Dziecko Ognia cz 17

– Czemu stajemy?
– Widzisz tam? Zagajnik gęsty. Tam będzie dużo jagód i poziomek. Miejsce idealne, by się ukryć do nocy.
– Skoro mówisz. Dobrze, że ze mną jesteś. Bez ciebie bym zginęła i biedny tatko by osiwiał. Vessa się zapłakała, jak i mamusia, a Remlus by nigdy uśmiechu na twarzy już więcej nie miał.
– A ty śmierci się nie lękasz?
– Nie. Nie wiem tylko, gdzie pójdę potem. Nie byłam taka zła, tylko z Vessa chyba grzech mamy. Wezmę na siebie, by ją przed Panem obronić.
– Dobre masz serce – odrzekł na jej wyznanie szczere.
   Stalkes miał nosa. Drzewa rosły ciasno, a w środku miejsce jak na dwójkę było. Całe mnóstwo jagód i poziomek porastało mech. Wielkie jak wiśnie, zarówno i jagody i poziomki.
Konie ukryli niedaleko i do środka weszli. Królewna leżała i garściami owoce lasu zbierała.
– Nie jedz za dużo. Tylko by głód zaspokoić.
– Zaspokoić? Musiałabym zjeść trzy razy tyle albo i ciebie, żeby głód uciszyć.
– Jeszcze jedną nocą jechać musimy. Mówię poważnie. Cichaczem na mur włazić będziesz, a tu brzuch swoich praw się dopominać zacznie. Zesrasz się w spodnie?
– To by nie było miłe iść z kupą. Masz rację. Nikt by nie śmiał tak do mnie powiedzieć, ale tobie nawet nic nie powiem.
– Wiem, ale prawdę ci mówię. Człowiek, nawet najpiękniejszy jak Vessa w środku śmierdzi jak nawet najgorsze gówno nie. Czułem nie raz. Nic tak nie cuchnie paskudnie, jak bebechy rozwalone.
– Wyobrażam sobie.
   Melogranin bliska była, by mu opowiedzieć, co z Vessą robiła, ale się powstrzymała. Nie chodziło jej o nią samą jak o czarnulkę. Obiecała sobie, że nikomu i nigdy tego nie powie. Remlusowi powie tylko, że blisko z nią była i nadzieję miała, że detali znać nie będzie pragnął. Pomyślała, czy ten czar sprawia, że jest bardzo wulgarna chwilami. Stalkesowi to bardzo nie przeszkadzało, bo wiedział, że Melogranin nie jest grzeczną królewną, tylko ma charakter jak twardy rycerz.  
   Tylko nigdy w boju nie była i śmierci z bliska nie widziała. Jęków rannych, płaczu umierających, którzy jeszcze minutę żyć chcieli, a nie było im dane. Nie wspominał o torturach pala, rozgrywaniu końmi czy paleniu żywcem. Ludzie pełni okrucieństwa byli. I to go bolało. Sam zabijał, ale nigdy go to nie cieszyło, a torturami się brzydził.  
   Słusznie sądził, że ci, co to robią, nie do końca są ludźmi. Królewna na jego torsie głowę ułożyła. Sama nie rozumiał, co do niego czuje. Kochała Vessę i zakochała się Remlusie, ale do Stalkesa czuła coś wyjątkowego. Jakby miał w sobie i Vessę i blondyna w jednym ciele, a i to nie określało i uczucia i dziwnego pragnienia bycia z nim blisko. O Wilisie prawie nie myślała.
– Chyba pospać musimy. Nie spałam tamtej nocy, a i w tę przyszłą nie będę.
– Masz racje, Melogranin. Czy masz jakiś plan?
– Przejść przez mur. Ukryć się gdzieś i Hegena zabić.
– A jak go w zamku nie ma?
– Co! A gdzie ma być?
– Nie wiem. Tak mi przyszło.
– A to ci dopiero! To byłoby tragiczne. Nie rozumiem, czemu to powiedziałeś. Mój ojciec jest w zamku. Dopiero za kilka dni miał wojsko poprowadzić.
– Bo twój ojciec Marisie miłuje. Hegen jest aktywny i szuka sprzymierzeńców. Kto wie, czy gdzieś nie wyruszył.
– No tak, sprawdzić tego nie mogę. Może gdzieś się zatrzymamy i języka weżniemy?
– Jest miejsce jedno. Karczma. Ta znam karczmarza i jego córkę Mię. Pewnie już urodziła. Widziałem ją kilka dni temu, dziecko na świat przyjść miało lada chwila.
