Jedna chwila cz.17

Tak nie może być! Co ja robię? Wszystko jest takie pojebane! Szybko go odepchnęłam. Mimo że byłam pijana, wiedziałam co się dzieje. Zaczęłam iść w stronę klubu, on zaczął biec za mną i krzyczał moje imię. Musiałam sprawdzić czy z Matthew wszystko ok. Dobiegłam szybko do ochroniarza i zobaczył, że Josh mnie goni. Szybko mnie wpuścił do środka. O nic nie pytał. Weszłam i zobaczyłam Matthew przy naszym stoliku. Pił. Doskoczyłam szybko do niego.
- Nic Ci nie jest?- zapytałam z troską w głosie i zaczełam go oglądać.
- Wszystko ok- powiedział w półuśmiechu.
- Przepraszam.
Dotknął mojego podbródka i podniósł go, patrząc mi przy tym w oczy.
- To nie Twoja wina- powiedział.
Zarzuciłam na niego ręce i bardzo mocno przytuliłam.
Po chwili się od niego oderwałam i dałam buziaka w policzek.
- Chcesz już iść?- zapytał.
Potrząsnęłam głową na znak, że chcę. Zebrał chłopaków i koło 1 zabraliśmy się w drogę powrotną. Przed wejściem stał Josh i palił papierosa. Gdy mnie zobaczył, zaczął iść w naszą stronę.
Był coraz bliżej. Matthew to zauważył i skreciliśmy do parku.
- Julie!
Usłyszeliśmy za sobą. Nie mogę. Nie. Ale chcę.  
-Porozmawiajmy- usłyszałam.
I co ja mam teraz zrobić?
- Poczekacie na mnie?- zdałam sobie sprawę, że powiedziałam to głośno, gdy napotkałam ich zdziwione spojrzenia.
- Ok. Leć- powiedzieli chórem.
Odwróciłam się i podążyłam dumnym krokiem. Byłam już jakieś 5 metrów od niego. Jeszcze troszkę. Plask. Dostał w twarz z 'liścia'.
- Nie mamy o czym gadać- rzuciłam i się odwróciłam.  
Widziałam zszokowane twarze chłopaków. Wszyscy trochę wytrzeźwieliśmy. Zaczęłam iść w ich kierunku. Moim największym błędem było to, że się odwróciłam. Zobaczyłam jego twarz. Oczy. Pełne bólu. Tęsknoty. Nie! Zalałam się łzami. Muszę iść dalej. Coraz gorzej się czułam. Słabo mi. To pewnie alkohol. Chwiałam się. Usiadłam na pobliskiej ławce i zasłoniłam dłońmi twarz. Mam dość. Tak bardzo wszystkiego dość. Poczułam rękę na ramieniu. Nie podniosłam głowy. To na pewno Matthew. Przytulił mnie. Poczułam jego perfumy. Chwila. To nie jego. To zapach, który towarzyszył mi przez te pierdolone miesiące szczęścia. Odsunęłam się. Chcę się z nim chociaż pożegnać. To koniec. Definitywny.  
- Tak bardzo Cię kocham- wyszeptałam, łkając.
- Przepraszam- ujął moją twarz w dłonie- jestem kretynem. Wybacz mi.
- Nie. To za dużo.
- Co...
Pocałowałam go. Ten ostatni raz. Pełen namiętności. Tęsknota. Miłość. Radość. Wszystko to można pokazać za pomocą czegoś takiego. Odsunęłam się.
- Żegnaj- powiedziałam, wstając.  
Łzy ciekły mi po policzkach jak szalone.  
- Juls, błagam- klęczał nadal.
- Josh, nie utrudniaj, proszę Cię- powiedziałam, pomagając mu wstać.
Miał łzy w oczach. Nie wiem w co on gra. Raz się ze mnie śmieje, raz odwala takie rzeczy. Nie dam się nabrać. Dość tego.
- Będę czekał.
I ten ostatni raz poczułam jego usta na moich. To było jego pożegnanie. To wszystko tak bardzo bolało. Zalałam się łzami. Oderwał się i zaczął całować mnie tam gdzie spływały łzy.
- Przepraszam, tak bardzo Cię przepraszam- wyrzucał z siebie.
- Cześć Josh- powiedziałam, puszczając jego rękę.  
Nie przestawałam płakać.
- Wybaczysz mi kiedyś?
- Kiedyś.
- Cześć Juls. Kocham Cię, pamiętaj.
Te słowa mnie tak przybiły.
Matthew i chłopaki nic nie mówili tylko wymieniali ukradkowe spojrzenia. Nie miałam ochoty im tłumaczyć co tam zaszło, ale sprostuję.
- Nie. Nie jestem z nim- powiedziałam.
Matthew objął mnie ramieniem.
- Wszystko będzie dobrze- wyszeptał.
Nic nie będzie dobrze. Teraz kiedy to wszystko tak wygląda. Nic nie będzie dobrze. Ciągle mam przed oczami jego z bukietem róż, kiedy mówił jak bardzo mnie kocha. Dzień w którym miałam urodziny. To jak je świętowaliśmy. Kocham go. To bez dwóch zdań.  
Nim się obejrzałam byłam już pod akademikiem. Pożegnałam się z chłopakami przed moim pokojem. Zmyłam makijaż, rozebrałam się, założyłam stanik i poszłam spać. Spałam w bieliźnie. Przez to wszystko było mi strasznie gorąco.

Rano wstałam z okropnym bólem głowy. Myślałam, że umrę. Poszłam szybko pod prysznic i po 20 minutach poszłam do sklepu, bo oczywiście nie miałam żadnej wody i aspiryny na kaca. Poza tym musiałam sobie parę rzeczy kupić. Pchałam wózek, gdy zza rogu stoiska wjechał we mnie drugi wózek. Bosko! Josh.  
- Cześć- powiedział.  
Zauważyłam, że się rozpromienił jak mnie zobaczył. Szczerze to ja też, ale wolałabym go unikać. Łatwiej by mi było zapomnieć.  
- Cześć- odparłam.  
Minęliśmy się i czułam kompletną pustkę. Okropne.  
Już nic nigdy nie będzie takie same. Może warto mu dać drugą szansę...
- Josh...
- Juls...
Zabawne. Zwróciliśmy się do siebie w tym samym momencie.  
- Mów pierwszy- powiedziałam.
- Przepraszam za wszystko, chcę tylko żebyś wiedziała, że kocham Cię i nie mogę sobie darować tego co zrobiłem. Teraz Ty- skończył.
Teraz znowu wszystko wróciło. Ten cały pierdolony zakład. Jego śmiech. Nie!
- Chciałam Ci życzyć wszystkiego dobrego.
Skrzywił się na to, ale podziękował. Pożegnaliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę.  



Piszcie czy wam się podoba, bo to mnie bardzo motywuje :) Miłej niedzieli kochani! Dzięki, że jesteście ;)

thinkabout

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1015 słów i 5459 znaków.

1 komentarz

 
  • Olifffka<3

    Suuper. !!!!!!:D

    3 paź 2016