INSTRUKTOR - Rozdział 12

INSTRUKTOR - Rozdział 12Rozdział 12 - TUNEL  

Siedzący pod płóciennym zadaszeniem pracownik Mike’a Paulinsona, kiwał głową w rytm muzyki, płynącej z słuchawek. Przyglądał się leniwie, wchodzącym i wychodzącym z kompleksu w Palenque turystom. Nagle muzyka się urwała. Z niezadowoleniem zaczął manipulować przy odtwarzaczu. Bez rezultatu. Nie spodziewając się niczego, rzucił okiem na monitor z odczytami energii, i aż otworzył usta ze zdumienia. Wskaźniki po prostu oszalały. Wszystkie pokazywały maksymalne poziomy. Po chwili poczuł lekkie drgania płynące ze wszystkich stron. Komputery zaczęły brzęczeć w jakiś dziwny sposób i po paru sekundach przestały działać. Obraz zniknął. Mężczyzna nie wiedział co się dzieje. Gdzieś z oddali usłyszał krzyki dobiegające od strony piramidy. Złapał telefon chcąc wezwać swoich dwóch kolegów, którzy poszli kupić coś do jedzenia. Urządzenie również nie działało. Wybiegł z miejsca gdzie dyżurował i skierował się w stronę starożytnej budowli. Przebył jednak zaledwie kilka metrów i poczuł pulsujący ból w czaszce. Musiał się zatrzymać. Przed sobą widział turystów, którzy tak samo jak on, trzymali się za głowę z grymasem bólu na twarzy. Kilka kobiet chyba zemdlało, leżały na trawie. Raptownie wszystko ustąpiło. Mężczyzna odetchnął z ulgą. "Co to było?” – pomyślał. Wrócił do swojego stanowiska. Nic nie działało. Powtórnie wyciągnął z kieszeni telefon. Wyświetlacz był ciemny. Zero reakcji. Rozejrzał się bezradnie dookoła. Na szczęście zauważył wracających kolegów.
– Cholera nic nie mamy – odezwał się jeden z nich. – Wysiadł prąd i kobieta zamknęła budkę.
– Chłopaki co to było? Wysiadł kompletnie cały sprzęt.
– No co ty.
– Chciałem do was dzwonić, ale telefon też mi padł.
Tamci, jak na komendę, wyciągnęli swoje komórki. Okazało się, że również nie działają. Dyżurujący powiedział im o szalejących wskaźnikach, zanim komputery wysiadły, i o dziwnym bólu głowy, który odczuwał.
– Czuliście te drgania? – zapytał.
– Nie – odpowiedział jeden z mężczyzn. – Budka jest jakieś trzysta, czterysta metrów stąd. Widocznie tam nie sięgało.
– Trzeba zawiadomić Mike’a, ale jak to zrobić?
Jeden z tych, którzy wrócili z poszukiwań jedzenia, stwierdził, że zostanie pilnować sprzętu, a pozostali dwaj pojadą do hotelu i stamtąd spróbują skontaktować się z bazą na Karaibach. Po dotarciu na miejsce okazało się, że energii elektrycznej pozbawiona została tylko tak zwana strefa archeologiczna. W oddalonym o siedem kilometrów mieście wszystko działało normalnie.  
Mike Paulinson usłyszał sygnał swojego telefonu komórkowego. Zdziwił się zobaczywszy nieznany numer na wyświetlaczu. Odebrał i słuchał z coraz większym zdumieniem relacji jednego ze swoich pracowników, pełniących dyżury w Meksyku.
¬– W porządku. Zrozumiałem. Wracaj do pozostałych. Zaraz będę działał.
Pobiegł do pomieszczenia łączności.
– Łącz się z Danką, natychmiast – krzyknął do pełniącego służbę.
Mężczyzna błyskawicznie wykonał polecenia zwierzchnika. Czekał przez chwilę. Powtórzył sygnał wywoławczy.
– Nie odpowiada. Nie rozumiem.
– Jak to nie odpowiada – Mike czuł narastające zdenerwowanie. – Próbuj dalej.
Jeszcze kilkukrotne wywoływanie Danki nie przyniosło jednak rezultatu.
– Ze sprzętem jest wszystko w porządku? – zapytał Mike.
– Tak, działa idealnie.
– Cholera, co jest? – Mike intensywnie myślał co robić dalej. – Połącz się z Exeter.  
