Odczekała chwilkę, bo nie chciała go widzieć, jak odchodzi i dopiero wyszła i do ojca i matki się udała.
– Remlus jest odpowiedni. Vesse miłować będzie, staranie o nią mieć.
– Stelkesa pytać nie będziemy? – Marisia na męża spojrzała.
– Sama z nim porozmawiam. Jeśli mu ją oddamy, podwyższysz mu stawkę, ojcze? Nie chcę, by Vessa biedy doświadczyła.
– Oczywiście córeczko – zarówno matka, jak i ojciec coś dziwnego odczuli.
Melogranin szybko do Stelkesa się udała. Ten otworzyła drzwi, ona wyminęła go i drzwi zamknęła.
– Pani?
– Posłuchaj, Stalkesie. Wiem, że nie pamiętasz. Lamia mnie w nocy odwiedziła. Nie wiem jak jej wybaczysz, że cię zostawiła, ale dla twojego dobra i z miłości to uczyniła. Chodzi o opiekuna dla Vessy.
Stalkes patrzył na nią.
– Królewno...
– Mów mi Melogranin, tyle razy prosiłam.
– Wybacz, że dotykałem twoją intymność, powinienem wyczuć – powiedział spokojnie, wiedząc, że ona to ukartowała, a winy w sobie nie czuł.
– Jest w porządku. Chodzi o Remlusa. Rozmawiałam z nim. Dobry człowiek. Chcę byś wyczuł czy jest odpowiedni dla niej. Nie oddam jej nikomu, kto jej nie będzie miłował.
Stalkes zobaczył jej wnętrze i poczuł dziwne odczucia.
– Lamia, mówisz? Nie wiem kto to, ale to pewnikiem istota niebiańska. Tak, porozmawiam z Remlusem. Może... widzę naturę problemu. Każ przyprowadzić Remlusa do mnie i poproś Vesse by przyszła.
– Wiesz, że jestem córka króla. Czemu mówisz: poproś Vessę, by przyszła?
– Wiesz Melogranin, że ja widzę. Co prawda nie rozumiem, czemu twoje zamiary zostały ukryte. Pewnie kocham kogoś. Pewnie Lamię, chociaż nie pamiętam. Teraz jesteś prawdziwa, wczoraj żądza tobą rządziła.
– Wybacz – przed nim na kolana padła i kostki nóg ujęła.
– Wstań, najmilsza.
Wstała i w ramiona mu się wtuliła.
– Czemu tak jest Stalkesie? Ty Lamie miłujesz, a ona ciebie. Ja od zmysłów odchodziłam jak mnie macałeś. Wieczorem z Vessą byłam i mówiła mi o twoim organie. Razem miłość sobie dawałyśmy, ale za mocno. Lamia mi powiedziała, że Hegen czar paskudny na mnie rzucił. Wiedz, że ucieknę jutro i do zamku tego drania się dostanę. Zabić go pragnę. Nie przeszkadzaj.
– Wiem, że, to pragniesz zrobić. Nie mogę ci zakazać. Za tobą pojadę. Nie z tobą. Ojciec ze strapienia osiwieje. Matka płakać będzie. Co chcesz najlepszego uczynić!
– Zostaw to mnie. Chce coś zrobić dobrego. Rementer nigdy mi nie da walczyć. Nie chce przelewu krwi, ale gdyby do tego przyszło, matka by moja zginęła przed ostatnia a ja ostatania. Czy moje życie jest ważniejsze niż zwykłego rycerza? Czemu? Bo jestem córka króla? Zło czasem jest w wielu sercach. Tym razem jeden człowiek ma na dłoniach krew tysięcy. Wezmę szansę. Ocalę żyć wiele.
Idę po Vessę, ty Remlusa przyprowadź.
Wyszła a on usiąść musiał, bo odczuł ciężar na sercu wielki.
– Czemu tak, Lamio? Czemu mnie zostawiłaś, miłości moja!
Niestety nie odpowiedziała, chociaż obok niego stała, niewidoczna dla ludzkich oczu.
Królewna do komnaty Vessy zapukała.
– Tak, miłości moja – czarnoskóra dziewczyna wyczuła kto do jej drzwi kołacze – wejdź proszę.
Chwilę w objęciach się trzymały.
– Pójdź ze mną, mężczyznę dla ciebie znalazłam.
– Dobrze, Melogranin miła. Jeśli zechcesz, za niego pójdę.
Królewna za ramiona ją uchwyciła.
– Chcę wiedzieć, że go chcesz! Moje zdanie nic tu nie znaczy.
Vessa inną śliczną suknię miała, tym razem pod spodem koszulkę założyła, co i piersi i łono zakrywała. Za królewną szła tak lekko, jakby nie dotykała posadzki. Komnata Stalkesa była pusta, ale na klucz niezamknięta więc dziewczyny tam weszły. Po jakimś czasie Stalkes Remlusa przyprowadziła. Brunet odkrył dla kogo serce blondyna mocniej bije, lecz kiedy we czwórkę w komnacie zostali, poczuł coś dziwnego. Remlus miał uczucie i do Vessy. W to, że mu się podobała, nie wątpił. Vessa piękna była i głupiec lub ślepiec by tego nie dostrzegł. Brunet zaczął się zastanawiać, czy piękna Vessa córką króla nie była w swoim kraju, bo wszystko, co robiła napełniała gracją. Ona na niego miło spojrzała.
