INSTRUKTOR - Rozdział 2

INSTRUKTOR - Rozdział 2Rozdział 2 - SYGNAŁ Z WATYKANU  
  
Kiedy Ania opowiedziała już matce zgrabnie wymyśloną historyjkę na temat zakupów, szybko pobiegła do swojego pokoju. Usiadła na obrotowym krześle stojącym przy biurku komputerowym. Zrzuciła klapki ze stóp i zaczęła się kręcić jak szalona. Kiedy już wykonała kilkadziesiąt obrotów, zakręciło się jej w głowie i spadła na podłogę. Leżała, myśląc o tym, co zdarzyło się godzinę temu. Nagle usłyszała dźwięk wibrującej komórki. Podniosła się i wzięła leżący na biurku telefon. Spojrzała na wyświetlacz. Iza. Była to jedna z jej przyjaciółek, z którą niemal codziennie od początku wakacji, chodziły i prezentowały swoją opaleniznę spacerującym nad Wisłą turystom. Nie, nie miała teraz ochoty na żaden wypad. Położyła się na łóżko i po kilku minutach zasnęła.
– Ania. Hej, Anka obudź się – głos matki powoli docierał do śpiącej dziewczyny. – Przyszła Iza. No dalej, rusz się.
– Oj… no już. W końcu są wakacje – mruknęła Ania.
Iza była drobną brunetką w okularach i straszną gadułą.
– Hej. Dzwoniłam. Co z tobą, śpisz w taką pogodę? – zaczęła w swoim stylu, kiedy tylko weszła do pokoju – Oszalałaś? Wsiadamy na rowery i jedziemy nad wodę.
– Nie chce mi się – odparła Ania wstając powoli z łóżka.
– Co jest? Jakoś dziwnie wyglądasz.
– Nic mi nie jest. Po prostu nie mam ochoty wychodzić.
– Phi. Głupia – nie dawała za wygraną Iza. – Widziałam wycieczkę na rynku, sami chłopacy. Jakiś obóz sportowy, czy coś.
Ania zaczęła intensywnie myśleć jak pozbyć się przyjaciółki. Zupełnie nie miała nastroju na wypad za chłopakami.
– Mam okres. Brzuch mnie boli.
– Trzeba było mówić – odpowiedziała Iza. – Weź jakieś tabletki, to ci przejdzie.
– Wzięłam – skłamała gładko Ania. – Muszę trochę pospać i tyle. Iza… dociera?
– Dociera, dociera – obruszyła się tamta. – To znikam. Jak z jutrem? Co robimy?
– Zadzwonię do ciebie – Ania znów się położyła. – Przepraszam za dziś.
Oczy Izy wykonały błagalny ruch ku górze, pomachała ręką na pożegnanie i wyszła z pokoju. Ania natychmiast pomyślała o piątkowym spotkaniu z Askaniuszem. Zabronił komukolwiek mówić o zdarzeniu z Kają. Jakoś dziwnie nie miała nawet takiego zamiaru. Kto by jej uwierzył. Zastanawiała się też, dlaczego nie postąpił z nią tak, jak z Kają. Dlaczego ona ma pamiętać? Poczuła jak po jej ciele przebiega dreszcz. To wszystko było takie niewiarygodne. Podobne historie widziała do tej pory tylko w filmach lub czytała w książkach. Ania uwielbiała robić zarówno jedno i drugie. Zwłaszcza czytanie wywoływało często u jej znajomych skrajne reakcje. Ty czytasz książki? Zwariowałaś? – pytali. Robiła to jednak nie przejmując się opiniami innych. Kochała przenosić się w świat tworzony przez autorów filmów i pisarzy. Zdarzenie z Kają i Askaniuszem było jednak rzeczywistością.
  
