 13436 znaków, zaktualizowała 2 lut 2018.

1 komentarz

 
  • cukiereczek1

    Czekam na kolejną z niecierpliwością!!  :* :* :) :)

    2 lut 2018