– Wybacz Stalkesie – tylko Remlus nie wiedział za co bruneta przeprasza..
– Co myślisz Vesso? – Stalkes zapytał, pomijając jej wypowiedź.
– To dobry człowiek, będzie mną się opiekował.
– Czy chcesz go?
– Vessa spojrzała na blondyna, potem na Stalkesa, w końcu na Melogranin.
– Wszyscy wiemy co jest w sercach naszych, czemu mnie pytacie? – Czarna piękność w mig odczuła kogo Remles miłuje i to ogromnie.
– Pani? – zapytał Remlus, zwracając się do królewny – rzekłaś inaczej.
– Nikogo lepszego dla niej nie znajdę.
– Nie byłbym taki pewny – rzekł Stalkes.
Pozostała trójka na niego spojrzała.
– Kogo masz na myśli, Stalkesie?
– Dowiesz się wkrótce, Melogranin, miła.
Królewna spojrzała na nich.
– Dobrze więc. Ślub za tydzień. Ojciec podwyższy ci wynagrodzenie, by moja przyjaciółka miala co trzeba.
– Pani, wojna idzie. Być może walczyć mi przyjdzie.
– Nie. Ty nie pójdziesz w bój. Stalkes również. Wojny nie będzie.
– Tak, to prawda – rzekł brunet.
– Tak będzie, ale mylisz się mój przyjacielu umiłowany, nie ty ją powstrzymasz – spojrzała na niego z miłością, lecz całkiem inną niż Remlus na Melogranin patrzył.
Serce Vessy krwawić zaczęło, lecz nikt tego nie odczuł.
Melorgranin wyszła, Stalkes również. Para w komnacie bruneta została
– Wiem kogo miłuje twoje serce – szepnęła Vessa.
Blondyn na kolana padł i głowę na jej stopach położył.
– Co uczynić mogę? Powiedz.
Położyła dłoń na jego włosach.
– Piękny jesteś, mocny i odważny. Prawy. Nic uczynić nie możesz. Takie życie. Porwano mnie, gdy pięć lat miałam. Jak przez mgłę mój kraj pamiętam. Nikt mnie nigdy nie ukrzywdził. Kocham jedną osobę, lecz z nią być nie mogę. Ty kochasz tę samą istotę i też nie możesz z nią być. Stalkes kogoś miłuje, a nie pamięta kogo. Cóż ty zrobić możesz?
– Będę dla ciebie najlepszy, jak być mogę.
– Wierzę. Tylko jednego mi dać nie możesz, prawda? A tego bym bardzo chciała. Czy można dwie osoby kochać? A gdybyś mnie może pokochał trochę, wiedz, że ja w sercu mam już miłość.
Wstał i delikatnie za ramiona ją ujął.
– Człowiek nie zna następnego kroku. Wiesz kto jest źródłem miłości?
– Kto, Remlusie?
– Bóg. On wszystko zmienić może, nawet niemożliwe. Źle powiedziałem, On tylko niemożliwe zmienia, bo wszystko inne my możemy.
– Znasz Boga? – zdziwiła się mocno.
– Nie Vesso, ale on mnie zna. To wiem.
– Ja słyszałam o Nim. Jestem grzeszna, nie wiem, czy czujesz.
– To nie grzech. Nie wiem, ale tak jest. Czuję między wami wszystkimi zażyłość. Jest tu i uczucie i pożądanie. Skąd wiesz, że ja Melogranin miłuję?
– To przecież widać. Kogo mógł mieć na myśli Stalkes?
– Tego nie wiem, Vesso, ale on ma moc i wiedzę. Chociaż mu ją dano. Kim jest Lamia?
– Nie wiem. Przypuszczam, że Stalkes ją kocha, a ona jego. Tylko to nie człowiek.
– Tak. Może masz rację. Jeżeli zapragniesz, ze wszystkich sił miłość do Melogranin postaram się wyrzucić z serca i ciebie spróbuję pokochać. Jesteś warta tego.
Z miłością na blondyna spojrzała i pogładziła go po włosach.
– Nawet jeżeli ja nadal w sercu Melogranin będę miała? Wiesz, że prawdziwa miłość jest mocniejsza niż wszystko. Naprawdę chciałbyś dla mnie ją przestać miłować?
– Jeżeli twoje serce przez to płakać przestanie, tak. Jestem tylko gwardzistą na dworze króla.
– Ja do wczoraj byłam niewolnicą.
– Ufajmy, Vesso.
– Tak, ufajmy, Remlusie – wstał już więc w ramiona mu weszła i cicho płakała.
Stalkes królewnę odprowadził do komnat królewskich a sam do stajni się udał. Musial znaleźdż konia dla siebie, bo klacz zostawić pragnął. Nie wiedział, czy Melogranin swojego mustanga weźmie. Czy jego klacz tęsknić będzie za ojcem swojego źrebaczka, bo wiedział, że już ciężarną się stała? Zastanawiał się jak królewna to zrobi. Warta jej nie puści, a on, jeżeli na spacer z nią pojedzie, będzie odpowiedzialny.
,,To czyste szaleństwo” – pomyślał.
