Dziecko ognia cz 15

– Farencjo mi powiedział, że cię kocha. Nie bardzo wiem, co ze sobą robicie, bo o to Gargaresa zapytać nie chciałam. Nie wiele wiem o tych sprawach, ale jak już wspomniałam, głupia nie jestem.
– On ci powiedział! Nie może to być!
– Uspokój się tato – położyła dłoń na jego ręku – on cię kocha. Nie powiedział tego nikomu innemu. Nie wiem skąd niektórzy na zamku to wiedzą. Może ktoś was widział. Skoro mama śpi sama, spać gdzieś musisz.
– Rzadko z nim sypiam. Też mam do niego uczucie. Jest niezwykły – Hermesa dostrzegła w jego oczach jakąś radość.
Jednak to nie trwało długo. Jego twarz spoważniała.
– Porozmawiam z nim. Biada ci, jeżeli kłamiesz. Wówczas dojdę, skąd wiesz i choćby to była twoja matka, kare poniesie.
– A jemu coś zrobisz? – Hermesa zachowała krew zimną – z pewnością nie w złej wierze to rzekł dla mnie.
Król nieco się uspokoił i na córkę spojrzał. Zaiste, głupi nie był.
– A jak się to stało, że ci powiedział i kiedy?
   Hermesa wiedziała, że jeden błąd popełni i nie będzie dobrze. Być może Kargelus im zagraża, ale teraz jej ojciec był tym, kogo powinna się obawiać.
– Dzień wcześniej, zanim naukę u Gergeresa zaczęłam. Mama smutna była, to zapytałam. Powiedziała, że ją samą zostawiasz i innym sprawami się zajmujesz. Tego samego dnia zauważyłam, jak Farencjo na ciebie patrzy i dostrzegłam twoje spojrzenie. Poszłam do jego komnaty i wprost zapytałam. Przyznał od razu, że cię kocha i mu przykro, że królowa Amisa cierpi.
– Nic mu nie zrobię, ale sprawdzić muszę twoje słowa.
Hermesa zagrała swoją życiową partię.
– To własnej córce nie wierzysz? Mówiłeś zawsze, że jestem twoją perłą i wielkim diamentem w koronie. Twoją jedyną radością! To taka jest twoja miłość do mnie?
Hegen spojrzał na nią i łzy w oczach mu się pokazały. Ukląkł przed nią i za stopy ją chwycił.
– Wybacz mi znowu. Wierzę ci, skarbie. Wypytywał nie będę.
Hermesa delikatnie odetchnęła. Uwierzyła. Nadal go kochała i pewnie bez względu na wszystko, by się to nie zmieniło.
Wieczorem król z Farencjo rozmawiał. Podobnie jak Hermesa nie owijał w bawełnę.
– Musieliśmy się odkryć z naszą miłością. Ponoć w zamku wiedzą. Moja córka wie również i mówi, że z prawdziwego źródła.
Farencjo spojrzał na Hegena i rzekł.
– Do mojej komnaty trzy dni temu przyszła wieczorem i zapytała, czy cię miłuję. Wyznałem jej co mam w sercu. Jeśli chcesz, ukaż mnie panie – Farencjo na kolana upadł i króla pod kolana ujął.
– Wstań umiłowany. Czasem chciałbym być z tobą, a nie rządzić królestwem. Żal mi Amisy. Jej łoże zimne. Może znajdzie kogoś, kto jej serce i ciało ukoi. Moje serce zajęte i już nie pragnę tego z kobietą.
– Jesteś szlachetny panie. Tylko teraz wszyscy o wojnie mówią.
Hegen spojrzał inaczej na pazia.
– I ty chcesz mnie pouczać jak inni? Więcej mi tego nie wspominaj – wstał i wyszedł wzburzony.
