INSTRUKTOR - TOM DRUGI - Rozdział 6

INSTRUKTOR - TOM DRUGI - Rozdział 6Rozdział 6 - CISZA PRZED BURZĄ

Kolejne lekcje teleportacji przebiegały nadspodziewanie dobrze. Dziewczyny pracowały z zapałem, dając z siebie wszystko. A to co robiła Ania zaskakiwało Askaniusza coraz bardziej. Prawie nie zdarzały się jej błędy. Klaudia, która przecież była istotą pozaziemską, musiała się bardzo starać aby nie zostać w tyle. Szef Paphnuti zauważył po pewnym czasie, że Ania emanuje szczególnie silną energią po spędzeniu z nim namiętnych chwil w sypialni. Była wtedy odprężona, wyluzowana, pełna radości. Wyzwalanie energii odbywało się u niej wtedy z charakterystycznym lśnieniem w oczach, kończąc się często pojawianiem niebieskiej poświaty.  
W międzyczasie Askaniusz spotkał się w Houston z pozostałą piątką mistrzów. Dyskutowali o tym, czy powiadamiać przywódców mocarstw o tym, co dzieje się w kosmosie. Ustalili ostatecznie, że Rafael spotka się z prezydentem Stanów Zjednoczonych i przedstawi mu sytuację. O ewentualnym poinformowaniu innych szefów państw, zdecydują wyniki obserwacji poczynań statków Obcych. Dwa obiekty wciąż poruszały się w tych samych obszarach, jakie widział  Askaniusz na  Kremlu. Zmieniały wyraźnie swoje położenie, ale żaden nie zaczynał wykonywać jakichś zdecydowanych ruchów przybliżających je do Ziemi. Szóstka Paphnuti zaczęła już mieć wątpliwości, czy dwa statki są rzeczywiście sobie wrogie. Może obydwa należą do tej samej cywilizacji? Tylko do której?
Odpowiedź na to pytanie nadeszła jak zawsze nagle. Dźwięk alarmu z laboratorium wezwał Askaniusza, który chwilę później stał już przed monitorami wraz ze swoimi ludźmi.
– Od jednego z obiektów coś wystrzeliło – mówił Len. – To bardzo maleńka kropka na ekranie – wskazał ledwie widoczny punkcik. – Zmierzyliśmy tor i... jest skierowany idealnie w stronę Ziemi.
Wszyscy poczuli nieprzyjemny dreszcz słysząc te słowa.
– Czy to jest... nie wiem, strzał? Jakiś pocisk?
– Nie wiem – Anglik rozłożył bezradnie ręce. – Widoczny był tylko moment oderwania się od jednego ze statków. Teraz nie jesteśmy go w stanie dostrzec. Kierunek został więc obliczony tylko na podstawie tego krótkiego impulsu. Może być tak, że zmienił trajektorię i leci zupełnie gdzie indziej.
– W jakim czasie może ewentualnie dotrzeć do Ziemi? – zapytał Askaniusz.
– To niemożliwe do stwierdzenia – odparł Johnson. – Równie dobrze mógł już dotrzeć.  
– To pewnie byśmy już o tym wiedzieli – odezwał się Mike Paulinson.
– Niekoniecznie – kontynuował Len. – Nie wiemy czy w ogóle miał dotrzeć, nie wiemy jaką miał, czy ma, prędkość. Ich technologia... sami z resztą rozumiecie. Wszystko jest możliwe. Naprawdę robimy co możemy, ale…
– Len, spokojnie – powiedział Askaniusz. – Wiem, że dajesz z siebie wszystko.
Anglik był zdenerwowany faktem, że musi im przekazywać takie niepokojące wieści. Słowa szefa nieco go uspokoiły.
Na dźwięk syreny alarmowej podskoczyli wszyscy jak oparzeni.  
– Cholera! – krzyknął Mike. – Patrzcie!