– Kochałeś ją?
– Skąd wiesz o tym?
– Kiedy mówiłeś, oczy ci się zmieniły.
– Tak, kochałem. Chciała mnie, ale uznałem, że jestem złym człowiekiem. Całe życie tylko zabijałem.
– Stalkes, ty nie jesteś zły. Wybacz, że to mówią, bo ty nie bardzo rozumiesz. Mam do ciebie część serca. Tam nie ma Vessy ani Remlusa.
– To naturalne. Pewnie masz w sercu i Rementera i Marisię.
– Tak, ale ich nie pragnę.
Stalkes poczuł się dziwnie.
– Nadal mnie pragniesz?
– Tak. Może tak samo. Tylko wcześniej to rządziło mną, teraz ja tym rządzę. Umiesz leczyć. Chciałam byś mnie z tego uleczył, ale już nie chcę. Wiesz co? Ty nie pamiętasz, a ja nie powinnam pamiętać również. Myślę, że kochasz Lamię, tylko nie wiesz, że ona istnieje. Pewnie ją pragniesz, chociaż jak ją widziałam, to nie wiem, jak to zrobicie. Co chce powiedzieć. Jak już ci się objawi, a będę mogła ją poznać, zapytam. Poproszę. Niech zabierze to ode mnie albo zezwoli mi być raz z tobą. Oczywiście zapytam o zgodę Remlusa i Vissę.
   Stalkes słuchał i nie mógł wierzyć. Kim była Melogranin! Miała oparta głowę o jego tors, wcześniej go pocałowała, ale bez pożądania. A jednak miała to w sobie. Nie zmieniło to w nim niczego. Nie wiedział nic co z tym zrobić. Kim była ta Lamia? I jeśli to była prawda, co mówiła królewna, to dlaczego się przed nim ukrywa! Chciałby kochać. Otoczony był dwoma kobietami, które go chciały. Nie sądził, że Vessa go kochała. Czuł od niej żądze. Melogranin go kochała. Mia chyba również, ale w jej przypadku coś się zmieniło. Jednak myślał o tajemniczej Lami. Dalszego tak? Jeśli mu się objawi, zapyta. Nie czuł się zły. Jak miałby, skoro nic nie pamiętał. Był z Melogranin, by ją uratować. Musiał na tym się skupić. Oczywiście mógłby ją związać i wrócić tak do zamku Rementera, ale ona by mu tego nigdy nie wybaczyła. Nie sądził, by wówczas stracił jej miłość, ale sprawiłby jej cierpienie, a tego nie chciała. Pomyślał lub poczuł, że Remlus z pewnością wyruszy, aby ja odnaleźć i zawrócić. Jeśli ją kochał, nie mógł zrobić inaczej. Tylko pewnie nie wiedział, że Melogranin nie usłucha. Jeżeli ją zmusi, straci wiele. Jeżeli go kocha, nie przestanie, ale pewnie będzie cierpieć, a z nim nie będzie. 
   Stalkes miał problem. Nie chciałby z nim walczyć. Nie chciałby zginąć czy być mocno ranny, ale bardziej nie chciałby mu coś zrobić. Wówczas królewna jemu, by nie mogla wybaczyć. To było wszystko trudne, a na koniec zaczął myśleć co jeżeli naprawdę Hegena nie ma w zamku. To musiał się dowiedzieć i myślał, że może dowie się od Mii. Nie bardzo chciał rozmawiać z jej ojcem. Czuł, że tamten, mimo że wybaczył, gdzieś w głębi serca nadal miał do niego żal. Bo miłość ojca do córki jest nieco inna niż miłość matki. Nie miał dzieci, ale w tym się nie mylił.  
   Spojrzał na buzię królewny. Spała. On może jako nieliczny uważał, że Melogranin jest piękniejsza niż Vessa. Nie wiedział, że kocha Lamię, wiedział, że Melogranin jest w jego sercu. I Lamia to wiedziała. Była obok i syciła swoje cudne oczy widokiem swojej miłości. Bardzo chciała mu się ukazać, ale na razie nie mogła. Wiedziała, że stanie się to niedługo i to nieco koiło jej rozłąkę. Mimo że go widziała, tęskniła. Czy jej wybaczy, że tak zrobiła? Mogła to wiedzieć, ale tej wiedzy się pozbyła na początku. Nadal się uczyła i poznawała kobietę. Chłonęła Mię, Kobietę, którą uleczył z guza, Marisię, Hermesę i jej matkę, lecz najwięcej czerpała z Melogranin. Królewna ją fascynowała. Podobnie jak Stalkesa wcześniej, właśnie w tej sekundzie, kiedy królewna zetknęła z nim usta, otoczyła ja ochroną, że żadna broń, trucizna ani ogień, jej nie zaszkodzi. Oczywiście Melogranin ani Stalkes o tym nie wiedział. Musiała spowodować by Remlus ją pocałował, bo i jego tym otoczyć chciała. Remlus był szlachetny. Stalkes nie znał jego umiejętności.  
