Dzieckiem ognia cię nazwałam i popraw mnie panie, jeślim coś tą nazwą uchybiłam.
Coś w nim zadrgało jakby na chwilę. Odczuł w samym sercu, że zna podobną istotę jak on, ale nie pamiętał. Ten stan krótką chwilę trwał i ponownie wszystko zapomniał, lecz nazwa mu się akuratna wydała.
,,Dziecko Ognia” – pomyślał.
– Wybaczcie Lurencjo, ale na spoczynek muszę się udać, bo zmęczonym bardzo. Rano podam ziół nazwę i mężowi waszemu również, byście nie zapomnieli. Dla was i męża waszego – skłonił się i do komnaty co mu karczmarz przeznaczył, się udał. Kiedy tylko wszedł, nawet świec nie zapalił krzesiwem, tylko na łoże padł i zasnął od razu. Jakby zapomniał, że kilka chwil przedtem sam ognień zapalił swoimi palcami.
Kobieta na popiół patrzyła ze spalonego ciała narośli i nadal pod większym wrażeniem była tego ognia, niż całego leczenia. Z miejsca przypływ mocy poczuła. Radość w sercu miała i wdzięczność dozgonną dla bruneta. Do męża zeszła i pokrótce mu wszystko opowiedziała, jedynie o ogniu nie wspomniała, chciała rano z młodym mężczyzna rozmawiać, czy może o tym mówić komu.
– Dłoń do brzucha ci wsunął, a śladu nie ma? To cuda jakieś.
– Zdrowa będę, to wiem, pamiętaj, żeby ci w głowie złe myśli więcej nie kwitły. Stalkes dobrze mi rzekł. Bóg leczy, a szatan choroby rozsiewa. Nie może Lucyfer swojego królestwa sam niszczyć. Ponoć sam Pan nasz Zbawiciel tak rzekł w swoim Piśmie. Klechy pytać nie będę, ale wiem, że Stalkes mi mówił prawdziwie.
Brunet otworzył oczy, kiedy dzień się zaczął. Nie zwrócił uwagi, że potrzeb zwykłych nie ma. Zapomniał oczywiście, że to również od Lami odziedziczył. Czuł się mocny i do drogi gotowy. Jeść nie musiał, o czym nie wiedział, ale z przyzwyczajenia do karczmy na śniadanie poszedł. Zobaczył Laurencję, a ta wyglądała, jakby jej dziesięć wiosen ubyło. Na jego widok uśmiechnęła się uszczęśliwiona.
– Pewnie głodnyś, Stalkesie? Co mam ci zrobić, jeść, a nawet o zapłacie nie myśl. Nie chcesz srebra za pomoc, to chociaż pozwól jadłem się odwdzięczyć. Do końca dni moich będę ci wdzięczna i o błogosławieństwo dla ciebie prosić będę.
Pół straży później brunet zaczął jechać na swoim brązowym ogierze. Nawet nie pomyślał, że z podróżnym nie chce jechać, bo zrazu niechęć do niego poczuł, jako że tamten tak zapytał. Czuł się lekko i dobrze. Nie rozpierała go duma, tylko po prostu cieszył się, że komuś pomógł. Myślał kilka razy, że to cud, iż prawie życie stracił, a teraz ma takie zdolności. Koń niósł lekko, a on patrzył na boki drogi, bo udeptanym szlakiem podąrzał, a po obydwu stronach rosły drzewa lasu. Jechał tak pół dnia i postanowił zrobić postój. Właśnie dotarł do strumienia i mostu, nad nim. Zastanowił się, czy maszyny oblężnicze króla Rementera Wielkiego tędy przejadą. Widział je już dwa razy. Robiły wrażenie. Pomyślał od razu, że szerokość drogi wystarcza, a w razie czego, mostek można poszerzyć. I dopiero po tych rozmyślaniach uświadomił sobie, że zrobi wszystko, by do wojny nie doszło. Nie znał zamiarów drugiego króla i nie wiedział, że to jego zapędy, by zostać królem dwóch królestw, doprowadziły do przelewu krwi. Sądził jak inni, że Rementer go zgniecie, kiedy przybędzie wielką armią.
Ugasił pragnienie, pozwolił, aby jego rumak też się napił i posilił żyzną trawą. Po czasie jednej straży ruszył dalej. Zbliżał się zmierzch, kiedy dotarł do zamku Rementera Wielkiego. Widział już te ogromna budowle z daleka i nie mógł się nadziwić, jak to można było wybudować. Świadom, że za chwilę napotka straże kazał koniowi wolno stąpać. Po niedługim czasie dwóch uzbrojonych podjechał do niego.
– Ktoś ty – zakrzyknął jeden z dwójki.
– Stalkes, najemnik. Jedyny uratowany spod zamku króla Hegena II.
– Łżesz psię! Nikt nie uszedł z życiem – Ramilis, dowódca warty krzyknął z obelgą.
Stalkes zrozumiał, że się zmienił. Gdyby przed bitwą ktoś go tak nazwał, zabiłby go, kimkolwiek by nie był.
– Nie nazywaj prawdy, kłamstwem. Psem nie jestem. Twój nieokiełzany język doprowadzi cię do przedwczesnej śmierci.
Ten, który mówił, chciał ruszyć na Stalkesa, ale drugi ze strażników przytrzymał uzdę jego konia.