Na monitorze pokazującym obraz głównego placu przed bazą ujrzeli idącą kobietę. Jej czarne włosy lśniły w promieniach słońca. Cała bateria blokad i zabezpieczeń jakby nie istniała. Patrzyli jak nieznajoma zatrzymała się na samym środku placu. Na pewno wiedziała, że ją widzą.
– Wyłącz ten sygnał! – krzyknął Askaniusz do Mika.
Po chwili zaległa głucha cisza.  
– Harry, biegnij do Ani. Niech zostanie w pokoju.  Natychmiast wezwij tu Klaudię.  
Choć był niemal pewien, że kobieta stojąca na placu to Lilith, chciał się upewnić. Klaudia wbiegła do laboratorium.
– To ona! – krzyknęła.
– Idę do niej – powiedział Askaniusz. – Zjawiła się tutaj na pewno z jakąś wiadomością.
– Pójdę z tobą – odezwała się Klaudia. – W końcu jesteśmy z tej samej planety.
Zabrzmiało to niemal groteskowo. Ruszyli jednak oboje w stronę wyjścia z laboratorium. Po chwili znaleźli się na zalanym słońcem placu. Dostrzegli postać stojącej kobiety. Jej czarne jak węgiel oczy skierowane były w stronę Klaudii. Zbliżali się powoli. Wtedy, kiedy zjawiła się w mieszkaniu Klaudii, nie wydała żadnego dźwięku. Nie mieli pojęcia czego się teraz spodziewać. Oczy Lilith rozjarzyły się jakby jeszcze większą czernią i oboje usłyszeli słowa. Docierały one jednak bezpośrednio do ich umysłów.
– Przybyłam przekazać wam wieści – jej głos brzmiał spokojnie i melodyjnie. – Widzicie dwa poruszające się obiekty w przestrzeni, niedaleko Ziemi. Jeden z nich to nasz statek, drugi to wróg. Staramy się ich powstrzymać, walczymy. Niestety Enemos uszkodzili jedną z naszych tarcz blokujących. Jeśli nie uda nam się jej naprawić w ciągu dwudziestu czterech waszych godzin, ich statek zacznie się powoli zbliżać w stronę Ziemi. Będziemy go nadal powstrzymywać, ale nie tak skutecznie, jak do tej pory. Wysłano do nas drugi statek, wojenny. Jeśli zdąży przybyć na czas, wtedy ochronimy wasza planetę od ataku, niszcząc wroga. Możemy powstrzymywać Enemos jeszcze około miesiąca. Będziecie widzieli, że obydwa statki powoli będą zmniejszać dystans dzielący je od Ziemi. Nie obawiajcie się, dopóki będziecie je widzieć obok siebie. Jeśli jeden z punktów zacznie się oddalać, będzie to oznaczało zagrożenie dla was. Wtedy musicie chronić to, co najcenniejsze. To wam pomoże, bo ma wielką moc.  Może uda mi się wówczas przybyć do was ponownie i pomóc. Obserwujcie obiekty.
Askaniusz nie zdążył nawet przestawić umysłu na wysłanie jakiegokolwiek pytania w stronę kobiety. Identycznie jak w mieszkaniu Klaudii, zniknęła w ułamku sekundy, po przekazaniu ostatnich słów. Stali oboje z Klaudią jeszcze przez chwilę, przetrawiając otrzymany przekaz. W końcu odwrócili się, i bez słowa ruszyli w stronę laboratorium. Kiedy weszli do środka, przywitały ich skupione twarze współpracowników. Askaniusz spojrzał na Harry'ego, który bez słów zrozumiał i pobiegł po Anię. Kiedy wrócił w jej towarzystwie, razem z Klaudią powtórzyli wszystko, co przekazała im Lilith. Podobnie jak po spotkaniu w Anglii, najpierw wszyscy milczeli przez dłuższą chwilę. Askaniusz poszukał wzroku Ani. Patrzyła mu w oczy, ale nie dostrzegł w nich strachu ani zdenerwowania. Widział w nich powagę, dzielność płynącą z jej młodego serca i... miłość, której nie było w stanie stłumić nawet zagrożenie zagładą Ziemi.
– Myślę, że wszystko jest jasne – przerwał w końcu ciszę szef Paphnuti. – I nie muszę mówić, co należy robić. Mike, zwołaj szybko telekonferencję z pozostała piątką. Przekażę im wszystko.

Ania leżała w swojej ulubionej pozie, owinięta wokół siedzącego na sofie Askaniusza jak kotka.
– To że się kochamy nas ochroni – odezwała się unosząc głowę, żeby widzieć oczy mężczyzny. – Ona powiedziała, że uratuje nas to, co najcenniejsze, i że to ma wielką moc. Klaudia też tak mówiła. To musi być prawda.
Jeszcze niedawno, takie stwierdzenia uznałby za romantyczne mrzonki, ale teraz zaczynał wierzyć w te niezwykłe słowa swojej młodej kochanki. Widział przecież na własne oczy jak łączące ich uczucie przekłada się na to, co dzieje się z Anią. On sam też funkcjonował inaczej. Może nie uzewnętrzniał tego tak spontanicznie jak ona, ale również był pełen niedoświadczanych wcześniej odczuć. No i to dość tajemnicze zdanie wypowiedziane przez Lilith.  
– Powiedz, że to prawda – powiedziała Ania. – Ja w to wierzę.
Pogładził jej ukochane, złote włosy.
– Ja też w to wierzę – odparł. – Kocham cię Aniu, tak mocno cię kocham.
Powtarzali sobie te słowa ostatnio tak często. Za każdym razem jednak, były to wyznania przepełnione taką siłą i szczerością, że czuli je w każdym zakamarku swoich ciał. Oczy Ani były teraz znów pokryte wilgotną mgiełką, która pojawiała się zawsze, kiedy on zapewniał ją o swoim uczuciu.  

Lekcje teleportacji osiągnęły etap, na którym dziewczyny potrafiły już bezbłędnie przenosić z miejsca na miejsce owoce i inne nieożywione przedmioty. Nadszedł czas na ćwiczenia z żyjącym organizmem. Askaniusz przyniósł na kolejne zajęcia pojemnik wypełniony malutkimi ptaszkami.
– Jakie śliczne! – krzyknęła Ania.
– To kolibry. Będziecie je przenosiły do tych pustych klatek.
Miny dziewczyn natychmiast zrobiły się poważne.
– A jeśli... – zaczęła Klaudia.
– Teraz powiem wam coś, co musicie zapamiętać na zawsze. Nigdy nie wolno wam próbować takich ćwiczeń bez obecności któregoś z mistrzów. To bezwzględna zasada, od której nie ma żadnych wyjątków. Za jakiś czas dojdziemy w końcu do prób waszej teleportacji. Czym mogłoby się skończyć jakieś niepowodzenie, nie muszę chyba mówić.  
Dostrzegł w oczach dziewczyn oznaki strachu.
– Przepraszam – powiedział. – Wiem, że to zabrzmiało groźnie. Ale teleportacja to nie żarty. Trzeba dojść do perfekcji. Pamiętajcie, że tylko sześciu ludzi na kuli ziemskiej posiada taką zdolność. Każdy z nas potrafi zaradzić w przypadku błędów i niepowodzeń podczas przenoszenia istot żywych. Ale pamiętajcie, tylko ktoś z naszej szóstki.  
Dziewczyny nadal miały niepewne miny.
– No już w porządku. Teraz ja jestem z wami, więc nie ma obaw – mężczyzna starał się zatrzeć dość złowrogi temat sprzed chwili. –  Bierzemy się do pracy. Wiecie już, że wszystko polega na tym, aby siłą umysłu rozszczepić obiekt na cząsteczki elementarne, przenieść je tam gdzie chcemy i połączyć w całość. Praktycznie nie ma różnicy czy jest to jabłko, pies czy człowiek. Jedynie siła, jaką trzeba w to włożyć, jest inna. Pamiętacie na pewno, jak zawsze muszę trochę odpocząć, kiedy przenoszę się z którąś z was, a tym bardziej z dwiema osobami.
Dziewczyny pokiwały głowami. Słuchały uważnie tego, co mówił Askaniusz. Ciągle jednak spoglądały ukradkiem na maleńkie, kolorowe kolibry.  
– Oj, przestańcie mieć takie miny – uśmiechnął się do nich. – Koliber jest o wiele mniejszy niż owoc papai. Powinniście to zrobić bez kłopotu. Wiem, że ruszające się, żywe stworzenie wywołuje inne odczucia, ale zaufajcie mi. Trzeba zrobić dokładnie to samo.
– Chcę spróbować – odezwała się Ania.
Askaniusz już nie był nawet zdziwiony, że to właśnie ona chce zacząć. Cały czas była pełna energii i ochoty do pracy. Wyjął jednego z ptaszków, umieścił w osobnej klatce, a kilka metrów dalej postawił drugą, pustą.
– Zaczynaj – powiedział do dziewczyny.
Ania przeanalizowała szybko wszystkie instrukcje Askaniusza. Wierzyła i ufała każdemu jego słowu. Skupiła się i koliber po chwili zniknął z klatki pojawiając się w drugiej. Ruszał maleńką główką rozglądając się ze zdziwieniem.
– Mówiłem, że się uda. Pięknie – pochwalił Anię.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą uśmiechając się do niego. Klaudia również wykonała ćwiczenie bezbłędnie. Powtarzali je jeszcze kilkanaście razy. Wszystkie próby zakończyły się powodzeniem.
– Jesteście wzorowymi uczennicami – powiedział Askaniusz. – Jeśli tak dalej pójdzie, to wkrótce będzie na świecie już ósemka potrafiąca się teleportować. Jutro spróbujemy z psami. Są dużo większe, więc czeka was ciężkie zadanie.
Askaniusz był bardzo zadowolony z niewiarygodnie szybkiego tempa, w jakim dziewczyny przyswajały tajniki teleportacji. O ile w przypadku Klaudii rozumiał to, była w końcu pozaziemskim ideałem, to jednak wciąż nie potrafił wytłumaczyć sobie fenomenu jego ukochanej. W jej genealogii musiało mieć miejsce coś niezwykłego. Zapewne wydarzyło się to w bardzo zamierzchłej przeszłości, ale skumulowało się i skutkowało właśnie teraz. Po raz kolejny przypomniał sobie uprowadzenie Ani w Meksyku i obraz wiszących w powietrzu mężczyzn, którymi sterowała jak piórkami. Zastanawiał się jak potoczyłby się los dziewczyny gdyby się nie spotkali. Czy jej zdolności ujawniłyby się w jakiś sposób? Czy może wiodłaby zwyczajne życie, nie różniące się niczym od setek tysięcy nastolatek w jej wieku. Jednak ich drogi przecięły się i Askaniusz wiedział już, że był to jeden z najważniejszych momentów w jego życiu.
Patrzył na nią, jak rozmawia z Klaudią. W pierwszej chwili nie zauważył nawet, że konwersują sobie po angielsku. Istota idealna okazała się bardzo skutecznym nauczycielem języka. Dziewczyny dostrzegły, że im się przygląda.
– Widzisz jakie z nas pracowite osóbki – odezwała się Klaudia. – Ty odpływasz gdzieś myślami, a my ćwiczymy angielski.

