– Ja jego nie najechałem, tylko on mnie. Niech się trzyma swojej ziemi, to wojny nie będzie.
Sejman długą brodę pogładził. Nie zamierzał wchodzić w dyskusje z królem Hegenem i mu zarzucać, że to jego szpiedzy wdarli się na ziemie Rementera i zabili kilkudziesięciu ludzi, bo chcieli się dowiedzieć paru ważnych dla obrony ziemi wiadomości.
– Przekażę twoje słowa, a ty wiesz lepiej ode mnie, dlaczego tu przybył. Idę zobaczyć mojego ucznia, a potem dalej ruszam.
– Dobrze szanowny Sejmanie, pewnie Gergeres wie, że jesteś.
– Jeśliby tego nie wiedział, moja wiedza nie jest warta zeszłorocznych suchych liści. – mówiąc te słowa mag skłonił się lekko i wyszedł.
– Stary dureń, pouczać mnie przyszedł – szepnął cicho, nie zdając sobie sprawy, że Sejman i tak wiedział, chociaż słów jego nie słyszał. Stary czarodziej wiedział czyja jest wina w tym konflikcie i dlatego nie liczył na zbyt wiele od Rementera w sprawie pokoju. Na Hegena spadała cała wina od początku konfliktu, między dwoma królestwami. Mógłby załatwić to jednym zaklęciem, ale nie działał w ten sposób. Tak jak Najwyższy w ten sposób nie czynił. Teraz rad ujrzeć swojego ucznia, zanim w dalszą drogę się uda. Tymczasem od rana, bo obecnie już słońce dochodziło do czwartej części nieboskłonu Gergeres sprzątał swój warsztat pracy, sypialnie, jadalnie i wszystko inne w jednej komnacie. Na podłodze walały się puste flakoniki po eliksirach zużyte na zaklęcia, preparaty do rozpuszczania metali i innych substancji, księgi stare z wiedzą tajemną, kawałki zjedzonych kurzych udek i różne inne śmieci. Jemu to nie przeszkadzało, bo uważał, że czasu szkoda na porządki, bo ten ulatywał, a tyle miał jeszcze do znalezienia, odkrycia i zgłębienia. Trzydzieści siedem wiosen miał skończyć tej zimy. Gargares urodził się ze związku ludzkiej kobiety i leśnego karła. Jego matka zgubiła się w lesie i Burgir, ojciec jego, ją odnalazł, odratował z pragnienia, zimna i zatrucia, bo nieboże z głodu trujące jagody zjadła. Kiedy doszła do siebie, wracać do domu nie chciała, bo i tak naprawdę, do czego nie miała. Po kilku miesiącach, kiedy Burgira pokochała, doszło do kontaktu, z którego Gargaresa poczęła. Dziwne to, bo karzeł normalne wszystko posiadał, poza wzrostem, jednak już od młodego wieku matka i ojciec dostrzegli, że ich dziecko, po ojcu wzrost odziedziczy, ale coś innego wielkość ciała jakby chciało wyrównać. I tak Gargaresa natura obdarzyła ogromnym przyrodzeniem, którego ogier by się nie powstydził. Na szczęście tylko w grubości, ale i tak, kiedy w kalesonach do kolan chodził, jego penis prawie z nogawki wystawał. Oczywiście nikt o tym nie wiedział, bo przy innych w sukniach do ziemi chodził. Matka i ojciec pomarli szczęśliwi, kiedy chłopiec dziesięć lat miał i teraz biedaczek by w lesie zginał, bo inne karły nie miały tak dobrego nastawienia do ludzi, jak Burgir i na szczęście dla niego sen Sejman śnił i w porę w lesie się znalazł i dziecko zabrał. Nie zmuszał do niczego a młody karzeł sam niezwykłe pragnienie wiedzy przejawiał. I tak naukę zaczął. Posiadł większość zaklęć i znajomość tajemnych płynów moc i ruszył w świat. Dał los, że w lesie uratował ważnego z gwardii Hegena II i tak na zamek trafił. Żył lat kilka i królowi pomagał we wszystkim, bo dobre serce posiadał. Pomagał w konstrukcji broni nowych i dopiero potem zrozumiał, że król ma niezaspokojony apetyt władzy. Gargares