– Stój, co chcesz zrobić! Nie wiesz, że jeden przeżył? Fama dotarła do naszego pana i kazał wypatrywać samotnego jeźdźca. Jak to on, zapłacisz gardłem, za zniewagę.
– Jesteś głupcem – Ramilis szarpnął cugle i zawrócił zły jeszcze bardziej, tym razem na kompana.
Drugi ze strażników podjechał bliżej do bruneta.
– Jeżeli mówisz prawdę, czeka cię nagroda, jeżeli jednak kłamiesz, wiesz, co cię czeka.
– Prowadź do swojego pana – były najemnik zachował spokój.
Wybraniec Lami nie wiedział, że jego oblicze świeciło, jakby światło się od niego odbijało. To stało się, kiedy Lamia go opuściła. On oczywiście nie pamiętał, że w ogóle ją poznał. Jechał kilka jardów za strażnikiem. Dotarli do opuszczonego mostu. Podnoszono go, kiedy większa ilość nieznanego wojska się pokazała na horyzoncie.
Lasy wycięto w promieniu dwóch mil, by wiedzieć, kto przybywa. Zamek robił majestatyczne wrażenie i zdawał się nie do wzięcia. Mury zrobiono z bloków o grubości dwóch jardów i wysokości szesnastu, czyli osiem ułożono, jeden na drugim. Długo go budowano i maszyny ciężkie użyto do budowy. Mur poprzedzała fosa, którą można było napełnić palącą się smoła, bo na wielkim dziedzińcu zgromadzono ogromną ilość beczek z tym materiałem. Kilka wąskich rowów doprowadzić mogło rzadką smołę i w ciągu długości dwóch straży napełniało fosę. Dodatkowo wierzch muru obronnego otulał drut z kolcami, jednak nie w całości, bo co pięć jardów ustawiono stanowiska strzelców. Co piętnaście jardów stały wielkie proce miotające kamienie, jak i wielkie na jard specjalne bomby pokryte szmatami nasączonymi smołą. Zapalano je tuż przed wyrzuceniem.
Teraz wyjechała ósemka. Widocznie pierwszy strażnik już zawiadomił resztę.
– Z konia i nie rób gwałtownych ruchów, żołdaku – krzyknął pewnie dowódca ósemki.
Stalkes wolno zszedł z wierzchowca. Prowadził go chwilę, ale inny ze strażników zabrał mu lejce. Nie zabrano mu broni i prowadzono głównym dziedzińcem, który miał pewnie z pięćdziesiąt jardów długości i dwa razy tyle szerokości. Stalkes poznał, że lepiej ubrany czekał na niego przy głównej bramie i tamten dał znak straży.
– Musisz oddać miecz. Sam pan nasz, król Rementer cię chce widzieć. To twój najlepszy lub najgorszy dzień w życiu – rzekł dowódca ósemki, lecz tym razem łagodniej.
Brunet oddał broń i wszystko, co miał, ale złote i srebrne monety zatrzymał pod koszulą w małym woreczku. Powoli poszedł za lepiej ubranym, ale nie weszli głównym wejściem. Nie spodziewał się zaraz zobaczyć króla, ale zdziwił się, kiedy zaraz za drzwiami dostrzegł smukłą dziewicę. Miała brązowe włosy i orzechowe oczy. Bez wątpienia była piękna. Stalkes nie mógł nie dostrzec małej złotej korony z wielkim szmaragdem na jej głowie.
,,To sama córka króla!” – przemknęło mu przez głowę. Słyszał o tym, że Melogranin jest piękna, ale nie sądził, że aż tak. Szła jak łania. Większość kobiet w tych czasach miała solidne tyłki i wielkie piersi, chociaż czasem całe ich ciało miało nadmiar tłuszczu, więc i piersi wyglądały większe. Melogranin z pewnością do tych przy kości, nie należała. Suknia z błękitnego atłasu leżała świetnie na smukłym ciele. Stalkes nie musiał się przyglądać, wystarczył jeden rzut oka. Piękne wielkie oczy otaczały długie rzęsy, a czoło zdobiły brwi, nie za szerokie, lecz wskazujące na mocy charakter. Usta pełne o kolorze jasnej, nie w pełni dojrzałej wiśni. Strzelisty biust stał wysoko, a pośladki delikatnie napinały cienki materiał sukni, kiedy królewna stawiała stopy po wypolerowanym kamieniu.
Wysoko urodzony, kimkolwiek był, skłonił się nisko przed królewną.
– Pani! Co robisz tutaj sama? – zapytał prowadzący Stalkesa.
– Czyż mam się lękać napaści we własnym domu, kanclerzu pieczęci? Czy to ten jedyny ocalały? Gołąb doniósł wiadomość, że ten właśnie, jest obdarzony mocą leczenia. Zanim król go zobaczy, chcę zamienić z nim słowo.
– Ależ pani! Mam rozkazy króla!
– Wolisz mieć kłopot ze mną, mości kanclerzu? Ja cię wybronię przed ojcem, ale kto cię wybroni przed moim gniewem, wiesz może? – Melogranin podeszła tak blisko kanclerza pieczęci, że Stalkes poczuł się dziwnie.
Dziewczyna miała pewnie dwadzieścia dwa lub trzy lata. Stanęła przed kanclerzem, a jej twarz od jego, dzielila odległość jednego palca. On klęknął przed nią i pochylił głowę.
