Wyobraźcie sobie, jak ja muszę się czuć, w chwili, gdy już wiem, że nie mam innego wyjścia, gdy wiem, że po prostu muszę mu się oddać...?
Boże, jak ja to przeżywam! Jak to?! Mam pozwolić, żeby ta kreatura, ten ramolowaty urzędas, tak po prostu mnie wziął? Nie! Nie może tak być! Ten łachudra miałby mnie tak po prostu wydupczyć?! Mnie, tak szanowaną panią profesor? O nieposzlakowanej reputacji? Miałby do woli sobie używać? Jak jakąś ladacznicę?! Niedoczekanie!
Mimo swego oburzenia oczyma wyobraźni widzę to! Jak stoję w jego obskurnym biurze, przed zabałaganionym papierzyskami biurkiem, jak świdruje mnie małymi, przymrużonymi oczkami, nieprzyzwoicie, ironicznie jakby, uśmiechając się.
A ja? Stoję taka zawstydzona, skonsternowana. Nie wiedząc, co robić. Czy każe mi się tak po prostu oprzeć o to biurko, a on podwinie mi spódnicę? A może będę musiała rozłożyć się na tym biurku na plecach i sama podciągnąć kieckę? A może jego perwersyjny umysł podpowie jeszcze inne rozwiązanie? Gdy on będzie siedział za biurkiem, ja otrzymam polecenie, że mam przy nim kucnąć...
Okropne! Miałabym pewnie sama rozpinać rozporek jego spodni. Od tego wytartego, starego garnituru. Szarego, jak on sam!
Jakże będą mi drżeć palce, gdy będę rozpinać jego rozporek... To byłoby obrzydliwe, gdybym wyłuskiwała jego sflaczałą, pomarszczoną kuśkę... Ależ to byłoby upokarzające! Zwłaszcza gdybym zaraz musiała ją wziąć do ust...
Wyobrażacie to sobie? Ja, jak mówią o mnie - elegancka damulka, zawsze w porządnej, dopasowanej garsonce, wytwornych szpileczkach, z szykownie ułożoną fryzurą, klęczącą przed tym niechlujnym urzędasem w wyciągniętej i wytartej szarej marynarce, trzymającej w buzi jego fiuta?! Zapewne odciśnie się na nim ślad mojej krwistoczerwonej szminki...
Wyobrażam sobie, jak w tym poniżeniu, klęcząc, ssąc jego wątpliwą męskość, jestem chwytana za głowę, niczym lalka do zabawy, przyciągana...
Ale czy mniej poniżające byłoby, gdybym musiała pójść z nim do łóżka w jego domu? Spędzić z nim całą noc? Znosić jego łapska na swoim ciele. Czuć jak maca mi pośladki, jak miętosi cycki, jak bawi się moją piczką... Jak bezceremonialnie się w nią pakuje...
Swoją drogą... Ciekawe, gdzie mieszka?
Czy lepiej tam? Czy już lepiej, żeby wychędożył mnie na tym swoim zabałaganionym biurku?
A wszystkie te dywagacje z jednego, głupiego powodu. Pan kierownik raczył nałożyć na moją mamę niebywale wysoki mandat karny, wraz ze spłatą domniemanego należnego VAT-u oraz odsetkami. Żeby to spłacić, nie wystarczyłoby sprzedać dom. Trzeba by mieć kilka domów do sprzedania. Czy mogłam narazić moją biedną mamę na taki dramat?
Cóż... nie mam czasu na zwłokę, już jutro muszę mu dać odpowiedź.
Długo nie mogę zasnąć, wciąż myślę tylko o nim. Rozważam wariant, co by się stało, gdybym nie przyjęła jego "propozycji"... O nie! Mama by tego nie przeżyła!
Jest tylko jedno wyjście. Zgodzić się. Oddać mu się.
Natychmiast przed oczyma staje mi obraz, jak idę do niego. Jeszcze dumna i elegancka, a już złamana... Idąc, czuję na sobie wzrok przechodniów. Mam nieodparte, że wszyscy, którzy mnie mijają, doskonale wiedzą, że idę mu dać.
Jak powinnam się ubrać na takie spotkanie? Na pewno szeroka spódnica... No tak, luźna, bo nie wiadomo wszak, w jakich okolicznościach zechce mnie wyobracać... Pończochy? Bezapelacyjnie. Po to, żebym nie musiała ich ściągać... Może kabaretki? Nie... niech nie myśli, że jestem jakąś dziwką...
Powoli orientuję się, że te myśli zaczynają w jakiś dziwny sposób mnie ekscytować.
Wspominam, jak pierwszy raz pojawiłam się w jego gabinecie... Jak wbijał we mnie wzrok, niczym drapieżnik szpony w ciało ofiary.
Komplementował mnie.
- Jest pani najładniejszą i najelegantszą kobietą, jaka tu trafiła. Prawdziwa dama.
Schlebiało mi to. Aż do momentu, gdy zasugerował, że mama może uniknąć mandatu i spłaty nienależnego zwrotu VAT-u. Ale nie za darmo...
Sugestia była zawoalowana, lecz czytelna. Wątpliwości rozwiewało jego spojrzenie - pożądliwe, zaborcze. Jasno komunikujące - Laluniu, muszę cię mieć! Nie wypuszczę cię ze swych łapsk, dopóki nie wezmę cię na warsztat. Dopóki cię nie zaliczę!
Zaliczę? O nie. Z pewnością w myślach nie użył tego słowa. - Dopóki nie prześpię się z nim? - To też zbyt delikatny wariant... - Próbowałam przeniknąć jego umysł i odnaleźć wulgarne słowa, które się w nim kołatały - Dopóki nie wydupczę cię... czy... nie wyrucham cię...
O tak... złowieszczość wzroku jasno to komunikowała.
Lubił bezceremonialnie gapić mi się w dekolt. Potem, znów sprośnie uśmiechając się rzucać - pani Marta ma czym oddychać.
Zgrywał nieco dżentelmena, nawet odprowadził mnie do drzwi, ale chyba głównie po to, żeby napatrzeć się na moją pupę. Fakt, miałam wtenczas dopasowaną, obcisłą spódnicę, więc mógł doskonale obejrzeć sobie kształt mojego tyłka.
No fakt, że na wizytę do niego ubrałam się jeszcze bardziej kusząco niż zazwyczaj, choć na co dzień staram się ubierać bardzo kobieco. Ale to nic dziwnego, zależało mi, żeby załatwić pozytywnie sprawę mamy, liczyłam, że dobrze umalowana, elegancko i powabnie ubrana, swoim wdziękami wpłynę na decyzję urzędnika. Tymczasem sprawy przybrały biegunowo wprost odległy przebieg. Moje wdzięki istotnie podziałały na pana kierownika, lecz, tylko umocniły jego nieprzejednane stanowisko. Oczywiście po to, by móc mi złożyć ową niemoralną propozycję...
Ależ się wtedy oburzyłam.
- Co też pan sobie wyobraża?! Że kim ja jestem? Ja, proszę pana, jestem porządną kobietą!
Teraz jednak, nie mogąc zasnąć, zdecydowanie mięknę... moje stanowcze "nie" się ulatnia się jak kamfora.
Ja też się rozpływam...
Ale co to?! Pan Ignacy włazi do mojego pokoju. Patrzy na mnie z obleśną miną, tak drapieżnie...
- Ależ co pan tu robi?
- Przyszedłem cię nawiedzić, moja ty damulko...
- Ależ ja jeszcze nie wyraziłam zgody...
- Ale po co mi twoja zgoda... sikoreczko? - Jego twarz wyraża jeszcze bardziej sprośnie jego podniecenie.
- Nie... proszę... jeszcze nie zdecydowałam się, czy się panu oddam...
- Dasz mi, paniusiu... Wiesz dobrze, że mi dasz...
Brutalnie popchnięta na łóżko, padam na plecy. Sprężyny skrzypią niemiłościwie.
Zadziera mi spódnicę, mimo, że trzymam ją rozpaczliwie dłońmi.
- Nie... nie... proszę...
- Co my tu mamy? Seksowne pończoszki-kabaretki! Ładnieś się wystroiła i przysposobiła do dawania dupy!
Z lubością zrywa moje stringi.
- A to będzie mój łup!
W mgnieniu oka mnie dosiada... Czuję na sobie ciężar, który sprawia, że nie mogę się nawet ruszyć. Wkrótce wypełnia mnie potężny pal. Wielki! Długi i gruby. Mam wrażenie, że przebija mnie na wylot! Czuję jak rozpycha moją piczkę, rozciąga jej ścianki wręcz do granic fizycznej wytrzymałości!
- Nie... nie... proszę...
Lecz wkrótce moje - "nie" - zastępują żałośliwe jęki - "aaaaa!"
Ten nikczemnik okazuje się być wulgarny.
- Ty zdzirowata damulko. Rozepcham ci tę "sakwę", że nie będzie już taka ciasna! Będziesz miała dziurwę, jak rozjechana rozjebunda!
Chce mnie drań poniżyć! Z wytwornej damulki sprowadzić do roli jakiejś lafiryndy!
Ależ brutalnie mnie ładuje! Stary dziadyga, a pracuje jak młot pneumatyczny! Tak mocno i... szybko! Cóż za łomot sprawia mojej piczce! A co będzie, jak mi zmajstruje jakiegoś berbecia! Pełna przerażenia zaczynam go błagać, aby przestał.
- Panie Ignacy! Niech pan uważa... Chyba nie chce pan ze mnie zrobić mamusi...
