INSTRUKTOR - Rozdział 3

INSTRUKTOR - Rozdział 3Rozdział 3 - IDEAŁ

Ania poczuła nagle, że musi wyjść z domu. Nie bardzo wiedziała po co. Mama krzątała się po kuchni. Zbliżała się pora posiłku.
– Wychodzisz? – spytała córkę. – Za godzinę będę miała obiad.
– Zaraz wracam. Boli mnie głowa. Chcę się trochę przewietrzyć.
Ich dom położony był niemal na końcu ulicy. Chociaż Krakowska ciągnęła się dalej równolegle do pobliskiego Bulwaru Nadwiślańskiego, były to już w większości zarośnięte krzakami nieużytki. Niecałe pięćset metrów w stronę centrum miasta znajdował się spichlerz i park linowy, przy którym rozmawiała z Askaniuszem. Dalej usytuowane były piękne domy i wille, z których zdecydowana większość oferowała pokoje gościnne dla turystów. Rodzice Ani kupili kilka lat temu niewielkie, zaniedbane gospodarstwo od starszego małżeństwa, które przeprowadzało się do córki w Puławach. Wyremontowali ukryty wśród drzew budynek mieszkalny i cieszyli się własnym domem. Stare nieruchomości, z wielkimi ogrodami, które wyglądały na opuszczone i niezamieszkałe znajdowały się również w innych częściach Kazimierza. Jeden z nich, przy ulicy Szkolnej, udało się kupić Askaniuszowi z przeznaczeniem na swego rodzaju centrum dowodzenia. Tam właśnie dyżurowała Danka.
Po wyjściu, Ania wsiadła na rower i ruszyła szybko w kierunku przeciwległej części miasta. Czuła, że ma tam jechać, nie miała jednak pojęcia dlaczego. Nie chcąc przepychać się przez tłumy turystów na Rynku, pokonała całą Nadrzeczną, na skrzyżowaniu skręciła w Lubelską i już widziała wielki budynek szkoły. Obok zabytkowej kapliczki na rogu zsiadła zdyszana i ruszyła dalej prowadząc rower w górę Szkolnej. Po minięciu kilkunastu posesji, usłyszała odgłos skrzypiącej furtki i ujrzała wychodzącego zza niej… Askaniusza. Już wiedziała, że w jakiś dziwny sposób, właśnie on był celem jej wyjścia z domu.
– Dzień dobry Aniu – mężczyzna odezwał się przyjaźnie. – Cieszę się, że cię widzę.
– Dzień dobry.
Askaniusz musiał z nią koniecznie porozmawiać, czas jednak naglił i nie mógł go tracić na dyplomatyczne przekonywanie dziewczyny aby weszła do nieznanego sobie domu. Wykorzystał więc swoje niezwykłe umiejętności i dyskretnie rzucił na nastolatkę falę uspokajającą.
– Wejdźmy tutaj – powiedział krótko, i Ania znów usłyszała skrzypnięcie.
Wykonała polecenie bez najmniejszego sprzeciwu i znaleźli się w starym, zaniedbanym ogrodzie. Wyglądał jak dżungla. Drzewa i krzewy tworzyły tak gęstą ścianę, że panował tam półmrok. W głębi stał niewielki parterowy dom, przypominający bajkową babciną chatkę. Ściany pokryte pnącym się do samego dachu bluszczem, pod oknami kępy kwiatów, wśród których uwijały się brzęczące owady. Weszli do środka.
– Cześć Danusiu – odezwał się mężczyzna. – Aniu, to moja koleżanka i współpracowniczka.
– Dzień dobry pani – nastolatka dygnęła jak pensjonarka, co wywołało uśmiech Danki.
– Siadaj tutaj – powiedziała wesoło, wskazując dziewczynie fotel. – Askaniusz ma coś bardzo pilnego do załatwienia, i poprosił mnie, żebym opowiedziała ci trochę czym się zajmujemy.
– Mieliśmy się spotkać jutro – powiedziała Ania zwracając się do mężczyzny.
– Tak – odparł. – Jednak wyniknęły nieprzewidziane okoliczności i musimy porozmawiać już dzisiaj. Postaram się wrócić jak najszybciej. O nic się nie martw. Jestem pewien, że się polubicie.
Askaniusz wiedział, że tak będzie. Zadbał o to, by Ania była spokojna i nie myślała przez kilka godzin o niczym innym.
  
