Długo ze mnie nie wychodził. Jakby chciał napawać się sytuacją. A może, jakby chciał rzeczywiście obdarować mnie maksymalnie dużą ilością swej spermy…?
Wreszcie czuję, jak go wyciąga ze mnie.
Ale… nie pozwala mi ani wycierać się… ani iść pod prysznic.
- Poparaduj damulko teraz tu przede mną. Chcę popatrzeć, jak z twojej cipki kapie mój nektar… Jak spływa ci po nogach. Jak sączy się na pończochy.
“Co za zboczeniec!” – myślę o nim w myślach. Ale co mam robić? Skonsternowana, jednak przechadzam się przed nim, jak modelka.
Czuję, jak wycieka ze mnie substancja, która spływa mi na uda… Czuję się, niczym naznaczona nią… jakby ostemplowana nią… jak czyjaś własność.
- Panienko… stąpaj tak, bym widział twoją pipkę…
Te słowa też mnie zawstydzają. Ale o dziwo… to jakby przyjemne uczucie. Ustawiam się do niego przodem.
“A patrz! Gap się na moją cipę! Połykaj wzrokiem jak cieknie… jak ją naznaczyłeś...”
Teraz pozwala mi się ubrać. Ale nadal, bez wcześniejszego wycierania się.
- Niech twoje majteczki przesiąkną moją spermą!
Zakładam spódnicę. Cały czas na jego oczach, odnoszę wrażenie, że sprawia mu przyjemność oglądanie mnie przy takich czynnościach, obserwuje jak układam stanik na biuście… jak zapinam bluzkę.
- Ależ ja lubię takie elegantki! – rzuca.
Gdy już stoję ubrana, komunikuje mi, że zaprasza mnie na kolację.
Już wyobrażam sobie, że usiądziemy przy stole z tymi tirowcami. Już słyszę w uszach ich rechot i dwuznaczne uszczypliwości, w stylu – “To jak tam, paniusiu, rzeczywiście tak mocno skrzypiało łóżeczko?” – albo “Naprawdę z niego taki długodystansowiec?”. Mogą na pewno też o wiele wulgarniej.
Gdy schodzimy, już na schodach witają nas wiwaty. Znacznie głośniejsze niż ostatnio. Wszak towarzystwo jest o wiele bardziej podchmielone.
- Brawo!
- Oj, coś nasza damulka mocno wymęczona! Cóż ma obolałą minkę...
- Może co inne też ma obolałe?! Ha ha ha!
- Co ci się Martusiu przytrafiło?
- Może panna została ukłuta! Ha ha ha!
- A może przygnieciona?!
Nadal czuję, jak coś cieknie mi po nodze… Mam wrażenie, że wszyscy to widzą. Że wszyscy patrzą na znak “oznaczenia” mnie… Oznaczenia, jak swoje terytorium.
Potwornie krępuje mnie świadomość, że wszyscy ci mężczyźni domyślają się, że właśnie zostałam “zaliczona”, choć raczej w ich terminologii – “wygrzmocona” lub po prostu – “wyruchana”. Pewnie wasza samcza wyobraźnia właśnie rysuje wam obrazy – jak to się stało? A może raczej – jak wy to byście ze mną robili… I coś mi podpowiada, że nie byłyby to delikatne sceny “kochania się”… oj, nie, zdecydowanie nie…
A więc dosiądziemy się do nich. I tu spotka mnie cała seria krępujących odzywek. Dwuznacznych. Albo nie tylko dwuznacznych, ale i całkiem jednoznacznych… Zwłaszcza, że pewnie uznają mnie za “puszczalską”, a może wręcz za dziwkę. Jak wtedy mnie potraktują? Zapytają, ile biorę za loda? Albo, czy daję bez gumki?!
A jednak Antoni nie prowadzi mnie do nich. Mijamy stolik z tirowcami. W rogu znajduje się stolik z trzema krzesłami, przy którym siedzi jeden mężczyzna, odwrócony tyłem. To tam zmierzamy. Podchodzimy bliżej i… oczom nie wierzę!
Ten człowiek to Tomasz Blagier. Najbardziej nikczemna kreatura na świecie, jaką znam.
To właśnie on winien jest katastrofy firmy mojej mamy. Urządzając jakąś karuzelę fakturową, spowodował jej finansowe kosmiczne zadłużenie, samemu pięknie się wybielając. Pod wszystkimi dokumentami podpisana była moja rodzicielka… on pod żadnym…
A na początku wydawał się takim miłym i arcyuczciwym człowiekiem… niemal się w nim zakochałam. Pozwalałam się zabierać na randki… Na prawdę niewiele brakowało, żebym się z nim wtedy przespała… Bardzo niewiele… Zwłaszcza, że zdaje się, miał na mnie niezłą chrapkę… Na tych randkach prawił mi takie komplementy, że omal nie odlatywałam. Całował mnie jak wariat. A ja, naiwna gąska… a raczej, głupia cipa… pozwalałam mu na bardzo dużo. Stanowczo za dużo.