   Wrócił do swojej sypialni. Miał swoją komnatę. Mógł oczywiście iść do Amisy, ale tego wcale nie chciał. Długo zasnąć nie mógł i bił się z sobą. Czy bardziej Farencja miłuje i rozkoszy z nim pragnie, czy też władzy, ziem i złota. Powieki ciążyły Hegenowi, gdy nagle sobie coś przypomniał. Szlafrok jedwabny założył i do skrzyni wielkiej podszedł, co w kącie komnaty stała. Przypomniał sobie, że ojciec Hegena I, czyli jego dziad, o tajemniczej księdze mówił. Przestrzegał go wcześniej o tym i jego ojciec, dzid Hegena II, Bazylisz Mądry. Hegen zaczął stare zapiski wyrzucać. Skrzynia stęchlizną pachniała, bo lata nikt jej nie otwierał. W końcu skrzynkę z hebanu znalazł, złotymi cekanami nabijaną. Wszystkie rolki wrzucił do środka, a tylko na czarną skrzynkę patrzył. Na łożu usiadł i powoli otworzył. Leżała tam księga ciemną skórą obita a dwie splecione czarne żmije dekorowały jej okładziny. 
Hegen księgę otworzył i jakiś cichy śmiech upiorny usłyszał. Zaczął czytać. Tekst był czerwonym atramentem napisany, a król nie wiedział, że to krwią samą spisano strasznego maga, ciemnej mocy, Azronela. Tekst głosił, że jak się formułę wypowie, a na końcu imię poda, czar okropny na tę osobę zostanie rzucony. Czar nie zamieniał osoby w zwierzę czy nie powodował choroby lub śmierci, a tylko powiększał żądze danej osoby. Hagen dalej nie czytał, a szkoda. Napisano tam, że człowiek może się przeciwstawić i zatrzymać w kroczeniu dalej. Wówczas czar się odwróci w kierunku wypowiadającego zaklęcie i jego pochłonie.  
   Hagen przebieg oczami formułę. Zaczął myśleć na kogo zaklęcie rzucić. Pomyślał o Amisie, ale zrezygnował. Nigdy zła dla niego nie była. Pragnął Farencjo już lat kilka i Amisa lub inne kobiety go nie interesowały. O Rementerze wspomniał i się uśmiechnął niemiło. Potem jeszcze lepsze imię mu do głowy przyszło. Córka jego, Melogranin! Wiedział, że piękna i uczy się rycerskiego rzemiosła. Z pewnością wady posiadała. Niszcząc królewnę, dokuczy, bardziej Rementerowi niż by jemu samemu krzywdę uczynił. Odczytał formułę
Askus, daskus Menulus nostrmus rax tuljus. Addy Addy fasicjius dag... Melorgranin – skończył zdanie.
   Przez chwil kilka nic się nie działo i chytry Hegen pomyślał, że to bajki i księgę miał zamknąć, gdy nagle czarny dym zaczął się wydobywać, z miejsca, gdzie tekst krwią napisano. Ujrzał w powietrzu kształt łba żmii i nagle jak czarna strzała pomknęło. Chytry król zrozumiał, że to kierunek zamku Rementera. Wiedział już, że władzy pragnie więcej niż zgrabnego tancerza. Księgę pod poduchę włożył i zadowolony zasnął.
                                                                                                             *
   Tego wieczoru i Hermesa zasnąć nie mogła. Myślała o wszystkim, co dzisiaj zaszło. O rozmowie z matką i innej rozmowie z ojcem. Co będzie, jeżeli pazia zapyta, a ten powie prawdę? Czy wówczas złość ojca skrupi się na niej? Nie chciała, by ucierpiała matka ani Gargares. Istniała mała szansa, że nie zapyta. Nie powinien, ale blondynka raczej sądziła, że jej ojciec to zrobi. Znowu mogło się tak stać, że Farencjo odpowie nieprawdziwie i uzna, że jedyną, która ma specjalne względy u Hegena, jest Hermesa. Wówczas powie, że z nią rozmawiał i jej to powiedział. Hermesa nie mogla wiedzieć, że Farencjo był szlachetny w odróżnieniu od jej ojca. Powieki jej ciążyły, kiedy nagle usłyszała delikatne pukanie.
,,Kto to może być o tej porze? Z pewnością nie Gargares” – pomyślała.
– Kto tam? – zapytała.
– To ja, mamusia – usłyszała głos Amisy.
Królewna już w koszulce do spania była. Ponieważ usłyszała głos matki, nie zakładała nawet cienkiego szlafroczka. Otworzyła drzwi kluczem, bo na noc zamykała je z przyzwyczajenia. Królowa miała na sobie nadal suknię królewską. Ciężką, ozdobiona złotem i kamieniami.