***
  
Klaudia stała przed lustrem i poprawiała włosy. W każdej chwili mógł się zjawić Askaniusz. Otrzymała od niego sygnał przed godziną. Nie widzieli się już kilka tygodni, była więc podekscytowana i ciekawa o co chodzi. Wiedziała, że to nie towarzyska wizyta, gdyż sygnał był z rodzaju roboczych.
Rozległo się charakterystyczne pukanie do drzwi. Askaniusz nigdy nie używał dzwonka przychodząc do niej. Była to jedna z wielu form ochrony Klaudii. Choć prosta i nieco staromodna, to jednak sprawdzała się. Dziewczyna za każdym razem wiedziała, że to on. Spojrzała jeszcze przez wizjer, co kazał jej zawsze robić dla upewnienia się kto stoi po drugiej stronie.
– Cześć najpiękniejsza istoto na świecie – usłyszała, kiedy tylko otworzyła drzwi.
– Tak się cieszę – odparła i uściskała mężczyznę. – Stęskniłam się za tobą – przekrzywiła zalotnie głowę. – Tak dawno się nie widzieliśmy Askie.
Tak nazywali go wszyscy międzynarodowi przyjaciele z kręgów Paphnuti. Oryginalna wymowa imienia była dla nich po prostu zbyt trudna. Mimo iż polski był dla Klaudii właściwie ojczystym językiem, lubiła to angielskobrzmiące zdrobnienie.
– Nie patrz tak na mnie – uśmiechnął się Askaniusz. – Wiesz, że jestem wtedy bezbronny.
– Phi. Oszuście – z udawaną złością prychnęła Klaudia. – Siadaj i mów o co chodzi.
– Nie – odparł, zostając przy drzwiach. – Zaraz wychodzę, nie gniewaj się. Jutro rano musimy być w Meksyku – głos mężczyzny zabrzmiał teraz bardzo oficjalnie. – W Palenque.
– Rozumiem. Mam jakieś konkretne zadanie czy raczej zabierasz mnie… tak na wszelki wypadek?
– To drugie – odpowiedział Askaniusz. – Nie wiemy co nas może spotkać.
– No tak. Zbadamy to, prawda? – zapytała ze zwykłą sobie lekkością Klaudia.
– Mam taką nadzieję skarbie – odparł Askaniusz.
Wiedział, że nie ma sensu wprowadzać dziewczynę w szczegóły. Żyła jakby w innej rzeczywistości. Uważała, że wszystko można wyjaśnić, rozwiązać, wytłumaczyć.  
Klaudia była niezwykłą osobą. Miała dwadzieścia pięć lat, a od sześciu mieszkała w Kazimierzu. Jej wyjątkowość i pochodzenie wciąż stanowiło dla Askaniusza i pozostałych Paphnuti sporą zagadkę. Kim jest, dziewczyna dowiedziała się właśnie po przybyciu do Kazimierza. Zdecydował o tym przypadek, choć Askaniusza często nachodziły myśli, że całe zdarzenie było przez kogoś misternie zaplanowane. Któregoś dnia, sześć lat temu, mężczyzna siedział na werandzie swojego domu czytając książkę. W pewnej chwili przeżył coś, czego nigdy nie zapomni. Poczuł narastającą, potężną falę wibracji, która w ciągu kilku sekund niemal zrzuciła go z fotela. Myślał, że to jakiś atak ze strony wrogów Paphnuti. Było to tak niespodziewane i zaskakujące, że ledwie zdążył wykrzesać odrobinę energii, aby stworzyć pole ochronne. Po kilku minutach zjawisko ustąpiło. Kiedy Askaniusz doszedł do siebie, natychmiast postanowił sprawdzić, co to było. Wybiegł na ulicę Czerniawy, przy której znajdował się jego dom, i zobaczył kilkanaście metrów dalej duży samochód z napisem "Przeprowadzki” oraz kręcących się ludzi.
– Mamy nową sąsiadkę – usłyszał zza płotu głos Jasińskiego, który mieszkał obok i również obserwował co dzieje się na ulicy. – Starzy kupili córuni mieszkanko.
– Taaak – mruknął tylko w odpowiedzi Askaniusz.
Po chwili podjechało czerwone volvo.
– To ona – odezwał się znów Jasiński. – Była tu przed chwilą, ale zapomniała czegoś, czy coś…