Czuł się źle, bo nie mógł jej planów zdradzić. Wiedział, że z pewnością pościg za nimi wyślą. Nie chciał myśleć co król odczuwać będzie a co Marisia. Ile jeden człowiek zła narobił! Czemu Bóg go nie usunie? Ile krwi i cierpień by oszczędził, gdyby to zrobił! Nie wiedział, że w tej samej chwili identyczne myśli miała Lamia, jej ojciec, smok ognisty i matka, królowa oceanów i wód wszelakich.
Melogranin do komnat rodziców weszła.
– I co córko? – królowa ostro za trening się wzięła.
Praktycznie czas dwóch straży na to poświęcała, dziennie. Nie miała pewności królewna, ale chyba po jednym dniu już zmiany pozytywne w ciele matki dostrzegła.
Posmutniała. Ile trosk jutro im przyniesie. Melogranin pomyślała, że jeśli jej się uda uciec z zamku i to nie przez bramę, powiedzie się jej misja samobójcza, przecież, by zabić Hegena, bo pewność miała, że potem zginie.
– Córko – Rementer się pojawił – przybył ptak z wiadomością. Wilis za dwa dni, lub nawet jutro przybędzie.
– Och! – królewna udała, że się raduje.
– Jedzie z dwoma tuzinami konnych. Oby nie napotkali szpiegów Hegena. Za dwa tygodnie wyruszam z wojskiem, by rozprawić się z tym draniem.
– Jedziesz osobiście? Mogę z tobą?
– Wykluczone. Nie będziesz walczyć. Ile razy mam ci powtarzać – starał się powiedzieć łagodnie.
– Tak tylko zapytałam. – uznała, że niestety musi plan swój przeprowadzić
Coś sobie przypomniała, co pamiętać nie powinna. Co Lamia mówiła o Wilisie?
– Do swoich komnat iść muszę. Zdejmę ta suknie.
– Pięknie w niej wyglądasz córeczko. Co z Remlusem?
– Dobry mąż. Za tydzień ślub.
– Vessa szczęśliwa? Spodobał się jej kawaler?
– Tak, bardzo. Aż łzy jej ciekły. Wybacz tatku i mamusiu. Do komnat muszę.
Skłoniła głowę i poszła szybkim krokiem. Kiedy się przebrała, do koni poszła, nie wiedząc, że tam Stalkesa zastanie.
– Och i ty tutaj?
– Patrzę konie. Pojedziesz, a ja swojej klaczy wziąć nie mogę, bo brzemienna.
– Skąd wiesz – spojrzała na niego – no tak, wiesz. Stalkesie miły, plany się zmieniły. Wilis jutro lub pojutrze przybędzie. Muszę wycieczkę odłożyć.
– Przemyśl to jeszcze.
– Pojadę, kiedy on tu już zdrowy przybędzie.
Stalkes nic o zamachu na niego nie wiedział. Melogranin postanowiła zostać, bo wiedział, że jeśli to się stanie, jej narzeczony umrze, jeśli nie będzie bruneta blisko. Uwierzyła Lami. Ta stała obok niewidzialna i się dziwiła jak się to stało, że Melogranin tak wiele pamięta.
*
Willis z rycerzami jechał. Cieszył się, że Melogranin ujrzy. Podobała mu się, bo jakże by miała nie. Dziewczyna pełna życia była, pięknej budowy. Umiała walczyć i na koniu jak szalona jeździła. Wilis oczywiście ją lubił, ale tylko lubił. Sądził, że i z drugiej strony jest podobnie. Rozmawiał o tym i z ojcem i matką. Obydwoje mu to samo mówili: to przyjdzie z czasem. Z nimi tak było. Już prawie trzy dekady razem żyli i wyglądali na szczęśliwych. Ojciec opowiedział w przypływie wspomnień, że zanim poznał matkę Wilisa, kochał jedną dziewczynę, lecz nie była mu przeznaczona. Matka nikogo przed nim nie znała. Postąpił z nią łagodnie. Dopiero trzy tygodnie po ślubie do niej się zbliżył, gdy na to zezwoliła. Matka Wilisa domyślała się, że syn już dziewictwo stracił, ojciec wiedział nie tylko, kiedy ale i z kim. Cóż, żyli w męskim świecie i kobieta praw równych nie miała. Co by powiedział, gdyby żona dziewicą nie była? Pewnie by wielka draka z tego powstała, na szczęście krew na prześcieradle dostrzegł po pierwszym połączeniu. Wilis dopiero po dwóch latach współżycia na świat przyszedł. Teraz postawnym mężem został, mało z wojska wzrostem go przewyższało. Był mocny i walczyć umiał. Natura obdarzyła go sowicie, ale w męskości, w granicach średniej pozostawał. Dwie panienki, z którymi spał, nie narzekały. W końcu w kochaniu nie o to najbardziej chodzi, by mieć rozmiary spore. Raczej o umiejętność dawania rozkoszy. Wyczuwania pragnienia drugiej osoby. Dawanie jest zawsze milsze dla ducha niż branie.
*
Jechali stępa by koni nie męczyć. Cieszył się, że zobaczy Melogranin. Wydawała mu się miła. Była z pewnością ładną dziewczyną, chociaż widział piękniejsze. Cóż, ojcowie chcieli umocnić sojusz, w tych czasach siła i ilość ramion co miecze trzymać zdołała ważną była, więc słowa nie wyrzekł.
– Jak daleko do zamku Rementera? – zapytał tego, co prowadził jezdnych.
Sam nieco przewyższał go wzrostem, ale dowódca dwóch tuzinów, doświadczenie wielkie posiadł.
