Zostałem brutalnie podniesiony z ziemi. Odebrali mi całą moją broń i poprowadzili ku posiadłości, jednak nie weszliśmy do niej głównym wejściem, lecz wprowadzili mnie jakby do piwnicy. Brudnej, oślizgłej i ponurej, a zaraz potem wepchnęli mnie do jakiegoś obskurnego pomieszczenia. Na odchodnym otrzymałem jeszcze silny kopniak w żebra, od którego zeszło mi powietrze z płuc, a sam skuliłem się na brudnej podłodze. Dopiero po dłuższej chwili udało mi się powoli zaczerpnąć powietrza. Bok i zranione ramię bolały mnie, jak jasny gwint, ledwo zdołałem usiąść na podłodze i oprzeć się o ścianę.
- Cholera! - mruknąłem sam do siebie. Zdawałem sobie sprawę, że najpewniej zginę. Boże, jakim ja byłem kretynem! Zacząłem się wyzywać w myślach. Przeleciałem już chyba po wszystkich znanych mi obelgach, wymyśliłem kilka nowych, całkiem obrazowych i już miałem sam siebie dość, gdy wtem drzwi otwarły się z hukiem i weszło do środka trzech ludzi - Marco Maciavelli i dwóch strażników. Uzbrojeni mężczyźni stanęli obok i postawili mnie szarpnięciem na nogi. Skrzywiłem się niemiłosiernie, gdy ramię zapiekło cholernie.
- Co tutaj robisz? - spytał spokojnie Marco. W jego głosie nie było słychać złości, lecz szczere zainteresowanie. Spojrzałem na niego krótko i po prostu odparłem:
- Mam cię zabić.
Mężczyzna wydawał się być wręcz rozśmieszony tą informacją.
- No cóż, w dzisiejszych czasach wiele osób grozi mi śmiercią, nie sądziłem jednak, że ktoś naśle na mnie asasyna - odpowiedział po chwili, przyglądając mi się uważnie.
- Nikt mnie nie najął. Nie da się mnie kupić - duma w moim głosie była aż nadto słyszalna.
- Doprawdy? - zapytał kpiąco. Skinąłem jeno głową zbyt wściekły, by się odezwać. - Mówisz, że zlecono ci zabicie mnie... Kto?
- Co, kto?
- Boże... A podobno asasyni są inteligentni - mruknął. - Pytałem kto cię wysłał.
- Mój mistrz - odparłem, patrząc mu hardo w oczy.
- Jesteś z Anglii, tak?
- Zaiste.
- Ah... No tak... Tak... Alexander, mam rację? On jest twoim mistrzem...
- Co? Skąd o nim wiesz? - odparłem głupio.
- Przyjmij do wiadomości, że znam twego drogiego Alexandra lepiej, niż bym chciał.
- Jakim sposobem? Jesteście przecież wrogami.
- Teraz. Kiedyś był moim przyjacielem. A potem zamordował mi syna.
1 komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.
Kuri
Alexander kręcił, do ścięcia :P A na poważnie, szkoda, że są tak krótkie rozdziały, bo opowiadanie klimatyczne, a ciężko się wkręcić w klimat, jak czyta się rozdział przez 30 sekund ;/
elenawest
@Kuri no rozumiem i przepraszam. Postaram się dodawać dłuższe, tylko muszę znaleźć trochę czasu na pisanie :-P