– Wiesz i to, Kargelusie?
– Nie chciałem wiedzieć, w prywatność ludzi nie zaglądam, ale to się z odczarowaniem Locjusa wiązało, to wiedza mi się otworzyła. Do Sejmana się udam. Razem coś zaradzić musimy, by wojny nie było.
To rzekł i zniknął.
– Ciężko mu było wędrować, skoro kulawy.
– Och ty moje kochanie – mag ją przytulił – serduszko masz dobre.
Uważaj na Amisę. Słyszałaś, co Kargelus powiedział. Myślę, że kochankowie co w sercu miłość mają, cokolwiek czynić mogą, ale pewności nie mam.
– Wiem, co Gargresie masz na myśli. Mamusia mi coś wspominała, o czym wiedzieć może nie powinieneś, bo w końcu to bardzo intymne jest wszystko. Co innych dotyczy. Nie powinnam pytać Farencjo, co z ojcem miał, ale to zrobiłam. Na przyszłość uważać muszę.
– Tak kochanie. Co by to było, gdyby wszyscy wodzy popuszczali? Co naturalne by już ich nie pociągał, wówczas tylko nowe i inne by chcieli, a wszystko ma granice. Potem odwrotu nie ma. Całkiem miły ten Kargelus, gdyby można by było sprawić, by chodził już lepiej. To nic, że bardzo stary i odejść musi. Zawsze dobrze dobro czynić.
– Tak, mój miły. Dobro jest najważniejsze. Dobro, pokój i miłość. Wybaczenie i współczucie. Martwi mnie mój ojciec. Słuchać dobra nie chce, na zatracenie idzie. To, że z Farencjo to robi, nie jest najgorsze, chociaż nie z naturą zgodne. O mały włos i ja bym podobnie nieprawość uczyniła, bo z matką rodzoną. Och!
– Dobrze, że wiesz. Uważać musisz, bo pokus zawsze wkoło.
– Tak Gargaresie. Wczoraj podniecona byłam chyba mocniej niż z tobą. Gdyby ona zdania nie zmieniła, niechybnie bym z nią współżyła. Pewnie byś wybaczył, ale nie pochwalił.
– Dokładnie, skarbie mój. Jak mówiłem, uważać musimy.
– Gargaresiu, może jednak porozmawiam z generałami?Hegen sam wojować nie będzie. Muszą za nim ludzie pójść. Nie chodzi, by się poddać. Ja czuję, że Rementer jest inny. Z pewnością ojciec coś zrobił, że tu przybył. Zal wszystkich żyć. Każdemu życie dane, by żył. Nie by umierał przedwcześnie. Porozmawiam.
– Odważna jesteś. Jak ci się nie powiedzie, król Hegen cię starci. Razem ze mną, Locjusem i Amisą.
– To cena pokoju. Ufajmy. Mam żyć wiedząc, że uczynić coś dobrego mogłam, a nic nie zrobiłam? Ile żyć uratować można! Jesteś ze mną?
– Tak, moja miła. Jeżeli umrzemy, to szczęśliwi, bo miłości zaznaliśmy i w dobrej sprawie giniemy, ale ufność mam w opaczności, Bogu i Dziecku Ognia. Działaj, umiłowana!
Noc przyszła więc Melogranin i Stalkes ruszyli. Nie wiedzieli przecież, czy Hegen ludzi nie pozostawił w lesie, by szpiegów szukali. On tak nie zrobił. Wiedział, że Rementer nie jest taki jak on i ludzi cichaczem nie wyśle.
Remlus nie spał w dzień. Jechał wolno by konia nie zmęczyć śmiertelnie. Zjechał w miejsce jedno, gdzie dzikie mustangi zobaczył.
– Poczekaj na mnie Sawii – tak swojego ogiera zwał – nie mogę cię zajechać. Wrócę i cię zabiorę, nie uciekaj.
Koń był mądry i zrozumiał. Remlus siodło zdjął i wszystko, co miał ze sobą i podszedł pod wiatr, by konie złapać. Zarżały, lecz za późno. Jednego szarego w białe cętki na powróz złapał. Kiedy go zmęczył w końcu i uspokoił, dostrzegł, że to klacz.
– No już się nie bój, krzywdy ci nie uczynię.
