Zakon - część 15

- Ciągle nas gonią? - warknęła Victoire, mocno pochylona nad szyją konia. Obejrzałem się za siebie. Po chwili potwierdziłem, że owszem.
- Już niedaleko do portu! Być może uda nam się uciec! — odkrzyknął prowadzący naszą grupę Simon.
Pościg trwał już kilka godzin, konie goniły resztkami sił, my sami ledwo trzymaliśmy się w siodłach, a przed nami było do pokonania jeszcze kilka kilometrów. Mieli nadzieję, że dostaną się na statek odpływający do Anglii.

- Jest! Widzę port! - wrzasnął Simon, wypadając jako pierwszy spomiędzy drzew. Momentalnie skierował wierzchowca ku najbliższym dokom, z których odpływały statki na wyspy i nie tylko. Za sobą słyszeliśmy ostre głosy żołnierzy, którzy zorientowali się, że możemy im umknąć. Niedługo potem gnający na przedzie Asasyn ostro osadził wierzchowca przed zdumionym marynarzem, który uwijał się przy cumach. Rzucając mu mieszek pełen złota, powiedział, jednocześnie zeskakując z siodła:
- Ładuj nas na swoją krypę i odpływaj natychmiast, chyba że chcesz zginąć!
Zatrzymaliśmy się tuż koło naszego przewodnika w momencie, kiedy kapitan starej łajby krzyknął do swoich ludzi:
- Odbijamy!
Natychmiast zrzucono cumy na nabrzeże, a my w ostatniej chwili wskoczyliśmy na pokład, ścigani wściekłymi okrzykami mężczyzn i obserwowani przez zaintrygowanych mieszkańców i marynarzy. Statek wkrótce wyszedł w morze, a w naszą stronę śmignęły strzały i bełty, które na szczęście niedosięgły celu.
Skupiliśmy się przy lewej burcie, obserwując, jak rozkrzyczani żołnierze z trudem osadzają w miejscu rozhukane konie tuż przy wysokim brzegu. Gdyby zrobili to o ułamek sekundy później, razem ze zwierzętami wylądowaliby w morzu. Niektórym jednak nie udało się utrzymać w siodłach, kiedy konie zaryły się czterema kopytami w ziemi, a ci zatoczywszy efektowne łuki, z wściekłymi wrzaskami lądowali w brudnych wodach portu. Niemałą sprawiło nam to satysfakcję, dlatego też, kiedy Victoire szepnęła z niedowierzaniem, że się nam udało, naprawdę szczerze się do niej uśmiechnąłem. Niestety wiedziałem, że nasz dobry humor może nie potrwać długo, gdy w morze wyjdą statki włoskie.
- Czy ta stara krypa ma jakieś uzbrojenie? - Christopher, nasz drugi wybawiciel zwrócił się do stojącego nieopodal nas kapitana.
- Oczywiście - prychnął mężczyzna wzgardliwie. - Wybraliście jeden z szybszych statków, choć zupełnie na to nie wygląda. Macie niezwykłego nosa, mości panie...
- Nie gadaj tyle, tylko dowieź nas całych do Anglii!
- Wedle rozkazu! - marynarz skłonił się nam nisko, po czym poszedł wydawać swoim odpowiednie rozkazy. Wkrótce też bark, którym płynęliśmy wydatnie zwiększył prędkość, a pozostający za naszymi plecami ląd, zmienił się w cieniutką linię na horyzoncie.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 499 słów i 2890 znaków.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • nadszczesliwy

    Wspaniale utrzymujesz napiecie tylko troszke denerwuja zbyt krotkie rozdzialy

    14 lip 2016

  • elenawest

    @nadszczesliwy przepraszam najmocniej za ta dlugosc. Postaram sie napisac cos dluzszego, ale to bedziecie musieli troszeczke na to poczekac ;-)

    14 lip 2016