Przypadki Krzysia (20) Książka, która ratuje życie

– Zobaczę, co się jej stało – Paulina oderwała się ode mnie, kiedy za Andżeliką zatrzasnęły się drzwi sauny. Różne pomysły przychodziły mi do głowy, ale niech dziewczyny załatwią to między sobą.  
– Jak się bawiłeś? – zapytałem nieco złośliwie Marka, który zaczął już czerwienieć na górnej półce. – Polać kamienie?  
– A weź polej, one szybko nie wrócą – odpowiedział wachlując się ręcznikiem. – Nie powiem, by mi się to podobało. Wiesz, to jest takie, jakbyś... – szukał właściwych słów. – Na przykład nacierał siusiaka mydłem. Poza tym, łosiu, ile razy ci mówiłem, że Andżelika na mnie nie działa. Mogłaby tu stać nago i nawet skórę zrzucać, nawet by mi nie drgnął.  
– Coś za długo tam są – zdenerwowałem się. – Pójdę zobaczyć, czy nic złego się nie dzieje.  
Obie dziewczyny stały pod prysznicem i o czymś tam gadały. Andżelika odzyskała już naturalne kolory, zatem jej złe samopoczucie było bardziej polityką niż czymś poważnym. A może po prostu nie była nigdy w saunie.  
– No to lecimy pod prysznice – rzucił Marek gdy wróciłem i podgrzałem się nieco. Dziewczyny dalej się pluskały, my z Markiem zajęliśmy prysznic obok. Obserwowałem kąpiące się dziewczyny, było dla mnie oczywiste, że Andżelika łypie okiem w naszą stronę. Postanowiłem się z nią podrażnić na początek, jako preludium tego, co zaplanowałem później. Bezceremonialnie stanąłem za Markiem i zacząłem mu myć plecy, starając się wytworzyć tyle piany, ile tylko było możliwe. Wrocławska woda nie jest może zbyt miękka, ale jak się człowiek postara, efekty mogą być nawet niezłe. Następnie obróciłem Marka aby stanął w kierunku naszych pięknych pań, po czym przeniosłem wyprodukowaną pianę na jego brzuch i podbrzusze. Andżelice wręcz oczy wychodziły na wierzch i to było właśnie to, o co mi chodziło. Gdy brzuch Marka był pokryty, sięgnąłem ręką do jego klejnotów i zacząłem mu myć siusiaka. Oczywiście tak, by większość była pozostawiona domysłom.  
– Co robisz – syknął Marek prosto do mojego ucha.  
– Teatr dla Andżeliki – wyszeptałem. Markowy narząd zaczął powoli pęcznieć, ale w końcu teatr to nie kino porno.
– Patrz Andżelika, patrz – powiedziałem głośno. – Zdaje się, że właśnie to pobudzało twoją wyobraźnię przez ostatnie dwa tygodnie, prawda? Ale nie dla psa kiełbasa, możesz obejść się jedynie smakiem – zakończyłem zjadliwie. – Podejrzewam, że Marek prędzej podłoży swojego pod pociąg, niż da tobie skorzystać.  
W tym momencie Andżelika obróciła się i zdecydowanymi ruchami opuściła łazienkę. Paulina patrzyła na to wszystko przerażona.  
– Krzysiek, co ty robisz, na litość boską – upomniała mnie. – Ja wiem, że jej nie lubisz, ale...
– Paulina, przestań – ofuknąłem ją, zlewając z Marka całą pianę. – Nie znasz całej prawdy i nie wszystko się nadaje dla twoich uszu. Ja z nią jeszcze nie skończyłem.  
Może mi się wydawało, ale Paulina patrzyła na Markowy narząd z przerażeniem pomieszanym z pożądaniem. Trochę usiłowała się krygować, to obróciła się, zmieniła pozycję, ale jej wzrok zawsze wracał w to miejsce. Niepokoił mnie tylko jej wyraz twarzy, coś mi się nie do końca zgadzało, tak chyba nie patrzy kobieta napalona, no ale ja w tej dziedzinie nie miałem większego doświadczenia.  