Koń patrzył na niego. Blondyn po pysku klacz pogładził i zaczął siodło zakładać. Nie spodobało się to klaczy i wierzgać zaczęła.
– No już dobrze. Sądzisz, że wolność ci zabieram, rozumiem. Siodło zostawię. Wiesz co, zapoznam cię z moim Sawii, może ci, co powie, i bać się mnie nie będziesz.
Przyprowadził klacz do swojego wierzchowce. Konie nieufnie na siebie spoglądały, w końcu łbami się zetknęły, wiedział rycerz, że się poznają. Spróbował jeszcze raz siodło założyć, ale klacz nie chciała.
– Nazwę cię Melo, bo jesteś uparta jak królewna – roześmiał się szczerze.
Zastanawiał się, że nic poza krótkim sztyletem i mieczem, wziąć nie zdoła. I tak cała ta wyprawa źle mu wyglądała. Szansy by nie miał, gdyby łuczników spotkał, a na miecze z jednym czy dwoma by mógł walczyć, nie z większą ilością wojów. Pożegnał Sawii i pojechał na oklep na klaczy ślicznej. Melo i tak nie była zadowolona, ale czule do niej przemawiał więc po czasie jakimś, nieść dobrze zaczęła.
– Widzisz Melo, nie tak źle.
Zobaczył kilka nadłamanych gałązek i poznał, że tędy dwa konie jechały. Noc już się zaczęła. Trochę zmęczenie mu dokuczało i głód, nie czuł pragnienia, bo niedawno strumyk minął. Zwolnił, bo w oddali dwójkę jezdnych dostrzegł.
– Nie inaczej tylko ich dogoniłem – powiedział cicho.
Podjechał bliżej, ale Stalkes coś wyczuł.
– Melogranin z konia – powiedział cicho.
Królewna odgadła po barwie głosu, że coś się stało, więc nie pytała, tylko posłusznie z konia zeskoczyła. A w bok z drogi leśnej zjechali. Remlus to dostrzegł, ale udał, że nie i dalej pojechał.
Stalkes i szatynka w kucki siedzieli.
– Samotny jeździec?
– Nie mamy w stajni koni w takich kolorach. To dziki mustang, czuję.
– Uważajmy – oboje dobrze sądzili, że to Remlus ich ściga.
Blondyn pięćdziesiąt jardów przejechał, klacz do drzewa przywiązał i zaczął wracać. W las wszedł i od tyłu ich chciał zajść. Stalkes nasłuchiwał i dziwne łamanie gałęzi usłyszał. Odczekał i skoczył.
Remlus się nie spodziewał ataku takiego, nawet zrobić nic nie zdołał. Stalkes go na plecy powalił i miecz do szyi przystawił. Mimo chusty czarnej na twarzy poznał.
– Co tu robisz, Remlusie?
Pozwolili mu wstać. Królewna już przy nich stała.
– Przyjechaleś! – ślicznie się uśmiechnęła.
– Coście narobili oboje! – zadowolony nie był.
– To teraz w trojkę będziemy – taką odpowiedź usłyszał.
– Musiałem ją chronić – odezwał się brunet.
– Chronić! Na pewną śmierć jedziecie! Zatrzymać ją powinieneś.
– Ją! Królewna jestem. Jeszcze mężem moim nie jesteś! – nieco zła odrzekła.
– I nie wiem, czy będę – zły był nadal.
– Uspokójcie się oboje. Ty Remlesie nie znasz Melogranin. Ta dziewczyna jest jak dziki mustang.
– O tak? Właśnie jedną klacz oswoiłem.
Podeszła mu pod sam nos i w oczy patrzyła.
– Mnie oswajać nie będziesz.
– Nie to miałem na myśli, Melogranin, miła – w oczy z miłością jej patrzył.
Walnęła go w ramię i na trawie usiadła.
– Muszę cię pani zabrać do zamku. Królowi obiecałem.
– To obietnicy nie dotrzymasz. Jadę ze Stalkesem i z Hegenem walczyć będę.
– Sama? On ma ludzi, którzy cię ustrzelą, zanim do niego się zbliżysz.
– To się jeszcze zobaczy. Jedziesz z nami, a jak nie to wracaj.
– Mam cię bronić, to powinność z serca płynąca.
– Widzisz, Stalkesie? Mówiłam, że przyjedzie.
– Też bym tak zrobił na jego miejscu.