Nikczemnik tym bardziej przyspiesza!
- A dlaczego by nie przyozdobić takiej eleganckiej paniusi gustownym brzuszkiem! Aż się prosi, żeby takiej panience zmajstrować taki prezencik - bobasa!
I cóż ja mogę na to począć??? Nic. Zupełnie nic.
Mogę tylko sobie pokrzyczeć...
W wyniku moich stękań i krzyków, do pokoju wparowuje... moja mama!
- O mój Boże! - Załamuje ręce. - Córuchno, co ty robisz pod tym panem?!
Czuję potworny wstyd. Przyłapana przez rodzicielkę... w takiej pozie! Z podciągniętą spódnicą, z rozłożonymi nogami, dźganą przez otyłego urzędasa.
Który ani myśli zaprzestać pracy swych lędźwi! Usilnie szturcha mnie bez wytchnienia!
Wtem mama dostrzega, że to pan referent z urzędu skarbowego, do którego tyleż razy dreptała!
- Pan Ignacy! Co pan robi mojej córce?!
- Jak to co... - sapał, nadal nie przestając mnie piłować, co potwornie mnie krępuje - rozchyliła mi kalafiora, to jej robię przegazówkę!
- Mamusiu! Ratuj! - wzywam pełna nadziei.
Jakże okazuje się krucha! Napastliwy urzędas wciąga interweniującą rodzicielkę, a wszak to szczuplutka kobietka, razem ze mną pod siebie! Jej spódnica solidaryzuje się z moją... rychło zostaje podciągnięta.
Jurny referent ładuje na przemian raz jedną z nas, raz drugą.
- Każdą z was wygrzmocę po równo! Każdej z was zostawię pamiątkę. Będziecie spacerowało po swojej wiesce z równymi sterczącymi bębenkami!
Nagle wszystko rozmywa się...
O Boże! Jak to wspaniale, że to był tylko sen...
Zwlekam się z łóżka, myśląc wyłącznie o czekającej mnie decyzji. Staję na wprost lustra. W odbiciu widzę całkiem zgrabną kobietę, o długich nogach, w seksownej, prześwitującej koszulce nocnej. Dość dobrze widać przez nią piersi. No może są nieco za duże... pupa też, lecz czyż mężczyźni nie tego właśnie szukają?
Jeśli się zdecyduję, będę dla tego łachudry niezłym łupem, o którym będzie rozpamiętywał do końca życia... i chwalił się kolegom.
A chyba się jednak zdecyduję...
Gdy kąpię się pod prysznicem, szczególnie starannie myję cipkę, jakbym z góry wymywała z niej pozostałości po niechlujnym urzędasie. Niespodziewanie, ten zabieg niezwykle mnie podnieca, zaczynam silniej trzeć piczkę, niemal do bólu.
Ubiór dobieram tak, jakbym już postanowiła, że mu się oddam, stojąc przed lustrem - zakładam skąpe, koronkowe stringi, grafitowe pończochy i koronkowy stanik zapinany z przodu.
Którą spódnicę wybrać? Tak, jak już wczoraj o tym przemyśliwałam - jakąś rozkloszowaną. Taka będzie najwygodniejsza... Tylko gdzie? W biurze? W aucie?
Patrząc na swe odbicie, unoszę spódnicę wysoko. Na pewno będzie to dla niego arcypodniecający widok - długie nogi w pończochach, zwieńczonych koronkowymi manszetami, pupa widoczna doskonale, bo wszak ileż mogą zakryć stringi?
No i cycki... łatwo mi rozpiąć ten stanik... Przed lustrem rozpinam go, jakby na próbę. Miseczki łatwo uwalniają dwie ciężkie półkule.
Zawstydzam się, jakby rzeczywiście moje nagie piersi zobaczył teraz nagle obcy mężczyzna.
Bluzka rozpinana. Tak, niech będzie na zatrzaski, kto wie, czy ten rozpustnik nie będzie chciał jej szarpać?
Ignacy Surowy - wybieram jego numer telefonu.
- Zgadzam się na pańską propozycję.
W słuchawce usłyszałam przełykanie śliny.
Chciał, żebym spotkała się z nim jeszce tego samego dnia, po pracy.
Kompletnie nie mogę się skupić na prowadzeniu lekcji. Jakbym sama nie slyszała swojego głosu, myślę tylko o tym co czeka mnie po zajęciach.
W pewnym momencie dostaję sms-a. Od niego, ku mojemu zdziwieniu.
"Co ma pani na sobie? Mogę prosić o zdjęcie?"
Początkowo decyduję się zignorować pytanie. Jednak powoli uświadamiam sobie, że wszak to ja jestem od niego zależna... to ja winnam zabiegać o jego dobrą wolę... Tym bardziej czuję się zniewolona... osaczona... Tylko dlaczego to mnie w jakiś dziwny sposób ekscytuje... Może nawet podnieca?
Na przerwie, w łazience, wyczekuję aż nikogo tam nie będzie, po czym robię sobie fotkę. Najpierw jedną z góry, potem drugą - odbicie w lustrze.
Kurcze... mimo, że jestem w szerokiej spódnicy, do kolan, to i tak jakoś seksownie wyglądam.
Wysyłam zdjęcie.
Ta kanalia, pewnie teraz, śliniąc się, pożera mnie wzrokiem jak wtedy... Teraz to nawet może "marszczyć freda", jak w swym żargonie mówi młodzież... Ale nie... po co ma teraz "masować pędraka", skoro już za kilka godzin, będzie miał mnie do swojej dyspozycji...
Podrywa mnie dźwięk sms-a. Wysłał odpowiedź.
- Dziękuję! Fenomenalnie Pani wygląda! Szkoda, że nie w minispódniczce, tak jak kiedyś była Pani u mnie, ale i tak przezentuje się Pani nad wyraz apetycznie! Nie mogę się doczekać, kiedy się z Panią spotkam. Niech mi Pani wierzy, odliczam każdą minutę. A propos. Czy to są rajstopy, czy pończochy?
A to łajdak! Zboczony cham - myślę sobie - nie może się na mnie doczekać... chciałby wiedzieć już teraz, co mam pod spódnicą...
Znowu pierwotnie decyduję się zignorować pytanie, ale też ponownie, jakaś siła pociąga mną, jak za sznurki...
- To są pończochy.
Czuję jakiś rodzaj podniecenia, zdradzając mu swój sekret skrywany pod spódnicą.
Pończochy! Wiedz, że będziesz miał łatwy dostęp... wystarczy, że zadrzesz mi kieckę - myślę w duchu.
Znów dźwięk smsa. Błyskawicznie odpowiada.
- Dziękuję Pani! To fantastyczna wiadomość! Ubóstwiam kobietki w pończoszkach! Czy może Pani teraz wyjść do łazienki i zrobić zdjęcie, tak, bym widział Pani nóżeczki w tych nylonkach?
- Nie! - wpisuję w wiadomości. Jednak nie mam odwagi mu jej wysłać.
Kurcze... przecież prawdopodobnie za kilka godzin on będzie mnie miał... Zrobi ze mną, co zechce... Zatem takie żądanie, choć właściwie to prośba, stanowi najniewinniejszą broń z jego rozpustnego arsenału.
Przepraszam uczniów i wychodzę. Serce bije mi jak oszalałe, gdy zmierzam do toalety. Zamykam główne drzwi. Dziwne uczucie towarzyszy mi, gdy podciągam spódnicę.
Pstryk.
Na ekranie widzę mocno erotyczną scenkę - widoczną zadartą kieckę i długie nogi w szpilkach i pończochach. Wyraźnie rysują się koronki nylonów, oddzielające je od obszaru ciała.
Ty stary pryku! - myślę sobie, patrząc w telefon - teraz dopiero nabierzesz na mnie ochoty... Nie przepuścisz mi... oj... nie przepuścisz...
Tym razem dłużej czekałam na sms-a.
- Paniusiu! Nawet nie wiesz, jak wielką radość mi sprawiłaś! Doskonałe, rozkoszne ujęcie! Nie muszę chyba mówić, co się dzieje w moich spodniach. Ależ nabrałem na Ciebie ochoty...
Ale w takim razie poproszę jeszcze jedno zdjęcie, Pani. Twej słodkiej brzoskwinki.
A to cham! - zagrzmiałam na niego w myślach.
Taka propozycja wydała mi się totalnym naruszeniem mojej intymności. Planowałam mu odpisać bardzo dosadnie.
Jednak po chwili zaczęłam oswajać się z tą myślą. Oburzające żądanie, z upływem każdej minuty, nie tylko emocjonowało mnie, wywołując uczucie uopokorzenia, lecz także... podniecenia.
Głos wewnętrzny jakby polemizował ze mną:
- Za kilka godzin będziesz musiała nie tylko pokazać to co masz między nogami! Ale także pozwolić mu, by sobie tam poużywał, jak tylko żywnie zapragnie!
Przegrywam dyskusję sama z sobą.
- Racja... będę należała do niego... i moja piczka... Zdjęcie? Czym przy tym jest zdjęcie?
Tym razem do toalety idę na przerwie. Drżącą ręką wkładam telefon pod spódnicę. Wcześniej zsuwam koronkowe majtki. Tylko trochę rozchylam nogi.
Pstryk.
Patrzę w ekranik.
Boże! Nigdy wcześniej nie widziałam jej z takiej perspektywy! Nawet nie sądziłam, że zdjęcie mojej waginy będzie aż tak wyraźne...