   Gwardzista króla o twarzy anioła był twardy i świetny w walce. Stalkes by go nie pokonał, chyba że przypadkiem. Jednak stali po tej samej stronie i Lamia liczyła, że nie skrzyżują mieczy. Gdyby się tak stało, musiałby wkroczyć przed czasem.  
   Nagle zobaczyła przyszłość i się uśmiechnęła. To się stanie, ale nie ona to powstrzyma. Nie była tylko dla Stalkesa. Była dla nich wszystkich. Odnalazła jedną niezbyt dobrą cechę w Remlusie. Czy zdoła ją zniwelować? Ona by mogła wszystko, ale tego nie chciała. On musi sam to dostrzec, zrozumieć i się tego pozbyć. Tym zdobędzie więcej serce Melogranin. Tak, ta dziewczyna, która spała na piersi jej ukochanego była z pewnością wyjątkową. Poczuła na chwilę słabość i delikatnie pocałowała jej usta. Melogranin natychmiast otworzyła oczy.
– Pocałowałeś mnie Stalkesie?
– Ja? Czemu miałbym?
– Nie miłujesz mnie wcale?
– Miłuję.
– To, kto mnie pocałował?
– Może miałaś sen. Znowu ci się śniłem?
– Nie pamiętam. Chyba nie. To było... nie potrafię określić. Cudowne!
– Śpij. Musisz być wypoczęta.
– A ty?
– Ktoś musi czuwać.
To obudź mnie za dwie straże, wówczas ty pośpisz, a ja będę czuwać.
– Dobrze. Jesteś wyjątkową.
– Gadasz! Gdybym była już dawno byś mnie... – położył jej palce na ustach, by nie powiedziała znowu tego słowa.
   Zamknęła oczy. Czuła się dobrze na jego piersi. Im mniej go pragnęła, tym więcej kochała, jednak wiedziała, że to nie zagraża miłości do Remlusa. Tamten już zdobył teren w sercu królewny i nikt mu go nie zagarnie. Oczywiście blondyn o tym nie wiedział. Powoli zasnęła. Stalkes patrzył na jej buzię. Czuł do niej miłość, ale tak inaczej, jakby w sercu miał kogoś, a nie wiedział.  
   Delikatnie pogładził jej włosy. Bardzo zgrabnie w ubiorze z czarnej skóry wyglądała, ale w mig wspomniał, jak ją obmacywał w środku jej intymności i poczuł wstrząs lekki. Dziwne, że wówczas erekcji nie doznał, chociaż czuł wówczas, że leczenie wykonuje i jego ciało inaczej wówczas reagowało.    
   Zastanawiał się, czy im się powiedzie, oczywiście, jeżeli Hegen w zamku będzie. Jako doświadczony rycerz wiedział, że to graniczy z cudem. Jednak nie próbował zmieniać decyzji królewny. Spała trzy straże i w końcu oczy otworzyła.
– Siusiu muszę – szepnęła.
Powoli wstała i nasłuchiwała.
– Nie chcę na poziomki nasikać, wyjdę na zewnątrz.
– Myślę, że nikogo nie ma, tylko się nie oddalaj.
– A ty nie chcesz?
– Nie – odrzekł tylko i dopiero sobie uświadomił, że potrzeb nie załatwia, mimo że je i pije i to go zdziwiło, ale czuł się dobrze.
– Tylko nie podglądaj – powiedziała poważnie.
On tylko się uśmiechnął. Wróciła po chwili.
– Och jaka ulga chyba kubek nalałam.
On nie mógł przywyknąć, że jest taka z nim otwarta. Miał pewność, że do innych taka nie jest.
– Nie patrzyłeś?
– Melogranin – powiedział wymownie, a ona spłonęła różem.
– Przepraszam, mówię tak z przyzwyczajenia. Wszystko mi widziałeś, ale to moja wina.
