Hermesa jakkolwiek poczuła, że jego intymność niezwyklej wielkości rośnie i walczyła ze sobą. Z jednej strony pamiętała jego słowa, z drugiej poczuła prądy miłe w dole brzucha i ciało swoiście reagować zaczęło.
– Gargaresku, może szybciutko tak zrobimy i potem przez cztery straże naukę będę poznawać.
– Och, kochanie ty moje! Obiecaj tylko, że za trzy dni najwcześniej to się powtórzy.
– Och mój zbóju cudowny, pewnie, że obiecuję. Wiesz, że wiedzę poznać pragnę.
Nie był najszczęśliwszy, że zaraz zrobi to swojej Hernesie co wcześniej matce, chociaż w zasadzie królowa go sama zmusiła. Jeszcze się wahał, ale śliczna blondynka, kiedy suknię zdjęła szybciutko, a naga pod spodem została, już nie mógł rozsądnej decyzji powziąć.
– Garrrgarrres, szmata! – zaskrzeczał Locius i do klatki już wskoczył, kiedy się jeszcze całowali.
Mag klatkę zakrył i w duszy cierpiał, że tak się to toczy. Po chwili jednak zapomniał, bo na łoże się położył bez sukni, a Hermesa z radością na swojej uroczej buzi, na drąg się zgrabnie nadziała. Po chwili pieszczotę zaczęli. Jej piersi to na jego twarz opadały, wówczas je całował, to znowu usta złączali. On tylko leżał, a królewna sama i prędkość i głębokość wybierała. Nie skończyło się na jednym razie. Drugi raz brał ją, za biodra trzymając, trzeci przypomniała sobie, że jego nasienie uwielbia smakować i do buzi ogromną główkę wcisnęła. Potem dopiero prześcieradło mokre zwinęła i do skrzyni wrzuciła. Tylko zrządzenie losy jej rączki pokierowało do drugiej.
Potem jak obiecała, zaczęła poznawać ruchy gwiazd, wkrótce mag jej opowiadał, jak to jest, że woda w zimie twarda, w resztach porach roku jako ciecz, a w garze nad ogniem parą się staje. Patrzyła na niego z miłością i wszystko doskonale zapamiętywała.
Amisa w sypialni na łoże legła. W końcu drzwi na klucz zamknęła i suknie królewska wzięła. Karciła się w duchu za to, co zrobiła, ale ni jak intymności Gergeresa nie mogła sprzed oczu usunąć. Zamknęła oczy i zaczęła sama palcami się dotykać, potem spojrzała na złotą misę z owocami i jarzynami, co na stole dębowym stała. Sama ja rano ogrodnikowi przygotować kazała. Oskrobaną marchew, dwa dorodne ogórki, umyte w wodzie źródlanej i bakłażany pękate. Po chwili zabrała marchewkę, po chwili uniesień, ogórki w obu otworkach umieściła, a po dłuższych jękach i westchnieniach w końcu na bakłażany je wymieniły. Zmęczona myśleć zaczęła, jak z niej zła matka i okrywszy się cienkim materiałem z delikatnego jedwabiu, zasnęła. Przespała dwie straże, ubrała się i z sypialni wyszła, żeby po królować samotnie w sali tronowej, bo Hegen zniknął już rano.
Ucieszyła się, bo paź został i ćwiczył figury tanecznej na wygładzonej orzechowej posadzce przy dźwiękach trzech grajków. Jeden na flecie grał, drugi na cymbałkach a trzeci na cytrze rytm wyznaczał. Hermesa pod wieczór wróciła do komnaty. Ojciec już z wycieczki konnej na zamek przybył. Odwiedził wojska w lesie ukryte. Z trzech wsi jedzenie im nieśli, a dodatkowo rycerze sami polowali, by głód zaspokoić. W okolicy dziesięciu mil około piętnastu tysięcy zbrojnych stało. Zapewniani ich, że otrzymają wynagrodzenie, a po wygranej wojnie, każdy z nich wielkie połacie ziemi otrzyma. Niektórzy wierzyli, inni nie za bardzo, ale bali się słowa powiedzieć, by za zdrajcę nie być uznanym. Wszyscy zostali przekonani, że niegodziwy król Rementer ich chciał napaść, sromotnej klęski doświadczył, a teraz wojsko zbiera, by powtórnie próbować, ale tym razem przegraną jeszcze większą poniesie, a zwycięskie wojsko Hegena łatwo jego żyzne ziemie weźmie w posiadanie. I to już za trzy, najwyżej cztery niedziele nastąpi.
