Lamia tęsknotę poczuła, kiedy tylko zniknęła sprzed oblicza bruneta. W głąb Ziemi weszła i wolno się zagłębiała. Jej ciało kokon obejmował. Nie dla jej bezpieczeństwa, tylko dla drogocennego daru, jaki w dłoniach trzymała. Suknię jedwabną od swojego wybrańca.
Otaczała ją gorąca lawa, bo głęboko weszła. Znalazła się w ogromnej jaskini. Tu również gorąc panował. Po chwili ojca dostrzegła. Smok miał sto pięćdziesiąt jardów i z gorącego jak środek Słońca żaru był zbudowany. Stał, lecz kiedy dziewczyną dostrzegł, zaczął iść do niej. Stawiał kroki dostojne, jakby nic nie ważył, a przecież był ogromny jak góra. Jego grzbiet ostre trójkąty ostrzy wieńczyły. Mieniły się kolorami tęczy. Król podziemi Algehor spojrzał na swoją córkę.
– Witaj ukochana córko. Czy misja się powiodła, czy sam muszę pokój wprowadzić i winnych w popiół zmienić?
– Ojcze – dziewczynka miała tą samą postać, ale z podobnego materiału ciało, jak ojca. Ognia nieugaszonego o wyglądzie lawy, lecz tysiące razy bardziej gorącego. Nawet bardziej gorąca od niego teraz była i tym go zdziwiła.
– Co w dłoniach trzymasz, najmilsza?
– To słodki podarunek. Nie myliłam się co do tego człowieka. On zamiast mnie, Dzieckiem Ognia będzie na ten czas dla Ziemi i pokój zaprowadzi. A w dłoniach podarunek od niego mam. Suknię z jedwabiu. Miłością jego jest tkana, chronić ją trzeba.
– Czuję go. Nie pomyliło się serce twoje. Czemu tak trudne próby mu dałaś?
– Musiałam mieć pewność. Piękny jest z wyglądu i kobiety odchodzą od zmysłów, jeśli wiedzą o jego szczegółach budowy ciała. Jednak ja jego wnętrze pokochałam. Pomogłam mu odkryć, że dobro w nim mieszka. Musiałam taki sprawdzian mu uczynić, aby się przekonać czy duch lub ciało nim rządzi. Nie chciał miłości od Vessy, chociaż troszkę musiałam mu pomóc. Obawiałam się o Melogranin, bo ta z miłości, a właściwie z pragnienia prawie oszalała, ale i tu zdał egzamin. Mojego lubego jeszcze raz do próby wystawię, w zamku Hegena. Jestem o niego spokojna. Jeśli Hermesa zda próbę, dla niej cokolwiek uczynię. Jest z niej ziółko, lecz serce ma szczere i czyste niby złoto. Wiesz ojcze, że to Hegen jest winny. Czy nie prościej go usunąć?
Smok spojrzał na nią oczami z wielkich szmaragdów, które, mimo że płonęły, delikatny błękitny blask emanowały.
– Wiesz, że nie taki nasz Pan. Dał nam władze, moc i sprawowanie, ale nie zezwolił zabijać, tak jak on sam tego nie czyni.
– Jednak Sodomę zniszczył i trzy inne miasta.
– Tam była inna sprawa. Działaj lub jeśli ufasz Stalkesowi, daj mu działać. Pokaż suknię.
Algehor uczynił swoją mocą, że w ogromnej pieczarze zrobiło się chłodno. On przyjął postać męża, a Lamia w sukni od Stalkesa stanęła, w postaci jaką znał brunet na Ziemi.
Złoto, brylanty i inne kamienie szlachetne na ubiorze króla podziemi świeciły. Twarz o jasnym obliczu posiadał, w kolorze wypieczonego chleba skórę, a włosy białe jak śnieg. Miał miliony lat, a przecież żadnej zmarszczki na twarzy. Godność, prawość i wielkość z jego twarzy biła.
– Widzę, jego miłość. To prawy człowiek. Miłujesz go, prawda?
– Tak, tato – delikatnie głowę przed ojcem skłoniła.
– Chcesz, by tu z nami mieszkał?
