Jesteś lekarstwem dla mojej duszy. Cz. 19

Adam wyszedł z sali syna kompletnie załamany, lekarze biegali to tu to tam, a ja patrzyłam na to wszystko i nie mogłam zrozumieć. Stałam się otępiała tym wszystkim. Chciałam tam iść, trzymać Marcina za rękę, ale moje ciało odmówiło posłuszeństwa. Stałam tylko i patrzyłam na to wszystko co działo się wokół mnie. Gdy powoli wreszcie odzyskiwałam spokój ducha i nadzieje, stan mojego synka znacznie się pogorszył, a lekarze znów stoczyli walkę o jego życie.  
- Klaro - poczułam męską dłoń na moich barkach, ale nie odezwałam się słowem. Stałam za wielką szybą i przez łzy obserwowałam to co działo się z moim dzieckiem. Znów straciłam jakąkolwiek nadzieje, że odzyskam syna. Policja milczała, a ja nie miałam pojęcia, czy wpadli na jakikolwiek trop.Mój młodszy syn by gdzieś, nie wiadomo gdzie, nie wiadomo w jakim stanie, a ja umierałam podwójnie. Umierałam ze strachu o życie Marcia i Kacpra. - Klaro - nie musiałam odwracać się by wiedzieć doskonale, że za mną stał mój mąż. Teraz nawet to co działo się między nami, to jak bardzo mnie skrzywdził przestało mieć dla mnie znaczenie, w obliczu tak wielkiej tragedii byłam w stanie wybaczyć mu każdy cios, który spadł w moją stronę. Gdyby tylko od tego zależał los moich synków, byłabym w stanie nawet do niego wrócić. Ten sam zapach perfum przywołał szczęśliwe wspomnienia. Nie zawsze było tak między nami, nie zawsze był tyranem, który znęca się nas swoją rodziną. - Odnajdziemy go - rzekł cicho chyba sam do końca nie wierząc we własne słowa. Nie byłam tego już taka pewna. Bałam się, że stało się mu coś złego, że leżał tam być może martwy, wykrwawiony na śmierć.  
- Nikt nie znika tak bez śladu. - wtrącił się Michał, kompletnie ignorując obecność mojego męża.  
- Tylko, że naprawdę nie ma tych śladów - rzekł bardziej do niego niż do mnie. W milczeniu przesłuchiwałam się ich rozmowie, marząc o tym by cofnąć czas. Jak to możliwe, że ze zwykłej pożegnalnej imprezy na którą wybrał się mój syn stała się taka tragedia i co do licha robił z nim Kacper, skoro był u kolegi? jak to możliwe, że rozsądny chłopak, odpowiedzialny wsiadł bez prawka do samochodu i jak wierzyć policji gnał tyle na godzinę zdając sobie sprawę z tego, że z nim w aucie jest młodszy brat? Marcin uwielbiał Kacpra i nigdy nie pozwoliłby zrobić mu krzywdy.
- Pani Klaro - usłyszałam cichy, zmęczony głos lekarza. - Przykro nam. Próbowaliśmy ale stan chłopca znacznie się pogorszył. Musieliśmy znowu wprowadzić go w stan śpiączki - wyznał. Spojrzałam na niego bliska płaczu, a moja twarz pobladła od razu. Chociaż pomału dochodziły do mnie słowa lekarza, nie chciałam w to wierzyć.
- Czy Marcin z tego wyjdzie? - zapytałam szczerze bojąc się poznać odpowiedź na to pytanie. Słowa lekarza do mnie nie docierały. Michał stał tuż obok, a moja dłoń znalazła się w jego. Poczułam jak nogi odmawiają mi posłuszeństwa i już upadałam, gdy nagle ktoś mnie przetrzymał. Zsunęłam się w ramiona ukochanego mężczyzny, a moje oczy zrobiły się ciężkie. Walczyłam jeszcze przez chwilę, wiedząc, że przecież moja rodzina potrzebuje mnie teraz, że przecież muszę uratować ukochanych synów, ale ciało po raz kolejny mnie zawiodło.
- Klaro - łagodny, przerażony głos Michała wydawał się coraz dalszy a ja zdałam sobie sprawę, że odpływam. Jeszcze poczułam kilka zagubionych łez, jeszcze mokry ślad po policzku, ale po chwili nie czułam już nic. Błoga cisza i spokój koił moją poharataną duszę. - Odnajdę Cię - przyrzekłam bo tylko tyle mogłam zrobić. Marcinowi nie mogłam już pomóc, musiałam uwierzyć, że on jest w dobrych rękach lekarzy, że Bóg nie odbierze mi dziecka. Straciłam przytomność.