stronił od ludzi, jednak pewnego wieczoru w kuchni zbyt długo z jedną kucharką rozmawiał. Trzydzieści lat wówczas miał, a kobiety jeszcze nie poznał z różnych powodów. Tamta najpierw się wystraszyła, ale obiecał delikatnie postępować i rozkoszy nie lada jej przysporzył, co prawda trzy dni siedzieć nie mogła, lecz na wspomnienie długiej nocy z karłem jeszcze jej się dobrze i gorąco robiło. Trzy lata tajemnicę trzymała, ale raz innej kucharce się wygadała. Tylko tydzień tamta wytrzymała. Teraz wszyscy na zamku wiedzieli. Król się rozsierdził, kucharki przepędził i pod groźbą kary surowszej zakazał o tym mówić. Gargares czasem dziwne spojrzenia widział i to zarówno panien dworskich, jak i żołdaków. Za przyjaciółkę miał jedynie wielką papugę, której ludzkiego języka nauczył. Mądre ptaszysko było i swoje lata miało, bo gdy do jego okna przyleciała już czterdzieści sześć wiosen miała, a dowiedział się tego, gdy ją mówić nauczył. Papuga lubiła swojego właściciela, lecz czasem psociła, czy z niego żartowała. W swoim papuzim móżdżku wiedziała jedno. Ze wszystkiego mogła, poza jednym. Dawał jej nieraz przysmaki a nawet miło pod skrzydłem podrapał, tudzież po dziobie u góry, co bardzo lubiła.
Teraz siedziała na wysokiej komodzie, gdzie reszta ksiąg stała i patrzyła co mag wyprawia. Oczywiście zrozumiała od razu.
– Brrrudas, Garrrgarrres, brrrudas! – skrzeczała.
Poza niskim wzrostem niestety karzeł nie posiadał twarzy zbyt urodziwej, w zasadzie nie można było rzec, że jest brzydki, lecz nos miał wielki, lekko rumiane policzki. Co urodziwe posiadał, to oczy, brązowe i duże, w czarnej oprawie mocnych brwi. Brodę miał krótką, o ile czasu mu starczyło na jej utrzymanie.
– Zamknij się Zeldera, bo cię w mysz przemienię i kotom dworskim podrzucę.
– Obrrrażasz się Garrgarrres, bo prrrawdę gadam. Porządki się rrrobi zawsze, a nie gdy Sejmana masz widzieć.
Spojrzał na nią zaciekawiony.
– A ty skąd Zeldera wiesz, że mój mistrz ma mnie odwiedzić?
Ptak łebek przekręcił i zaskrzeczał.
– Zelderrra niegłupia i dużo wie, Garrrgares. Daj smakołyk, to coś ci innego powiem.
Udobruchany mag orzechy włoskie wyjął, co je papuga lubiła, a ta zaczęła ze smakiem je zjadać.
– Barrrdzo dziekuję, Garrrgarrres, terrraz Zelderrra ci powie. Szukasz ucznia a znaleźć nie możesz.
– Tak, wiesz to, bo ci nie raz mówiłem. To mi chciałaś rzec?
– Czy ja głupia, jak ty jestem, że tylko to chciałam powiedzieć, Garrrgares?
Mężczyzna miał mocne uda i ręce, lekki brzuch zaokrąglony i wzrostu o dwie głowy niższy niż zwykły człowiek, na te słowa się rozsierdził, bo głupi nie był. Przez wielką lunetę na gwiazdy patrzył. Zwierzęta bez życia kroił i ich wnętrze poznawał. Potrafił rozpuścić metale i złoto w ziemi wskazać, dlatego bez słowa swoją różdżkę mocy chwycił i Zeldere w mysz chciał zmienić.
– Czekaj Garrrgares, żarrrtować nie można?
Czarodziej różdżkę za pas schował a tylko palcem jej pogroził.
– Mów w końcu, bo porządku nigdy nie będzie w komnacie.
– Potrzebujesz pomocy, a ja pazurami tylko niektórrre rzeczy zbierrram.
– Gadaj w końcu!
Papuga się zlitowała i na jego ramieniu usiadła i delikatnie za ucho go skrobać zaczęła.
– Szukasz daleko a nie wiesz, że tu na tym zamku jest ktoś, kto chce wiedzę zdobyć nie mniej niż ty.
– Co gadasz Zeldera, wszystkich chłopów pytał, z gwardii, ze służby nawet pomocników w stajni!
– Dobrrra, kiedy Sejman pójdzie, powiem.
