INSTRUKTOR - Rozdział 6

INSTRUKTOR - Rozdział 6Rozdział 6 - PUSTE PRZESTRZENIE  

Dostęp do schodów prowadzących w głąb piramidy był zamknięty. Pracownicy kompleksu Palenque pełnili nocne dyżury i patrolowali cały teren starożytnego miasta. Dla Askaniusza nie stanowiło to żadnej przeszkody. Stojąc w cieniu drzew, w pobliżu obozowiska, skupił się i przeniósł na szczyt piramidy, w miejsce które było również w półmroku. Nie chciał bez potrzeby tracić energii na bycie niewidzialnym. Rozejrzał się. Daleko w dole, zauważył idącego wzdłuż Pałacu strażnika, który nie mógł go stamtąd dostrzec. Askaniusz podszedł do płyty zakrywającej wejście. Po chwili przeniósł się bezszelestnie na drugą stronę. Oświetlenie było tutaj wyłączone. Zapalił swoją przenośną lampkę i powoli zaczął schodzić w dół. Piramida schodkowa pod Świątynią Inskrypcji wydawała się mała w porównaniu z egipską Wielką Piramidą. Po kilku minutach stanął przed grobowcem Pacala. Oświetlił osławioną płytę przykrywającą miejsce spoczynku dawnego władcy Majów. Pokrywa grobowca, ważąca około pięciu ton, przedstawia według naukowców, samego Pacala spoczywającego na masce boga ziemi i śmierci. Władca spogląda na krzyż Majów zakończony ciałami węży. Co tak naprawdę przedstawia płaskorzeźba pozostanie chyba tajemnicą jego twórców. Askaniusz ponownie skupił się, tym razem próbując wyczuć jakąś energię. Jednak niczego nie wykrył. Teraz czekało go najważniejsze zadanie, próba przedostania się do ukrytych, pustych obszarów pod grobowcem. Były to miejsca niezbadane jeszcze przez archeologów. O większości z nich w ogóle zresztą nie wiedzieli. Askaniusz miał ze sobą wydruk rozmieszczenia przestrzeni, wykryty przez urządzenia pomiarowe. Próba przedostania się w złym kierunku, mogła kosztować go utratę ogromnej ilości energii. Trafienie na kilkumetrową skałę nie stanowiło przyjemności, nawet dla kogoś obdarzonego umiejętnościami takimi jak on. Urządzenia nie były na tyle precyzyjne, żeby pokazać dokładnie wielkość pustych miejsc. Małe, wąskie korytarze, które mogły się ewentualnie również tam znajdować, nie dawały się łatwo zarejestrować. Askaniusz wybrał obszar znajdujący się lekko na prawo od grobowca, jakieś półtora metra w dół. Skoncentrował się i delikatnie zaczął wnikać w kamienną skałę znajdującą się pod jego stopami.
Poczuł, że jest po drugiej stronie. Zapalił lampkę i natychmiast założył małą maskę z tlenem. Włączył czujnik mierzący jakość powietrza. Urządzenie wskazało, że możliwe jest swobodne oddychanie. Musiał tu istnieć jakiś szyb wentylacyjny. Teraz dopiero Askaniusz mógł się rozejrzeć. Pomieszczenie było precyzyjnie zbudowaną komnatą o wymiarach około cztery na cztery metry. Ściany i sklepienie były zupełnie gładkie, pozbawione jakichkolwiek ozdób i znaków. Na wprost miejsca, w którym stał, odchodził wąski korytarz, szeroki na mniej niż metr. Mężczyzna ruszył ostrożnie naprzód. Na bocznych ścianach zauważył wyryte, faliste linie, przypominające kształtem węże. Przeszedł około dziesięciu metrów i korytarz skręcił w prawo pod kątem dziewięćdziesięciu stopni. Askaniusz ujrzał schody wiodące w dół. Były jeszcze węższe. Urządzenia pomiarowe jakimi dysponowali, na pewno nie były w stanie ich wykryć z odległości w jakiej znajdowało się obozowisko. Zaczął schodzić. Stopni musiało być sporo, gdyż nie widział końca. Po zrobieniu dziesięciu kroków dostrzegł jednak w dole ciemny otwór. Doliczył się dwudziestu pięciu stopni. Ujrzał pomieszczenie podobne do tego na górze. Na ścianie znajdującej się na wprost schodów widniał tylko jeden wyryty znak. Był to kwadrat z kółkiem po środku. Askaniusz dotknął go, próbując znaleźć jakiś ukryty mechanizm. Nic jednak nie wyczuwał. Dokładnie obejrzał całą ścianę. Oprócz widocznego wyraźnie znaku była gładka jak stół. W tym miejscu będzie musiał skończyć pierwsze badanie wnętrz pod piramidą. Nie mógł ryzykować próby przebicia się dalej na ślepo. Będą musieli się tu dostać ze sprzętem. Na koniec jeszcze raz sprawdził czy nie stwierdzi jakiegoś przepływu energii. Znów jednak nie wyczuł niczego. Spojrzał na zegarek. Nie minęła jeszcze północ. Askaniusz postanowił wyjść, i za chwilę wrócić ponownie w towarzystwie Mike’a i urządzeniami do wykrywania pustych przestrzeni. Przedostanie się z drugą osobą przez skałę wymagało więcej wysiłku z jego strony. Dziś nie czuł się na siłach na sprowadzanie tu całej ekipy. Musiałby przenosić każdego oddzielnie. Znając już podziemny układ szybko wydostał się na zewnątrz. Po paru minutach był już obok Mike’a.