Poszedłem zobaczyć, co robi Andżelika, celowo nie owijając się nawet ręcznikiem. Niech widok mojego fiuta ją drażni i dręczy. Nic z tego jednak nie wyszło, Andżelika ubierała się i suszyła włosy. Czyli jeszcze jakiś czas nie wyjdzie. Wróciłem do pryszniców i sparaliżowało mnie od wejścia: Paulina, naga jak Ewa w raju, ogromnym białym ręcznikiem wycierała Marka, stojąc do niego przodem, od jeszcze sterczącej parówy Marka dzieliły ją nawet nie centymetry.. Wszystko zagotowało się we mnie momentalnie. Historyjka o kochaniu Pauliny jest właściwie tylko na jej użytek, ale przecież jest moją partnerką. Czyżby to była z jej strony jakaś demonstracja?  
– Już nie musisz się tak poświęcać, daj ten ręcznik – zaśmiałem się sztucznie, gdy wróciłem pod prysznice.  
– Jak zaczęłam, to skończę – odburknęła Paulina. A w tą co znowu wstąpiło? Popatrzyłem uważnie tym razem na Marka. Na jego twarzy nie było tego zniesmaczenia co w saunie, kiedy dobierała się do niego Andżelika. Przestało mi się to wszystko podobać.  
– To ci pomogę z drugiej strony – postanowiłem wprowadzić zasady wolnego rynku, wziąłem drugi, nieco mniejszy ręcznik i wycierałem Markowi plecy. Paulina nawet nie zareagowała i zawzięcie suszyła mu pachwiny. No no...