– Nie ojcze. Będziemy cię odwiedzać w sercu Ziemi, a matkę w głębinach oceanu. Chcę go za męża. Mam tylko mały kłopot. On nie za bardzo moją ulubioną postać lubi.
– Zrobisz, jak zechcesz, dziecko. Skoro cię kocha, oczami miłości będzie widział. To wasza sprawa. Tylko jego musisz zmienić. Inaczej spłonie.
– Wiem, tatku. Już go zmieniłam. Jeżeli zechce, to zrobię dla niego wszystko. Wart jest.
– I ja to widzę. Ciesze się, że jesteś, moje dziecko.
– I moja dusza się raduje – weszła w jego ramiona, a on gładził jej włosy ze szczerego złota.
Stali w pięknej sali, której nie miał żaden król na Ziemi. Podłogę zrobiono z białego marmuru ze złotymi nitkami. Co jakiś czas wstawiono kwadraty z czerwonego drewna, orzecha i hebanu. Te kwadraty otaczały złote ramki. Stół na dwanaście osób zrobiono również z kombinacji tych trzech rodzaju drewna. Pośrodku stołu płynęła lawa. Mieniła się złotem, czerwienią i przechodziła w jasny pomarańcz, lecz nie czuć było gorąca, bo szkło najczystsze, z pewnością specjalne, izolowało lawę od drewna i przede wszystkim górną powierzchnię chroniło.
Komnata ogromna była i wyglądała nie inaczej niż królewska, bo stały tam zbroje, obrazy wisiały i rzeźby różne z marmuru, mosiądzu i złota. Naprzeciwko stołu i dwunastu krzeseł pięknie rzeźbionych i wygodnych, stał tron ze złota, wysadzany drogimi kamieniami. W końcu ta komnata należała do króla Ziemi. Bóg całego stworzenia mu ją sprawił, a on Smok ogromny miał nad nią pieczę.
Muzykę usłyszeli niby anielską. Lamia tańczyć zaczęła przed królem i ojcem. On radował swój wzrok jej lekkością i gracją.
Żona Algehora królowa oceanu, rzek i jezior, w swoim zamku, w głębinach oceanu teraz przebywała. Co jakiś czas się spotykali z mężem i wówczas sycili swe usta a czasem ciała. Lamia i do niej chciała się udać zaraz po wizycie u ojca. Królowa i jej matka Othessą się zwała. We właściwej postaci wodą była i każdą postać, przyjąć mogła, kiedy z mężem się spotykała, przyjmowała ciało pięknej kobiety o włosach jak bursztyn, oczach jak szmaragdy i skórze w kolorze jasnego hebanu.
Lamia tańczyć skończyła i przed ojcem usiadła na posadzce, a on na tronie zasiadł.
– Ślub weźmiecie tutaj, dobrze kochanie?
– O tak, ojcze. Wówczas królów mniejszych zaprosimy. Gór, Wiatru, Deszczu i Piorunów. Król Słońca i Księżyca przybędą z żonami.
– Wszystko, co zechcesz, postanowisz.
Idę matkę odwiedzić – rzekła.
– Idź, dziecię – rzekł i pocałunek na jej czole złożył.
Po chwili kiedy zniknęła na powrót postać smoka z ognia i lawy przybrał, bo tak czuł się najlepiej. Samotność mu nie doskwierała, ponieważ nieustanny kontakt z Othessą trzymał, a czasem z Panem całego stworzenia rozmawiał.
Lamia nad ogromną wodą w powietrzu się utrzymywała i na świat piękny patrzyła i po chwili w głębinę skoczyła. Ryby kolorowe obserwowała, delfiny i ogromne wieloryby. W głąb toni weszła i do kryształowej komnaty wpłynęła, cały czas suknię od Stelkesa miała na swoim ciele. Otoczyła wszystkie atomy materiału powłoką niewidzialną i suknia odporna się stała na żar słońca, przed zimnem lodów północy i nie tylko, bo gdyby i w czarnym kosmosie się znalazła, ciepło by dawała. Tak naprawdę Lamia nie mogła się ochłodzić, jeśli nie chciała. Córką Ognia była przecież. Othessa na tronie z kryształu siedziała.
