Gargares patrzył w jej śliczne krocze, lecz na chwilę oderwał wzrok od najpiękniejszej rzeczy, jaką oglądał do tej pory.
– Marzysz o mnie dziesięć lata! Miałaś wówczas piętnaście!
– Tak, wówczas moje piersi były nieco mniejsze, ale niewiele. Tyłeczek węższy, też odrobinkę. Proszę, nie każ mi dłużej czekać. Jak to nazywamy? – wskazała swój kobiecy, intymny organ
– Wiesz jak.
– No wiem, ale chciałabym usłyszeć to od ciebie. Gdyby ktoś inny chciał to nazwać jakkolwiek, nawet najładniej, kazałabym ojcu go ściąć. To tak mówię, żebyś wiedział jak bardzo jesteś mi bliski.
– To nazywamy cipką, cipą, muszelką, różyczką, kotkiem.
– Wiem, wiem. Jak jeszcze? Coś słyszałam. Tak brzydko.
– Nie nazwę.
– Nazwij, tak cię proszę – zrobiła słodką minkę.
Mruknął zrezygnowany.
– Mówią też na to pizda, ale to bardzo brzydko.
– Jak mi będzie bardzo dobrze, to będę sama tak mówić, ty nie musisz. To jak, poliżesz mojego kotka, bo już nie chcę dłużej czekać?
– Skoro nalegasz.
Gargares ukląkł i patrzył na jej podniecony i gotowy na pieszczoty intymny organ. Dotknął palcem raz i drugi, a potem zaczął już ją pieścić. Znał z ksiąg jak dogodzić kobiecie. Czy mógł tego nie zrobić Hermesie? Jeździł palcami na zewnątrz, potem do środka, delikatnie rozchylał. Ona zaczęła cicho jęczeć, chyba wiedziała, co robi i czego się może spodziewać, bo zatkała buzię dłonią. Gargares już nie mógł wytrzymać. Zaczął lizać jej dziurkę po rowku swoim jęzorem, wiercił, to znowu lizał. Nie dotykał twardej fasolki, postanowił zrobić to zaraz potem. Królewna zaczęła mieć rozkosz. Jej otworek pulsował silnie i szybko. Mag wsuwał język głęboko, najgłębiej jak tylko mógł. Trwało to dłużej niż modlitwa, no może dwie.
– Och Gargaresie, byłam w raju. Czy możesz jeszcze raz, tylko nieco inaczej?
– Dla ciebie wszystko, kochanie.
– Powiedziałeś kochanie? Kochasz mnie troszkę?
– Tak, zaczynam bardziej, od kiedy odkryłaś mi swoje serce. Zaraz zrozumiesz co jest pieszczotą, bo to był tylko początek.
Gargares pieścił nadal jej kicię językiem, a palcami zaczął masować jej guziczek. Ten urósł znacznie i bardzo stwardniał.
– Uch! Tak jeszcze nie było. Pięść mnie mój kochanku umiłowany.
Mag ściągnął skórkę z jej fasolki i zaczął ją tam lizać, w tym czasie delikatnie wsunął swoje dwa palce do jej różowej jamki. Hermesa dostała następnej, mocniejszej rozkoszy.
– Och pięść mnie wszędzie, tam niżej jest druga dziurka. Wiem, że służy do czegoś innego, ale dotykałam i było milutko. Po dotykaj tam również.
Mag wiedział, że za rozkosz odpowiada ta fasolka i rozciąga swoje nitki rozkoszy daleko. Rozchylił jej pośladki i zaczął całować jej drugi, bardziej różowy otworek. Nieco go otworzył i wsuwał tylko koniuszek języka. Palcami pieścił fasolkę. Znowu wybuchła, ale na czas zasłoniła usta. Drgała, falowała i jęczała cicho, bo większość jęków hamowała jej dłoń. Kiedy jej rozkosz się skończyła Gargares delikatnie wsunął do ust fasolkę, przygryzł niezwykle delikatnie zębami, a jednocześnie wsunął trzy palce do jej różanej jamki. Hermesa wybuchła po raz trzeci. Kiedy w końcu przestała spojrzała na maga.
– Powiedz mi proszę. Chcesz bym wzięła twój ogromny organ do buzi do uwieńczenia twoją rozkoszą czy uczynisz mi łaskę i zruchasz moją spragnioną pizdę.
– O bogowie! Co ty gadasz! Weź do buzi.
– Gargaresie wiedziałam, że to powiesz. Jesteś niedobrym chłopcem. Proszę o to drugie. Wiesz co?
– Co? – powiedział słabo.
– Myślę, że tak będzie ci wygodniej.
Mówiąc to uklękła na niskim łożu i wypięła tyłeczek w jego kierunku.
– Będę bardzo delikatny – szepnął zaniepokojony, choć w prawdzie o niczym innym nie marzył.
Wiedział, że królewna go kocha i pragnie. Nie rozumiał czemu się jej podoba, ale nie wątpił, że mówi prawdę.
– Pewnie nic z tego nie będzie – powiedział cicho.
– Och proszę, nie czekaj dłużej.
Co miał robić! Wiedział, że kobiecy organ jest elastyczny. Sądził, że wsunie początek główki i to wystarczy. Delikatnie nakierował swoja twardą jak nigdy intymność na jej śliczna cipkę i delikatnie jeździł po wejściu.
– Och jest rozkosznie Gargaresie, ale chcę to mieć w środku. Wiedział, że z nią nie wygra. Wepchnął łeb. Zrobił jak planował, tylko początek. I wówczas nie przewidział co zrobi królewna. Popchnęła gwałtownie biodra do tyłu. Oczywiście jęknęła, ale z tonu wyczuł, że nie jest to wywołane bólem.