Gergeres cierpiał w duchu. Miał dobry czas z Hermesą, ilekroć u niego gościła. Uczyła się szybko i wiedzę chłonęła.
Królowa zgodnie z planem drugi raz go odwiedziła. Powiedziała córce, że dzisiaj ma spotkanie z magiem i poprosiła, by została w swojej komnacie. Blondynka zajęła się badaniem roślinek, bo poprzedniego dnia Gergerse kroił cienkim nożykiem listek, a potem przez specjalną lupkę pokazywał królewnie, jak zbudowane jest to w środku. Hermesa słusznie zauważyła, że podobnie jest to zrobione, jak i u człowieka, gdzie żyłki do wszystkich miejsc, krew przenoszą.
Królowa weszła do jego pracowni.
– Witaj Gargaresie. Dzisiaj moja córka w komnacie swojej naukę poznaje, a my możemy miło czas spędzić.
Mówiąc to, swoją królewską szatę zdjęła, dzisiaj dla odmiany zieloną w złote gwiazdki, z jedwabiu zrobioną. Uśmiechnęła się miło, a on dostrzegł, że nic pod spodem nie ma. Wyciągnęła ramiona, by go przytulić i miłosne harce zacząć, ale mag podjął decyzję.
Powinien już od razu tak postąpić. Po pierwsze miłował Hermese i to już wystarczający powód stanowiło.
,,Co mi po zasadach magów, jeżeli jak nikczemnik postąpiłem” – pomyślał .
Zanim królowa pojęła, szybko wymówił zaklęcie i zrobił szybki ruch różdżką. Ta swoją mocą, wzmacniła formułę i Amisa zastygła w ostatniej pozie. Gergeres okrył ją i usiadł na krześle.
– Dobrze uczyniłeś Gargaresie – rzekl Locius – czuję, że wyrzuty sumienia cię gryzą, że od razu tak postąpiłeś. Ja trochę i ciebie i ją rozumiem. Gdybym swoją realna postać odzyskał...
– O tym właśnie myślę. Nie muszę wzywać Sejana, znalazłem mocne zaklęcie, tylko jak mówiłem wówczas, kłopoty mamy murowane.
– A tak ich nie masz?
Gargares popatrzył na ptaka.
– Nie skrzeczysz jak wcześniej i R potrójnie nie wymawiasz, zauważyłeś?
– Och, to prawda! Teraz sobie przypominam, że mag coś wspomniał, że jeżeli pokocham kogoś, tak się stanie. Rozmyślałem cały tydzień o Amisie i chyba moje serce bije dla niej inaczej. Tylko co będzie, jeśli postać ludzka odzyskam, a ona na mnie nie zwróci uwagi, tylko nadal za tobą będzie?
Mag spojrzał na papugę.
– A to nie widzisz, że ona tylko chce swawolić? Lubi mnie, ale uczucia jak Hermesa w dziesiątej części nie ma.
– To mam szanse. Czy jest możliwość, że Hegen się zmieni i zacznie ją miłować w prawidłowy sposób?
– Nie wiem nic o tym. Księgi o tym nie wspominają, a sam nigdy podobnego przypadku nie znałem. Sejman z racji naszej pozycji o takich sprawach nie wspominał.
– To na co czekamy – rzekł Locius – działaj.
– Kiedy to wypowiem, stanie się zaraz. Księga mówi, że mag od razu to pozna, ale ponieważ w swoich sprawach działać będzie, nie może Kargelus użyć mocy, by tu przybyć, inaczej jak normalnymi, ludzkimi możliwościami. My magowie nie używamy koni czy karocy, więc będzie szedł. Co prawda nie musi spać, więc cały dzień i noc iść może. Jeśli prawda jest, że pod wielkimi górami mieszka, cztery dni mamy. Może za pomocą specjalnej kuli z Sejmanem się porozumiem i jakieś instrukcje dodatkowe mi przekaże?