Tuż na początku kolejnej lekcji przyszedł sms zwrotny.
- Wyśmienita! Jakże przeurocza różyczka! Smakowita brzoskwinka! Pomyśleć, że już na mnie czeka! Już się sposobi, żeby się ze mną zaznajomić!
Już teraz droczy się ze mną... - pomyślałam - dobrze, że nie ma kolejnych poleceń...
Dokładnie w tym momencie przychodzi kolejny sms. Podskoczyłam.
Co jeszcze mi napisał?
- Bardzo podoba mi się ten wąski paseczek nad nią. Uwielbiam takie! No i co za oprawa - te koronkowe majtusie zsunięte na bok - mistrzostwo świata.
A czy może mi Pani wyznać, czy ta jamka jest ciasna?
A to gagatek! Pastwi się nade mną. Chce, żebym sama zdradzała mu swe intymne sekrety.
A niech wie! Niech wie, że trafi mu się ciasna piczka!
Odpisuję:
- Ciasna.
Nie muszę czekać długo na odpowiedź.
- Doskonała! Marzenie!
Zastanawiam się, jakie teraz perwersyjne żądanie otrzymam?
Może - udowodnienie tej ciasności... - włożenie dwu paluszków i zrobienie wtedy zdjęcia...
Aż dreszcze przechodzą mnie na samą myśl o tej scence, gdy wykonuję taką fotkę w kiblu...
A może jego rozpustna natura podpowie mu jeszcze bardziej perwersyjne rozwiązanie...?
Na przykład, może zechcieć, żebym tymi paluszkami suwała w mej jaskince... Symulowała ruchy frykcyjne??? Ach! To by było dopiero!
A może jeszcze - nie robiła wcale zdjęć, lecz... - nakręciła do tego filmik!
Boże! Nie...
Do tego, jego chora fantazja mogłaby mu podpowiedzieć, żebym podczas tej "produkcji filmowej" dodatkowo - jęczała!
Teraz dopiero przeszły mnie dreszcze! Wyobraziłam sobie dokładnie tę scenę w nauczycielskiej toalecie... jak to wykonuję tam zboczone polecenie, a z kabiny obok - ktoś mnie podsłuchuje!
Na szczęście już żadego tego typu sms-a nie dostaję. Poza tym, w którym polecił mi czekać na przystanku autobusowym przy ryneczku. Pisze, jak bardzo nie może się doczekać... Nie oszczędzając mi pikantnych słów, które jasno wskazują na jego podniecenie:
- Proszę przygotować swoją słodką, wypielęgnowaną i ciaśniutką myszkę na istną katorżniczą przeprawę...
No i znów przebiegają mnie ciarki pod wpływem tych słów. Przymykam oczy i wyobrażam sobie tę scenę, w której tak hucznie dostaję do wiwatu...
Do końcalekcji nie myslę o niczym innym, jak tylko o tym co mnie czeka. Wciąż zastanawiam się, gdzie będę musiała mu się oddać? Czy będzie brutalny, wulgarny? Jak dojdzie do tego aktu? Gdzie, mówiąc pospolicie będę musiała "rozłożyć nogi"...? Jak to będzie? Czy wystarczy mu, że raz mnie "wyobraca"? Czy będzie mnie trzymał całą noc i kilka razy będę musiała mu "nadstawić tyłka"? Czy będzie wchodził we mnie delikatnie? Czy wprost przeciwnie - okaże się bezpardonowy, drapieżny... i jego pchnięcia przejawią agresję czy wręcz okrucieństwo?
Na koniec lekcji czekam jak na ścięcie. Wychodząc ze szkoły, nie zauważam ani uczniów, którzy mówią mi: "do widzenia", ani kolegi - matematyka. Marek komentuje to: "głowa w chmurach - chyba jesteś zakochana!"
Jasne - myślę w duchu i zaraz sobie sama dodaję - a czyż nie idę kochać się?
Gdy stoję na tym pieprzonym przystanku, minuty dłużą mi się, odnoszę wrażenie, że wszyscy dokoła patrzą na mnie i perfekcyjnie domyślają się, po co czekam. Wydaje mi się, że czytam w ich myślach. Wydaje mi się, że mężczyzna po pięćdziesiątce w skórzanym kapeluszu dedukuje: - "Czeka tu na absztyfikanta, żeby mu dać! Po to tak się ubrała! Założyła specjalnie taką szeroką spódnicę, żeby wygodniej nadstawić zadek do wyryćkania!"
Natomiast ten szczyl w wielkich okularach, sprośnie fantazjuje: "Zaraz będzie klęczała, z wielkim fiutem w ustach, trzymana mocno za te jej śliczne włosy!"
Płonę ze wstydu.
Wreszcie podjeżdża duży, nieco wysłuzony opel. Kierowca zaprasza mnie do środka. Kulturalnie się wita, nawet całuje mnie w rękę! Może wydaje mu się, że im bardziej jestem damą, tym większy honor dla niego, gdy mnie posiędzie...
Mimo kulturalnych manier, w jego wzroku wyczuwam coś niepokojącego, jakby drapieżnego. Jakby w duchu mówił sam do siebie - "Upalę ja sobie tę sikorkę, oj upalę! Pociupciam sobie! I to porządnie!"
- Dokąd jedziemy? - pytam próbując ukryć drżenie głosu.
- Trochę za miastem jest przytulny motelik. Za bardzo znają panią w tym miasteczku, a mnie też w pewnych kręgach...
Siedzę jak na szpilkach, mimo, że zagaja coś o pogodzie.
- Przepraszam za moje sms-y, chyba nadto obcesowe... ale pani daruje, nie mogłem się powstrzymać. - Uśmiechając się, kładzie mi dłoń na kolanie i je ściska.
Przecież w normalnej sytuacji natychmiast odepchnęłabym tę rękę...
Ale to przecież nie jest normalna sytuacja, więc dozwalam, by je teraz masował.
- Pani zdjęcia na prawdę mnie rozpaliły... - szepnął, ściskając moją nogę powyżej kolana. Jego dłoń wsunęła się pod spódnicę, lecz ja nadal nie reagowałam, w końcu zgodziłam się na wiele więcej...
- Nawet nie wie pani, jak się cieszę, że się pani zgodziła... Jest pani najatrakcyjniejszą kobietą w tym naszym miasteczku... i najelegantszą cizią... - w tym momencie pakuje dłoń jeszcze wyżej pod moją spódnicę, do koronki manszet - uwielbiam damuli, które noszą pończochy...
Zupełnie nie wiem, jak reagować. Jednak przecież nie pozostaje mi nic innego niż pozwalać się obmacywać...
- Pani Marto, przepraszam, że znowu pytam obcesowo, ale czy ma pani narzeczonego?
Ciekawe, czy chce wiedzieć, czy z kimś regularnie sypiam, czy może chce mieć uciechę z przyprawiania komuś rogów?
- Nie... nie mam... Dlaczego pan pyta?
- A nie... nic, nic... Tak o pani gadają, że pani wybredna i żadnemu chłopu nie pozwala się pani zdobyć. Pono nawet dyrektor liceum, który odgrażał się, że panią zaliczy, zaliczył... czarną polewkę...
- Cóż...
- Przepraszam, ale zadam kolejne obcesowe pytanie... pewnie potraktuje je pani jako nietaktowne... ale... Rozumiem, że nie jest pani dziewicą?
To pytanie dotyka sedna mojej intymności. Czuję sie, jak penetrowana... I o dziwo, to dociekanie mych najskrytszych tajemnic, sprawia mi specyficzny rodzaj przyjemności... Do tego przypomina mi, że jestem od niego zależna... To też zaczyna mnie podniecać. Chyba dletego odpowiadam tak:
- Zadaje pan zbyt intymne pytania... Dlaczego interesuje to pana, czy jestem dziewicą? A co gdybym powiedziała, że tak?
Wpatruję się w jego twarz, która nabiera teraz dziwnego wyrazu, jakby chciał mi obwieścić: "Maleńka, chętnie zerwę ci gwinta! Zapamietasz swój pierwszy raz na całe życie!"
Zaś powiedział:
- Paniusiu... gdybyś oznajmiła, że tak - byłbym najszczęśliwszym z ludzi...
Palce jego dłonni, niczym szpony, zacisnęły się na moim udzie.
Błysk w jego oku wydaje mi się szczególnie niepokojący... Żeby ostudzić jego zapały, dementuję:
- No dobrze... skoro i tak mam się z panem przespać... niech będzie... nie jestem dziewicą... Niestety nie zafunduję panu przyjemności pozbawienia mnie cnoty...
Nie potrafię opisać zawodu, jaki wymalował się na jego twarzy.
- Tak myślałem, a jednak wielka szkoda, że nie dane mi będzie... że tak użyje slangu... "zdjąć simloka"... Zdeflorować taką damulkę... ależ to byłoby marzenie!
Ściskał mi udo i wpychał rękę coraz bardziej pod spódnicę. Miałam wrażenie, że kierowcy jadący z naprzeciwka, doskonale to widzą. Choć przecież to nie było możliwe.
Jednak i tak, słysząc jego słowa i czując dłoń buszującą coraz śmielej pod moją kiecką - peszyłam się, czerwieniłam i spuszczałam wzrok.
A on, jakby czytał w moich myślach.
- Wie pani co? Jak patrzę na tych tirowców, którzy nas mijają, wydaje mi się, że oni muszą mi strasznie zazdrościć tak ślicznej dżagi, siedzącej obok mnie...
