".
Zosia uśmiechnęła się do telefonu. Teraz musiała tylko przeczekać do wieczora.
Staś siedział już w parku. Był po kąpieli i w świeżych ubraniach. Siedział na ławce i palił papierosa.
Promienie chylącego się ku zachodowi słońca przebijały się przez gałęzie drzew.
Ścieżką ze strony, w którą patrzył, szła Zosia. Jej włosy były niemal złote w blasku słońca. Cała jej postać jakby wypływała z promieni. Wyglądał niczym postać nie z tego świata. Podeszła do niego i bez słowa odpaliła swojego papierosa. Siedzieli tak obok siebie i wypuszczali chmury szarego dymu.
Trwał to kilka minut. Pierwsza odezwała się Zosia.
-Piękny wieczór, prawda?-powiedziała swoim melodyjnym, przypominającym brzdęk małych dzwoneczków głosem.
Same te słowa wystarczyły, by Staś się rozczulił. Była taka słodka i urocza.
-Trudno się nie zgodzić.-odpowiedział.
Zaczęli rozmawiać o błahych sprawach. Co robili dzisiaj, jak się czują, co ciekawego dziś się im ostatnio zdarzyło. Rozmowa była bardzo luźna i toczona dla samego faktu rozmawiania.
Minęła im tak godzina. W końcu Zosia postanowiła skierować ich rozmowę na właściwy tor.
-Pamiętasz wszystko, co zdarzyło się w sobotę?-spytała niby obojętnie.
-Jak przez mgłę, ale większość pamiętam.-odparł z tym samym ładunkiem emocjonalnym.
-A nas?-spojrzała na niego i w jej oczach było można zauważyć jakiś blask.
-Tak, to pamiętam ze szczegółami.-odpowiedział.
-I co o tym myślisz? To był dla ciebie tylko przypadek?-spytała, a w jej głosie można było wyczuć nutkę napięcia.
-Trudno mi powiedzieć. Po alkoholu i narkotykach nie panowałem do końca nad tym, co się działo. Nigdy nie poszedłbym do łóżka z kimś z przypadku. Ta noc coś dla mnie znaczyła, odcisnęła na mnie swój ślad. Nie wiem jednak, co tym wszystkim myślę. Minęło za mało czasu, bym sobie to wszystko poukładał.-tłumaczył Staś i patrzył przed siebie.
-Dla mnie coś znaczył-powiedziała Zosia, spoglądając na niego.
Staś odwrócił się do niej. Przestraszył się tym, co zobaczył. W całej jej postawie było widać nadzieję i wyczekiwanie. Przestraszył się, bo nagle poczuł, że to spotkanie nabrało wielkiej wagi.
-Wybacz, jeśli cię przestraszyłam…po prostu chciałam..chciałam powiedzieć, że po tej nocy chyba coś do ciebie czuję. Lubię grać w otwarte karty. Jeśli to, że się przespaliśmy, nie znaczyło dla ciebie tyle, co dla mnie. Jeśli nie chcesz mnie więcej znać, to powiedz. Nie obrażę się. Po prostu chcę wiedzieć, na czym stoję. Jednak jeśli, masz szczere chęci, to moglibyśmy się zacząć spotykać.-powiedziała z powagą w głosie.
Stanisława zamurowało. Ta dziewczyna naprawdę mu się podobała. Jednak zrzuciła na niego taką bombę emocjonalną, a jeszcze się z niej nie zdążył otrząsnąć.
Zaczęła się w nim toczyć walka wewnętrzna. Rozpatrywał wszystkie za i przeciw. Bądź co bądź Wiktorię znał tylko od kilku dni. I cały czas podkreślała, że jej się nie podoba. Przyjaźń to raczej jedyne uczucie, jakim mogła go obdarzyć. Natomiast Zosia wprost mu komunikowała, że go chce. A on czuł, że mogliby do siebie pasować. Sam nie wiedział, co powiedzieć. Musiał znaleźć złoty środek.