– Wstań Celbecie, nie musisz mi się kłaniać. Zabieram tego wojaka.
– Pani, błagam! To człek niebezpieczny, co...
– Jeszcze słowo i jutro ktoś inny będzie nosił pieczęć królewską – rzekła tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Celbet jednak pozostał na klęczkach. Teraz Melogranin stanęła przed Stalkesem jednak nieco dalej, ale na tyle blisko, że mógł ją obejrzeć dokradniej. Nie miała skazy. Oczy patrzyły odważnie i jasno.
– Jak cię zwą żołnierzu?
Brunet stał chwilę w milczeniu, ale nie za długo. Już czuł, jaki królewna ma kłopot. Na szczęście nie takiej natury jak żona karczmarza.
– Jestem Stalkes.
– Stalkes, brzmi mocno. Oni wszyscy są jak pieski dworskie. Nie jesteś głupcem, by mi coś zrobić, a taka bezbronna nie jestem. Może powalczymy, ale nie dzisiaj, to zobaczymy kto lepszy. Zabrali ci miecz?
– To jest chyba rozkaz dla wszystkich.
– Dostaniesz go jeszcze przed nocą. Pójdziesz ze mną do mojej komnaty – odwróciła się do niego i pokazała swoje ładne białe zęby – nie do sypialni.
Brunet nie wyczuł niczego, poza tym, że królewna nieco udawała bardziej odważną niż była naprawdę.
– Ojciec ma dla ciebie medal i złoto. Chcę porozmawiać i dowiedzieć się kilku spraw, jaki mam kłopot. Ponoć masz moc leczenia?
– Tak, zostałem obdarowany. Dostałem zatrutym ostrzem i umarłem, ale coś mnie ożywiło i ten dar mam od tego czasu. Wiem, co ci dolega.
Królewna zatrzymała się w pół kroku i odwróciła. Miała skórzane sandały, pewnie niezwykle wygodne, bo szła bezgłośnie. Tym razem jej twarz znalazła się bliżej twarzy bruneta.
– Wiesz? Jeśli tak, zaiste jesteś obdarzony mocą. Tylko w takim razie uważaj na klechy, oni wszędzie widzą moc szatańską.
– Szatan jest powodem chorób, nie może zatem ich leczyć. Oni nawet tego nie wiedzą?
– Widzę, a raczej słyszę, żeś uczony lub mądry.
– Nie umiem czytać – odrzekł prawdziwie.
Królewna delikatnie przybliżyła swoją ładną buzię i teraz czuł jej oddech. Pachniała ładnie, ale podświadomie Stalkes wiedział, że istnieje zapach, który bardziej lubi.
– W takim razie jesteś mądry... i przystojny. – Odwróciła się i zaczęła iść szybciej.
Szli chwilę po szlifowanych kamieniach. Dostrzegł kilku strażników. Ci widocznie wiedzieli lepiej od Celbeta jaka jest królewna i nie próbowali przeszkadzać. Zaczęła wchodzić po schodach i Stalkes musiał przyznać, że miała sporo siły, bo wchodziła lekko. Doszli na piętro i po dwudziestu jardach stanęła przed solidnymi drzwiami z orzecha. Klamkę mosiężną i podobne okucia dostrzegł na wejściu do jej komnaty. Po chwili weszli do środka. Stał tu stół i cztery krzesła. Stalkes zobaczył kilka obrazów. Melogranin z pewnością lubiła męskie zajęcia, bo trzy z czterech obrazów przedstawiały bitwy, a jeden mały, był portretem jej matki, sądząc po podobieństwie, równie pięknej kobiety. Usiadła na krześle i pokazała mu wolne naprzeciw.
– To mów co mi jest – spojrzała na niego i wstała.
– Co ze mnie za gospodyni. Jedzenie zaraz dostaniesz od ojca, chociaż dam ci wina lub wody, chyba że wolisz co innego.
– Woda wystarczy. Cały dzień w siodle, a zabrakło mi wody dwie straże temu.
Po chwili Melogranin podała mu złoty puchar z wodą. Wyczuł cytrynę i zapach mięty. Wziął dwa łyki. Musiał przyznać, że królewna musiała znać się na ziołach, bo takie zestawienie wspaniale dawało świeżość oddechu i wzmacniało apetyt.
– Cierpisz na bóle głowy. Ojciec wydał złoto na medyków, ale nic ci nie pomogli.
Jej buzia się zmieniła. Chyba pokazała swoje prawdziwe oblicze miłej i nieco zagubionej istoty, co na miłość wielką czekała.
– Jak to odkryłeś? Niemożliwe, byś wiedział!
– Nie wiem, jak to działa. Ten kanclerz ma problemy z nerkami, a ten pierwszy co mnie nazwał psem, cierpi na ataki bólu wątroby.
– Kto cię śmiał nazwać psem! – w jej oczach pokazały się błyskawice.
– Daruję mu, bo porywczy i głupi.
– Głową zapłaci! Sprawdzę, który dowodził wartą – jej gniew nie zmalał ani trochę.
Stalkes sam się zdziwił, co zrobił. To stało się szybciej niż myśl. Dotknął jej dłoni.
– Wybaczenie jest najwyższym dobrem, nawet miłość nie ma takiej mocy.