Popatrzyłam, rzeczywiście rozpierała go duma.
- I wie pani co? Oni chyba widzą, że prowadzę auto jedną reką. Chyba nie mają wątpliwości, gdzie znajduje się druga...?
Uśmechnął się złowieszczo, masując jednocześnie moje udo - wsunął się już poza koronkę pończochy i macał już nagie ciało...
Oczywiście nie odpowiadam na to prowokacyjne pytanie. Co zresztą miałabym rzec? - "Tak, oni domyślają się, że trzymasz łapę pod moją kiecką?!"
Zdaję sobie sprawę, jak bardzo czuję się upokorzona.
Ignacy tymczasem klepie mnie po udzie, jakby "zaklepując" swoją własność. Tym bardziej odczuwam fakt bycia podporządkowaną.
- Wie pani co? Na swój sposób podnieciła mnie pani wyznaniem o stracie cnoty... Jakoś strasznie mnie intryguje, kto miał ten niewątpliwy honor?
Nie mam wątpliwości, że to go intryguje, gdyż napastliwa ręka, harcująca pod moją spódnicą, już niemal ociera się o majtki.
Krępuje mnie to pytanie, jak cholera, ale też jak cholera podnieca... Onieśmielam się, a z drugiej strony chcę, pragnę go prowokować moimi wyznaniami.
- No wie pan... o tak intymne sekrety pytać kobietę... Chce mnie pan zawstydzić... No... ale tak... zdaję sobie sprawę, że jestem w pańskiej władzy... w pańskim władaniu...
- Zatem?
Jego dloń była już blisko mego łona.
- Cóż... niech będzie... Wianka pozbawił mnie... taki chłopak... Tomasz... niewierny, jak się okazało, Tomasz, w akademiku... Niewierny... taki swego rodzaju kolekcjoner cnót studentek...
Rumienię się, a on trze dłonią oba moje uda.
- Jak ja mu zazdroszczę! Ech! Miał farta zafajdaniec! A gdzie to się zadziało? W jakim miejscu miał zaszczyt przebijać najcudniejszą błonkę?!
Przymykam powieki, przed oczami staje mi ta scena. Tylnie siedzenie starego żęcha, poplamiona i wytarta tapicerka, w samochodzie śmierdzi olejem silnikowym, choć prubuje to wytłumić zapach zielonego jabłuszka. Leżę na plecach, a ta kreatura na mnie. Zadziera mi spódnicę (doskonale pamietam tę chabrową kieckę z czasów studenckich). Mówię, że jeszcze nie czas... że musi jeszcze poczekać... Sięga do moich majtek. Krępuję się jak diabli. Obiecuję mu, że będzie mnie miał, ale jeszcze nie teraz. Ściąga moje koronkowe stringi silnym szarpnięciem. Jeszcze go cicho proszę, żeby mi odpuścił, ale już wiem, że go nie powstrzymam. Wchodzi we mnie. Czuję ból. Każe mi szerzej rozłożyć nogi. Słyszę głośną pracę wysłużonych resorów. Porusza się we mnie tak mocno, dziko, jakby chciał mnie rozwiercać... A więc nie jestem już cnotką...
- Ejże! Paniusiu, coś się tak zamyśliła? - Ignacy przywraca mnie do rzeczywistości.
Wyznaję mu, w jakże prozaicznym miejscu straciłam cnotę.
- W aucie...
Natychmiast uświadamiam sobie, że przecież teraz też jesteśmy w samochodzie.
Urzędnik szalenie się rozochocił moim wyznaniem, co dał wyraz masując przez koronkę majtek moje łono. Musiał wyobrazić sobie scenę, gdy niewierny Tomasz rozdziewiczał mnie w aucie... Bo zapałał tym samym pragnieniem!
- Pani Marto! Nie chcę czekać do tego pieprzonego motelu! Chcę cię mieć tu i teraz! Na tylnim siedzeniu! Na tym parkingu w lesie!
Roztrzęsiony otwiera mi drzwi i wysadza z samochodu.
Tłumaczę mu, że to dla mnie duże zaskoczenie, że nie jestem przygotowana... nastawiona psychicznie, że to ma się odbyć teraz...
Ale on nie słucha.
- Bardzo pana proszę... Poczekajmy do tego motelu... Ja... jestem nieprzygotowana... Słowa dotrzymam... pójdę z panem do łóżka... ale potrzebuję się nastawić... no i tu takie warunki...
Nie przekonałam go jednak.
- A tamtemu chłoptasiowi, to co? Dałaś bez szemrania! Może nawet na masce cię ładował?!
- Nie... nie... proszę...
- Studentka z cnotką popuściła szpary w samochodzie, a doświadczona kobita boi się rozłożyć nóg!
Czuję, że za bardzo jest rozogniony, a ja za słaba by go powstrzymać. Popychana ląduję na tylniej kanapie na plecach.
Czuję, jak wyuzdany, rozochocony kierownik gramoli się na mnie. Sapie, przeszkadza mu w tym niemały brzuch.
Ja nieustannie protestuję.
- Panie kierowniku... proszę... nie tutaj... nie rozkręciłam się jeszcze... nie przygotowałam...
Jeszcze głośniej sapie, sadowiąc się na mnie. Czuję na sobie jego ciężar. Czuję, jak uchwyt do pasa bezpieczeństwa wpija mi się w plecy.
- Proszę... nie... - biadolę, próbując go odpychać - i tak się panu oddam...
Tymczasem jego łapa już zadziera moją spódnicę.
- Paniusiu... ale ja nie potrzebuję twojego nastawienia. Potrzebuję tylko tego, co masz pod spódnicą!
W jednej sytuacji ten, zdawałoby się, niemal dżentelmeński mężczyzna, przeistacza się w grubianina.
Roboczo:
Podszedł bliżej.
- A teraz chcę, żebyś zrobiła dla mnie striptiz,
Zadrżałam. A więc chce, bym powoli rozbierała się przed nim. Chce się mną delektować...
- Tylko niech się pani rozbiera powoli.
Stoję przed nim, nie wiem jak zacząć. Jestem potwornie stremowana. Obcy chłop będzie oglądał, jak się przed nim rozbieram. Boże! Co za wstyd!
- Najbardziej lubię ten moment, kiedy kobieta rozpina pierwszy guzik. To tak, jakby naruszenie jej głównej linii obrony. Pierwszy wyłom! - Szczerzy zęby.
No cóż, trzeba zacząć. Ten moment musiał kiedyś nastąpić. Ależ drżą mi ręce!
Piekielnie drżą. Czy ja w ogóle dam radę rozpiąć ten cholerny guzik?!
A ten pryk, jakby się delektował moją konsternacją! Smakuje ten moment.
- Ma pani piękne, długie i ślicznie pomalowane pazurki! - Komentuje moje zmagania z bluzką. - Oczywiście nie będę pomagał pani rozbierać się. Uwielbiam, gdy kobietka sama przede mną zrzuca ciuszki... Od początku, do końca.
Wreszcie rozpinam pierwszy guzik. Pewnie widzi już rowek między moimi piersiami, ale jeszcze nie widzi stanika.
- No brawo! - Zaklasnął dłońmi. - A więc wyłom został dokonany! Danie zostało napoczęte!
Na pewno wiedział doskonale, jak peszą mnie jego słowa.
- Ciekawe, czy zdarza się pani "zapomnieć" czasem na lekcji zapiąć ostatniego guziczka? Oj, uczniowie wtedy pewnie popuszczają swe wodze fantazji!
Nie przestaje mnie konfudować. A jednak, właśnie w takiej chwili odczuwam specyficzny rodzaj podniecenia... ekscytacji tym, że jestem taka... osaczona. Że właśnie wkroczyłam na równię pochyłą, która... skończy się tym, że rozbiorę się przed nim... że będę stała przed nim zupełnie naga!
- Czas na drugi guzik!
Teraz ręce drżą mi jakby mniej, chociaż odsłaniam przecież więcej.
- Cóż za słodki rowek między tymi kulami! Rowek? Prawdziwy rów mariański! A jaki śliczny kolorek biustonosza! Ależ żem ciekaw jego koronki!
Trzeci guzik rozpięty.
- Nie zawiodłem się! Cudna! Wyrafinowana koronka! Jakie to motywy? Jakieś róże... Ależ ślicznie prezentują się na pani piersiach... zdobią je. Pani boskie kopuły są wręcz stworzone do prezentacji takiego materiału, prawdziwa sztuka!
Zaczęłam odczuwać specyficzny rodzaj dumy. Rzeczywiście miałam na sobie stanik najdroższej chyba firmy - Victoria's Secret. Koronka w punkt - nieco prześwitująca, lecz nie pokazująca też zbyt wiele. Wyjątkowo wyszukane wzory.
- Pani Marto... ale nie możemy spocząć na laurach...
Rozpinam czwarty guzik.
Teraz zapewne wyraźnie widzi kształt mojego biustu, koronka stanika opina go bardzo dokładnie.
- Cóż za widok! - W jego głosie odczuwalny podziw. - Co za kształty! Wzorcowa forma biustu. Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę go bez zakrycia... Ale właśnie dlatego, wspaniałe jest to stopniowanie doznań!
- A teraz, proszę oprzeć się na tym stoliku i pochylić.
A więc chce, żebym się przed nim wypięła... chce przyjrzeć się mojej pupie... No tak, w tej spódnicy, rzeczywiście zobaczy dokładnie kształt mojego tyłka... No może jest nieco za duży... ale chyba jednak zgrabny...