Mag zerknął na niezupełnie zakrytą postać królowej i zajął się łamaniem zaklęcia rzuconego przez Kergelusa.
Saramin– tus katujus moges spinatium genuis axus – zamamrotał.
Przez chwilkę nic się nie działo i Gargarus pomyślał, że nie podziałało, gdy nagle postać ptaka owiła różowa mgła i po chwili delikatne błyskawice zaczęły tam strzelać. Gęsta mgła spowiła cały rejon, gdzie znajdowała się papuga. Po chwili zaczęła rzednąć i na posadzce stanął mężczyzna około czterdziestoletni. Kilka zielonych, lekko popalonych piór opadło na drewnianą podłogę. Lociusz był z pewnością przystojnym mężem i natura obdarzyła go sowicie, chociaż jak sam mówił, nie tak jak Gargerrusa. Stał nagi i patrzył na maga.
– Udało się przyjacielu, teraz daj mi coś na okrycie – powiedział niskim barytonem.
– Wiesz co, mam lepszy pomysł – uśmiechnął się szelmowsko mag.
– No, no, no. Tylko nie to – książę zrozumiał, co zamierza mag.
– Zakochacie się później. Wytłumaczysz jej wszystko...potem – uniósł różdżkę i rzekł.
– Rosu, rosu kumulys bembus axus. Teraz dużo delikatniejsza mgła o zielonkawej poświacie okryła postać Amis, a mag znalazł się już przy drzwiach.
– Miłego czasu, Locjusu.
Wyszedł i zaczął kierować kroki w kierunku komnaty Hermesy.
Królewna ocknęła się z letargu.
– Co jest Gargaresie, gdzie.... co pan tu robi i kim pan jest? – zakryła odruchowo złote loczki łona. a druga ręka powędrowała najpierw by okryć piersi, ale zatrzymała się w połowie drogi i wskazujący palec lewej dłoni, wskazał biodra i brzuch Locjusa.
– To rośnie i jest... dość duże.
Książę stał nieco skrępowany, a w zasadzie stali tak oboje.
– Jestem książę Locjus z księstwa Lortanni, a zamieniono mnie w papugę, lecz dzięki wiedzy Gergerusa powróciłem do swojej postaci. Bardzo mi się podobasz o pani i od tygodnia myśleć o tobie nie przestawałem.
– Taaak. Rozumiem. Pewnie wiesz o mnie to i tamto. Trochę było mi przykro, że tak niecnie wykorzystałam Gergerusa, szczególnie że on miłuje moją córunię a ona jego. Wiesz, że jestem zamężna, ale tym się nie frasuj. Ty masz kogoś? – już nie zasłaniała dłońmi niczego, za to delikatnie włosy długie na plecy przerzuciła.
– Wiem, że w dziwnej sytuacji się poznajemy, ale Kargelus zamienił mnie w papugę sto dwadzieścia lat temu, więc może pra–pra wnuki żyją, ale i tak są sędziwe. Pewnie ci nie o to chodziło.
– Nie Locjusu. Skoro mnie miłujesz, to będzie ci łatwiej. Nie myśl o mnie źle. W tej sytuacji... – nie mogła oderwać swoich ślicznych oczu od sterczącego kołka o grubości męskiej dłoni – może bliżej się poznamy.
– Tak i Gergares powiedział, że uczucie od ciebie może przyjdzie później.
– W istocie. Miły jesteś, posturę masz piękna i głos zniewalający. Myślę, że coś z tego być może – stanęła przy nim bardzo bliziutko.
– Królowo, jeżeli chcesz, założę coś na siebie i sobie najpierw porozmawiamy, jak widzisz, mag na tyle uprzejmości posiada, że nas samych zostawił.
– Myślę, że porozmawiamy sobie później – jej usta zaczęły, delikatnie błądzi po jego zarośniętej twarzy.