Królewna nie tylko, że nie zabrała dłoni, ale położyła drugą na jego.
– Och, już mi gniew przeszedł. Kimże ty jesteś, Stalkesie?
– Zwykłym najemnikiem, pani.
Uśmiechnęła się ślicznie.
– Wiesz pewnie, że jest prawo dworskie, ale mów mi Melogranin, pani lub jaśnie pani czy królewno, mów przy ojcu lub matce. Podoba ci się moje imię?
– Ładne i oddaje twoje cechy.
– Och tak! A jaka jestem? – uśmiechnęła się, ale krótko, bo jej lico przeszedł ból.
Stalkes nie wiedział, ale czuł. Sam nie miewał nigdy takich dolegliwości, ale słyszał, że ten ból przeszywa czaszkę niby ostrze. Teraz ją odczuł, jakby sam tego doświadczył. Nie czekał. Wstał i bez pozwolenia ujął jej skronie w swoje dłonie. Poczuł ciepło, a potem gorąco. Królewna napięła się jakby zaskoczona i pozostała spięta kilka chwil, lecz potem się rozluźniła. Stalkes czuł, że cokolwiek sprawiało jej ten ból nawet kilka razy dziennie, już odeszło. Ona patrzyła na niego ze łzami w oczach.
– Przeszło. Czy wróci?
On uśmiechnął się i spojrzał w jej oczy.
– Jeżeli wróci, możesz kazać mnie zabić.
Ona zmieniła się w oczach i to momentalnie. Zanim się zorientował, poczuł jej usta na swoich. Na szczęście Melogranin nie chciał go całować jak kochanka, ale i tak odczuł wilgoć jej świeżych warg.
– Dostaniesz, co zechcesz. Nie mam nic, bo wszystko jest ojca, ale to mogłam dać z serca.
– Dostałem darmo i nie biorę zapłaty, chyba że z serca właśnie. Teraz prowadź do ojca, zanim tu przyjdą po mnie.
– Racja, Stalkes. Lepiej pójdźmy. Tylko chcę cię mieć jutro. Pokażę ci, jak strzelam z kuszy i walczę.
Stalkes nie pytał, czy ojciec zezwoli, wyczuł, że Wielki Rementer zrobi wszystko dla swojej córeczki.
Wyszli. Nie uszli pięćdziesięciu kroków, kiedy zobaczyli szóstkę osobistych gwardzistów króla.
– Już oddaje wam gościa. Muszę szepnąć ojcu słówko na dobranoc, więc idę z wami.
Szóstka pochyliła głowy przed królewną. Ona nadal szczęśliwa paradowała tuż przed Stelkesem. Złapał się na tym, że dwa razy zbyt długo patrzył na jej zgrabny tyłeczek. Ona się odwróciła.
– Pewnie nie wiesz, że kobieta ma oczy z tyłu, co? – uśmiechnęła się miło, a on poczuł, że jego policzki pieką. Chciał skarcić się w duchu, ale nie za bardzo mu się udało. Zwykle klął w takich chwilach, ale dziennym zbiegiem okoliczności przekleństwo nawet mu nie chciało przejść przez myśl, a co dopiero przez usta. Po raz kolejny odczuł, że jest inny. Oczywiście nie mógł wiedzieć, że to pocałunek Lami sprawił. Wszystko, co miał dobre i cudowne, od niej otrzymał. Chociaż był daleko, czuła go cały czas. Doszli do komnat królewskich. Melogranin wbiegła do komnaty ojca. Stalkes nigdy nie widział króla z bliska. Rementer miał pewnie pięć dekad, ale trzymał się dobrze. Jego wzrostu i wagi. Oblicze surowe, oczy jasne i mocne. Brwi czarne z kilkoma siwymi włosami. Podobnie i włosy na głowie przeważały czarne, lecz skronie już pokryła biel. Cała jego powaga prysła na widok jedynaczki.
– Uleczul mój ból, to z pewnością on. Musiałam....,wiesz, jaka jestem.
– Celpes mi doniósł. Powinnaś być bardziej rozsądna.
– Wiesz, że tu nic mi nie grozi. Kochają mnie albo się boją, a czy mogłam czekać do jutra? Sam powiedz? On ma moc, a serce z diamentu. Nie twarde tylko czyste. Dobranoc tatku – cmoknęła ojca w policzek i już jej nie było.
Rementer przyjął na powrót powagę króla.
– Siadaj Stalkesie. Jutro otrzymasz tytuł szlachecki i złoto. Dostaniesz, co zechcesz. Nie mogę ci oddać ręki Melogranin, bo już zaręczona z synem trzeciego królestwa, ale ten mój mały tygrys gotów i to zmienić, nie zezwól na to.
– Panie – Stalkes skłonił się nisko – ja tylko dałem, co otrzymałem. Czemu tak mówisz?
– Bo ją znam. Powinna być chłopcem. Strzela doskonale z kuszy i łuku. W walce mi dorównuje. Lubi polować i uwielbia szaleńczo jeździć, a mówię tak, bo ją znam. Jesteś przystojny i dobry, bo widzę to w twoich oczach i już zamieszałeś jej i w głowie i sercu. Wilmis jest trzy lata od niej starszy i postawny jak ty. To dobry chłopak i kocha ją od lat pięciu. Król Salbarez, ojciec jego, jest potężny. To małżeństwo umocni moje granice na długo.