Blondyn na Stalkesa i królewnę spojrzał.
– Wiem, że jestem tylko gwardzistą króla. Kocham cię Melogranin i wiesz to. Mówiłaś, że jestem wart w twoich oczach i za męża mnie chcesz. Mam tylko pytanie, czy ty pani i Stalkes nie jesteście...
– Nie jesteście co? – znowu prawie przy nim stała.
– Czy ty go nie kochasz?
Melogranin minę zrobiła dziwną, mógł to dojrzeć, bo księżyc właśnie wyszedł zza chmury.
– Stalkesie, kocham cię czy nie?
– Melogranin, nie zaczynaj.
– Jak chcesz mnie za męża, kiedy jego masz go w sercu? – patrzył łagodnie.
– Mam w sercu Marisię, tatusia i Vessę. Twojego miejsca w sercu nikt nie zabierze, ale jak myślisz, że mnie usidlisz, to jesteś w błędzie. Chyba miłujesz mnie za to, jaka jestem, prawda?
Blondyn nic nie odpowiedział, odwrócił się od niej plecami i do bruneta podszedł.
– Namieszałeś jej w głowie – jego twarz nic dobrego nie wróżyła.
– Daj spokój Remlusie, co ci do głowy przychodzi.
– Oczy mam. Szanuję cię, bo moc z tobą, ale to inne sprawy.
Melogranin chciała zareagować, kiedy nagle jej się to wszystko spodobało. Dwóch mężów co w miłości ich miała, o nię się mieli spierać. Wyglądało, że Remlus zaczął, a Stalkes go uspokoić pragnie, ale czuła, że brunet nie jest jagnięciem, także.
– To mi przychodzi, bo widzę, jak patrzy na ciebie, a ty na nią. Byliście blisko?
Stalkes chciał załagodzić awanturę, co w powietrzu wisiała, ale mały czort go podkusił.
– Nie tak bardzo. Poznawałem jej zakamarki intymne, ale przy okazji leczenia, jakiego potrzebowała.
Blondyn już dłużej nie czekał. Do ich koni podszedł, miecz Stalkesa wyciągnął i mu rzucił.
– Walcz ze mną o nią. Wygrasz, trupem mnie położysz, inaczej być nie może. Wygrać nie mogę, bo by Melogranin spojrzeć na mnie nie chciała. Walcz, chyba że tchórz cię obleciał.
– Miarkuj się Rmlusie! – Stalkes nie był zadowolony ze słów jego.
,,Och, niedobrze. Naprawdę bić się o mnie będą” – pomyślała, ale nadal w miejscu stała.
Lamia na to patrzyła z boku, obok Melogranin stała, nadal niewidzialna.
– Nikt żywy, poza jednym, co mnie kłamcą nazwał, nie został. Cofnij słowa, druhu.
– Druhu? Jej nie winię, bo ją miłuję, ale ciebie, tak. Jeżeli to prawda co mówiłeś. Dotykałeś ją może?
– Przestań! Walczyć z tobą nie chcę. Nie zamierzam tajemnic jej serca przed tobą odsłaniać, zechce, to ci sama powie.
– Czyli się boisz walczyć, tak?
– Remlusie, dość – powiedziała królewna.
– Powiedz, ze mnie nie miłujesz, miecz rzucę.
– To nie tak – zaczęła.
– Zła odpowiedź, pani – na Stalkesa spojrzał – walczysz czy nie?
– Sam chciałeś – brunet miecz podniósł.
Zarówno Melogranin, jak i Lamia powstrzymywały się, by zareagować. Lamia wiedział, że żadna broń nie jest w stanie jej umiłowanemu zagrozić, ale i nie chciała, by Remlus ranę odniósł. Jako Córka Ognia już by ich rozdzieliła, ale ludzkich cech, szczególnie od Melogranin już sporo miała, więc stała nadal i patrzyła.
Ostro zaczęli. Remlus zabić go nie chciał, bo czul respekt i coś jeszcze do bruneta, ale złość i zazdrość, co już sądził, że się jej pozbył, rozładować musiał. Stalkes podobnie, miał baczenie, by nawet nie zranić blondyna, bo wiedział, że tego nie chciał, ale tchórzem darmo nie dał się nazywać. Aż iskry szły z ich mieczy, gdy ostrza się z sobą spotykały. Melogranin chwilkę patrzyła, bo dawno takich dwóch mistrzów walczących zaciekle nie widziała. Oni jakby się zapomnieli i dwoma złymi na siebie mężami co o niewiastę walczą, po chwili się stali. Obaj uniki robili, z linii ciosu schodzili, uderzenia blokowali. W gorączce walki, o co walczą, zapomnieli i już walczyli, jakby wrogami byli.