– Tak, to chyba jedynie słuszna decyzja. Czy masz życzenie pani, bym najpierw rozgrzał waszą królewską mość?
– Och Locjusu miły, to nie jest konieczne. Zamiast rozgrzewać, możesz mnie zerżnąć, książę?
– Wedle rozkazu, pani – Locjus wziął smukłe biodra królowej w swoje mocne dłonie pewnie od trzymania miecza rozrośnięte, przesunął je delikatnie na jej zgrabny i jędrny tyłeczek i do góry uniósł jej królewską mość jak piórko.
– Och jaki silny jesteś, książę.
– Właśnie osłabłem nieco. Wiesz, orzeszki i kawałki mango nie dają dużo siły.
– W takim razie już nie trzymaj mnie w górze – patrzyła na jego przystojną twarz i delikatnie czochrała jak smoła czarne włosy na głowie.
– Wedle życzenia, pani – Locjus zgrabnie ją nasadził na koniec żerdzi i pozwolił się samej nabić głębiej.
– Oooooch! Jesteś panie nie mniej wyposażony niż Gergares – zaczęła delikatnie unosić swoją królewską pupę w dół i górę.
Locjus tylko podtrzymywał jej tyłeczek, w końcu zmęczył się nieco, bo jednak królowa swoje ważyła i położył ją na łożu.
– Poczekaj miły, połóż poduchę pod moje biodra, lepiej nam będzie.
Uniósł ją raz jeszcze, a Amisa sięgnęła sporą poduchę i pod dolną część pleców położyła, nogi uniosła i stopy na mocnym torsie Locjusa oparła. – Rżnij mnie mocno, bo tak lubię.
Tym razem Locjus nic nie odpowiedział, tylko do dzieła się wziął. Dyszeli oboje i coraz milej im się działo. Dotykał jej jędrne kule i pieścił, co jej się podobało. Oboje sądzili, że skoro lat tyle pościł, to nie długo wytrzyma, ale ku uciesze królowej to wcale się nie stało.
Trwał w rozkoszy, ale daleki był od erupcji lawy, a królowa co chwil kilka jęczała głosno, a jej ciało falowało w rozkosznych skurczach.
– Och milo tak, że wciąż twardy jesteś, chcesz inaczej?
– Och Aries, twoja cipka jest ciasna jak u dziewicy młodej. Możemy inaczej, jak lubisz.
Królowa nie omieszkała posmakować książęcej lancy i kilka dobrych chwil to robiła, delikatnie liżąc swoim różowym językiem, to znów pakowała głęboko do gardła, aż oddech traciła, w końcu uklękła i pupkę zgrabną do księcia wypięła.
– Czy tak dobrze będzie?
– Och ślicznie twoja brzoskwinka wygląda, pozwól i mi posmakować nektaru.
Amisa tylko mruknęła, co mogło oznaczać i tak i nie, ale Locjus uznał za aprobatę i zajął się degustacją wszystkich atutów królewskiej mości.
– Och Locjusu! Nastąpiło przejęzyczenie, kochany. W złą dziurkę trafiasz.
Locjus oderwał książęce usta i zapytał.
– Mam miejsce zmienić czy całkiem przestać degustacji?
– Och nie przestawaj. Skoro ci to nie wadzi, możesz mocniej. To nawet miłe, chociaż zwykle to miejsce do innej czynności przysposobione.
Podniecony do białości książę pieszczotę kontynuował i dopiero po dwóch uniesieniach jej królewskiej mości, do poprzednich czynności powrócił. Najpierw sam pracował, ale królowa chciała go wyręczyć i rolami się zamienili. Królowej się spodobało i coraz bardziej swoje królewskie biodra odsuwała. Jęczał co chwilę w kolejnym wzlocie i widać końca nie było. W końcu niechcący całkiem kolumnę Locjusa wysunęła i próbując mieć ją z powrotem i niefortunnie na nie właściwą jamkę się nabiła.
– Och pani, źle nakierowałaś.
– Ooochhhh! Nigdy tej przyjemności nie zaznałam, możemy tak dalej?
