INSTRUKTOR - Rozdział 10

INSTRUKTOR - Rozdział 10Rozdział 10 - LEKCJE

W trakcie zamieszania, jakie powstało w związku z Frankiem Russellem, Ania znajdowała się pod stałą opieką Klaudii. Dziewczyny bardzo szybko się zaprzyjaźniły. Z powodu zagrożenia były cały czas wewnątrz posiadłości Askaniusza. Mieścił się tam mały basen, przy którym spędzały większość czasu. Dużo pływały i rozmawiały ze sobą. Ania zasypywała Klaudię pytaniami o niezwykłe umiejętności Askaniusza, o to co wydarzyło się, kiedy uścisnęły sobie dłonie podczas pierwszego spotkania i o wiele innych rzeczy. Niestety, nie uzyskiwała zadowalających odpowiedzi. Klaudia wiedziała, że w tych sprawach decyduje szef, i tylko on może powiedzieć dziewczynie to, co uważa za stosowne. Ania była trochę zawiedziona, jednak szybko znalazły wspólne tematy o modzie, kosmetykach i innych kobiecych sprawach. Wciąż fascynowała ją nieskazitelna uroda Klaudii. Wiedziała już od Askaniusza, że jest ona istotą idealną. Sprawa Franka przerwała jednak raptownie ich rozmowy i Ania nie zdążyła jeszcze do końca zrozumieć co to właściwie oznacza. Sam ideał, bez pozwolenia szefa, nie chciał o tym mówić.
– Boisz się Askaniusza? – nastolatka zadała kolejne pytanie w swoim ulubionym, bezpośrednim stylu.
– Nie – roześmiała się Klaudia. – To nie tak. On jest po prostu wielkim autorytetem dla mnie, i nie tylko dla mnie. Nie znasz go jeszcze zbyt długo. Mam nadzieję, że z biegiem czasu zrozumiesz co mam na myśli.
– Hmm – mruknęła znów niezadowolona z odpowiedzi Ania. – No widziałam co potrafi. Opowiadałam już ci o mojej siostrze. Askaniusz wydaje się taki … raczej zwyczajny. To znaczy wiem, że posiada te niezwykłe zdolności, ale kiedy nie robi nic z tych… dziwnych rzeczy, to…
Klaudia kiwnęła potakująco głową.
– Rozumiem cię – odparła. – Masz całkowitą rację. On właśnie taki jest. Ktoś, kto go nie zna, nie zrozumie. Jedno co mogę powiedzieć, i pamiętaj o tym zawsze, spotkał cię niebywały zaszczyt, że mogłaś go poznać. Chce ciebie uczyć. To naprawdę niezwykłe, bardzo rzadko się na to decyduje.
Ania, jak wiele dziewczyn w jej wieku, potrafiła przeskakiwać z tematu na temat w najmniej spodziewanych momentach.  
– Wiesz dlaczego nie możemy wychodzić? – zapytała.
– Właściwie nie bardzo. Powiedzieli mi tylko, że takie jest zarządzenie Askaniusza i nie wolno nam wyjść, dopóki on tego nie odwoła.  
– Popływamy?
Klaudia uśmiechnęła się. Polubiła tę zmieniającą co chwilę temat nastolatkę.
– Jasne. Skaczemy.
Dziewczyny już po chwili pluskały się wesoło w wodzie. Nie zauważyły kiedy w wejściu na basen pojawił się bohater ich rozmowy sprzed kilku minut. Askaniusz z zadowoleniem patrzył na nie przez chwilę. Śmiały się i cieszyły beztrosko jak małe dzieci. Znów złapał się na tym, że jego uwaga skupia się głównie na złotowłosej Ani. Jej oczy były w tej chwili jedną wielką radością. Potrafiła w nich wyrazić to co czuje w danej chwili w tak niezwykły sposób.  
– Dzień dobry dziewczyny – odezwał się głośno, ruszając wolno w ich stronę. – Jak miło widzieć was w dobrym nastroju.
Odwróciły głowy w stronę dobiegającego głosu.
– O cześć. Jesteś – zawołała wesoło Klaudia. – Czy uwolnisz nas stąd? W końcu się rozpuścimy w tej wodzie.  
– Dzień dobry – odezwała się Ania.  
Askaniusz dostrzegł, że delikatnie się spięła, jakby zawstydzona swą szczerą radością sprzed chwili, którą on musiał na pewno zauważyć. Musi jej wreszcie poświęcić czas, dużo czasu. Zasługuje na to. Może po tym nieprzyjemnym zdarzeniu z Frankiem będzie teraz trochę spokoju.