– Co się stało mamusiu? – Królowa weszła do środka i zamknęła drzwi kluczem.
– Muszę z tobą porozmawiać, córeczko.
– Dobrze, chociaż już prawie zasypiałam. O czym chcesz rozmawiać?
– O tym, co już mówiłyśmy. Należała mi się nagana.
– No już dobrze. Wiesz, że cię kocham i już ci wybaczyłam.
– Mogę zdjąć suknię? Ciężka i gorąca. Nie chciałam po korytarzach zamku w koszulce do spania chodzić. Też już spać się szykowałam, ale pomyślałam, że porozmawiać muszę z tobą, kochanie.
– Oczywiście, że możesz zdjąć. Ja też nie lubię tego stroju. Ciężki i ruchy krępuje.
Amisa zdjęła suknię i została również w koszulce z delikatnej bawełny.
– Co chciałaś mi powiedzieć? – zapytała nieco zniecierpliwiona królewna.
– Nadal się czuję winna. Co mogę zrobić, by winę zmazać? Cokolwiek zrobię.
– Już ci wybaczyłam. Szczerze, to powinnaś dostać lanie w tyłek, ale mi nie wypada cię bić, bo jestem twoją córką. A ty królową.
– Możesz to zrobić.
– Och, mamusiu – zamiast razów paskiem, Hermesa ją przytuliła.
– Jesteś taka kochana, córeczko – odsunęła twarz od jej, ale nadal się obejmowały – Nie wiedziałam, że już straciłaś dziewictwo i to z Gargaresem. Jak dałaś sobie radę?
Hermesa ją puściła. Siedziały jednak blisko na łożu.
– Mamusiu, jestem już dorosła.
– No tak, kochanie, ale jeżeli za mąż wyjdziesz, co mąż powie?
Blondynka na mamę popatrzyła.
– Nie dlatego odmawiałam wszelkim królewiczom z daleka i książętom z bliska, by za kogoś wyjść. Chcę Gargaresa, nikogo innego.
– Ojciec się nie zgodzi.
– Trudno. Koronę zostawię i pójdę z zamku. Z nim oczywiście.
– Nie znasz Hegena. Jeszcze krzywdę mu zrobi, chociaż tobie chyba nie.
– Nic nie poradzę na to. Wówczas powiem mu, kim jest. Rozmawiałam z nim dzisiaj i powiedziałam mu, że wiem o tym, co z Farencjo robi.
– Powiedziałaś mu!
– Pytał, skąd wiem, rzekłam, że z paziem rozmawiałam i mi to wyznał.
– Och! Bieda może z tego powstać!
– Zobaczymy. Powiedział, że sprawdzi, wówczas mu powiedziałam, że niby tak mnie kocha, a uważa za kłamczuchę. Zobaczymy, co uczyni.
– Odważna jesteś, kochanie.
– Ktoś być musi.
Królowa odebrała to jako przytyk do siebie samej. Zastanawiała się co powiedzieć.
– Masz rację, jestem tchórzem. Jestem żoną, ale słowa nie powiedziałam. Może powinnam.
– Teraz już nie mów. Wie. Wątpię, czy się zmieni. Nie sądzę.
– I ja tak myślę. Wracając do spraw między mną a Gargaresem, on był bez winy. Praktycznie go wzięłam sama.
– Mamusiu, już o tym rozmawiałyśmy.
– Tak, ale muszę ci powiedzieć. Potem było mi żal, że jestem złą matką. Widzisz, jestem bardzo pobudliwa. To nie jest tak, że mi brakuje miłości z Hegenem. To już minęło. Już go nie kocham, wątpię, czy bym mogla to z nim robić, gdyby nawet chciał.
– Rozumiem.
– Nie myślę, że rozumiesz. Wcześniej brakowało mi tego, ale nigdy się nie dotykałam. Potem... tak.
– Mamusiu, nie przystoi mi słuchać, co robisz ze sobą.