Pracownik uruchomił sygnał. Tym razem odpowiedź była natychmiastowa. Mike przejął mikrofon i zapytał czy nie wiedzą co się dzieje w Polsce, dlaczego Danka się nie odzywa. Ku jego zaskoczeniu wiedzieli, i to bardzo dokładnie. Poinformowali, że właśnie zamierzali przekazać na Karaiby informację o czasowym wyłączeniu polskiej bazy. Na pytanie o Askaniusza Mike również otrzymał odpowiedź. Uspokoiło go to wszystko. W takim razie, niebawem będzie mógł rozmawiać z szefem. Wtedy podejmą jakieś kroki co do Meksyku.
Askaniusz rzeczywiście zjawił się z Danką i Anią niecałe pół godziny później. Ledwie złapał oddech, po dość wyczerpującym przenoszeniu się w towarzystwie dodatkowych dwóch osób, a już podbiegł do niego Mike.
– Musimy natychmiast porozmawiać – odezwał się wyraźnie zaniepokojony Anglik.
– Co się stało? Poczekaj chwilę – odparł Askaniusz.
Ujrzał nadchodzącą Klaudię i podszedł do niej szybko. Poprosił, żeby zaopiekowała się dziewczynami. Po chwili był znów obok Mike’a.
– Mów.
Paulinson przekazał mu wiadomość, jaką otrzymał od pracownika z Palenque. Askaniusz milczał przez dłuższą chwilę. Zastanawiał się, co sprawia, że od pewnego czasu, prawie bez przerwy, coś się dzieje, coś nieoczekiwanego, zaskakującego. Palenque. Papież Franciszek prosił go o interwencję i pomoc w tej sprawie. Zaczęli i musieli przerwać. Nie był teraz dobry czas na dalszy ciąg badań, ale sytuacja wydawała się bez wyjścia.  
– Zorganizuj jak najszybciej video konferencję z całą czwórką. – zaczął serię poleceń dla Mike’a. – Zbierz ludzi, którzy byli z nami poprzednio w Palenque. Oczywiście ty, Len, Harry i Stan. Poproś też Klaudię, Dankę i Anię. Chyba czas rozprawić się z meksykańska zagadką.
Paulinson zrobił co do niego należało i pół godziny później zameldował Askaniuszowi, że wszystko gotowe. Kiedy ten wszedł do sali, ujrzał całą grupę siedzącą w skupieniu i oczekiwaniu. Na czterech wielkich monitorach widać było również pozostałych mistrzów Paphnuti. Dostrzegł Anię przyglądającą się z ogromnym zaciekawieniem wszystkim zebranym. Klaudia i Danka objaśniały jej kto kim jest. Po powitaniu Askaniusz omówił sytuację związaną z Palenque i przedstawił plan rozpoczęcia natychmiastowych, intensywnych badań z udziałem silnej grupy, z piątką Paphnuti na czele. Na koniec wspomniał również o zagrożeniu ze strony Gordona Hoovera i jego organizacji. Pozostali czterej mistrzowie zaakceptowali propozycję. Zaczęto więc dyskusję na temat szczegółów. Ustalono, że wszystkie bazy zostaną z największą starannością zabezpieczone na czas pobytu Wielkiej Piątki w Meksyku. Oczywiste było, że w skład grupy badawczej wejdzie Klaudia. Askaniusz zaproponował też aby zabrać tam Anię, którą niewyjaśnione nadal zainteresowanie, przejawiane przez organizację Hoovera, wszystkich bardzo niepokoiło. Zauważył zdumienie dziewczyny kiedy Klaudia przetłumaczyła jej tę wiadomość na polski. Rozpoczęcie badań wyznaczono na jutrzejszy dzień. Już dziś natomiast część ludzi miała polecieć do Meksyku z potrzebnym sprzętem. Organizacją logistyczną zająć się miał oczywiście Stan Richardson. Czterej Paphnuti pożegnali się i zniknęli z monitorów. Każdy z nich miał teraz wydać odpowiednie polecenia na podległym mu obszarze. Kiedy Askaniusz zakończył spotkanie zobaczył idące w jego stronę Klaudię, Dankę i Anię. Ta ostatnia wciąż wyglądała na oszołomioną zaistniałą sytuacją. Pierwsza jednak odezwała się Danka.
– A co ze mną? – zapytała.
– Ty zostaniesz szefem bazy na czas naszej nieobecności – odpowiedział Askaniusz. – Jesteś mistrzynią w sprawach łączności. Będziesz na bieżąco sprawdzała, co się dzieje w pozostałych częściach świata.
– No dziękuję za wyróżnienie – odparła. – Chociaż wolałabym być tam z wami – dodała z nutą żalu w głosie.  
