Czarna Błyskawica - Rozdział 20

Powieki ciężkie niczym jej wina, obciążone dodatkowo wstydem oraz rozczarowaniem, nie chciała ich otwierać. Wiedziała, że znane twarze zostały zakopane, a ona nie podołała zadaniu. Pozwoliła, aby wszystkich ich zabił i to jej pistoletem. Smutek zastąpił gniew na siebie samą oraz wszystko inne. Gdzie było wsparcie? Dlaczego tak niebezpiecznego zbiega nie goniły o wiele większe siły i znacznie lepiej uzbrojone? Gdzie maszyny kroczące, gdzie flary, granaty? Tysiące pytań jawiło się w głowie, przyprawiając o silną migrenę.
— Obwiniasz siebie, jego, a może wszystkich? —Nieznany głos sprawił, że natychmiast wróciła do świata żywych. Obok szpitalnego łóżka siedział szczupły, ale dobrze zbudowany mężczyzna  o włosach jasnych, dość rzadko spotykanych na terenie Imperium, mógł mieć trzydzieści, albo trzydzieści parę lat, odziany w czarny mundur znienawidzony przez wielu, ale również budzący strach u ludzi bez silnego wsparcia u wysoko urodzonych. Mieli różne nazwy, jedne cenzuralne, drugie mniej, jednak ona znała jedną: czarne błyskawice, wzięta od koloru uniformu oraz srebrnych dystynkcji na piersiach. Mało kto chciał używać koloru królewskiego w stosunku do tej frakcji.
— To przesłuchanie, czy już śledztwo? — Z trudem wypowiedziała słowa, gardło wołało o wodę, a głowa pulsowała wściekle.
— Raczej rozmowa o pracę. — Z głośnym hukiem zamknął, trzymaną w dłoniach książkę. — Mamy wszędzie swoje oczy i uszy. — Spojrzał na nią stalowymi oczyma, tak bardzo nieludzkimi i pozbawionymi emocji. — Uważamy, że zmarnujesz się, jako naczynie dla dziecka jakiegoś durnego podstarzałego szlachcica, a chyba rozumiesz, że po aktualnym występie raczej masz zamkniętą drogę w armii.
— Od kiedy Czarne Błyskawice rekrutują osobiście? — Zupełnie zapomniała, że używa potocznej formy.
— Śmiem powątpiewać, czy ktokolwiek rozwiał opary strachu, czy też paniki i spojrzał na naszych funkcjonariuszy rzeczywistym okiem, nieprzebarwionym bajkami, czy innymi przesadzonymi bzdurami, których tak wiele na nasz temat. — Złączył dłonie i rozsiadł się wygodnie. — Jesteśmy normalnym odłamem, wprawdzie nie podlegamy nikomu innemu niż Imperatorowi, jednakże wciąż pozostajemy ludźmi, bardziej skrytymi i posługującymi się dość wątpliwymi moralnie narzędziami, ale nadal ludźmi. Jednak nie mamy czasu na dywagacje o tajnej policji. — Palcami wskazał na odłożoną na stoliku księgę. — Dzień dopiero się zaczął, dlatego dam ci szansę do wieczora. Zapoznaj się z tą księgą i podejmij zadanie. Zostałaś sama, możesz albo wrócić do domu, wpuścić do swojego łoża, wybranego przez rodziców małżonka, albo stać się fundamentem naszej frakcji i eliminować takich, jak tamten szaleniec. — Założył ręce za siebie i powolnym krokiem, opuścił salę.
     Emilia zamknęła oczy, lecz nie chciała usnąć, popaść w ten przyjemny niebyt. Niestety słowa nieznajomego upewniły ją o tym, o czym doskonale wiedziała. Nawet jej adiutant... W wyobraźni widziała twarze rodziców, którzy w głębi ducha jednak byli nią rozczarowani. Szybko jednak zacisnęła mocniej powieki, nie mogła sobie pozwolić na łzy. Płacz to oznaka słabości, a słabość prowadziła do śmierci, albo – co gorsza – do życia bez jakiekolwiek sensu, przepełnionego rutyną kury domowej, wiecznej dekoracji.
     Jak bardzo chciałaby, aby ktoś wszedł i powiedział jej, co ma robić, bądź obudzić się w koszarach, a wszystko to okaże się tylko złym snem. Bzdurna nadzieja. Z ledwością dźwignęła ciało do pozycji siedzącej, skąd mogła dostrzec widok za najbliższym oknem. Słońce świeciło, w oddali krzyczały radośnie dzieci, ciężarówki oraz samochody głośno dawały o sobie znać. Ciężkie barki z racji na rozmiary nie miały wstępu do miasta, na ich wspomnienie na ustach Emilii wykwitł lekki uśmiech. Warzy się jej przyszłość, a ona myśli o jakiś pojazdach.