– Ty się nie dotykasz? Pewnie nie, bo Gargares cię zaspakaja. Kiedy wróciłam od niego, jeszcze większą ochotę miałam. Nie wystarczyło mi palce, więc używałam marchewki, ogórków i bakłażanów.
– Bakłażanów! Toż one grube. Niektóre grubsze niż kutas Gargaresa – Hermesa odczula lekkie podniecenie. Prosiłam, żebyś nie mówiła.
– Wybacz kochanie. Widzisz, co z mamusią się dzieje.
Spojrzała na Hermesę i ją delikatnie pocałowała w usta.
– Co robisz, mamusiu? – zapytała zdziwiona królewna.
– Jesteś taka śliczna, kochanie.
Hermesa patrzyła długo na mamę i ważyła w myśli, co chce powiedzieć.
– Ty jesteś starsza o osiemnaście lat, ale też jesteś piękna.
– Tak sądzisz, kochanie? Myślę, że pośladki mi nieco zwiotczały i piersi, również od czasu młodości.
– Nie mam porównania, ale wyglądasz dobrze.  
– Masz nieco większe piersi niż ja i tyłeczek nieco bardziej okrągły.
– Tak, zauważyłam. Jednak jestem do ciebie podobna.
– Powiesz mi jak kobieta kobiecie, czy jestem ładna? Zapomnij, że jesteś córką moją.
– Trudno mi zapomnieć, bo jestem.
– To spróbuj, masz wyobraźnie. To niezbędne do poznawania wszystkiego.
– Pewnie masz rację.
– To powiesz?
– Co mam powiedzieć?
– Czy jestem ładna?
– Och mamusiu, jesteś małym głuptaskiem. Już ci mówiłam, że jesteś.
– Tak, ale widzisz mnie ubraną.
– To mam cię widzieć nago? – zdziwiła się Hermesa.
– Tak byś mogła powiedzieć szczerze. Jestem, jak ty kobietą, to wstydu nie ma.
– Nigdy o tym nie myślałam, ale kiedy rozebrałam się przed Gargaresem, też się nie wstydziłam. Przed tobą chyba też bym się nie czuła zawstydzona.
– Ja przeciwnie. Chcę ci ciało pokazać, ale bym się wstydziła.
– Dobrze, spróbuj. Troszkę wstydu ci nie zabierze urody.
– No dobrze postaram się nie wstydzić mocno. Och, trochę się obawiam twojego osądu.
Amisa zdjęła koszulkę i stanęła goła przed córką. Hermesa patrzyła na nią, obeszła ją wkoło i nadal patrzyła.
– Jesteś bardzo ładna mamusiu. Nie widzę, by pośladki opadły lub piersi.
– O tak! To bardzo się cieszę, ale nadal tak sądzę. Ty i tak jesteś piękniejsza niż ja.
– To względny osąd. Ja myślę, że jestem niebrzydka. Podobam się Gargaresowi, to jest dla mnie ważne.
– Pewnie masz rację. Skoro ja jestem nago, a ty się nie wstydzisz, mogę na ciebie popatrzeć i powiedzieć co myślę?
– Pewnie. Już mi spanie przeszło. Dobrze, powiesz mi, co myślisz.
Hermesa zdjęła koszulkę i goła przed matką stanęła.
Amisa długo na nią patrzyła.
– Piękna jesteś. Istotnie masz większe piersi i biodra, chociaż nie tak wiele.
– Skoro już to wiem, czas na spanie.
– Zaczekaj jeszcze chwilkę. Nacieszę swoje oczy twoim widokiem. Pierwszy raz tak piękną kobietę nago widzę.
– To samo i ja. Mamy złote włoski na łonach. Większość kobiet ma ciemne, tak myślę.
– I ja tak przypuszczam. Kiedy z Hegenem zaszłam w ciążę i czułam, że mam dziewczynkę, sądziłam, że będziesz ruda.
– Ale jestem jak ty blondynką.
– Tak. Wiesz, myślę o jednym. Wybacz, że to mówię. Ja jestem doświadczoną kobietą i cię urodziłam, ale kutas Gargaresa mnie rozpychał. Jak ty dałaś radę?
   Hermesa poczuła się lekko podniecona, bo matka przypomniała jej miłe chwile, co z magiem je miała.