Mag ręką machnął na znak zgody i za porządki się wziął z powrotem, bo wiedział, że za mniej niż pół straży Sejmana zobaczy.
W końcu starzec do jego komnaty wszedł. Nie wyglądała jak nowa, lecz większość przedmiotów na właściwym miejscu pozostawała.
– Witaj mistrzu – wzruszony nieco mag młodszy na kolana klęknął i za stopy mistrza ujął.
– Nie trzeba Gargaresie, nie trzeba.
Po chwili dobrą herbatę pili z ładnie malowanych filiżanek, z kraju dalekiego, co je mag od kupców otrzymał, kiedy króla Hegena odwiedzili.
– Wojna idzie. Hegen zawzięty i do winy przyznać się nie chce. Gdyby to uczynił, może Rementer by odpuścił, chociaż tysiąca swoich ludzi pomścić pragnie. Udam się i do niego, ale dobrego słowa od twojego pana nie mam. Może zdołasz mu wytłumaczyć.
Zasmuciła się karzeł.
– Przed ludźmi dobrego i prawego udaje, jednak nawet żonę źle traktuje. Tylko córka może coś wskórać. Nie za wiele serca w piersi posiada. Tylko złoto, armia i ziemie nowe w głowie mu szumi, lecz spróbuję.
– Wiesz czemu przybyłem i wiesz czego szukam. Widziałeś coś przez ostatni tydzień?
Gdyby jakiś obcy człowiek słuchał ich rozmowy i tak by się nie domyślił co Sejman miał na myśli, lecz Gargares wiedział, bo nie był z tych zwykłych.
– W noc, zaraz jak bitwa się skończyła, kometa spadła. Z moich wyliczeń na wschód od pola rzezi spaść miała. Czy to wiedzieć chciałeś?
Na twarzy starca uśmiech się pojawił.
– Zawsze wiedziałem, że dobry wybór uczyniłem, biorąc cię na ucznia. Tego właśnie. Wiesz, że kiedy potrzeba, On wysyła syna, bo biada ziemi, jeżeli sam przybyć musi. Tylko tym razem jest inaczej.
– I ja to wiem, mistrzu Sejmanie – mówiąc to kartę pergaminu wyjął z wyliczeniami i znakami narysowanymi.
– I ja to porachowałem. Coś inaczej teraz. Wygląda jakby to człowiek z ludu miał być tym razem. Czy kto wyżył po bitwie?
– Pytasz o wojska Rementera, prawda, bo z Hegena też trzynaście setek poległo.
– Tak, z Rementera Wielkiego.
– Fusy i dym ze spalonych skrzydeł przepiórek wskazały to samo. Dwóch uniknęło śmierci na polu bitwy, lecz tylko jedno ciało znaleziono. Byłem tam i tylko to znalazłem – Gargares rozdrobione czarne kamienie świecące na białą szmatkę wysypał.
Sejman w palce wziął i powąchał.
– Tak to on. Muszę iść, bo deszcz wieczorem przyjdzie i miejsce rozmoczy. Bywaj druhu. Nadal nie znalazłeś następcy?
– Nie panie. Ludzie nie chcą natury rzeczy pojmować. Za uciechami świata lecą. Złoto, krew, dziewki młode, oto czego pragną. Inni życie bez celu przeżywają i tylko na śmierć czekają, topiąc smutki w winie czy mocniejszym trunku.
– Dobrze prawisz, mój uczniu i przyjacielu. Miałem sny dwa i w nich widziałem, że jednak znajdziesz naśladowcę, niestety dwa razy postać ta zamazana była, więc nie pomogę, byś wiedział gdzie szukać.
Przypomniał sobie Gargares rozmowę z Zelderą, ale nic mistrzowi nie wspomniał. Nie wiedział, czy znowu papuga żartu sobie nie zrobiła. Pożegnał mistrza i łza się mu zakręciła, bo miłował starca. Obaj w ramiona sobie wpadli. Sejman musiał nieco przykucnąć. Policzki wycałowali i stary czarodziej wyszedł. Zwykle mógł przemieszczać się w powietrzu, jednak nigdy gdy Władca Ziemi swojego syna wysyłał. Kiedy tylko wyszedł karzeł do papirusa wrócił i patrzył i wyliczenia sprawdzał. Zeldera na ramieniu mu usiadła i wraz z nim patrzyła.
– To ten urrratowany, prrrawda?