Po tygodniu pozycje pozaziemskich statków zachowywały się tak, jak zapowiedziała Lilith. Powoli zmniejszały dystans dzielący je od Ziemi, ale wciąż trzymały się w pobliżu siebie. Obserwujący je bez przerwy Len Johnson i inni pracownicy, nie zauważyli żadnego innego obiektu, który mógłby okazać się owym statkiem wojennym, na którego przybycie czekali wszyscy. Życie w karaibskiej bazie przypominało przysłowiową ciszę przed burzą. Toczyło się spokojnie, ale ze świadomością upływającego czasu, który przybliżał całą planetę do czegoś, co jak burza, mogło nadejść, lub szczęśliwie ominąć ludzkość. Teleportowanie psów, a potem większych zwierząt, takich jak pekari, przebiegało wciąż bardzo dobrze. Zdarzyło się kilka niepowodzeń, po których Askaniusz musiał interweniować, ratując rozczłonkowane stworzenia, ale ich liczba była tak znikoma w obliczu udanych ćwiczeń, że nie powodowało to jego niepokoju. Dziewczyny bardzo przeżyły widok pofragmentowanego pekari, które pojawiło się w klatce. Nic mu się nie stało dzięki Askaniuszowi, ale obraz nie był zbyt miły. Szef zarządził wtedy jednodniową przerwę w lekcjach.  
Po kolejnym tygodniu od wizyty czarnowłosej kobiety, w kosmosie nic się nie zmieniło. Dwa statki wciąż zachowywały się tak samo, zmniejszając regularnie swą odległość od Ziemi. W niewyjaśniony sposób widoczne były jednak cały czas tylko dla Rosjan i oczywiście w karaibskiej bazie Paphnuti. Askaniusz był w stałym kontakcie z pozostałą piątką, która otrzymywała nieprzerwanie przekaz obrazu od ludzi Lena Johnsona.  
Ekspresowe poznawanie tajników teleportacji dotarło do mementu, na który obie uczennice i ich nauczyciel czekali z niecierpliwością i niepokojem. Przeniesienie samego siebie – to był przecież główny cel.
W sobotnie popołudnie spotkali się tym razem za głównym budynkiem, gdzie Askaniusz miał zawsze lekcje z Anią.  
– Spróbujemy – powiedział. – Pamiętajcie, że wszystko działa wciąż tak samo. Zwiększa się tylko dawka energii, którą musicie wytworzyć. Nie wolno wam się bać, bo to powoduje mniejszą skuteczność i zakłócenia. Nic wam nie grozi kiedy tu jestem.
Widział skupienie na twarzach swoich uczennic. Dostrzegł też, że Ania znów miała zamiar być pierwsza w tej trudnej próbie. Właśnie otwierała usta, kiedy rozległ się głos Klaudii.
– Tym razem ja chcę zacząć. Mam idealny genotyp, więc łatwiej mnie poskładasz w razie czego.
Uśmiechnęli się wszyscy troje.
– Dobrze – odparł Askaniusz. – Ćwiczenie będzie polegało na tym, żebyś przeniosła się tylko kilka metrów – mężczyzna wskazał rosnące po prawej stronie drzewo. – Tutaj. Wytworzyłem wokół granicę ochronną, więc nie ma obawy żebyś się bardziej oddaliła.
Klaudia skinęła głową i zaczęła się koncentrować. Trwało to około minuty. W końcu jej ciało stało się jakby zamglone, mniej wyraźne i… zniknęła. Askaniusz z Anią wpatrywali się w miejsce obok ustalonego drzewa. Mijały kolejne sekundy.
– Nie ma jej – szepnęła ze strachem Ania.
– Spokojnie. To pierwsza próba. Może potrwać kilkanaście sekund – odpowiedział cicho mężczyzna.
Wreszcie, obok grubego pnia, zaczęła pojawiać się mgiełka, która chwilę później przybrała postać Klaudii. Dziewczyna zachwiała się lekko i szybko usiadła na trawie. Askaniusz podszedł do niej i złapał za rękę.
– W porządku? – zapytał.
– Tak, ale kręci mi się w głowie i trochę słabo.