– Sama nie wiem. Może naturalnie tam większa jestem?
– Może, kochanie. Wybacz, że o tym mówią. I wiesz co? Poczułam się podniecona i jak wrócę do sypialni, będę się dotykać.
– Mamusiu chyba nic nie zrobiłam, by cię podniecić?
– Och, nie. Jesteś taka piękna i jednocześnie niewinna – Amisa ponownie pocałowała usta Hermesy.
Teraz i królewna zaczęła czuć dziwne prądy i czuła, że jest wilgotna.
– Myślę, że nie powinnaś mnie całować w usta. Jesteśmy kobietami, a przy tym, jesteś moją matką.
– Czy bardzo źle to odebrałaś? – zasmuciła się Amisa.
– Przeciwnie. Miło mi się zrobiło.
Amisa nic nie palnowała. Przyszła do córki naprawdę o ocenę pytać a głównie się upewnić czy Hermesa  jej wybaczyła. Teraz jednak dziwnie się czuła.
– Wybacz, to znowu moja wina – wtuliła się w córkę.
Dotykały się piersiami i całym ciałem z przodu. Hermesa pocałował jej usta, tyle że nieco bardziej wilgotne, chociaż język trzymała w buzi.
– Miło mnie całujesz, córeczko. Wszystko, co z tym się łączy, powróciło.
– U mnie też, mamusiu.
   Teraz wzięła głowę mamy w dłonie i pocałowała się z nią całkiem namiętnie. Rozchyliła usta i zetknęła je z Amisy. Czuła rozkosz i na chwilkę wysunęła język i musnęła język Amisy. Chwilę się całowały, ale nagle Hermesa przerwała.
– Wiesz mamusiu, nie powinniśmy. Zbyt miłe.
– Tak, to bardzo miłe. Tylko jeszcze raz chwilkę.
Hermesa do zmysłów wróciła.
– Wiesz mamusiu, nie. Jak mnie jeszcze raz pocałujesz, polubię więcej i wiesz, co będzie. Tak nie można.
– Teraz już jestem podniecona i nie Gargares czy Locjus jest obiektem – królowa patrzyła na córkę.
Hermesa miękkie serce miala, ale coś je mówiło, by dalej w to nie iść, bo skończy się rozkoszą, jaką z Gargaresem miała.
– Mamusiu, może i nie miałaś planu, a ja się godziłam obejrzeć ciebie, a potem byś i ty mnie oglądała, lecz ktoś musi powiedzieć nie. Idź do swojej sypialni.
– Nie masz serca, córeczko.
Hermesie, się żal matki zrobiło, ale nie odstąpiła od słów swoich.
– Mówię nie, bo mam. Ojciec z Farencjo to robi i to jest złe. Czym jest lepsze, jak my to zrobimy? Jestem twoją córką. Ty lubisz ostro się kochać, więc będziesz chciała nie tylko bym cię całowała. Nie mamy tej części ciała odpowiedniej, to co użyjemy? Nie mam jarzyn i owoców, to będzie to – pięść pokazała.
– Och – jeknęła Amisa.
– Mamusiu, zakładaj koszulkę i idź. Co zrobisz, nie wiem, ale ja mówię NIE – podała jej koszulkę.
   Zasmucona królowa ją założyła, potem suknię. Smutno na córkę spojrzała i wyszła.  
Nie dotykała się, jak mówiła, że będzie robić, tylko długo zasnąć nie mogła. W końcu sen ją zmorzył.
   Hermesa do łoża weszła nago i także spać nie mogła. Wiedziała, że dobrze zrobiła, odmawiając, co nie znaczyło, że się uspokoiła. Zaczęła się dotykać i wyobraziła sobie, że z Gargaresem to robi, jednak kiedy blisko miała, bezwiednie Amisę oczami wyobraźni ujrzała, jak ją tam całuje i pieści. Całkiem to ja pochłonęło. Rozkosz miała silną, lecz kiedy to minęło, zaraz szybko zasnęła.
                                                                                                         *
Melogranin wcześniej wstała. Pierwszą osobą, o której wspomniała była Vessa. Chyba ja pokochała. Przypomniała sobie widzenie i wyszeptała imię.