     Spróbowała wstać, jedna bosa stopa, druga, chwyciła za ruchomy stojak od kroplówki i ruszyła w stronę szyby. Pobliski zielony park kusił przestrzenią i wyobcowaniem, jednocześnie kontrastował z żołnierzami maszerującymi do pojazdów. Błoga natura, kontra brutalna ludzka przemoc. Musiała jednak wrócić do łóżka, słabość powoli ogarniała ciało. Gdy usiadła z powrotem, dopiero wtedy wzrokiem pobłądziła po pokoju, aby ocenić otoczenie. Puste ściany ze schodzącą farbą, której barwa przestała być rozpoznawalna, dziwna aparatura, mająca swoje lata, aktualnie wyłączona, przycisk przy białych drzwiach, uruchamiający kryształ, odpowiadająca za oświetlenie oraz mały stolik, stojący przy mało wygodnym łóżku. Emilia mogła być zadowolona, dostała izolatkę.
     Jej spojrzenie padło na pozostawioną księgę w kolorze szkarłatu ze złotymi literami: "Biuro Wewnętrzne", jak brzmiała niegroźna, oficjalna nazwa tajnej policji. Z lekkim oporem i strachem podniosła ją i otworzyła. Na licznych stronach widniały imiona, nazwiska wraz czarnobiałym zdjęciami, niektóre były przekreślone inne określone: "brak kontaktu?". Wraz z czytaniem zrozumiała, z czym ma do czynienia. Przedstawili tutaj poszukiwanych za liczne zbrodnie. Gwałty, rozboje, szpiegostwo, morderstwo. Wszystko to podzielone na trzy kategorie: brązową srebrną i złotą, gdzieniegdzie dostrzegła czarną pieczątkę, która nie wiadomo, co oznaczała.
     Państwo musiało użerać się z wieloma wrogami i to ci wewnętrzni stanowili największy cierń w oku. Obróciła przedmiot, lecz prócz okładki nic na nim nie znalazła. Z chęcią dopisałaby wiele nazwisk, których normalna policja, czy też straż miejska mogła, co najwyżej poklepać po ogromnych plecach. Szumowiny na wysokich stołkach, krwawiący, jak każdy, z błękitną linią tylko w domyśle. Cisnęła ze złością tomem w ścianę, powodując hałas.
     Nie zirytowały ją ani lista, ani nadęci arystokraci, lecz zupełnie inny fakt, który uświadomiła sobie, gdy w myślach rozważała plusy i minusy tajnej policji. Nieznajomy próbował jej wcisnąć bajeczkę o tym, jakie ona posiada umiejętności, jak szkoda, by było, gdyby wróciła do roli podtrzymywania ciągłości rodu... Bujdy wyssane z ust kłamcy... Prócz tego, że potrafiła zabić kogoś bezlitośnie, tylko dlatego, że potraktował ją jak lalkę, nie sławiła się niczym istotnym. Więc o co tu mogło chodzić?
     Kiwnęła dłonią do pielęgniarki, że nic się nie stało. W zmęczonych oczach wyczytała wyczerpanie i strach, niestety nie wiedziała, czy zastąpiła je ulga, ognistowłosa zniknęła tak szybko, jak otworzyła niespodziewanie drzwi. Emilia oparła głowę na poduszce i w wygodnej pozycji, zaczęła rozmyślać. "Z jakiej frakcji mógł być ten nieznajomy? Czy wysłał go ojciec, abym nie musiała wracać? Nie, nie.", przykryła dłonią oczy. "Wątpię, aby wiadomości, aż tak szybko dotarłby do pałacu, zresztą matka na pewno usłyszałaby najszybciej... A to mogłoby skończyć się tylko w jeden sposób...". Twarz rodzicielki stanęła jak żywa w pamięci dziewczyny. Smutek połączony z rozczarowaniem oraz mina, mówiąca, że miała racje. Nie pozwoliłaby, aby takie niebezpieczeństwa spotkałoby jej córkę ponownie. "Czyżby więc opozycja? A może jeszcze ktoś inny? Chcą mnie, mojego ciała, a może kontroli? Cholera, to za dużo, jak na mój zmęczony umysł", pulsowanie w głowie stawało się coraz bardziej nieznośne.
— Widzę, że lektura nie przypadła do gustu... — Nieznajomy pojawił się, gdy tylko słońce powoli zanikało za horyzontem, z dłońmi schowanymi za plecami,  w czarnym, długim płaszczu, twarzą jak maska, przypominał posłańca śmierci, albo jej całkowite uosobienie.
— Nie... To nie t.... — Przez gonitwę myśli zupełnie zapomniała o pozostawionym przedmiocie. — Posłużyła jako... wyładowanie frustracji. — Nie była zadowolona z odpowiedzi.