– Masz moje słowo, że tak się stanie, panie – Stalkes ponownie skłonił czoło.
– Siadaj i opowiadaj. – Król usiadł również, obciągnął płaszcz i patrzył na bruneta jak równy.
Stalkes słyszał, że król jest surowy, ale sprawiedliwy i nie rozumiał, czemu jego tak traktuje.
– Jak panie wiesz, zaskoczyła nas liczba wojska Hegena II. To była pułapka i potem rzeź. Otoczyli nas z czterech stron i nie brali jeńców. Sam umarłem, mimo że z moim druhem udało się nam przedrzeć do lasu. Ponoć zginęło ich więcej niż naszych, ale mieli trzy tysiące lub więcej ludzi. Ja i mój druh zabiliśmy tego olbrzyma, ale podczas przedzierania się zostaliśmy skaleczeni trującymi ostrzami. Druh umarł. Ja również, ale coś mnie ożywiło i zaraz potem zmieniło. Otrzymałem moc leczenia. Wiem od razu, co komu dolega.
– Uleczyłeś moją córkę, a wydałem już sześćdziesiąt uncji złota na medyków. Powinni mi oddać to złoto – uśmiechnął się naturalne, ciebie obsypie podwójnie.
– Królu. Dostałem ten dar darmo i nie biorę zapłaty.
Rementer zmarszczył brwi, ale za chwilę się rozchmurzył.
– Widzę, że szlachetnego serca jesteś. Jednak to, co ci dam, musisz przyjąć. Tytuł, ziemie i złoto. Jesteś bohaterem. Nie pójdziesz już walczyć. Wiesz, że za dwa miesiące ruszę i po tym złym człowieku nie zostanie pył.
Stalkes znowu nie wiedział, czemu to powiedział. Jakby wiedza niewiadomego źródła sama z niego płynęła.
– Skoro Hegen zły, czemu ludzie inni mają cierpieć? Naszych zginęło tysiąc ich dwanaście lub trzynaście setek. Teraz zginie dziesięć lub dwadzieścia razy tyle. Sejman tu przybędzie. Mnie chce widzieć, ale ja uciekam przed nim.
– Skoro wiesz, że Sejman przybędzie, wiedzieć musisz, że sprawa poważna. Hegen roznosi plotki, że go napadłem, lecz ukrywa, że przedtem wysyłał szpiegów, a oni moc naszych ubili potajemnie, a przybyli, żeby słabości królestwa znaleźć. To zły człowiek, wierz mi lub nie. I powiem ci, co niewielu wie, a ja tego nie rozpowiadam. On ma piękną żonę i córkę. Córka jak moja jedyna potrafi mu zmienić rozkazy. Żona nieszczęśliwa, bo jej łoże zimne, a wiesz dlaczego?
– Nie panie. Umiem leczyć, lecz nie jestem widzącym.
– Powiem ci. On ma kochanka.
– Kochankę? – Stalkes nie zrozumiał.
– Dobrze powiedziałem. Pazia, tancerza o ciele jak dziewczyna młoda. Sodomita, rozumiesz?
– Nie może to być – Stalkes na szczęście powiedział to łagodnie.
– Nazywasz mnie kłamcą? – Rementer również nie podniósł tonu.
– Nie panie! Trudno w to uwierzyć. Ludzie robią różne rzeczy. Ze zwierzętami współżyją i takie rzeczy także się zdarzają, ale król? – Stalkes pokręcił głową.
– Tak, przyjacielu. Podobnie jak ty zareagowałem na te wieści. I jeszcze, żeby miał złą kobietę! Piękna i ponoć gorąca. Nie pojmuję. To jednak jego sprawa i nie moja rzecz go oceniać, ale wiem, że zły jest. Chciwy i pragnąłby zagarnąć świat cały. Sądzi, że ja nie wiem, że jego wielka armia w lesie ukryta. Jednak i ja mam coś, czego on nie ma. Nie zostawię kamienia na kamieniu – Rementer walnął swoją pięścią w dębowy stół, aż ten zajęczał.
– Panie, inne znaleźć rozwiązanie trzeba. Dobry władca, nie posyła ludzi na śmierć i nie zabija przeciwnika, o ile nie ma noża na gardle. Przybyłem, by przynieść pokój, nie wojnę.
Król wnikliwie zaczął patrzeć mu w twarz i długo myślał.
– Serce masz czyste i prawdę mówisz. Chyba zaczynam wierzyć w proroctwo. Tylko mówi ono, że ten ktoś włada ogniem. Jest nazwany Dzieckiem ognia, lecz ty tylko leczysz. Potrafisz okiełzać lub władać ogniem?
– Nic o tym nie wiem. Wiem co innego. Cierpisz czasem na ból żołądka. Czujesz, jakby się tam w środku coś paliło, prawda?
Oczy władcy się otworzyły szerzej.
– Z pewnością masz dar od Boga. Zaiste, prawdę mówisz. Czasem, nie zawsze. Pali jak ogień. Woda łagodzi, ale potem wraca.
– W środku mamy kwasy. One pomagają rozkładać pokarm, aby nam dawał moc. Jednak czasem jest ich zbyt dużo i niektóre potrawy to jeszcze pogarszają. Słodkie, mięso, przypalone lub wędzone. Trudno ci panie było tego wszystkiego unikać. Dlatego ci pomogę. Wiem, że chcesz być zdrowy.