Kiedy już właściwie byłam zdecydowana mu ulec i pójść z nim do łóżka, przypadkowo podsłuchałam jakąś jego rozmowę, która mnie zaniepokoiła, mimo, że dobiegały do mnie jej ledwie strzępy. Za dużo było tam podejrzanych zwrotów “lewe faktury”, “wrobić”, “prosty wał” itp.
Mimo, że byłam wtedy u niego w domu, na wpół rozebrana i wszystko wydawałoby się zmierza do tego, że zaraz mnie w końcu zdobędzie, nie oddałam mu się.
Ależ był zawiedziony. I wściekły. Obawiałam się, że posiądzie mnie siłą. I był tego na prawdę bliski. Z wielkim trudem udalo mi się go powstrzymać, żeby mnie nie przeleciał…
Od tej chwili bacznie przyglądałam się wszystkim jego ruchom w firmie. A on… po tym, gdy mu nie dałam… jeszcze bardziej mnie pożądał. Odniosłam wrażenie, że chęć zaliczenia mnie, stała się jego życiową obsesją. Nachodził mnie. Bombardował telefonami. Groził, że zrobi wszystko, żeby mnie zdobyć.
Dość szybko obnażał swoją drugą twarz – nikczemnika, gnębiciela…
W międzyczasie doszłyśmy z mamą, że w firmie robi przekręty. Jednak zbyt późno. Zdążył nas zadłużyć i wkręcić w karuzelę vatowską. Doprowadził mamę do finansowej katastrofy i jednocześnie utraty zdrowia.
Największy nikczemnik, jakiego znałam…
A teraz ten typ siedzi sobie tutaj, ak gdyby nigdy nic i jeszcze uśmiecha się do mnie. Uśmiecha uwodzicielsko, jak jakiś małomiasteczkowy casanova.
- Przysiądźmy się do pana Tomka! – Antoni popycha mnie w stronę stolika, lekko klepiąc po tyłku.
- Z tym draniem? Nigdy. – odpowiadam cicho.
- Ależ tak, moja… – tu szukał słowa – kobietko.
“No przecież nie ma sensu mu się stawiać… a zwłaszcza po tym, jak już mnie miał… Jeszcze obraziłby się, zerwał umowę… i okazałoby się, że przespałam się z nim, zupełnie na darmo… Przespałam? Pozwoliłam się perwersyjnie wykorzystać!”
Jednocześnie świta mi w głowie niepokojąca myśl – “a może oni są w zmowie?!”
Niepokoję się tym bardziej, że witają się ze sobą bardzo serdecznie. Ten drań – Tomasz – patrzy na Antoniego pytająco, jakby zaciekawiony, zdaje się zgadywać – “I co? Zaliczyłeś ją?”
Zaś urzędnik, uśmiechając się, jakby sprośnie, zdaje się triumfować i mówić – “Spokojna głowa. Miałem ją, jak chciałem!”
Teraz przenosi wzrok na mnie.
- Marto! Jesteś piękna i kusząca, jak zawsze!
Powinnam podziękować za komplement, ale milczę.
- Wyglądasz na nieco wymęczoną? – powiedziwszy to, porozumiewawczo przymróżając oko, zerka na kierownika.
“Boże! Co za wstyd! Właśnie przed chwilą nadstawiłam tyłka staremu, nikczemnemu urzędniczynie… żeby inny hultaj, napawał się tym i pewnie wkrótce mi to wytykał… Zaraz powie – mi nie chciałaś dać, a ten starszy pan cię wyruchał...”
Oczywiście nic mu nie odpowiadam. Chciałabym mu popatrzeć w oczy wyzywająco, ale sytuacja, w jakiej się znajdowałam – nie sprzyjała temu.
Antoni, celowo na oczach tego łotra, gładzi moje kolano i udo. Jakby demonstrując, że jestem kobietą, którą miał. Jednocześnie, patrząc mi w oczy, zagaja:
- Marta, nie przywitasz się z Tomkiem? Z tego co wiem, nie był on tobie zbyt obcy… Zdaje się, że nawet dopuściłaś go blisko… a nawet, bardzo blisko…
Wstydzę się teraz, że ten szubrawiec oglądał mnie nagą… że dotykał wszystkich zakamarków mego ciała… Całe szczęście w nieszczęściu, że mnie nie przeleciał…
Tomasz gapi się na mnie z uśmiechem.
- Marta uwielbia czasem milczeć. Być tajemniczą. To zresztą jest nawet bardzo kusicielskie…
“No tak! Wyobrażaj sobie!” – rugam go w myślach – “wyobrażaj, że chcę cię skusić!”