– Lamia.
   Poranne czynności zaczęła, już o Stalkesie nie marzyła, a tylko przeżycie z Vessą miło wspominała. Co Lamia mówiła? Że Wilis ma przybyć? Dalej zapomniała. Uśmiechnęła się na samą myśl, że zobaczy postawnego bruneta. Zamiast na konną wycieczke się wybrać, Remlesa postanowiła poznać. Obiło się jego imię o uszy, ale wszystkich gwardzistów z imienia nie znała. Z ojcem i matką śniadanie zjadła, dziwiła się nieco, że Marisia mniej o połowę zjadła jadła, co zwykle spożywała. Dowiedziała się, że wczoraj jej matka, zanim do łoża poszła, ćwiczyła, co Stalkes polecił i zamierzała dziennie to robić. Królowa pokazała córce ciężarki, które na polecenie bruneta kowal dla niej je wykuł. Czyniono starania, by coś jeszcze innego dla matki Melogranin wykonać, by biegać w komnacie, mogła.
– Idę Remlusa odnaleźć, on to ponoć Vessę miłuje.
– Remlus? Miły chłopak. Zawsze sumienny i od trunków mocnych stroni. Wydam polecenie służbie, by go przyprowadzili.
– Pozwól tatku mi z nim osobiście porozmawiać. Potem Stalkes go sprawdzi. A gdy dobry sąd o nim wyda, Vessę pozna.
– Niech tak będzie córko. Nie powinnaś sam na sam z nim rozmawiać, ale sprawa innego rodzaju. Do mojej komnaty gdzie papiery ważne podpisuję i pieczęci stawiam z laku, go wezwę, a ty tam czekaj. Może suknie załóż, bo jak giermek w tym stroju wyglądasz.
Melogranin już miała odpowiedź gotową, by zostać w stroju do jazdy i szermierki, gdy zdanie zmieniła.
– Dobrze tatku. Założę, stój galowy.
– Och! Pięknie w tej sukni z wrzosowego atłasu złotem wyszywanym wyglądasz, tylko....
– Tylko co, tatusiu?
– Nie za bardzo odważny to strój? Dekolt niski.
– To w spodniach i bluzie zostanę – odparła natychmiast.
– Dobrze, niech już będzie. Suknię odziej.
Królewna głową skinęła i ojca w policzek pocałowała i do swojej komnaty poszła.
   Z kufra śliczną suknię wyjęła. Ubranie z siebie zdejmować zaczęła. W koszulce została, czystej, podobnej do tej, co wczoraj miała, z jedwabiu również zrobionej. Miała już założyć suknię galową, gdy sobie coś przypomniała. Usiadła na łożu i uda rozwarła, delikatnie pulchne listki intymności otworzyła i zajrzała. Jej najmilsza część naturalnych rozmiarów była. Tym razem myśli lub marzeń nie miała i naturalnie tylko lekko wilgotna była. Założyła suknię i w lustro spojrzała. Kreacja świetnie na niej leżała. Dekolt odsłaniała i jej nie tak wielkie, lecz jędrne piesi eksponowała, a tylko delikatną koronką okrywały, jędne półkule, do sporych gruczek podobne. Diadem z szafirami założyła, spinką złotą z rubinem włosy upięła i na królewskim krześle siadła. Spojrzała na stół wypolerowany z hebanu zrobiony. Dostrzegła maleńki wizerunek Marisi w złotych ramkach. Uśmiechała się do siebie, bo miłość swoich rodziców wspomniała. Tą wzajemną i ta do niej. Pukanie ją z myśli wyrwało.
– Wejść – powiedziała głośno.
Dwóch gwardzistów drzwi rozwarło i zobaczyła blondyna o oczach błękitnych. Rosły i postawny, o pięknym obliczu. Nieco zarumieniony na policzkach. W galowym mundurze prezentował się dobrze.
– Wejdź Remlusie – rzekła. – Drzwi zamknąć – rozkazała.
Po chwili młodzieniec i królewna sami zostali. Chłopak na kolana upadł i do posadzki głowę skłonił.
– Powstań Remlusie, na krześle usiądź.
– Pani... – wiedziała, co chce wyrzec.