– Dość – Melogranin krzyknłęa, nie zbaczając na niebezpieczeństwo, między nich weszła.
Obaj miecze opuścili i dyszeli głośno. Melogranin do Remlesa podeszła i na ustach pocałunek mu złożyła, jaki poprzednio Melogranin, gdy spała, jej podarowała. On na chwilę wzrok stracił i oszołomiony został. Na szatynkę spojrzał.
– Wybacz miła. Krew mnie zalała. Jeśli jego wolisz, ustąpię. Czemu mnie jednak pocałowałaś, skoro Stalkesa miłujesz?
Ona na niego spojrzała.
– Bardzo bym chciała, ale tego nie zrobiłam.
– Stalkes mnie przecież nie pocałował!
– Mógłbym, ale tym – pięść zaciśniętą pokazał – za to, że tchórzem mnie nazwałeś.
– Wybacz, druhu, nie wiem, co we mnie wstąpiło.
– Remlusie, czemu walczyłeś? – cicho spytała.
– Naprawdę mnie nie pocałowałaś? – złagodniał zupełnie.
– Pamiętasz ten pocałunek?
– Nadal go czuję.
Melogranin nie brała go za policzki, tylko ustami pocałowała. Rozkosz odczuł, mimo że same usta poczuł. Ona chciała więcej, ale przypomniała sobie, że sami nie są i usta oderwała.
– Czy tak odczułeś?
– To tylko sprawdzenie było? – nieco się zasmucił.
– Nie tylko – nadal przed nim stała
– Słodkie to było, ale inaczej czułem. Co się dzieje?
Szatynka na bruneta spojrzała
– Pamiętasz Stalkes? To samo miałam. Pocałunek odczułam, a nie ty to zrobiłeś.
Remlus na nich patrzył bezradny.
– Czy wy naprawdę...
– Przestań! Wytłumaczę ci, gdy czas nastanie. Owszem, miłuje Stalkesa a on mnie, ale nie powinieneś mieć zazdrości o to. Nikt na mnie nie działa jak ty. Ani Stalkes, ani Vessa.
– Vessę też miłujesz?
– Mówiłam przecież.
– Nie bardzo to rozumiem – czuł się dziwnie, lecz zazdrości już nie czuł.
– Pomożesz nam czy nie?
– Przecież po to przybyłem. Skoro mnie miłujesz, umrzeć lekko będzie. Tylko co Rementer i Marisia odczują, jak trójka zginie? Synem nie nazwał.
– Dla dobra i pokoju to robimy, Bóg może się ulituje. Skoro tego drania sam nie usunie, może nas chociaż oszczędzi.
Usiedli we trójkę na trawie.
– Nigdy nie widziałam takiej walki. Chciałam wcześniej to przerwać, ale cudownie to wyglądało. Obaj o mnie walczyliście.
Nie chcieli jej mówić, że nie o nią, ale coś w tym było.
– Musimy mieć pewność, że Hegen w zamku – rzekł Stalkes – do karczmy Kelbusa się udamy i języka zaciągniemy.
– Jeśli w zamku go nie ma, może z Hermesą porozmawiam i Amisą – pokoju pewnie pragną – Melorgranin na nich spojrzała.
– Tylko jak tam wejdziemy? – Remlusowi się chyba ich pomysł spodobał.
– Jak zrobiliśmy to wcześniej, w naszym zamku. No chłopaki, jedziemy, bo noc nie trwa wiecznie. Skąd konika masz takiego, Remlusie. Piękny!
– To klacz dzika. Trzy mustangi dzikie, trawę skubały. Mój Sawii wyczerpany, nie chciałem, by padł. Zostawiłem go niedaleko.
– Jak mamy jechać, to jedźmy. Skoro to Kelmusa nie wstąpimy, przed wschodem do zamku musimy się dostać.
– Źle to widzę, ale wyboru nie mam, Melogranin miłuje, a to, co robi, jest tym, co w niej kocham najbardziej. Inni też życie tracą. Miłość poznałem z wzajemnością, umierać lekko będzie.