– To my już pójdziemy – powiedziała Paulina, gdy kończyliśmy herbatę w kuchni.  
– Odprowadzimy was na pociąg, jeszcze się pogubicie w tej ciemnicy. Droga jest może prosta, ale są tu osoby, które mają problem w ciemnościach.  
Aluzja do wydarzeń w hotelu w Szklarskiej Porębie byłą szyta zbyt grubymi nićmi, by Andżelika nie domyśliła się o co chodzi. Skrzywiła się, jakby połknęła cytrynę i rzuciła mi nienawistne spojrzenie. Tymczasem ubraliśmy się i opuściliśmy gościnną willę.
– Pilnuj Pauliny – szepnąłem Markowi. Ten wywiązał się z zadania znakomicie, rozłożył nad nią parasol i objął w pół. Ja natychmiast znalazłem się przy Andżelice.  
– A ty czego tutaj? – rzuciła zaczepnie.  
– Mam ci coś do powiedzenia. Tyle że tym razem będziesz słuchać ty a nie ja.  
Rozejrzałem się dokoła. Marek i Paulina byli na tyle daleko, że przy zwykłym, niepodniesionym głosie nic nie usłyszą. Paulinę zamierzałem wtajemniczyć innym trybem i jeszcze nie teraz.  
– Słucham – powiedziała drętwo.  
– Chyba już rozumiesz, co się stało, prawda? Tam, w Szklarskiej Porębie?  
– Nie rozumiem o czym mówisz – powiedziała zimno.  
– Nie graj zgwałconej dziewicy przynajmniej raz – ofuknąłem ją – bo imiesłów się nie zgadza, Raczej gwałcącej. I w tę dziewicę też niezbyt wierzę.
– Jak masz mi tak dalej insynuować – zaperzyła się. – Zostaw mnie, bo zacznę krzyczeć.  
– Choć raz bądź poważna i nie zachowuj się jak pięciolatka. Kto tu cię usłyszy?  
Przechodziliśmy właśnie przez klin zieleni, najbliższe zabudowania były na tyle daleko, że ciężko im było nawet policzyć świecące się okna.  
– Zostaw mnie, powtarzam.  
– O nie, laluniu. To dzisiejsze przedstawienie odbywało się wyłącznie dla ciebie, był teatr jednego aktora, może być teatr jednego widza. Dzisiaj zrozumiałaś, czyjego fiuta lizałaś tam w Szklarskiej Porębie. Muszę przyznać, że byłaś w tym dobra.  
Andżelika zatrzymała się i wymierzyła mi coś, co w jej przekonaniu miało być siarczystym policzkiem. Trochę zapiekło, nie powiem, ale nie przyznałbym się do tego przed nikim.  
– Nawet bić nie umiesz – powiedziałem z politowaniem. – Ale mam dla ciebie propozycję, a nawet ultimatum.  
– Ty sobie możesz – tym razem to ona zadrwiła. Nie zamierzałem z nią negocjować.  
– Zatem albo wycofasz tego posta z Facebooka om odlepisz się od Marka aż po koniec dni jego albo twoich albo...
– No co? Myślisz, że się boję?  
– Nie musisz. Po prostu na drugiej grupie fejsbukowej, tej na której nie jesteś adminką, a guziki admińskie ma Marek, ukaże się drobiazgowy opis wydarzeń ze Szklarskiej Poręby. Dowiedzą się wszyscy, łącznie z nauczycielami. Obawiam się, że na zmianie szkoły w twoim przypadku się nie skończy.  
Andżelika roześmiała się w głos.  
– Słowo przeciw słowu. Kto w to uwierzy?  
– Więcej osób niż uwierzyło w to fałszywe pedalskie konto na grinderze. Zresztą zamierzam je pokazać dyrektorowi i poinformować policję. Poza tym... Ktoś cię widział, jak wychodziłaś z naszego pokoju. Nawet nie ktoś, a profesor Dębowy. Jak widzisz, istnieje coś więcej niż słowa.  
Był to trochę blef, Jola coś wspominała, ale raczej o korytarzu. Tyle że Andżelika nie ma szans dowiedzieć się, jak było naprawdę. Aż przystanęła z wrażenia.  
– Jesteś skurwielem – powiedziała cicho.  
– Ja? – zdziwiłem się. – To ja lizałem sobie członka? Nie rozśmieszaj mnie.  
– Nie mamy o czym mówić – powiedziała, a tymczasem dochodziliśmy do stacji. Z kierunku Łanów nadchodzili jacyś ludzie. Byłem ciekaw, co Andżelika zrobi, czy rzeczywiście zacznie wrzeszczeć albo zrobi coś równie idiotycznego, ale rozczarowałem się. Ostentacyjnie odwróciła się ode mnie i podeszła do Marka i Pauliny, stojących ciągle pod tym ogromnym rozłożystym parasolem. Z grzeczności poczekaliśmy na pociąg, który nadjechał wkrótce, rzęsiście oświetlony, wsadziliśmy je, pomachaliśmy na pożegnanie. Zastąpiłem Paulinę pod parasolem im opuściliśmy stację.  
– Damy, psiakrew... Jak to szło? Bawimy się jak damy, a jak nie damy to się nie bawimy – powiedziałem patrząc na niknący pociąg.  

Po Marku nie było widać trudów tej nieudanej imprezy. Zrobiliśmy podstawowe porządki, niewiele tego było i położyliśmy się.  
– Słuchaj, czy Paulina dotknęła ci fiuta? Wtedy pod prysznicem? – zapytałem obcesowo.  
– Pewnie przez ręcznik tak, a może był to po prostu przypadek, trudno mi powiedzieć. Nawet jeśli, niewiele się stało.  
– Mam jakieś dziwne przeczucia – odpowiedziałem patrząc na rozbierającego się Marka. – Ale nie naciskaj, powiem ci, kiedy sobie to wszystko przemyślę, dobra?  
Marek mruknął coś i nie wracał do tematu. Jeszcze jedna dobra strona tego chłopaka, zrobi dokładnie to, o co się go prosi, niezależnie jak bardzo będzie go ściskało z ciekawości.  
– Nie zakładasz piżamy? – zapytałem nieco zdziwiony widząc, jak Marek na golasa włazi do łóżka.  
– A po co, jak pewnie za chwilę to zdejmiemy?  
Jeśli powinna mi się w tym momencie zapalić czerwona lampka, nic takiego nie nastąpiło, może była po prostu zepsuta, a może Marek saute odpowiadał mi w tym momencie najbardziej. Tyle że dalej odpędzałem od siebie najbardziej oczywistą z oczywistych myśli, nawet gdy rano obudziliśmy się wtuleni w siebie jak jakieś bliźniaki. Zamiast wyrzutów sumienia czerpałem przyjemność z leżącego koło mnie, a może prawie na mnie ciepłego, miłego, jeszcze pachnącego drogim mydłem ciała.  