– O tak! Bądź łagodny, ale nie żałuj mi siebie, tak cię proszę.
– Powiesz, jeżeli zaboli, dobrze? – poprosił słabo.
– Masz moje słowo; królewny Hermesy, że nie zaboli. Czyń magu swoją powinność!
Gargares na chwile się zapomniał. Wbił swojego kutasa w jej rozmiłowaną cipkę. Pomiarkował się, ale ona wcale nie była niezadowolona, wręcz przeciwnie.
– O tak, już jestem w niebie. Głębiej, proszę, może być wolno, na razie.
Gargaresowi ciężko było panować nad całą sytuacją, więc czynił to częściowo. Położył swoje dłonie na jej królewskiej mości pupce i wszedł mocniej. Pamiętał, że ma być wolno. Nie chciał zbyt głęboko, ale znowu Hermesa miała inne zdanie. Kiedy przesunął biodra do przodu o pięć cali ona popchnęła je o następne pięć do tyłu, z tłumionym jękiem rozkoszy. Sama zaczęła się poruszać, a on zrozumiał, że tak jej jest dobrze. Jemu także było, więc na to przestał. Trzymał jej biodra, ale tylko chwilkę, bo podniecony zaczął delikatnie masować kciukiem wejście do jej drugiej dziurki. Podobało się to jej, czuł i słyszał to, po wciąż tłumionych jękach. Organ Hermesy z pewnością był elastyczny. Po chwili poruszała się szybciej i gwałtowniej. Zaczęła szarpać biodra tak mocno do przodu, że całkiem z niej wychodził, ale z powrotem ją nadziewał. W końcu po połowie straży, kiedy naliczył u niej dwa tuziny szczytów, on już dłużej nie mógł. Zaczął posyłać w nią nasienie i nie było w tym końca. Sam zasłaniał usta, aby jego niskich jęków nie słyszano za drzwiami. W końcu wyciągnął swój klejnot z jej klejnotu. Część płynu wypłynęła. Hermesa odwróciła się do niego i pocałowała go w usta, a po chwili zaczęli się całować. To obojgu się podobało. Pieściła go, gładziła po głowie swoimi dłońmi. Nareszcie przestała.
– Wcześniej byłam w raju, ale teraz nie wiem gdzie byłam. A cóż to, kochanie? Czemu twój kutas stoi nadal?
– Nie wiem skarbie. Nauka twierdzi, że powinien odpocząć.
– Ja wiem czemu. On chce bym poczuła miód w ustach. Drugim razem musimy coś zaradzić takiemu marnotrawstwu – spojrzała wymownie na mokre łoże. Wzięła się od razu do dzieła. Po chwili Gargares pobierał rozkosz, którą królewna rozdawała językiem i ustami. Wodziła dłońmi po jego nagim ciele,po lekko wypukłym brzuchu, lecz także po pośladkach i udach. To uczucie, które odczuwał nie rosło. Zatrzymało się na tym samym poziomie i trwało ósmą część straży. Potem wulkan zaczął wyrzucać białą lawę, a Hermesa nie zamierzała niczego zmarnować. Tym razem jego ogromny członek zmalał i zmiękł.
– Teraz się umyjemy, wysuszymy i do pracy. Wiesz co Gargaresiu, spróbujemy następnym razem w drugą dziurkę. Wiem, że jestem świnką, chociaż świnki tak pewnie nie robią, ale chcę doświadczać. Zrobimy to następnym razem?
– Dobrze, jeżeli będziesz nadal chciała. Pozmieniam trochę i udoskonalę tę komnatę. Od czego chcesz zacząć naukę?
– Chce poznać kosmos, Ziemię i ludzi i oczywiście zwierzęta i rośliny. Pragnę też zrozumieć czary, jak to jest, że działają – delikatnie pocałowała go w usta. – Muszę ci coś powiedzieć. Moja matka jest nieszczęśliwa, bo ojciec ją zaniedbuję. Udaję głupią królewnę, która mało co rozumie, ale naprawdę chcę poznawać wiedzę. Wiem jednak, bo jestem kobietą, że Amisa chce miłości. Chciałaby być kochana i dostrzeżona, jednak przez ojca, że tak ją traktuje, chce tylko rozkoszy i to z tobą, bo słyszałam plotki. Mówię ci byś wiedział. Nie zmienię nastawienia do ciebie, jeżeli jej się jakoś uda cię zbałamucić, ale postaraj się do tego nie dopuścić.
Gargares pomyślał, że Hermesa naprawdę musi go kochać, skoro powiedziała, że nie zmieni do niego nastawienia, nawet jeżeli to się stanie. Gargares miał pewność, że do tego nie dopuści, by Amisa znalazła się z nim w takiej sytuacji, jaką miał z Hermesą.
Gargares i Hermesa umyli się i ubrali. Tak naprawdę królewna nadal chciała kochać się ze swoim wybranym, ale wiedziała, że wówczas nie pozna wiedzy, której też pragnęła.
– Kochany, Gargaresie, Opowiedz mi o kosmosie.
– Jest to bardzo trudny temat. Są dwie teorie. Heliocentryczna i Geocentryczna.
– Nie rozumiem – szepnęła zapatrzona w niego swoimi pięknymi oczami.
– Helios znaczy Słońce, Geo – Ziemia. My tu postrzegamy z Ziemi, że Słońce krąży wkoło Ziemi.
– A tak nie jest? Wstaje w tym samym miejscu i idzie spać w innym. Następnego ranka jest tak samo.
– Zaraz ci to wytłumaczę, kochanie.
Królewna bardzo się ucieszyła słysząc to słowo, bo uznała, że mag kocha ją więcej niż na początku dzisiejszego dnia. I tak było naprawdę
– Stań w miejscu – pokazał miejsce na podłodze
Królewna stanęła. Gargares zaczął chodzić wkoło niej.