– Już nie mów o tym. Leczyłem cię wtedy i nic nie pamiętam.
– Tak, rozumiem – widział, że się czymś trapi.
– Stalkesie?
– Co miła.
– Miła? Lubisz mnie troszkę?
– Bardzo. Nawet nie wiesz jak.
– Wiem, bo czuję. Lamia mi mówiła, że nie tknąłeś mnie, bo masz ją w sercu i ją miłujesz, ale głównie, bo szlachetny jesteś, a ja za to najwięcej cię kocham.
– Kochasz mnie? Sądziłem, że mnie pragniesz?
– Gdybym cię nie kochała, nie mogłabym cię pragnąć. Może Vessa też cię teraz w sercu miłuje.
– Myślę, że kocha Wilisa.
– Nie rozumiesz kobiet, a może i miłości. Kto kocha prawdziwie, może kochać wielu. Tylko ten, co myśli, że kocha, chce mieć kogoś na własność.
– Może i masz rację, ale nie to chciałaś wiedzieć, bo nic nie zapytałaś.
– To bardzo delikatna rzecz. Nie myśl, że cię znowu chcę zbałamucić, bo nigdy już tego nie zrobię, ale to dotyczy mojej części, tej najmilszej. Lami pytałam, ale nie powiedziała.
– Co byś wiedzieć chciała – poczuł delikatne prądy.
– Nie będę się rozbierać, tylko ci powiem. Różne dziwne rzeczy z Vessą robiłam, wstydzę się mówić, w każdym razie moja maleńka fasolka, ta wiesz gdzie, bardzo urosła – pół kciuka pokazała.
– Och, przestań – jęknął.
– Czy to już tak zostanie. Wsadzałam ją Vessie i rozkoszne było jak nic – cała na buzi się różowa zrobiła.
– Wybacz, kochanie, ale nie wiem. Lepiej nie patrzeć, a jak już do zamku wrócimy, tam też nie będę zaglądał.
   Melogranin przypomniała sobie, że przed rozmową z Remlusem sprawdzała, ale dnia następnego odczuła, że to maleństwo znowu jest nieco większe. A stało się to w normalnych warunkach, to pomyślała, co może się stać, jak będzie nieco podniecona. Teraz, mimo że mówiła o tym i to ze Stalkesem, nie czuła żadnych sensacji.
– Powiedziałeś kochanie? – oczy jej świeciły jak gwiazdy.
– Melogranin, ja ciebie kocham. Jesteś wyjątkową istotą. Wierzę, że Remlus cię uszczęśliwi.
– To dziwne. Ja go naprawdę kocham i drżałam podczas pierwsze rozmowy, lecz wiem, że i ciebie także miłuję. Powiem, że inaczej, ale tak samo. Szczerze ci rzeknę, że jego też pragnę, lecz ciebie więcej. Ty kochasz Lamię, o czym nie wiesz. Mówiła mi, że już niedługo się wszystkim objawi, to wówczas sobie przypomnisz. Widać, że ją kochasz, ale i mnie troszkę, skoro mówisz. Co do mnie to wiesz. Mam w sercu i dla Vessy miejsce. Ona zakochała się w Wilisie a on w niej, ale i w jej sercu mam miejsce na zawsze. Dziwne to, prawda?
– Tak, dziwne. Wcześniej kochałem chyba Mie, może ja poznasz, ale wtedy byłem inny. Dręczą mnie sny i koszmary, bo wielu zabiłem, chociaż od jakiegoś czasu nie pamiętam. O sobie miałem złe zdanie i dlatego ją zostawiłem. Jej ojciec Kalmus do dzisiaj mi do końca nie wybaczył, mimo że męża kocha i z nim szczęśliwa.
– Wszystko jest w jakimś celu. Powiem ci coś jeszcze, bo nikomu tak serca nie otwieram, jak przed tobą. Kiedy z Lamią rozmawiałam, coś odczułam. Ona chyba mnie też kocha, a ja zakochałam się w jej oczach. Nie wiem, co do niej czuć będę, jak bliżej ją poznam. Nie sądziłam, że moje serce do jest tego zdolne.
– Co do Lami nic ci nie powiem, bo mimo że jej imię powtarzasz, nic nie pamiętam.
– Stalkesie?
– Co Melogranin, miła?
– Czy sądzisz, że jestem złą córką? Ojciec pewnie z brody włosy rwie, a Marisia trening zaprzestała i popłakuje w kącie. Trochę egoistyczna jestem. Głównym powodem, że Hegena chcę zabić, jest to, że czar na mnie rzucił. Dopiero potem, że jak go zabiję, wojny nie będzie.