Melogranin za dłoń go chwyciła.
– Mamy żyć, nie umierać. Królem masz ostać i dzidziusia mi zrobić.
– Dzidziusia! Tak, żyć muszę.
Ruszyli.
Poprzedni dzień.
Hermesa działała szybko. Generałów i ważniejszych z zamku zebrała.
– Mam wam do ogłoszenia wiadomość, szacowni moi. Wysłuchać mnie raczcie.
Powstał szum, bo cztery tuziny ważniejszych się zgromadziło
– Mów pani – minister skarbu się odezwał.
– Pokoju wszyscy pragną. Mój ojciec tylko chce wojny. Nie wiecie, że szpiegów swoich wysyłał i na ziemiach Rementera zabijali. Mój ojciec nie wazy na wasz los i życie. Wiem, co ryzykuję, to mówiąc. Jeżeli pokoju pragniecie, że mną bądźcie. Jeżeli nie, aresztujcie i do lochu wrzućcie. Jestem gotowa!
– Pani! Nikt wojny nie chce. Rementer najechał i sromotną klęskę poniósł, teraz tylko patrzeć jak z większą armią wróci. Twój ojciec się tylko broni – minister skarbu się odezwał.
– Podejmijcie decyzję. Sama nic nie wskóram.
Zaufany króla cicho się oddalił, szybko wiadomość napisał i sokola puścił. Na obrady wrócił.
Podzielili się na dwa obozy. Jedni racje Hermesy trzymali, inni z ministrem skarbu się zgadzali.
Młoda królewna sądziła, że ludzie naprawdę więcej odwagi mają, niż to pokazali. Kilku generałów obrady jednak opuściło i swoich pułkowników wezwali i rozmawiać z nimi zaczęli. Nie ze strachu, ale dla dobra wszystkich wojny nie chcieli. Pragnęli tylko mieć pewność, że Rementer także pokoju pragnie. Amisa w swojej komnacie siedziała i o los córki bardzo się martwiła.
Sokół za pół straży do Hegena dotarł. Kiedy król wiadomość odczytał, ze złości pobladł.
– Zdrajczyni mała. Głową zapłaci – szepnął do siebie, ze Locjus go słyszeć nie mógł.
– Wracamy mój przyjacielu.
– Co się stało mój królu?
– Rebelia. Hermesa chce władzy. Możnych z dworu i armię buntować zaczęła. Moja krew a mnie zdradziła.
– Nie może to być, panie. Ona cię miłuje!
– I ja ją miłowałem dotąd. Głowę straci. Już ja wiem, kto ją do tego namawiał. Ty o tych knowaniach nie wiedziałeś, mniemam?
– Locjus w środku zamarł. Owszem nie wiedział, ale Amisę w sercu zaczął miłować i Hermesę lubić. O Gargaresie jak najlepsze zdanie miał, bo znal go jak nikt, chociaż nie zupełnie, bo jako papuga inaczej to widziała.
– Jedźmy panie. Może jakaś pomyłka nastąpiła. Wracać musimy.
Hegen zawrócił ludzi. Sokoła wysłał z wiadomością.
,,Hermesę, Amisę i Gargaresa do lochu wtrącić. Zdrajców policzyć. Ludzi co na czary maga nie wrażliwi, niech go pod strażą trzymają”
Złość w nim kipiała. Miał tylko nadzieję, że Farencjo w spisku nie brał udziału, bo i jego piękna głowa poleci, myślał.
Kiedy ptak do zaufanego dotarła, ten swoje zaczął czynić. W czasie jednej straży porozumiał się z generałami, co z Hermesa się zgodzić nie chcieli i rozkaz króla przedstawił.
Za pół straży aresztowania zaczęli. Do Gargaresu pół tuzina półgłówków weszło i go związał, różdżkę mu zabrali. Możni z dworu również do lochów trafili. Niektórzy z nich zdanie zmienili i przysięgali, że są wierni królowi, ale zarządcy lochów pod zamkiem głusi na te prośby byli.
Jednak lud i wojsko nie było z tego zadowolone. Wiadomość przedostała się do tych, co w lesie stali.
Bunt na włosku wisiał. Część wierzyła w obietnice króla, ze ziemie ,dostaną, inni gotowi byli Hermesy bronić.