Otworzyły się drzwi samochodu i wtedy ją zobaczył. Kiedy wysiadła, znów buchnęło w jego kierunku uderzenie energii. Teraz jednak był na to przygotowany. Askaniusz widział w życiu wiele pięknych kobiet, ale uroda dziewczyny, która powoli szła w stronę pracowników firmy przeprowadzkowej, była po prostu nieziemska. Jak bardzo to określenie do niej pasowało, miał się niedługo przekonać. Zrozumiał też, że ustąpienie energii, która dopadła go podczas czytania książki, spowodowane było faktem, iż dziewczyna najzwyczajniej w świecie odjechała samochodem.
Już następnego dnia Askaniusz sprowadził z Karaibów cały swój zespół operacyjny. Było niezwykle trudno przeprowadzić akcję bez zwracania na siebie niepotrzebnej uwagi. Działali więc w nocy. Już pierwsze pomiary wskazały, że dziewczyna jest kimś niezwykłym. Każdy badany parametr wskazywał maksymalne, idealne wartości. Szybko przypomniały się Askaniuszowi tajemnicze znaki widziane pod piramidą w Gizie, które badali kilka lat temu. Znaki, które uniemożliwiały im wtedy przedostanie się do dalszych, niedostępnych komnat. Doszli do wniosku, że dotyczyły one obecności żywej istoty, bez której nie da się w żaden sposób otworzyć przejścia. Wydawało się, że ktoś taki mógł żyć tylko w epoce dawnych faraonów, i nigdy nie uda się zbadać nieznanych pomieszczeń pod Wielką Piramidą. Wkrótce odkryli że, powinna być to kobieta o bardzo precyzyjnie określonych wymiarach, obdarzona umysłem zdolnym wykorzystywać swój potencjał niemal w stu procentach. Wydawało się, że to bajka.
Tymczasem okazało się, że taka idealna istota zamieszkała na tej samej ulicy, co Askaniusz. Brzmiało i wyglądało to tak niedorzecznie i niewiarygodnie, że cała grupa wietrzyła jakiś podstęp. Czas jednak pokazał, że Klaudia naprawdę jest ideałem – istotą doskonałą. Jedyną taką współcześnie żyjącą osobą. Będącą jakby nieskażoną wieloma tysiącami lat istnienia ludzkości. Jej pochodzenie stanowiło zagadkę. Okazało się bowiem szybko, że nie jest prawdziwą córką swoich rodziców. Została adoptowana z domu dziecka, kiedy miała dwa lata.
Gdy Askaniusz wiedział już, że to nie żaden tajny spisek uknuty przez wroga, zaczął spotykać się z Klaudią, w celu uzmysłowienia jej kim naprawdę jest. Była rzeczywiście ideałem. Nie tylko fizycznie, ale też pod każdym innym względem. Nie tkwiły w niej żadne złe uczucia. Po prostu nie znała ich i nie rozumiała. Szybko więc polubiła Askaniusza, który potrafił jak nikt inny wcześniej rozmawiać z nią na każdy temat. On jednak nigdy nie próbował nawet traktować Klaudii jako partnerki. Jej doskonałość sprawiała, że myślał o niej zawsze jako o kimś niedostępnym. Stanowiła bardziej najcenniejsze narzędzie w działalności Paphnuti, niż dziewczynę, z którą można się związać.
– Chętnie bym z tobą pobył – powiedział Askaniusz łapiąc za klamkę. – Ale mam jeszcze parę spraw do załatwienia w związku z Meksykiem. Zjawię się jutro około szóstej rano.
– Tak wcześnie? – obruszyła się Klaudia.
– Pamiętaj, że to druga półkula.
– Wiem, wiem. Inna strefa czasowa.
– Wskoczysz do łóżeczka wcześniej i wszystko będzie w porządku – starał się ją udobruchać.
– Szkoda, że musisz już iść – w oczach dziewczyny pojawiły się figlarne ogniki.
– Muszę – Askaniusz cmoknął Klaudię w policzek. – Do jutra mój ideale.
  