– Mądra jesteś Zeldero, oj mądra. Szkoda, że ciebie nie mogę uczyć. Coś miałaś powiedzieć. Myślałem ja, że znowu żartujesz, ale i Sejman coś wspomniał.
– Wybacz mi Garrrgarrres, że cię głupim nazwała. To ludzka przywarra, że tak mówią o kimś co daleko szuka, a blisko nie widzi.
– Mów wreszcie co wiesz!
Zdeterminowany karzeł czasu nie marnował, bo wiedział, że czas to rzecz najcenniejsza a poznanie nieskończone. Tylko jedna rzecz mu doskwierała. Po wypadku z kucharką jeszcze bardziej się zamknął na to. Do ludzi zraził i zaczął czynić starania, by golema w ludzkiej postaci stworzyć i to nie w męskiej postaci, a niewieściego. Szło mu słabo, bo brakowało i zaklęcia i pierwiastków kilku. Papuga o tym wiedziała, bo sekretów nie miał przed nią. Wiedziała i o jego kłopocie, bo chociaż nie mówił, ona i innych ludzi słyszała. Chodził czasem goły po kąpieli, chociaż rzadko to robił i jego ciało widziała. Nie raz porównanie do ogiera miała na końcu dzioba, ale nawet nie ze strachu przed jego gniewem tego nie powiedziała, raczej żal jej go było. Sama raz samca poznała, ale zginał w paszczy kota, zanim do czegoś doszło. Od tego czasu postanowiła samotności śmierci doczekać, ale wiatr przywiał ją do okna maga i tak z nim została.
– Chcę powiedzieć, a mi przerrrywasz. Chcesz ciało zbudować co by ci towarzystwa dotrzymywało, ale wiesz, że ucznia z niej nie będzie, choćbyś i ciało stworzył. Jak do drzwi dojdziesz cicho, tam i znajdziesz tą co uczyć się pragnie i co w twojej samotności i braku duszy bliskiej ci pomoże.
Zdębiał na te słowa Gargares i gdy mu zdziwienie przeszło, cichutko na palcach do drzwi podszedł i gwałtownie je otworzył.
Każdego innego by się spodziewał, ale nie tej osoby, która mało się nie przewróciła, bo musiała o drzwi stać oparta. Mag za rękę ja złapał, do środka lekko pociągnął, rozejrzawszy się najpierw czy nikt nie widzi i drzwi zamknął. Rękę młodej kobiet puścił i nisko się skłonił.
– Co wasza królewska mość pod drzwiami moimi robiła?
– Przechodziłam tylko – zarumieniła się Hermesa, córka Hegena, bo właśnie ona to była.
– Wasz królewska mość wybaczy, ale kłamstwo na milę rozpoznaję.
Młoda kobieta dwadzieścia pięć wiosen miała i po matce Armisie oczy i włosy odziedziczyła, jak i skórę jasną i aksamitną, dlatego jej policzki płonęły. Rozejrzał się po komnacie i na stołku usiadła.
– Nie zauważyłeś niczego przez te lata? Od dziewczynki małej dwie rzeczy pragnę. Naturę istnienia poznać dogłębnie i kogoś, kto mi to objaśnić zdoła. Bałam się ojca prosić, kiedy już dorosłam, bo to i owo słyszałam – ponownie się zarumieniła.
– To już długo chcesz poznawać jak to wszystko działa – pokazał rękami zataczając krąg wielki i nie miał na myśli swojej komnaty.
– Długo, zanim tu przybyłeś – odrzekła szybko.
– W takim razie ja z nim pomówię, to znaczy z jego królewską mością.
– Razem to ustalimy drogi Gargaresie, ojciec srogi i niezbyt dobrym człowiekiem jest, ale dla mnie zrobi wszystko. Muszę już uciekać, ale jeszcze cię odwiedzę i to wkrótce, zanim się wyprowadzać będziemy do zamku wielkiego, bo ten się nie ostanie jak Rementer przybędzie z wojskiem.
Uśmiechnęła się ładnie i pocałowała zaskoczonego karła soczyście w policzek. Na pięcie się odwróciła, do drzwi podeszła, otworzyła niewiele i się rozejrzała, dopiero potem szeroko otworzyła i wybiegła. Mag stał jak zamurowany i jeszcze wilgoć na policzku czuł. Dopiero teraz poczuł, że mu królewna coś do ręki wcisnęła. To jej chusteczka haftowana, do łez wycierania była. Biały kwadrat z wyszywanymi różyczkami w czterech rogach miał namalowane czerwoną farbą serduszko na środku.