Do zmierzchu pół straży brakowało, kiedy trójka pod mury dotarła. Niewidoczni, bo czarne ubiory mieli a twarze zasłonięte. Remlus nadziwić się nie mógł, że jego umiłowana tak dobrze po murze wchodzi. Dotarli na szczyt i przycupnęli. W pustej wieży się ukryli. Głosy usłyszeli.
– Ja też za pokojem jestem.
– Nikt umierać nie chce, ale co jeśli Rementer napadnie? Armia rozdwojona, łatwo się da pokonać.
– Pewnie Hegen wróci za dwie lub trzy straże. Sokoła widziałem, a potem jak wrócił. Oj będzie z tego gratka.
Trójka tylko po sobie spojrzała. Melogranin zbyt gorąca była. Powinna zapytać. Wyszła z ukrycia i zanim strażnik pisnął, na gardle sztylet zobaczył
– Nie lękaj się żołnierzu. Jestem Melogranin, córka Rementera. Mój ojciec nie chce wojny. Hegen szpiegów od lat wysyłał i potajemnie ludzi zabijali. Prowadź do tych, którzy teraz zarządzają.
– Nie zabijaj, pani. Są w armii tacy, co słyszeli o tobie, żeś w boju pierwsza. Sama przybyłaś? Jak przez mur obronny przeszłaś?
– Dałam radę – z gardła sztylet zdjęła
– Coś ty narobiła? – Stalkes za głowę się złapał – zaraz innych zawiadomi – na rycerza spojrzał.
– Muszę was aresztować, nie dlatego że wam nie ufam. Hermesa, Amisa i nasz mag dobry w lochu. Rebelia nieudana, a Hegen wkrótce wróci. Chyba że wrócić chcecie. Puszczę was wolno.
– Wiesz, że cię zabić możemy – rzekł Remlus.
– Wówczas bym wiedział, że kłamiecie o pokoju.
– Nie nazywaj mnie kłamcą – blondyn już po sztylet sięgał.
– Nie rób mu krzywdy. Jak inaczej swoich przekona – rzekła Melogranin – zostaniemy i rób, co musisz, ale powiedz, co usłyszałeś. Tylko bądź rozsądny. Wiesz, co mam na myśli?
– Pani, mądrości ci nie brakuje. O odwadze nie wspomną. Zrobię, co mogę. Teraz musicie iść ze mną. Zaczekajcie.
Oddalił się i czterech zebrał co, jak i on wojny nie chcieli i w duchu za Hermesą byli.
– Doprowadzimy was do królewny i królowej. Wojsko podzielone jest. Potrzebuje lepszego dowodu.
– No to nie poszło według myśli – rzekł Stalkes.
– Przeciwnie. Nadal mogę z nim walczyć. Wszystko zależy od wojska. Może pokój będzie.
Po czasie krótkim wieść się rozniosła, że Melogranin przez mur przeszła z dwoma rycerzami. Trójka po schodach ciemnych w asyście czterech rycerzy szła na dół.
Mądry strażnik o imieniu Markelus do celi ich zaprowadził, gdzie trójka najważniejsza już siedziała.
– Dam znać, kiedy król wróci – rzekł Markelus.
– To nie będzie konieczne, z pewnością ojciec mnie będzie chciał zobaczyć – rzekła Hermesa.
Blondynka z roskoszą na twarz królewny patrzyła, kiedy zasłonę z twarzy zdjęła.
– Co tu robisz, Melogranin miła i kim są ci mężowie?
– Ty jesteś Hermesa, a to matka twoja Amisa i sławny Gergeres.
Mag w twarz Stalkesa się wpatrywał, jego magia mu nie kłamała. Na kolana upadł i głową w zimna podłogę lochu uderzył.
– Tyś jest Dziecko Ognia! Co tu robisz wysłanniku nieba? Sejman cię widział?
– Wstań Gargaresie. Tak, Sejmana poznałem. Pokój będzie.
– Tak, tylko my go nie ujrzymy. Hegen nie jest dobrym człowiekiem, pewnie umrzeć nam przyjdzie.
– Wy w miłości jesteście – Melogranin na królewnę i maga patrzyła.
– Skąd wiesz, pani? – Gargares się zdziwił mocno.