Spełniam polecenie, choć nieco mi ono uwiera, robię to przecież tak na zawołanie... A też ta poza, jest archetypem wręcz uległości... Uległości kobiety wobec mężczny... wobec samca!
- A teraz proszę pokołysać biodrami.
Cóż... skoro już wypięłam się, mogę i pokołysać. Poruszam tyłkiem, jak podczas tańca.
- Oooo tak! Doskonale! Ależ pani to potrafi! Proszę potrząść swoją zgrabną pupcią!
Peszę się. Ale co robić. Wywijam zadkiem. Zdaję sobie sprawę, że to dla niego jest bardzo podniecające... Może nawet ma ochotę mnie uszczypnąć, albo dać mi klapsa?
- Pomajtaj jeszcze tym kuperkiem! Mocniej! Jakbyś szła przed samcem, któremu chcesz zakomuniować, że chcesz mu dać!
Zatrważają mnie takie poleceia, zwłaszcza... słowa. Ale, co zrobić? No więc bujam moim siedzeniem... rzeczywiście wyobrażam sobie, że mam tym sprowokować jakiegoś pana...
No i nie powiem... podnieca mnie to...
- Wymierz sobie sama klapsa!
To polecenie spada jak piorun. A to hultaj! Ale ekscytuje mnie sytuacja, w której mam odegrać rolę "klepanej panny".
Wypinam mocniej prawy pośladek i klepię go delikatnie prawą dłonią.
- Silniej! Zadek musi poczuć, że jest smagany!
Wymierzam silniejsze uderzenie, jednocześnie sycząc:
- Auuuććć!
Antoni bije mi brawo.
- Dobrze! Jeszcze ostatni klaps i dam ci spokój.
Tym razem oklepuję lewy posladek.
- Auuuaaa...
Tak jak obiecał, daje mi spokój. Mam wygodnie usiąść na kanapie. Ale... mam "ładnie pogładzić swoje łydki".
Sadowię wygodnie tyłek. Na kanapie kładę też nogi, po czym, najpierw wygładzam spódnicę, a potem powoli gładzę łydki.
Widzę jak urzędnik zaciska usta.
- Nnnoo pani nauczycielko! Potrafisz robić to ponętnie! Poglaź teraz swoje zgrabne kolanka!
Schlebia mi jego komplement. Powoli gładzę kolano jedną ręką, drugą bawię się włosami za uchem. Doskonale zdaję sobie sprawę, jak to działa na facetów.
Antoni cmoka.
- A teraz załóż nogę na nogę i jedną unieś wyżej... Nie podciągaj sama spódnicy, niech się sama delikatnie zsunie...
Spełniam kolejne żądanie urzędnika. Zadzieram delikatnie nogę. Materiał kiecki zsuwa się, odsłaniając udo, jednak nie na tyle, żeby pokazać koronkę manszety.
- Gładź tę nogę... o taak... doskonale.
Bardzo powoli ją muskam.
- Wypręż ją. Jeszcze wyżej.
Zadzieram nogę, a spódnica zsuwa się tak, że już widać koronkę pończoch.
Czuję się tak kobieco, tak ponętnie...
- A teraz, pani profesorko, nie przestając gładzić ud, powiedz, że jest ci bardzo miło się ze mną spotkać!
Niby niewinne polecenie, mi jednak wydaje się perwersyjne. Ale ekscytuje mnie.
Jedną ręką miziam się po udzie, jeszcze bardziej odslaniając koronkę, a drugą bawię się włosami. No i, uśmiechając się, kokieteryjnym szeptem wyznaję:
- Panie kierowniku, spotkane z panem jest bardzo miłe...
- O tak! Uśmiechaj się do mnie. Uśmiechaj się tak, jakbyś była na pierwszej randce i chciała dać do zrozumienia podrywaczowi, że już na tej pierwszej randce jesteś gotowa pójść z nim do łóżka!
No i znowu się krępuję. Znowu czuję się z jednej strony upokarzana, z drugiej - podekscytowana. Trodno.
Uśmiecham się i łopoczę rzęsami.
- Dokładnie tak! Pięknie się uśmiechasz pani historyczko! Gach od razu by pomyślał, że nie będziesz się wzbraniać, jak będzie próbował cię przelecieć!
A więc to mi przyszło... gram łatwą... która ma demonstrować, że chce dać dupy! I to dać na pierwszej randce!
- A teraz, pogładź paluszkiem po swoich pełnych dużych ustach. Są tak cudnie pomalowane krwistą szminką. Niech to wodzenie paluszka, z pięknym, też cudnie pomalowanym pazurkiem, wygląda jak zaproszenie...
Drży mi dłoń, gdy ją unoszę do warg, po których zaczynam kreślić małe kółeczko. Myślę sobie, że urzędas jest cholernie perwersyjny, ale w jakiś szczególnie wysublimowany sposób. Niby moje zachowanie nie jest wyuzdane... ale co najmniej kuszące - na pewno... Niby to nie jest dziwkarskie... ale trochę się czuję jak ladacznica...
Ciekawe ile kobiet przede mną odgrywało taką scenę?
- A teraz nie przestając się gładzić, mów, że tę szminkę wybrałaś specjalnie dla mnie.
Ależ on podkręca tę gierkę. Ciekawe co chce tym uzyskać... ale cóż... trudno.
- Panie kierowniku... - Tu przejechałam palcem i po górnej, jak i po dolnej wardze. - Tę szminkę wybrałam specjalnie dla pana...
- I niech pani doda - żeby się w niej z panem całować...
Ach ty! - Myślę w duchu, co jeszcze mi każesz powiedzieć?
- Żeby się z panem całować... - A w duchu dodaję - i żeby w tak pomalowanych ustach, mógł wylądować twój kutas!
- Doskonale! Doskonale pani Marto! A teraz gładź się po udach, po tych koronkach pończoch! I powiedz, dlaczego lubisz nosić pończochy?!
Boże! Dlaczego te jego podchody tak mnie ekscytują? Może dlatego, że dzięki temu akcja jest stopniowana, a to zawsze mnie rozpalało.
Podwijam spódnice tak, żeby było widać całe koronkowe manszety. Układam na nie dłonie i znów gładzę uda. Powoli, bardzo powoli.
Bardzo cichutko, jakbym zdradzała moją największą tajemnicę, szepczę:
- Panie Antoni... - Celowo używam jego imienia, jakby miało być bardziej poufale. - Muszę panu wyznać... - Kurcze, myślę, ależ się rozkręcam, dodaję od siebie więcej niż on zażądał. - Otóż panie Antoni... wyznam panu moją intymną tajemnicę, że... że uwielbiam nosić pończochy... A dlaczego? Dlaczego lubię mieć świadomość, że pod spódnicą mam właśnie pończochy... Cóż... zapewne dlatego, że czuję się wówczas bardziej kobieco...
Urzędniczyna aż kipi z radości. Uśmiecha się od ucha do ucha i potakuje głową.
- A dlaczego nasza pani nauczycielka lubi mieć poczucie, że pod kiecką ma pończochy? Dlaczego czuje się wtedy bardziej kobieco? - Tu zawiesił głos, jakby chcąc dać mi możliwość odpowiedzenia. Ale jednak nie czekał na to. - A może dlatego, że nasza pani profesor chce się czuć bardziej dostępna dla mężczyzn?
Tu mnie zmroziło. Co on sobie wyobraża? Że chcę być bardziej łatwa? Że jestem przygotowana na to, żeby w każdej chwili, w jakimś gabinecie, albo nawet w kiblu - można mi było zadrzeć spódnicę... i mieć do mnie dostęp? Co on sugeruje?
- Powiedz pani Marto, że dlatego lubisz mieć na sobie pończochy, żeby mieć bardziej dostępną cipkę.
Boże, ależ on ze mną igra... I do tego to mnie rajcuje! Dobrze... tak mu powiem.
- Tak... dlatego lubię mieć pod spódnicą pończochy, żeby czuć się bardziej dostępną...
- O tak! Dokładnie! A teraz zademonstruj to. Chwyć się za spódnicę i pomajtaj nią. A jednocześnie powierzgaj nogami!
Dziwnie się czuję, spełniajac to polecenie. Ale mimo to, macham materiałem spódnicy, jednocześnie wywijając nogami.
Jego twarz zdradza spore podniecenie.
- A teraz wstań i podejdź tutaj.
Wietrzę jakiś podstęp. I, jak się okazuje, słusznie.
Na podłodze ustawił wentylator. Mam świadomość, że włączy, i to pewnie najwyższe obroty, gdy tylko podejdę. Ale co mam robić? Podchodzę... Coraz bliżej.
- Stań przy tym wentylatorze... nawet nie wiesz, jak ja to lubię!
Rzeczywiście, włącza natychmiast, moja kiecka frunie do góry, mimo, że chwytam ją dłońmi.
- O tak! Bądź zawstydzona! Bądź zawstydzona, jak cnotliwa dziewczyna, której pierwszy raz chłopak zobaczył cipkę!
Moja mina jest godna najlepszej aktorki. Zawstydzenie skromnej nauczycielki bije na głowę te panny pin-up z rysunków z lat czterdziestych.
- Ojej! Ojej! - Wykrzykuję.
Łapię się za głowę, ale szybko zdaję sobie sprawę, że to pogarsza moją sytuację i z powrotem chwytam się za kieckę.
- Wspaniale! - Urzędas klaszcze w dłonie. - Wręcz idealnie! A teraz niech pani profesor okręca się przy wentylatorze, raz stojąc z prawej, raz z lewej i oczywiście nadal trzyma się za spódnicę, ale na tyle niezręcznie, żebym mógł zobaczyć pończochy!