– Tylko nie mów Garrrgarrres, że nie rrrrozumiesz!
– Rozumiem, co mam nie rozumieć. Uczyć się chce, świat poznawać. – Podniósł do nosa chustkę obwąchiwać zaczął i w końcu do serca przyłożył.
– Nie o tym mówię Garrrgarres, tylko o tym drugim.
– O czym drugim? Chustkę mi dała, bo... mnie szanuje i chce uczennicą zostać.
– Garrrgarrres, nie łgaj, bo ja kłamstwo na dwie milę rrrozponaję – zaskrzeczała Zeldera – kocha cię ot co.
– Co gadasz ptaku głupi! – powiedział to stanowczo za głośno.
Jednak papuga więcej rozumu miała niż nie jeden poddany króla.
– Wiarrry w to nie dajesz? A to czemu?
– Brzydki jestem i stary. Nie lubię zbyt mocno ludzi. Kto karła zechce?
– Gadasz bzdurrry Gargares – pierwszy raz nie wymówiła wielu R, imię jego mówiąc – to widać od rrrazu.
Papuga na niższej komodzie usiadła, co do wysokości oczu mężczyzny sięgała.
– Powiem ci coś jeszcze, co zawsze się bałam rzec, bo wiem, że wrrrrażliwe to dla ciebie. Wie o tym, bo wszyscy wiedzą, ale nie ma to dla niej znaczenia, bo w sercu cię miłuje, nie tak jak Armisa.
– Co masz na myśli mówiąc o królowej?
– Powiedziałam i drrrugi rrraz nie będę. Terrraz, gdy Herrrmesa cię odwiedzać zacznie, Arrrmisa będzie miała powód, by tu przychodzić czasem, więc uważaj.
Tym razem karzeł zrozumiał wystarczająco dobrze. Teraz zrozumiał również, czemu królewna oferowanych przez ojca kandydatow na męża odrzucała i to od lat sześciu. Śliczna była i nie mieli mężczyzny w zamku, komu by się nie podobała we właściwy sposób, poza samym Hegenem, rzecz jasna. Ojciec wiedział, że ma śliczną córkę, ale w tym był jak najbardziej w porządku. Żona jego Armisa w niełasce u niego była i często sama zasypiała, a nie pamiętała już cztery długie lata, aby król ja we właściwy sposób traktował.
Wiedziała to papuga co jest powodem, ale nawet i Gargaresowi o tym powiedzieć nie chciała. Mogła swobodnie po całym zamku latać, bo pod groźba śmierci nikt jej nie śmiał ukrzywdzić. Król bardzo się skrywał z powodem, czemu łoże Armisy zimne, lecz przed bystrymi oczami Zaldery to się nie ukryło. Powodem tym był paź królewski, nieco młodszy od Hermesy, co drobne, niemal dziewczęce ciało posiadał. Paź o imieniu Farencjo także uważał, by nikt tego nie ustrzegł, ale raz zbyt długo z miłością i żądzą na króla spojrzał zza zasłony i Zeldera siedząc na wielkim królewskim żyrandolu, o setce świec zapalnach w przed zmierzchem, siedziała i wzrok pazia dostrzegła. Jak obu tym mężczyznom przed oczami wszystkich się to udało ukryć, nawet Zeldera nie wiedziała? Armisa o Gargaresie marzyła, a potem pół dnia w królewskim miejscu do modlitw spędzała, prosząc o przebaczenie. Dwa dni się powstrzymywała i ponownie w grzeszne myśli popadała. Sama kilka razy przyjemność sobie zadawała, ale uznała, że to tylko powiększa głód na to, by być jak kobieta potraktowana.
Karzeł usiadł ciężko i na ptaka spojrzał.
– Co teraz będzie? To chyba prawda co mówisz. Oczy jej widziałem i tam miłość, dostrzegłem, bez pożądania. Od razu mi tego nie powie, a ja już myśleć o czym innym nie mogę. Wiem jedno. Może i Hermesa owinie ojca wkoło palca, ale ten prędzej pół królestwa mi daruje niż rękę córki.
– I tu masz rrrację Gargaresie. Zaklęcie jakieś znajdziesz, by jej miłość z serrrca usunąć.
– Tego uczynić nie mogę i nie chcę. Jak bym mógł to zrobić!