– Dziecko moje! – szepnęła z radości na widok córki.
Dziewczynka przed nią uklękła, a matka dłoń swoją na jej głowie położyła.
– Możemy tak, jak przed wiekami, kiedy mnie zrodziłaś? – zapytała Lamia.
– Pewnie, że tak, skarbie.
Królowa oceanu chciała macierzyństwem się cieszyć i sto pierwszych lat Lamia maleńka była. Wówczas piersią ją karmiła, a szum spokojnego oceanu do spania ją lulał. Potem przez pięćset lat była małym szkrabem i uwielbiała psocić. Pływała z rybami. Gdy wodą sie nacieszyła, przybierała postać z ognia zrobioną i wówczas z ojcem czas spędzała. Uwielbiała w wulkanch czynnych, w lawie się pluskać. Czasami tylko w koronnej sali ojca w ludzkich postaciach ze sobą czas spędzali, we troje.
– Widziałaś go mamusiu? Co powiesz?
– Wiesz, że tylko serce widzę i duszę. Ciało ma ładne, ale takich jest wielu. Nie wiem, czemu go wybrałaś, ale ufam twojemu sercu.
– Wiesz dobrze. Jak tylko się narodził, już go wybrałam. Nie raz musieliście mnie powstrzymywać, bym jego cierpienie skończyła i jemu podobnych. Doprawdy chciałam jego druha uratować, lecz spóźniłam się, a i trucizna podwójne działanie miała, jakby zło całego świata tam umieszczono. Gergeres stworzył nieopatrznie ten jad, ale i inne złe duchy w tym udział miały, czego mag nie był świadomy. Teraz Hermesa dobrze na niego działa, chociaż sam się pomiarkował, że Hagen tylko zła pragnie. Czasem zastanawiam się, czemu Pan nam nie zezwala usuwać zła od razu. Ile istnień by ocalało, ile łez by mniej przelanych zostało!
– Wiesz kochanie, że nawet gdybyśmy swoje trzy mądrości złożyli to, jak ziarnko piachu przeciw całej pustyni jesteśmy w porównaniu mądrością Boga. On wie i dlatego tak postępuje. Nie próbuj nigdy mu się przeciwstawiać.
– Przecież tego nie czynię. Hagen zła wiele chce uczynić. Wiem, że ludzie sami muszą zobaczyć, kim jest, wówczas jego koniec nastąpi. Arogant z niego. Sejmana wykpił, chociaż za plecami.
– Masz pewność co do Stalkesa? Czy duma w nim nie wzrośnie?
– Matko, przecież widziałaś! Jest prawy. Ciężko mu, bo natura mu dała ciało piękne i to, co na kobiety działa.
– Wiem, skarbie. Kiedy jak człowiek odczuwam, rozumiem. Czułam i u ciebie odczucia kobiece. Kiedy ciało oblekamy, jego prawami żyjemy.
– Wiem już, co zrobię. Z pewnością Hermesa się ucieszy – Lamia ślicznie się uśmiechnęła.
– Zrobisz, jak zechcesz. Chciałaś, ojciec zezwolił i ja przyzwolenie dałam. Uczyń tak, by ojciec na powierzchnie, wyjść nie musiał. Już tak było w przeszłości, że z małych spraw ogromny ocean krwi przelewano. Ludzka natura wciąż przy wojnie. Nie chcą zajrzeć w głąb siebie, pokoju i miłości tam dostrzec.
– Niektórym się udaje, lecz tylko nielicznym.
– Tak, masz rację córko. Ciężką próbę dla wybranego stworzyłaś, ale świetnie sobie z Melorgranin poradził. A już myślałam, że pokusom jej ulegnie.
– Ja ufność w nim miałam.
Lamia nie przyznała się matce, że sama dziwny stan odczuwała, kiedy obserwowała poczynania córki Rementera. Ile mogła, tyle cech ludzkich w sobie rozbudzała. Córką ognie była, ochrony i mocy wyzbyć się nie mogła. Z utęsknieniem na spotkanie ze Stelkesem czekała. Zastanawiała się tylko czy on zrozumie jej postępowanie. Wierzyła, że tak się stanie. Zezwoliła sobie, by natura jej matki w niej działała, ale obydwoje rodziców od początku wiedziało, że więcej ma z ojca i bardziej naturalnie ogniem się czuła niż wodą, chociaż i wodą być potrafiła, lecz nie za długo.