– Ty mnie kiedyś doprowadzisz do zawału – odezwał się zaskoczony Anglik.
– Zabierz miernik, lampę, maskę tlenowa i idziesz ze mną – powiedział Askaniusz.
Brytyjczyk bez słowa wykonał polecenie. Znał się na swojej robocie. Nie po raz pierwszy przeprowadzał taki rekonesans jak dziś.
– Jestem gotowy.
– Najpierw wskakujemy obok pokrywy schodów. Zaraz za nią zaczynają się stopnie, więc lepiej nie ryzykować spadnięcia w dół.
Złapał Mike’a w pasie i znaleźli się na szczycie piramidy.  
– Kiedy będziemy po drugiej stronie zapal od razu lampę – poinstruował go.
Po chwili mężczyźni schodzili już w dół, do grobowca Pacala. Tam Askaniusz odpoczywając kilka minut, żeby wyrównać stratę energii, powiedział Anglikowi o tym, co znajduje się niżej. Przebyli bez przeszkód drogę, którą posuwał się sam kilkanaście minut temu. W końcu stanęli przed kwadratowym znakiem.
– Teraz odpalaj sprzęt i zobaczymy co jest za ścianą.
– Jesteś pewien, że coś tam znajdziemy? – zapytał Mike.
– A w jakim celu budowaliby to całe zejście w dół?  
– No tak, my potrafimy się tutaj dostać, przenikając ściany niczym duchy. Ale w jaki sposób zostało to zbudowane?
– Może nie tylko my potrafimy robić takie rzeczy. To nie jest aż taka sensacja, w Egipcie przecież też było podobnie. Zapomniałeś?
– Nie zapomniałem – Paulinson pokręcił głową. – Ale to takie niewiarygodne.
– Włączaj, włączaj – ponaglił go Askaniusz.
Mike ustawił wszystko w urządzeniu i skierował czujniki na ścianę ze znakiem. Patrzyli obaj na mały monitor. Paulinson kilka razy wcisnął guzik resetujący czujnik.
– Do cholery, co jest? – powiedział zniecierpliwiony.
– Przecież pokazuje pustą przestrzeń – odparł Askaniusz.
– Tak, ale wiesz na jaką odległość jest ustawiony?
– Na jaką?
– Na sto metrów – odparł powoli Mike. – Wykrył przestrzeń i nie widzi jej końca.
– Co to oznacza?
– Albo się zepsuł, albo jest tam ponad stumetrowa hala.  
– Ja stawiam na to drugie – uśmiechnął się Askaniusz.
– Choć trudno uwierzyć, to ja chyba też. Ten sprzęt jest niezawodny.
– Wchodzę.  
– Kamień nie powinien być zbyt gruby. Niecały metr.  
Mike po chwili został sam. Po drugiej stronie Askaniusz znów najpierw założył maskę, która okazała się zbędna po sprawdzeniu poziomu tlenu. Skierował snop światła przed siebie. To co zobaczył, nawet jego wprawiło w zdumienie. Pomieszczenie musiało być ogromne. Widział tylko ścianę za swoimi plecami, natomiast nie mógł dostrzec niczego z przodu, ani po bokach. W zasięgu wzroku znajdowało się jeszcze sklepienie, które miało tę samą wysokość co po drugiej stronie. Tam gdzie sięgało światło lampy, widniała pustka. Gładka kamienna posadzka i nic więcej. Postanowił wrócić po Mike’a. Kiedy już obydwaj byli w nieznanym pomieszczeniu ruszyli do przodu.  
– Dziwne – odezwał się Brytyjczyk. – Taka ogromna przestrzeń, a taka niska. Tu jest trzy metry wysokości. Przeciwległa ściana jest sto osiemdziesiąt metrów przed nami. Dlatego jeszcze jej nie widzimy.
– Cholera. Co to jest? – zapytał z fascynacją w głosie Askaniusz.
– Boki są trochę bliżej – mówił Mike patrząc na odczyty. – Dziewięćdziesiąt metrów.
– Czyli połowa. Dojdziemy do ściany naprzeciwko, zobaczymy co tam jest i wrócimy idąc wzdłuż boków.
Po paru minutach mężczyźni znaleźli się na przeciwległym końcu ogromnego pomieszczenia. Była tam tylko gładka ściana. Żadnego korytarza, ani przejścia. Zaczęli wracać, idąc wzdłuż prawego boku. Uważnie oświetlali każdy kawałek mijanego muru. Wkrótce znaleźli się obok miejsca, którędy dostali się do tej dziwnej, podziemnej hali.
– Obejrzymy jeszcze lewą stroną – odezwał się Askaniusz. – Jeśli nic nie znajdziemy, wracamy.
Ruszyli, jednak rezultat był taki jak przy prawym boku. Nic. Gołe, puste ściany. Gładkie jak stół. Askaniusz był już zmęczony, więc tak jak powiedział, postanowili wracać do obozu. Droga przeszła sprawnie, bez żadnych niespodzianek. Wkrótce byli już pod zadaszonym stanowiskiem, gdzie dyżurujący ludzie Mike’a cały czas czujnie obserwowali urządzenia pomiarowe.
– Nalej mi trochę kawy – powiedział Askaniusz. – Mam już dość.
– Nie dziwię ci się – odpowiedział Paulinson.
– Wypiję i wracamy do hotelu. Jutro trzeba będzie chyba przenieść się do tej hali z większym składem. Przed południem ustal jaki sprzęt będzie potrzebny i wyznacz ludzi, których zabierzemy.
– Tak – mruknął Mike. – Cały czas myślę do czego to mogło służyć. Wiesz czego nie sprawdziliśmy?
– Czego?  
– Całego stropu, sufitu, czy jak to tam nazwać.
– Cholera – Askaniusz spojrzał na kierownika swojego zespołu operacyjnego. – Faktycznie.
– Spokojnie – odparł tamten. – Jutro to nadrobimy. Wstawaj, wracamy. Trzeba się wyspać.

***

Mama Ani usłyszała pukanie.  
– Kaja otwórz, mam mokre ręce! – zawołała do młodszej z córek.
– To pewnie ktoś do Ani, jak zwykle – odparła z przekąsem ośmiolatka.
Dziewczynka podeszła z niezadowoloną miną do drzwi. Otworzyła je i ujrzała nieznajomego mężczyznę, ubranego w ciemne dżinsy, białą koszulę i krawat.
– Mamo, jakiś pan – oznajmiła.
Kobieta wytarła dłonie w fartuch kuchenny i podeszła do wejścia.
– Słucham pana. O co chodzi?
– Dzień dobry – przywitał się mężczyzna. – Czy tutaj mieszka Anna Wieczerska?
– Kim pan jest? – kobieta zmierzyła go z góry na dół.
– Proszę się nie niepokoić – twarz nieznajomego wypełnił szeroki uśmiech. – Jestem przedstawicielem firmy "Music Fans”. Pani Anna Wieczerska wygrała wycieczkę nad morze w konkursie, który organizowaliśmy. Czy to pani?
– Nie. Ania to moja córka. Nic nie wiem o żadnym konkursie. Nie ma jej w domu.
– To mamy problem – w głosie mężczyzny zabrzmiała nuta rozczarowania. – Niestety muszę doręczyć dokument do rąk własnych. Czy gdzieś wyjechała?
– Nie, nie. Wyszła z koleżanką – odpowiedziała pani Wieczerska. – Powinna niedługo wrócić.
– Może pani wie gdzie jest? Nie mam zbyt wiele czasu – mężczyzna wydawał się zmartwiony. – Mógłbym podjechać i wręczyć nagrodę.
– Pewnie poszły nad Wisłę. Nie wiem czy ją pan tam znajdzie.  
– Dziękuję. Spróbuję. Może mi się uda.
Nieznajomy odwrócił się zamierzając odejść.
– Chwileczkę – zatrzymała go mama Ani. – Co to był za konkurs?
– Muzyczny – odparł szybko. – Odgadywanie tytułów piosenek.
– Hmm. No tak – kobieta pokiwała głową. – Ona dużo słucha. Nic nie wspominała.
– Wie pani – mężczyzna machnął ręką w nieokreślonym kierunku. – Młodzież nie o wszystkim mówi rodzicom. Może nie chciała zapeszyć.
– Może.
– Jeszcze raz dziękuję. Do widzenia.
– Do widzenia — odpowiedziała pani Wieczerska, i wróciła do swoich kuchennych zajęć.  
Ania rzeczywiście była nad Wisłą. Leżały razem z Izą na kocu prażąc się w słońcu już drugą godzinę. Miały ulubione miejsce na trawie poniżej Bulwaru.
– Już mam trochę dość. Będą nas bolały plecy.
Ania sięgnęła po leżący pod ręcznikiem zegarek.
– Jeszcze dziesięć minut i wracamy – odpowiedziała koleżance.
– Dobra – odparła Iza.
Ania odwróciła się na plecy, zamknęła oczy i dalej rozkoszowała się grzejącym słońcem. Lubiła się opalać. Leżeć, czując gorące promienie zakradające się w każdy zakamarek ciała. Rozmyślała wtedy o różnych rzeczach. Często lubiła też czytać na plaży, ale jej znajomi w większości nie podzielali tego zainteresowania książkami, więc nie zawsze mogła to robić. Dziś jej myśli były zaprzątnięte zdarzeniami, związanymi z Askaniuszem. Złapała się na tym, że czeka na jego powrót, żeby dowiedzieć się więcej. Nadal nie wierzyła, że ona też może być obdarzona jakimiś niezwykłymi cechami. Właśnie miała spojrzeć ponownie na zegarek, kiedy poczuła wyraźnie, że ktoś się jej przygląda. Nie widziała tego, lecz jakby poczuła, gdzieś w głowie. Podniosła się i usiadła na kocu.
– Idziemy? – zapytała Iza.
– Już, zaraz.
Ania dyskretnie zlustrowała teren zza okularów słonecznych. Nie zauważyła jednak nikogo przypatrującego się w jakiś szczególny sposób. Pomyślała, że coś się jej musiało wydawać.
– No dobra. Zbieramy się – powiedziała do Izy.
Dziewczyny ubrały się, wytrzepały koc i zwinęły go w kostkę. Założyły małe plecaki i powoli ruszyły w stronę betonowych schodków wiodących na Bulwar. Kiedy były w połowie wejścia, Ania znów poczuła na sobie czyjś wzrok. Upuściła plecak. Zrobiła to celowo, w taki sposób, aby prawie wszystko się wysypało i potoczyło w dół schodów.
– No co ty? – odezwała się Iza. – Dostałaś porażenia, czy co?
– Pomóż mi pozbierać – powiedziała dziewczyna, klękając.
Iza niechętnie przykucnęła i zaczęła pomagać koleżance.
– No już więcej nie mogłaś tego napakować – mruknęła.
– Cicho – szepnęła Ania. – Zrobiłam to specjalnie. Nie odwracaj się. Jakiś facet w białej koszuli gapi się na nas. Siedzi na ławce, po lewej.
– Fajny? – zapytała Iza i natychmiast zaczęła zerkać w górę, w stronę Bulwaru.  
– Oj przestań – fuknęła ze złością jej towarzyszka. – Nie o oto chodzi. Nie podoba mi się ten gość.
– Znasz go?
– Nie, nigdy go nie widziałam.
– No to chodź, zagadamy – Iza uśmiechnęła się. – Może mu się spodobałyśmy.
– Oj Iza, weź sobie kogoś poszukaj, jak nie możesz wytrzymać, i przestań wreszcie ciągle o tym samym – powiedziała Ania z niecierpliwością.  
Zdążyły już pozbierać rozrzuconą zawartość plecaka.  
– Nie wiem, ale on mi się nie podoba. Tak jakbym czuła, że nie powinnyśmy się do niego zbliżać.
– Co ty gadasz? – odparła Iza, patrząc na koleżankę ze zdziwieniem.
– Chodź, pójdziemy dołem nad wodą. Potem spróbujemy się wymknąć koło przystani.
– Nie chcę iść po tych kamieniach – mruknęła Iza ze złością.
– No to pójdę sama – odpaliła jej Ania, coraz bardziej zdenerwowana brakiem zrozumienia u swojej towarzyszki.
– Coś z tobą jest nie tak od paru dni – podsumowała Iza.
Ruszyły jednak razem, idąc powoli wśród leżących nad brzegiem Wisły kamieni. Iza wlokła się za Anią, mrucząc cały czas na temat zmian, jakie zaszły w jej koleżance, i jak to ona jest z tego powodu niepocieszona.
Obserwujący je mężczyzna zaklął pod nosem. Już prawie weszły mu prosto w ręce. Widział jak dziewczyny skręciły w stronę przystani. Nie chciał schodzić w dół. Nie był odpowiednio ubrany i zapewne spłoszyłby nastolatki. Wstał z ławki i ruszył teraz powoli Bulwarem. Im bliżej głównej części Kazimierza, tym robiło się tłoczniej. W pewnej chwili od strony centrum miasta, niczym wielki wąż, wylała się grupa idących w parach dzieciaków. Wyglądały na kilka zaprzyjaźnionych wycieczek lub wakacyjnych obozów wędrownych. Połowa, prowadzona przez opiekunów skierowała się w kierunku schodów prowadzących do przystani i zaczęła schodzić. Reszta została na górze. Mężczyzna stracił z oczu nastolatki. Był pewien, że za chwilę wyłonią się z wycieczkowego tłumu. Usiadł znów na ławce, których było mnóstwo przy Bulwarze. Po dziesięciu minutach zaczął się niecierpliwić. W końcu zdecydował się podejść na wprost stojących przy przystani statków wycieczkowych. Grupy dzieciaków nadal wędrowały schodami w górę i w dół. Część z nich stała przy brzegu rzeki oglądając statki. Mężczyzna nigdzie jednak nie mógł dostrzec poszukiwanych nastolatek.  
Tymczasem Ania z Izą były już przy wejściu na Senatorską. Udało im się niepostrzeżenie przedostać na tę prostopadłą do Bulwaru ulicę wśród wędrujących w tę i z powrotem dzieciaków. Zatrzymały się na chwilę i Ania dostrzegła rozglądającą się postać w białej koszuli.  
– Idziemy. Szybko – powiedziała do Izy.
– Coś z tobą nie tak Anka – odpowiedziała tamta.
Ania ruszyła żwawo, a Iza z niezadowoleniem poszła za nią. Po chwili zniknęły wśród spacerujących turystów.  
Godzinę później Kaja weszła do pokoju i zauważyła Anię oglądającą film w telewizji.
– Szukał cię jakiś elegancik – powiedziała.
– Co? Cicho, bo oglądam – odparła niecierpliwie dziewczyna.
– Mama ci nie mówiła? Był tu jakiś pan do ciebie.
Dopiero teraz dodarło do Ani co mówi jej młodsza siostra.
– Jaki pan?
Zerwała się z fotela i pobiegła do kuchni.
– Mamo, ktoś mnie szukał? – zapytała ze zdenerwowaniem.
– Ach, tak, zapomniałam – odparła kobieta mieszając coś w garnku. – Był tu jakiś facet. Mówił, że wygrałaś wycieczkę nad morze.
– Co? Jaką wycieczkę? – nic z tego nie rozumiała.
– Przepraszam Aniu, zapomniałam. Ciągle coś muszę robić. Tyle mam na głowie.
– Dobrze mamo. Jaki facet? Jaka wycieczka? – pytała coraz bardziej niecierpliwie.
– To ty nic nie wiesz? Mówił, że wygrałaś nagrodę w jakimś konkursie muzycznym.
– Jakim konkursie? Ja nie brałam udziału w żadnym konkursie – Ania odczuwała coraz większy niepokój.
– No jak to? Znał twoje nazwisko. Mówił, że musi ci wręczyć osobiście tę nagrodę. Powiedziałam, że chyba jesteście nad Wisłą. Chciał cię tam szukać.
– Jak on wyglądał?
– No taki … zwyczajny. W białej koszuli i krawacie. Jak ci wszyscy co chodzą i chcą coś sprzedać. To znaczy, że cię nie znalazł?  
– Nie, nie znalazł.
– No to szkoda. Wycieczka nad morze.
Kobieta zaczęła szukać czegoś w szufladzie z przyprawami.
– Mamo, nie rozumiesz. Ja nie brałam udziału w żadnym konkursie – Ania była coraz bardziej zdenerwowana. – To jakiś oszust.
– O Boże, córuniu, a ja mu powiedziałam gdzie jesteś – mama dziewczyny oderwała się na moment od kuchennych zajęć i spojrzała uważniej na córkę.
– W porządku, skąd mogłaś wiedzieć.
Ania poszła do swojego pokoju. Położyła się na łóżku. Odczuwała niepokój. Zaczęła się zastanawiać o co tu chodzi. Co to był za facet? Czy to ktoś od tego Askaniusza? Od wypadku z Kają wszystko zaczęło być jakieś inne. Dotarło do niej, że nagle przestało ją interesować wałęsanie się z Izą. Ania pomyślała, że jutro pójdzie do Danki. Może ona coś wie o facecie, który jej szukał. Rozmyślała tak jeszcze przez kilkanaście minut. Myśli kłębiły się jej w głowie. W końcu poddała się i zasnęła. Nie zauważyła jak mama weszła do pokoju, przykryła ją kocem i zgasiła światło.
– Moja córunia. Wygrała konkurs – szepnęła kobieta przyglądając się śpiącej nastolatce.
Danka aż podskoczyła na krześle, słysząc głośne uderzenie w drzwi wejściowe. Wystraszyła się, sądząc, że to ponowny atak ludzi Hoovera. Przecież Askaniusz zabezpieczył cały dom i ogród polami ochronnymi, więc jak się tu dostali? Powiększyła natychmiast obraz z kamer i zaczęła niecierpliwie szukać źródła uderzenia w drzwi. Nie mogła jednak niczego dostrzec. Uruchomiła rzadko używaną kamerę lustrującą teren za płotem, od ulicy. Natychmiast ją zauważyła.
– To ta Ania – powiedziała sama do siebie.
Zobaczyła jak dziewczyna bierze zamach i po chwili znów usłyszała hałas. Danka zrozumiała, że nie mogąc otworzyć furtki, rzuca po prostu kamieniami żeby zwrócić jej uwagę. "Czego ona chce?” – pomyślała. Szybko wyszła z budynku do ogrodu i podbiegła w stronę wejścia.
– Hej! Co się stało? – krzyknęła. – Nie rzucaj już, bo mnie trafisz.
– O! Jest pani – rozległ się głos dziewczyny. – Nie mogłam otworzyć.
– Tylko ja mogę otworzyć furtkę od wewnątrz – wyjaśniła Danka wychodząc na chodnik. – Czy coś się stało?  
– Czy pan Askaniusz już wrócił? – odpowiedziała Ania pytaniem.
– Nie – odparła kobieta. – Nie będzie go jeszcze pewnie przez kilka dni. Przepraszam, że nie możesz wejść do środka. To właśnie z powodu nieobecności Askaniusza. Poczekaj tu chwilę. Zaraz wrócę.
Danka pobiegła do budynku, włączyła nadajnik radiowy i wsunęła w kieszeń spodni mały odbiornik, dzięki któremu mogła na chwilę przerwać siedzenie przed monitorami. W razie czego usłyszy sygnał alarmowy. Zamknęła drzwi wejściowe i po chwili była z powrotem obok Ani.
– W porządku – powiedziała do przyglądającej się jej dziewczyny. – Zrobię sobie małą przerwę. Przespacerujmy się, a ty powiedz o co chodzi. Bo o coś chodzi, prawda?
– Tak. Tylko nie wiem – zaczęła Ania niepewnie. – Nie wiem czy pani mi w tym pomoże.
– Mów. Inaczej się nie dowiemy czy mogę ci pomóc – zachęciła dziewczynę Danka.
– No…bo wczoraj szukał mnie jakiś facet. Najpierw był w domu, potem szukał mnie przy Bulwarze – Ania mówiła coraz szybciej. – Mamie powiedział, że wygrałam wycieczkę w konkursie. Ale ja nic nie wygrałam, no bo nie brałam udziału w żadnym konkursie, rozumie pani.
– Na razie nie za wiele rozumiem, ale mów dalej.
– No więc, jak byliśmy nad Wisłą. To znaczy Iza i ja. Iza to moja przyjaciółka. No i jak mieliśmy już wracać, to ja nagle poczułam, że ktoś mnie obserwuje. Właściwie to poczułam jakiś taki…niepokój. To było dosyć dziwne. Potem zobaczyłam tego faceta. Nie wiem…czułam, że nie mogę się do niego zbliżyć. Udało nam się go zgubić.
– Widziałaś go już kiedyś? – zapytała Danka.
– Nie. Nigdy.
– Jak wyglądał?
– Dokładnie nie widziałam. – Ania zastanowiła się przez chwilę. – Był w białej koszuli i w krawacie. Twarz…nie wiem. Nic nie zapamiętałam.
– Dlaczego postanowiłaś zwrócić się z tym do mnie? Czy raczej do Askaniusza.
– No bo on, to znaczy pan Askaniusz, powiedział, że ja może też mam jakieś dziwne zdolności. Wczoraj to właśnie było takie dziwne. Ja właściwie nie widziałam tego faceta, a czułam, że ktoś mi się przygląda.
– Nie wiem co ci powiedzieć… – Danka zmarszczyła czoło.
– To znaczy, że to nie był jakiś wasz znajomy? – przerwała jej Ania.
– Nasz znajomy? Nie, skąd taki pomysł?
– Nie wiem, tak jakoś pomyślałam.
Zawróciły i szły milcząc przez chwilę.
– Aniu – odezwała się znów Danka. – Nie mam pojęcia kto to mógł być. Mówisz, że czułaś… czy to był strach?
Ania zawahała się.
– Chyba…chyba tak.
– Wiesz, czasem nie trzeba mieć jakichś wyjątkowych zdolności, żeby czuć niechęć do kogoś, czy nawet się go bać – spojrzała na idącą obok dziewczynę. – To nie znaczy, że ci nie wierzę. Gdyby Askaniusz tu był…Słuchaj, ja muszę wracać. Umówmy się za dwie godziny. Przyjdź pod wejście. Spróbuję się jakoś z nim skontaktować. Jeśli mi się uda, powiem o wszystkim. Zobaczymy.  
Ania była wyraźnie zadowolona z propozycji.
– Dobra, będę – odparła ochoczo.
Obie znów znalazły się przed skrzypiącą furtką.
– Tylko nie rzucaj już kamieniami – powiedziała Danka uśmiechając się.
– Spokojnie, nie będę – odpowiedziała Ania.
– No to do zobaczenia. Uważaj na siebie.
Danka weszła do ogrodu i po chwili zniknęła w gąszczu krzewów i drzew.

***
– Patrzcie! – krzyknął jeden z trzech ludzi, których Askaniusz i Mike zabrali do tajemniczej, podziemnej hali.
Wszyscy spojrzeli w górę. Znajdowali się dokładnie na środku pomieszczenia. Ujrzeli kilkanaście niewielkich, okrągłych otworów. Były głębokie na około dwadzieścia centymetrów.
– No więc jednak coś mamy – odezwał się Mike.
– Podsadźcie mnie – powiedział Askaniusz. – Przyjrzę się im z bliska.
Mike i jeden z pracowników podnieśli go w górę.  
– To wygląda na jakieś zamknięcia – powiedział dotykając palcami dna jednego z otworów. – Krawędzie nie są połączone z resztą kamienia.
– Lepiej nie próbuj tego wciskać – odezwał się Mike.
– Nie mam takiego zamiaru.
Zeskoczył na kamienną posadzkę.
– Spróbujcie zbadać czy będzie coś widać na urządzeniu do wykrywania pustych przestrzeni.
Jeden z pracowników Mike’a skierował czujniki w stronę otworów. Po chwili ujrzeli na monitorze wyraźny ślad prowadzący w stronę końca hali.
– Coś jest. Idziemy w tym kierunku – powiedział Askaniusz.
Powoli przesuwali się w stronę ściany. Ślad na monitorze przez cały czas był wyraźnie widoczny. Ciągnął się do samego końca hali i był również widoczny za kończącym ją murem.
– Czyli tam coś musi być – odezwał się Mike.
– Sprawdź obszar za ścianą – powiedział Askaniusz do pracownika.
Wystarczyła chwila i ujrzeli pustą przestrzeń na ekranie.
– Wchodzę.  
Askaniusz skoncentrował się i po chwili zniknął. Mike oraz trzej jego ludzie zdążyli wypić zaledwie kilka łyków napoju, i szef Paphnuti był znów obok nich.
– Będziemy potrzebować Klaudii – odezwał się pełnym emocji głosem.
– Powiesz coś więcej? – zapytał Mike.
– Nie uwierzysz, ale tam jest pomieszczenie, które natychmiast przypomniało mi Egipt.  
– Czyli co? Jakiś układ zasilania? – Anglikowi udzieliło się podekscytowanie szefa.
– Tak. Wszystko na to wskazuje. Nawet nie musiałem się dokładnie przyglądać.  
– Chcesz teraz ściągnąć Klaudię?
– Nie – odparł Askaniusz. – Wracajmy na obiad. Trzeba coś zjeść. Odpoczniemy i wrócimy wieczorem.
Askaniusz właśnie obmyślał w swoim pokoju szczegóły planu działania w podziemnych pomieszczeniach pod piramidą, kiedy usłyszał pukanie do drzwi. Nie zdążył nawet podejść aby otworzyć, a już stał w nich Mike.
– Słuchaj – odezwał się Brytyjczyk z przejęciem. – Danka skontaktowała się z nami. Mówi, że chce z tobą rozmawiać.
– Zadzwoniła? – zdziwił się Askaniusz.
– Tak – potwierdził Mike. – No oczywiście zaszyfrowaną linią.
– Idziemy.
Telefoniczny kontakt musiał oznaczać coś nietypowego. Skierowali się do pokoju Lena Johnsona, który zajmował się łącznością.  
– Cześć Len – powiedział Askaniusz. – Co jest?
– Nie wiem co jest. Oddaję ci słuchawki i mikrofon.
Mike i Len wyszli na balkon nie chcąc przeszkadzać w rozmowie.  
– Witaj Danusiu. Stęskniłaś się za nami? – zaczął żartobliwie Askaniusz.
Przez kilka minut słuchał tego, co miała mu do powiedzenia. Początkowy uśmiech zmienił się w wyraz skupienia i powagi.
– Będę u ciebie za kilkanaście minut. Kończę.
Zdjął słuchawki, usiadł na sofie i westchnął głęboko.
– Mike! – zawołał.
– Już idziemy.
Mężczyźni wrócili z balkonu.
– Zmiana planów – powiedział z powagą w głosie Askaniusz.
– To znaczy? – zapytał Paulinson.
– Muszę wrócić do Polski, na godzinę, może mniej. Stracę jednak za dużo energii. Musimy przełożyć pracę pod piramidą na jutro rano.
– Rozumiem. Powiadomię wszystkich.
Mike nie zadawał zbędnych pytań. Wiedział, że skoro Askaniusz tak zdecydował, jest ku temu powód.
Danka odwróciła głowę w kierunku otwierających się drzwi.  
– Jestem — odezwał się wchodząc Askaniusz.
Wstała i uściskała szefa Paphnuti na powitanie.
– Nie jesteś zły? – zapytała. – Nie wiem czy dobrze zrobiłam powiadamiając cię. Przeszkodziłam wam w pracy.
– Dobrze zrobiłaś. Wiesz, że ci ufam, i wiem, że nie robisz nic bez powodu. O której ona ma tu być?
Danka spojrzała na wiszący na ścianie wielki okrągły zegar.
– Za jakieś pół godziny – odpowiedziała.
– OK. Poczekam. Kiedy przyjdzie zlikwiduję na chwilę pola ochronne i wpuścisz ją do środka.
Kobieta nie do końca zrozumiała co planuje Askaniusz.
– I co? Ma tutaj zostać? – zapytała ściągając brwi.
– Tak by było najlepiej. Przekonasz ją do tego.
– A dlaczego nie ty? – nadal nie wiedziała, co wymyślił szef.
– Ja nie będę się w ogóle pokazywał – wyjaśnił mężczyzna. – Uruchomię pole i wracam do Meksyku.
– No ale…
– Danusiu nie ma "ale” – powiedział stanowczo Askaniusz. –Przepraszam. Musisz mi pomóc. Będzie ci tu z nią raźniej przez te kilka dni. Popracujcie sobie trochę w ogrodzie. Nie wiem, niech się poopala, poczyta. Zrób wszystko, żeby stąd nie wyszła.
– No dobrze. Spróbuję – Danka zaakceptowała plan, nieprzekonana w pełni do jego zasadności. – A jak idzie w Palenque? Coś odkryliście? – zapytała zmieniając temat.
Askaniusz opowiedział o dotychczasowym przebiegu prac, o tajemniczych pomieszczeniach pod piramidą, o tym, że poczuł pierwszego dnia niewielki sygnał energii w okolicy Świątyni Inskrypcji, wspomniał, że dziś mieli zacząć badanie jednego z pomieszczeń z pomocą Klaudii. Rozmawiając prawie nie zauważyli, że zbliża się czas przyjścia Ani.
– Powinna zaraz być – powiedziała Danka.
– Schowam się w ogrodzie. Jak ją zauważę, wyłączę pola. Wprowadzisz dziewczynę, uruchamiam blokady na nowo i znikam – mrugnął pojednawczo do swej długoletniej współpracowniczki.
Kobieta pokiwała głową z dezaprobatą.
– To w takim razie do zobaczenia za kilka dni – odpowiedziała. – Chodźmy.
Wyszli z budynku. Danka skierowała się w stronę furtki, a Askaniusz zaszył się w gęstych krzewach po lewej stronie, skąd mógł widzieć mały fragment wejścia do ogrodu. Ania okazała się punktualna. Kiedy ją zobaczył, skoncentrował się aby usunąć pola ochronne uniemożliwiające wejście na teren posesji. Danka nie miała żadnego problemu z namówieniem dziewczyny do otwarcia skrzypiącej furtki. Po chwili Askaniusz widział jak obydwie szły wolno w stronę budynku. Patrzył na Anię. Zafascynował go znów kolor jej włosów, które w przedzierających się przez liście drzew promieniach słońca, wyglądały jak ze złota. "Słoneczne włosy” – pomyślał. "Kim jest ta dziewczyna?”. Przez chwilę poczuł żal, że musi wracać do Meksyku. Jednak zadanie jakie mieli tam do wykonania było zbyt ważne. Uruchomił blokady i po chwili zniknął.

CDN...

1 komentarz

 
  • Użytkownik Somebody

    Łapka w górę  ;)

    3 lip 2017