– Tak wiem to i ja. Jesteś dobrrrym człowiekiem, Gargaresie. Gdyby nie to, nie zostałabym tu z tobą.
Mag popatrzył na papugę i zapytał o coś co nigdy by mu do głowy nie przyszło.
– Czy ty Zeldero nie jestes, aby zaczarowanym w ciało ptaka człowiekiem? Niewiastą jakąś? Poza Sejmanem jest jeszcze inny wielki czarodziej, Xsarezen. Nie jest tak szlachetny, jak Sejman.
– Nie wiem tego. Gdyby tak było, Sejman by wiedział. Jestem papugą i tyle.
*
Stalkes szedł spokojnym krokiem, a obok niego szła Lamia. Zgodnie z oczekiwaniem Nija się zasmuciła i nawet słowa bruneta, że jeszcze się zobaczą nie poprawiły jej smutku, dopiero delikatny pocałunek miedzianowłosej to uczynił. Nija zaskoczona delikatnym pocałunkiem Lami, humor odzyskała.
– Pewnie powody macie ważne, że iść musicie. Mam dwa konie w stajni, ojciec na sprzedaż je ma zamiar wystawić, więc wam je sprzedam za dobrą cenę. Jako przyjaciela cię mam Stelkesie i twoją miłą Lamię również, ale nie mogę wam ich dać, bo nie są moje.
Stalkes zapłacił jak za dobre konie i znowu Nija takiej zapłaty przyjąć nie chciała. Oczywiście za posiłek i nocleg zapłacił. Zanim wyjechać mieli, do chaty gdzie suknie sprzedawano się udał, a konie przed karczmą zostawił. Dziewczynka lekkie buty ze skóry miała, bo Nija je Lami podarowała i za nic w świecie zapłaty przyjąć nie chciała. Zastanowił się brunet czy wtedy pierwszego dnia Lamia nie oszukała, czy też naprawdę w stopy ją kaleczyły suche gałęzie, ale na razie nie chciał o to pytać. Czuł, że uczucie do niej wzrasta i dobrze się z tym miał. Nigdy by nie sądził, że jest zdolny kochać i mieć o sobie dobre zdanie. Nija oczywiście poznała co z nim się zmieniło i bardzo się w sercu uradowała. Podobnie jak on, nie miała pojęcia, kim jest tajemnicza osoba ukryta w ciele młodej dziewczynki, lecz sądziła, że to jednak człowiek, bo przecież nie wiedziała o jej wyczynach.
Czasem, bardzo rzadko się zdarzało, że ktoś miał dar uleczania i właśnie Nija sądziła, że Lamia go posiada. Stalkes nie miał domu i nie wiedział gdzie pojadą, ale w tym zdawał się na swoją towarzyszkę, teraz jednak chciał w duchu, by znalazł dla niej suknię piękną.
– Witajcie – rzekł, gdy wszedł do chaty, prawie w końcu osady zbudowaną. – Słyszałem od Niji, córki karczmarza, że suknie piękne sprzedajecie. Potrzebuję na te młodą panienkę.
Gospodyni miała ponad czterdzieści wiosen, jej mąż trochę więcej. Trójka dzieci w wieku Niji już w swoich domostwach. Żeby krew się mieszała dobrze z innych osad ich wybrani pochodzili, bo ci ludzie mieli trzy córki.
– Trudno będzie, bo drobiazg z niej. Raczej nic nie mam, nawet zwykłej sukni.
Zasmucił się Stalkes, chociaż i w innych miejscach mógł kupić, do ziem Rementera nie chciał iść, ale gdyby wyboru nie miał i tam by się udała.
– To dziękuję wam, dobrzy ludzie – rzekła brunet.
Do drzwi się kierować zaczęli.
– Czekajcie – rzekł mąż kobiety – mam coś, o czym i ja i żona zapomniała. Pamiętasz Margenis, kiedyś uszyłaś dla naszej Saramindy suknię z jedwabiu? O kolorze purpury. Złote falbanki na rękawach doszyłaś. Uznaliśmy, że zbyt delikatna i na odpowiednią okazję tylko się nadaje? Saraminda jedenaście lat wtedy miała, ale we wzroście tej oto dziewczynki była.
– Tak, mężu i ja teraz sobie przypominam. W skrzyni tej z mosiężnymi klamrami leży na dnie pewnie. O ile jej mole nie zjadły.