Teraz u stóp matki siedziała i po chwili wodą się stały, a chwila dla nich trwała wiele dni dla ludzi na Ziemi. Matka staranie miała nad wszystkim, co się na i w oceanach działo, lecz ułamek jej percepcji mógł wraz z córką obserwować i słyszeć co się na Ziemi działo. W zamku Hagena i Rementera i wśród ich wojsk i wszystkich ludzi. W końcu ludzkie postacie przyjęły i Lamia maleńka się stała jak niemowlę. Królowa poczuła mleko w piersiach, suknię rozpięła i karmić swoje dziecko zaczęła. Wszystko mogły. Gdyby matka i córka pragnęły, czyste odczucie by stworzyły, ale w tym jednym realności pragnęły. Aby czystość panowała, Lamia musiała się stać niemowlakiem, na czas karmienia. Czuła to, co dziecko maleńkie, natomiast Othessa rozkosz karmienia przeżywała. Kiedy córkę nakarmiła, nucić pieśń zaczęła i Lamia zasnęła w jej ramionach.
*
Mag stary, gdy tylko bramę minął, od razu lepiej się poczuł niż u Hegena. Blisko zamku drganie mocy odczuł i w końcu zrozumiał, że drugi wielki czarodziej jest w drodze. Nie mógł wrócić, by pomóc Gargaresowi. Ufał, że uczeń jego sobie jakoś poradzi. Sejman misję nad wszystko ważniejszą musiał prowadzić, by pokój nastał.
– Witaj Sejmanie – powitał go dowódcza straży.
– Witaj. Króla chcę widzieć.
– Wiem ja to. Gości u nas człowiek wielką mocą obdarzony. Uleczył naszą umiłowaną królewnę Melogranin z bólu, której inni medycy nie zdołali usunąć.
– Dobrze, ciesze się. I jego rad poznać będę, lecz teraz do króla prowadź.
Dowódca szedł z nim zgodnie z prośbą i po chwili król sam na spotkanie maga wyszedł ze swojej komnaty.
– Witaj Sejmanie. Cieszę się, ze w końcu poznać cię zdołałem.
– Niestety taka moja rola, że tylko w złych czasach opuszczam moją pustelnię – lekko przed królem się pokłonił.
– Czyś zmęczony? Odpocząć zechciej. Każę służkom moim cię umyć, a kucharzowi co zechcesz przynieść, byś głód zaspokoił.
– Zbytnia troska. Porozmawiać o pokoju pragnę.
– Dobrze zatem, do rzeczy przejdźmy. Klęskę poniosłem i tysiąc dobrych żołnierzy straciłem. Mylne raporty otrzymałem, że zamek niechroniony. Chciałem tylko Hegena pochwycić i do lochu wrzucić, by się opamiętał. Nikogo z ważnych czy rodziny nie zamierzałem skrzywdzić.
– Teraz chcesz ruszyć całą armią, którą twoi generałowie szykują.
– Nie inaczej. Kres położyć chcę panowaniu tego łotra. Czy coś mi przekazać kazał?
– Nic, co by cię uciszyło. Rzekł, żebyś się swoich ziem trzymał, to wojny nie będzie.
Mars na twarzy króla się pokazał.
– Czyli mam zezwalać, by on nadal szpiegów wysyłał, ludzi potajemnie zabijał i więcej informacji zbierał, by w odpowiednim momencie mnie najechać?
– Może jednak zaniechaj. Lepszy najgorszy dzień pokoju niż najlepszy wojny.
– Wiem, że ten Hagen wysyła swoich zaufanych, by okoliczne królestwa przeciw mnie ustawić. Wszyscy wierzą, że on dobry i poszkodowany, ja zaś zły, bo go napadłem. Pewnie ci to prawił.
– Nie inaczej, szanowny Rementerze. Wiesz ty pewnie, że w lasach wielkie wojsko utrzymuje. Mają ukryte za drzewami boru, wsie i wioski. Ludzie pola uprawiają i ich żywią. Niektórzy z żonami i dziećmi mieszkają. Prawie wielkością twojej armii się równają.