– Jesteś cudowną istotą. Wszystko zrobię, by cię ocalić.
– Ja wiem, że mi się nie uda. To niemożliwe! Nie jestem jak ci, co Wilisa napadli. Nie zakradnę się do sypialni i podczas snu go nie zabiję.
– To, czemu jedziemy? Może wróćmy!
– O nie! To nie ja. Nigdy zdania nie zmieniam. Nie chcę umierać, ale jeżeli zginę, to lud będzie mnie pamiętał.
– Nie dam ci umrzeć. Może Hegen jest szubrawcem, ale jedno uszanuje, że dam swoje życie za twoje.
Spojrzała na niego tak, że ciarki poczuł.
– Ty! Nie możesz umrzeć! Lamia ci nie pozwoli! A gdybyś umarła już do końca życia bym smutna była.
– To, czemu na samobójczą misję jedziemy!
– Bo jestem głupia i uparta. Zawzięta i dumna. Odważna i nieustępliwa. Przynajmniej mu w twarz wykrzyczę, że jest tchórzem, że na dziewczynę młodą czar rzucił.
Stalkes poważnie na nią popatrzył.
– Jest szansa!
– Co mówisz! Mów szybko, bo już do szału się doprowadzam, że tak uczyniłam, a wiem, że odwrotu zrobić nie mogę.
– Wyzwiesz go na pojedynek! On odmówić nie może! Okazałby się tchórzem nad tchórze przed ludźmi z zamku.
– Dobry jest w walce?
– Tego nie wiem, ale król raczej nie walczy często. Mnie byś rady nie dała, z pewnością Remlusowi, czy Wilisowi, ale Hegena pokonać możesz. I wiesz co? Nie zabijesz go.
– Jak wygram, zabiję.
– Nie. Wiesz, co jest najtrudniejsze i najbardziej szlachetne? Życie darować. W wojnie tak się nie da, ale w pojedynku, łatwiej. Na wygnanie go wyślesz.
– A jak przegram? To mąż.
– Jak nie masz przekonania, że wygrasz, to wracajmy.
Spojrzała mu w twarz.
– Wygram! Za ten tysiąc z wojska ojca co życie straciło i dwanaście setek jego ludzi.
– Tak, wygrasz.
   Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. On był o włos, żeby jej nie pocałować, a ona jego. Tylko wiedzieli, że jak się to stanie, na tym nie skończą. Lamia ich obserwowała i miłość do Stalkesa ogromną poczuła, że ledwo się powstrzymała, by się ujawnić. Tym samym wielkim uczuciem do Melogranin płonęła. W ułamku chwili przed ojcem stanęła. Rzadko kiedy tej mocy używała, aż Algehor się zdziwił.
– Córko moja!
– Ojcze. Dorosła jestem i jak ty przed Panem stoję i grzech mnie nie dotyczy. Muszę cię o pozwolenie prosić i nie wiem, czy go uzyskam.
– Chodzi o Melogranin, prawda?
– Tak ojcze. Dwie rzeczy i obie z fizycznością, której unikamy, związane. Kochasz się z mamą, bo inaczej byśmy ich nie rozumieli.
– Dwie sprawy?
– Tak. Miłuje go, ale chce mu pozwolić być z nią.
– Ona kocha Remlusa.
– I Vesse i Stalkesa.
– Och! To grzech będzie!
– Z Panem porozmawiaj, proszę. Wciąż córką twoją jestem. Do matki nie idę, bo Pan tak sprawy ułożył, że mąż i ojciec ważniejszy i więcej odpowiedzialny od kobiety.
– Nie Lamio, ty porozmawiaj. Poczułem, co jest drugą sprawą. Tego nie pojmuję. Znam twoje serce od tysięcy lat. Co jest w niej takiego, że to czujesz?
– Ojcze ty jesteś szlachetny, ale ja więcej ludzkich cech nabrałam. Nie spotkałam takiej osoby nigdy, a jestem z wami od początku ludzkiego rodu.
– Wiesz, że Pan nie nazywa grzechem tego, co sam oczyści. Rozmawiaj z nim.
– Udam się do niego – bez przytomności padła.
Algehor patrzył na jej ciało bez życia, bo jej duch prosto przed tron Boga poszybował.
