Zakon - część 2

- Chodź - nieznajoma pociągnęła mnie niespodzianie w głąb kamienicy.
- Czekaj! - warknąłem, wyrywając się jej z uścisku i nie chowając rapiera, docisnąłem ją do ściany. - Jak się nazywasz? Nie mam zamiaru zaufać komuś, kto nawet się nie przedstawił. A tego wymaga tak zwane dobre wychowanie... Poza tym nie mam pewności żadnej, że faktycznie jesteś asasynem, możesz się jeno pod jednego z nas podszywać.
- Puszczaj! - syknęła, starając się wyswobodzić.
- Może najpierw odpowiedz na moje pytanie?!
- Jesteś idiotą, wiesz? Gdy mistrz się o tym dowie...
- Wcale nie musi - przerwałem jej złowrogo. - Mogę cię zabić i sam wykonać swoją misję.
- Nie odważysz się. - w jej głosie usłyszałem z przyjemnością nutę przestrachu.
Nie odpowiedziałem nic jednak, bo już w chwilę później poczułem w prawym ramieniu przeszywający ból. Warknąłem i puściłem ją. Kobieta popatrzyła na mnie złowrogo.
- Trzeba było mnie nie atakować - mruknęła. - Teraz będziemy musieli poczekać, aż rana się zagoi... No chodź!
Niechętnie ruszyłem za nią, czując jak bąlem pulsuje mi ramię, a pod kaftanem spływa gęsta krew. Rana była głęboka, szybko zacząłem więc tracić siły, jednak na szczęście dom, do którego zdążaliśmy nie był bardzo daleko. Gdy wyszliśmy na zalane słońcem alejki, mogłem wreszcie dokładniej przyjrzeć się mojej towarzyszce. Ubrana była w długą, karminową suknię, która apetycznie opinała się jej na biodrach i biuście. Wbrew moim oczekiwaniom, rękawy sukni miała na tyle szerokie, że bez problemu ukrywała swe ostrze. Szła szybko, tak jakby chciała już zejść ewentualnym ludziom z widoku. W końcu przeszła przez furtkę, a ja za nią. W drzwiach domu oparłem się ciężko o futrynę, by nie upaść. Zauważyła mój stan i chwyciła mnie lekko pod ramię, pomagając mi przejść te kilka kroków. Gdy zatrzasnęła za nami drzwi, osunąłem się na ziemię. Czułem, że jeszcze chwila i stracę przytomność.
- Przepraszam cię za to - mruknęła w kilka chwil później, bandażując mi ramię. - Teraz tyle wystarczy, a jutro wezwę chirurga... Przy okazji, jestem Victoire.
- Miło mi, a ja...
- Joseph, wiem - uśmiechnęła się do mnie lekko. Spojrzałem na nią zaskoczony.
- Dużo o mnie wiesz.
- Taka praca... Zjesz coś?
- Nie, dziękuję.
Podniosłem się powoli z podłogi i choć zakręciło mi się mocno w głowie, dotarłem jakoś do kanapy stojącej w progu salonu. Patrzyłem, jak pani domu przygląda mi się przez chwilę podejrzliwie, a następnie zaczyna się powoli rozbierać. Choć byłem już z kilkoma kobietami, odróciłem teraz wzrok, by nie zawstydzić swojej gospodyni.
- Wstydzisz się mnie? - zapytała niespodziewanie, stając tuż przede mną. Przełknąłem głośno ślinę i podniosłem wzrok. Stała przede mną w samej bieliźnie, z ostrzem na ręce. Jej czarne włosy ułożone jeszcze przed chwilą w gustowną fryzurę, opadały jej teraz puklami na plecy i ramiona. Przyglądała mi się swoimi niebieskimi oczami. Byłem pod wrażeniem-wyglądała pięknie, ale i jednocześnie groźnie, a to przez jedyny akcent przynależności do asasynów-ukryte ostrze.
Znów przełknąłem ślinę, starając się, by mój głos nie drżał.
- Nie wstydzę się - jęknąłem cicho. - Nie chciałem jednakże ciebie zawstydzić.
- Jesteś słodki - opuszkami palców musnęła mój policzek, a ja wbrew sobie poczułem, jak gwałtownie sztywnieję.
- Cholera - mruknąłem.
- Coś się stało? - zapytała słodko, wciąż wpatrując sią we mnie.
- Nie, nic - odparłem hardo, jednocześnie starając się do niej uśmiechnąć, lecz miałem świadomość, że może to wyglądać, jak grymas. Uśmiechnęła się do mnie szeroko i niespodzianie usiadła mi na kolanach. Jej oczy gwałtownie się rozszerzyły, gdy wyczuła moją erekcję. Wciągnęła głośno powietrze, zaczynając ponętnie poruszać biodrami.
- Widzę, że jesteś gotowy - jęknęła mi namiętnie w prawe ucho.
- Nie sądzisz, że to dość pruderyjne zachowanie? - zapytałem ostro, łapiąc ją w talii, by ją wreszcie unieruchomić. Kobieta była śliczna, ale ja przecież nie przyjechałem tutaj, by pieprzyć przypadkowo spotkaną kobietę. Spojrzała na mnie dziwnie.
- Nie masz ochoty?... Daj spokój, mogę sprawić, że po tym, co z tobą zrobię, nie zapragniesz już żadnej innej - mruknęła.
- Jesteś dziwką? - warknąłem, spychając ją z kolan.
- Przeszkadza ci to?
- Jeszcze nigdy nie spotkałem asasynki, która dodatkowo para się taką profesją.
- Praca, jak każda inna - burknęła, podchodząc do barku i wyjmując z niego dwie szklanki i butelkę wyśmienitego burbona. - Napijesz się ze mną?
Pokręciłem przecząco głową.
- Nie pijam.
- Naprawdę? W ogóle? - okazała zdziwienie.
- W ogóle. Nie przepadam - odparłem. - Poza tym mam misję do wykonania. Nie powinienem się niepotrzebnie rozpraszać.
- Przestań... Marco ci nie ucieknie, a taka okazja może ci się więcej nie przytrafić. - podeszła do mnie i oparła się o moją klatkę piersiową swoim biustem. - No chodź... będzie miło.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 968 słów i 5167 znaków.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto