Pchnięciom zaczynają towarzyszyć klapsy.
- Auuuaaa!
Wtem nagle rozlega się donośny dzwonek telefonu. Antoni, bez pozwolenia, zaczyna grzebać w mojej torebce.
- O! Mamusia dzwoni! – rechocze.
- Nie wie, kiedy córeczce ma przeszkadzać. – Baryłka wykrzywia usta.
- Ależ, dlaczego przeszkadza? – Ożywia się Blagier. – Dlaczegóż Marta nie miałaby odebrać telefonu od mamci? Niech porozmawia sobie z nią… Może zechce podzielić się swymi wrażeniami?
Kierownik Surowy odbiera telefon, po czym zwraca się do słuchawki:
- Tak, Marta może rozmawiać.
Przysuwa komórkę do mojej twarzy i włącza tryb głośno-mówiący.
- Martusiu, gdzie jesteś? – Słychać głos matki.
- Musiałam… musiałam… wyjechać za miasto…
- Ale to z tobą jest ten pan z urzędu skarbowego?
- Nnno takkk… – jąkam się.
- Ale to co tam robicie?
Mężczyźni zakrywają usta, żeby nie gruchnąć śmiechem. Nie dają mi telefonu do ręki, bo nadal trzymają mnie za ramiona.
- Co robimy? Co robimy? No cóż… obgadujemy tę sprawę faktur…
- I co? Posuwa się to w dobrym kierunku?
W tym momencie Blagier, z szerokim usmiechem, najpierw wysunął się ze mnie, by potem mocno wsunąć… i znowu.
Kierowcy cudem się powstrzymują, żeby nie parsknąć śmiechem.
Baryłka szepcze:
- Posuwa… oj posuwa…
- Córeczko… słysze chyba jakieś szmery… więc jak?
Zaciskam zęby, żeby nie jęknąć do słuchawki, gdy twardy taran dociska się do dna mojej pochwy.
- Tak mamo… posuwa się… do przodu…
Nawet kierownik Surowy zatacza się ze śmiechu.
- Córeczko, tylko tam uważaj na siebie… żeby ten urzędas aby cię nie zbałamucił… Widziałam wtedy w biurze, jak patrzył się na ciebie… jakby chciał cię… przygruchać…
- Mamo… no coś ty… przecież wiesz, że nie jestem taka…
I w tym momencie czuję kolejny potężny sztos.
- Aaaaaa… Ach! – Wyrywa mi się stęknięcie.
- Co tam córeczko? Co mówisz? Czy tobie nic przypadkiem nie doskwiera?
Chciało mi się powiedzieć, że i owszem, że doskwiera… i to coś całkiem dużego… i że dotkliwie doskwiera… wręcz świdruje.
Jakby na potwierdzenie natarczywości takowego uwierania otrzymałam kolejny bezpardonowy cios. A potem koleiny. I kolejny. Całą serię. Jakby chciał, żebym wybuchnęła do słuchawki lawiną jęków. Z ogromnym trudem to powstrzymywałam. Ale dwa razy głęboko westchnęłam.
- Aaachh! Aaaaach…
Aby uprzedzić rodzicielkę, zaraz szybko dodałam.
- Ja tylko mamo… nierówno stanęłam… zabolała mnie…
Chciałam dodać – “noga”.
Ale mężczyźni parskali śmiechem.
- Cipa! – wyrwało się półszeptem Baryłce.
- Córuchno! Czy tam ktoś jeszcze jest?
Chciałam uspokoić ją i odrzec – “Nie, tylko pan kierownik.”
Ale w tym momencie Blagier zaczyna mnie na prawdę ostro pieprzyć. Dlatego wyrywa mi się:
- Aaaaa… nieeee… aaaaa… nieeemaaa… jest tylko aaaaa… pan kierownik… aaaaa!
Staje się dla mnie jasne, że mamuśka nie uwierzy już tak ochoczo swojej ukochanej córze, że ta nie daje się wykorzystać urzędnikowi.
- Martusiu… to ja się rozłączam… pamiętaj tylko, nie daj się… zbałamucić…
Mężczyźni nie wytrzymali. Gruchnęli salwą śmiechu. Baryłce poszły łzy z oczu, krzyusząc się, powtarzał:
- Martusiu, nie daj się… zbałamucić…
Natomiast Blagier jeszcze przyspieszył tempo ruchów posuwisto-zwrotnych. Cedził przez zęby:
- No, może jednak cię trochę po-ba-ła-mucę…
Nie daję rady wytrzymać. Stękam.
- Aaaaaa… aaaaa… aaaaaa!
Biedna mamunia nie ma teraz wątpliwości… niewątpliwie domyśla się, co właśnie spotyka jej córuchnę. Słyszy rechotanie kilku mężczyzn.
- Marta! O Boże! Co oni tam ci robią?! Krzywdzą cię?! Dzwonię na policję!
Antoni poczerwieniał.
- Uspokój matkę! Jeszcze jakieś służby nam tu potrzebne! – Syczy mi do ucha, zasłaniając mikrofon.
Tomasz nieruchomieje. Nadal pozostając we mnie, powstrzymuje się od jakichkolwiek ruchów.
- Mamo… to nie tak, jak myślisz… po prostu spotkaliśmy starych znajomych pana Antoniego.
2 komentarze
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.
Historyczka
Mielibyście pomysł, jak rozwinąć wątek telefonu od mamy?
TakiJeden
@Historyczka
Mama nie dała się zwieść zapewnieniom Marty, Przeczuwała, że to "posuwanie" sprawy jednak nie idzie w dobrym kierunku i postanowiła jej pomóc. Jakimś cudem (?) udało się jej zlokalizować miejsce pobytu córki. Była wielce zaskoczona ilu jest chętnych pomagierów pana kierownika. A ci nie przepuścili okazji i potraktowali Martę i Marzenę podobnie jak kiedyś jurni strażacy.
Martinez
Świetny pomysł z telefonem mamusi