***
Danka kończyła właśnie czytać kolejny artykuł. Ostatnie tygodnie to jedno wielkie pasmo nudy. Pochłonęła już wszystko, co miała pod ręką. Kilkanaście książek, dziesiątki gazet i czasopism. Wiedziała jednak, że czasem cisza może trwać wiele miesięcy i nagle pojawia się sygnał. Czerwona, pulsująca ikona na monitorze i towarzyszący temu dźwięk. Askaniusz zaglądał co kilka dni. Zazwyczaj wieczorem, kiedy wracał z Ośrodka Kultury. Pracował tam jako instruktor muzyki. Znali się od wielu lat. Jednak zawsze, kiedy był w pobliżu, czuła ten dziwny stan podekscytowania, fascynacji bycia z niezwykłą osobą. Wiedziała kim jest naprawdę i co potrafi. Kiedyś, na początku znajomości, sądziła, że może pojawi się miedzy nimi coś więcej niż przyjaźń. Gdy z biegiem czasu zrozumiała jaką niezwykłą osobą jest Askaniusz, wiedziała, że to niemożliwe.
Danka wstała i podeszła do ekspresu po kolejną filiżankę kawy. Nie zdążyła jednak jej napełnić, kiedy rozległ się donośny, wibrujący sygnał. Natychmiast podbiegła do biurka.
– Watykan! – przeczytała pulsujący na monitorze napis. – Watykan!
Wzięła do ręki leżący obok Blackberry i wysłała wiadomość do Askaniusza. Szybko sprzątnęła z biurka talerz i filiżankę po kawie. Podbiegła do zlewu. Umyła naczynia i ustawiła je na suszarce. Wróciła do biurka i już usłyszała otwierające się wejście. Mimo, iż zdarzało się to już setki razy w przeszłości, zawsze czuła dreszcz przeszywający jej ciało. Ten moment, kiedy najdłużej po kilku minutach od jej sygnału, on już był.
– No cześć – przywitał ją Askaniusz podchodząc do monitora. – Ooo. Wasza Świątobliwość.
– Tak – odpowiedziała Danka – Pierwszy raz po objęciu pontyfikatu.
– Hmm. Przekonamy się. Zwykła ciekawość, czy rzeczywiście pojawił się jakiś problem – powiedział z lekką ironią. – Pamiętasz Benedykta?
– Tak – kobieta pokiwała głową.
Kilka lat temu Askaniusz znalazł się w Watykanie na wezwanie niemieckiego papieża. Okazało się jednak, że Benedykt XVI zrobił to, chcąc tylko sprawdzić czy przekazana mu przez poprzednika tajna procedura działa poprawnie. Był bardzo zdziwiony, kiedy usłyszał, że takie postępowanie jest bardzo poważnym naruszeniem precyzyjnie sformułowanego regulaminu. Wkrótce potem cały świat zaszokowała niespodziewana i niespotykana od wieków decyzja o abdykacji głowy Kościoła.
Zgodnie z zasadami Askaniusz powinien udać się do wzywającego najszybciej jak to możliwe. Ruszył do drzwi, jednak zatrzymał się nim wyszedł. Spojrzał na Dankę. Jej brązowe włosy były jak zawsze rozwichrzone, stercząc niesfornie na wszystkie strony.
– Słuchaj… – mężczyzna jakby zawahał się na moment. – Jak wrócę, chcę ci o czymś powiedzieć.
Danka odwróciła się marszcząc czoło i spojrzała na Askaniusza. Kiedy mówił w ten sposób wiedziała, że to coś ważnego.
– Jasne – odparła. – Wiesz, że nigdzie się stąd nie ruszam.
Mężczyzna uśmiechnął się. Ufał jej jak nikomu innemu.
– No to zobaczymy o co chodzi Franciszkowi – powiedział.
Danka popatrzyła jak Askaniusz otwiera drzwi i wychodzi.
  