– Tak wiem i to. Gargares twój uczeń broń mu nową prawi.
– Tak było, ale już nie jest. Gargares zrozumiał i uczyni wszystko by nic już mu nie dać. Nie mogłem go prosić, by przeciw niemu pracował, bo mój uczeń szlachetny i na utrzymaniu króla Hegena przebywa.
– A gdyby ze służby zrezygnował i do mnie przybył?
– To nie jest tak proste. Hermesa go kocha już długo, właśnie mój uczeń o tym się dowiedział i miłość do niej poczuł.
– Czy prawda to, że Hegen tylko córki posłuchać zechce?
– Obawiam się, że to też ma granice. Nie jest tak szlachetny, jak ty. A czy ty we wszystkim byś Melogranin słuchał?
– Masz racje, Sejmanie. Nie jest łatwo być królem, jak się innym zdaje. Mój przyszły zięć ma przybyć do mnie, kiedy się dowiedział, że klęskę poniosłem pod zamkiem Hegena.
– To dobrze, Melogranin się ucieszy.
– Tak i ja myślę.
Obaj mężowie wiedzieli, że i inne powody są ważne. Rementer jeszcze nie wiedział o zmianie w sercu córki i wciąż miał niepokój, co stać się może, jeśli serce Melogranin dla Stalkesa zacznie bić mocniej.
– Pozwól mi królu Stalkesa poznać. Wiele o nim słyszałem. Czy wiesz, kim jest Dziecko Ognia?
– Tak, coś słyszałem. Kiedy bieda dla Ziemi wielka, Dziecko Ognia przybywa, by zaradzić Ziemi w potrzebie.
– Tak, królu. Mam duże przypuszczenia, że tym razem jest nim Stalkes.
– Och, co mówisz Sejmanie! Czyli większy kłopoty ma być, niż sądzę?
– Na to wygląda. Wiesz, że czasem z małej chmury deszcz wielki, a z potyczki, ogromna wojna być może. Porozmawiam z nim i wywiedzieć mi się trzeba, co on wie. Wybacz, że cię opuszczę. Jeszcze na słowo wpadnę, wówczas może twoją szanowną żonę poznam, lecz to nic pewnego. Jeżeli tak się nie stanie, przeproś w moim imieniu królową Marisię.
– O tak. Ona za ćwiczenia się wzięła, bo figurę, jaką miała, zanim Melogranin porodziła, odzyskać zapragnęła.
– My magowie wiemy, że są ćwiczenia by ciało w zdrowiu i sile utrzymać. Skąd twoja żona o nich wie?
– Właśnie Stalkes jej powiedział.
– To tylko potwierdza moje przypuszczenia. Chciałbym z nim rozmawiać.
– Dobrze Sejmanie. Każę go zawołać.
– Och, nie trudź się królu. Sam go znajdę.
Stalkes czuł, że Sejman z nim rozmawiać zapragnie i skłonił się przed Melogranin i tymi, co na ich walkę patrzyli i udał się do swojej komnaty.
Królewna za nim patrzyła. Wstyd jej było, że go oszukać chciała. Pragnęła, by ją dotyka i pieścił, ale nie tak. Gdyby ją zechciał, mimo problemów z drugim królestwem, zaręczyny by zerwała. Kłopot czuła. Obiecała sobie być uczciwa wobec Stelkesa. Prosiła go o wybaczenie i na chwilkę dobre nastawienie do Wilisa miała, ale tylko na moment. Zaczęła myśleć, czy się w Stalkesie nie zakochała. Dziwne to, ale podobne myśli jak i Hermesa miała.
Co, gdyby Stalkes normalnej wielkości organ posiadał? Czy wówczas by go nie pokochała, gdyby reszta pozostała niezmienna? Wiedziała, że i tak by go miłować zaczęła. Przecież w miłości o co innego idzie. Dlaczego zatem go pokochała? Czy dlatego, że ją uzdrowił? Melogranin nie wiedziała. Czuła tylko, że go kocha i cierpi. Nie chciała ranić ojca lub matki. Nie pragnęła sprawić zawodu i Wilisowi. Nie chciała zasmucić Stalkesa, ale i siebie również. Na razie tylko ona cierpiała.
