INSTRUKTOR - Rozdział 8

INSTRUKTOR - Rozdział 8Rozdział 8 - RAJ

Lato w Polsce było w tym roku wyjątkowo upalne. Temperatura w dzień, nie spadała poniżej trzydziestu stopni już od trzech tygodni. Ania i Danka prażyły się w słońcu na leżakach. Na małym przenośnym stoliku leżała sterta książek, napoje i laptop, dzięki któremu cały czas miały połączenie z aparaturą wewnątrz budynku. Przez te kilka dni przebywania razem, zaprzyjaźniły się ze sobą. Mimo, iż dzieliła je różnica wieku, będąca po trzydziestce Danka nie czuła się jakoś szczególnie stara przy szesnastoletniej Ani.
– Oni myślą tylko o jednym – mówiła Ania. – Kiedy na przykład jesteśmy nad wodą, główną atrakcją jest gapienie się na mój biust. Patrzą czy przypadkiem nie przesunie mi się któraś miseczka od stanika i nie zobaczą czegoś więcej.
– Ha, ha – zaśmiała się Danka. – Myślisz, że tylko twoi rówieśnicy są tacy? Każdy normalny facet tak się zachowuje.
– Normalny? To jest normalne? To chyba jakieś zboczenie – oburzyła się Ania.
– Nie mów tak. Ten świat tak jest urządzony. A ty nie lubisz popatrzeć na jakiegoś przystojniaka? Nie podobają ci się jacyś aktorzy, piosenkarze?
– Noo… tak, ale to co innego.
– To dokładnie to samo.
– No ale ja nie myślę przez cały dzień o seksie.
– Wiesz, każdy jest trochę inny.
Askaniusz pojawił się w zaroślach kilka metrów od opalających się dziewczyn. Nie zauważyły go. Gdyby słyszał co przed chwilą mówiła Danka, pewnie zachowałby się inaczej. Tymczasem pierwsze co zrobił, to spojrzał na Anię. Jej ciało połyskiwało delikatnie od olejku do opalania. Nie mógł nie zatrzymać wzroku na cudownie kształtnych piersiach, zasłoniętych tylko trochę przez dość odważne, skromne bikini. Poruszył gwałtownie głową jakby chciał opędzić się od stada much.
– Witajcie moje panie. Widzę, że miło spędzacie czas.
Danka i Ania odwróciły się w stronę zarośli.
– O, długo tam jesteś? Podglądasz nas? – odezwała się z uśmiechem Danka.
– No co ty.
Dziewczyny wymieniły porozumiewawcze spojrzenie.
– Gorąco – powiedział Askaniusz i usiadł na ławce obok dziewczyn.
– Proszę. Niech się pan napije – odezwała się Ania nalewając mu chłodnego soku z mango.
– Dzięki. Lubisz mango?
– Uwielbiam. Ma taki czarodziejski smak.
Ania zdjęła okulary przeciwsłoneczne i spojrzała na Askaniusza. Znów zobaczył te jej niesamowite oczy. Błyszczące, błękitne jak niebo. Na czole przyglądającej się im Danki pojawiła się mała kreska zdziwienia. Czuła, że coś przyciąga ich do siebie.
– Czy to znaczy, że już pan wrócił z podróży? – zapytała Ania.
– Można tak to nazwać – odpowiedział z uśmiechem Askaniusz.
– Bo ja cały czas czekam na… – zastanowiła się przez chwilę. ¬– Na tę naszą długą rozmowę. Pamięta pan?
– Oczywiście, że pamiętam. Zjawiłem się tu właśnie w tym celu.
– To super. Nareszcie. Niech pan mówi – powiedziała szybko dziewczyna z typową dla niej spontanicznością.
– Dobrze, zaraz będziemy rozmawiać.  
Askaniusz wstał z ławki i zwrócił się do Danki.
– Wejdźmy na chwilę do środka. Chciałbym zobaczyć ostatnie raporty. Zaraz do ciebie wracam Aniu.
Danka wiedziała, że chciał z nią zamienić kilka słów na osobności. Żadnych raportów przecież nie było. Weszli razem do budynku.
– I co? Zaprzyjaźniłyście się? – zapytał przyciszonym głosem.
– Tak. To bardzo inteligentna dziewczyna. Często jeszcze daje znać o sobie jej wiek, jest taka spontaniczna, ale polubiłam ją. Dużo rozmawiałyśmy. A ty?
Askaniusz w skrócie opowiedział o tym, co działo się w Meksyku. O badaniach, o konieczności ich przerwania, o śmierci Eduardo. Powiedział Dance również o swoim pomyśle zabrania Ani na Karaiby.
– Co? Oszalałeś? – kobieta popatrzyła na niego z wyrazem kompletnego zaskoczenia w oczach. – Przepraszam, że tak mówię, jesteś moim szefem, ale …
– Uważam, że tak trzeba – przerwał jej.
– Przecież ty jej prawie nie znasz. – Danka nie dawała za wygraną. – Jak ona to zniesie? Przecież to będzie szok dla niej.
– Ja czuję, że muszę ją zabrać i pilnować – odpowiedział spokojnie Askaniusz.
– Nie rozumiem. Skąd wiesz, że musisz jej pilnować? Dlaczego masz to niby robić? Kim ona jest? – Danka mówiła z coraz większym zdenerwowaniem.
– Uspokój się. Dlaczego to cię tak irytuje?
– Oj, bo po prostu się o ciebie martwię – odparła niemal ze złością.
– Martwisz się?
Kobieta stanęła na wprost Askaniusza.
– Do cholery znam cię. Jak długo się znamy? – powiedziała, patrząc mu prosto w oczy.
– No długo… ale… o co ci chodzi? – Askaniusz zająknął się, zaskoczony reakcją Danki na jego pomysł.
– Ty tego nie widzisz… – odparła, odwracając się ze złością.
– Czego nie widzę? – zapytał z coraz większym niepokojem.
Danka usiadła na obrotowym krześle komputerowym.
– Kiedy jesteś obok tej dziewczyny – powiedziała już nieco spokojniej. – Dzieje się z tobą… dzieje się coś czego nigdy nie widziałam.  
– O czym ty mówisz? Przecież już ci opowiadałem, że wyczuwam u niej posiadanie tych zdolności, które są tak rzadkie wśród ludzi. Chcę to zbadać. To mnie w niej interesuje.
– Nie Askaniuszu. To co mówisz to na pewno prawda, ale… ciebie coś w niej przyciąga. Nie wiem… nie umiem tego nazwać. Mówię tak, bo z kolei ja czuję, że w tym jest jakieś niebezpieczeństwo.
Askaniusz spojrzał Dance w oczy. Pokiwał głową.
– Dobrze. Będę pamiętał o tym co powiedziałaś. Nie zmienię jednak decyzji. Teraz pójdę z nią porozmawiać. Przygotuję i… zabiorę na Karaiby.
Danka westchnęła głęboko.
– Nie liczyłam na to, że zmienię twoją decyzję. Bądź ostrożny.
– Będę – mężczyzna uśmiechnął się i dłonią zmierzwił Dance już i tak sterczące jak zwykle na wszystkie strony włosy na czubku głowy.
– Hmm. Jak dziecko. Idź do niej, idź. Ja tutaj zostanę.
Askaniusz puścił do Danki oko i wyszedł do ogrodu. Usiadł na ławce obok rozciągniętej na leżaku Ani. Dziewczyna natychmiast zeskoczyła na trawę, usiadła po turecku i spojrzała na niego pełnym wyczekiwania wzrokiem. Rzeczywiście była taka spontaniczna, jak powiedziała Danka.
– Myślę jak mam zacząć – powiedział.
– Niech mi pan po prostu powie wszystko, co i jak.
Askaniusz nalał do szklanek kolejną porcję soku. Jedną z nich podał dziewczynie.
– Gdybym miał opowiedzieć wszystko – zaczął. – Zajęłoby to chyba wiele tygodni. To po pierwsze. Po drugie, nie mogę powiedzieć tobie wszystkiego, przynajmniej na razie. Bardzo jednak chcę, żebyś zaczęła powoli dowiadywać się z kim i z czym przyszło ci się zetknąć.
Ania słuchała, patrząc bez przerwy prosto w oczy mężczyzny.
– Ja wiem, ty byś chciała poznać wszystko, szybko, prosto… Tak się nie da.  
– Dlaczego?
Askaniusz postanowił przejść powoli do sedna sprawy, dla której przybył do Polski. Nie chciał jednak wystraszyć dziewczyny, musiał więc bardzo uważać co mówi.
– Uwierz mi na słowo, że tak nie da rady – odparł. – Mam dla ciebie pewną propozycję. Chcę zabrać cię w miejsce, gdzie będziesz mogła dowiedzieć się więcej o mnie, o sobie, i może będziesz mogła się czegoś nauczyć. Oczywiście mam na myśli te wszystkie dość niezwykłe dla ciebie umiejętności.
– Tutaj jest przecież fajnie – odpowiedziała beztrosko Ania. – No ale… A dokąd chce mnie pan zabrać?
– No… dość daleko. W miejsce, które na pewno ci się spodoba. Łatwiej tam zrozumiesz to, co mam do powiedzenia.
We wzroku Ani pojawiła się mała oznaka niepewności. Askaniusz to zauważył. Wiedział, że będzie trudno. Jak ma powiedzieć tej dziewczynie, że ot tak, za kilkanaście sekund mogą znaleźć się tysiące kilometrów stąd. Szybko podjął decyzję, że musi jej pomóc. Czas naglił, a tłumaczenie tego w zwyczajny sposób mogłoby trwać zbyt długo. Czuł wyrzuty sumienia, ale nie potrafił znaleźć teraz innego wyjścia.
– Podaj mi na chwilę lewą dłoń – powiedział.
Ania zawahała się na ułamek sekundy, jednak wyciągnęła do Askaniusza rękę. Natychmiast poczuła falę lekkiego mrowienia, które w błyskawicznym tempie ogarnęło całe ciało. Wszystko wokół zrobiło się jakby bardziej kolorowe, jednocześnie trochę zamglone.
– Aniu, zabiorę cię daleko – zaczął ponownie Askaniusz. – To naprawdę piękne miejsce. Wyjaśnię ci tam wiele spraw, również i to, dlaczego nie możemy rozmawiać tutaj. Zgoda?
Dziewczyna rozumiała, że brzmi to bardzo dziwnie, ale nie potrafiła odmówić. Coś sugerowało jej żeby się zgodzić.  
– Dobrze – odparła powoli. – Czym pojedziemy?
– To będzie bardzo niezwykła podróż. Bardzo szybka. Ubierz coś. Nie wypada podróżować w bikini.
Ania zupełnie zapomniała, że cały czas ma na sobie tylko kostium kąpielowy. Wstała i założyła bez słowa szorty i koszulkę. Na stopy wsunęła lekkie sandałki ze skóry.
– Świetnie – powiedział Askaniusz. – Możemy ruszać.
– Ale…
– Niczego nie musisz ze sobą zabierać. Wszystko, czego tylko będziesz potrzebowała, dostaniesz na miejscu.
Uśmiechnął się do Ani. Przesłał jej dość sporą porcję energii wyciszającej, która sprawiała, że dziewczyna poddawała się jego poleceniom bez żadnego sprzeciwu. Zrobił to, by szybciej przekazać to, co miał do powiedzenia, ale też uchronić przed szokiem, który miała za chwilę przeżyć. Obawiał się tego. Jak zniesie przeniesienie się w przestrzeni? Czuł jednak, że musi ją zabrać i że wszystko będzie dobrze. Nie było już sensu dalej brnąć w rozmowę. Im szybciej się przeniosą, tym lepiej. Podszedł do Ani i złapał ją za ręce.
– Przytulę cię na chwilę do siebie, dobrze? Nie bój się.
Dziewczyna spojrzała ze zdziwieniem ale przyłożyła głowę do jego piersi.  
– Zamknij oczy – szepnął Askaniusz.
Po chwili Ania usłyszała narastający pisk w głowie, zaczęło się robić coraz cieplej, wszystko wirowało, czuła jakby coś chciało ścisnąć całe jej ciało.
Cisza. Lekki szum, jakby delikatny wiatr. Co to? Śpiew ptaków? Jakiś dziwny, inny. Dziewczyna poruszyła głową. Siedzący obok mężczyzna natychmiast wziął do ręki telefon.
– Budzi się – szepnął do słuchawki.
Po chwili do pokoju wszedł Askaniusz.
– Dzięki – powiedział do Lena Johnsona. – Jesteś wolny. Ja z nią zostanę.
Usiadł na łóżku, na którym leżała Ania. Złapał ją za rękę.
– Słyszysz mnie?