***
Na placu Świętego Piotra, jak zawsze, przemieszczały się liczne grupy pielgrzymów z całego świata. Franciszek spoglądał na wiernych zza okna swojego apartamentu. Myślami był jednak przy tajemniczej osobie, której oczekiwał. Od lat, każdy nowy papież zapoznawał się z treścią zapieczętowanego i zdeponowanego w sejfie listu od swojego poprzednika, z informacją o możliwości skontaktowania się w razie spraw najwyższej wagi z człowiekiem nazywanym Paphnuti. Franciszek wiedział, że nie tylko on ma taką możliwość. Przywódcy niektórych państw również posiadali dostęp do tajemniczego nadajnika, którego mogli użyć w razie potrzeby. Wezwanie Paphnuti wymagało spełnienia warunków zawartych w specjalnej instrukcji.
Nie była to pierwsza wizyta Askaniusza w Watykanie. Znał już papieskie apartamenty. Kiedy zjawiał się u papieża, lub przywódcy któregoś z państw, zawsze starał się najzwyczajniej w świecie nie przestraszyć tej osoby, swoim nagłym zmaterializowaniem się. Teraz również pojawił się dyskretnie w okolicach korytarzyka prowadzącego do pomieszczenia, gdzie stał Franciszek. Drugą rzeczą, którą zawsze robił, było rzucenie delikatnej fali uspokajającej na wzywającą go osobę. Kiedy Biskup Rzymu był już pod jej działaniem, Askaniusz odezwał się do niego po hiszpańsku.
– Dzień dobry Wasza Świątobliwość.
Mimo wszystko Papież drgnął, zaskoczony głosem przybysza. Natychmiast jednak przybrał dostojną postawę. Zobaczył przed sobą mężczyznę w średnim wieku. Trudno było zgadnąć po wyglądzie, ile ma lat. Nie wyróżniał się niczym szczególnym.
– Witam pana – odpowiedział Franciszek w tym samym języku, z charakterystycznym, południowoamerykańskim akcentem, który Askaniusz natychmiast rozpoznał.
– Rozumiem zaskoczenie sposobem mojego pojawienia się. Jestem jednak pewien, że Wasza Świątobliwość dokładnie zapoznał się z procedurą i instrukcjami.
– Tak. Oczywiście. Przeczytałem wszystko z uwagą kilka razy. Pragnę też zapewnić, że uruchomiłem nadajnik po głębokim zastanowieniu i przeanalizowaniu informacji, o których chciałbym porozmawiać.
Papież zrobił kilka kroków w stronę Askaniusza i podał mu dłoń.
– Jeszcze raz witam. Proszę spocząć – powiedział, wskazując mu fotel.
Kiedy usiedli, Franciszek od razu podjął temat, który skłonił go do wezwania Paphnuti. Askaniusz z rosnącym zainteresowaniem słuchał informacji o dziwnych zjawiskach mających miejsce w Meksyku. Nie była to dla niego zupełna nowość. Jego zespół otrzymywał stamtąd niepokojące sygnały już od około trzech lat. Byli tam nawet w ubiegłym roku, jednak nic nie udało się wykryć. Teraz sam papież mówi mu, że grupa meksykańskich biskupów przekazała wiadomość o serii dziwnych zjawisk w okolicach Palenque. Powtarzające się grupowe zasłabnięcia w pobliżu starożytnych budowli, niemal ciągłe bóle głowy mieszkających tam ludzi, a nawet coś, co przypominało słabe wstrząsy tektoniczne. Tubylcy wiązali te wszystkie zdarzenia z gniewem dawnych bogów Majów.
– Po analizie tego co powiedzieli mi meksykańscy duchowni, doszedłem do wniosku, że to właśnie coś, co kwalifikuje się do kontaktu z panem – kończył swoją wypowiedź Franciszek.
– Tak – odparł Askaniusz – Wasza Świątobliwość ma rację. To jak najbardziej informacje, o których powinienem wiedzieć.
– Czy podejmie pan jakieś działania? – zapytał duchowny, patrząc uważnie na swego niezwykłego gościa.
– Oczywiście. Zjawiska w Meksyku są mi znane. W ciągu kilku najbliższych dni będziemy z moimi ludźmi w Palenque i zaczniemy badania.
– To dobrze – powiedział papież Franciszek z wyraźna ulgą w głosie. – Bardzo byłem poruszony tym, co usłyszałem od biskupów. Jestem też zdziwiony, że nie zajmują się tym żadni naukowcy. Przecież Palenque jest znanym miejscem, odwiedzanym przez tylu turystów.
– Podejmowano takie próby – odparł Askaniusz. – Nawet my, jak wspominałem, byliśmy tam niedawno. Nikomu jednak nie udało się odnaleźć źródła występujących tam zjawisk.
Papież słuchał z uwagą i wyrazem zatroskania na twarzy.
– Rozumiem, i nie dziwię się obawom Waszej Świątobliwości – kontynuował Askaniusz. – Zaangażuję wszystkie swoje siły, aby tym razem odkryć i zbadać przyczynę. Bardzo jestem wdzięczny za przekazanie mi informacji.
– Cieszę się. Był to dla mnie zaszczyt poznać tak niezwykłą osobę – odparł Franciszek uśmiechając się lekko i wstając.
Był to znak, że czas kończyć rozmowę. Askaniusz pożegnał się i chwilę później był już w pustym korytarzu przygotowując się do powrotu.
  