– Nie mów tak. Twoja rola będzie ogromna. Może to zabrzmi trochę górnolotnie, ale będziesz nadzorowała całą kulę ziemską. Mam do ciebie nieograniczone zaufanie.
Danka zarumieniła się. Poczuła znów jak wielki autorytet potrafi mieć Askaniusz. Ma zdolność powiedzenia kilku zdań w taki sposób, że trudno cokolwiek odpowiedzieć, zanegować, nie zgodzić się. Była jednak osoba, która jak nikt inny, mówiła do szefa Paphnuti to co chciała i kiedy chciała.
– Boże, będę w Meksyku? – zaczęła z ożywieniem Ania. – A ci faceci na ekranach to byli pozostali mistrzowie? Jeden z nich to był Rafael. Pamiętam go. To niesamowite. Już jutro? Dostanę jakieś zadanie?
Askaniusz słuchał potoku słów dziewczyny i nie potrafił ukryć uśmiechu, który chcąc nie chcąc pojawiał mu się na ustach.
– Czy wy jej tłumaczyłyście na polski wszystko o czym mówiliśmy? – zwrócił się do Klaudii i Danki.
Dziewczyny przytaknęły kiwając głowami.
– No wiem, wiem. Przecież zrozumiałam o co chodzi – Ania próbowała się nieco zrehabilitować. – Tłumaczyły wszystko. Jestem po prostu taka podekscytowana.
– No już dobrze – powiedział Askaniusz. – Idźcie teraz przygotować się do podróży. Polecimy samolotem, więc możecie zabrać podręczny bagaż. Podręczny zaznaczam, moje drogie panie.
Klaudia i Ania ruszyły w stronę budynku.
– Ja w takim razie idę do centrum łączności – odezwała się Danka.
– A ja może wreszcie coś zjem – powiedział Askaniusz. – Burczy mi już w brzuchu.
Spojrzała na niego z uśmiechem. Taki właśnie był. Chwilami aż emanowała od niego siła, potęga, autorytet, a za kilka minut wydawał się najnormalniejszym w świecie facetem, któremu chciało się jeść.

W starożytnej części Palenque panował nieopisany bałagan. Energetycy uwijali się jak w ukropie. Okazało się, że trzeba wymienić wiele części w porozrzucanych w różnych rejonach dżungli transformatorach. Większość lokali, muzeum, sklepy i miejsca noclegowe były nieczynne. Ekipa Askaniusza musiała zakwaterować się więc w tym samym hotelu co poprzednio, we współczesnym Palenque. Dla wygody licznego zespołu Stan Richardson zarezerwował jednak noclegi w strefie archeologicznej, gdzie mieli się przenieść natychmiast po usunięciu energetycznych problemów. Do tego czasu postanowili uporządkować stanowisko działania w pobliżu piramidy i zainstalować nowy sprzęt.  
W południe, następnego dnia, Richardson otrzymał telefoniczną wiadomość, że przywrócono dopływ prądu wokół starożytnego miasta Majów. Ustalono więc, że po obiedzie przeniosą się do hotelu w Palenque. Askaniusz poprosił Mike’a, o zawiadomienie pozostałej czwórki Paphnuti.  
Stan Richardson czekał na przyjazd całej ekipy w holu. Zjawił się w hotelu wcześniej, żeby wszystko sprawdzić. Wreszcie zobaczył wchodzącego Mike’a, za nim Lena i pozostałych. Są dziewczyny i Askaniusz. Stan wstał i podszedł do szefa.  
– Cześć Stan – powitał go Askaniusz. – Wszystko w porządku?
– Tak, w porządku, ale chciałem zamienić z tobą słowo. Myślę, że to ważne.  
Minęła ich cała grupa wchodzących. Zaczęli powoli znikać na schodach wiodących na piętro.
– No co tam? – zapytał Askaniusz.
– Słuchaj – zaczął mówić bardzo skupiony Richardson. – Kiedy tu na was czekałem, wdałem się w pogawędkę z recepcjonistą. Wiesz co on mi powiedział? Kiedy energetycy jeździli po okolicy, naprawiać awarie, po tym dziwnym zaniku energii, podobno stwierdzili kilkanaście miejsc, które po prostu zapadły się parę metrów w ziemię. Wszystkie na północ od ruin. Recepcjoniście mówił o tym jeden z nich, jego kuzyn. Sam widział pięć czy sześć tych podłużnych dziur. Mówił, że wszystkie były jakby w jednej linii.
– No no, ciekawe. Mów dalej.