Powieki dziewczyny drgnęły i powoli zaczęła otwierać oczy. Niezbyt dobrze zniosła przenosiny z Polski na Karaiby. Kiedy byli na miejscu straciła przytomność. Askaniusz musiał teraz zrobić wszystko, żeby nie zemdlała ponownie, kiedy dowie się gdzie jest. Podał jej szklankę z sokiem, którą profilaktycznie przygotował Len.
– Napij się, poczujesz się lepiej.
Podniósł delikatnie głowę Ani. Wypiła kilka łyków.
– Co się stało? – zapytała cicho.
– Wszystko jest w porządku. Nie martw się – odparł, starając się by jego głos brzmiał jak najbardziej łagodnie i uspokajająco.
Dziewczyna rozejrzała się dookoła. Zobaczyła nieznany pokój.
– Gdzie my jesteśmy?
– Pamiętasz o czym mówiliśmy w ogrodzie?
Ania zmarszczyła czoło, starała przypomnieć sobie co się wydarzyło.
– Taa… mieliśmy gdzieś pojechać – mówiła niepewnie, będąc jeszcze pod działaniem resztek energii, otrzymanej przed wyruszeniem z Polski. – Ubrałam się … Potem … pan mnie przytulił?
Askaniusz uśmiechnął się.
– Tak, przytuliłem – potwierdził. – Pamiętasz coś jeszcze?
Dziewczyna pokiwała przecząco głową.
– Nie bardzo – odparła.
– Nasza podróż już się odbyła – Askaniusz mówił wciąż najspokojniej jak tylko potrafił. – Już wiesz, że ja potrafię robić rzeczy, o których większość ludzi nie ma pojęcia, prawda?
– Tak. Wiem o tym – odpowiedziała Ania rozglądając się znów niepewnie po pokoju.
Szef Paphnuti musiał wykorzystać ostatnie chwile działania wyciszającej fali. Nie chciał powtórnie jej tego robić. Czuł, że to po prostu nie fair.
– Posłuchaj uważnie – powiedział bardziej zdecydowanie. – To pewnie zabrzmi dla ciebie jak bajka, ale ja również umiem podróżować w dość nietypowy sposób. Mogę przenieść się z jednego miejsca w inne w ciągu kilku sekund. Po prostu … znikam i pojawiam się gdzie indziej.
Ania patrzyła na Askaniusza z wyrazem kompletnego niedowierzania.
– To prawda – mówił dalej, patrząc w jej rozszerzone ze zdumienia oczy. – Uwierz mi. Mogę też zabrać ze sobą kogoś drugiego w taką podróż. Zabrałem ciebie.
Dziewczyna poruszyła się niespokojnie.
– Ale… No dobrze. Skoro pan tak mówi – powiedziała. – Ale to przecież niemożliwe. A może możliwe? Boże, ja się boję.
– Nie bój się.
Mężczyzna złapał ją ostrożnie za koniuszki palców. Nie cofnęła dłoni.  
– Czy ja zrobiłem ci kiedykolwiek jakąś krzywdę? – zapytał.
– No… nie. Ale to takie zwariowane co pan mówi.
– Wiem Aniu, wiem. Ale ja chcę dla ciebie jak najlepiej. Proszę ufaj mi. Powtarzam to już tobie nie pierwszy raz. Czy wcześniej zawiodłem twoje zaufanie?
– Nie.  
Dziewczyna po raz kolejny zlustrowała pokój, w którym się znajdowali.
– Niech mi pan powie gdzie my jesteśmy – zapytała. – Czy to jest gdzieś koło Bulwaru?
Mężczyzna pokiwał przecząca głową.
– Jesteśmy dużo dalej Aniu – odparł.
– Wiem, koło promu do Janowca?
Jaka ona jest cudowna, pomyślał Askaniusz. Taka naturalna. Widział, że uspokoiła się trochę, i jest teraz po prostu ciekawa gdzie się znajdują.
– Obiecasz mi, że nie zemdlejesz? – zapytał uśmiechając się.
– Dlaczego mam zemdleć?
– Obiecujesz?
– No dobra, obiecuję.
– Jesteśmy bardzo daleko. Nie w Polsce.
– Nie w Polsce? – niebieskie oczy Ani zrobiły się okrągłe. Askaniusz dostrzegł, że znów pojawiła się w nich obawa, może strach. Musiał jednak brnąć dalej.
– Nie, nie jesteśmy w Polsce. Nie jesteśmy też w Europie. To jest miejsce, które będzie ci się podobało. Jestem pewien, że się w nim zakochasz. Jesteśmy na drugiej półkuli. Na jednej z karaibskich wysp.
Askaniusz wyrecytował to szybko, nie chcąc przedłużać tego dziwnego stanu niepewności. Teraz patrzył z wyczekiwaniem i obawą na reakcję Ani. Dziewczyna zeskoczyła szybko z łóżka i podbiegła do okna.  
– Obiecałaś, że nie zemdlejesz! – zawołał, ruszając za nią.
Ania ujrzała przed sobą olbrzymie palmy, których liście kołysały się majestatycznie. Niżej rosły niezliczone ilości cudownie kolorowych roślin. Kwiaty, o barwach jakich nigdy w życiu nie widziała. Gdzieś z tej gęstwiny dobiegały co chwilę odgłosy ptaków. Trawa miała tak zielony, soczysty kolor.
– Boże, czy ja żyję? – wyszeptała. – Czy to może jest raj?
Askaniusz stanął blisko za nią. Naprawdę bał się żeby nie zemdlała z wrażenia.
– Żyjesz, żyjesz – powiedział. – Ale masz rację, tu jest pięknie jak w raju.
Milczeli przez chwilę. Ania chłonęła widok zza okna.
– Nie wiem czy jednak nie zemdleję – odezwała się po chwili.
– Nie mdlej. Podoba ci się ten widok za oknem?
Wiedział, jaka będzie odpowiedź. Nie mogła być inna.  
– To jest takie piękne – powiedziała cicho Ania. – Najpiękniejsze. Nigdy w życiu nie widziałam...  
Askaniusz uśmiechnął się. Dziewczynie wyraźnie zabrakło słów.
– To tylko widok zza okna – zaczął mówić. – Później pójdziemy na spacer. Zobaczysz dużo więcej. Teraz zaprowadzę cię do twojego pokoju. Będziesz mogła wziąć prysznic, przebrać się. Potem zapraszam na obiad. Jesteś na pewno głodna po tych wszystkich wrażeniach. Chodź.
Wziął Anię za rękę. Poddała się bez oporu, będąc wciąż pod wrażeniem tego, co zobaczyła. Wyszli z pokoju, przeszli korytarzem, który po chwili skręcił w prawo. Tam Askaniusz otworzył pierwsze drzwi po lewej stronie.
– Proszę, wejdź – powiedział puszczając dziewczynę przodem.
Ania ujrzała najpierw niewielki hol, za którym znajdował się ogromny pokój. Na środku leżał wielki kolorowy, puszysty dywan. Po lewej sofa, fotele sporych rozmiarów i niski stół. Na ścianie zawieszony był olbrzymi płaski telewizor. Dziewczyna nie potrafiła zarejestrować wszystkiego. Tyle niesamowitych obrazów jednocześnie. Poczuła lekki zawrót głowy. Potarła skronie dłońmi.
– Wszystko dobrze Aniu – odezwał się Askaniusz. – Jestem z tobą.  
Poprowadził dziewczynę w głąb pomieszczenia.
– To twój pokój – mówił dalej. – Popatrz, tutaj po prawej. Tu masz garderobę. Znajdziesz tam sporo różnych ubrań. Mam nadzieję, że będą ci się podobały. Wybieraj, na co tylko masz ochotę. Obok jest łazienka. Tam w głębi, za tym przepierzeniem łóżko, toaletka z kosmetykami. Wszystko jest dla ciebie. Jeśli czegoś będzie brakowało masz mi zaraz powiedzieć.
Ania słuchała i rozglądała się nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje.
– Jak to? – bąknęła nieśmiało. – To jest dla mnie? To wszystko?
– Tak, dla ciebie. Wszystko jest dla ciebie. O, zapomniałbym. Ja teraz wyjdę żebyś mogła się odświeżyć i przebrać. Proszę, masz tutaj jeszcze telefon. Na razie jest tam tylko jeden numer, do mnie. Jak będziesz gotowa, po prostu zadzwoń.
Ania poczuła, że napływają jej do oczu łzy. To wszystko było jak bajka. Najpiękniejsza bajka. Spojrzała na Askaniusza.
– Dlaczego pan to dla mnie robi? – zapytała załamującym się ze wzruszenia głosem. – Przecież ja jestem nikim.
– Pozwól, że nie odpowiem na to pytanie, a już na pewno nie skomentuję tego drugiego twojego zdania.  
Złapał dłonią spadającą, pojedynczą łzę Ani.