– Kto stoi, a kto się porusza? – zapytał.
– Ty chodziłeś, a ja stałam – odrzekła.
– Prawda, ale niezupełnie.
– Jak to niezupełnie. Stałam a ty chodziłeś.
– Powiem inaczej. Pamiętasz jak się kochaliśmy?
– Oczywiście. Jak o tym mówisz to moja kicia robi się mokra, chcesz zobaczyć?
– Wierzę ci. Jak sprawdzę to niewiele się nauczymy.
– Dobrze, ale co mi chciałeś powiedzieć?
– To, że na początku ja się poruszałem i cię kochałem, potem ty się poruszałaś i ty mnie kochałaś.
– Gargaresie, chcę tego znowu – pogładziła go po policzku.
– Wytrzymaj kochanie. Wszystko zależy od punktu odniesienia. W pierwszym wypadku, jeżeli ty jesteś tym punktem, to ja się poruszam, lecz jeżeli ja jestem, to ty się poruszasz. Rozumiesz?
– Tak. Jeżeli moja cipka jest tym punktem to ty mnie ruchałeś, ale jeżeli twój mały Gargares jest tym miejscem, to ja ruchałam ciebie.
– Tak – sapnął, bo i jemu się już zachciało, chociaż jego organ na razie siedział grzecznie pod suknią.
– W kosmosie jest inaczej. Wszystko wiruje. Większe i mniejsze krąży wkoło wspólnego środka. Jeżeli przyjmiemy, że Słońce krąży wkoło Ziemi, to wówczas musimy przyjąć, że Księżyc krąży wkoło Ziemi. Natomiast jeżeli Ziemia krąży wkoło Słońca to Księżyc wcale nie krąży wkoło Ziemi.
– Przecież Księżyc wstaje w tym samym miejscu i zachodzi w innym. Nie krąży wkoło Ziemi?
– Nie tak jak Słońce nie krąży wkoło Ziemi. Księżyc i Ziemia są wspólnym układem. Zawsze widzimy jedną jego stronę.
– Nie rozumiem.
– Gdyby Księżyc krążył wkoło Ziemi znaczyłoby, że Ziemia jest nieruchoma. Nawet Słońce nie stoi w miejscu. Dwa obiekty, jeżeli wirują, robią to wkoło wspólnego środka. Jeżeli coś jest bardzo masywne a drugie bardzo lekkie, w stosunku do pierwszego, to miejsce jest wewnątrz tego masywnego. Słońce jest bardzo duże a Księżyc bardzo mały, jednak na niebie wyglądają jakby były jednakowej wielkości. Jest tak dlatego, że Słońce jest bardzo daleko a Księżyc bardzo blisko. Tak mówią moje księgi. Mnie się wydaje, że jest jednak inaczej.
– Czyli jak jest naprawdę?
Słońce jest gorące. W cieniu jest chłodniej niż na nasłonecznionym miejscu. Z Księżycem jest odwrotnie. Błyszczy, bo odbija jak lustro promienie Słońca. Dlaczego jednak w cieniu, kiedy świeci Księżyc jest cieplej niż w miejscu gdzie świeci? Nazwa Księżyc oznacza, że coś wiruje wkoło czegoś innego i jest do niego przywiązane. Z naszym Księżycem jest inaczej. Inne planety, bo to nie są gwiazdy, jak Neptun i Jowisz, mają księżyce, ale one się zachowują inaczej niż nasz Księżyc. Ludzie będą to badać, ale nigdy nie poznają prawdy. My możemy obserwować zjawiska. Kiedy jest zima, woda zamarza i jest lodem. Potem przychodzi ciepła wiosna i lód staje się cieczą. Kiedy polejesz wodą ognisko, paruje. To jest zawsze ta sama woda, ale ma różne stany skupienia. W księdze co ją klecha czyta w kościele napisano, że Pan zawołał, aby było Światło. On to zawołał do Ciemności, co jest również napisane w tej księdze, ale dużo później. Jednak nigdzie nie napisano skąd wzięła się ta Ciemność. Widzisz? Nam się wydaje, że coś wiemy, ale tylko się nam zdaje.
– Dobrze Gargaresie, ale zrobiłeś bidet. Woda leci z rurki i mogę umyć cipkę lub pupkę. Więc coś wiemy.
– Tak, to prawda. Myślę, że kosmos jest wielki, ale równie ciekawe jest to co małe. Na przykład ludzie kichają i kaszlą. Dlatego, że coś bardzo malutkiego atakuje zdrowy organizm i on choruje. Człowiek kicha i kaszle, bo chce wyrzucić to co jest chore, a to ostatnie powodują bakterie. Są malutkie.
– Jak ziarnko maku?
– Nie, dużo mniejsze. Jednak kiedy jest ich dużo, człowiek choruje.
– A czemu w końcu zdrowieje?
– Bo w środku ma wojaków, co go bronią. To jest system odpornościowy. Krew jest czerwona, ale w krwi są małe kawałeczki, które walczą z każdą chorobą. Jak wygrają, człowiek zdrowieje, jak przegrają, człowiek umiera.
– Tak, czasem jest zaraza i dużo ludzi umiera, dobrze, że nie wszyscy.
– Są bakterie, które męczą, ale nie powodują śmierci. Inne są mocniejsze i powodują, chociaż nie u wszystkich. Wszyscy jesteśmy podobni, ale inaczej. Jedni mają silniejszy organizm inni słabszy.
– Tak jak z twoim kutasem. Jedni mają małe, inni duże, ale chyba nikt z ludzi nie ma tak wielkiego kutasa, jak ty.