– Tak. Już możecie wychodzić – odpowiedział na pytanie Klaudii. – Przepraszam za to przymusowe leniuchowanie nad basenem, ale tak się złożyło.
– Powiesz nam co właściwie się stało? – zapytała istota idealna.
– Później – odparł wymijająco. – Teraz biegnijcie się przebrać i zapraszam na obiad, na zewnątrz w parku.
– Wspaniale! – krzyknęła Klaudia. – Jestem już trochę głodna. A ty Aniu?
– Tak. Bardzo chętnie coś zjem – odpowiedziała nieśmiało nastolatka.
Askaniusz uśmiechnął się do niej.
– Przyjdę po was za pół godziny – powiedział ruszając w stronę wyjścia z basenu. – Do zobaczenia.
Poczekał jednak w pobliżu, i kiedy tylko dziewczyny poszły do swoich pokoi, natychmiast udał się do Klaudii. Jej musiał powiedzieć o ostatnich wydarzeniach. Ania na razie nie powinna jeszcze poznawać tych trudnych spraw, którymi przychodzi zajmować się organizacji Paphnuti. Przecież Hoover zjawił się u Franka właśnie z planem uprowadzenia Klaudii. Dziewczyna była bardzo zaskoczona, tym co usłyszała. Askaniusz prosił ją o czujność i ostrożność. Miała też nie wspominać nic Ani.  
Na obiedzie nie dała poznać po sobie, że kilkanaście minut temu dowiedziała się o udaremnionej próbie jej porwania. Była uśmiechnięta, żartowała i dowcipkowała prawie bez przerwy. Sączyli właśnie delikatne wino po pysznym posiłku.
– Myślę, że teraz byłby dobry czas na pierwszą lekcję Aniu. Co ty na to? – powiedział Askaniusz.
– Tak. Nie mogę się już doczekać – odparła dziewczyna.
– Do ciebie też mam prośbę – zwrócił się do Klaudii. – Mike miał odnaleźć dane o kilku osobach. Obiecałem mu, że pomożesz je ocenić.
– W jaki sposób ocenić? – zapytała.
– Wszystko ci wytłumaczy.
Klaudia zrozumiała, że Askaniusz nie chce rozwijać tematu przy Ani.
– No to w porządku – odparła wstając od stolika. – Już idę do Mike’a.
Zatrzymała się na chwilę i mrugnęła wesoło do Ani.
– Miłej pierwszej lekcji – powiedziała.
– Dzięki. Będę grzeczna – odparła nastolatka.
Dopili wino i parę minut później również opuścili pomieszczenie pełniące funkcję jadalni w karaibskiej bazie. Askaniusz zaprowadził dziewczynę na teren mieszczący się z tyłu posiadłości, gdzie jeszcze nigdy nie była. Znajdowało się tam coś w rodzaju trochę zagospodarowanego lasu tropikalnego. Ogromne ilości wspaniałych roślin, drzew, krzewów, kwiatów. Były tam również ławki, podobnie jak w parku od frontu posiadłości. Ania rozglądała się podziwiając przepiękną naturę, która otaczała ich ze wszystkich stron.
– Usiądźmy – odezwał się Askaniusz.
– Mogę na trawie? – zapytała Ania.
– Tak, pewnie. Jeśli tak lubisz.
– Lubię – odparła zdecydowanym tonem. – Lubię też patrzeć na osobę, z którą rozmawiam.
– To dobrze. Znaczy, że masz silny charakter.
– Hmm. Nie wiem – dziewczyna wzruszyła ramionami. – Po prostu tak lubię.
Askaniusz uśmiechnął się.
– No dobrze – powiedział. – Zacznijmy.
– Czego mnie pan nauczy?
– Nie spodoba ci się to pewnie. Pierwszą rzeczą, nad którą musisz zacząć pracować jest cierpliwość. Wiem, jesteś młodą, pełną energii dziewczyną, ale to czego mam cię uczyć, wymaga długiego czasu, czekania, żmudnych ćwiczeń.
– Będę cierpliwa – powiedziała szybko Ania. – Obiecuję.
Askaniusz znów się uśmiechnął i pokiwał głową.
– Domyślam się – zaczął mówić dalej. – Że najbardziej jesteś ciekawa tych różnych niezwykłych umiejętności, o których już ci trochę opowiadałem. Pokażę ci coś.
Wyszukał wzrokiem kępę pięknych kolorowych kwiatów, rosnących kilka metrów od miejsca gdzie siedzieli. Wyciągnął przed siebie dłoń i Ania ze zdumieniem zobaczyła jak po chwili jeden kwiat wędruje parę centymetrów w górę, odcięty w jakiś niewidzialny sposób od podłoża. Za moment dołącza do niego drugi, trzeci i kolejne. W powietrzu powstaje jakby mały bukiecik, który powoli zaczyna zbliżać się w stronę dziewczyny. Zatrzymuje się przy jej dłoniach.
– Proszę, to dla ciebie.
Ania niepewnie złapała wiszące nadal w powietrzu kwiaty.
– Boże, to… to niesamowite – powiedziała patrząc rozszerzonymi z wrażenia oczyma na kolorowy bukiecik.
– No właśnie – odparł mężczyzna. – To wydaje się niesamowite, jak czary. Robi wrażenie. Prawda? A to jedna z prostszych rzeczy. Czegoś takiego możesz się nauczyć dość szybko. To tylko bardzo, bardzo niewielka część tego, co można zrobić dzięki sile umysłu. Zapamiętaj. Pierwsze zadanie dla ciebie, żebyś to zapamiętała.
Ania miała już na końcu języka pytanie, czy Askaniusz nauczy ją "numeru z kwiatkami”, jak go nazwała w myślach. Powstrzymała się jednak w ostatniej chwili.
– Zadanie wykonane proszę pana – odparła uśmiechając się.  

Utrata Franka Russell’a, spędzała Askaniuszowi sen z powiek. Polecił Mikowi sprawdzenie kilku osób, które posiadły już spory zasób umiejętności. Byli to ludzie, którzy podobnie jak Ania, zostali w dość przypadkowy sposób odkryci przez mistrzów Paphnuti. Dwójka z nich była pod opieką Rafaela. Po jednym mieli Karim i Anchal. W Australii i Ameryce Północnej nie znaleziono do tej pory nikogo. Askaniusz bardzo wiele obiecywał sobie po Ani. Była jednak zupełną nowicjuszką i dopiero przyszłość miała pokazać czy jest w niej to, na co tak bardzo liczył. Mike i Klaudia dokładnie przeanalizowali azjatyckiego, afrykańskiego i dwójkę południowoamerykańskich podopiecznych. Szkolono ich już od kilku lat. Egipcjanin Hami, uczeń Karima, był najbardziej zaawansowany, jednak ocena istoty idealnej nie pozostawiała złudzeń. Zdecydowanie było jeszcze za wcześnie, na powierzenie mu tak doniosłej roli, jak opieka na całym kontynentem. Klaudia posiadała niebywały dar oceniania ludzi, ich charakteru, przydatności do pełnienia różnych funkcji. Niestety, żaden z czwórki potencjalnych kandydatów nie zbliżył się nawet do tego, co reprezentowała Wielka Piątka. Na razie więc, musiało pozostać tak, jak ustalili na ostatnim spotkaniu. Askaniusz i Rafael, na zmianę, zajmą się nadzorowaniem Ameryki Północnej.  
W sprawie dziwnej śmierci Eduardo nadal nie odkryto nic nowego. Z Palenque nie nadchodziły żadne niepokojące sygnały. W tej sytuacji, Askaniusz postanowił wykorzystać czas na intensywną naukę Ani. Nigdy nie był w stanie przewidzieć, kiedy chwilowy spokój może się skończyć. Trzeba więc było korzystać z okazji.
Na pierwszej lekcji, w trakcie której zaprezentował Ani "numer z kwiatkami”, starał się przekazać dziewczynie podstawowe zasady panowania nad swoimi emocjami, mówił jak szybko się koncentrować, jak rozpoznawać na podstawie prostych sygnałów intencje drugiego człowieka.  
Teraz siedzieli znów wśród egzotycznych roślin, za głównym budynkiem. Ania podobnie jak poprzednio, zajęła miejsce na trawie.
– Dziś spróbujemy zabrać się za zajęcia praktyczne – powiedział Askaniusz.
– Co będziemy robić?
– Spróbujemy porozumieć się bez słów – odpowiedział mężczyzna.
To, co usłyszała, wyraźnie zrobiło na niej spore wrażenie.
– O! – niemal krzyknęła. – Czasem tak się mówi, że ktoś kogoś rozumie bez słów.
– No tak – Askaniusz uśmiechnął się. – Tak się mówi. Ja jednak mam coś innego na myśli. Widzisz, właśnie chodzi mi o – myśli.
– Boże! Umie pan czytać w myślach? – powiedziała z podziwem, przechylając się tak mocno w przód, że straciła równowagę i po chwili leżała na trawie w dziwnej pozie.
Dostrzegła spojrzenie Askaniusza.
– Tak, wiem – powiedziała siadając z powrotem. – Panowanie nad swoimi emocjami, przepraszam.
– Nie przepraszaj. Dopiero zaczynasz się uczyć. Twoje emocje są zresztą takie urocze, że…
– Że nie umie się pan na mnie gniewać? – przerwała Ania przekrzywiając głowę z uśmiechem. – Widzi pan, już trochę potrafię czytać w myślach.
Askaniusz pogroził palcem z udawaną złością.  
– No to w takim razie, pierwsze ćwiczenie powinno pójść bez kłopotu.
– Co mam zrobić?
– To zabrzmi dość prosto. Sformułuj sobie jakąś myśl, konkretne zdanie, tak jakbyś chciała mi coś powiedzieć. Skup się i prześlij. To wszystko.
Dziewczyna słuchała z niedowierzaniem.
– To wszystko. Łatwo powiedzieć. No dobra, spróbuję.
Spojrzała Askaniuszowi w oczy i już wiedziała jaką myśl postara się mu przekazać. Przypomniała sobie wiadomości z pierwszej lekcji i skoncentrowała się jak umiała najmocniej. Po niewiele ponad minucie, Askaniusz zaśmiał się.
– Widzę, że masz dziś znakomity humor. Dziękuję za komplement. Nie widzę jednak w moich oczach niczego szczególnego.
– Kurczę! Odebrał pan to? – krzyknęła, zrywając się na równe nogi.
– Tak. Całkiem wyraźnie – odparł Askaniusz.
– Przepraszam. Nie wierzyłam, że mi się to uda. Pan naprawdę ma ładne brązowe oczy. Serio. Nie gniewa się pan? – zapytała siadając znów po turecku na trawie.
– O co mam się gniewać. To miłe kiedy ładna dziewczyna mówi facetowi coś fajnego. Nawet jak sobie z niego stroi żarty.
– No ale ja wcale nie żartuję – Ania zarumieniła się lekko. – Powiedział pan że jestem ładna?
– Przestaniesz wreszcie? – powiedział Askaniusz, starając się by jego głos zabrzmiał groźnie. – Jak ja mam ciebie uczyć?
– Moje emocje są urocze, sam pan powiedział. No i przecież się udało – oczy Ani pełne były wesołych ogników. – Naprawdę jestem ładna?
– Uparciuch z ciebie.  
– Jestem ładna? – Ania nie dawała za wygraną.
– OK. Odpowiem ci, ale potraktujemy to jako dalszy ciąg ćwiczeń.
– To znaczy?
– To znaczy, że teraz również się skoncentrujesz i postarasz się odebrać moją myśl.
– Ale skąd ja będę wiedziała, że to pana myśl, a nie moja własna?
– Dobre pytanie. Ja potrafię odbierać przekazywane mi wiadomości, więc poprzednio poszło nam dość łatwo. Teraz będzie ci jednak trudniej. Musisz starać się uspokoić swoje myśli. Kazać im odpłynąć. Staraj się stworzyć coś w rodzaju małych drzwi do twojego umysłu. Spróbuj je otworzyć. To nie jest łatwe. Proszę żebyś teraz naprawdę opanowała emocje. Postarasz się?
– Tak.  
– Jeśli chcesz, możesz zamknąć oczy. Przyjmij najwygodniejszą dla ciebie pozycję.
– Dobrze. Będę się starała jak najlepiej.
Ania położyła się na plecach i zamknęła oczy. Askaniusz potrafił nadać swoim myślom taką moc, że nawet ludzie zupełnie pozbawieni jakichkolwiek zdolności poddawali się jej natychmiast. Jednak teraz nie o to chodziło. Rozpoczął przekaz najdelikatniej jak tylko potrafił. Wątpił żeby Ani powiodło się za pierwszym razem. Usiadł wygodnie. Wiedział, że potrwa to dłuższą chwilę. Ania leżała i początkowo bez przerwy kręciła głową, to w jedną, to w drugą stronę. Poprawiała sobie włosy poruszane lekkimi podmuchami wiatru. Po kilku minutach jednak znieruchomiała. Nie zwróciła nawet uwagi, kiedy mały zielony listek spadł na jej dłoń. Szum wiatru, śpiewające ptaki, pomagały stopniowo osiągać Ani stan o jakim mówił Askaniusz. Minęło jeszcze kilka minut. Nagle dziewczyna usiadła, otworzyła oczy i wstała. Askaniusz obserwował ją z uwagą. Podeszła do pobliskiej kępy kwiatów i zerwała jeden z nich. Lekko się uśmiechając wróciła z powrotem i podała kwiat przyglądającemu się jej ze zdumieniem mężczyźnie. Spojrzała na niego pytająco.