No i co mam począć? Obracam się to z jednej, to z drugiej strony wiatraka. No nie udaje mi się utrzymać materiału w ładzie, powiewy co rusz zawiewają go wyżej. Antoni musi być ukontentowany, bo na pewno udało mu się zobaczyć moje pończochy w pełnej krasie.
- Ach! Panie kierowniku... Niech pan nie patrzy w moją stronę... Widzi pan jaka to konfuzja dla skromnej dziewczyny... Ach, ten okropny wiatr! Ach, my biedne kobietki, co my przez niego wycierpimy!
Wczułam się, aż za bardzo, ale też utrafilam w gust urzędniczyny. Rajcuje go ta gierka. Aż się oblizuje.
- Pani Martusiu... piękniutka ta pani spódniczyna! Stworzona do łopotania na wietrze... Zapewne ubrała ją pani specjalnie dla mnie?
- Panie Antoni... rozgryzł mnie pan... specjalnie dla pana... widzi pan co ja teraz znoszę?
Urzędnik zaśmiewa się.
- Zatem jestem zachwycony! - A ciszej dodaje: - Zakrywaj się tak, jakbyś chciala zasłonić spódnicą cipkę... Dokładnie tak jak Marylin Monroe w tej słynnej scenie.
Natychmiast spełniam polecenie. Zdaję sobie sprawę, jak kuszący przedstawia to widok. Cała drżę. Czuję się zupełnie jak Marylin Monroe, nawet mam wrażenie, że mam na sobie właśnie tę samą białą sukienkę. Marylin też osłaniała krocze... a sukienka fruwała wysoko...
- Udało się! Jak w filmie! Niezła z ciebie aktoreczka, bo nawet minę zrobiłaś taką jak Monroe, gdy sukienką zasłaniała cipkę... A teraz, niech coś uniemożliwia ci trzymać się za kieckę. Puść ją! Chcę zobaczyć jak wiatr z dmuchawy odsłoni twoje majtki!
Puszczam materiał i jednocześnie zakrzykuję:
- O Boże!
Bo Antoni popycha wiatrak niemal między moje nogi. Zdradliwa spódnica ochoczo zdradza co się miedzy nimi kryje.
Pan kierownik doskonale widzi moje skąpe, koronkowe majtki. Wiem, że są prześwitujące... wiem, że może przez nie być widać zarys mojej szparki...
- Doskonały widok, pani profesor! Nadspodziewanie! Właśnie tak powinna fruwać kiecka! I właśnie takie majtki powinna mieć na sobie... sunia! Powiedz, że założyłaś takie cienkie specjalnie dla mnie!
Mam to mówić w tej krępującej pozycji... wszak nie wyłącza wiatraka. Stojąc z zadartą spódnicą i prezentując swe niewymowne... mam złożyć intymne wyznanie...
Spuszczam wzrok i cicho, niemal szepczę:
- Tak... tak panie Antoni... te cieniusie majtunie założyłam specjalnie... na spotkanie z panem...
Widzę, że urzędnik zagryza wargi. Kieruje do mnie kolejne polecenie:
- A teraz, pani nauczycielko, obróć się tyłem i wypnij pupę w stronę wiatraka.
Ależ on chce sobie mnie dokładnie obejrzeć. Powolutku obracam się i czuję jak tylnia część spódnicy frunie mi aż na plecy.
Antoni znów klaszcze w ręce.
- Cóż za boski widok! Te majteczki faktycznie są skąpe! Genialnie odsłaniają pośladki!
No tak, musi mieć niezły widok na mój zadek.
Okazuje się, że do tego stopnia niezły, że aż podszyczpuje mnie w nieosłoniętą majtkami część pupy.
- Auuuć!
- O tak... lubię jak tak reagujesz. A teraz belfereczko rozmasuj zgrabnie bolący pośladek.
Ależ on się nade mną pastwi... Ale cóż... Trudno. Powoli, ponętnymi ruchami dłoni rozmasowuję pośladek, widząc, że przygląda się temu z bliska.
Oczywiście cały czas nie wyłącza dmuchawy...
- A teraz, stań nad wiatrakiem. Dokładnie nad nim.
Co za perwers - myślę - musi się tym napawać do cna.
Czuję teraz jak mocno wiatr mnie podwiewa, sięgając ud. Włączony na maksa wentylator furgocze. Moja spódnica łopocze jak flaga na wietrze.
- Tak tak... dobrze... a teraz przyda się to, że masz cieniutkie majtki... kucnij!
Odwracam się i patrzę na niego pytająco.
- Kucnij tak, żebyś poczuła wiaterek na cipce.
Drżąc, kucam. Rzeczywiście... mocno czuję wiatr między nogami... na cipce.
- Achhh... - Nie mogę się powstrzymać, żeby nie westchnąć.
- Wsapaniale! Lubię, jak tak wzdychasz. A teraz, kołysz się raz w jedną, raz w drugą stronę. Niech podmuch owiewa ci jak najmocniej cipę!
Przesuwam ciężar ciała raz na jedną nogę, raz na drugą. Wiatr jest bezlitosny, bawi się moją pisią.
Wzdycham głośniej.
- Aaaaaaa achhhh...
Wreszcie Antoni wyłącza wentylator. Mam wrażenie, że jest na mnie jeszcze bardziej napalony. Może chce przyspieszyć akcję?
- Czas na pozbycie się spódnicy. Już i tak pokazała wszystko, co miała pokazać.
Ale... zdejmuj ją powoli. Nawet powoli rozsuwaj zamek.
Zatem suwak kiecki rozsuwam tak powoli jakbym droczyła się z jakimś chłopakiem - rozepnę spódnicę, czy też nie rozepnę.
Wreszcie rozsunęłam zamek.
- O... ten moment lubię szczególnie. Moment wyłuskania ze spódnicy tyłeczka! Poproszę pani nauczycielko. Ale... powoli... bardzo powoli...
Tak też uczyniłam. Flegmatycznie, niespiesznie, wreszcie moja pupa wyłoniła się przed jego oczami. Zaś moja kiecka, po nogach zsunęła się na podlogę.
Stoję przed nim jedynie w majtkach, staniku, pończochach i szpilkach. Ależ się wstydzę!
Do tej chwili było stosunkowo łatwo. Teraz będę musiała rozpiąć przed nim stanik. Pozwolić, by obcy mężczyzna oglądał moje nagie cycki! Jestem potwornie stremowana.
Próbuję nieco grać na czas.
- Panie kierowniku... bardzo się peszę... czy da mi pan chwilkę? Czy mogę na razie nie zdejmować biustonosza?
- Ależ oczywiście. Przeciesz wie pani, że nie lubię pośiechu. Ale, poproszę piersi do przodu. Proszę je wypiąć.
Wypinam je dumnie.
- A teraz niech pani je chwyci w dłonie...
Znów krępują mnie jego polecenia, ale... robię to. Czuję się, jakbym podawała mu mój biust na tacy...
- A teraz, niech pani potrzęsie trochę cyckami.
No ładne - myślę. Robi sobie za mnie zabawkę. Lalkę! Ale cóż... mam przerwać. No nie.
Podrzucam je nieco. Jak bile...
A niech widzi jakie mam duże. Przy tej czynności, chyba widać, że są jędrne... Nawet kręci mnie to... jakbym zachęcała go do seksu hiszpańskiego...
- A teraz, unieś ręce do góry.
Ech - myślę -zachowuje się, jak jakiś treser!
Unoszę.
- No pięknie wyglądasz pani nauczycielko... Cyce też ci się kusząco uniosły! Czas na pokazanie tych skarbów. Wysuń z jednej miseczki, ale bardzo powoli... a potem, z drugiej.
A więc to ten moment, gdy zobaczy moje nagie cycki... Trudno...
Ale nawet poczulam się do tego jakoś tak przygotowana psychicznie.
Delikatnie, oczywiscie z całym ceremoniałem, jakby droczenia się, wysunęłam z miseczki jedną półkulę.
- Potrząsaj nią!
- Teraz drugą!
- Potrząsaj obiema!
- Pogładź brodawki!
- A teraz podrażnij sutki!
- Porządnie!
Czuję jakie twarde są te sutki... Boże... ależ ja jestem podniecona.
- Twarde są te twoje suty?!
- Taak... - odpowiadam cicho.
- Dobrze. Nie zdejmuj stanika. Wystarczy że twoje cyce są wysuniete z miseczek. Teraz czas na majtki.
Chwytam się za skąpy materiał.
- Najpierw złap się za pupcię i trzymając ją, wypnij ten tyłeczek i potrząś nim!
A więc do zdjęcia majtek, też musi mnie przygotować... Urobić. Jest w tym niesamowicie wyrobiony! Czyżby rutyna? Czyżby przede mną wiele kobiet przechodziło podobną musztrę? Trzęsło zadkami i cyckami?
- Teraz wsuń paluszek za majtki i je zsuwaj. Tylko jak?!
- Tak. Oczywiście. Powoli... - odpowiadam.
- Ale masz śliczne te majtki! Piękna koronka! Jakby stworzone do zdejmowania ich przed facetami!
Ciekawe, czy on tymi tekstami chce mnie jeszcze bardziej speszyć?
- Teraz odwróć się tyłem i nadal delikatnie paluszkami zsuwaj je z kuperka. Chcę widzieć jak materiał przesuwa się po pośladkach!