– Z was też miłość emanuje, tylko jakoś jest inaczej – Hermesa się do szatynki zwróciła.
– To nie jest tak łatwo wytłumaczyć – odrzekła – zaryzykowałaś wszystko dla pokoju – mówiłam ci Stalkesie, że nie ty to zrobisz.
– Myślę, że twój udział Melogranin, też jest równy. Jesteś gwarantem, że Rementer chce pokoju.
– Obie jesteście dzielne – rzekł Stalkes.– Wierzę, że jestem Dzieckiem Ognia, tylko nie wiem, co teraz będzie.
– Wszystko zależy od mojego ojca – odrzekła Hermesa – mówi, ze mnie kocha.
– Skarbie, ja go znam lepiej. On i ciebie i nas wszystkich na śmierć skarze.
– To wówczas będę miała dowód, że kłamał.
– Dlatego, by się przekonać, tyle żyć się skończy – odparła Amisa.
– Nie dramatyzuj mamusiu. Trzeba ufać w Boga i sprawiedliwość.
Zaufany Rementera przebywający na dworze Hegena wysłał potajemnie gołębia do króla, że nieszczęście się stało. Hermesa chciała pokoju, została aresztowana z matką i Gargaresem oraz innymi ludźmi z dworu. Niestey i Melogranin, Relus i Stalkes, również.
Rementer usiadł ciężko.
– Co poczniemy, Misiu – Marisia już łez nie miała.
Straciła już z piętnaście funtów, bo drugi dzień tylko wodę piła.
– Ruszyć muszę i to natychmiast, może zdołam wynegocjować życie dla Melogranin.
– A Stalkesa i Remlusa, nie?
– Kochanie – spojrzał jej smutno w oczy – Jak trzeba będzie, sam za nich życie oddam.
Królowa jednak łzy jeszcze miała.
– Vessa mówiła, że widzenie miała.
– I ja ufam, bo z tym draniem pewnie bym nie mógł negocjować.
– Hermesa uwięziona, Amisa i Gargares. Hegen córkę miłuje.
– To się zobaczy.
Król wyszedł i zostawił królową samą. Po chwili do jej komnaty wszedł Wilis z Vessą. Brunet już nieco więcej sił miał, ale o jeździe na koniu mógł zapomnieć.
– Królowo – skłonił się nisko, a Vessa na kolana padła.
– Wsań, miła. Co was sprowadza?
– Wieści usłyszeliśmy. Do ojca wiadomość posłałem. Znam serce jego, wojska swoje wyśle i twojego męża wspomoże. Czy możemy coś zrobić, by Melogranin uratować? Gdyby okup w złocie dać wagi królewny?
– Nie wiem, drodzy. Czemu to zrobiła? Stalkes miał pomóc. Remlus. Młodzi oni, życie stracić mogą. Teraz na łasce drania polegać mamy?
– Pani – Vessa się odezwała – wierzę Lami. Na cóż by dawała taką moc dla Stalkesa, by go w ofierze składać? Ufaj, miła.
– Mam małą nadzieję w sercu. Sama bym wyruszyła, ale wówczas Rementer by już całkiem osiwiał. Widzieliście, że pół głowy już biała jak śnieg?
– Tak, pani. Stalkes wróci i mu zdrowie wróci i tobie również.
Królowa na piękną dziewczynę spojrzała.
– Zazdroszczę ci wiary. W Boga wierze, ale ile zła jest i cierpienia. Czasem wątpię.
– To chyba wszystkich dotyczy. Nie wiemy, czemu tak jest, że dopuszcza.
– Vesso, czy ty moją córkę miłujesz.
– Królowo, nie ma człowieka w twoim królestwie, kto by jej nie miłował!
– Tak, wiem to. Lud ją jak boginie czcić będzie, a i wcześniej ją miłowali, o co innego pytam.
Spojrzała krótko na Wilisa.
– Tak pani, miłuję.
– Pójdę już do swojej komnaty, bo porozmawiać prywatnie chcecie – brunet doskonale wyczuwał.
Vessa mu wszystko wyznała, jednak bez dokładniejszych opisów, co z Melogranin miała i dlaczego. Zrozumiał i ją tylko przytulił. Tak ją umiłował. Wyszedł.
Kiedy opuścił komnatę, Marisia na nią z miłoscia spojrzała.
– Wiesz czemu pytam?
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.