— Poleciłbym zupełnie inną lekture, no ale zawartość tej nie wymaga większego zaangażowania, aby móc o niej kontynuować rozmowę. — Emilia dałaby wiele, aby móc zakończyć ją w kilka sekund. Gość wzbudzał u niej gęsią skórkę. — Wnoszę jednak, że poukładałaś sobie pewne rzeczy w głowie.
— Być może, jednak za nim o tym, zagramy w otwarte karty.... — Spojrzała na niego spokojnym, chłodnym wzrokiem. — Każdy z obecnych tutaj wie, że prócz uporu oraz szczęścia nie mam żadnych nadzwyczajnych talentów. Pomińmy podchody, chce w miarę prawdziwego wytłumaczenia, w które mogłabym uwierzyć. — Poprawiła włosy, opadające na czoło. — Czystą prawdę trudno uzyskać, szczególnie z ust tajnego funkcjonariusza...
— Nie sposób odmówić ci pewnej dozy przenikliwości... — Uśmiechnął się, lecz próżno szukać było w tym uśmiechu czegoś pozytywnego. Wyrachowany, sadystyczny, a zwierciadła duszy skutecznie ukazywały jego prawdziwą naturę. — Nie ukrywam, że przybywając, miałem za całkowitą pewność znaleźć tutaj naiwną dziewczynę, która posmakowała prawdziwego, okrutnego świata, która będzie mi jadła z ręki. Jednak to żaden problem, gdzie zamykana jest jedna droga, otwiera się druga. Awansowałaś z mięsa armatniego na zwykłe narzędzie.
— A jaka to różnica?
— Nie zdajesz sobie sprawy, co daje ci najwyższa błękitna krew. — Ponownie ukrył swoje emocje, oparł się o ścianę. — Z perspektywy prawa jesteś nietykalna, póki ktoś, albo po prostu motłoch nie zrzuci waszej rodziny z tronu. A nie oszukujmy to niemożliwe. Aktualna opozycja to zbieranina patałachów, którzy nie ufają nawet własnym dzieciom. Nie są w stanie skutecznie połączyć siły, aby coś zdziałać. Nie mają nikogo w wojsku, a ilość zwolenników wśród urzędników, czy innych trochę mniej lub bardziej ważnych osobliwości można podać, używając jednej, albo obu rąk. Potrzebuje cię jako złotego klucza, aby otworzyć niektóre ciężkie drzwi i zdobyć przewagę nad Doktorem.
— Bijesz się z lekarzem o władzę? — Nie znała żadnego doktora, który mógłby posiadać wpływy w biurze.
— Nie musisz znać tego człowieka, Emilio, jednak radziłbym ci nie lekceważyć władzy, jaką posiada, a przede wszystkim jego chciwość, pragnienia są równe tym u demonów, a nawet one posiadają więcej współczucia niż on. Ta postać, jeśli go nikt nie powstrzyma, przyniesie zgubę naszemu państwu.
— I że niby ty jesteś lepszy? — Mógł wyolbrzymiać, ile chciał, jednak w jej oczach ten ktoś z opowiadania raczej nie odstawał od niego, jej rozmówcy.
— Nie, lecz moja ambicja potrafi być zaspokojona, w porównaniu do jego. — Otworzył drzwi, chwilę stanął. — Jutro o świcie przyjedzie po ciebie auto, a rozkazy o zmianie jednostki oraz dalsze instrukcje, znajdziesz w teczce na tylnym siedzeniu.
— Skąd pomysł, że się zgodziłam?
— Gdyby było inaczej, zakończyłabyś rozmowę już na początku, w końcu nawet szczury mogą być ciekawe dla księżniczki z podniebnego zamku. Nie wspominając o uporze oraz dumie, które nie pozwolą ci wrócić do rodziców. Posmakowałaś wolności, a to najgorszy narkotyk. — Nim otrzymał odpowiedź, już go nie było, pozostawiając lekko zszokowaną dziewczynę w sali. Pozostawiając sprawę własnego bezpieczeństwa, zamknęła oczy. Być może właśnie wpadła z deszczu pod rynnę.

krajew34

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy i przygodowe, użył 1977 słów i 11619 znaków, zaktualizował 1 lis 2022. Tagi: #armia #wojsko #tajnapolicja

2 komentarze

 
  • shakadap

    Dzięki.  
    Świetne, jak zwykle.
    Pozdrawiam i powodzenia.

    1 lis 2022

  • krajew34

    @shakadap dzięki za wizytę oraz komentarz.

    1 lis 2022

  • emeryt

    @KontoUsunięte, popieram Ciebie w 100% . podziwiam też za twoją uwagę w czytaniu, oraz w odpowiedzi, brawo, lecz wypada też podziękować Autorowi, co niniejszszym czynię: odcinek napisany wspaniale, lecz dosyć długo kazałeś na niego czekać. Serdecznie pozdrawiam, życząc dużo zdrówka.

    30 paź 2022

  • krajew34

    @emeryt na siłę nie chciałem pisać,  dzięki za wizytę oraz komentarz.

    30 paź 2022