– Czuję, że ta łza nie jest smutna – powiedział, chcąc uspokoić dziewczynę.  
Ania uśmiechnęła się do niego i poczuła jak jedna za drugą, wielkie krople spływają jej po pliczkach i spadają na puszysty dywan.
– Nie dam rady ich wszystkich złapać – powiedział śmiejąc się Askaniusz. – Idę. Jak będziesz gotowa, dzwoń.
Dziewczyna pokiwała głową czując na wargach słony smak.  
– Dziękuję – wyszeptała.
Kiedy Askaniusz wyszedł Ania rzuciła się na dywan. Patrząc w sufit zaczęła mówić sama do siebie.
– To jakieś czary. Magia. Karaiby?  
Uszczypnęła się w udo.
– Ałł. Więc to prawda?  
Wstała i poszła do łazienki. Podobnie jak pokój, była ogromna. Prysznic. Wielkie lustra. W tyle wanna, przypominająca mały basen. Puszyste ręczniki, szlafroki. Zrzuciła to co miała na sobie i weszła pod natrysk. Wielka wanna trochę ją onieśmielała. Poczuła się o wiele lepiej pod wpływem orzeźwiającej wody. Wyszła po dziesięciu minutach. Założyła na siebie jeden z białych szlafroków. Był lekki i miły w dotyku. Postanowiła zajrzeć do garderoby, którą pokazał jej Askaniusz. Rozsunęła drzwi i oniemiała. Myślała, że to po prostu szafa. Tymczasem garderoba była wielkości jej pokoju w polskim domu. Na wieszakach znajdowało się mnóstwo sukienek, spódniczek, koszul, bluzek, spodni. Na wyższych półkach poukładana była starannie bielizna. Niżej mnóstwo różnego rodzaju butów.  

Askaniusz siedział na jednej z ławek, których sporo ustawionych było na porośniętym bujną roślinnością placu, przed głównym budynkiem karaibskiej bazy. Cieszył się, że Ania doszła do siebie po tej niecodziennej podróży. Rozmyślał teraz jak poprowadzić dalsze etapy wprowadzania jej w świat przeznaczony dla nielicznych. Kazał przygotować elegancki obiad w głównej jadalni. Chciał żeby Ania poznała w jego trakcie część pracowników. Przed chwilą otrzymał wiadomość, że wszystko jest gotowe. Czekał teraz tylko na sygnał od dziewczyny. Zaczął właśnie przyglądać się jednej z kolorowych papug, która usiadła na gałęzi, kilka metrów od niego. Przekrzywiała charakterystycznie swoją główkę, patrząc na siedzącego mężczyznę. Wreszcie poczuł wibrowanie telefonu. Spojrzał na wyświetlacz. To ona. Powiedziała, że jest gotowa. Askaniusz wstał i skierował się do budynku. Wszedł do środka i chwilę potem już pukał do drzwi pokoju Ani. Kiedy otworzył, jej widok sprawił, że przez chwilę nie wiedział co powiedzieć. Dziewczyna wyglądała tak ślicznie. Poczuł dziwny ucisk gdzieś w okolicach mostka. Ubrała lekką, żółtą sukienkę w kwiaty. Krótką, pokazującą jej długie, pięknie opalone nogi. Założyła do tego delikatne, jasno brązowe buciki na małym obcasie. Zauważył lekki makijaż. Jasne złociste włosy, jeszcze wilgotne po niedawnym prysznicu, opadały w naturalny sposób na jej ramiona. Była tak świeża, prawdziwa, urocza. Uśmiechnęła się wydymając lekko usta.
– Czy coś jest nie tak? – zapytała.
– Nie, nie. Przeciwnie, wyglądasz tak pięknie, że … po prostu zaniemówiłem z wrażenia.
– Dziękuję – powiedziała dziewczyna lekko się rumieniąc. – Bałam się, że źle wybrałam.
– Naprawdę ślicznie wyglądasz. Chodźmy. Wszystko jest już przygotowane.
Wyszli z pokoju. Idąc długim korytarzem Askaniusz powiedział Ani, że chce przedstawić jej kilka osób.
– Ojej. Trochę się boję – odparła.
– Nie masz się czego bać. To moi współpracownicy i przyjaciele. Przedstawię ich tobie, to wszystko. Potem siadamy do obiadu.  