Stoje tyłem do niego i przesuwam, milimetr po milimetrze...
- Ale nie tak szybko! Odwróć się. Chcę, żebyś najpierw przez majtki pomasowała cipkę!
Co za oblech! Chce, żebym się sama pieściła na jego oczach. Cóż... no dobrze... niech wie że jestem zmysłową kobietą...
Kładę dłoń na koronce i przez nią suwam ją powoli po mym łonie. Pieszczę moją myszkę delikatnie i nieśpiesznie.
Przymykam oczy i wzdycham.
- Ooochh...
- A teraz zsuń majtki na bok i pokaż mi cipkę.
Czuję się strasznie zawstydzona, gdy mnie tak ogląda. Gdy cmoka.
- Rozłóż szerzej nogi!
- Posliń palce i pieść ją.
- Urządź sobie palcówę!
Wszystkie czynności wykonuję jakby bezwolnie. Jęczę jak wariatka.
Domyslam się, że to wszystko ma mnie przygotować przed aktem ostatecznym...
Wreszcie każe mi iść do łóżka.
- Nie zdejmuj tylko ani pończoch ani szpilek! Chcę cię brać właśnie w nich.
Kładę się na łóżku na plecach.
A więc to jest ten moment. Zaraz mnie weźmie. Zaraz we mnie wejdzie.
Przez chwilę jakby się delektuje, patrząc na mnie leżącą na pościeli.
Jest wręcz rozradowany, uśmiech od ucha do ucha nie pozostawia co do tego wątpliwości.
- Co panienko? Czekałaś na ten moment?
Oczywiście nie odpowiadam na pytanie. Czuję jego natarczywy wzrok na moich nagich cyckach, na pozbawionych majtek cipce.
- Czekałaś. No to doczekałaś się.
Rozpina spodnie i zdejmuje je. Zsuwa majtki, by wyłonić sterczącą lancę.
- Widzisz? Jak znowu pręży się dla ciebie? Już się nie może doczekać, kiedy zagości w twojej norce.
Co on jest taki rozmowny? Alkohol pewnie zrobił swoje...
Gramoli się na mnie, sapiąc. Czuję jego pałę na udach, obija się o nie.
Kładzie się na mnie. Staram się na niego nie patrzeć. Czuję jego męskość na szparce. Suwa się po niej.
- Tak Martusiu... właśnie się zapoznają... mój kocur i twoja myszka! Ha ha ha.
Oczywiście nadal się nie odzywam.
- Na pewno przypadną sobie do gustu. Ooo... myszka się nawet jakby slini na przyjęcie gościa.
Czuję, że jego czub naparł na wejście do mojej dziurki.
- Ooo tak... puk, puk! Wpuść pani gosposiu gościa... bo on taki mało ubrany. Chce do ciepła! Ha ha ha!
Czuję jego napór i to, że zaczyna wchodzić do mojej pochwy.
- Ooo tak... jak tu gościnnie... i... ciasno.
Samoczynnie, zaczynam wzdychać cicho.
- Aaaachh...
To najwyraźniej go podnieca, bo napiera mocniej.
- Jaka przytulna ta norka!
Wreszcie czuję jak wpycha się do samego końca.
Mimo, że można powiedzieć, leżę jak kłoda, nie mogę powstrzymać jęku, który wydobywa się z mego gardła, choć niegłośny.
- Aaaaaaa... aaaaaaa!
Jest wniebowzięty.
- Ech... moja damo, wreszcie cię mam! Marzyłem o tej chwili, od kiedy cię ujrzałem - wjechać tej cizi głęboko w cipę!
O dziwo, podnieca mnie ten wulgaryzm.
Nadal leżę jak kłoda, lecz głęboko wzdycham.
- Achhhh...
Jemu chyba nie przeszkadza ten mój brak aktywności, powoli się wycofuje, by znów mocno wjechać do dna mojej pochwy. Sapnął przy tym, jakby kogoś pchnął mieczem. No bo i w sumie pchnął. No i całkiem pokaźnym mieczem. Czuję, jak mocno rozpycha ścianki mojej pochwy.
Nie przestaje być gadatliwy.
- Ale bosko byc w tobie! Masz taką ciasną! Najchętniej bym wcale z ciebie nie wychodził!
Kolejne pchnięcie. Jeszcze mocniejsze.
- A przyznam się, nie liczyłem, że na pewno mi się to uda. Ależ to gratka. Jebać taką damę!
No podniecają mnie te wulgaryzmy! Ale jemu jakby też dodają wigoru, bo zaczyna mnie posuwać, wykonując sztosy jeden po drugim, niezbyt szybko, nawet powoli, ale miarowo.
A ja zaczynam miarowo pojękiwać.
- Aaaa... aaaa... aaaa...
Te jęki wydobywają się ze mnie, jakby poza moją wolą.
- O tak! Jak ja lubię, jak kobitka jęczy! Najcudowniejsza muzyka świata! A najbardziej lubię jak pojękuje tak żałośliwie, jak ty teraz!
Jakby na potwierdzenie tego, że podobają się mu moje żałosliwe tony, przyspiesza. Czuję jak mocniej uderza w dno mojej pochwy, jak mocniej rozpycha jej ścianki. Jednocześnie słyszę jak skrzypi łóżko. Ja także staję się głośniejsza.
- O tak... tak lubię! Rozpychać ciasną cipę! - sapie - chyba go mocno czujesz?! Powiedz mi to! Chcę to od ciebie usłyszeć.
Ależ z niego perwerch! Ale cóż, skoro ma mu się podobać? Przecież po to tu jestem.
Nie przestając pojękiwać, szepczę:
- Aaaa... aaa... tak... aaaa... mocno pana czuję... aaa...
W lustrze usytuowanym obok - celowo ustawionym tak, żeby było widać co się dzieje na łóżku - widzę wyraźnie siebie z rozłożonymi nogami w pończochach i szpilkach i... uwijającego się nade mną brzuchatego typa.
Tymczasem on kontynuuje swoje.
- Pochwal mojego pytonga! Powiedz, czy jest duży?!
To rzeczywiście zaczyna mi sprawiać jeszcze większą przyjemność.
- Tak... aaaa... jest duży... aaaa... pański pyton jest bardzo duży... aaaaa...
Rozanielony kierownik rozpędza się.
- Powiedz! - I dlatego, wrócę do domu z rozepchaną psitą!
- Aaaaa... i dlatego, wrócę do... aaaaa... domu... z rozepchaną psitą... aaaaa!
- O tak! Cudownie! Suczko!
Czuję, jak go to podnieca, bo jego dłonie zaciskają się na moich biodrach, jak kleszcze. Jedna z nich przesuwa się na mój posladek i ściska go mocno.
- Achhh! - staję się jeszcze głośniejsza.
- Chyba już nasi sąsiedzi słyszą, że ci porządnie daję do pieca, moja panienko?! Nieprawdaż?!
Bardzo mnie to zawstydza. Wyobrażam sobie, że jacyś tirowcy siedzą przy ścianie, z kubkami przy uszach i słuchają jak skrzypi łóżko pod wpływem sztosów, które lądują w mojej piczce, jak słyszą moje, jak on to określił - "żałośliwe" jęczenie.
Na pewno to sobie komentują. Na pewno w niewybredny sposób. Na przekład: "Ale jest jebana, aż łóżko trzeszczy!" Albo: "Musi ją ostro ruchać, bo głośno jęczy!"
Antoni przyspiesza.
- Szerzej nogi!
Rouzchylam uda jeszcze mocniej i prostuję nogi. W lustrze widzę, że są rozłożone w literę "V". Pozycja, która jakby symbolizowała moje oddanie.
Kierownikowi chyba się podoba.
Sapie:
- O taaak, o taaak! - Po czym dodaje. - Suczko!
Urzędas ostrzej mnie pieprzy, więc ja też coraz szybciej stękam. Czuję, jak podskakują mi cycki.
Ale Antoniemu mało. Jakby chcial mnie mieć jeszcze mocniej.
- A teraz, paniusiu, nogi na pagony! Obejmij moją szyję tymi słodkimi nóziami w pończochach i szpilkach. Teraz jeszcze solidniej wjadę w twoją pizdę!
Wulgaryzmy działały i na niego i... na mnie.
Unoszę nogi do góry, a on raźno zarzuca je sobie na bark.
Rzeczywiście, silniej czuję go w sobie, jakby zaczął mnie nabijać na pal... Sklamałabym przed samą sobą, gdybym nie przyznała, że sprawia mi to sporą przyjemność.
Jęczę jak w transie:
- Aaaaa... aaaaaaa.. aaaaa!
Antoni również, jakby znajdował się w amoku.
- Tak! Tak! Rozepcham ci tę pizdę! Suko!
Teraz widok w lustrze jest obłędny. Widzę moje nogi zadarte wysoko. Jakbym wykonywała jakieś ćwiczenie gmnastyczne. Obcasy szpilek prężą się w górę jak antenki, podkakujące rytmicznie. Jakby były zsynchronizowane z dość szybkimi ruchami lędźwiów Antoniego.
Wyglądamy, jakbyśmy tworzyli jedno ciało, jeden organizm.
Tylko odgłosy przypominają, że są tu dwa byty, dwu róznych płci: - niski głos sapiącego mężczyzny i mój cieniutki głosik jęków, a czasami i krótkich krzyków:
- Ach! A... Ojej!
Kierownika przepełnia duma:
- O tak, pokrzycz sobie. Pokrzycz. Lubię jak suka krzyczy!