***
  
Ktoś był w ogrodzie. Danka widziała na monitorach poruszającą się pomiędzy drzewami sylwetkę. Początkowo sądziła, że to Askaniusz już wrócił.
– Mamy gościa – odezwała się do Ani.
Zaczęła manipulować kamerami, chcąc uzyskać ostrzejszy obraz. "Może to tylko jakiś dzieciak, albo turysta, który pomylił domy?” – pomyślała. Nagle ekrany monitorów zrobiły się czarne. Sekundę później w pomieszczeniu zapadła ciemność. Danka poczuła zalewającą ją falę osłabienia. Ostatkiem sił wysłała sygnał o pomoc do Askaniusza.
Szef Paphnuti wybiegł ze sklepu na Witkiewicza. Kupował właśnie kolejną paczkę papierosów, kiedy odebrał sygnał. "Cholerne fajki” – pomyślał – "Gdyby nie one, może bym zdążył”.
Nie miał pojęcia co się mogło stać. Biegnąc, zabezpieczał się uruchamiając pola ochronne. Po chwili był już przy furtce. Nie odbierał żadnych sygnałów, nic nie świadczyło o jakimkolwiek zagrożeniu. Coś jednak musiało być nie tak. Danka nigdy nie wysłałby prośby o pomoc bez uzasadnienia. Ostrożnie wszedł do ogrodu, drzwi prowadzące do budynku były uchylone. Nadal nie odczuwał żadnego sygnału o obecności kogoś obcego. W środku panowała ciemność. Askaniusz pstryknął włącznikiem światła. Nie działał. Podszedł do skrzynki z bezpiecznikami. Wszystkie były wyłączone. Przestawił je do pozycji "ON”. Zapaliły się lampy. Pusto. Nie ma Danki, nie ma Ani. Usłyszał szum uruchamiających się komputerów. Co tu się stało? Usiadł przed ekranem monitoringu i zapalił papierosa. Cofnął zapis o trzydzieści minut. Od sygnału Danki nie upłynął więcej niż kwadrans. Włączył odtwarzanie. Minuta, dwie, obraz z ogrodu pokazywał wciąż tylko nieruchome drzewa i krzewy. Nie było żadnego zapisu ze specjalnej kamery umieszczonej w pomieszczeniu dyżurnym. Uruchamiała się ona automatycznie, kiedy ktoś obcy pojawił się w ogrodzie. Trzecia minuta, czwarta. Jest! Włączył się obraz z kamery wewnętrznej. Askaniusz widział rozmawiające dziewczyny. Kto był w tym cholernym ogrodzie? Jakiś cień między drzewami. Usłyszał zarejestrowany głos Danki – "Mamy gościa”. Widział jak zaczęła coś regulować wpisując komendy z klawiatury. Koniec. Obraz zniknął. Brak prądu. Askaniusz cofnął jeszcze raz do momentu pojawienia się osoby w ogrodzie. Powiększył obraz. Widoczna była jednak nadal tylko ciemna postać. Żadnych szczegółów. Trwało to niecałe dwadzieścia sekund. Askaniusz odchylił się na krześle i westchnął głęboko. Po chwili wstał, podszedł do metalowej skrzynki umieszczonej na ścianie, na prawo od stanowiska komputerowego. Wstukał kod. Z sykiem otworzyły się małe drzwiczki. Mężczyzna pokiwał głową i wcisnął duży, złoty przycisk.
  
***

Danka otworzyła powoli oczy. Czuła potworny ból głowy. Rozejrzała się i zobaczyła obok leżącą bezwładnie Anię. Piersi dziewczyny poruszały się jednak rytmicznie. A więc żyje, oddycha. Znajdowały się w niewielkim pomieszczeniu bez okien. Danka próbowała przypomnieć sobie co się stało. Pamiętała tylko ogarniające ją osłabienie i ciemność, która nastąpiła zaraz potem. "Sygnał” – pomyślała – "Czy dotarł?” Ból głowy sprawiał, że myślała jakby na zwolnionych obrotach. Przecież mogła znów spróbować kontaktu z Askaniuszem. Skupiła się i po chwili poczuła jakby ktoś wbił jej igłę w sam środek mózgu. Krzyknęła z bólu. Ania poruszyła się słysząc dobiegający dźwięk. Kiedy ból nieco ustąpił Danka zrozumiała, że musi tu być jakaś blokada, która nie pozwala wydostać się wysyłanemu sygnałowi. Zobaczyła, że nastolatka otwiera oczy.
– Gdzie ja jestem? – odezwała się zachrypniętym, słabym głosem.
– Spokojnie. Nie jesteś tu sama.
– Ach, to pani. Co się stało? Gdzie my jesteśmy?
– No… nie wiem. Aniu… nie wiem.
– Kim wy jesteście? – nagle krzyknęła z przerażeniem. – Co to za ponura zabawa! Chcę stąd wyjść!
– Uspokój się. Boże, dziewczyno miałam cię pilnować… Aniu to nie jest niestety zabawa.
– Pęka mi głowa – nastolatka złapała się za skronie.
– Mnie też. Leż spokojnie, będzie mniej bolało.
– Co się właściwie stało? – Ania zaczęła płakać. – Niech mi pani powie prawdę.
  