– Cii. Wiesz, jaka jestem. Kiedy coś mówię, tak chcę. Nie mów mi formułek, że nie możesz jak równy siedzieć z królewną. Możesz, bo twoja królewna Melogranin, ma takie życzenie.
Młodzieniec zasiadł. Melogranin miły zapach poczuła. Miał gładką buzię, oczy duże i twarz o miłym spojrzeniu. Widać, że lekko pokaleczył twarz przy goleniu.
– Dziwne – rzekła – tylko chyba Stalkes brody nie ma i ty, Remlusie.
– Tak, pani. Postanowiłem zgolić.
– Przystojny z ciebie mąż. Słyszałam, że Vissa ci się podoba.
Zarumienił się nieco.
– Tak, pani. Piękna jest.
– Prawda to – Melogranin ciało czarnej piękności sobie przypomniała. – Co zamierzasz, jeśli żoną twoją zostanie? Zaznaczam, jeśli. Ona musi też zgodę wyrazić. Dobra z niej dziewczyna i tylko dobremu mężowi ją tylko oddam.
– Będzie mi przyjaciółką. Dbać o nią będę lepiej niż o siebie. Przed wrogami bronił, miłował i dbał, by radość miała.
– Dobrze rzekłeś. Miałeś już dziewkę jakąś? Wiesz, co mam na myśli?
– Zarumienił się mocno, pytania takiego się nie spodziewał.
– Pani, czy muszę odpowiadać?
Melogranin naturę swoją sobie przypomniała i już miała wybuchnąć, gdy usłyszała delikatny szept … z pewnością Lami.
,,Kochanie, bądź łagodna, to dobry człowiek”
Melorgranin poprawiła się na krześle.
– Czy coś ci jest, pani? Zbladłaś nieco – Remlus oczy szerzej otworzył.
Królewna coś odczuła, ale zapytać o to nie chciała.
– Nie, zdaje ci się Remlusie. Możesz nie odpowiadać, bo już odpowiedziałeś.
Młody mężczyzna nadal lico miał rumiane.
– Ile lat liczysz, to odrzec możesz – powiedziła bardzo łagodnie.
On spojrzał na nią i już wiedziała. Mieli problem. O ile Remlus prawdę mówił, nie tylko Vessa mu się podobała. Melogranin nie chciała tego, ale w ułamku chwili porównała trzech mężów, którzy w jej życiu znaczenie mieli. Wilisa, Stalkes i tego blondyna, który z miłością na nią spoglądał.
– Dwadzieścia siedem, pani. U ojca waszego cztery lata służę. Mówiłem jednemu, że tylko trzy uncje złota posiadam.
– Wiem, wiem. Vessa nie jest na sprzedaż. Wolna jest z łaski ojca, króla naszego, Rementera i matki mojej królowej Marisi.
– Tak, pani.
– Umiesz walczyć? – zmieniła temat.
– Tak pani. Wyuczono mnie w walce. Strzelam nieco gorzej od waszej miłości, na miecze jestem niezły.
Zmieniła mu się twarz. Nie był tylko delikatnym młodzieńcem o twarzy anioła.
– Widziałeś, jak walczyłam ze Stalkesem. Dałbyś mi radę?
Patrzył już inaczej. To nie był baranek bezbronny, ale tygrys ukryty.
– Mogę prawdę mówić?
Zapomniała się. Widać słowa Lami zapomniała. Wstała gwałtownie, aż ciężkie krzesło mało się nie przewróciło. Wsparła dłonie na blacie hebanu, aż jej zbielały.
– A coś myślał, że kłamstwa mi prawić możesz?!
Myślała, że na kolana padnie i błagać o przebaczenie zacznie, ale bardzo się zdziwiła. Wstał co prawda, bo nie uchodziło, by kobieta stała a mąż siedział, ale ręce na piersi złożył i spokojnie odrzekła.
– Pani, królowo moja. Melogranin wspaniała. Źle moje słowa odczytałaś. Zbyt gorąca jesteś. Pytasz o intymne sprawy, teraz nie mniej delikatne. Jesteś łagodnego, choć wielkiego serca, ale zbyt szybko się zapalasz.
,,Nawet wybacz, nie dodał” – pomyślała.