Siedzieliśmy przy śniadaniu, niezbyt wyspani po tym dziwnym wieczorze i jeszcze dziwniejszej nocy, to i atmosfera była senna. Jakaś baba zawodziła w telewizji, po kuchni snuł się Sznurek, rudy kot Marka, licząc zapewne na jakiś ochłap spadający za stołu. Nie przeliczył się zresztą, kawałek parówki wyśliznął się z mojego talerza, spadł na podłogę i to były jego ostatnie momenty, skończył karierę w kocim gardle.
– A właśnie, zapomniałem ci powiedzieć. Masz zaproszenie do Finlandii.  
Mało nie spadłem z krzesła.  
– Ja? – wydusiłem z siebie po chwili totalnego zaskoczenia, po której Kot miał następny kąsek, a właściwie całą parówkę.  
– Uważaj trochę, bo skończysz śniadanie porcją Whiskas – roześmiał się Marek. – Tak, ty. Pani Kurvinen cię zaprasza. Chce zresztą twój numer komórki. Mogę podać?  
– I w jakim języku mam z nią rozmawiać? – zdziwiłem się.  
– Po angielsku, łosiu. Ona jest studentką architektury, w Finlandii to studia wręcz kultowe i byle kogo nie przyjmują. Nazwisko Alvar Aalto słyszałeś?  
Jeszcze nie, ale wszystko da się nadrobić. Przypomniałem sobie elegancką, acz bardzo młodą dziewczynę w seksownym kombinezonie narciarskim opinającym zgrabne piersi. Fajnie byłoby, ale...
– Bo ja jadę pod koniec kwietnia. Ojciec nie widzi przeszkód, uważa że trochę rozrywki mi się należy. Zwłaszcza, że jadę do dziewczyny. On mnie za to gotów ozłocić.  
– A ja? Przecież to kosztuje kupę szmalu. Poza tym matka mnie nie puści.  
Nie po raz pierwszy przekonałem się, że Marka nie przegadasz.  
– O kasę się nie martw, mój ojciec zapłaci. On jest dalej wdzięczny za ta matmę, poza tym zauważył łaskawie, że od kiedy się razem uczymy, moje oceny poszybowały w górę a moja depresja powoli zanika.  
– Matki nie przegadam, nie da rady, zwłaszcza że byśmy musieli się urwać ze szkoły. Dla niej moja szkoła to najważniejsza rzecz na świecie.  
– To też zostaw ojcu, on ma dar przekonywania. Mnie do niczego nie przekona, wiesz, za tamto, ale żebyś widział, jak on potrafi urobić klienta. Wiele razy byłem świadkiem jego rozmów biznesowych. On by potrafił sprzedawać piasek na Saharze.  
Przypomniałem sobie niedawne sceny z przychodni. Faktycznie, potrafi być ujmujący nawet w podbramkowych sytuacjach. Podejrzewam, że gdyby to porno na mnie nie zadziałało, byłby w stanie mi zwalić konia własnoręcznie, byle by załatwić sprawę. Opowiedziałem to Markowi.  
– Tak, to do niego podobne. Dlatego nie martw się, kombinować to on potrafi.  
– A ty co, tak cię fiut swędzi, że musisz koniecznie widzieć się z tą Finką? Bo po tych nagich zdjęciach nie uwierzę, że będziecie sobie patrzeć głęboko w oczy – powiedziałem to możliwie lekko, nie chcąc dać do zrozumienia tego, od czym od pewnego czasu myślę, a o czym zacząłem myśleć jeszcze bardziej po tej nocy.  
– Nie bądź taki zazdrosny – roześmiał się Marek. – Ile razy muszę ci łosiu powtarzać, że w naszych układach nic się nie zmienia? Jak byłeś łosiem tak będziesz – to mówiąc rzucił we mnie parówką.  
– O ty, czekaj młotku – zaśmiałem się, chwyciłem poduszkę od krzesła i rzuciłem w jego kierunku. Po chwili tarzając się po podłodze i dusząc ze śmiechu okładaliśmy się poduszkami. Chyba byłem szczęśliwy, ale nie przyznałbym się do tego nawet pod przysięgą.  

