Czarna Błyskawica - Rozdział 5

Wielkie kominy wypuszczały z siebie tonę czarnego niczym noc dymu. Widzieli to z daleka, trzęsąc się na wybojach. Przedstawiali ciekawy widok, weterani o pobladłych twarzach spoglądali tępo przed siebie, a młodziki nie mogli usiedzieć na miejscu, kręcąc głową i wypatrując nieznanego.
     Samuel mógł w spokoju wspominać przeszłość, podróż powodowała uczucie deja vu. Nie potrafił tego wyrzucić z głowy, pamiętał każdą twarz zarówno więźniów, jak i strażników, tylko zamiast lejącego deszczu, niebo pokrywały białe chmury. W tej okolicy słońce przeważnie nie wychodziło zza tej pierzastej osłony. Odkąd trafił na ulicę, marzył o śmierci, marzył, że wreszcie w spokoju zamknie oczy i pozostawi ten świat za sobą, jednak w porównaniu do innych chciał zginąć w walce, zwyciężony przez silniejszego, zmieciony rękoma losu.
     Ilu zabił na tej ścieżce? Jak dużo przelał krwi? A kogo to obchodziło, w końcu nie byli wiele warci, skoro z nim przegrali. Z jednej strony odczuwał satysfakcje, a z drugiej rósł w nim gniew, aż zaatakował kogoś, kogo nie powinien... Nawet wtedy los ponownie z niego zadrwił. Oczekiwał w zatłoczonym lochu na swoją egzekucję, wiedział, że mu nie popuszczą. Zabił kilku żołnierzy i głupawego oficera. Ze szlachtą się nie zadziera, a przynajmniej nie w ten sposób. Bolesna, choć potrzebna lekcja.
     Pewnego dnia został zabrany, lecz nie na szubienicę, przetransportowano go do obozu, gdzie od razu ustalono jego przeznaczenie. Kiedy zaprzestał oporu, kiedy zrozumiał, że wystarczy poczekać, zamiast rzucać się na wszystkich? Nie pamiętał jak zresztą wiele potrzebnych oraz niepotrzebnych rzeczy.
     Kątem oka dostrzegł zarys zardzewiałej bramy, przekroczyli próg kolejnej mordowni. Smród zwalał z nóg, a liczne muchy doprowadzały do szaleństwa. Po opadnięciu rampy doświadczeni natychmiast ustawili się w dwuszereg, chwile później dołączyli do nich nowi. Rozkazy nie były potrzebne, wiedzieli, co robić, a przynajmniej "stali" bywalcy.
     Odsunęli z głośnym hałasem metalowe wrota i pośród haków z wiszącym mięsem ruszyli dalej. Ćwiartowanie, oczyszczanie z wnętrzności oraz inne mniejsze lub lepsze przyjemności nie stanowiły ich celu. Nie... Samuel nie patrzył na kolegów i koleżanki, podszedł do zakrwawionego stołu, gdzie leżały liczne noże. Preferował sztylety, lecz tu nie pozostawiali możliwości wyboru.
     Odryglował jeden z boksów. Na posadzce stał mały cielak, jego niewinne oczy spoglądały na naszego bohatera. Wolał zabijać świnie, brudne, brzydkie, a nie to niepozorne coś. Ciągle coś wolał, jakby to miało cokolwiek zmienić. Sprawdził kciukiem ostrość narzędzia, tępe cholerstwo. Znowu będzie trzeba chodzić w cuchnącym ubraniu, nim po tygodniu wydadzą inne. Gdzieś w oddali rozbrzmiewały krzyki, jęki. Ukryci instruktorzy za chwilę zaczną działać, powodując u wielu wychowanków traumę.
     Westchnął ciężko i powoli podszedł do zwierzęcia. Nie odczuwał wyrzutów sumienia, nie miał oporów, kolejne zadanie, nie więcej, nie mniej. Przez kolejne minuty działał metodycznie, najpierw poderżnął gardło, używając do tego bardzo dużo siły, a następnie spoglądał w oczy zwierzęcia. Było coś interesującego w tym, jak w tych zwierciadłach duszy powoli gaśnie światełko istnienia. Starannie wytarł ostrze o bok martwego zwierzęcia. Początkowa ciekawość ustąpiła miejsca nudzie, większą przyjemność dawało zabicie silniejszego przeciwnika, niż bezbronnego. Jak odczuwać satysfakcje z ostatecznego rozwiązania, skoro poszło tak łatwo? Ta znikająca pewność siebie, ustępująca miejsca lękowi, gdy ofiara uświadamia sobie, że zawiodła, że to ON, wróg wygrał.
     Z głośnym łoskotem upuścił nóż na stół i spokojnie stanął przy nim. Skończyły jeszcze dwie osoby, a właściwie jedna. Bliźniaczki Lydia i Layla tworzyły jedność. Obie niskie i rok albo dwa starsze od Samuela. Coś go do nich ciągło, ale jednocześnie odpychało. Podziwiał je za kunszt, jaki pokazywały w czasie ćwiczeń z bagnetem, ich siłę trudno było przeoczyć, jednakże jak każde wyróżniające się jednostki okazywały pewne skłonności. Chodziły plotki, że za pewne usługi, o których krążyły niemalże legendy, dostawały wannę pełną krwi. Kąpiele odbywały co pełnie księżyca, stąd przylgnęło przezwisko szkarłatne wiedźmy. Uwielbiały przemoc i dokuczanie Świeżaka, choć jest to zbyt delikatnie określenie tego, co im robiły. Nigdy nie przeklęły, nigdy nie podniosły głosu, znały na pamięć całą dworską etykietę, mogłyby ze spokojem urzędować na szlacheckich balach, gdyby nie jeden, mały szkopuł... Zadźgały ojca, matkę i każdego w domu, włącznie z kotem i psem.