Postanowiła porozmawiać uczciwie z brunetem. W końcu jej miłość do niego symptomy choroby posiadała. Czy zdoła ją wyleczyć? Może, jednak gdyby się z nim pokochała, by jej to przeszło? Skoro tak, to nie czuje do niego miłości tylko pożądanie. Sama nie wiedziała jak sobie poradzić. Kiedy odszedł, ona wiwatującym się pokłoniła i do swojej sypialni poszła. W pierwszej chwili przypomniała sobie, że ją dotykał i wówczas bliska rozkoszy była i chciała teraz wspominać te chwile i dotykać się sama, ale uznała, że to tylko ją osłabi, bo problemu nie rozwiąże. Jedyne co mogło, to rozmowa z nim. Gdyby istniała możliwość, pobiegłaby do niego, ale wiedziała, że on na Sejmana czeka. Przyszła jej myśl mała. Może Sejman jej pomoże? W końcu wiedziała od ojca i innych na dworze, że stary mag wieką mądrość posiadał.
Nie chciała zaklęcia. Ani takiego co by jej miłość odebrało, ani tym bardziej takiego, co by Stalkesa zmusiło, by ją pokochał. Chciała czuć się dobrze.
Kochać jest miło, jeśli miłość spełniona. Taka, w której teraz tkwiła, udręką jeno pozostawała. Wspomniała o Vessie. Miała się wywiedzieć czy ktoś ją miłuje i czy to człowiek prawy i wart, by mu czarnoskórą wyzwoloną piękność oddać. O ile Vessa go zechce. Królewna wiedziała, że miłości nie można kupić ani sprzedać, ani zmusić do kochania, ani zmusić do zaprzestania miłowania. Ani nie można do tego przekonać logiką. Westchnęła i do Vessy się udała. Szybko jej komnatę odnalazła.
– Witaj pani – śliczna Vessa do nóg Melogranin padła.
– Wstań, proszę. Jesteś już wolna. Stalkes wspomniał a król, matka i ja się zgodziliśmy by ci dać wolność. Stalkes wspomniał, aby nie zostawiać cię samej a jakiegoś opiekuna znaleźć. Może kto cię miłuje, a nie tylko pragnie, bo bez miłości najgorętsze pragnienie się szybko skończy. Pasuje ci to, Vesso?
– Tak, pani.
– Dowiem się zatem i jeśli kogoś znajdę, przedstawię ci takiego. Jeżeli ci się spodoba, poznasz go bliżej. Nikomu skrzywdzić cię nie dam.
– Dzięki ci Melogranin, dobre masz serce, o pani.
Królewna na piękność czarnoskórą patrzyła.
– Zapytać cię coś pragnę. Możesz nie odpowiadać, jeżeli nie chcesz. Mogę?
– Pani, czemu pytasz? Jestem twoją dłużniczką.
– Och, to nie tak. Myślałam ja o tym, by ojcu powiedzieć o twoim wyzwoleniu, ale Stalkes mnie niejako uprzedził. Pytanie mam o niego. Co uczyniłaś, że taką miał prośbę, by ci wolność dać?
Vessa w oczy Melogranin spojrzała.
– Właśnie nic. Przełożony panien od mycia dał mi polecenie, by mu rozkosz dać. Myłam go i dotykałam...
Zaniemówiła.
– Co się stało, mów proszę.
– Pani, jesteś jak ja kobietą, to powiem. On przystojny, głos ma niski, a na dodatek przyrodzenie ogromne, jak maszt stało. O tym ci już wspomniałam wcześnej. Od zmysłów odchodziłam i oddałbym mu się z rozkoszą. Był podniecony fizycznie, ale mnie nie ruszył. Nie wiem, czy taki mocny w charakterze, czy coś innego go powstrzymało. Z jednej strony wdzięczna mu byłam i prawie miłość do niego poczułam, z drugiej strony pragnienie niespełnione uwiera. Dotąd to mam. Dlatego nie rozumiem, czym sobie zasłużyłam na taką łaskę od niego.