– Potrafisz mi pomóc? Co zrobiłeś córce?
– Tylko dotknąłem jej skronie. Ciebie nie muszę nawet dotykać.
Stalkes wstał i wyciągnął prawice. Król zobaczył błękitny płomień strzelający z jego palca. Stalkes nakierował promień na brzuch króla. Król czuł gorąco, bo zbliżył dłoń i szarpnął nią po chwili, bo poczuł parzenie, jednak promień nie spalił ani jego okrycia, ani jak potem sprawdził, skóry. Jednak już po ułamku chwili zaczął odczuwać ulgę. Trwało to kilkanaście chwil i płomień zniknął.
– Czy to już? Czuję się jak trzydzieści lat wcześniej. I widziałem ogień. Czemu nie spalił ubrania? Co zrobił w moim środku?
– Królu, nie wiem. To działa niezależnie od myśli czy woli. Po prostu wiem, że mogę. Może będę mógł pomóc Hegenowi, tego nie wiem.
– Też tego nie wiem. Dziękuje, przyjacielu.
Stalkes po raz wtóry tego dni się zdziwił. Melogranin go pocałowała, a Rementer Wielki przytulił jak przyjaciela.
– Zaraz na spoczynek pójdziesz. Przygotowałem komnatę. Chcesz, to zjesz co zechcesz, potem kąpiel w olejkach, dwie służki starczą? Mogą być odziane lub nie, sam decydujesz. Jutro wielki dzień dla ciebie. To rano, bo pewnie potem Melogranin cię porwie – wziął bruneta ponownie za ramiona – tylko proszę, pamiętaj, co ci mówiłem. Ona jak rycerz, ale potrafi być kobieca, więc uważaj. Gdyby nie była zaręczona, a królewicz nie był godny, chętnie bym ci ją dał, a wiedz, że złoto całego królestwa i nawet małżonka, co ją miłuję, nie jest mi tak droga, jak moja córka. – łza pokazała się w oczach króla.
Rementer zaklaskał w dłonie i czterech ludzi z jego osobistej gwardii się pokazało.
– Zaprowadzić Stalkesa do komnat. Jadło i kąpiel. Robić co tylko powie. Tego, co go obraził, do ciemnicy. Jutro ostatni jego dzień.
– Panie – przerwał mu brunet – nie czyń tego. Ja temu Ramilisowi przebaczyłem w sercu. Tobie pomogłem, więc daruj mu. I jego chcę uleczyć, bo ma pewną dolegliwość i gdybym mu nie pomógł, nie dożyłby wiosny i w cierpieniu umarł.
Król pokręcił głową z niedowierzaniem.
– Nie dawać go do ciemnicy. Jutro ma bez zbroi na kolanach ma Stelkesa czekać.
Król jeszcze raz spojrzał na bruneta.
– Jesteś z pewnością Dzieckiem ognia. Porozmawiamy jutro, może pokój będzie. Dobrej nocy, przyjacielu.
Stalkes pokłonił się i wyszedł z ludźmi króla z jego komnaty. Poprowadzono go z honorami do sali gdzie stały kunsztowne balie do mycia. Niektóre z drewna, lecz dostrzegł z mosiądzu jedną, bo nie sądził, że może być ze złota. Jednak jak się okazało, zrobiona ją z tego drogiego metalu, lecz tylko wewnętrzną powierzchnię. Kąpała się w niej królowa, król i córka. Oczywiście w odpowiednich porach i pojedynczo. Stalkes zobaczył trzy piękne kobiety odziane w delikatne i prawie niezasłaniające niczego suknie. Jedna z nich miała brązowe włosy i podobnego koloru oczy, druga nieco jaśniejsze, lecz też brązowe, trzecia natomiast miała ciemną skórę i lekko kręcone, czarne jak smoła włosy. W życiu widział kilka czarnoskórych ludzi, ale ta dziewczyna wyglądała inaczej. Miała podobne rysy jak biali, ale skórę bardzo ciemnobrązową, ciemniejszą od hebanu.
– Stalkesie – powiedział, chyba najważniejszy z ludzi, którzy go prowadzili – Wybierz jedną, dwie lub trzy, a będą cię myć. Jeżeli zechcesz coś więcej, tylko powiedz, zrobią, co sobie zażyczysz.
Brunet zrozumiał. Wspominał Niję, lecz z drugiej strony dawno nie miał kobiety. Kojarzył, że to robił, chociaż ani od razu, ani na trzeźwo.
– Kąpiel starczy – odrzekł.
– Widzę, że spodobała ci się ta czarna. Jest tu dopiero tydzień i o ile mi wiadomo, jest dziewicą – uśmiechnął się pomocnik króla.
– Jak to wiecie?
– Są tu na dworze kobiety, które to badają. Ta, ma na imię Vessa i była wściekła, gdy ją sprawdzano, lecz nie obawiaj się, już wie, do czego ją przeznaczono. Niektórzy boją się jej, bo sądzą, że to córka czarta, ale jest bardzo łagodna. Widzę, żeś człek dobrych manier, to jej nie ukrzywdzisz.
– Czemu mi to prawicie, panie?