Tak jak było umówione, w poniedziałek poszedłem do Joli. Mieszkała na Krzykach, jakieś pół godziny spaceru ode mnie, niedaleko słynnej willi Colonia, w której podpisano akt kapitulacyjny Festung Breslau. Był już półmrok, o tej porze jeszcze nie jest ciemno, a już trudno odróżnić postaci idące za tobą kilka metrów. Wychodząc z domu wrzuciłem do plecaka kilka książek z mojej dziecięcej półki dla Igi, pewnie jej się spodobają. Mógłbym w zasadzie zabrać wszystko za jednym zamachem, ale lepiej rozłożyć na raty, będzie więcej zabawy, a ja zyskam jeszcze więcej życzliwości. Było chłodno, jak to wczesną wiosną, toteż przyśpieszyłem kroku, choć rozmowy z Jolą bałem się bardzo. Podejrzewałem, co usłyszę i to deprymowało mnie jeszcze bardziej. W pewnym momencie miałem nawet myśli, by zrobić w tył zwrot i wrócić do domu. "Tchórz" – pomyślałem sobie pogardliwie.

Nie minęło chyba piętnaście sekund, kiedy poczułem tępe uderzenie w tył głowy. Starałem się utrzymać równowagę, ale to było dla mnie zbyt wiele, poczułem mdły smak w ustach i osunąłem się na ziemię. Do przytomności przywrócił mnie nagły ostry ból w pachwinie, jakby ktoś wymierzył mi kopa. I to musiał być kop, bo nagle poczułem następny, jeszcze następny i znów tępe uderzenie w głowę. Słyszałem jakieś oddechy, szamotanie, ale niewiele poza tym do mnie dochodziło. Trwało to może minutę, kiedy ze szczytu ulicy dostrzegłem zbliżające się światła samochodu. Musiało to przestraszyć napastników. Jeden z nich nachylił się nade mną i wycharczał mi prosto do ucha.
– Odpierdol się od niej. To jest tylko ostrzeżenie.
Nie zdążył nawet skończyć i puścił się biegiem w stronę najbliższej bocznej uliczki. Tymczasem auto podjechało i zatrzymało się przy mnie. Po chwili wyszła z niego kobieta około czterdziestki, ubrana w drogi ciemny płaszcz i ze starannym makijażem na twarzy.  
– Żyje pan? Nic panu nie jest? – wyciągnęła do mnie rękę i usiłowała mnie podnieść.  
– Nie, nic, dziękuję – odpowiedziałem gramoląc się z brudnego, jeszcze mokrego po porannym deszczu chodnika.  
– Wezwać policję? – zatroszczyła się.  
– Po co? I tak ich nie złapią, są już daleko – wyraziłem wątpliwość.  
– Jak będę do czegoś potrzebna, tu jest moja wizytówka – podała mi kartonik, który bez przeczytania włożyłem do kieszeni. – Jednego z nich mogę opisać, tak więc niech pan się zastanowi. Podwieźć gdzieś?
– Nie, dziękuję, ja tylko na Racławicką – powiedziałem, gdy kobieta wracała już do auta.  