Vessa nic nie wspomniała, że przed Stalkesem to zrobiła, by rozładować pragnienie. Dało to efekt, lecz nie na długo, bo powróciło i od wieczora wczorajszego o brunecie marzyła.
Melogranin chwilę na czarnoskórą dziewczynę patrzyła, bo zastanawiała się, czy jej ciężar co na sercu leży wyjawić i może by tego nie zrobiła, ale Vessa sama coś zauważyła.
– Pani, co ci? Ty cierpisz, czuję to. Czyś chora?
– Och Vesso, miła – wtuliła się w nią – zakochałam się w nim.
– Och! I ciebie też odrzucił? Może ma miłość w sercu.
– Nie wiem. Uknułam plan fałszywy. Udałam, że mam boleści w miejscach intymnych. Goła przed nim leżałam, a on dotykał mnie i nadaremnie powodu tych boleści szukał. Dzięki temu, że mnie macał, palce do środka intymności wkładał, prawie do szczytu rozkoszy doprowadził, jednak w końcu odkrył mój plan perfidny, ale nie przeklął, tylko zapytał, czemu to robię. Wstyd mi było, a on wybaczył. Do tej pory prądy rozkoszne we mnie, ale dotykać się nie chcę sama. Rozmawiać z nim muszę.
Vessa za ramiona ją trzymała jak przyjaciółkę.
– To obie podobny problem mamy. Ja nadal czuję te dziwne, zniewalające odczucia a podobnie jak i ty, sama nie chcę się dotykać, by to rozładować. Już to uczyniłam raz, ale poprawę tylko na chwilkę przyniosło.
– Co zatem poczniemy? Moje sutki napięte, to małe coś, twarde i nadal wilgotna jestem – szepnęła Melogranin.
– To tak, jak gdybyś mój stan opisywała. Ty pani miałaś to straż temu, ja już blisko cały dzień i noc. Już kilka razy dłoń tam kładłam, a drugą zabierałam.
– Obie sobie winne jesteśmy – zawyrokowała królewna.
– To nie tak. Wszystkie małe rzeczy na coś się składają. Chciałam dobrze wykonać polecenie, a potem to wszystko się stało.
– I ja nie wiem powodu. Uzdrowił moje bóle głowy, co od lat mnie męczyły. Rozmawiał miło. Sama wiesz, jaki jest. Ty go dotykałaś i widziałaś, ja nie. Chyba bym się na niego rzuciła na twoim miejscu.
– Pani, tak tylko mówisz. W ciele jest i godność i charakter i uczucia. Gwałt miałam mu zadać? Po pierwsze, by się nie zgodził. On mężczyzna i siłę ma większą, ale to działa na obie strony. Żadna z nas gwałtu by zaznać nie chciała. Może to nie to samo, ale bez zgody i akceptacji, co za przyjemność by była? Przyjemność zostaje krótko, a oskarżenie duch by trwało dni i tygodnie całe.
– Prawda, Vesso. Któż nam pomoże?
– Pani, mnie tylko o rozkosz chodziło. Szanuję go i jak najlepsze zdanie mieć będę i wdzięczność za to, co dla mnie uczynił. Ty masz i to i jeszcze go chyba kochać zaczęłaś.
– Porozmawiam z nim, ale ten stan napięcia się utrzymuje i to jest uciążliwe.
– Tak i ja to odczuwam. Chyba jednak sama muszę sobie pomóc.
– I ja również – westchnęła Melogranin.
– Chyba że – czarnoskóra piękność na królewnę spojrzała.
– Wiem, co masz na myśli. Wiem, że kobiety to robią czasem między sobą. Nie rozumiem czemu. Może nie mają odpowiedniego mężczyzny blisko.
– I ja to wiem. Może go mają, ale on z jakichś powodów je odrzuca. Wybacz, że to wspomniałam. Piękna jesteś, ale nie chodzi o to, że czuję pociąg do ciebie. Jesteś pani w tym samym kłopocie, co ja. Stalkes nas nie zaspokoi. Może by coś zrobił innego, co by ten stan zmieniło, ale słyszałam, że teraz z Sejmanem o ważnych sprawach świata rozmawia, więc z pewnością czasu dla nas nie znajdzie.