– Wiesz, co cenię najbardziej, Remlusie? – z miejsca się uspokoiła i siadła.
– Powiedz, królowo, bo omyłki nie chcę popełnić.
– Możesz usiąść – rzekła.
– Mogę czy muszę?
Teraz już spokojna była, ale uznała, że zaczyna ją drażnić.
Podeszła do niego i prawie jego twarz przed swoją miała.
– Cenie odwagę i prawość. Co do pierwszej jestem pewna, że ją posiadasz. Większość z wojska czy gwardii już na kolana by padła i o litość błagała. Mów prawdę.
   Dostrzegła, że spuścił wzrok, na jej piersi spojrzał, lecz twarzy tym razem mu rumieniec nie zalał.
– Stalkes nie chciał cię zranić. Jesteś dobra w mieczu, ale z nim szans najmniejszych nie miałaś. Zabiłby cię szybciej, niż oddech byś zdołała wziąć, gdybyś z nim na miecze walczyła. Ja walczę tylko troszkę gorzej od niego. Walczylibyśmy długo i pewne bym poległa, ale w boju jest różnie. Czasem nierówny teren, zabity na ziemi, paproch w oko wpadnie.
Odsunęła się nieco, ale stała wciąż blisko.
– Podobasz mi się i to bardzo. Spodobasz się Vessie, mamy jednak problem, Remlusie. Nie tylko Vessa ci się podoba.
Melogranin teraz inny stan niż ze Stalkesem miała. Nawet Wilis tak na nią nie patrzył. Właściwie nikt tak na nią nie patrzył, jak Remlus teraz patrzył.
– Jestem tylko gwardzistą, o pani!
Te słowa wyjaśniły wiele. Remlus zadrżał, bo Melogranin dłoń mu wzięła i w swojej trzymała. Młodzieniec tylko nieco mniej postawny był niż je narzeczony.
– To jak mam ci Vesse oddać? – spojrzała mu w oczy i odczuła, że cała drży w środku. Z pewnością ten mężczyzna na nią działał. I widziała, że on bardziej opanowany, niż ona.
– To, co mówiłem, dotrzymam. Pozwól Vessie zadecydować.
Melogranin myślała, dlaczego to kontynuuje. Już przecież wiedziała wszystko.
– A co jeśli ja bym na jej miejscu była? Jak mną byś się opiekował?
Już nie próbował, bo wiedział, jak się to wcześniej skończyło. Oczy mu się zmieniły, co może wiedział i całą prawdę z serca i duszy wyznał.
– Kochałbym cię. Pieścił i całował. Nieba bym przychylił. Życie za ciebie oddał. Łzy osuszył, o radość twoją staranie bym miał od wschodu do zachodu. W nocy, gdybyś chciała, do pierwszej jutrzenki by miłował. Nie znajdowałabyś miejsca na swoim ciele, gdzie moje usta by cię nie dotknęły.
– Dość – powiedziała. – Nie mogę ci Vessy darować, bo kogoś innego miłujesz. Rozmowa skończona.
Zasmucił się, ale nie tak bardzo.
– Mogę coś wyrzec, zanim wyjdę?
– Mów – powiedziała tak ciepło, że aż sama się zdziwiła.
– Pachniesz jak leśny kwiat, Melogranin.
Skłonił się i zaczął wycofywać tyłem.
– Remlusie?
– Tak, pani?
– Nikomu nie mów słowa o tej rozmowie.
– Tak, umiłowana królowo.
Wyszedł, a Melogranin ciężko na krzesło usiadła.
– Co pocznę teraz? – szepnęła do siebie.
Nadal zapach Remlusa ją o zawrót głowy doprowadzał, ciepło rąk jego pamiętała i cała w środku drżała.

Sapphire77

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy i miłosne, użył 4787 słów i 26953 znaków.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik Pumciak

    Robi sie coraz ciekawiej więc pisz czekam na jeszcze następne opowiadanie

    Wczoraj 9:24

  • Użytkownik Sapphire77

    @Pumciak Wygląda, że nie bardzo się podoba, ale wstawiam do końca.  Dzięki za komentarz.  :smile:

    18 godz. temu