   Nigdy tu nie była. Niezliczone rzesze aniołów przed tronem stała, jak tysiąc słońc jasnym, kiedy na schodach ze złota padła.
– Córko moja – rzekł Przedwieczny.
– Panie, Ty wiesz.
– Wiem, ale wyrzec musisz.
– Nie postanowiłam, ale pragnę. I by Stalkes z nią był i ja, chociaż sama nie rozumiem dlaczego.
– Jeśli zabronię?
– Do twego sądu się zastosuję.
– Idź i ojca pozdrów. Zezwalam, lecz wszystko ma swoją cenę. Gotowa jesteś ją zapłacić?
– Tak, Ojcze. Jestem.
   Lamia przez chwilę w twarz Boga spojrzała i dusza w jej ciało na powrót weszła.
Bóg przez chwilę myślał, że nic podobnego od czasu stworzenia świata się nie zdarzyło.
– Ojcze. – Gdy na powrót ożyła, z pięknej podłogi powstała przed obliczem męża, bo smokiem już nie był, tylko w ludzkiej postaci stał.
– Córko. Wracaj. Niezbadane są wyroki Pana.
   Kiedy odeszła dziwił się chwil kilka nad tym, czemu ludzie sądzą, że Bóg nie ma miłosierdzia i wybaczenia. Lamia w zagajnik powróciła i niewidoczna syciła wzrok swojego umiłowanego twarzą, jak i córki Rementera.  
   Teraz Stalkes głowę na jej udach położył i zasnąć próbował. W końcu zasnął. Mieli przed sobą noc trudną. Królewna patrzyła w jego oblicze i żałowała szczerze, że go tak nisko uwieść chciała. Lamia wprost z roskoszy płonęła, lecz ponieważ w innej duchowej postaci tkwiła, nie czuła tego Melogranin tej w materii.
Słońce zachodziło, a Melorganin oczy przetarła.
– Och i ja musiałam zasnąć. Czyż Remlus mi wybaczy. Skoro kocha, nie będzie miał czego. Czemu fizyczność nas zwycięża?
Do tej chwili nie zdawała sobie sprawy, że bardziej jest duchową istotą niż cielesną.
– Stalkesie, pora ruszać – szepnęła.
– Już zachód bliski. Głodnaś?
– Troszeczkę. Wytrzymam.
– Jak dobrze pójdzie, przed rankiem do karczmy dotrzemy. Tam niewielu ludzi. Rodziciele Mii sekretu dotrzymają. Tylko musimy imię twoje zataić.
– Mów na mnie Stalmel.
– Stalmel? Czemu?
– Stalkes i Melogranin. Pierwsze litery.
– Dobrze – uśmiechnął się miło – dzielna jesteś.
– Jak do zamku ojca wrócim, o jedno cię proszę. Zlej mi tyłek pasem, aż krew zobaczysz.
– Czemu tak?
– Bym moją winę zmyła. Narażam ciebie, siebie. Ojciec, matka i Vessa cierpi.
– Wilis i Remlus również.
– Tak. Czy mi wybaczą?
– Lud cię i tak kocha.
– Ludowi powiem co tobie. Jaka egoistka jestem, głupia i uparta.
– Będą cię miłować więcej.
– Och!! Co ja narobiłam!
                                                                     *
   Tymczasem Remlus jechał jak szalony. W końcu, by konia nie zajechać, zwolnił. Był zły na Stalkesa. Czemu jej nie zatrzymał! Wiedział smutek Rementera i jego żony. Łzy Vessy i cierpienie Wilisa. Jednak w głębi serca ją podziwiał i bruneta rozumiał, chociaż nie całkiem. Był mężem i dostrzegł coś. Wiedział, że Melogranin na niego patrzy inaczej ale i do Stelkesa ma uczucie. Do Vessy również. Prowadziło serce jego wojnę w środku. Po czasie dwóch straży zrozumiał. Melorgranin wyjątkowa była. Właśnie dlatego ją miłował. To, że piękna, że walczyła i świetnie strzelała, za drugorzędne uważał. Radował się w środku, że go miłuje. Jeśli miłuje i Stalkesa i Vessą on ich miłować musi, bo są częścią jego świętości. Na ślady patrzył i trop złapał. Mapę w głowie pamiętał, bo zanim wyruszył, dokładnie ją oglądał. Pomyślał, że Stalkes i Melogranin w karczmie się zatrzymać mogą.

Sapphire77

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka i miłosne, użył 3886 słów i 21431 znaków, zaktualizował 29 cze o 7:25.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.