– Jestem pomocnikiem króla w sprawach różnych. Alpis, mam na imię. Czemu prawię? Nie widzisz szanowny Stalkesie, jak na ciebie patrzy? Obserwuję ją i wiem, że na ciebie pierwszego gapi się w ten sposób.
– Skoro tak, niech mnie myje – odrzekł i poczuł się nieco inaczej.
Alpis wskazał czarną piękność palcem, dwie pozostałe kobiety pokłoniły się i odeszły. Po chwili został sam an sam z dziewczyną.
– Umiesz myć? – zapytał.
– Od początku mnie tego uczą. Porwano mnie z mojego miejsca, daleko za wielką wodą. Dziwne to, że mnie jeszcze nikt nie dotknął.
– Pewnie dlatego, że za dziewicę więcej złota dają. Dobrze trafiłaś, Rementer to dobry król. Dba o poddanych. Dziewczyna nic nie rzekła, tylko zaczęła przygotowywać kąpiel. Przyniosła tace z kilkoma małymi miseczkami, a w nich różne olejki wonne poczuł.
– Masz panie życzenie co do olejków?
– Ten będzie odpowiedni – wybrał pachnący lawendą i różą.
– Czy mogę cię rozebrać, panie?
– Mów mi Stalkes, Vesso. Ile masz wiosen? – Dwadzieścia jeden. Porwano mnie sześć lat temu i dobrze mówię w waszym języku.
– Tak, bardzo dobrze. Wolę się sam rozebrać.
Stalkes zdjął wszystko poza kalesonami.
– Panie, ja widziałam ciała i mężczyzn i kobiet, nie musisz się krępować.
– Wiesz zatem, co się dzieje, kiedy mąż goły a obok kobieta piękna?
– Tak, panie.
– Mów mi Stalkes.
– Muszę tak – popatrzyła na niego miło.
– Tu tylko my jesteśmy.
– Masz wiele blizn, musiałeś wiele walczyć.
– Tak, sporo krwi przelałem.
Vessa czekała.
– Coś nie tak? – zapytała.
Nie umyję cię dobrze – patrzyła na kalesony.
– Nie bardzo się czuję – odrzekł nieco inaczej.
– Jesteś bardzo przystojny panie. Łagodność z ciebie bije. Słyszałam, co zrobiłeś naszej panience. U nasz gdzie mieszkałam, mieliśmy takich czarowników, lecz oni modły i tańce wyczyniali, mikstury lali, by to uczynić. Proszę, pozwól mi dobrze moją powinność uczynić.
– Ja będę goły a ty ubrana, to nie sprawiedliwe – zażartował.
Spojrzał na nią i struchlał, bo Vessa suknię szybko zdjęła, a pod nią nic nie miała.
– Tak lepiej, panie?
Stalkes nie widział Melogranin nagiej, wiedział jednak, że piękna z pewnością, lecz teraz w blasku kilkudziesięciu świec i czterech kaganków dzieło Boże oglądał. Vessa jak bogini piękna była. Skóra czarna i gładka lśniła. Nogi długie jak u gazeli, proste i smukłe. Biodra tylko lekko zaokrąglone, wąskie raczej niż szerokie. Brzuch płaski z mięśniami zarysowanymi. Piersi niezbyt duże, wielkości pomarańczy. Sutki nabrzmiałe, ciemniejsze od ciał, czarne prawie, brodawki do góry zadarte, jak małe palce Vessy grube i na pół cala długie. Uśmiechała się miło.
– Ja żartowałem – teraz już czuł dziwne prądy w lędźwiach.
– Mam się ubrać, panie?
– Vessa. Jeszcze raz powiesz panie i dam ci klapsa.
Ona spojrzała na niego i delikatnie się uśmiechnęła.
– Dobrze panie – powiedziała to i odwróciła, wypinając swój ładny zadek.
Cóż miał robić. Uderzył ją, ale bardzo lekko. Odwróciła się i on dopiero dostrzegł, że faktycznie patrzy na niego z wielkim pożądaniem. Podeszła bliżej i delikatne ściągnęła z niego to, co zostało. Stalkes nie mógł się powstrzymać i po chwili jego intymność oglądała sufit komnaty.
– Och! – jęknęła dziewczyna. – Pomyślałam sobie, kiedy wszedłeś, Stalkesie, że chcę przestać być dziewicą.
– Myślałem, że masz mnie myć – poczuł się niezręcznie.
Z jednej strony jego ciało zareagowało poprawnie, z drugiej nie rozumiał, czemu jej nie weźmie, bo na to wyraźnie czekała.
– Myślałam, że ci się podobam – posmutniała.
– Owszem. Umyj mnie, a potem zobaczymy.
Uśmiechnęła się z nadzieją w oczach. Wlała wybrane olejki i wzięła za rękę, by wszedł do wody. Usiadł i próbował się uspokoić.
– Nie dotykaj tego, dobrze?
– Tak, Stalkesie – powiedziała cicho.
Myła go delikatnie, częściowo używała delikatnej szmatki a częściowo dłoni. Z tego powodu nadal był spięty. Poprosiła, żeby wstał i podnosił jedną, a potem drugą nogę. Posłuchała go i nie dotykała jego wciąż naprężonej kolumny, ale dotyk ud i pośladków jej dłonią, nie pozwolił mu zwiotczeć.
– Nie jest dobrze, gdy tak jest długo – wskazała wzrokiem jego intymność – wielki, jak u ogiera – szepnęła.