– Już niedaleko wasza miłość, ćwierć straży a mury zamku dostrzeżemy.
– Dobrze zatem, wkrótce królewnę zobaczę.
Jechali w milczeniu. Wilis to z początku to z końca grupy konia prowadził. Znał przepływ czasu. Obliczył, że jeszcze dwie mile i zobaczy zamek.
– Śpieszno mi zobaczyć narzeczoną! – krzyknął.
Konia ukłuł ostrogami i w kłus przeszedł.
– Panieee! – krzyknął Derwis, dowódca – niebezpiecznie samemu.
– Co mi tam! Miecz trzymać potrafię.
Puściła się grupa za nim, ale koń Wilisa niósł lekko. Derwis pierwszy dostrzegł. Tuzin w czarne ubiory okryty, za drzewami skryty. Z pewnością wrogowie to byli. Młody książę zbyt późno ich dostrzegł. Nie zamierzał się cofać. Miecz wyciągnął z pochwy i szybkości biegu nie zmienił. Och młody i naiwny! Pięćdziesiąt jardów brakowało do napastników, kiedy tuzin strzał ze świstem powietrze przeszył. Jakby wiedziały kogo mają dostać. Jedna konia trafiła w szyję, druga Willisa w udo. Koń rozpędem niósł, ale upadł i koziołka zrobił, ciało księcia na ziemi kilka przewrotów uczyniło. Ukrytym bandziorom nie brakło odwagi. Wywiązała się nie tak krótka walka. Z powodu odległości nie mogli strzelać, lecz w walce wytrawieni, walczyli zażarcie. Przezorny ojciec księcia wybrał doskonałych w fechtunku, by z Willisem jechali. Dlatego po kilku chwilach trupem położyli napastników. Jednak sześciu ze świty Wilisa poległo, dwóch innych rany odniosło. Sam książę większych obrażeń nie doznał, widać szczęście z nim było, że karku nie złamał. Derwis spojrzał na młodzieńca i zaczął mu ranę opatrywać. Ułamał strzałę, bo na wylot udo księcia przebiła. Grot powąchał i brwi zmarszczył.
– Zatruta, panie.
– Znasz co za truciznę dali? – Wilis nie stracił animuszu.
– Nie panie. To nie jest jad żmii.
Na konia jednego z zabitych go wsadził.
– Do zamku galopem jechać, pomoc wezwać – wydał rozkaz dwójce.
Nie spodziewał się gorszych niespodzianek. Gdyby takowe napotkali, nikt by do zamku nie dojechał.
Już mury z daleka widzieli, kiedy większa grupa ich powitała. Dostrzegł Derwis bruneta mu nieznanego i samą Melogranin obok.
Wilis przytomność stracił. Stalkes, bo on sam z królewną przybył, do księcia podjechał. Zanim cokolwiek Derwis zdołał odrzec, ranę dotknął i palce powąchał.
– Źle, królowo. Tym samym jadem pod zamkiem Hegena, ostrze miecza pomazano i wiesz co dalej się stało.
– Wilis! – próbowała go ocucić.
Stalkes na szyi księcia palec położył i tętna wyczuć nie zdołał.
– Pani, on umarł. Silna trucizna.
Dziewczyna płakać zaczęła i w tej chwili słowa Lami sobie przypomniała.
– Uratuj go! Lamia przepowiedziała!
– Cóż mówisz, Melogranin! On nie żyje. Ja leczyć potrafię, nie życie przywracać!
Dziewczyna łez powstrzymać nie mogła.
W bramy zamku wjechali. Rementer i Marisia na nich czekali Apis i inni ważniejsi z dworu. Ciało Wilisa czterech wojów niosło. Po chwili atłas czerwony na kamieniach położono i tam ciało Wilisa złożono.
– Zrób coś, Stalkesie, proszę! – Melogranin łez już nie miała.
– Cóż pocznę, miła!?
Vissa obok królewny stała a z jej pięknych oczu łzy także płynęły.
– Dzieckiem ognia jesteś, kochanie. – szept usłyszał.
Stalkes odwrócił się i rozejrzał wkoło.
– Ktoś do mnie mówił. Słyszałaś, coś Melogranin?
– Nie Stalkesie. Niczego nie słyszałam. Widzisz, że wszyscy płaczą lub w milczeniu smutek przeżywają.
Cisza martwa panowała nagle, że najcichsze westchnię słyszeć się dało.
Stalkes stał bezradny, gdy nagle moc poczuł. Oczy pierwsze zajaśniały blaskiem, potem nawet przez ubiór widać było czerwone, żółte i pomarańczowe kolory światła dziwnego, a wszyscy się odsunęli, bo gorąc od niego buchał. Nagle jak piorun zajaśniał i promienie o kolorze słońca z jego postaci poszybowały we wszystkich kierunkach. Ubranie popalone dziury miało. Spojrzał na siebie i przypomniał sobie, że kiedyś już coś podobnego widział.
– Lamia – szepnął.
Na kamienie upadł bez przytomności. Melogranin przy nim przyklękła i na kolana głowę wzięła i po twarzy go gładziła. Vessa na Wilisa spoglądała. Oczy otworzył i śliczną dziewczynę ujrzał.
– Ktoś ty? – zapytał – czy istotą niebiańską jesteś?
– Vessa, panie.