Więc krzyczę:
- O mój Boże!
- Tak. Krzycz! Niech koledzy zza ściany słyszą, że cię dobrze rucham.
Moje zawstydzenie miesza się z podnieceniem. Przecież mam wypełniać jego polecenia. Więc krzyczę:
- Aaaa... aach! Mój Boże!
- Krzycz, czy porządnie cię rucham?!
- Ach! Aaaaa! Bierze mnie pan tak ostro! Acchh!
- Czy mocno cię zrucham, suko?!
- Achhh... Tak... Aaaa... jeszcze nigdy... ach! nie zostałam tak mocno zeżnięta. Aaaaa!
Moje własne słowa podniecają mnie jak cholera. Czuję, że ja sama chcę mu teraz dawać. Że to boskie uczucie, być tak solidnie rżniętą...
Z jakiegoś niezrozumiałego powodu, podnieca mie także mysl, że moje słowa mogły zostać usłyszane przez ścianę. Na przykład przez tych kierowców...
Wtem Antoni znowu chce zmiany.
- A teraz na pieska! Wypnij się jak sucz!
Poslusznie zmieniam pozycję. Klękam i opieram się na dłoniach. W lustrze widzę jak kołyszą się moje cycki.
Wypinam pupę w stronę kierownika.
Jednocześnie, słysząc klaśnięcie, czuję jak łapa urzędasa ląduje na moim tyłku. Ucapia mnie mocno, czuję jak ściska pośladek.
- Masz piekny zadek! Jak tylko przyszłaś do mnie za pierwszym razem w tej obcisłej spódnicy, kiedy oba posladki prężyły się jak dyńki, pomyslałem sobie - zad stworzony do klepania! Dlatego myslałem o tobie - jesteś jednocześnie dama i sucz!
Na dowód tego dostaję sążnistego klapsa.
- Auuaaa! Ach... ależ brutal z pana... - szepczę cicho, w moim tonie głosu nie czuć cienia wyrzutu.
Natychmiast dostaję drugiego klapsa.
- Auuuaa! Auuć!
- A brutal ze mnie! Skoro mogę sobie wykorzystywać taką damulkę jak ty, to co mam nie korzystać?!
Zalewa mnie fala gorąca. Dlaczego ta sytuacja z jego brutalnością, z perfidnym wykorzystywaniem mnie, tak mnie podnieca?!
A teraz zerżnie mnie od tyłu... w takiej pozycji... jak suczkę...
Znowu wchodzi we mnie. W tej pozycji mam wrażenie, jakby był jeszcze większy...
Znowu jęczę.
- Aaaa... aaaaaachhh...
Antoni dysząc, komentuje.
- Pięknie ci eeee... eeee... cycki dyndają!
Rzeczywiście moje piersi majtają jak szalone.
- Idealna pozycja, żeby ci przy okazji te cycki zmacać!
I rzeczywiście. Trzymając mnie za tyłek jedną ręką, drugą chwyta mnie za biust. Maca raz prawą, raz lewą pierś.
Mruczy z zachwytem.
- Doskonale cycory! Aż się proszą o wymiędlenie!
I międli je. Gniecie.
- Auuaaa... panie Antoni... jest pan niedelikatny...
Cicho protestuję, mimo, że ta niedelikatność podnieca mnie jak cholera...
- Lubię być niedelikatny. Zwłaszcza dla takich damuli!
I jakby na potwierdzenie tego, wchodzi we mnie ostrzej - mocniej i szybciej.
Moje cycki wzmagają swój taniec.
A ja zaczynam na przemian pojekiwać i pokrzykiwać.
- Aaaaa.. aaaaa... O mój Boże! Achhh! Achhh...
- Kto w naszym miasteczku pomyślałby, że taki szary urzędniczyna jak ja dyma w najlepsze taką znaną i szanowaną nauczycielkę jak ty?!
Przyjmuję pchnięcia stękając i słuchając jego monologu.
- Dyma? Wręcz łomocze! Grzechocze, tylko wióry lecą! Nieprawdaż?!
Oczywiście nie odpowiadam na to pytanie retoryczne. Ale kolacze mi się w głowie myśl, że w społeczności naszego małego miasteczka pojawia się plotka o tym, że tak szanowana nauczycielka jak pani Marta, historyczka, animatorka wielu akcji kulturalnych i charytatywnych, o nieposzlakowanej reputacji, znana z cnotliwości, w zamian za przysługę, puściła się z takim szczurem jak ten typ, dała mu dupy w obskurnym motelu... dała się wydupczyć, jak dziwka...
Ta mysl przeraża mnie, ale, o dziwo, podnieca... Im bardziej mnie wykorzystuje, im bardziej upokarza, tym bardziej mnie to rozpala...
- Ależ panie Antoni... to nie może się wynieść... moja reputacja ległaby w ruinie!
- Na razie to zrujnuję twoją cipę!
Po czym wykonał kilka najmocniejszych sztosów, żeby wydobyć ze mnie najgłośniejsze jęki.
- Aaaa! Aaaa! Aaaa!
Po czym pastwił się nade mną.
- A może by się rzeczywiście pochwalić swoją zdobyczą?! Ale to by było! Że zruchałem najelegantszą damulę w mieście! I to wyłomotałem jak dziwkę... Nie brzmi to fantastycznie?! I że nasza cnotka, zamiast łapówki dała dupy.
- Niech mnie pan tak nie dręczy... aaa... aaa... panie Antoni... I tak daje mi pan niezły wycisk... aaaa... ach!
- Jak ja lubię, jak coś takiego mowią mi dupeczki! Powtórz to, moja suczko!
Po czym to samo wypowiedział, ale w rytm pchnięć, które mi serwował.
Pow - tórz! To! Mo - ja! Sucz - ko!
Nie domyślam się, dlaczego sprawia mi to frajdę. Powtarzam, też w tempo.
- Achh... Da - je mi pan nie - zły wy - cisk! Aaaaa!
- Powiedz jeszcze, że dawanie mi to czysta przyjemność!
Czuję, że coraz bardziej mnie upokarza. Ale widzę tylko jedną możliwość.
- Dawanie panu, to czysta przyjemność... aaaaa... aaaa!
- Powiedz, że chcesz być moją suczką!
Z trudem to mi przychodzi przez gardło. Ale myślę sobie, że skoro i tak poszłam z nim do łóżka... to jak się powiedziało a. A raczej aaaaaa...
- Chcę być pańską suczką... - szepczę.
- Głośniej! Powiedz, że jesteś moją suką! Dziwką!
Ponagleniu towarzyszą mocne ciosy jego kutasa w dno mojej piczy, wręcz sprawiające ból, jakby miały wymusić ze mnie poniżające deklaracje.
- Aaaaa... Jestem pańską suką... Achh...
- I dziwką! Dodaj to!
- I dziwką... aaaa...
- Pełnym zdaniem! I głośniej!
Mam wrażenie, że łóżko się rozpadnie pod wpływem jego galopady. Wydaje mi się, że Antoni już finiszuje... że za moment dojdzie we mnie.
- Jestem... ach... pańską dziwką!
Nie udaje mi się utrzymać równowagi na kolanach pod wpływem kanonady jego sztosów. Osuwam się na łóżko. Ale urzędnik mocno trzyma mnie za biodra. Jego fiut, który na moment opuścił moją cipkę, natycmiast znowu w niej jest.
- Od początku nie zakładałem, że spuszcze się inaczej niż w twojej damulkowej, nauczycielskiej cipie!
Wydając nieartykułowany, gardlowy dźwięk, spełnia swą zapowiedź - tryska w mojej piczy obficie, trzymając mnie nadal za biodra jak w imadle, jakby starając się, żeby jak najwięcej nasienia zostało w mojej pochwie.
7 komentarzy
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.
Keler
Zajebiste🍑
Historyczka
@Keler milo mi niezmiernie, to opowiadanie jest dla mnie szczególnie ważne
darjim
Ciekawe opowiadanie. Daj łapkę w górę.
Historyczka
@darjim a jednak na tyle słabe, że zostało w poczekalni...
darjim
@Historyczka Nie przejmuj się. Na pewno będzie dużo lepiej. Moje opowieści też na razie zalegają w poczekalni.
Historyczka
@darjim przypomnij mi, co najbardziej się w nim podobało?
Margerita
Łapka w górę
enklawa25
Bardzo ciekawe opowiadanie super czekam na więcej
zaciekawiony000
ciekawie
Gosc
Bardzo fajne opowiadanie
Historyczka
@Gosc Dzięki! A jaki przewidujesz rozwój wydarzeń? Może cos podpowiesz?
Gosc
@Historyczka myślę że Twoja wyobraznia poradzi sobie z dalszym ciągiem tego opowiada. Twoje opisy sa super
Bobywolf
Pani profesor chyba zostanie zerznieta w aucie na leśnym parkingu jak jakaś dajka, tania dziwka.
Historyczka
@Bobywolf może jednak nie... może - miejmy nadzieję - coś ją uchroni...
Bobywolf
@Historyczka mam nadzieję że coś ja uchroni od takiego upokorzenia że nie będzie musiała ssać kutasa panu Ignacemu którego niemodny, urzędniczy garnitur czuć naftalina i że ten urzedniczyna nie będzie przygniatał Marty swoim brzuchem na tylnym siedzeniu tego grata.
Historyczka
@Bobywolf
taka nadzieja może być płonna... a ja zostanę przygnieciona na tylnim siedzeniu grata przez wielki brzuch...