– Krzysiek, na litość boską, co się stało? – krzyknęła jola, kiedy tylko otworzyła mi drzwi.  
– Napadli mnie przed chwilą – przyznałem, wchodząc mocno obolały do holu. – Nawet nie wiem, ilu ich było.  
– Nie trzeba wezwać pogotowia? I zrób coś z tą twarzą – powiedziała, podając mi lusterko, stojące na komodzie. Popatrzyłem. Istotnie, miałem rozcięty łuk brwiowy i lewą stronę twarzy całą zamazaną krwią. Na policzku jeszcze widać było ślady buta. Gdybym kogoś takiego zobaczył na ulicy, wiałbym, gdzie pieprz rośnie. – Chodź do łazienki.  
Z trudem rozebrała mnie do majtek, każdy ruch ciała powodował silny ból. Tymczasem Jola napuszczała wodę do wanny. Tworząca się szybko piana przypominała mi nasze nieudane sobotnie figle w saunie. Uśmiechnąłem się, ale twarz zabolała mnie jeszcze bardziej. Na jedno zwróciłem uwagę – myjąc mnie Jola używała gumowych rękawiczek. na razie nie dało mi to wiele do myślenia, ale czy w gumowych rękawiczkach myje się kogoś, kogo się podobno kocha? Niby żartem zbliżyłem jej rękę do mojego pęczniejącego fiuta, ale nie figle były w głowie.  
– Nie teraz – powiedziała sucho. O co jej chodzi?  
Kąpiel dostarczyła o wiele mniejszych wrażeń, niż te, na które jeszcze przed chwilą liczyłem. Wytarła mnie ogromnym ręcznikiem i pomogła się ubrać. Na wszelkie zalotne dotyki reagowała z obojętnością graniczącą z oschłością.  

Siedzieliśmy na tej samej sofie, na której jeszcze niedawno tyle się działo, ale z tej perspektywy to było wieki temu.  
– Krzysiu, pamiętasz tego doktora, tego co wiesz, nie muszę ci chyba przypominać?  
Zrobiło mi się ciepło. Obrazy z łąki nad Bajkałem wróciły do mnie ponownie. Ten jego dotyk, kiedy manipulował przy moim dydku, by go wsadzić w gorącą dziurkę Joli.  
– Wiem, że nie żyje, widziałem w telewizji.  
– Doktor Burdzy popełnił samobójstwo – powiedziała jakimś obcym tonem. – I zostawił listy, jeden był dla mnie. Doszedł przed kilkoma dniami, bo przysłał go pocztą. Nie będę ci go czytała, bo jest przeznaczony wyłącznie dla mnie, ale w tym liście przyznał się, że ma wirusa HIV i początkowe objawy nabytego spadku odporności znanego jako AIDS.  
Niewiele nowego mi powiedziała, ale spowodowało to grobową ciszę, która trwałą przez kilkanaście minut. Ani ona nie była gotowa mówić dalej, ani ja słuchać. Słychać było tylko tykanie zabytkowego zegara po pradziadku, ozdobie salonu.  
– Robiłaś test? – zapytałem.
– Tak, jestem negatywna, ale ty też będziesz musiał sobie zrobić po tamtym. Jakieś szanse złapania tego świństwa dalej masz. Poza tym mnie tez czekają dalsze testy, bo wirus może ujawnić się nawet po trzech miesiącach.  
Szybko policzyłem w pamięci. Jesteśmy ze sobą od jakichś dwóch miesięcy, wcale nie musiała być niewierna. Zresztą czy mogłem liczyć na wierność?  
– Tak, tylko jak zrobię ten test? Przecież nie kupię go w aptece, nie mam osiemnastu lat...
– Spokojnie, załatwię.  
Wyciągnąłem rękę, jakby chcąc ją pocieszyć, ale jakiś przez przypadek musnęła jej pierś. Wyprostowała się jakby ją przeszył prąd.  
– Nie dzisiaj, Krzysiu, bo to nie jest mój jedyny problem. W szpitalu, wtedy, co zemdlałam na korytarzu, zdiagnozowano u mnie ostrą anemię. Po prostu nie mam siły na nic. jak widzisz, nawet Iga jest u dziadków, bo zwyczajnie nie dałabym sobie rady. Poczekajmy tydzień, dwa.  
Miało to sens i postanowiłem już nie drążyć sprawy.  
– A właśnie, Iga, mam coś dla niej – wstałem i jeszcze obolały poszedłem do hallu, gdzie był mój plecak. Wyciągnąłem książki. Już miałem je podać Joli, kiedy zauważyłem, że okładka Kwiatu kalafiora Małgorzaty Musierowicz jest jakoś poharatana. Przyjrzałem się jej uważnie. W okładce był poziomy kilkucentymetrowy otwór, jakby zrobiony nożem. Przekartkowałem książkę. Prawie wszystkie kartki były tak samo pocięte, czy to znaczy, że...?
– O w mordę – szepnąłem.  
Jola podeszła i patrzyła nierozumiejącym wzrokiem.  
– Chcieli mnie poczęstować nożem – powiedziałem i zbladłem.  
– Krzysiek, musisz iść z tym na policję i to najlepiej teraz. Zawieźć cię?  
– Nie, po co – odparłem. – Ważne, że żyję.  
– Nie masz racji. Jeśli ktoś na ciebie poluje, to znaczy, że to może wcale nie być ostatni raz. Igrasz z własnym życiem. Nawet jeśli ty tego nie zgłosisz, to zrobię to ja – powiedziała zapalczywie. – Nawet nie dlatego, że jesteś moim uczniem, a dlatego że cię...