– Może i tak. Gdybym miał małego, nie kochałabyś mnie? – zapytał.
Hermesa podeszła do niego i go pocałowała.
– Kocham cię nie dlatego, że masz dużego. Jest mi miło, bo mnie rozpychasz i jest mi milej jak rozpychasz mnie bardziej, ale wiem, że są granice. Gdybym wsadziła sobie arbuza do cipki to bym umarła. Nie wiem, dlaczego cię kocham. Jesteś dobry i mądry. Ty sądzisz, że jesteś brzydki, ale dla mnie jesteś piękny. Jestem pewna, że gdybyś miał kutasa jak mój mały paluszek, też bym cię kochała. Poza tym, małym paluszkiem też można dać rozkosz. Lubię konie i pewnie ogier też by mi dał rozkosz, gdyby mnie ruchał, lecz nie pragnę tego. Ktoś może kochać konia, ale ja kocham ciebie.
– Mogłabyś ruchać się z ogierem? – zdziwił się mag.
– To samiec. On z natury woli klacz. Gdyby kobiecie chodziło tylko o wielkość, każda by wolała ogiera niż człowieka. Na szczęście tak nie jest. Dałam przykład. To jest rozważanie, jak sam wiesz. Nie wiem, czy naukowo można wytłumaczyć, dlaczego się kogoś kocha.
Gargares popatrzył na królewnę. Uznał, że jest bardzo, ale to bardzo mądra. Z pewnością więcej mądra, niż kiedy on zaczynał nauki u Sejmana. Poczuł się dumny, że ma takiego ucznia.
*
Ściemniało już na dobre. W oddali słychać było wycie wilków. Wojak nie czuł strachu, może dlatego, że wjeżdżał do zabudowań. Wszystkie większe skupienia ludzi miały podobne rozmieszczenie. Zwykle mieszkańcy coś uprawiali, mieli swoje zwierzęta domowe, jak kury, króliki, czasem krowę i konia do orania, jeżeli posiadali większe pole. Zawsze jednak w osadzie stała karczma. Bo i przyjazny mógł się tu zatrzymać, posilić, a czasem przenocować dzień lub dwa.
Brunet z łatwością rozpoznał dom z bali ze specjalnym miejscem do wiązania koni. Po chwili wszedł do środka. Tu karczmarz miał żonę i oboje stali za szynkiem. W sali dostrzegł tylko jednego wędrowca.
– Pokój macie, gospodarzu?
Karczmarz miał mniej więcej tyle wiosen co ojciec Niji. Obrzucił bruneta wnikliwym spojrzeniem.
– Znajdzie się coś dla was. Z daleka?
– Spod zamku Hegena II.
Oczy rudego właściciela karczmy stały się nieco żywsze, nerwowy ruch żuchwy też objawił zdenerwowanie.
– Nikt tam nie ocalał. Wojna będzie, bo Rementer Wielki nie pobłaży straty tysiąca swoich ludzi.
– Tamtych więcej zginęło – rzek od niechcenia Stalkes.
– A ty, po jakiej stronie walczyłeś?! – rudy uniósł głos – na szpiegi tu przyjechałeś?
– Jestem jedynym uratowanym, o ile wiem. Do Rementera właśnie jadę.
Rudy zacisnął dłonie na oszlifowanej desce.
– Każdy tak rzec może. Jest wiadomość, że wszyscy polegli.
– To zła wiadomość. Nie muszę ci się tłumaczyć. Rzekłem, a wiary nie dajesz, twoja rzecz.
Widząc zdeterminowanie Stalkesa, karczmarz nieco odpuścił.
– Jeśliś szpiegiem, to na swoją zgubę jedziesz do króla, ale jeśli prawdę gadasz, nagroda cię czeka. Są jakoby dwie plotki. Jedna właśnie taka, że ktoś ocalał. Coś go odmieniło i moc wielką otrzymał.
– Nic o tym nie wiem. To, że Niji pomogłem, to przypadek. Może jej się polepszyło, bo mnie zobaczyła i tyle.
– Toś ty jest! – teraz już karczmarz w jakiś sposób się przekonał – Kelbus gołębia wysłał, żeś ty to uczynił. Jak cię wołają.
– Widzę, że nie odpuścisz. Stalkes jestem.
– Tak i on napisał. Za pokój nie wezmę i wybacz słowa moje. Już wcześniej, zanim do jatki doszło, Hegen szpiegów wysłał i moc ludzi potajemnie zabili, a teraz wojna idzie. Obie strony wzmogą starania, by wywiedzieć się wszystkiego.
– Dobrze prawicie, karczmarzu. Może i wasz szynk powinien mieć ochronę lepszą. Duże wojsko nie ma powodu was napadać.
– Ja myślę, że potrzeby nie ma. Każdy chce spać i jeść. Jeśliby miał kto napadać karczmarzy, to głupi.
– Też racja. Na drugi raz tak nie mówcie. Ja spokojny, ale różni są ludzie i każdy swoje przeżył. Znałem takich, co za łagodniejsze słowa za miecz chwycili.
– Kat by go dopadł!
Stalkes pomyślał, że nie ma co strzępić języka. Człowiek już swój wiek posiadał, a takie głupoty prawił. Nikt by nie szukał zabójcy karczmarza, szczególnie w takich czasach.
– To, gdzie ten pokój dla mnie macie?
– Żona zaprowadzi. Ja was nakarmię.
– Tylko nie za tłusto, bo sen odejdzie.
– Wiem ja i to. Dam chudego kurczaka i trochę jarzyn, do tego kwartę wina, to spanie dobre przyniesie.
– A macie może sok z poziomek leśnych – zapytał brunet i zaraz pomyślał czemu o to poprosił.