– To normalne. Wyzwalasz dużo energii. Ale udało ci się. Wspaniale. Odpoczywaj teraz. Tych ćwiczeń nie możemy powtarzać z taką częstotliwością jak ze zwierzętami. Są zbyt wyczerpujące. Na razie najwyżej dwie próby dziennie.
Klaudia położyła się na trawie.
– Zrobiłam to – powiedziała z uśmiechem. – Przeniosłam się.
– Odpoczywaj – odparł Askaniusz przenosząc wzrok na swoją ukochaną.
– Kolej na mnie – odezwała się Ania.
Spojrzała w oczy mężczyzny i uśmiechnęła się do niego. Na lewym policzku dziewczyny pojawił się śliczny dołeczek.
– Czy mam zrobić to samo, co Klaudia? – zapytała.
– Tak. Odpręż się, skoncentruj i na pewno się uda – odpowiedział Askaniusz, obawiając się jednak trochę. Tempo, w jakim uczył dziewczyny trudnej sztuki teleportacji, było zaprzeczeniem wszelkich wcześniej obowiązujących w tej kwestii zasad. Ania zaczęła się skupiać. Przymknęła powieki, poruszyła lekko palcami obu dłoni, co pomagało jej się rozluźnić. Trwało to nieco dłużej niż u Klaudii. Nagle zniknęła bardzo szybko i niemal natychmiast pojawiła się w ustalonym miejscu. Popatrzyła w dół na swoje ciało.
– Yes, yes, yes! – krzyknęła z radością.
Askaniusz patrzył na nią z podziwem
– Nie czujesz żadnych zawrotów? Wszytko dobrze?
– Dobrze – odparła śmiejąc się. – Bardzo dobrze.  
Oczy błyszczały jej z zadowolenia po udanej próbie.
– W takim razie odpoczniecie trochę. W tym czasie opowiem wam jeszcze o niektórych szczegółach, o których trzeba pamiętać podczas przenoszenia się, i potem spróbujemy jeszcze raz. Nieco dłuższy odcinek.
– Ale ja wcale nie czuję osłabienia – powiedziała Ania.
– Kochanie, na więcej dziś nie pozwolę.  
Ania poczuła jak oblewa ją fala miłego ciepła. Lubiła, kiedy Askniusz dawał wyraźnie do zrozumienia co ich łączy, w obecności trzeciej osoby. Choć Klaudia o wszystkim wiedziała, jednak to jedno słowo, kochanie, sprawiło jej taką radość. Istota idealna zauważyła to i uśmiechnęła się do nich. Ania usiadła obok Askaniusza i położyła mu głowę na ramieniu. Przytulił ją delikatnie do siebie. Klaudia mrugnęła dyskretnie do dziewczyny.  
Podczas drugiej próby Askaniusz zwiększył odległość dość znacznie. Polecił dziewczynom przenieść się na centralny plac z przodu budynku. Zrobiły to obie bez problemu, a Klaudia po wcześniej wysłuchanych wskazówkach szefa, nie czuła już zawrotów głowy.

Len Johnson zerknął na ekran. Oczy bolały go od trwających już trzy tygodnie dyżurów. Zmieniali się wprawdzie co kilka godzin z innymi pracownikami, ale mimo wszystko było to bardzo uciążliwe. Przyglądał się teraz znanym już na pamięć obrazom dwóch punktów, oznaczających statki Obcych. Ich położenie jakby minimalnie się zmieniło. Powiększył obraz, przeliczył dane i... niemal niezmienna od dwudziestu dni dzieląca je odległość, zwiększyła się. Sprawdził jeszcze raz i obliczenia to potwierdziły. Poczuł dreszcz niepokoju. Spojrzał na zegarek. Było już grubo po północy. Westchnął i wcisnął przycisk wzywający szefa.  

CDN...

RyszardGwiazdoklucz

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda i science fiction, użył 3262 słów i 19628 znaków.

Dodaj komentarz