Uciekał przez zarośla, raniąc sobie twarz i ręce, gałęzie boleśnie uderzały w różne części ciała. Szczękanie psów i krzyki strażników dodawały sił, aby przeć do przodu. Wystający korzeń szybko przerwał bieg, a dość głęboki parów, czy raczej dziura w ziemi uświadomiła go o potędze grawitacji i twardości podłoża.
Z zawrotami głowy spoglądał na zielone korony, próbując dojść do siebie. Piskliwy dźwięk zniekształcał nadchodzącą pogoń, ale wiedział, że nie miał zbyt wiele czasu. Ból w nodze, uzmysłowił mu również nikłą szansę zwycięstwa, a wystająca kość skutecznie ją zniszczyła. Jak głupi ranny jeleń, czekający na sforę. Wzrok powędrował na ręce. Rany po poparzeniu zagoiły się po drodze, znikając całkowicie, kiedy i jak? Wpływ tej cholernej substancji? Czy jego ciało wciąż można nazwać ludzkim?
Szybko zamienił wątpliwości na głupi, ale mimo to jakiś pomysł. Zamknął oczy, spróbował poczuć obcą energię, płynącą w nim. Pierwszy raz nieudany, drugi też, słuch wreszcie powrócił do normalnego stanu, informując go, że lada moment wbiegną tu bestie, gotowe zagryźć go i rozszarpać. „Dalej, raz ci się udało, to kolejny raz też”, dodawał sobie otuchy w myślach. W końcu wyczuł czarne, smoliste wici, wyglądające jak krwiobieg, choć z energią zamiast krwi. Z wielkim trudem podjął próbę przekazania większej mocy w stronę kości, jawiącej się w kolorze nocy. Pot oblepił plecy, a bladość ustąpiła miejsca zaczerwienieniu, wysiłek przyniósł rezultaty. Z ledwością powstrzymywał się od krzyku, gdy gnat wracał na miejsce, nikły wszelkie obce organizmy, a skóra pokrywała wszystko od nowa.
Jeden z psów wściekle rzucił się na niego, głośno ujadając, obrzucając wszystko gęstą śliną. Bydle miało siłę, sekundy dzieliły kły od gardła Samuela. Jedną dłonią w szaleńczej próbie przetrwania szukał choćby gałęzi, kamienia. Chwycił coś twardego i rzucił w stronę psa. Ten zaskamlał, gdy trafił go w nos. Człowiek musiał to wykorzystać, podbiegł do zdezorientowanego zwierza i skręcił mu kark. Sapiąc głośno, oparł zmęczone ciało o pień drzewa. U góry widział lśniące w blasku słońca elementy wyposażenia ludzi z pogoni, a kolejne ogary zaczynały brzmieć coraz głośniej.
„A jakby spróbować ukryć się w pniu? Z cieniem zadziałało, tu też powinno.”, z optymistycznym, a raczej z desperackim nastawieniem spróbował scalić siebie z drzewem. Ręka powoli znikała w drewnie, podobnie jak reszta ciała. Los bywa jednak przewrotny, pokazując, dlaczego często przedstawiano go jako koło... Ugrzęzł ani w jedną stronę, ani w drugą, energia wciąż wypływała na darmo, a z jej ukończeniem wróci do poprzedniego stanu, a raczej z połówką, która zostanie.
Nieudany eksperyment zginął z powodu nieudanego eksperymentu. Niedoczekanie. Podwoił ilość mocy i w ostatnim momencie zakończył próbę, znikając bezszelestnie. Z głośnym, nie z dudniącym sercem obserwował, jak zwierzęta gubią zapach i drapią korę. Strażnik uderzył w pysk jednego z nich, Samuel niemal widział brud na jego ręce. Coś krzyczeli, coś pokazywali, ale strach zagłuszał każdy dźwięk. W końcu rozpierzchli się, pozostawiając jednego z tyłu.
Naiwniak oparł się o pień, poprawiając broń na pasku. Wyjął z kieszeni zapałki i skręty z marnego tytoniu. Papierosy były cenny towarem wymiennym, kto wie, kogo będzie musiał nimi przekupić. Spokojnie odpalił z głośnym sykiem i przytknął płonącą główkę do końcówki papieru. Uciekinier powoli wyciągnął rękę z kryjówki, nie miał zbyt dużo czasu, odpiął powoli bagnet przeciwnika i wbił między żebra, wprost w serce. Nim jednak tamten krzyknął, zabójca chwycił go i zasłonił mu usta. Celny cios zgasił szybko płomyk życia. Z paska wziął manierkę, otworzył ją, aby móc ugasić susze w ustach. Po łyczku jednak wypluł. Alkohol i to mocny.... Czy miał jednak inne wyjście? Opróżnił wszystko, ze zdumieniem stwierdzając, że jeszcze bardziej chce mu się pić, ale nie odczuwał żadnych skutków. Czyli mógł zapomnieć o upiciu się do nieprzytomności...