Jednak ten kontynuuje:
- Nie raz już była wobec mnie tajemniczą i nie raz kusiła… I nie raz skusiła! Tajemnicza, a jednak odkryła przede mną swoje sekrety. – Uśmiecha się szelmowsko.
“No tak! Chwal się! Pochwal się, że zaglądałeś mi pod spódnicę...”
Antoni w tym momencie ożywia się.
- Ano właśnie… to ja ciekawym tego… Opowiedz brachu coś więcej o tej waszej znajomości…
Czuję, jak się czerwienię.
- No co by tu powiedzieć… – puszy się Tomasz – byliśmy bardzo blisko… bardzo… Przyznaję, że wtedy o niczym innym nie myślałem, jak tylko o tym, żeby zdobyć Martę.
- Ech ty hultaju, chciałeś taką porządną pannę zbałamucić! Ha, ha, ha! – W głosie urzędnika brzmiała wyczuwalna nutka szyderstwa.
Jednocześnie czuję na udzie uścisk jego dłoni, silny uścisk...
- Ano cóż… kto inny widno ją zbalamucił… Ha, ha, ha! Może nawet wiem kto?!
Antoni zaśmiał się pod nosem szelmowsko.
- Ano tak… zbałamucić tak przyzwoitą pannę, panią profesor… to nie byle co!
Ta rozmowa krępuje mnie bardzo. Czekam w jakim zmierza kierunku. Ale gdy na stół wędruje duża butelka wódki, obawiam się niepokojących zwrotów.
“Czy przypadkiem kierownik nie zechce się mną podzielić z tym kanalią?!”
Po kilku kolejkach, gdy nagle zaczyna grać muzyka, Tomasz prosi mnie do tańca. Oczywiście stanowczo odmawiam. Jednak Antoni zmusza mnie. Wzrokiem, który wskazuje, kto tu rządzi, przywołuje mnie do porządku. Powolna idę na parkiet.
Już przy pierwszych rytmach ten łotr próbuje przyciskać mnie do siebie. Staram się go odpychać.
Tomasz szepcze mi do ucha:
- Co, pana kierownika chyba tak nie odpychałaś?
Odwracam wzrok.
- Antoniemu chyba dałaś się poprzytulać?!
Najchętniej spoliczkowałabym go. Jednak wiem, że nie mogę tego zrobić.
- Jesteś dziad i kawał chama.
- Ależ już mi to przecież mówiłaś. A co powiedziałaś Antoniemu? Że pozwolisz mu zapukać do twego serduszka? Zapukać… ha, ha…
“Chyba temu łachudrze przypadła do gustu ta okoliczność, że musiałam zgodzić się pójść do łóżka z urzędnikiem.. Podnieca go to?”
- Zapukał do twojego serduszka i coś mi mówi, że nie tylko serduszka… Ha, ha.
- To ty, kanalio wrobiłeś nas w to nieszęsne położenie!
- Czyli to przeze mnie zgodziłaś się przespać z Antosiem?
- Przez te twoje machinacje! Powinieneś siedzieć!
- A to miłe wyznanie, że panna, która tak chroniła cnotkę… tak nie chciała mi dać… nagle rozłożyła nóżki przed starym prykiem! A co do więzienia, to przecież twoja mamuśka powinna tam siedzieć.
Zalewa mnie krew, gdy to słyszę. Usiłuję go odepchnąć, ale ten, przewidując taki ruch, trzyma mnie jak w stalowych kleszczach.
Dostrzegam, że bacznie przyglądają nam się tirowcy, pokazują na nas palcami i coś komentują.
Nie chcąc robić zamieszania, przestaję się wyrywać, jednak Tomasz to wykorzystuje, zjeżdża dłonią na mój tyłek.
- Przestań. Proszę, przestań.
Ten jednak nadal trzyma mnie za pośladki.
- Kiedyś lubiłaś jak łapałem cię za pupę. – Szczerzy zęby.
Nic nie odpowiadam, więc on kontynuuje.
- Lubiłaś też klapsy!
I jednocześnie lekko pacnął mnie w tyłek.
- Nie… nie rób tego…
- Ty zawsze lubiłaś się opierać… pamiętasz, jak protestowałaś, kiedy wpychałem ci rękę pod spódnicę? A potem sama się przyznałaś, że to lubisz! Że lubisz protestować. Więc skąd mam teraz wiedzieć, czego chcesz?
- Zakończmy ten taniec…
- O nie! Jeszcze nie zmacałem ci dostatecznie kuperka! A widzisz, jak ochoczo przyglądają się nam ci panowie? Niech też mają coś z tego.