Stalkes oczy otworzył. Teraz i Melogranin głowę bruneta delikatnie z nóg zdjęła i do Wilisa podeszła.
– Ożyłeś, miły. To cud prawdziwy.
– Dziecko Ognia, Dziecko Ognia! – zgromadzeni krzyczeli zadziwieni i bojaźń nieznanego źródła czuli.
Wszyscy na Stalkesa spoglądali, niektórzy na kolana padli i modlitwy zmawiali.
Po czasie dwóch straży Wilis czuł się już mocny. Trudno mu uwierzyć było, co wszyscy mówili, ale wyjścia nie miał. Umarł, a ożył, dzięki mocy bruneta.
Teraz w piątkę siedzieli w komnacie dla księcia przygotowanej. Stalkes, Vessa, Remles i Melorgranin przy jego łożu stali.
Remles z miłością na królewnę patrzył, lecz i Wilis podobnym wzrokiem na czarną piękność spoglądał.
– Słuchajcie – rzekł Stalkes.– Dzieckiem ognia jestem, moc z wysoka otrzymałem. Cieszę się, że łez przelewać nie musimy, chociaż sześciu dobrych ludzi umarło. Wiem, że mocy nie mam, by ich ożywić. Mówić chcę teraz w innej sprawie. Czasem ta moc mnie zwiodła – na Melogranin bez potępienia spojrzał, ale teraz wiem. Remles Melogranin miłuje. Książę Wilis od pierwszego spojrzenia Vessę umiłował a ona jego. Prawdę mówię.
– Tak panie – Vessa głowę pochyliła. – wybacz przyjaciółko moja.
– Nic to, umiłowana. Kiedy z Remlusem pierwszy raz rozmowę prowadziłam i ja jego miłość odczułam. Co teraz uczynimy?
– Wyproszę u ojca unię, jaka być miała – rzekł książę.
– Ja tylko zwykłym gwardzistą jestem. Cóż mi, że cię miłuję, Melogranin, skoro ty na mnie inaczej patrzysz.
– Zamilcz! Oczu nie masz? Nic nie czułeś, gdy z tobą rozmawiałam?
– Czułem, lecz uwierzyć nie mogłem.
– To uwierz! Miłuje cię serce moje od tej chwili. Chcę tylko wyznać wam wszystkim, chociaż dwoje z was o tym wie, że Vessę miłuję również a ona mnie. Nie wiem, czy Rementer zgodzi się, bym za Remlesa wyszła, ale jeżeli nie, to z zamku precz pójdę.
– Nie trap się miła – rzekł Stalkes – Remles ma serce szczere i królem zostanie a ty królową, kiedy Rementer i Marisia postanowią. A nie tak długo to się stanie. Czy nadal masz ten plan, co mi wyjawiłaś?
Melogranin zrozumiała, o czym prawi.
– Czy kiedyś zdanie zmieniłam?
Kiwnął głową brunet, że zrozumiał.
Wyszli z komnaty, tylko Vessa z Wilisem została. Stalkes z drugą parą do komnat królewskich się udali.
– Ojca chce widzieć! – Melogranin do strażnika komnat rzekła.
Wpuścili ich szybko, bo rozkaz taki dostali od króla samego, żeby nie zatrzymywać, jeśli córka ich zobaczyć zechce.
Zdziwiła się królowa i Rementer, kiedy Remlesa zobaczyli.
– Jak Wilis? Gołębia z wiadomością do ojca jego wysłałem. Pod wieczór tam dotrze.
– Zdrowy i sił pełen – odrzekła szatynka.
– Czemu kochanie z tym gwardzistą przyszliście?
– Ojcze – zaczęła – kiedy rozmawiałam z Remlesem, by zbadać czy Vesse miłuje, od razu moje serce bić mocno dla niego zaczęło. Kocha mnie już lat kilka, ale w tajemnicy wielkiej to trzymał. Vessa i Willis od pierwszego spojrzenia w miłość popadli. Ona królową tam będzie, lecz książę mi przysiągł, że unia powstanie.
– Jak to, kochanie? On młodzian przystojny i wiem, że sprawiedliwy i w walce niezrównany, ale to tylko rycerz gwardii?
Melogranin na twarzy się zmieniła. Znał ten wyraz ojciec i jego żona.
– Zostanie moim mężem. Miłuję go a on mnie. Czy zostanie królewiczem, od ciebie ojcze zależy. Nie zmuszam i na decyzję wpływać twoją nie zamierzam, ale jeśli nie zechcesz, precz z zamku pójdę i choćby w lesie z nim mieszkać będę.
– Córko! – odezwała się Marisia.
– Co matko powiesz?
– Jesteś pewna – zapytała królowa.
– Jak tu stoję.
Tylko Rementer nie wiedział, o co królowa pytała. Sądził, że o decyzję opuszczenia zamku. Marisia z miłością na męża spojrzała.
– Misiu, ona go miłuje, a on ją. Nie widzisz tego?
Rementer na Stalkesa spojrzał.
– Panie! Wiem, że i ty to widzisz, tylko zaskoczony jesteś. Miłość jest dziwna. Nie można jej kupić ni sprzedać. Zaczyna się szybko lub wolno. Prosić o nią nie można i śmierć jej nie rozłącza, jak mówią inni. Co postanowisz? Czasu potrzebujesz?