Kontynuował przeszukanie, kilka banknotów, paczka papierosów, cztery magazynki, bagnet i karabin... Przeciwników naliczył około dziesięciu, teraz dziewięciu, pięć psów... Amunicji powinno starczyć, pytanie, czy dostaną posiłki? Głupie pytanie, dostaną. Czas gonił, las duży, ale nie ogromny, w końcu tu przyjdą. Dopiero teraz, gdy adrenalina choć trochę zmniejszyła swoją objętość w krwi, sprawdził stan nogi. Prócz poszarpanego materiału spodni, wyglądała jak nowa. Sprawdził, ile mu zostało dziwnej energii. Niestety zużywana ilość znacząco przekraczała to, co odzyskiwał w cieniu. O zwiększeniu szybkości, siły, a tym bardziej o niezniszczalności mógł zapomnieć, tu nawet nie chodziło o sposób, ale o braku informacji, ile to będzie go kosztowało.
Ucieczka w cień... To mogła być dobra droga do zwycięstwa... gdy już to uczynił więcej niż raz, pochłaniała praktycznie minimalną ilość, a przynajmniej tak przypuszczał. Powolna eliminacja, tylko tak wykorzysta swoje możliwości. Trupa ułożył pod drzewem, wspiął się na wzgórze, po chwili głośno krzyknął. Nie czekał długo, aż idioci przybiegli na miejsce, psy uwiązali na krótkiej smyczy, myśląc, że ogłupiały. Samuel sprawdził, czy pocisk znajduje się w komorze, spowolnił oddech i zaczął strzelać, trafiając w zwierzęta, kilka z pocisków trafiły jednego durnia, pilnujących bestii. Szybko otrząsnęli się, odpowiadając ogniem, wprawdzie niecelnym, ale zmasowanym. Jednak Samuela już tam nie było, wpojono mu, że snajper musi zmieniać pozycje.
Zatopił się w cień i zajął kolejne miejsce. Powoli zaczęli podchodzić tam, skąd przedtem oddawał strzały. Przynajmniej w takim momencie pokazywali podstawowe szkolenie, próbując oskrzydlić wroga. Szkoda, że tak późno. W oddali zaczęły zanikać kwilenie ostatniego z psów. Ale co teraz? Za nim mignęła raca, szybująca przez niebo. Kątem oka dostrzegł, jak jeden z żołnierzy wyciąga i próbuje wystrzelić. Szybko przyłożył oko do przyrządów celowniczych i wystrzelił, niestety w ostatnim skurczu ofiara pociągnęła za spust, posyłając odpowiedź. Został okrążony i zarówno on o tym wiedział, jak i pogoń.
Nie musiał jednak wszystkich zabijać, postrzelił ponad połowę i znowu zmienił pozycję. Podziwiał jednak tych durniów, pomimo strat, wciąż nie widział w ich oczach strachu. Przeniósł się do jednego z zabitych i korzystając z cienia, wziął rewolwer wraz z amunicją, niesioną w torbie. Spokojnie obserwował z dość sporej odległości, siedząc na drzewie, jak opatrują rannych, chowając się za sporymi kamulcami. Teraz trzeba zobaczyć, co przyniosą ich posiłki.
Nadeszli jakiś czas później, w zupełnie innych mundurach, a dowodziła nimi... kobieta. Jej włosy podobne do jego, lecz bardziej naturalne, srebrne niż siwe. Intrygowało go, w jaki sposób w zawodowej armii, na co wskazywało zachowanie i ekwipunek przybyłych, przeskoczyła na drabinkę frontową. Wiedział jedno, nie mógł jej zabić, inaczej ściągnie na siebie gniew kogoś naprawdę wysoko postawionego, wolał nie myśleć, jak wysoko... Oczywiście najpierw musiał przeżyć... Tu potrzeba zaskoczenia i szybkości, po rozproszeniu wrogów na danym obszarze mógł pomarzyć o zwycięstwie, gdy kula trafi go z danego krzaka, albo innej kryjówki. Złamał broń, sprawdzając stan bębenka i złożył, sześć pocisków, dziewczyna miała coś znacznie lepszego pistolet.... Mógł mieć w sumie trzynaście pocisków, jak jej go odbierze. Resztę załatwi bagnet. Odciągnął kurek i wskoczył w cień.