– Wiesz co Vesso? Masz rację. Też jesteś piękna w moich oczach, a ja mężczyzn wolę, ale lepiej, jeżeli wzajemnie sobie pomożemy, niż mamy cierpieć. Ja co prawda nadal w duchu będę mieć, ale ta jedna uciążliwość mi przejdzie. Tylko nie wiem jak to robić. Chcesz spróbować?
– Och pani, czemu pytasz? Już mówiła, że jestem twoją dłużniczką, wszystko dla ciebie zrobię. Też nie wiem, jak i co. Troszkę słyszałam. To nie jest inaczej niż między mężczyzną a kobietą. Nie mamy tylko tej części odpowiedniej.
– Obie to samo wiemy. Zamknij swoją komnatę albo poczekaj. Inaczej zrobimy. Powiem służbie, by nikt nas nie niepokoił. Przekaże, że ważną rozmowę z tobą prowadzę, co od prawdy nie jest dalekie.
Melogranin w stroju do walki nadal była. Zostawiła Vesse, która w cienkiej jedwabnej sukni siedziała i z komnaty wyszła. Właśnie przełożonego dziewcząt spotkała.
– Pani. Dostałem rozkaz od najjaśniejszego pana, by szukać kogoś, kto w sercu Vessę miłuje.
– Wiem to, bo takie rozporządzenie z ojcem, matką i Stelkesem podjęliśmy. Teraz właśnie z Vessą rozmawiać będę, więc uprzedź wszystkich, by nam nie przeszkadzano.
– Dobrze, pani. Vessa to klejnot czysty. W dobre ręce pójść musi. Los to zrządził, że do tej pory nikt jej cnoty nie tknął.
– Tylko to dla was w kobiecie ważne? – Melogranin na chwilę stała się sobą.
– Och nie to miałem na myśli, o pani! Wiesz dobrze jak ja, że gdyby tego nie miała, już dawno by albo nie żyła, albo jak inni niewolnicy los wiodła. Wybacz, że słowa moje opacznie zrozumiałaś.
– I ty mi wybacz, Alpisie. Uniosłam się bez powodu. Idę z Vessą przedyskutować wszystko.
– Dobrze pani. Widziałem twój pokaz, jesteś perłą w koronie królestwa. Pani, byłbym zapomniał. Wywiedziałem się, że niejaki Remles, strażnik z zamku, młody i dobry sługa, Vessę miłuje.
– Miłuje?
– Podoba mu się jej ciało i twarz. Nic to dziwnego, bo Vessa bardzo urodziwa. Na rozmowę go wziąłem i kilka pytań zadałem. Wyznał, że gdyby mógł, za swoje złoto by ja wykupił, ale tylko trzy sztuki złota posiada. Mówił jeszcze, że jak o klejnot miałby staranie o Vessę. Szlachetny jest. Miał wartę z innym gwardzistą, tamten pijak po służbie i dziewki ino bałamuci, choć nie krzywdzi. Tamtemu też się Vessa podoba, ale zgoła inny człek z niego niż Remles.
– Dobrze Alpisie się sprawiłeś. Ojcu i matce powiem i Stalkes z nim porozmawia. Ma on moc i do duszy zajrzeć potrafi.
– Och, pani! Zamek cały o nim gada! Serce ma złote. Dowódca straży przy bramie psem i kłamcą go nazwał! Każdy inny nie puściłby takiej obelgi, a dzięki wstawiennictwu Stalkesa, winny tylko kilka godzin w lochu spędził. Kochamy króla Rementera, żonę jego, a matkę twoją, Marisę i oczywiście nie ma na zamku nikogo, kto by ciebie, królewno Melogranin, nie miłował. Teraz jednak i Stalkesa wszyscy też w sercu mają.
– Wiem to wszystko Alpisie. Oby tylko wojny nie było, bo szkoda ludzi. Śmierć zawsze łzy przynosi. Muszę wracać do Vessy i jej te wieści przekazać.
Alpis się skłonił nisko i odszedł, a Melogranin do komnaty ślicznej czarnulki poszła.
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.