– Ech! Znam ja moją córunię. Nie zmusza i na decyzje wpływać nie będzie, sam słyszałeś. Dobre sobie. Mocna jak chłop i w mieczu i w postanowieniach. Wiesz, na co synu się decydujesz? – uśmiechnął się miło do blondyna.
Ten na kolana padł i króla za stopy uchwycił.
– Wiem, królu. Ja przy niej inny i ona przy mnie inna. Melogranin to perła królestwa. Jeżeli wszystkie skarby świata na szali jednej by dano a jej spojrzenie na drugiej, nie wahałbym się chwili.
– Dobrze, rękę jej ci daję. Masz ty rodzicieli? Na ślub ich trzeba wezwać. Od tej chwili w zamku żyć będą.
– Dzięki ci królu. Słusznie cię lud miłuje i na śmierć dla ciebie pójdzie. Ja pierwszy w ich szeregu z nimi stanę.
– Ty? Będziesz jej mężem i na wojnę nie pójdziesz. Każdego szkoda, ale nie wzniósłbym kilku rzeczy. Jedna z nich jest jej życie a teraz i twoje, synu.
Remles z trudem łzy powstrzymywał. Stalkes myślał co stanie się jutro. Wierzyła, że ta osóbka o włosach brązowych mur bbronny w nocy przejdzie, a on za nią ruszy. Nie wiedział tylko, czy król Remlesa puści, bo niechybnie za umiłowaną będzie chciał się udać.
Tymczasem w komnacie Wilis rękę Vessy trzymał.
– Pewnie, ciężko królowi i matce Melogranin prawdę przyjąć. Nie rozumiem czemu, ale czy rozumieć muszę? Czuję, że się miłujecie, chociaż królewna to wyrzekła.
– Tak, panie. Moje serce ją miłuje – Vessa nie chciała teraz wszystkiego objawiać.
– Wojna idzie.
– Wojny nie będzie. Dziecko Ognia jest z nami. Stalkes. Och, gdybyś widział! Pioruny z niego szły i jaśniał jak słońce, gdy cię do życia wracał.
– Powiedz mi Vesso miła. Wcześniej tego nie odczułem, ale dopiero w tej komnacie. Czy ty i Melogranin afekt do niego macie?
– Panie on ma moc, to dlatego.
– Rozumiem – odrzekł, ale nie zupełnie przekonany.
Przestał o tym myśleć, bo obecność Vessy jak balsam na niego działała.
Radość w zamku panowała. Jeszcze przed wieczorem rodziców Remlesa sprowadzono. Oni w prawdę uwierzyć nie mogli, że ich syn królewiczem zostanie.
Jednak nastroje się diametralnie zmieniły, kiedy królewna na śniadanie nie przyszła. Stalkesa też nie mogli nigdzie znaleźć. Dwóch koni świetnych w stajni brakowało. W końcu Marisia do jej komnaty weszła i list znalazła
,, Kochani rodzice. Do zamku Hegena jadę. Zabiję drania i wojny nie będzie. Jeśli Stalkesa nie ma, znaczy, za mną podążył, bo tylko jemu tajemnicę swoją powierzyłam.”
Alarm powstał. Król z brody włosy wyrywał. Marisia popłakiwała po kątach.
– Panie – rzekla Remles – nic tu po mnie, kiedy moja umilowana na pewną śmierć pojechała. Czemu Stalkes jej nie zatrzymał, skoro wiedział?
Mówił to, bo król list dał mu przeczytać.
– Mój drogi synu. Mówisz tak, bo nie znasz tej dziewczyny. Czart by sobie z nią nie dał rady. Nie mogę cię zatrzymać, ale wolałbym, byś został.
– Królu. Synem mnie nazywasz. Kim bym był, gdybym miłości swojej nie bronił? Wybacz, ale jechać muszę. Z racji sprawy nie w zbroi, ale jak złodziej w nocy. Ufam, że ją znajdę i zawrócę.
– Jedź zatem. Skoro Stalkes wiedział i nie zatrzymał, znaczy, bronić jej będzie. Jeśli ci się powiedzie i znajdziesz ją, zanim do zamku Hegena dotrze, zawróć ją, proszę.
– Zrobię wszystko by to uczynić. Ruszam natychmiast.
Po czasie pół straży już gnał na czarnym rumaku. Smutek i rozpacz w królewskiej komnacie panowała, gdy pukanie usłyszeli.
– Kto tam nas chce widzieć? – król zapytał.
Strapiona Marisia trening odłożyła, ale też do ust nic nie wzięła.
– To Vessa najjaśniejszy panie. Słowo ma, do waszej miłości.
– Wpuścić! – król strapiony nakazał.
Vessa weszła i ukłon złożyła głęboki.
– Co cię sprowadza miła – zapytała królowa.
– Panie, pani. Sen miałam, może wizję, bo wyraźnie ściany mojej komnaty widziałam. Dziewczę młode, może trzynaście wiosen się pokazało. Piękna istota o oczach jak trawa i włosach jak miedź ze złotem zmieszana. Lamia na imię miała. To istota ziemska, ale nie człowiek. Stalkes ją widział i moc mu dała, wasza córka również ją widziała w podobnej wizji. Lamia mi mówiła, by wasza miłość i jego małżonka umiłowana się nie trapili. Lamia w opiekę ich wzięła. Ni Stalkesowi ani waszej córce włos z głowy nie spadnie, chociaż wieści złe usłyszycie.