Pojawił się momentalnie przed Emilią, łokciem uderzył w brzuch, złapał za oręż i przerzucił ją przez ramię. A po chwili zaczął śmiertelny taniec, karabin na tym dystansie przez swoją długość był bez szans. Ciągle w ruchu, biorąc żywe tarcze, opróżnił zarówno bębenek, jak i magazynek. Używając bagnetu oraz swojej zwinności po kolei zajmował się wrogami. Nie były to owieczki, kule latały tuż obok niego, a liczba ran wzrastała z każdym kolejnym zabitym. Krew barwiła naturę oraz krajobraz, a ciała powoli stygły, zalegając na trawie.
Wyczerpany, brudny spojrzał na dziewczynę i kałużę szkarłatu przy jej głowie, musiała trafić akurat na kamień.
— Nic jej nie będzie, o ile zostawisz ją w spokoju. — Wycelował pustym pistoletem w stronę mówiącego starca. Ten w spokoju rozejrzał się po pobojowisku. — Tylko dwóch przeżyło... czy raczej on i ona przeżyli. Spodziewałem się po nim czegoś lepszego, a został zaskoczony, jak dziecko. — Uklęknął przed konającym, pocisk trafił prosto w gardło. Umierający spoglądał z otworzonymi szeroko oczyma, nie wiedząc, co go czeka. Starzec szepnął jakieś dziwne słowa, rana zmniejszyła się, a obrzydliwy charkot znikł, poszkodowany zasnął. To samo nieznajomy zrobił z nieprzytomną dziewczyną.
— Kim ty, do jasnej cholery jesteś? — Rzucił pistolet i usiadł zmęczony na trawie.
— Ja? Posłańcem, tylko posłańcem — odparł, zajmując miejsce obok. — Choć tej dwójki nie zamierzam oddawać swojemu aktualnemu mocodawcy, jeśli tak miałbym go określić.— Poprawił czapkę na głowie. — Ale nie musisz więcej wiedzieć..., Jeśli nie dotrzesz do domku, raczej nic z ciebie nie zostanie. Może ci się wydawać, że nie użyłeś dużo tej mocy, lecz do kontroli ci dużo brakuje, chociaż wątpię, byś dzisiaj przeżył, gdybyś ją miał. Taka zwinność i siła nie jest naturalna, a walka raczej nie sprzyja logicznemu myśleniu. Idź przed siebie. — Wskazał drogę przed nim. — Jeśli starczy ci sił, dotrzesz na miejsce, gdzie się tobą zajmą.
Samuel wstał, organizm działał na oparach, wyłączając już nawet myślenie. I ruszył niczym żywy trup. Nie chciał myśleć, kto się nim zajmie, co znajdzie, jaki los mu szykują. Szedł powoli, jakby chciał dotknąć każde napotkane drzewo, raz po raz ziemia zmieniała się miejscem z niebem. Prymitywny instynkt kazał mu przeć naprzód, póki nie znajdzie schronienia. Zajęło mu to minuty, może godziny, sam nie wiedział, rzeczywistość rozmywała się z każdym krokiem, wreszcie dostrzegł mały, drewniany budynek z dymiącym kominem, a przed nim siedział ten sam irytujący pomocnik Doktora wraz ze swoim ludźmi. Na ten widok tylko westchnął ciężko i upadł, niech się dzieje, co chcę. Ciemność wreszcie odebrała mu przytomność.
3 komentarze
Almach99
Pomysl ciekawy. Troszke w klimatacj I wojny z szalonym naukowcem i NKWD w tle. Mam nadzieje, ze Samuel wyjdzie zwyciesko z uzaleznienia.
krajew34
@Almach99 tak właśnie miałem w głowie, cieszę się, że tak to odebrałeś. Dzięki za wizytę oraz komentarz.
shakadap
Brawo. Jak zwykle świetne opowiadania.
Pozdrawiam i powodzenia.
krajew34
@shakadap miło mi, dzięki za wizytę oraz komentarz.
emeryt
@krajew34, nareszcie kolejny odcinek.
To sam artyzm w twoim wykonaniu. Warto było trochę poczekać. Akcja tak gwałtownie przyspieszyła. Aż miło było czytać. Serdecznie pozdrawiam, życzę dużo zdrówka, unikania kłopotów, oraz aby wena stała przy Tobie cały czas.
krajew34
@emeryt bez przesady, normalny rozdział, ale miło mi za tak dobre słowa. Dzięki za wizytę oraz komentarz.