Obudziłem się kilka godzin później, leżąc w szerokim łóżku, stojącym w wysoko sklepionym pomieszczeniu. Oślepiające promienie Słońca wpadały przez częściowo zasłonięte ciężkimi kotarami okna. Rozejrzałem się ostrożnie i już po chwili nie miałem żadnych wątpliwości-znajdowałem się w zamku, siedzibie mego Zakonu. Uniosłem się na łokciach, by wstać, lecz nagle moje ciało zalała wielka fala bólu-to zmęczone mięśnie odmówiły posłuszeństwa. Jęknąłem niepowstrzymanie, opadając znów na poduszki. Przymknąłem oczy. Kiedy tak leżałem, drzwi do mojej komnaty otwarły się i weszły dwie osoby. Jedną z nich był mój mistrz, a drugą ktoś, kto najpewniej był lekarzem, jako że ubramy był w biały kitel. Starszy mężczyzna uśmiechnął się do mnie delikatnie i usiadł na brzegu mego łóżka.
- Jak się czujesz? - zapytał cicho. - Spałeś strasznie długo. Już zacząłem się zastanawiać czy się wybudzisz.
- Ja też - mruknąłem ochryple. Mój mistrz patrzył na mnie surowym wzrokiem. Miałem nadzieję, że oznajmi mi, iż przeszedłem ostateczny egzamin i już oficjalnie będę mógł cieszyć się przynależnością do Zakonu. Lekarz tymczasem zbadał mnie dokładnie i orzekł, że jestem tylko zmęczony i potrzeba mi jeszcze dwóch dni wypoczynku, poczym opóścił pomieszczenie.
- Jestem z ciebie dumny. Jeszcze żaden z naszych rekrutów nie wytrzymał tak długo na tej półce, jak ty. Myślę, że będziesz jednym z naszych lepszych członków - powiedział powoli.
- Czy to znaczy?... - odezwałem się niepewnie, bojąc się wymówić na głos moich myśli.
- Tak, dobrze myślisz... Zostajesz przyjęty do naszego Zakonu. Kiedy już wyzdrowiejesz, otrzymasz wszystkie atrybuty, będące oznaką przynależności - uśmiechnąłem się lekko, patrząc w jego poważne oczy.
Ten człowiek nigdy się nie uśmiechał, nigdy nie słyszałem by z czegoś zażartował, natomiast jeśli chodziło o karanie niepoprawnych rekrutów, to nie miał sobie równych. Drżeli wszyscy, gdy zaczynał się denerwować. Na szczęście rzadko się to zdarzało.
Dwa dni później, wciąż zmęczony, w obecności niemal wszystkich mianowanych członków Zakonu, zostałem oficjalnie uznany za jednego z nich. Jako oznaki przynależności otrzymałem pas z nożami do rzucania i długi rapier. Brakowało mi ostrza i ukrytej kuszy, ale jak zostałem poinformowany, te otrzymam dopiero po wykonaniu kolejnych zadań. Oczywiście natychmiast otrzymałem od razu jedno. Mistrz kazał mi udać się do Włoch w celu odnalezienia i zlikwidowania głowy domu jednej z najznamienitszych florenckich rodzin.
Kiedy dotarłem we wskazane miejsce udało mi się szybko zlokalizować dom rodzinny rodu Maciaveli. Wkrótce dojrzałem Marco Maciaveliego zdążającego w stronę centrum miasta. Ucieszyłem się, że tak szybko nawinął mi się pod rękę. Zeskoczyłem lekko z dachu, na którym przykucnąłem, i ruszyłem za Marco. Gdy skręcił w jakąś boczną uliczkę, moją twarz rozjaśnił szeroki, wredny uśmiech. Teraz już mi nie ucieknie! Zanim jednak skręciłem za nim, czyjaś drobna dłoń schwyciła mnie za ramię i zostałem gwałtownie wciągnięty w ciemnę sień domu.
- Co jest? - mruknąłem, wyszarpując rapier i starając się przeniknąć wzrokiem ciemność.
- Schowaj to, bo zrobisz komuś krzywdę - usłyszałem delikatny, kobiecy głos.
- Kim jesteś? - zapytałem.
- Członkinią włoskiego Zakonu... Mam ci pomóc w wykonaniu tego zadania.
- Skąd wiesz kim jestem?
- Obserwowałam cię, odkąd tu przypłynąłeś - z ciemności popłynął ku mnie ten sam głos, a w chwilę później z cienia wyłoniła się niska, szczupła kobieta, ubrana w wąską suknię, sięgającą ziemi. Na oko, była ona w tym samym wieku co ja.
- Czyżby mistrz nie wierzył w moje umiejętności? - warknąłem, niemile zaskoczony jej słowami.
- On w nikogo aż tak bardzo nie wierzy, by puszczać go samego na pierwszą misję. I o tym powinieneś już wiedzieć - odparła spokojnie. - Mnie też nie wierzył.
- Nie jesteś Włoszką? - zdziwiłem się.
Pokręciła przecząco głową.
- Tak samo jak ty, pochodzę z Anglii.
- Więc dlaczego należysz do tutejszego Zakonu?
- Bo od małego tu mieszkam - uśmiechnęła sił do mnie lekko. Kiwnąłem głową.
- A więc? Jak chcesz się pozbyć Marco? Udaremniłaś mi zlikwidowanie go dzisiaj - stwierdziłem ponuro.
- A jak chciałeś to zrobić? Nie masz jeszcze ostrza - zauważyła sarkastycznie.
- A ty posiadasz?
- Oczywiście - podwinęła rękaw, ukazując mi ostrze ukryte na ręce pod skórzaną opaską. Mruknąłem coś nieprzyjemnie. Wnerwiało mnie, że prosta kobieta jest wyżej postawiona, niż ja.
2 komentarze
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.
DarkPrincess
"Oczywiście natychmiast otrzymałem od razu jedno." albo natychmiast albo od razu
ale po za tym super 
elenawest
@DarkPrincess ooo, faktycznie, mój błąd. Dzięki :-)
Kuri
Widzę inspirację asasynem :P
elenawest
@Kuri :-D dokładnie ;-)
Kuri
@elenawest Jak znam Twoją twórczość, to szykuje się kolejny mocny tytuł na lolu
Do tego w ciekawych klimatach. Czekam na rozdziały 
elenawest
@Kuri :-) a jak ten ci sie podobal? :-D
Kuri
@elenawest To dopiero wstęp, więc ciężko cokolwiek po jednym, krótkim rozdziale powiedzieć. Ogólnie zapowiada się ciekawie, tylko jestem ciekaw, w którym wieku dzieje się akcja powieści?
elenawest
@Kuri około dziewiętnastego ;-)
Kuri
@elenawest Aha, ok xD Miałem takie dziwne wyobrażenie, że około 14 xD
elenawest
@Kuri nieee :-P