– Co mówisz! Złe wieści?
– Tak Lamia mi przekazać nakazała. Nie ruszaj z wojskiem, w zamku czekaj.
– Mam za dwa dni ruszyć. Dość szpiegów! Hegen umrzeć musi, bo tylko samo zło czyni.
– Ja jestem służebnica waszą i przekazałam, co ta cudna istota mi nakazała.
Król podziękował.
– Wilis dobrze się miewa? Żeby i on nie chciał jechać!
– Panie. Nie rozumiem, ale osłabł nieco. Z pewnością brak mu siły, by konia dosiąść.
– Nie pogorszyło mu się? Stalkes mu życie zwrócił, lecz go nie ma. Co poczniemy, jeśli książę na zdrowiu podupadnie.
– Ja myślę – Vessa z bojaźnią, bo bez pytania się odezwała – że to Lamia zrobiła.
Wiedziała, że i mój umiłowany z obowiązku i z sympatii do waszej córki na ratunek by wyruszył.
– Tak, to być może. Jak Melogranin i Stalkes zdołali straże minąć? Zwodzonego mostu nie podnoszono...
– Nie wiem tego panie. Przekazałam tylko. Czy mogę odejść, najjaśniejszy panie? Pragnę Wilisem się opiekować. Potrzebuje mnie pewnie.
– Idź dziecko. Co będziesz potrzebować, tylko służbie powiedz. Wydam rozkazy takowe.
Kiedy dziewczyna wyszła, Marisia go przytuliła.
– To dobre wieści, umiłowany.
– Tak, ale co zmierzałem, uczynić muszę. Co wojsku powiem i generałom? Że Vessa widzenie miała i mam czekać aż następnych ludzi szpiedzy tego drania mi ubiją?
– Tak, Misiu. Królem jesteś i czynić swoje musisz. Ufam jedna w słowa tej pięknej dziewczyny, że nasz córka zdrowa wróci.
Stalkes dogonił królewnę po dwóch strażach, kiedy już jutrzenkę widać było. Mało go szablą po karku nie poczęstowała, ale zdołał jej broń wytracić. Melorgranin mieczem władać umiała, ale szablę uwielbiała. Krótsza i bardziej poręczna dla niej była. Sztyletem walczyć umiała, a tylko wielką kulą z nabijanymi gwoździami trudność miała, bo siły wielkiej do tego potrzeba było. Sama natomiast broń inną wymyśliła i w tajemnicy trenowała. Mała kulka wielkości pięści z ostrymi wypustkami, na łańcuchu o długości dwóch jardów.. Umiała machać dobrze, skakać, kiedy pod nogami wirowała i w cel uderzać.
Na czarnym rumaku jechała, bez siodła. W czarne ubranie z jeleniej skóry odziana. Ze sobą szablę i dwie kusze zabrała z czteroma tuzinami strzał. Swoją broń wymyśloną, co ją Okiem Smoka nazwała, do tego dwa sztylety lekko zakrzywione zabrała na tę wycieczkę szaloną.
– Znalazłeś mnie – powiedziała.
– Ojciec osiwieje przez ciebie, a pewnie Remles ruszy w pościg za nami.
– Miłuje mnie, to i nie dziwota. Też bym na jego miejscu tak postąpiła.
– Jak mur przeszłaś? Widziałem, że konie podmieniłaś, że stajenny się nie poznał i za murem rumaka ukryłaś.
– Pomyślałam, że jak dam radę mur przejść niezauważona, to i do Hegena na zamek wejdę podobnie. A tobie jak się udało?
– Łatwo nie było. Zuch jesteś.
– Skoro tak, to buziaka zarobiłam, co myślisz?
– W miłości jesteś – zdziwił się mocno.
– Kochać się nie chcę. W miłości jestem, ale z Vessą bym się pocałowała po raz drugi.
– Coś więcej z nią robiłaś.
– Czar rzucił ten drań! To główny powód, że go zabić pragnę.
– Zabiłaś już kogoś ? – zapytał poważnie.
– Nikogo.
– Ja dziesiątki. Kilka ofiar we śnie widzę czasem.
– Przywyknę.
Pokręcił tylko głową.
– Gdybyś mnie wyruchał, z Vessą bym nie była – odrzekła na jego wspomnienie o Vessie..
Aż mało z konia nie spadła, gdy to usłyszał.
– Melogranin!
– No co, prawdę mówię! Co mi przeszło, to już na mnie nie działa wielkość twojego przyrodzenia. Powiedz mi jedno. Jak wytrzymaleś, kiedy cię Vessa dotykała?
– Jesteś niemożliwa. W goły tyłek rózgi dostać powinnaś.
– Jeżeli chcesz, możesz mi tyłek złoić. Tylko wówczas nie wiem, czy o miłości do Remlesa pamiętać będę. Unikasz odpowiedzi?
– Nie wiem. Ciężko było. Mówiła ci, co potem było?
– A coś było? Mówiła, że jej nie chciałeś.
– Czyli nie mówiła.
– Powiedz – miło spojrzał.
– A co ja pepla jestem, by tajniki intymne ujawniać?
– Och, żebyś wiedział, co ja z nią robiłam? Chciałam więcej, ale do rozumu doszłam. Może i czar rzucił ten drań, ale miłe to było. Powiem ci, jak ty mi nie powiesz, co było potem z Vessą.