Tradycyjna już prośba o komentarze. Mam nadzieję, że się podobało, choć dziś nie było ruchańska. I przypominam, że ilustrowany e-book jest pod adresem, który znajdziecie na moim profilu

trujnik

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 3776 słów i 21392 znaków, zaktualizował 4 mar 2023.

5 komentarzy

 
  • trujnik

    Dziękuję za miłe słowa, proszę o więcej, niemiłych również. Gdy pierwszy odcinek tej historii (nie lubię słowa opowiadanie dla czegoś, co już liczy powyżej 200 stron) ukazał się na innym forum, został doszczętnie strzaskany przez jakąś czytelniczkę. Jestem również zaskoczony, że liczba czytelników ustabilizowała się na poziomie 2000 na odcinek. To dalej mniej niż popularne w tym miejscu opowiadanie, którego 50 odcinek pojawi się niebawem (i którego nie jestem fanem, mówiąc łagodnie) ale zawsze coś.

    4 mar 2023

  • Xe

    Czekam na kontynuację

    4 mar 2023

  • Gregory

    Czekam na dalszy ciąg. Z niepokojem myślę który wątek umrze.

    4 mar 2023

  • TomoiMery

    fajnie się rozkręca 👍👍

    4 mar 2023

  • fan

    Dobre dobre, jedyne co mnie martwi to że intrygi się zacieśniają a Ty ciągle powtarzasz że zaraz koniec i w ogóle ;) Boję się że nie będzie żadnego zwieńczenia tych wszystkich napoczętych wątków.

    4 mar 2023

  • trujnik

    @fan Będzie, będzie.... To się trochę rozszerza, początkowo planowałem na 10 odcinków, później na 15, 25 ale będzie więcej, bo tu wpadnie jakiś pomysł…, tamten się poprawi... Schemat jest cały czas ten sam :) Kiedyś pisałem pewną powieść LGBT. Miało być 80 rozdziałów, wyszło 160 – i nie straciła dynamiki. W dynamikę nie jestem zły, gorzej u mnie z opisami. Mam wykształcenie filologiczne, trochę się na tym znam. Tu piszę tylko dla czytelników i żeby polskiego nie zapomnieć :)

    4 mar 2023