– To dla dzieci napój, ale skoro pytacie, z pewnością znajdę. Okoliczne lasy pełne borówek, jagód i poziomek. Grzyby lubicie? Maślaki żona wyborne smaży.
– To może rano, teraz na wasz wybór przystąpię.
– Zaraz przyrządzę – odwrócił się i do kuchni udał.
Brunet poczuł, że ktoś z tyłu podchodzi. Odwrócił się. Miał rację. Jedyny gość z sali do niego podszedł.
– Wybaczcie rycerzu, rozmowę słyszałem. Też do króla jadę. Jestem jego sługą. Może razem jutro ruszymy, zawsze raźniej. Jestem Arbigul.
– Stalkes – brunet przedstawił się ponownie, na wypadek jakby nieznajomy nie słyszał jego imienia poprzednio.
– To co, Stalkesie? Co myślisz, by jechać razem?
– Ruszacie skoro świt?
– Nie tak zaraz.– Popatrzył na rycerza i ciszej rzekł.
– Potrzebuję pospać. Noc może być ciężka. Dziewkę mam od karczmarza. Czysta i młoda, dla was też druga by się znalazła.
– Nie potrzebuję takich przysług.
Dziwne, że Stalkes stracił pamięć odnośnie do Lami, a pamiętał wszystko inne. Jeszcze raz przed oczami stanęła mu wielka dziołcha z poprzedniej karczmy. Wiedział, że właśnie takie osoby i inne potrzeby podróżnych czyniły, oczywiście za odpowiednią opłatą.
– Będę ruszał po drugiej straży.
– To mnie pasuje. Teraz żegnam, bo dziewka już czeka – podniósł się i poszedł na górę.
Chwilę potem kobieta karczmarza strawę przyniosła. Dobrali się, bo ona również włosy w kolorze marchwi miała, jasną cerę i delikatne piegi blisko nosa.
– Jadło przyniosłam. Rozmowę słyszałam, co z mężem gadaliście. Wybaczcie, on nadmiernie ostrożny, a czasem chlapnie byle co, ale dobry z niego chłop. Dzieci dwoje, już z domu poszły.
– Nie troszczcie się matko. Starawa dobrze pachnie, wy gotowałyście czy macie ludzi?
– Sama przyrządziłam, czasem jak wielu podróżnych przybędzie, mamy pomocników. Kiey mało gości, inne posługi czynią.
– Takie życie. Bardzo wam dziękuję, pachnie wyśmienicie. Szkoda kurki.
Otworzyła swoje bladoniebieskie oczy i dostrzegł zdziwienie na jej licu. Mogła się podobać lata temu, chociaż i nadal blask szczególnej urody na jej twarzy pozostał.
– I ja tak czuję. Żal mi zwierzęcia, ale jeść coś trzeba. Z roślin i owoców sił mało.
– Może i tak, matko. Koń trawę je i siano, a mocny przecież. Mówią, że niedźwiedź mięso je, a ponoć tak nie jest. Samiec zabija, jak ktoś na teren wejdzie, samica, kiedy ma małe blisko.
– Wyście jacyś uczone. To już pójdę, bo tak wam zabieram czas, a zjeść chcecie i na spoczynek udać się musicie.
– Tak właśnie zamierzam.
Pokłoniła się kobieta i odeszła. Stalkes jeść zaczął, ale i myśl mu przyszła, że ona coś miała na duszy, tylko wyjawić nie chciała. Skończył i misy zostawił, zobaczył ją ponownie, jak patrzy na niego z drzwi kuchni. Machnął na nią ręką, to podeszła.
– Coś matko chciałyście wyrzec?
Kobieta nieznacznie się zarumieniła.
– Starsza od ciebie jestem, lecz raczej synem moim byś nie mógł być, panie, bo czterdzieści trzy wiosny żyję, a wy wyglądacie panie na trzydzieści i kilka, ale słyszałam od męża, że w wiadomości od Kaelbusa z drugiej karczmy, że macie moc leczenia. Ja mam małe schorzenie. Srebro na medyków wydali my z mężem, ale nic nie wskórali. Może wy byście pomogli?
W pierwszej chwili Stalkes pomyślał, że żadnych zdolności leczenia nie posiada, ale wówczas przypomniał sobie, że Niji pomógł i z opuchnięciami łydek, bólem krzyża i z krwawieniem. Dlatego zwrócił wzrok na kobietę.
– Nie ja leczę, otrzymałem tylko moc, zaraz po bitwie i nie wiem czemu. Podejdźcie bliżej, dotknę waszą głowę, wiedzieć może będę, co wam dolega.
Kobieta pomyślała od razu, że nie pyta, tylko sam chce wiedzieć, to znak jaki. Słyszała, że są ludzie mocą obdarzeni, ale często kler ich o konszachty z diabłem podejrzewa, więc lepiej milczą i ukrywają swoje zdolności. Ten młody mąż przeciwnie, nie odmówił. Podeszła ufnie blisko, a on położył swoje dłonie na jej skroniach. Brunet nie pamiętał, by tak komuś robił, ale też się nie zdziwił, kiedy poczuł odzew. Nie zastanawiał się, jak to wie, ale kobieta miała coś w środku brzucha, co ból sprawiało i krwawienie miesięczne dwa lub trzy razy dłużej przedłużało. To ją bardzo osłabiało. Stalkes wiedział, już co czynić musi, ale natura tego, co powinien, była bardzo delikatna.
– Mówiliście z mężem?
– Nie rozumiem was, rycerzu. On mi o was powiedział, że moc leczenia macie.