***
– Koniec leniuchowania – rozległ się głos Askaniusza.
Zjawił się przed chwilą i Danka natychmiast wiedziała, że szykuje się coś poważnego.
– Pierwsza rzecz, to powiadom Mike’a, żeby jak najszybciej polecieli do Palenque.
– Wszyscy?
– Tak. Tym razem wszyscy. Po prostu wciśnij czerwony sygnał. Podaj namiary i oni już będą wiedzieli co robić.
Brytyjczyk Mike Paulinson był kierownikiem stacjonującej na jednej z karaibskich wysp grupy, która zajmowała się techniczną stroną akcji przeprowadzanych przez szefa Paphnuti. Zespół operacyjny, którym kierował od siedmiu lat, tworzyli jeszcze trzej jego rodacy: Len Johnson – odpowiedzialny za sprzęt komputerowy, Harry Gregor – specjalista od przeróżnych urządzeń pomiarowych z zakresu chemii i fizyki oraz Stan Richardson, którego zadaniem było przetransportowanie tego wszystkiego do dowolnego punktu na kuli ziemskiej. Każdy z nich miał swoich podwładnych, złożonych już z miejscowych Latynosów.
– OK. Już się za to zabieram – odpowiedziała Danka zaczynając stukać w klawiaturę.
– Potem pogadamy, pamiętasz? – powiedział Askaniusz.
Danka pokiwała głową nie odrywając oczu od ekranu.
– Pamiętam, pamiętam – odparła. – To nie potrwa długo.
– Hmm – mruknęła Danka kilkanaście minut później, kiedy Askaniusz opowiedział jej o wczorajszym wypadku. – Rozumiem cię. Zrobiłabym to samo na twoim miejscu.
– To nie wszystko – powiedział mężczyzna zaciągając się papierosem. – Starsza z dziewczynek, właściwie raczej dziewczyna, jest chyba jedną z naszych.
– Co? – zdumiała się Danka. – Co ty wygadujesz?
– Kiedy na chwilę złapała mnie za ręce, poczułem od niej tak potężną porcję energii, że aż nie mogłem uwierzyć. No i ma niebieskie oczy.
– Ładna? – Danka spróbowała rozluźnić trochę powagę rozmowy.
– Nie wiem… Nie zwracałem na to aż takiej uwagi – odparł Askaniusz – No co ty? Chyba nie myślisz, że może zauroczyć mnie jakaś nastolatka?
– No, kto wie – odpowiedziała z uśmiechem Danka.
– Oj przestań. Mówię zupełnie serio. Do tego umówiłem się z nią jutro po południu, żeby się upewnić czy mam rację.
– Teraz rozumiem. Jutro będziesz w Meksyku.
– Właśnie. Nie mam pomysłu co zrobić.  
– A dziś? – zasugerowała Danka. – No a tak w ogóle, czy to nie może poczekać?
– Nie Danusiu, nie może. Zrozum, takich osób jest na świecie bardzo niewiele. Jeśli mam rację, muszę ją jak najszybciej sprawdzić. Przecież wiesz, że ktoś inny może się nią zainteresować.
– Tak wiem – odparł kobieta, potakując głową. – Przepraszam. Zbyt długo był spokój.
– Właśnie. Zdecydowanie zbyt długo.
– Sprawdź ją dzisiaj. Będziesz spokojniejszy. Masz jeszcze coś innego do zrobienia? W Meksyku musisz być dopiero jutro.
– Tak. Najprawdopodobniej w Meksyku będzie jeszcze potrzebna Klaudia – powiedział Askaniusz patrząc Dance prosto w oczy.
– Mmm. No to teraz rozumiem twoje zdenerwowanie.

CDN...

RyszardGwiazdoklucz

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 2303 słów i 14117 znaków. Tagi: #przygoda #papież #rzym #tajemnica

3 komentarze

 
  • RyszardGwiazdoklucz

    Dzięki, miło, że się podoba. Wkrótce kolejny rozdział. Pozdrawiam :)

    15 cze 2017

  • Somebody

    Świetne! :bravo:

    15 cze 2017

  • Aequor

    Łapka w górę. Podoba mi się. :)

    15 cze 2017