Zakon - część 12

Odwróciłem się gwałtownie, gotowy do ręcznego odparcia jakiegoś ataku. Przez nerwową chwilę wpatrywałem się jeszcze w szeleszczące krzewy, kiedy wtem wypadła z nich podrapana na twarzy Victoire. Odetchnąłem lekko, starając się ukryć przed nią swoje zdenerwowanie, ale jak się szybko okazało, nie z nią te numery. Spostrzegła, że szybciej oddycham i klepnąwszy mnie w policzek, powiedziała z wyraźnym sarkazmem:
- Ojej, przestraszyłam cię?... Powinieneś bardziej się pilnować.
Następnie rzuciła mi na kolana bochen chleba, kawał pieczonego mięsa i gomułkę sera.
- Skąd to wszystko masz? - zapytałem zdumiony.
- Ukradłam — odparła spokojnie. - I radzę ci, nie pytaj, jak i skąd.
Kiwnąłem tylko głową, zabierając się za jedzenia. Już po chwili poczułem napływ energii i siły. Przywróciło mi to też dobry humor, więc kiedy skończyłem się posilać, resztki schowałem w juki, a samemu rozłożyłem się na upojnie pachnącej trawie, zakładając ręce pod głowę.
Victoire spojrzała na mnie zaskoczona i powiedziała:
- Co ty robisz?
- Relaksuję się.
- Sądzisz może, że jesteś na jakichś pieprzonych wakacjach? Mamy pościg na głowie.
- Mówisz tak, jakbym o tym nie wiedział! - warknąłem zły, że przerywa mi chwilę ciszy.
- Bo tak właśnie się zachowujesz! - ryknęła na mnie, stając tuż za moją głową. Otwarłem jedno oko i krzywiąc się od świecącego słońca, odparłem:
- Jesteś upierdliwa, wiesz? Zauważyłaś może, że jestem ranny i potrzebuję choć trochę odpocząć i nabrać sił?
- Gdy nas w końcu złapią, to też, zamiast walczyć, powiesz im, żeś ranny i musisz odpocząć? - prychnęła zła.
- Daj spokój! Oczywiście, że będę walczyć, ale póki co jesteśmy względnie bezpieczni, a ja naprawdę chciałbym nabrać sił przed dalszą drogą!
- Jesteś niemożliwy! - jęknęła, siadając obok mnie. Spojrzałem na nią ukradkiem, patrzyła w stronę płynącej nieopodal rzeki.
- Co będzie, jeśli nas dopadną?
- Obronimy się, oczywiście — odparłem pewnie.
- Skąd możesz to wiedzieć? Nie mamy broni. Teraz udało mi się stamtąd zwiać tylko dlatego, że dopisało mi szczęście. Gdyby nie to, że żołnierze poszli się odlać, najpewniej dalej siedziałabym w tej szopie, była pojmana lub nieżywa! - Victoire była coraz bardziej zdenerwowana i najwyraźniej postanowiła nie zwracać uwagi na to, że mówi coraz głośniej.
- Mogłabyś się uciszyć? - syknąłem zły. - Ściągniesz nam żołnierzy na głowę!
- Pieprzę to! Nie pisałam się na tę misję! Dostałam rozkaz i muszę od tej pory użerać się z taką niedojdą jak ty! Przez twoją ignorancję i totalną niekompetencję pomieszaną z prawdopodobnym brakiem mózgu, narażałam własne życie, by cię ratować, a teraz mamy ze dwa garnizony na karku, bo nawet nie potrafiłeś porządnie wykonać poleconego ci zadania! Wiesz, współczuję twemu ojcu. Musi się strasznie czuć ze świadomością, że przyszło mu spłodzić takiego kretyna!
Porwałem się z ziemi tak gwałtownie, że zaskoczyłem tym kobietę, która nie spodziewała się chyba ataku z mojej strony. Dopadłem do niej, zaciskając jej dłonie na szyi i przewracając ją na ziemię. Docisnąłem ją mocno kolanem.
- Nigdy nie waż się mówić w ten sposób o moim ojcu! Nie masz bladego pojęcia kim on jest! - wycedziłem przez zaciśnięte zęby. Kobieta zaczynała się już lekko dusić, lecz mimo to nie zaniechała prób zepchnięcia mnie z siebie.