***

Kiedy Askaniusz zjawił się na miejscu spotkania, brakowało już tylko afrykańskiego przedstawiciela Paphnuti, Karima Abela Abdu. Przy stole siedzieli, Anchal Nehru reprezentujący Azję, Steve Adams z Australii, Frank Russell nadzorujący Amerykę Północną i Rafael Costa Diaz z Ameryki Południowej. Kiedy kończyli się witać zjawił się Karim. Byli więc już w komplecie. Askaniusz pełnił funkcję europejskiego przedstawiciela Paphnuti i jednocześnie głównego szefa całej organizacji.
– Usiądźmy – powiedział. – Od razu przystąpię do rzeczy. Około godzinę temu zniknęła Danka. Znacie ją wszyscy doskonale. Zdążyła wysłać tylko krótki sygnał o pomoc. Razem z nią uprowadzono, bo inaczej tego nie można nazwać, młodą dziewczynę, którą miałem dziś sprawdzić pod kątem posiadanych zdolności. Niestety, nie zdążyłem.
– Co to za dziewczyna? – spytał Rafael Costa Diaz. – Możesz coś więcej powiedzieć?
– Sęk w tym, że niewiele. Poznałem ją dopiero wczoraj.
Opowiedział o wypadku. Wspomniał też o wizycie w Watykanie i o planowanej wyprawie do Palenque.
– Słuchajcie, wiem, że te zdarzenia mogą mieć ze sobą jakiś związek. Zostawmy to jednak na później. Teraz liczy się każda minuta. Najważniejsza jest Danka i ta dziewczyna. Ktoś, kto to zrobił, musiał być doskonale wyszkolony. Nie ma kompletnie żadnego śladu, żadnego punktu zaczepienia. Jedyne co przyszło mi do głowy, to możliwość sprawdzenia czy na którymś z podlegających wam kontynentów nie zanotowano jakiegoś nagłego przepływu energii. Ten ktoś musiał je gdzieś przetransportować.
– Masz rację – odezwał się Karim. – To może być to. Spóźniłem się kilka minut, ponieważ podczas przemieszczania miałem kolizję z inną energią. Musiałem się na chwilę zatrzymać. Wiecie, że czasem takie rzeczy się zdarzają samoistnie, na skutek wysokich temperatur, więc specjalnie się tym nie przejąłem.
– No ale w tych okolicznościach to mogło być coś innego – powiedział Anchal Nehru.
– Pamiętasz gdzie dokładnie byłeś w momencie kolizji? – spytał Askaniusz.
– Hmm. Wiecie jak to jest – odpowiedział Karim. – Zaraz… Byłem w Kairze. To się stało zaraz na początku… Myślę, że nad Libią.
– Jesteś pewien? – zapytał Anchal Nehru.
– Tak. Tak jestem pewien. Zaraz powiadomię moich ludzi, żeby przeprowadzili pomiary.
Askaniusz uśmiechnął się. W komplecie stanowili siłę, mogącą stawić czoła wszystkim przeciwnościom tego świata.

CDN...

RyszardGwiazdoklucz

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 2944 słów i 17865 znaków.

1 komentarz

 
  • Somebody

    Jak zawsze świetnie :)

    19 cze 2017

  • RyszardGwiazdoklucz

    @Somebody Dziękuję moja wierna czytelniczko :) Naprawdę niczego nie skrytykujesz w moich tekstach? Bo popadnę w samouwielbienie :P

    19 cze 2017

  • Somebody

    @RyszardGwiazdoklucz Masz pełne prawo w nie popaść  :cool:

    19 cze 2017