     Nie zajmował nimi zbyt długo myśli, z jednej strony te wspaniałe figury zachwycały wzrok, jednakże obrazy tego, co mogły zrobić temu zwierzęciu... Przemoc nie była mu obca, lecz zbytnia makabra zabierała cenny czas i raziła w oczy. To tak, jakby, zamiast przestrzelić głowę, albo wbić nóż w serce, strzelić do ofiary z ciężkiego działa.
— Patrz, lady Wayworth, nasz żołnierzyk skończył przed nami. — Lydia powoli podeszła do Samuela, a jej ręka spoczęła na jego ramieniu.
— Czego więcej oczekiwałaś, lady Wayworth? — głos Layli dobiegł zza pleców chłopaka. — To tylko żołnierz bez odrobiny wyobraźni, a o finezji nawet nie wspomnę.
— Nie musisz się tak spinać, żołnierzyku. — Zaśmiała się głośno. — Czyżbyś nam nie ufał?
— Mając węża obok siebie, raczej spokojnie nie uśniesz... — Ustawił się plecami do ściany. Wbrew pozorom nie bał się bliźniaczek, ale wiedział również, że w plecy najłatwiej wbić ostrze. Sam wiele razy tak robił.
— Węże? Czyżby chodziło o nas? Jak myślisz, lady Wayworh? — Stanęła obok siostry, Ciemno-zielone ubrania rekrutów całe były we krwi, jeszcze ten upiorny uśmiech na ich twarzach. Tylko głupiec czułby się swobodnie w tej sytuacji.
— Nie doprecyzował gatunku, więc nie wiadomo, czy to obelga, czy pochlebstwo. Jeszcze nie kwalifikuje się na nasze przyjęcie, lady Wayworth. Niestety. — Pokiwała głową, udając jednocześnie żal.
     Na całe szczęście przerwał im instruktor, prowadząc rozpłakaną, bladą resztę. Nie tak łatwo zmienić ludzi w wyszkolonych zabójców. Większość z nich jeszcze nie tak dawno albo czytała książki o podróżach, siedząc w bezpiecznym domu, albo okradała przechodzących ulicą. Walka nie była dla każdego.
     Gdzieś w oddali zabrzmiały krzyki i dźwięk uderzenia pałki. Pytanie, kto dziś wróci ledwo żywy, leżąc na brudnej, mokrej podłodze barki. Perspektywa bólu i upokorzenia skutecznie motywuje do przekroczenia granic. Samuel zignorował nieznośny hałas, spoglądając na wiszące na hakach mięso. Czy to ważne, że jakiś słabeusz dostał to, na co zasłużył? Taki był i będzie świat.
     Aktualnie nie miał powodów do narzekania, póki nie znajdzie upragnionej śmierci, dostawał jedzenie, spał pod dachem, tylko to się liczyło. Nie odczuwał nienawiści do państwa, bo niby po co? Rodzice zginęli z powodu błędu jednego durnia, marzącego o mrzonkach. To przez wybuch stracił nie tylko ich, ale też i pieniądze oraz mały dom. A przegrał tylko z powodu własnej słabości i głupoty....
     Zabicie ważniaka okupiłby siniakami i paroma miesiącami w celi, w końcu wskutek omyłki wypuściliby go. Na komisariacie był większy burdel niż w budynku naprzeciw. Gdyby tylko nie rzucił się na kolejnych... Pięciu na jednego... Jeszcze potem ten oficer i kilku żółtodziobów, totalnie go zlekceważyli, przez co bardzo szybko zginęli. Jednak wtedy przebywał w obozie, w cholernym obozie pełnym żołnierzy. O czym on myślał? To nie książka, w której gość pokonuje wszystkich uzbrojonych przeciwników, po czym ucieka w siną dal. Przeklinał w myślach głupi wpływ adrenaliny i własną pychę. Przysiągł sobie, że nigdy nie będzie w takiej sytuacji i słowa dotrzyma, każdym kosztem. Ruszył za resztą, przechodząc obok dwóch instruktorów, masakrujących dziewczynę. Dla niej może i lepiej, że skończy się tylko na pobiciu.

krajew34

opublikował opowiadanie w kategorii inne i przygodowe, użył 1455 słów i 8339 znaków. Tagi: #armia #wojsko #steampunk

2 komentarze

 
  • shakadap

    Mocny odcinek.
    Brawo.
    Pozdrawiam i powodzenia.

    29 paź 2021

  • krajew34

    @shakadap dzięki za wizytę i komentarz.

    29 paź 2021

  • emeryt

    @krajew34, masz dar do opisywania calego spektrum natury w swoich opowiadaniach, (a przeczytałem je wszystkie). To opowiadanie jest również wspaniałe, jak poprzednie. Jednak do tego podeszłeś całkiem inaczej, to bestwialstwo w pełni swojego rozkwitu. Dzięki za ten kolejny odcinek. Przesyłam serdeczne pozdrowienia.

    27 paź 2021

  • krajew34

    @emeryt ten świat do najprzyjemniejszych nie będzie należeć, jednak postaram się, by nie był zbyt mroczny.  Na razie może tak się wydawać, lecz to z powodu perspektywy i miejsca. Chce uwidocznić kontrast między dwoma światami, pokazać, co będzie gdy się zderzą.  Dzięki za wizytę i komentarz.

    27 paź 2021