– Skoro jesteś dziewicą, nie byłoby ci miło.
– Och, nie myślę, że masz rację – ku jego zdziwieniu wzięła jego prawicę i położyła na swoją intymność, a ta wilgotna bardzo była.
Stalkes poczuł żądzę. Z wody wyszedł, Vesse na ręce wziął i podłożył na łoże ze skóry. Ona jęknęła i uda otworzyła. Oczy jej aż się paliły. Uchwycił jej smukłe biodra i w tym momencie poczuł, że nie może tego zrobić.
– Co się stało Stalkesie – dziewczyna była bardzo zdziwiona – czemu mnie nie chcesz?
– Nie wiem. Nie mogę. Wybacz.
– Proszę – szepnęła.
– Wybacz, Vessa. Nie mogę.
– Skoro tak, sama muszę to zrobić, bo inaczej nie mogę.
On stal jak słup soli i nie mógł się poruszyć. Dziewczyna patrzyła na niego i palcami jeździła po swojej intymności. Coraz głośniej dyszała i w nagle jej ciałem zaczęły rwać fale rozkoszy, a komnatę jej głośne jęki napełniły. W końcu się uspokoiła. Oddychał szybko, lecz i po czasie jej oddech zwolnił. Uklękła przed nim i spojrzała w oczy.
– Czemu Stalkesie? Może wolisz, bym do ust wzięła, chociaż nie wiem, czy zdołam?
– Nie czyń tego. Sam nie rozumiem. Gorąco mnie pali w środku, ale nie mogę.
Vessa założyła suknię i po chwili zaczęła go wycierać, bardzo delikatnie. Pamiętał jego prośbę i unikała dotyku jego wciąż twardej intymności. Okryty wielką, białą szmatą siedział i próbował się uspokoić i nareszcie zdołał. Ona usiadła przy jego nogach i położyła głowę na udach.
– Tylko jedno mi do głowy przychodzi. Pewnie masz swoją miłość, dlatego nie mogłeś. Do tej pory myłam i kobiety i mężów, ale prosiłam wielmożnego Alpisa, by moje dziewictwo uszanował i prosił, aby mnie nikt nie tknął. Tak też i robił. Wielu chciało, ale widmo kary ich odstraszało. Chciałam cię i chcę nadal. Jeżeli zmienisz zdanie, daj panu Alpisowi znak tylko.
– Wybacz mi. Wiem, co czuć musiałaś.
– Jesteś przedziwny i wyjątkowy. Kochasz kogoś?
– Kochałem, ale uznałem, że nie jestem jej godny. Teraz ma męża i pewnie jutro lub pojutrze urodzi.
– Wybacz, że to zrobiłam, jeszcze nigdy się nie dotykałam, ale musiałam to rozładować. Tylko co z tobą będzie?
– Już mi lepiej. Ile kosztuje twoja wolność?
Jej oczy zrobiły się ogromne.
– Nie wiem, czy mnie można odkupić.
– Porozmawiam z królem. Córce pomogłem i jemu trochę. Może to zrobi.
– Nie mam szans do domu wrócić. Cóż mi po wolności, jeśli obrony mieć nie będę miała?
Brunet wiedział, co na myśli miała.
– O tym też z królem porozmawiam. Jest dużo złych ludzi i wielu dobrych. Jeśli wolna będziesz i król nadal będzie cię ochroną otaczał, może poznasz kogoś, kto ci da szczęście.
– Waśnie o tobie myślałam, nie o sam akt mi chodziło, chociaż widok twojego organu mi w głowie namieszał.
– Wiesz może, gdzie mi komnatę do spania przeznaczono?
– Tak Stelkesie. Alpis mnie poinstruował, jakby wiedział, że mnie wybierzesz. Zaprowadzę cię tam. Miałam z tobą noc spędzić, ale widzę, że tak się nie stanie. Szczęśliwa niewiasta, która twoje serce zdobędzie.
Zaczęła iść przed nim, a on ubranie od króla w ręku trzymał, a tylko w materiał obleczony, za nią szedł. Otworzyła drzwi sypialni i wszedł.
– Czy mogę z tobą noc spędzić, ale o spaniu mówię, nie o niczym innym?
– Dobra dusza z ciebie, ale to pomysł płochy. Wybacz raz jeszcze. Obiecuję z królem porozmawiać i twoje życie odmienić.
Upadła na kolana przed nim i za kolana go ujęła.
– Nie sądziłam, że tak dobry jesteś. Mówią, żeś Dzieckiem ognia, ale ty dobrocią jesteś.
Wstała i się oddaliła.
Długo tej nocy zasnąć nie mogła, lecz nagle jakiś spokój na nią spłynął i w końcu zasnęła.
Na Stalkesa to wyznanie nie sprawiło wielkiego wrażenia, nie dlatego, że przywyknął do pochlebstw, a tylko z powodu skromności. Mężczyzna nie mógł wiedzieć, że Lamia wielki dar mu podarowała. Usunęła z niego żar i smutek, natomiast dobre cechy wzmocniła. Udał się w końcu do łoża w sypialni, przygotowanej przez pełnego wdzięczności króla. Nie zdawał sobie sprawy, że tej nocy dwie piękne niewiasty długo spać z jego powodu nie mogły. Oczywiście drugą była królewna Melogranin.
Dodaj komentarz