– No dobrze pani. I ja nigdy tak nie robiłem. Dla mnie to prawie to samo, lecz daje to pewne możliwości – mówiąc to, zaczął delikatnie pieścić królewską brzoskwinkę palcami.
Po czasie pół straży w końcu poczuł, że wulkan zaraz lawę wyrzuci i tak się też stało. Razem dyszeli i jęczeli przez chwil kilka. Królowa na plecy się położyła, a Locjus obok.
– Zauważyłam, że Gergerus ma tu ciekawe maszyny – pokazała głową umywalkę.
– Tak, to bardzo mądry człowiek. Wiem jak z tego korzystać.
Po chwili oboje to i tamto umyli.
– Locjusu nie zrozum mnie źle, ale widzę, że twoja buława znowu twardnieje. Chciałbyś jeszcze?
– A co na to wasza królewska mość powie? Nie chcę, by nasze zapoznanie pochodziło tylko z mojej strony.
– Och Locjusu miły. Mogłabym tak cały dzień.
Powrócili do poprzednich działań, tylko jeszcze bardziej je urozmaicili pozycjami dziwnymi. Tym razem królowa uważała, by Locjus tylko brzoskwinkę pieścił, bo jej królewska dupka nieco dokuczała. W po czasie prawie jednej straży zdecydowała się w buzi skończyć, co Locjus z radością przyjął. Królowa też inklinacje do poznawania miała i koniecznie chciała spróbować, bo dziwnym trafem nigdy z mężem lata temu i z nikim innym nie miała okazji posmakować, jak ta biała ciecz smakuje. Jęki rozkoszy Locjusa zwiastować zaczęły początek erupcji i kołowa mogła posmakować ciepłego budyniu. Tym razem się nie myli, bo Amisie przyszedł nowy pomysł.
*
Szatynka przewracała się z boku na bok na swoim królewskim łożu. Melogranin została zaręczona i król Rementer czuł, że jego oczko w głowie dobrze widzi przyszłego męża. Królewicz miał postawną figurę, władał dobrze mieczem i konno jeździł świetnie, poza tym, co najważniejsze było, w głowie miał równo poukładane, co nie zawsze dotyczyło królewskich dzieci. Dziewczyna miała mocny charakter i gdyby wybrany przez ojca kandydat jej się nie podobał, nic by nie wskórał. Melogranin do dzisiaj na innych mężów nawet nie patrzyła, w ten właściwy sposób, bo w jej sercu zamieszkał Wilmis syn Salbareza. Do dzisiaj. Starała się, jak mogła, lecz ni jak twarzy Stalkesa zapomnieć nie mogła.
– Och – jęknęła cicho – Tak nie można Melogranin, córko wielkiego Rementera. Opamiętaj się! Zaręczona jesteś.
W końcu po czasie pół straży zasnęła. Niestety śniła przystojnego bruneta i nie o tym, że rozmawiają. Tulił ją, a ona tego chciała, potem w tym śnie sama zdjęła przed nim wszystko i miłości z nim chciała...
Przebudziła się zlana potem, ale i wilgotna inaczej, w miejscu intymnym.
– Och! – jęknęła znowu cicho i w poduchę twarz ukryła.
Nie płakała, tylko próbowała ułożyć myśli. Świtać zaczęło, czyli nie obudziła się wcześniej niż zawsze. Do wiadra na siki podeszła i załatwiła poranną potrzebę. Zwykle służba wynosiła, co królewna zostawiła, czasem sama królewna to wylewała. Poddani ją kochali właśnie za to, że nigdy się nie wywyższała. Co prawda jak ktoś jej podpadł... to inna sprawa była. Gdyby nie osobiste wstawiennictwo Stalkesa, dowódca ósemki przy bramie, pewnie by się dzisiaj ze światem żegnał.
Umyła ręce i buzię w wodzie, co pozłacanej misie czekała i buzię wypłukała wodą z kawałkami goździka. Do higieny ust miała patyczki, by kawałki mięsa wydłubywać. Sama intuicyjnie nie jadła wiele mięsa, mimo że polowała. Zdjęła koszulkę, w której spała i przyglądała się swojemu odbiciu.