Poczuł Stalkes, że Lamia za dłoń go mocniej chwyciła, ale milczała. Oboje poszli do drugiej izby i po dłuższej chwili cudną suknię przynieśli.
– Szczęście macie, cała.
Kiedy kobieta suknię rozwinęła on radośc poczuł. Coś pięknego wreszcie mogła założyć. Poza złotymi zaszywkami w kilku miejscach perły wszyto i w wielu miejscach złotą nitką gwiazdki szwaczka wyszyła.
– Dobra być powinna – rzekła kobieta, mierząc wzrokiem Lamię. – Chcesz przymierzyć, dziecię?
– Nie, rozmiar dobry, mierzyć nie muszę.
– Ile warta? – Stalkes sakwę wyjął.
Mężczyzna zaczął myśleć na głos.
– Sam materiał sześć uncji srebra kosztował i doliczyć szycie, osiem będzie.
Jego żona lekko się skrzywiła, bo jej mąż zbyt wielką cenę podał. Za dziesięć uncji dwa konie kupili. Faktycznie za materiał dali dwie sztuki srebra, a cena za szycie wynosiła jedną uncję, jeżeli chodziło o jedwab, bo zwykłą konopną można było uszyć za czwarta część tej sumy.
– Dam wam sztukę złota, bo widzę, że Lamia zadowolona. Wiem, że nie mówicie prawdy, ale warta jest dla mnie i więcej, skoro moja Lamia zadowolona – wyjął pieniądz i na stole położył.
– Wybacz dobry rycerzu, zgrzeszyłem – chłop na kolana upadł przed Stalkesem.
– Wybaczenie przyjmujemy, ale tyle wam daję. – Wziął suknię do worka co go od karczmarza dostali i wyszli.
– Dzięki ci Stalkesie umiłowany mój. Wiedz, że pieniądz nie jest najważniejszy na tym świecie, ale skoro tak postąpiłeś, wróci do ciebie dziesięciokrotnie lub więcej.
Oboje uradowani w sercach wrócili do koni.
W tym czasie żona zrugała nadal wzruszonego chłopa.
– Coś chciał najlepszego uczynić? Gdybyś na innego trafił, mógłbyś życie stracić.
– Nie wiem, co w moje serce weszło, ale wybaczyli, to i ty wybacz – spojrzał błagalnie.
– I ja ci wybaczam, miarkuj się innym razem.
Milczeli chwilę, ale wiedzieli, że to samo pytanie mieli, w końcu on je zadał.
– Widziałaś ich dwoje? Ona dziecko prawie, a on trzydzieści wiosen miał jak nie dwie więcej. Mąż o jasnym obliczu, ona zaś oczy miała nieziemsko piękne, ale moje oczy mnie nie myliły. W miłości byli!
– I ja to dostrzegłam, mężu. Dopytamy w karczmie, bo tam przebywali. Zapytam ja Niji. Martwię się o nią, bo rozwiązania bliska, a coraz gorzej się miewa, oby tylko dziecko zdrowe przyszło.
Kiedy dwa dni potem z córką karczmarza rozmawiała, inne zdanie już miała. Uznała, że to może bogowie w ludzkich ciałach ich odwiedzili i mężowi to przekazała. Więcej o tym nie rozmawiali do czasu, jak przybył najbardziej tajemniczy człek w ich królestwie, bo Sejan pojawił się w osadzie dzień później.
Kiedy opuścił zamek króla Hegena II, nie zwracając tak bardzo na smród rozkładających się zwłok, na polanę się udał, o której jego uczeń mu wspomniał. Znalazł podobne stopione szkliste kamyczki. Ruszył dalej. W okolicy mech badał, ale znalazł odcisk butów, z pewnością należących do mężczyzny. Wyliczył, że piechur musiał ważyć z dwieście dwadzieścia funtów. Potem doszedł do strumienia, niczego nie znalazł. Już wiedział, że jeden człowiek tędy szedł. Znał okolice i dlatego słusznie sądził, że poszukiwany przez niego, do osady musiał dojść, gdzie karczma stała. Po jakimś czasie nieco zmęczony drogą tam zawitał. Kelbus od razu go rozpoznał, chociaż nigdy wcześniej czarodzieja nie widział.
– Witajcie karczmarzu. Pokój na noc macie?
– Dla waszej ekscelencji mam i zapłaty nie wezmę. Wy jesteście Sejman, czarodziej. Prawda?
1 komentarz
Marek 49
[komentarz oczekuje na moderacje]