– Wiesz, przypomniało mi się, że te podziemne hale, które poprzednio odkryliście, też były w kierunku północnym. Pomyślałem, czy to czasem nie ma jakiegoś związku. Nikt się jeszcze tym nie zainteresował, więc nie ma tam ludzi.
Askaniusz poczuł, że los znów jest dla nich łaskawy.
– Cholera Stan – klepnął Anglika w ramię. – Czyżby szczęście miało nam teraz dopisać? To jest rewelacyjna wiadomość. Słuchaj, nie ma chwili do stracenia. Weź paru ludzi, zlokalizuj te miejsca, zabezpiecz. Ja zjawię się tam z pozostałymi jak tylko będę mógł najszybciej.
– Jasne, już się robi – odparł z zapałem Richardson.
– To może być to, Stan – powiedział podekscytowany szef Paphnuti. – To może być to.
Obaj pobiegli schodami na piętro. Richardson zaczął zbierać pomocników, a Askaniusz złapał Mike’a, który rozmawiał z kimś na korytarzu. Niektórzy nawet nie zdążyli jeszcze wejść do pokoi.  
– Są już? – zapytał Paulinsona niecierpliwie.
Mike w pierwszej chwili nie zorientował się, o kogo mu chodzi.
– Och, masz na myśli czwórkę – zreflektował się szybko. – Nie widziałem nikogo z nich. Dopiero wszedłem po schodach. Powinni być. Mają pokoje od 15 do 18.
– Mike słuchaj, niech wszyscy zostawią rzeczy w pokojach i natychmiast zbiórka przy samochodach.
Biegnący Stan z pięcioma ludźmi minął rozmawiających.
– Gdzie oni tak pędzą? – zapytał Paulinson. – Co się dzieje?
– Wyjaśnię po drodze – odparł szybko Askaniusz. – Zbierz wszystkich jak powiedziałem. Pełna gotowość, słuchawki w uszach, w trakcie jazdy podam o co chodzi. Weź plany tych podziemnych hal, które poprzednio badaliśmy. Koniecznie.

– Wszystkie są w idealnie prostej linii – powiedział Anchal Nehru.
Stali kilka kilometrów na północ od ruin, na terenie przeznaczonym pod uprawę zbóż. Dzięki temu widzieli jak na dłoni kilka prostokątnych zagłębień.
– Tak, w miejscach gdzie nie ma zapadlin, jest pusta przestrzeń – dodał Karim Abel Abu – To wyraźnie podziemny tunel.  
Do rozmawiających podszedł Mike, trzymając trzepoczące na wietrze papiery.
– Nachodzą dokładnie na plan podziemnych hal pod piramidą – oznajmił.
– Niesamowite – odezwał się Askaniusz. – Mamy niebywałe szczęście. Podejrzewałem, że mogło istnieć jakieś naturalne dojście, ale nie bardzo wierzyłem, że uda się na nie trafić.
– To nam może bardzo ułatwić prace – stwierdził Karim.
– Tak, ale jeszcze trzeba ten tunel doprowadzić do użytku – wtrącił Mike.  
– Jest nas cała piątka. Zrobimy małe widowisko – odezwał się z uśmiechem Steve Adams.
– Tak – podrapał się po głowie Askaniusz. – Musimy to zrobić jednak dyskretnie.
– Słuchajcie, znalazłem początek tego tunelu! – zawołał Rafael.
Wszyscy odwrócili się w stronę, z której nadchodził.
– Jest jakiś kilometr stąd – mówił dalej Costa Diaz. – Podjedźmy tam. Zbadamy go dokładnie.
Askaniusz rozejrzał się gdzie są Klaudia i Ania. Zabrali je ze sobą. Piątka Paphnuti stanowiła dla nich najlepszą ochronę. Wszyscy wsiedli do samochodów, które ruszyły w kierunku wskazanym przez Rafaela. Po kilku minutach stali już nad pokrytym kamiennymi płytami kwadracie o nieregularnych kształtach, częściowo zarośniętym trawą i krzewami.
– Tu jest pusta przestrzeń – oznajmił zdecydowanie Rafael wskazując pod nogi.
– Tak, czuję – potwierdził Askaniusz.
– Wskoczę zobaczyć co tam jest – odezwał się Steve Adams.
– Bądź ostrożny – przestrzegł go szef.
– Bez obaw – odparł Australijczyk i po chwali zniknął.
Ania otworzyła usta z wrażenia. Napotkała wzrok Rafaela, który uśmiechnął się do niej pogodnie i puścił oko. Steve pojawił się po kilku minutach.
– Ten kamienny kwadrat to jakby zamknięcie wejścia do tunelu – zaczął wyjaśniać. – Ktoś w ten sposób je po prostu zablokował i zamaskował. Oczywiście bardzo dawno temu. Przeszedłem jakieś pięćdziesiąt metrów, nie ma żadnych przeszkód. Podejrzewam, że doszlibyśmy do pierwszej zapadliny.
– Przyglądałeś się czy nie grozi zawaleniem? – zapytał Anhal.
– Wygląda w miarę dobrze. Są oczywiście pęknięcia. Nie widziałem jednak żadnego gruzu.  
– Dobrze – odezwał się Askaniusz. – Karim i Anhal wejdziecie do tunelu i powoli będziemy się poruszać w stronę pierwszego zapadliska. Oczywiście nie macie krótkofalówki?
– No my? – odezwał się Karim ze śmiechem.
– Wiem, ale po co tracić energię, wtedy kiedy nie ma potrzeby. Mike masz coś w samochodzie?
– Jasne – odparł Anglik. – Już niosę.
Paulinson otworzył bagażnik i po chwili wręczył mężczyznom sprzęt radiowy. Obaj zaraz potem zniknęli w tunelu.  
– Ruszamy – rozległ się z głośnika głos Karima.
– W porządku – odpowiedział Askaniusz. – Mierzcie odległość. My będziemy poruszać się równolegle z wami.
Wsiedli do samochodów i powoli zaczęli się przemieszczać na południe. Dotarli bez przeszkód do pierwszego zapadliska. Wędrująca pod ziemią dwójka zmaterializowała się obok samochodu.
– I co dalej? – zapytał Anhal. – To oczywiste, że nie możemy ujawniać tego tunelu.
– Też o tym myślę – odezwał się Askaniusz. – Jeżeli zapadliny zostaną, to szybko zainteresują się nimi archeolodzy.
– A tego nie chcemy – wtrącił Karim.
Szef kiwnął potakująco głową.
– Nie, tego nie chcemy – powiedział. – Nie możemy się bawić w odbudowę tunelu, przynajmniej na razie. Najprościej byłoby posuwać się do przodu, w stronę piramidy, badać każdy odcinek i zasypywać zapadliny.  
– Ile ich jest? – zapytał Steve.
– Osiem – odpowiedział Mike. – Ci energetycy, jak to Latynosi, przesadzili mówiąc, że kilkanaście.
– No to myślę, że propozycja Askaniusza jest rozsądna – powiedział Rafael.
Postanowili zacząć pracę natychmiast. Na przemian, co kwadrans, dwóch Paphnuti przenosiło się do poszczególnych fragmentów tunelu. Po jego przejściu i zbadaniu zasypywano zapadlinę będącą z tyłu. Tym również zajmowała się Wielka Piątka, wykorzystując swe niezwykłe umiejętności. Przenosili piach, ziemię i kamienie z obszaru znajdującego się w pobliżu, i wypełniali tą mieszanką puste przestrzenie. W tunelu nie znajdowano niczego interesującego. Wyglądało na to, że służył tylko i wyłącznie do przedostania się w stronę podziemnych hal. Ostatnie miejsce zawalenia się starożytnego przejścia mieściło się kilkadziesiąt metrów od ściany drzew, stanowiących spory fragment tropikalnego lasu okalającego teren Palenque. Kiedy tam dotarli zbliżał się już wieczór. Postanowiono przerwać prace i wrócić następnego dnia, w celu zbadania, jaki jest stan tunelu ukrytego pod puszczą. Cała grupa była mocno zmęczona i głodna. Wrócili więc do hotelu na zasłużony odpoczynek i posiłek.
W czasie ich nieobecności, do gości hotelowych dołączyło trzech mężczyzn. Wyglądali na turystów z Europy. Siedzieli teraz w holu i przyglądali się wchodzącej grupie Askaniusza. Ich wzrok przykuwały szczególnie Klaudia i Ania. Oczy patrzących nie wyrażały jednak podziwu dla urody dziewczyn. Biło z nich raczej zimno i wyrachowanie. Rafael, wchodzący jako ostatni, zwrócił uwagę na nowo przybyłych. Wydali mu się nieco dziwni, jakby nieobecni do końca duchem w miejscu, w którym się znajdowali. Costa Diaz był jednak zmęczony, jak wszyscy pozostali uczestnicy dzisiejszych prac, dał więc spokój rozmyślaniom kim są ci trzej.

CDN...

RyszardGwiazdoklucz

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 3080 słów i 19217 znaków.

1 komentarz