– Och, moja wina. Pomóc wam się postaram, ale nie ręczę. Tylko Bóg leczy, nie szatan. Kler jest w błędzie. Szatan zsyła choroby, to jak by je miał leczyć? Pismo to mówi. Jednak bym to mógł zrobić, muszę was, jak kobieta co dzieci odbiera widzieć i dotykać gdzie mąż tylko może, albo kochanek, jak niewiasta męża nie ma. Zapytajcie. Jeśli chce, być przy tym, może.
– Tak i ja pomyślała, dlatego spłonęłam jak róża. Zapytam, zaczekajcie, proszę.
Stalkes stał i myśli żadnych nie miał. Mówił coś, co wiedział, lecz skąd, nie miał pojęcia. Kobieta przyszła zaraz, jakby kilka chwil minęło.
– Mąż rzekł, że czyńcie, co trzeba. On nie chce być przy tym. Mamy komnatę obok naszej, gdzie śpimy, tam pójść możemy. Myślałam, że może być tak, jak mówiliście i się wodą dobrze opłukałam – nadal cała na buzi rumiana była.
Brunet nic nie czuł. Ani wstydu, ani niczego, jakby zwykłą rzecz miał wykonać. Niewiasta ruszyła, a on za nią podążał. Do komnaty weszli i ona świece zapaliła cztery i jaśniej się zrobiło.
– Trzeba więcej światła, to więcej zapalę.
– To wystarczy, kobieto. Wody potrzebuję, by ręce obmyć.
– Tam w kącie, w drewnianej misie czysta woda.
– Dobrze więc, musicie się położyć i muszę dojście mieć do waszej kobiecości. To jest w środku.
– Och! Trzech medyków macało, żaden nic nie znalazł. Nie pytam, jak wiecie, bo czuję, że prawdę Kalbus pisał. Jak byście to wiedzieli, gdyby mocy u was nie było?
– Nie wiem, skąd wiem, ale wiem – odrzekł.
Myśl mu przyszła, też z jakiego źródła, pojęcia nie miał.
– Połóżcie się, jak jesteście. Może inaczej dam radę.
Kobieta posłusznie się na plecach położyła i na niego patrzyła. Położył swoja dłoń na jej brzuch i nieco w dół przesunął. Poczuł jakby odzew, ale to nie było miłe.
– Coś w was rośnie, a nie powinno nic tam rosnąć. Duże jak pomarańcz. Zwykle w kobiecie rośnie dziecko, ale to nie jest tam, tylko u wejścia.
– W brzuchu to mam? – wystraszyła się kobieta.
– Nie. W tym miejscu co dziecko rośnie, na samym wejściu.
– Czy umrę?
– Każdy kiedyś umrze, nie rozumiem, o co pytacie?
Wyraźnie posmutniała.
– Jeśli się wam nie powiedzie.
– Nie wiem jak to wiem, ale uda się, tylko może być bolesne. To wam przeszkadza krew miesięczną szybko wyrzucać. Zwykle trwa trzy dni czasem tydzień. U was to trwa prawie czas cały. Nie wiem czemu to urosło. Pewnie przez lata rosło powoli. Powinno być wycięte, ale nikt tego nie zrobi. Zakażenie by było lub byście tego nie przeżyli, matko. To jakby ktoś miecz w brzuch wbił.
Powiedział jej rzeczy straszne, ale ona już się nie bała.
– Mówicie jak nawet medyk nie gada i czuję, że inaczej to możecie zrobić i tylko wy.
– Widzicie kobieto, ja wiem coś, lecz skąd, nie wiem. Jak wasze imię, bo wolę was po imieniu wołać. Ja mam na imię Stalkes.
– To wiem, bo mąż mówił. Jestem Lurencja. Nie byłam chłopką, mój ojciec dla pomocników króla pracował, dla ojca Rementera, króla Rowlendusa.
Stalkes nadal nic nie czuł, chociaż wiedział co czynić musi. Zastanawiał się nad czymś. Pewność miał w duchu, że mu się powiedzie, ale trudności z tym będą.
– Dzieci miałaś Lurencjo, ale to nieco inny kłopot. Wtedy ciało pomaga się otwierać. Olej potrzebuję. Czysty i sporo wody prawie gorącej będziecie potem potrzebować. Intymność u kobiety bardzo delikatna, podobnie i u męża. Na szczęście jak zdrowa, oczyszcza się sama i różne niepotrzebne rzeczy wyrzuca. Z mężem amory robicie, wybaczcie Lurencjo, że pytam?
– Od trzech lat nie, bo ból tylko czuję, a potem od razu krew. Mąż chyba sam sobie dogadza, bo do dziewek chodzić nie chce.
Pokiwał głową ze zrozumieniem.
– Potem jak już wam pomogę, miesiąc nie wolno mężowi was dotykać, a i samej nie próbujcie. Będziecie zioła podgrzewać, lecz nie gotować. Podam wam, jakie i gdzie znajdziecie. Przez lnianą szmatkę przelejecie i czystą szmatkę zamoczycie i będziecie trzymać dwie straże na waszej intymności. Tak przez dwadzieścia jeden dni. To pomoże by nic tam się złego nie działo. I bez tego będziecie już zdrowa, ale dłużej ozdrowienie całkowite by trwało. Pójdźcie do męża i dwie miski mosiężne lub miedziane przynieście oleju. Z rzepaku czy oliwki. Oliwki lepsze, jeśli macie.
– Mamy. Brzeg morza niedaleko i kupcy z daleka przywożą, to i kupiliśmy.
Lurencja wstała i wyszła. Stalkes nadal w głowie miał pustkę a tylko ta wiedza w nim była.
Jasnoskóra kobieta dwie miski oleju przyniosła, jak kazał. Poprosił by się położyła, a sam nad ogniem olej podgrzewał. Nie parzyły go dłonie, chociaż trzymał długo, aż olej prawie był gorący.
– Połóżcie się, ale suknie podwinąć musicie, aż do tyłka.