– Obiecał pan – powiedziała cicho.
Popatrzył z powagą i zdumieniem na stojącą przed nim dziewczynę.
– Jesteś niezwykła Aniu – odparł. – Naprawdę niezwykła … i śliczna.
– Więc dobrze odczytałam pana myśl?
– Nie mogę w to uwierzyć, że udało ci się za pierwszym razem. Zrobiłaś dokładnie to, o co poprosiłem. Nawet kolor wybrałaś właściwy.  
Dopiero teraz dotarło do Ani co powiedział Askaniusz chwilę wcześniej.
– Śliczna?
– Odpowiedziałem.
– Naprawdę pan tak myśli, czy to tylko tak żebym się już zamknęła?
Askaniusz zmarszczył groźnie brwi i powoli wstał z ławki. Ania w tej samej chwili zerwała się i ze śmiechem pobiegła w stronę pobliskiej gęstwiny roślin.
– Uciekam panu z lekcji. Ha ha.

Kilka następnych dni minęło na szczęście bez żadnych niespodziewanych wydarzeń. Edukacja Ani przebiegała wyjątkowo szybko i sprawnie, chociaż każde spotkanie z Askaniuszem, okraszone było zaskakującym zachowaniem dziewczyny. Potrafiła po chwili zwariowanych żartów i przekomarzania się ze swoim mistrzem, skupić się błyskawicznie i chłonąć wiedzę. Ania prawie zapomniała, że znajduje się tysiące kilometrów od swojego rodzinnego domu. Urok Karaibów i niezwykłe umiejętności, których zaczęła się uczyć, pochłonęły ją całkowicie.  
Minął już ponad tydzień jej pobytu w egzotycznej bazie. Trwało kolejne spotkanie w zacisznym miejscu na tyłach posiadłości.
– Aniu, muszę powiedzieć, że jestem z ciebie bardzo zadowolony – mówił Askaniusz. – Nie spodziewałem się, że zdołasz tak szybko się uczyć.
– Dziękuję – odparła dziewczyna. – Staram się, no i to wszystko jest takie niezwykłe i ciekawe.
– Teraz powiem o następnym zadaniu, które cię czeka.
– Super. Co to będzie?
– To będzie trudne i znów raczej niezbyt będziesz zadowolona.
– Dlaczego? Skąd pan wie?
– To rodzaj małego sprawdzianu. Nauczyłaś się paru rzeczy. Widzę, że cię to interesuje, wręcz pasjonuje. To wspaniale. Tutaj, gdzie teraz jesteśmy, masz pełną swobodę. Możesz w każdej chwili o tym mówić kiedy masz ochotę, ćwiczyć, wykonywać te dość proste, ale efektowne "numery” jak je nazywasz, . Tu nikogo to nie dziwi. Jednak pamiętaj, że na co dzień ja, pozostali mistrzowie Paphnuti, Klaudia i teraz również ty, musimy zachowywać się jak zwyczajni ludzie. Nie wolno nam pokazać tego co potrafimy. Wydaje się to proste, ale tak wcale nie jest.  
– Rozumiem.
– Będziemy musieli wrócić do Polski. Nie wiem czy zauważyłaś, że już jest sierpień.
Askaniusz zobaczył jak twarz Ani, oczy i cała jej postać jakby się skurczyły, zmalały.  
– Polska – powiedziała Ania sama do siebie. – To tak jak inny świat.
– No tak właśnie jest. To jak gdyby dwa różne światy. Uśmiechnij się, masz taki ładny uśmiech. Ja wiem, że tutaj jest jak w raju. Będziemy wracać, kiedy tylko będzie to możliwe.
Ania nadal błądziła myślami gdzieś daleko.
– Co ja będę tam robić? To takie … nie wiem jakie, nijakie.
– Nie mów tak. Pomyśl, że kilka miliardów ludzi tak żyje. Takich jak my jest na świecie zaledwie kilkanaście osób. Musisz się nauczyć z tym żyć. To właśnie będzie ten sprawdzian. Może być dużo trudniejszy niż na przykład nauczenie się porozumiewania za pomocą myśli.
– Ale ja nie chcę – Ania zamruczała jak kot.
– Pomyśl o tym, że ja teraz będę musiał sprawić aby twoja nieobecność w Polsce została niezauważona. Nie ma tam ciebie ponad tydzień. Zanim sama się czegoś takiego nauczysz minie jeszcze sporo czasu.
Do dziewczyny dotarło wreszcie znaczenie tego, co mówi Askaniusz.
– No tak – pokiwała głową. – Mama, Kaja, to faktycznie nie jest proste.
– No nie jest Aniu – potwierdził mężczyzna. – Uśmiechniesz się?
Dziewczyna jeszcze przez chwilę siedziała naburmuszona, jednak w końcu spojrzała na Askaniusza i wskazującymi palcami obu rąk podciągnęła sobie kąciki ust tworząc wymuszony uśmiech.
– Lubię cię, że właśnie taka jesteś.
Teraz już prawdziwy szczery uśmiech pojawił się na ustach i w oczach dziewczyny.
– Mus to mus – powiedziała z westchnieniem. – Kiedy wracamy do Kazimierza?
– Dziś w nocy.  
– Boże, już dziś? – krzyknęła, robiąc przerażoną minę.
– Tak. Odprowadzę cię do pokoju. Odpocznij trochę, potem coś zjemy. Przebierz się w swoje polskie rzeczy.  
– Nieeeee – dziewczyna spojrzała na Askaniusza błagalnie.
Zrobiło mu się jej trochę żal. Rozumiał to. Karaibska baza zauroczyła już wcześniej wiele innych osób.
– Kazimierz jest takim pięknym miasteczkiem, zwłaszcza latem. Doceń, że tam mieszkasz. Wszystko będzie tutaj na ciebie czekało – powiedział. – Ten pokój jest już tylko twój. Nikt inny nie ma tam wstępu.  
– Takie cudowne ciuchy. Why? Why? – zakwiliła, spoglądając prosząco w niebo.
– No właśnie, twoje zadanie w Polsce to angielski. Będziesz się uczyć, zrozumiano?
Ania pokiwała głową.
– Chodźmy – powiedział Askaniusz.
Odprowadził dziewczynę do pokoju i skierował się do siebie. Właśnie miał otworzyć drzwi, kiedy zobaczył biegnącego w jego stronę Mike’a.
– Coś się stało? – zapytał.
– Mam coś w sprawie śmierci Eduardo – odparł Mike.
– Wchodź i mów.
– Prosiłem znajomego od spraw monitoringu, żeby spróbował sprawdzić zapisy z wszystkich kamer zlokalizowanych wokół szpitala, gdzie leżał Eduardo.
– Znalazł coś?
– Dzwonił do mnie, żeby przyjechać, bo ma coś ciekawego. Nie mógł nam przesłać tych zapisów. Dałem mu zdjęcia paru osób. No i wynika, że kogoś zauważył.
– Świetnie – Askaniusz spojrzał na zegarek. – Czy możemy się tam zjawić natychmiast?
– Tak, myślę, że tak.
– Znasz dokładną lokalizację miejsca gdzie jest ten twój znajomy?
– Tak, oczywiście.
– Mów.
Mike wyjaśnił Askaniuszowi wszystko co trzeba. Po dwóch minutach szef Paphnuti złapał go za łokieć i za moment znajdowali się już na korytarzu budynku mieszczącego się niedaleko szpitala. Znajomy Mike’a okazał się byłym pracownikiem monitoringu i do tego znakomitym informatykiem. Sprawdził cały dostępny materiał i pokazał teraz przybyłym trzy krótkie fragmenty z wielogodzinnego zapisu. Na każdym z nich Askaniusz i Mike ujrzeli podjeżdżający samochód, z którego wysiadał nieznany im mężczyzna i kierował się do szpitala.  
– No tak, ale kto to jest? – zapytał Paulinson.
– Proszę spojrzeć na zbliżenie samochodu – powiedział informatyk.
Powiększył obraz i na wszystkich trzech urywkach ujrzeli za kierownicą postać Azjaty.
– To ten – informatyk wskazał palcem na leżące obok zdjęcie Japończyka Hikito.