Miała zgrabne i lekko umięśnione ciało. Piersi strzeliste, nie kolisty, bardziej owoc gruszki przypominały, stały jednak wysoko. Melogranin tylko o Stelkesie wspomniała i tym śnie a natychmiast wszelkie doznania ze zdwojona siłą wróciły. Dłoń powędrowała na wciąż wilgotne krocze i palce wniknęły do środka. Piersi zareagowały od razu. Delikatnie się powiększyły, sutki nabrzmiały a brodawki nie tylko, że do przodu wystrzeliły, to jeszcze delikatnie do góry się uniosły. Na szczęście mocny charakter królowej okazał się silniejszy niż podniecenie ze snem związane.
– O nie! Tak nie będzie Melogranin. Jesteś silna i decydujesz. Wilmisa masz w sercu. Stalkes ci w głowie nie zamiesza.
Zanurzyła dłoń w chłodnej wodzie i kilkoma ruchami wilgotność zmyła ze swojej intymności, choć nie do końca. Zamierzała na koniu pojeździć jeszcze przed śniadaniem, więc królewska suknia musiała poczekać. Zresztą większość czasu jak giermek chodziła, w spodniach. Założyła koszulę, przepaską biodro owinęła, z dwóch stron przez krok przewinęła i na powrót na biodro zawinęła. Ten materiał tkano specjalnie dla niej i królowej matki, jak i ważniejszych dam dworu.
Spodnie ze skóry jelenia odziała, kurtkę podobną, rękawiczki i w końcu buty. Miała ich par kilkanaście. Kiedy lato było jak teraz, sandały lubiła, bo stopa oddychała, jednak do jazdy inne buty, całkiem kryte zakładała. Wspomniała oczywiście, że ból głowy się nie pojawił. Aż uśmiechnęła się z radości z tego powodu.
Czy zaczęła go miłować, bo ją uleczył? Nie. Z tego, co zrobił bardzo rada była. Podobał się jej, ale to najważniejsze chyba w jego środku tkwiło. Coś, co powodowało u niej delikatne prądy. Nie odczuła również wczoraj, że zwraca na nią uwagi w jakikolwiek sposób, a to tylko kobiecą naturę pobudzało. Wiedziała, że jest ładna i zgrabna, chociaż z zasłyszanych plotek podczas balów słyszała, że mężczyźni duże tyłki i wielkie piersi lubią, a tego królewna nie posiadała. Wyszła z sypialni i szybkim krokiem zaczęła iść. Pełniący służbę w środku pałacu jej się kłaniali, na co odpowiadała skinieniem głowy.
– Jak warta minęła – zapytała w końcu jednego z dwóch pełniących straż przy wejściu głównym.
– Noc spokojna, jaśnie pani. Dzionek piękny się zapowiada.
– Dzięki wam, że dla króla służbę pełnicie rycerzu.
Wysoki brunet lekko się uśmiechnął, a kiedy przeszła, tęsknie westchnął.
– Możesz sobie marzyć Remnusie, królewna zaręczona Wilimsowi. Gdyby nie była, a miałbyś wór złota, kto wie – zaśmiał się kompan.
– Pomarzyć nie wolno, Krunko?
– Wolno, wolno. Mnie się podoba ta czarnoskóra niewolnica. Jechałbym ją cały dzień.
– Boś knur. Kobieta potrzebuje miłości i delikatności, a nie tylko, by ją ruchać. Mnie też się podoba. Jak ją wołają...Vessa.
– O nawet ja tego nie wiedziałem. Tą za dziesięć talarów byś kupił.
– Mam tylko trzy – odrzekł Remnus. Królewny Melogranis mieć bym nie mógł, ale Vessa, gdyby na mnie dobrym okiem spojrzała, to bym ją uszczęśliwił.
– Masz czym, bom widział – zaśmiał się Krunko.
– Ty tylko o jednym – pokręcił głową Remnus i zamilkł.
Przez kilka dobrych chwil milczeli.
– Krunko?
– Co tam, bracie?
– Nie pogniewałbyś się, gdybym naprawdę Vesse z niewoli wykupił dla siebie?