– Szantaż nie jest dobrą rzeczą.
– O buziaku zapomniałeś?
– Nie będę cię całować!
– Bez języka możesz.
– Nie.
– Wyruchać Vessy nie chciałeś, mnie obmacywałeś cipkę od środka i też nie stałeś się twardy i nawet buzi nie dasz? Co z ciebie za mąż!
– Dobrze. Raz i więcej nie mów o tym – Stalkes też pomyślał, że czart by jej rady nie dał.
– Dobrze – ucieszyła się bardzo.
Konia zatrzymała i na ziemię zeskoczyła. Stalkes to samo zrobił. Twarz jej w mocne dłonie chwycił i pocałował ustami wilgotnymi. Melogranin z trudem język daleko trzymała, ale wytrzymała.
– Dzięki, mój drogi – na konia wskoczyła.
Pokręcił głową.
– Oj ciężko będzie, miał z tobą Remles.
– Ja tak nie myślę. Tak mu będę dawać, że na inną nie spojrzy.
Stalkes dokładnie to miał na myśli, lecz inną rzecz powiedział.
– Melogranin, przestań. Wiesz, że na samobójczą misję jedziemy?
– Jesteś po to, by nie uratować, nie tak?
– Czyli jak zawrócę, zrezygnujesz? – droczyć się dla żartu zaczął.
– Ani myślę. Chcesz, wracaj, sama dam radę.
Spojrzał na nią.
– Wiesz co? Kocham chyba kogoś. Gdyby nie to i gdybyś ty w Remlesie zakochana nie była, byłbym z tobą. Jesteś niemożliwa!
– Wcale się nie staram. Wiesz co? Ojciec taki nie jest. Pewnie po Marisi to odziedziczyłam. Ojca nie zapytam, bo nie uchodzi, ale może matkę wybadam, czy jest jak ogień w łożu. Ćwiczy i pewnie jak ja będzie chciała wyglądać.
– Rementer jej więcej nie będzie miłował.
– Nie mam wielkiego doświadczenia, a właściwie z mężami żadnego, ale ci coś powiem. Może się mylę. Miłowanie to jedno, ruchanie drugie. Fakt, że jak miłujesz pewnie milej chędożyć.
– Nie wiem. Dwie kobiety miałem i byłem napity zdrowo.
– I nie wiesz, kogo tak kochasz, że mnie i Vessę odrzuciłeś? To ci powiem. Lamie.
– To imię słyszałem.
– Ja ją widziałam. Mówiła, że zapomnę, ale pamiętam. Wygląda jak dziecko, podlotek. Włosy ma jak miedź i oczy wielkie o kolorze trawy. Tak cudne, że opisać trudno. Delikatne piegi na nosku a zęby tak białe, że pewnie świecą w nocy. W ślicznej sukni, przetykanej zlotem była. Piersi niewielkie a jędrne. Biodra wąskie jak u dziecka. Nogi długie i zgrabne, że ja ani Vessa takich nie mam. Nic nie pamiętasz?
– Nic.
– Dziwne. Czemu ja pamiętam?
– Nie wiem, Melogranin. Jesteś pewna, że Remlesa kochasz?
– Jasne.
– A gdybym język wyciągnął i z twoim się spotkał.
– Zbyt uczciwy jesteś. Ja z trudem wytrzymałam.
– Mnie się zdaje, że Remlesa nie kochasz.
– Wiem lepiej – oczy złe iskry posłały.
– Może i tak. Co Remles powie, jak się dowie, że z Vessą byłaś i ze mną chciałaś?
– Widzisz Stalkesie, ja mu prób dawać nie będę. Ja myślę, że miłość jest wolnością. Gdybym czuła, że chce mnie na własność, nie chciałbym go miłować. Wiesz, jaki on jest odważny? Inni na kolanach by już stali i błagali. Tym moje serce zdobył od razu. Nie będę tyłka dawać nikomu. Ty i Vessa to wyjątki. Lamia piękna, ale nic nie czułam do niej.
– Możesz mi mówić o Lami, ale ja i tak nie pamiętam – brunet już nie chciał jej wypominać, że tak mówić nie przystoi. Czarowi to przypisał, że tak się odzywała.
Melogranin czar już pokonała, a z nikim, nawet z Vessą tak wolna się nie czuła, jak ze Stalkesem. Do Remlesa pragnienie i miłość miała i miłość wielką, do Vessy, ale do nikogo, jak właśnie do bruneta, ale nie ciążyło jej to, lecz radowało i energii dodawało, chociaż wiedział, że to nigdy się nie stanie. Bo Lamie widziała.
– Dziwne – powtórzyła i o tym wszystkim chwilkę myślała.
– Stalkesie, daleko do zamku? Dnieje. Powinniśmy przeczekać. Głodna jestem. Może sarnę upoluję lub leśnego zająca.
– Radzę jagody i poziomki.
– Głodna jestem – powtórzyła.
– Jesteś w akcji. Jak będziesz marudzić, to od razu lepiej wróć do zamku swojego. Zuch jesteś, że przez mur przeszłaś, ale trud rycerski musisz poczuć. Czasem trzy dni w ustach nic nie miałem i dzień nie piłem, a słońce piekło.
– Och! Nie wiem, czy dałabym radę. Dobrze, już o jedzeniu nie myślę.
Stalkes się zatrzymał.
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.