Ona ponownie się zarumieniła, ale widział, że chce coś zapytać.
– Chcecie coś zapytać Lurencjo?
– Wybacz Stalkesie. Nie będzie łatwiej, jeśli wszystko zdejmę? Nie chcę pobrudzić niepotrzebnie sukni, ale pomyślałam, czy tak wam łatwiej nie będzie. Ciało ładne miałam, gdy byłam młoda, teraz już nie takie. Chyba że widok golizny wam przeszkadzać będzie.
– Leczyć was chcę. Widziałem w życiu i dzieci gołe i podlotki, młode, średnie i stare. I mężów i niewiasty. I martwe i żywe ciała. Do wszystkiego można przywyknąć. Inaczej gdy się miłość robi, inaczej gdy się pomaga.
– I ja to rozumiem, jednak goła jak jestem przy kimś, wstydzę się nieco. Z mężem więcej pod nakryciem byliśmy, może w młodości kilka razy bez okrycia.
– Medycy jak was badali, bez ubrania byliście?
– Nie, Stalkesie. Zawsze w sukni byłam, a oni bardziej rękami macali niż patrzyli, niestety powodu długich krwawień i utraty sił, nie odkryli.
Brunet czuł się normalnie, nie odczuwał nic, lecz go to nie dziwiło. Sądził, że ma zdolności jakieś i uleczać potrafi.
– Wiem, że coś tam w środku macie, zobaczyć nie mogę, bo głęboko.
– Widzę, że ufać wam mogę. Zapytać bym o coś chciała.
– Pytajcie Lurencjo. Wcześniej pytałaś i teraz możesz.
– Nie chcę was urazić niczym, alem ciekawa. Was ktoś uczył, czy wy tak z siebie to wszystko wiecie?
– Nikt mnie nie uczył. W bitwie pod zamkiem króla Hegena II ranny z rzezi wyszedłem, pewnie jedyny, a potem kiedy do zmysłów doszedłem tą dziwna moc już miałem.
Stalkes tak mówił jak czuł w swoim wnętrzu. Nie wiedział, że za tym wszystkim Lamia stoi. Ona to nad jego duchem opiekę sprawiała i przed odejściem moc mu podarowała. Robiła to specjalnie by wszyscy, łącznie z nim samym wierzyli, iż on jest kimś szczególnym. Sam Sejman po znakach poznał, że tym razem zwykły człowiek zostanie przemieniony i mocą napełniony, by ludziom pomagać, lecz głównie pokój ma zaprowadzić.
– Rozumiem i wierzę wam, zresztą od początku wierzyłam. Jeśli wam lepiej, goła będę. Nie, żebym was ciałem kusić, bo już moja piękność przeminęła, a i wiem ja, że niektórzy czarnowłose lubią, lub o włosach jak pszenica. Jednym się okrągłe wadzą innym bardziej szczapy drewna przypominające, lecz ja chora i cierpię, tylko zdrowa na powrót być pragnę.
– Dla mnie to jednakie. Ja wiem, że w środku coś macie, jednak jak chcecie obejrzę was i pewność mieć będę, że nic innego nie znajdę, co z chorobą ma związek.
– Dobrze więc, suknie zdejmę, ale przez pewien czas ze wstydu płonąć będę, jako mi to wybaczcie, potem pewnie przywyknę. Mam nadzieję, że widok mojego ciała wam bólu brzucha nie przyniesie.
Stalkes rozumiał co kobieta chce mu powiedzieć. Nie chciał jednak by odczucie o sobie miała tak złe. Czuł w jakiś sposób, że słowa ważyć musi, aby jej co wygórowanego nie powiedzieć, ale jednocześnie by nie utwierdzić, że już wygląda jak stara, wysuszona niewiasta.
– Każdy ma ciało, a te inne za młodości, jeszcze inaczej wygląda w wieku średnim i na starość wysuszone i pomarszczone. To tak już jest, lecz wy nie musicie się zbyt przejmować swoim wyglądem. Wasza skóra wciąż jędrna na twarzy i pewnie w całej postaci. Choroba zawsze niszczy, więc pewnie, kiedy wyzdrowiejecie, wszystko się bardziej poprawi.
– Dzieci już swoje rodziny mają, a chciałbym nacieszyć oczy moje wnukami, jak dorastają – otarła łzę.
Stalkes wyczuł, co na myśli miała.
– Los tak sprawił, że mnie zobaczyłyście, Lurencjo, a ta moc, która jest we mnie mówi mi, że wyzdrowiejecie i może prawnuki oglądać będziecie.
– Dziękuję wam za dobre słowo, wybaczcie mi tylko, że będę jak dziewica się rumienić – mówiąc to zdjęła suknię i goła jak ją Pan stworzył na brzegu łoża usiadła.
Brunet nie odczuł niczego, bo i tak być miało.
– Musicie Lurencjo się położyć i biodra nieco unieść, by rozluźnić ciało – spojrzał na wielką poduchę z pierzem – to pod biodra połóżcie – poprosił.
Lurencja nadal zachował resztki młodzieńczego piękna. Pewnie choroba jej trochę ujęła walorów wieku średniego. Rzeczywiście nieco rumiana na twarzy się stała, lecz Stalkes to całkowicie rozumiał. Wziął miseczkę z miedzi, gdzie olej był czysty i nad świecą ogrzewać zaczął. Nie czuł gorąca od płomienia. Nie zdawał sobie sprawy, że przez pocałunek z Lamią, której wcale nie pamiętał, nie tylko ducha od trosk mu uwolnila, ale dużo swoich cech mu dała, czego jeszcze nie wiedział. Obejrzał jej brzuch. Znaków żadnych nie miała. Na jej łono spojrzał, ale znowu bez odczuć żadnych i delikatnie uciskać zaczął całą okolicę. W jednym miejscu widocznie ból poczuła, bo przez jej twarz grymas przeszedł.