– A co mam się gniewać. Powiedziałem, że mi się podoba, ale każda dziewka z karczmy da mi to samo. Rób, co chcesz.
Remnes zaczął myśleć poważnie o czarnoskórej niewolnicy. Z Alpisem musiałby porozmawiać, lecz żeby to zrobić, jego dowódca Tartys dać zgodę musiał.
Tymczasem Melogranin do stajni królewskiej weszła. Koniuszy już dawno wstał i jej czarnego mustanga czyścił, bo wiedział, że królewna wcześnie rano wstaje i porannej przejażdżki zażywać lubi.
– Witaj Barteusie, mój Sarres gotowy?
Mustang, czując zapach swojej pani, już uszami strzyc zaczął, zanim do stajni jeszcze weszła, a kiedy ją ujrzał, zarżał radośnie.
– O tak najjaśniejsza pani, gotowy.
Podeszła do dwulatka i po pysku go pogładziła.
– Witaj mój Sarresie, zaraz pojedziemy.
Koń zarżał ponownie i delikatnie przednim, prawym kopytem uderzył w klepisko. Królewna ufała koniuszemu, ale sama również sprawdziła jego kopyta. Kiedy więcej czasu miała, również go czyściła, co wyraźnie lubił. Myślała o tym, by mu klacz podstawić, bo już czas właściwy nadszedł. Po chwili już na siodle usiadła i wyjechała ze stajni. Do bramy podjechała.
– Spuście most – rozkaz wydała.
– Pani, rozkazy mamy nowe. Od rana bez obstawy pojechać nie możesz. Czas niebezpieczny. Szpiedzy Hegena mogą w zasadzce czyhać.
– Co mi prawisz. Arbisie! Nic o tym nie wiem. Otwieraj!
– Pani, nie mogę. Wybacz. Z ojcem rozmawiaj, najjaśniejsza pani. Głowa mi droga.
Królewna czasu nie traciła, konia zwróciła i pod główne drzwi zamku podjechała. Zeskoczyła lekko i konia do palika podwiązała i po chwili już biegiem do komnaty ojca pobiegła. Przed komnatą królewskiej pary, dwóch drągali z gwardii straż trzymało.
– Króla chce widzieć – powiedziała głośno.
– Jego królewska mość pewnie jeszcze śpi z królową.
– Mam go sama obudzić! – czuła, że się zła robi.
– Dobrze, wasza dostojność. Wiesz, że tam nie wejdę. Dwie służki w przedpokoju służbę mają, ich zapytam.
– To ja już sama zrobię. Drzwi mi otwórz.
Pełniący służbę drzwi otworzyła i królewna weszła. Dwie służące stały z pytaniem w oczach.
– Ojciec śpi jeszcze? – zapytała królewna.
– Nie wiemy jaśnie pani. Wiesz, że wejść nie możemy, pani. Gdyby...
– Wiem, wiem. Zwykle ludzie to robią wieczorem, nie rano – przypomniała sobie swój sen i wiedziała, że z tym może być różnie. – Sama wejdę, wam nic nie będzie, słowem ręczę. Za zasłoną śpią, więc delikatnie zapytam, nie trwóżcie się moje drogie – nawet się uśmiechnęła.
One wiele zrobić nie mogąc, rozstąpiły się by królewna, pójść dalej mogła. Otworzyła drugie drzwi i zobaczyła ogromne łoże otoczone kotarami z czterech stron. Wiele razy tu bywała. Przypomniała sobie, jak jeszcze dzieckiem była i lubiła czasem z nimi spać. Jako jedynaczkę król i królowa ją kochali ogromnie. Melogranin dobrą córką była i dlatego radość oboje mieli, z owocu ich łona.
– Tatusiu? Śpisz jeszcze? – cicho powiedziała.
Nie otrzymała odpowiedzi, więc ponownie pytanie zadała, tym razem głośniej.
– Co tam córko? – usłyszała zaspany nieco głos Rementera.
– Mogę wejść głębiej? – zapytała ciszej, słusznie sądząc, że matka jeszcze śpi.
– Czekaj, sam wyjdę – odrzekł cicho król.
Dodaj komentarz