- Gówno obchodzi mnie kim jest twój żałosny ojciec! - charknęła, wbijając mi paznokcie w przedramiona.
- Pożałujesz swoich słów. Zapewniam cię, że kiedy dotrzemy do Anglii, to bardzo boleśnie przekonasz się o swej pomyłce w ocenie mego rodziciela. Mistrz pewnie także będzie zawiedziony twoimi słowami... A teraz... Wstawaj i na koń! Nie mam zamiaru przebywać tu dłużej, skoro wojska kręcą się w pobliżu! - szarpnięciem postawiłem ją na nogi i popchnąłem w stronę wierzchowców. Sam dopadłem do własnego i przygotowałem go do drogi. Nie czekając na reakcję kobiety, wskoczyłem na siodło i nie oglądając się na nią, zmusiłem konia do biegu. Ogier z miejsca ruszył galopem. Ziemia zaczęła umykać spod końskich kopyt, a ja nawet nie obejrzałem się czy Victoire podąża za mną. Wkrótce skierowałem się w stronę rzeki. Woda rozbryzgiwała się na wszystkie strony. W pewnej chwili usłyszałem głośny plusk. Odwróciłem się w siodle. Zdążała za mną, a na jej twarzy malowała się wściekłość.
- Gdzie ta wioska? - zapytałem, lekko wstrzymując konia, by móc się z nią zrównać.
- Jakieś sześćset metrów przed nami po lewej — odparła naburmuszona.
- Mamy szansę ją ominąć, kierując się z nurtem rzeki?
- Nie. Płynie bowiem wprost do wioski. Z tego, co widziałam, to zasila tamtejszy młyn.
- Cholera! - szarpnąłem cuglami, zmuszając ogiera do wyjścia na brzeg. Wstrząsnął łbem, ale posłusznie wykonał polecenie. Wkrótce znów znaleźliśmy się wśród traw. Gdy według obliczeń Victoire powinniśmy mijać już wioskę, spomiędzy drzew po drugiej stronie wyjechało kilku konnych jeźdźców. Gdy tylko nas spostrzegli, wydali dziki okrzyk, który według ich mniemania miał zmusić nas do postoju. Spojrzałem na towarzyszkę. Zrozumieliśmy się bez słów. Momentalnie obydwoje wbiliśmy pięty w boki koni, które skoczyły do przodu, jakby biorąc przeszkodę i jeszcze bardziej zwiększając tempo biegu. Galop przeszedł w cwał, gdy nad naszymi głowami furknęły strzały, wbijając się w podłoże lub drzewa. Chwilowo żołnierze zostali w tyle.
- Zginiemy! Nie uciekniemy im przecież! - jęknęła głośno Victoire, mocno pochylona nad grzywą konia.
- Uciekniemy! Nie mamy wyjścia! - krzyknąłem, jednocześnie słysząc, że pościg zjechał do rzeki, gdy rozległ się zwielokrotniony plusk wody. Odwróciłem się, by sprawdzić dzielącą nas odległość. Ta nie była największa, no ale zapewne ich wierzchowce były bardziej wypoczęte od naszych! Strzały znów przeleciały w pobliżu nas. Koń mej towarzyszki zarżał rozpaczliwie, raniony w zad, ale kobieta nie pozwoliła mu zwolnić. Wyprzedziła mnie nawet, przez co zyskałem świetną okazję do wyciągnięcia strzały z ciała rannego zwierzęcia. W powietrzu poniosło się kolejne histeryczne rżenie ogiera. Coraz głośniej słyszeliśmy jednak odgłosy zbliżającej się pogoni. Wkrótce też koń Victoire zaczął coraz wyraźniej słabnąć. Nie mieliśmy już szans na ucieczkę.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1235 słów i 6616 znaków.

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • garbaty

    Czytam od początku. Jestem pod wrazeniem

    29 sie 2016

  • elenawest

    @garbaty bardzo się cieszę :-D

    29 sie 2016

  • danton

    ciekawie napisane opowiadanie. przrzeczytałem wszystko :)

    27 maj 2016

  • elenawest

    @danton bardzo mi miło :-D fajnie mieć kolejnego czytelnika ;-) zapraszam też do innych swoich opowiadań :-)

    27 maj 2016