– Boli tutaj? – zapytał.
– Tak trochę zabolało, kiedy nacisnęliście, Stalkesie.
– Teraz muszę wnętrze zbadać. To tylko bym pewność miał. Guz spory jak duże jabłko lub pomarańcz i tak wyglądać będzie, chociaż bardziej czerwony w kolorze.
– Och, jak to wiecie? – zdziwiła się kobieta.
– Jak wam to powiedzieć... przed oczami jakby obraz miałem i mam. Trudno to może zrozumieć. Leźcie spokojnie, to nie powinno boleć.
– Do środka palce wsadzicie, jak medycy co mnie badali?
– Tak, ale to boleć nie będzie.
Zmoczył palce w oleju i delikatnie dwa wsunął, najpierw do pierwszego potem do drugiego zgięcia. Znowu nie dostrzegł, że jego palce jak u dziecka były. Gładkie i delikatne, nie jak wojaka co mieczem wojuje, ale o tym nie pomyślał wcale. Dopiero kiedy wsunął palce głęboko, narośl wyczuł. Znowu nie mógł mieć doświadczenia jak medyk, bo pierwszy raz to robił, jednak moc podarowana przez Lamię mu wszystko podpowiadała.
– Jest jak widziałem w widzeniu. Są dwie możliwości. Nie wiem jak to wiem, ale dłońmi wyjąc to zdołam, nie czyniąc wam krzywdy. Nie sądźcie, że się wywyższam, bo daleki jestem od tego. Gdyby to ktoś nożem ostrym chciał wyciąć, wykrwawiłabyś się Lurencjo i dobrze by się to nie skończyło. Rodziłaś dzieci, ale całej dłoni wsunąć tam nie zdołam, bo zbyt bolesne by to dla was było. Muszę inaczej. Jak już mówiłem, mam moc. Lepiej na to nie patrzcie, bo wasze zmysły nie pojmą. Muszę przez skórę i mięśnie dłoń wsunąć do waszego ciała i narośl wyjąć. Żadnej krwi nie będzie.
– A to tak można? To na cud wygląda.
– Wszystko, co nieznane i niewytłumaczalne cudem można nazwać. Niech i tak wam będzie, ja tak potrafię dzięki tej mocy, którą mam daną.
Ona posłusznie nie patrzyła co robi, tylko sufit z bel drewnianych oglądała. Poczuła jakby łaskotanie i chciała spojrzeć, lecz przestrogę sobie przypomniała. Stalkes końcami palców jej brzuch dotknął i czekał. Poczuł, że może zacząć. Dłoń jego w jej ciało, jak w masło weszła kilka cali za nadgarstek. Przymknął oczy i na wewnętrzny wzrok się zdał. Wyczuł palcami ciało miękkie o wielkości pomarańcza. Dłonią je ujął, wszystkimi palcami i znowu czekał. Czuł wibracje, ale cierpliwie trzymał narośl. Odczuł, że już może działać dalej. Delikatnie zaczął wyciągać dłoń przez skórę brzucha, lecz intruza nie puścił, Wyjął i patrzył na kulę o nieco pomarszczonej powierzchni, bardziej w kolorze buraka przypominającej niż pomarańcz. Powierzchnia narośli małymi wypustkami cała była porośnięta. Położył to do pustej miseczki, również z miedzi. Wytarł jedynie przezroczysty, lekko oleisty płyn z jej brzucha, lnianą ściereczką.
– Już tego nie macie. Teraz tylko trzy tygodnie okłady z trzech ziół robić będziecie. Zioła to arnika, nagietek i pokrzywa. Rano i na wieczór, na długość jednej straży trzymać będziecie. Pokażę wam jak szmatkę umieścicie, by się to trzymało. Po kuracji miesiąc mąż was nie może dotknąć we właściwy sposób. Jemu też przekaże czym swój organ myć musi. Te części nigdy czyste nie są, bo i do miłości stworzone, by dzieci były, ale i do oddawania moczu przygotowane przez stwórcę. Możecie się ubrać Laurencjo.
Odwrócił się i w okno patrzył, a kobieta się ubrała. Spojrzała w miseczkę i dziwne niemiłe uczucie w sobie odczuła.
– Nie wiem jak wam się odwdzięczymy Stalkesie. Powiedzcie sumę srebra należną.
– Dostałem to za darmo, jak mam brać srebro za to?
Lurencja na kolana padła i za kostki nóg go chwyciła i płakać zaczęła.
– Nie trzeba, wstańcie – po włosach ją jedynie pogładził.
Patrzyła z wdzięcznością mu w oczy.
– Bóg zapłać, dobry człowieku. Pewnie to coś by mnie w końcu zabiło – głową wskazała kawałek mięsa narośl przypominającą. – Co z tym zrobicie?
– Spalić trzeba, to nikomu krzywdy już nie uczyni, ale lepiej w popiół zmienić.
– Zaniosę i do pieca wrzucę – rzekła.
– Nie kłopoczcie się Lurencjo, sam się tym zajmę – Stalkes wskazującym palcem narośl dotknął a to żywym i gwałtownym ogniem palić się zaczęło.
– Boże wielki! Kimże wy jesteście?
– Nikim specjalnym – odrzekł.
– Dzieckiem Ognia jesteście, jako żywo – kobieta na kolana klęknęła i modlić się zaczęła.
– Dzięki ci Boże miłosierny, żeś swoją służebnicę wysłuchał i anioła z nieba zesłał, by mnie uzdrowić.
Materiał edytowany, oczekuje na potwierdzenie.
Dodaj komentarz