Wyostrzył obraz i teraz już wyraźnie było widać, że ma rację. Askaniusz, który nie odezwał się ani razu, przesunął powoli dłonią od lewej do prawej, z tyłu głowy informatyka. Mike natychmiast zorientował się w czym rzecz. Złapał mężczyznę chroniąc go przed upadkiem na podłogę. Razem z Askaniuszem ułożyli go bezpiecznie obok biurka z komputerami.
– Świetna robota Mike, ale…
– Czy ja znam ciebie od dzisiaj? – odparł Brytyjczyk z uśmiechem.
– Wychodzimy. Za kilka minut się obudzi.
Chwilę później byli znów w pokoju Askaniusza. To co zrobili mogłoby być dla Ani przykładem błyskawicznej, wzorcowej akcji ze świata Paphnuti. Wszystko zabrało im niecałe dziesięć minut. Znajomy Mike’a był jednym z wielu zwyczajnych mieszkańców planety, który pomógł organizacji kierowanej przez Askaniusza, a w jego pamięci nie pozostał po tym najmniejszy ślad. Tak musiało być. To były, jak to określiła Ania, dwa różne światy. Światy, które jednak były ze sobą na zawsze związane.

Ania wróciła z Askaniuszem do Polski. Szef Paphnuti musiał zadbać aby jej ponad tygodniowa nieobecność została niezauważona. Zrobił co trzeba z najbliższą rodziną i znajomymi dziewczyny. Ona sama miała teraz przed sobą trudny sprawdzian, polegający na byciu własnością dwóch światów. Różniących się od siebie jak niebo i ziemia. Kiedy wrócili, polskie lato prezentowało akurat swoje niezbyt miłe oblicze. Padało, a temperatura spadła poniżej dwudziestu stopni.  
Ania leżała na podłodze w swoim pokoju patrząc w okno, gdzie o szybę stukały krople deszczu. Myślała o tym niesamowitym tygodniu, który wydawał się teraz czymś w rodzaju snu. Mama wspomniała, że będą musiały wybrać się niedługo po zakup podręczników na nowy rok szkolny. Do czego to w ogóle potrzebne? Szkoła. No tak, ale Askaniusz przekonywał ją, że musi się teraz skupić na angielskim. Chociaż jakiś pożytek. Tak, będzie się uczyć języka. Przypomniała sobie z jakim podziwem patrzyła na szefa Paphnuti, który płynnie przechodził z polskiego na angielski, za chwilę na hiszpański. Też by tak chciała. No ale ta cała reszta szkoły? Zaraz, zaraz, on mówił też o historii, geografii, fizyce. Uff. Na biurku leżał spis nowych podręczników. Ania podniosła się i usiadła. Już chciała wstać by sięgnąć po kartkę, gdy nagle przypomniała sobie żeby spróbować ją przyciągnąć do siebie. Askaniusz tłumaczył jej jak należy ćwiczyć takie rzeczy. Do tej pory jednak nie udawało się dziewczynie niczego poruszyć. Położyła się ponownie na dywanie. Zamknęła oczy i zaczęła intensywnie myśleć o kartce papieru. Szum padającego deszczu pomagał w oderwaniu się od otoczenia. Kiedy uznała, że już jest maksymalnie skoncentrowana, otworzyła oczy i spojrzała na kartkę. Patrzyła starając się prawie nie mrugać. Po kilkunastu sekundach obraz wokół papieru zaczął się jakby lekko zamazywać. Lista podręczników stawała się za to coraz ostrzejsza, wyraźniejsza, jakby większa. Po dwóch minutach Ania nagle dostrzegła, że kartka drgnęła. Po chwili jeszcze raz, aż wreszcie spadła z biurka i niesiona przez powietrze powoli sfrunęła obok dłoni dziewczyny. Ania nie mogła uwierzyć. Udało się, udało. Tak chciałaby się teraz pochwalić swojemu mistrzowi. Boże, ale gdzie on jest? Zapomniała już, po co właściwie chciała przyciągnąć kartkę. Zaczęła teraz myśleć o Askaniuszu. Przypominała sobie jak o nią dbał, jak cierpliwie znosił jej żarty i psoty w czasie lekcji. Zaczynała go coraz bardziej lubić. Początkowo podchodziła do szefa Paphnuti z dystansem. Był przecież starszym od niej dorosłym facetem. Jednak z każdym dniem pobytu na Karaibach różniący ich wiek stawał się coraz mniej odczuwalny. Coraz swobodniej się z nim rozmawiało, o wszystkim. O tych niezwykłych i tych najzwyklejszych rzeczach. Cholera, brakuje mi go.
Usłyszała pukanie do drzwi i po chwili do pokoju weszła Iza.