W tymmomencie mocno ściska moją pupę. Bezczelnie obłapia ją na oczach kierowców.
Próbuję odepchnąć rękę… ale bezkutecznie. Raz odepchnięta dłoń, ląduje natychmiast na drugim pośladku.
Nie chcę robić widowiska z szamotaniny, więc poddaję się. Pozwalam, żeby nachalnie dotykał mojego tyłka na oczach rozochoconych mężczyzn, którzy, jak okazuje się, najwyraźniej mu kibicują! Trzymają kciuki w górze, jak Rzymianie dający sygnał gladiatorom. Tyle, że w tym wypadku znaczy zupełnie cokolwiek innego. – “Zmacaj ją! Zmacaj jej tę zgrabną, dużą dupcię!”
Wreszcie puszcza mój tyłek, po to, żeby zrobić obrót w tańcu. Wykorzystuje to do tego, żeby przejechać się dłonią po moich cyckach!
- Pamiętasz, że zawsze podziwiałem twój biust? Zawsze zachwycał mnie tym, że jest taki duży. Pamiętam, że nie mogłem doczekać się, kiedy zobaczę twoje nagie piersi…
- Przestań… przestań o tym mówić…
- Ale dlaczego? Doskonale pamiętam chwilę, kiedy pierwszy raz zobaczyłem je w samym staniku! Nawet pamiętam go. Taki fioletowy, koronkowy. Ależ się zachwyciłem! Jak ja się nie mogłem doczekać, kiedy go rozepnę! A ty, chyba celowo dozowałaś napięcie… nieprędko na to pozwoliłaś…
- To był mój błąd…
- Pamiętam też ten biustonosz, który wreszcie mogłem rozpiąć. Ty chyba celowo założyłaś taki z rozpięciem z przodu na tamtą randkę… Szykowałaś się, że pozwolisz mi go rozpiąć. Ten czarny… pamiętasz jak drżały mi ręce? Aż wreszcie… wreszcie zobaczyłem twoje cyce nagie!
Pamiętałam tę chwilę doskonale. “Boże, jaka ja byłam wtedy naiwna! Chyba zakochana… podniecona… pragnęłam, żeby wreszcie podziwiał moje gołe piersi… Żeby je pieścił… całował.”
- Ja to już zapomniałam.
- Doprawdy?! Niemożliwe! Ale ja to mogę ci chętnie przypomnieć… Jak wzdychałaś, kiedy miętosiłem twoje balony… albo jak jęczałaś, kiedy ssałem twoje sutki.
- Przestań… co było, a nie jest…
- Możemy zapisać w rejestr. Wszystko można odwrócić. Ja cały czas mam na ciebie chrapkę.
W tym momencie kolejny obrót w tańcu umożliwia mu znacznie silniejsze schwycenie mnie za piersi.
- Cudowne cyce! Mam wrażenie, że jeszcze bardziej jędrne! Czyżby to Antoni je tak przygotował?
Jednocześnie jakiś tirowiec aż klasnął w ręce, widząc, jak jestem obłapiana przez Tomasza.
- Jesteś bezczelny!
- A to wiem. – Śmieje się w sposób demonstrujący pewność siebie. – Ale czyż nie tacy właśnie wygrywają. I dostają to co chcą.
Zadrżałam.
“Przecież on zawsze w swoje łapska chciał dostać mnie...”
Po skończonym tańcu, nie nasiedzieliśmy się przy stoliku. Antoni zakomenderował, że wracamy do pokoju.
Idę z bijącym mocno sercem, gdyż okazuje się, że Tomasz idzie z nami. Żegnają nas owacje tirowców, którzy jakby nue spuszczali ze mnie oka. Teraz widzą, jak wychodzę z dwoma mężczyznami… Jestem skrajnie zawstydzona…
Już od progu, otrzymuję polecenie Antoniego – załóż to. Po czym podaje mi strój… pokojówki!
Gdy biorę ubranie do rąk, od razu znajduję je jako wyjątkowo skąpe… Są tu czarne pończochy, spódnica… a właściwie króciutka mini.
Już rozchylam usta, żeby protestować… ale jakaś siła każe być mi uległą. Głos wewnętrzny wtóruje jej – “pamiętaj o biednej, schorowanej matce!”
Idę do łazienki. Zmieniam pończochy, zakładam tę spódniczkę. Faktycznie, wyjątkowo kusa. Nie zakrywa koronkowych manszet pończoch. Biała bluzeczka – cieniutka, prześwitująca, doskonale ujawnia wzorki stanika. Wreszcie biały fartuszek, do pasa, ozdobiony falbankami.
1 komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.
Keler
Klasa
Historyczka
@Keler dziękuję za opinię! A co najbardziej Cię urzekło?
Keler
@Historyczka podniecenie Pani,mimo takiej sytuacji.