Gdy opuszczałem salę syna, gdy lekarze zaczęli zbiegać się do jego sali, zaczęła się walka o jego życie na moment zamarłem. Bałem się,że jego stan pogorszył się przez zdenerwowanie i niepokój, który pojawił się na jego twarzy. Wiedział więcej niż chciał powiedzieć. Tak wiele przestałem już z tego rozumieć. Tak bardzo gubiłem się w tym wszystkim. Co takiego stało się tamtego feralnego dnia? Widziałem jak wiele kosztuję to Klarę, chociaż czułem podobnie jak ona, chociaż rozrywało moje serce na pół, ona gorzej znosiła to wszystko. Chciałem ulżyć jej cierpieniu, chciałem w jakiś sposób załagodzić jej ból, ale nie wiedziałem jak. Obok nas pojawił się Michał, a ja spojrzałem w jego oczy i przypomniałem sobie słowa policjanta. Czy naprawdę mógł mieć coś z tym wspólnego? Czy moje dzieci tak bardzo mu przeszkadzały, że mógł przyczynić się do tego co się stało? Spojrzałem na naprawdę zatroskane oczy mężczyzny, na jego zmęczone, opuchnięte i zapłakane oczy. Spojrzałem na miłość, która od nich biła i zrozumiałem,że nie. Nie miałem szans odzyskać Klary i nawet nie zamierzałem już próbować. Kochali się i było to widać z daleka, dlatego nie miałem prawa stać się aż takim egoistą by po raz kolejny zniszczyć jej szczęście. Zresztą nie to było teraz najważniejsze tylko nasze dzieci. Słuchałem słów lekarza z przerażeniem i rezygnacją. Nie wierzyłem w to co mówił i starałem się, naprawdę starałem się mimo wszystko nie utracić nadziei. Nadzieja tylko ona trzymała mnie i moją żonę przy zdrowych zmysłach. W pewnej chwili Klara pobladła i zsunęła się wprost w ramiona Michała. Czułem paniczny lęk, przerażenie,że coś złego dzieje się i z nią. Lekarze szybko zabrali ją do sali, zrobili niezbędne badania, a ja mogłem jedynie czekać. Michał mimo błagania również został wyproszony, kompletnie nie radziliśmy sobie z tym wszystkim. Nagle zadzwonił telefon, a ja poczułem jak moje ciało drży ze strachu.
- Halo - odebrałem z przerażeniem i nadzieją w sercu.  
-  Czy mógłby pan przyjechać? Odnaleźliśmy pańskiego syna - usłyszałem głos funkcjonariusza. Nie zadawałem pytań, nie pytałem co i jak tylko niemal pędem rzuciłem się w stronę wyjścia.
  - Mają Kacpra - wyznałem Michałowi i nie czekając na jego słowa pobiegłem dalej. Po chwili usłyszałem czyjeś kroki, a obok mnie znalazł się nagle Michał.  
- Jadę z Tobą - rzekł głosem nie znającym sprzeciwu i już po kilku minutach oboje jechaliśmy w stronę komisariatu. - Mój syn - pomyślałem z ulgą i nadzieją w sercu.. (...)Siedziałem w pokoju i czekałem na komisarza prowadzącego sprawę. Po krótkiej chwili wszedł komisarz i spojrzał uważnie na mnie,a po chwili na kochanka mojej żony.  
- Nie mam nic przeciwko. Proszę mówić - powiedziałem ostrożnie posyłając Michałowi nieśmiały uśmiech. Wolałem by w tej chwili była tu Klara, ale skoro nie mogła cieszyłem się,że nie jestem sam.  
- Czy mówi panu coś imię Angela? - zapytał starszy mężczyzna. Pokiwałem głową. - A Marta Nowak? - zadał kolejne pytanie. Pokiwałem twierdząco głową.
- Marta jest moją szefową i - zawahałem się chwilę bo nie wiedziałem,czy powinienem to powiedzieć. - Mieliśmy romans - przyznałem w końcu opadając na krzesło.
- Zgadza się. Tak samo zeznała pani Marta. To na jej zlecenie pani Angela uprowadziła pana dziecko. Prawdopodobnie Marcin jechał ratować brata i właśnie wtedy zdarzył się ten wypadek - rzekł. Milczałem. Nie rozumiałem, nie chciałem rozumieć.  
- Gdzie jest Kacper? - zapytał zszokowany Michał, lekko klepiąc mnie po plecach i chyba chcąc w ten sposób dodać mi otuchy.  
- Dwie sale obok. Rozmawia z dziecięcym psychologiem. Rozumie pan? dziecko tyle przeszło,że musieliśmy upewnić się,że nic oprócz kilku zadrapań nic mu nie dolega. Zresztą sądzę,że wizyta u psychologa i tak będzie potrzebna. Jest przerażony - dodał nieśmiało. Milczeliśmy. Mój syn był cały i zdrowy. Żył i to się tylko liczyło.  
- Chcemy go zobaczyć - naciskał Michał.
- A Marta? Gdzie jest Marta? - spytałem ściszonym głosem.
- W sali przesłuchań - odpowiedział. Po jeszcze kilku pytaniach pożegnaliśmy się i opuściliśmy policyjną salę. Staliśmy na korytarzu i czekaliśmy za przyjściem synka. Nagle tuż obok nas zakutą w kajdanki prowadzili Martę i jeszcze jakąś kobietę.
- Dlaczego? - spytałem robiąc wszystko by się nie rozpłakać.  
- Bo dopóki byłyby te bachory nigdy nie bylibyśmy razem szczęśliwi - odpowiedziała. Nagle na korytarzu pojawił się mój syn, a ja pobiegłem do niego.  
- Tatusiu - rzekł mały i wpadł w moje ramiona. Gdy trzymałem go mocno w ramionach, gdy czułem jak drży, chociaż to może moje ciało drżało z przerażenia, strachu i ulgi czułem jak po moich oczach płynął łzy. - Gdzie mama? Co z Marcinem? czy on? - rozpłakał się.
- Żyję - powiedział kojąco Michał i przytulił się do Kacpra. Już mieliśmy wracać, gdy przerwał nam dzwoniący telefon.
- Adam wracajcie natychmiast. Słyszysz? natychmiast bo.... CDN

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1719 słów i 9061 znaków, zaktualizowała 5 sty 2018.

1 komentarz

 
  • cukiereczek1

    Czekam na kolejną z niecierpliwością !! ????????????????

    5 sty 2018