Byli już przy wejściu do jadalni. Ania ujrzała wytwornie przygotowane stoliki. Skojarzyło się to jej z eleganckim lokalem, jakie mogła oglądać tylko w filmach. W głębi stało kilku kelnerów. Z boku podeszli czterej mężczyźni i młoda kobieta.
– To właśnie ich chcę ci przedstawić – powiedział Askaniusz. – Znasz trochę angielski?
– O Boże, nie – odpowiedziała z przestrachem. – To znaczy trochę ze szkoły.
– This is my young friend from Poland. Her name’s Annie – powiedział Askaniusz.
Wszyscy uśmiechnęli się do onieśmielonej dziewczyny.
– Najpierw przedstawię ci Klaudię. Jest Polką. Na pewno się polubicie.
Ania patrzyła ze zdumieniem. Miała wrażenie, że podchodząca do niej dziewczyna jest żywcem wyjęta z okładki żurnalu z najpiękniejszymi modelkami. Miała tak nieskazitelną skórę. Emanowała z niej jakaś naturalna przyjaźń i dobro. Ania zdziwiła się skąd biorą się w jej głowie takie określenia.  
– Witaj Aniu. Cieszę się, że mogę cię poznać – Klaudia wyciągnęła do dziewczyny rękę na powitanie.
– Dzień dobry – odparła i chwyciła podaną dłoń.
Nagle w jadalni jakby wszystko stanęło, a po chwili znajdujące się tam przedmioty, stoły, krzesła, cała zastawa poukładana misternie przez kelnerów, wiszące na suficie lampy, wszystko delikatnie drgnęło, poruszone falą energii uwolnionej przez uścisk dłoni Klaudii i Ani. Askaniusz i pozostali patrzyli z niedowierzaniem na to dziwne zjawisko. Dziewczyny zwolniły uścisk i energia raptownie ustąpiła.
– Wow. Witamy na pokładzie – odezwał się Mike Paulinson po angielsku.
– Co to było? – spytała Ania, patrząc przestraszona na Askaniusza.
– Tak jak powiedział Mike. Witaj na pokładzie. To był po prostu znak, że nie jesteś tutaj przypadkowo.
– Hi. I’m Mike Paulinson. Very nice to meet you Annie.
– Hi – odparła nieśmiało Ania.
Poczuła, że wszyscy witają ją bardzo serdecznie. Len Johnson, Harry Gregor i Stan Richardson uśmiechali się do dziewczyny. Była tak oszołomiona, że nie rozumiała nic z tego co mówili. Powtarzała tylko hi, hello i również się do nich uśmiechała. Askaniusz powiedział coś po angielsku i Klaudia wraz z czwórką mężczyzn skierowała się do stolika po prawej. Odchodząc kiwali do Ani przyjaźnie.
– My usiądziemy sobie tutaj – odezwał się Askaniusz, wskazując stolik po lewej.
– Hi – odpowiedziała Ania i w tej samej chwili oblała się rumieńcem. – Boże, co ja gadam. Przepraszam. Tak usiądźmy, bo zaraz się przewrócę po tym wszystkim.
– Niczym się nie przejmuj. Wszystko jest w porządku. To wspaniali ludzie.
Usiedli i prawie natychmiast pojawił się obok jeden z kelnerów. Napełnił stojące obok Ani i Askaniusza kieliszki.
– To bardzo delikatne tutejsze wino – powiedział szef Paphnuti podając dziewczynie jedno z naczyń. – Twoje zdrowie Aniu. Witamy cię w naszym gronie.
Ze stolika po prawej również dobiegły głosy toastu. Wszyscy trzymali w dłoniach kieliszki i pozdrawiali oszołomioną nastolatkę.  

Spacerowali wolno wokół wielkiego placu przed bazą. Askaniusz, zgodnie z obietnicą, zabrał dziewczynę na krótką przechadzkę po obiedzie. Ania słuchała z wypiekami na twarzy, tego co mówił mężczyzna. Opowiadał jej o Paphnuti, o tym kim są, jak ważną rolę pełnią dla ludzkości. Wspomniał o wyjątkowych zdolnościach jakie posiadają. Przedstawił Ani również osobę Klaudii – istoty idealnej.  
– Niech pan popatrzy – odezwała się Ania, zatrzymując się i pokazując Askaniuszowi rękę, na której było kilka bardzo zaczerwienionych miejsc. – Ja szczypałam się parę razy, ale już mnie tak boli, że…
– Dlaczego się szczypałaś? – zapytał zdziwiony.