– Cześć. Ale zdechła pogoda, co? – rozległ się głos koleżanki.
Ania spojrzała na nią jak na istotę z innego wymiaru. Poczuła niesmak, słysząc jej ordynarny język.  
– Co tak się na mnie gapisz? – mówiła dalej Iza w swoim stylu.
– Nie nic, cześć. No rzeczywiście pogoda do niczego.
– Ty, a słyszałaś, że Patryk chodzi z Magdą?
Boże, pomyślała Ania, jaki Patryk, jaka Magda?
– Tak? Nie, nie wiem – bąknęła w odpowiedzi.
– No, mówię ci. Podobno pojechali razem pod namiot i… no wiesz.  
– Ciekawe – mruknęła Ania, nie rozumiejąc prawie co Iza do niej mówi.
– Co taka jesteś przymulona? Patryk podobno jest niezły w tych sprawach.
– Jakich sprawach?
Iza spojrzała ze zdziwieniem.
– Phi, jak, jakich sprawach. Co ty? A może ty też się w kimś zabujałaś? Taka jesteś dziwna.
– Ja? Nie, ta pogoda taka jest jakaś. Nic mi się nie chce.
– Chodź, przejdziemy się gdzieś. Skoczymy na browarka.
Ania kompletnie nie miała ochoty nigdzie chodzić, ale stwierdziła, że musi to zrobić, żeby oderwać swoje myśli od tego wszystkiego, co działo się przez ostatni tydzień.
– Dobra, ubiorę coś cieplejszego i możemy iść. Ale nie chcę piwa.
– Abstynentka się robisz?
– Nie chcę i już. Ty możesz się napić.
Ukryte pod parasolami, po kwadransie dotarły na Rynek i usiadły przy jednym z wielu ustawionych tu zawsze na powietrzu stoliku. Iza od razu zamówiła piwo. Ania jednak nie zmieniła decyzji. Rozmowa się nie kleiła. Posiedziały tam około godziny obserwując kręcących się jak zawsze turystów, i w końcu rozeszły się każda w swoją stronę. Ania nie poszła od razu do domu. Skierowała się mimowolnie na Szkolną, w kierunku budynku, w którym dyżurowała Danka. Pomyślała, że może przypadkiem zastanie tam Askaniusza i będzie mogła pochwalić się tym, co zrobiła z kartką papieru. Kiedy znalazła się przy znanej już dobrze skrzypiącej furtce uśmiechnęła się sama do siebie, przypominając sobie jak rzucała kamieniami w drzwi, żeby zwrócić uwagę Danki. Teraz już wiedziała co robić. Za jedną z drewnianych desek Askaniusz zainstalował mały ukryty przycisk. Specjalnie dla niej, żeby mogła bez przeszkód powiadomić Dankę o swojej obecności w razie potrzeby. Znów zrobił to specjalnie dla mnie, pomyślała. Ponownie się uśmiechnęła i nacisnęła maleńki okrągły guziczek. Spojrzała wyczekująco w stronę budynku. Po chwili zobaczyła nadchodzącą Dankę.
– O, co za niespodzianka – rozległ się wesoły głos kobiety. – Jak się cieszę. Cześć Aniu.
– Dzień dobry. Nie przeszkadzam?
– Nie, skądże. Wchodź. Właśnie parzę herbatę. Napijesz się ze mną?
– Super. Chętnie.
Danka podała do herbaty upieczony przez siebie świeży placek drożdżowy. Ania natychmiast zaczęła opowiadać o swoim sukcesie z kartką. Później rozmowa skupiła się na karaibskim tygodniu. Danka z radością patrzyła jak dziewczyna pochłania jej kulinarne dzieło kawałek za kawałkiem i z fascynacją opowiada o swoim niezwykłym przeżyciu. Ania sięgała właśnie po filiżankę z herbatą i przypadkiem spojrzała na monitor pokazujący obraz z okolic furtki wejściowej. Skamieniała z ręką w powietrzu.
– Boże! To on – powiedziała szeptem.
– Kto? – zapytała Danka, nie rozumiejąc o kogo chodzi.
– To on. Ten facet, który mnie wtedy szukał w domu – mówiła przerażona nastolatka.

CDN...

RyszardGwiazdoklucz

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 5010 słów i 29814 znaków, zaktualizował 28 lip 2017.

1 komentarz

 
  • Somebody

    Ech, też bym się poedukowała na Karaibach. Wspaniale jak zawsze :)

    27 lip 2017