-Może nie śpieszmy się tak, ok? Znamy się ledwie od dwóch dni. Dajmy sobie czas. Wydajesz się wyjątkowa. Po co psuć wszystko deklaracjami na wstępie? Po spotykajmy się, porozmawiajmy. A za kilka tygodni oboje zdecydujemy, czy chcemy czegoś więcej, co ty na to?-spojrzał na nią i wyczekiwał reakcji.
-Myślę, że to dobry pomysł-powiedziała z lekkim uśmiechem na ustach Zosia.
Spędzili cały wieczór w parku. Kiedy zaszło słońce, a na niebie pokazały się gwiazdy, zaczęli się w nie wpatrywać. Siedzenie na ławce było niewygodne. Poszli na niedaleko położoną polanę I usiedli na trawie. Rozmawiali przez kilka godzin. Zosia także miała artystyczną duszę. Interesowała się grafiką. Rysowała, malowała, tworzyła projekty graficzne. Lubiła historię sztuki I chodzenie na wernisaże oraz wystawy. Jej marzeniem było dostać się na Akademię Sztuk Pięknych I zostać malarką.
Śmiali się I rozmawiali. Rozmawiali I śmiali. Liczyli gwiazdy I słuchali odgłosów nocy. Park o 1 w nocy był dość spokojny. Większość ludzi już go opuściła. Tylko gdzie niegdzie na ławkach siedzieli mężczyźni z alkoholem w ręce.
W pewnym momencie Zosia przysunęła swoją dłoń do dłoni Stasia I chwyciła go za nią. Trzymali się tak za ręce I łaskotali palcami.
Mijały kolejne godziny. Założyli się, że kto zobaczy spadająca gwiazdę, musi pocałować drugą osobę. Mimo braku dużej ilości gwiazd, Zosia zaskakująco często całował Stasia.
Leżeli tak na trawie, nad nimi latały nietoperze. Opowiadali sobie bajki, recytowali wiersze I śpiewali piosenki. Byli tak ze sobą całą noc. W końcu około 4 zaczął wstawać świt.
Uświadomił im, ile czasu tu spędzili. Oboje uznali, że czas wracać do domu. Staś odprowadził Zosię do jej domu. Ona objęła go na pożegnanie I pocałowała w policzek.
-Było fajnie-powiedziała.
-Mi też się podobało-zaśmiał się chłopak.
-Kiedy znowu się spotkamy?-spytała.
-Nie wiem, możemy za niedługo-odpowiedział.
-W piątek Julia urządza domówkę u siebie, bo jej rodzice wyjeżdżają na wakacje. Poszedłbyś ze mną?-spytała, spoglądając na niego.
-Pójdę-obiecał Staś.
-W takim razie do piatku-powiedziała I weszła do swojego domu.
Staś szedł w stronę swojego. Wschodzące słońce oświetlało puste ulice. Czuć było chłód.
Staś zapalił papierosa i przyspieszył kroku.
5 komentarzy
Ramol
Po słowie "wędzidle" zamiast "ten" winno być "Staś". Przepraszam za błąd
Ramol
Nie do końca rozumiem wahania i postępowanie Stasia i Zosi. Wiktoria wie czego chce: liczy na powrót dawnego kochanka i trzyma następcę-zastępcę na krótkim wędzidle. Ten zaś jest zapatrzony w atrakcyjną laskę (której mogą mu zazdrościć koledzy) ale podświadomie wciąż adoruje Zosię. Taki stan może trwać długo (nawet do brutalnego mordu). Zabójcą ma szansę być każde z trojga. To Ty jesteś autorem i twórcą owych bohaterów (a może dewiantów seksualnych) więc zwalanie odpowiedzialności na czytelników jest nieetyczne. Chciałbym w następnych odcinkach przeczytać o logicznie akceptowalnych zdarzeniach i móc ocenić kto jest "cacy" a kto "bee". Pozdrawiam.
Philips123
Oooo, wreszcie na głównej xD
kula45
Lil jeżeli tak to byłby bardzo głupi
Lil
Wiktoria>Zosia