– No jak to dlaczego?
– Och – Askaniusz pokiwał głową. – Jesteś niemożliwa. Po prostu mi nie wierzyłaś?
– No a jak mam wierzyć? To brzmi jak powieść fantastyczno naukowa.
– Wiem. Rozumiem cię. No ale przecież jesteś tutaj, na innym kontynencie – mężczyzna wskazał ręką na otaczającą ich zwrotnikową roślinność. – Znalazłaś się tu w ciągu niecałej minuty. Czy to cię nie przekonuje, że mówię prawdę?
Ania zmarszczyła czoło i zaczęła iść dalej.  
– No … właściwie tak – odpowiedziała niepewnie. – Przepraszam.
– Nie przepraszaj. Ja naprawdę zdaję sobie sprawę jak to brzmi. Tylko ty też mnie zrozum. Jak mam ci to inaczej powiedzieć?
Dziewczyna pokiwała głową potakująco.  
– Mogę o coś zapytać? – powiedziała.
– No oczywiście. Pytaj.
Znów się zatrzymała. Odwróciła się i spojrzała w oczy mężczyzny.
– Dlaczego ja tutaj jestem? Tego mi pan jeszcze nie wyjaśnił.
Askaniusz wyjął z paczki papierosa i zapalił.  
– Pamiętasz zdarzenie z twoją siostrą? – zapytał po chwili. – Złapałaś mnie wtedy za ręce …
– Boże, jak mogłabym nie pamiętać – przerwała Ania – Tak bardzo chciałam wtedy panu podziękować i… złapałam.
– No i wtedy poczułem płynące z twoich rąk wibracje. To też taka moja umiejętność. To dało mi do myślenia. Coś takiego, co poczułem u ciebie, mają tylko nieliczni.  
Ania nadal nie wydawała się przekonana.
– Ale ja przecież jestem zupełnie zwyczajna – powiedziała. – Nigdy nie przydarzyło mi się nic niezwykłego.
– To o niczym nie świadczy. Potem twoje kłamstewko, które wcisnęłaś mamie. Zapomniałaś?
– Ha, to było super – odparła z uśmiechem. – Powiedziałam, że wracam od Izy. Po dwóch dniach prawie. Mama tylko spytała czy nie jestem głodna.
– No a to co zdarzyło się przed obiadem, kiedy podałaś rękę Klaudii? – zapytał Askaniusz.
Ania pomyślała chwilę szukając wytłumaczenia.
– No ale to Klaudia przecież jest… taka niezwykła – odparła, próbując jakoś wyjaśnić zjawisko, którego doświadczyła.
– Nie tylko ona, Aniu. Ty również.
– No ale… co teraz? Co w związku z tym?
Szef Paphunti zgasił papierosa. Zaczęli znów iść. Pytanie dziewczyny ułatwiło mu przejście do kolejnego ważnego tematu, o którym miał jej zamiar powiedzieć.
– No właśnie – zaczął. – Postanowiłem zacząć cię uczyć, w jaki sposób uwolnić to, co w tobie drzemie. Jak się tym posługiwać. Nawet mnie trudno przewidzieć, jak wielkie są twoje umiejętności.
Jak zwykle reakcja dziewczyny była dla niego nie do przewidzenia. Zobaczył w oczach Ani pojawiającą się w ułamku sekundy radość.  
– Będzie mnie pan uczył? – zawołała wesoło. – Będę też mogła tak przenosić się z miejsca na miejsce?
– Ha ha – zaśmiał się Askaniusz. – To nie jest takie proste. Nie wiem Aniu. Może kiedyś, kto wie.
Spojrzał na nią. Stała z tymi niebieskimi, błyszczącymi oczami czekając co on powie.  
– Czy w takim razie zgadzasz się żebym był twoim nauczycielem? – zapytał.  
– Boże! Czy się zgadzam? Tak, tak, tak! – krzyknęła radośnie.

CDN...

RyszardGwiazdoklucz

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 4802 słów i 28718 znaków.

1 komentarz

 
  • Somebody

    Bravissimo :bravo:

    13 lip 2017

  • RyszardGwiazdoklucz

    @Somebody Już zdążyłaś przeczytać? Ledwie opublikowałem ;) Po raz kolejny dzięki wielkie. :)

    13 lip 2017