Pamiętam jak ze swoim kuzynem Michałem chodziliśmy na pobliski poligon u dziadków. Nie był to poligon dziadków, ale znajdował się on niedaleko ich siedliska. Biegaliśmy tam mimo zakazu szukając łusek, każdy z nas opowiadał marząc, że to właśnie on znajdzie zgubiony przez żołnierza karabin albo granat. Niestety nie znaleźliśmy takich fantów, ale za to przydarzyła nam się inna historia, która z poligonem nie ma nic wspólnego. Jechaliśmy na rowerach wzdłuż trasy szybkiego ruchu, były tam zajazdy do leśnych ścieżek przy których stały panie trudniące się nierządem, widzieliśmy z daleka jak jedna z pań wsiada do żółtego busa i odjeżdża w głąb lasku. Ruszyliśmy śladem auta, niestety byliśmy zbyt wolni i nie dogoniliśmy go, więc pojechaliśmy dalej. Były to wakacje, więc wiele osób siedziało nad pobliskim jeziorem, gdy tam zajechaliśmy to faktycznie było tam dużo osób, co zniechęciło nas do siedzenia tam, więc wróciliśmy do babci. Akurat dobrze się złożyło, bo babcia dała nam kluski na obiad i kazała pomóc dziadkowi, gdyż podobno był za stodołą, faktycznie był. Pił z sąsiadem zza miedzy gorzałkę, ale wtedy byliśmy zbyt młodzi żeby mu pomóc w tym. Poszliśmy więc do sadu na jabłka, ale jednak jabłka jeszcze nie wzeszły, może i dobrze, bo jabłka po kluskach i mleku, mogłyby wprawić nasze żołądki w zakłopotanie. Potem Michał musiał wracać do domu, a ja nie musiałem, więc nie wróciłem.
1 komentarz
Andrzej 64
Od kiedy to przedszkolaki biorą się zapisanie erotyków? Totalny kanał...