Umowa cz.5

Zbliżała się pora obiadu, musiałam już wracać do domu, nie opuściłabym posiłku przygotowanego przez babcię.
-Idę.-powoli zaczęłam zmieniać pozycję.
-Gdzie?
-Do domu.- nie rozumiał czemu chcę wracać.- Zgłodniałam.  
Teraz przekaz był jasny.
Schodzenie z drzewa jest zdecydowanie bardziej skomplikowane niż wspięcie się na nie. Złapałam nieodpowiednią gałąź, która pod moim ciężarem złamała się. W ułamku sekundy wyobraziłam sobie jak bolesny będzie upadek z około czterech metrów na ziemię. Czułam jak spadam, zdążyłam wydać z siebie okrzyk przerażenia i zamknąć oczy.  
Poczułam coś na mojej talii, przez moment myślałam, że uderzyłam w gałąź, ale uświadomiłam sobie, że nie leżę poobijana pod drzewem, tylko znajduję się w czyichś objęciach. Powoli otworzyłam oczy, patrzył na mnie z przerażeniem, na pewno nie wiekszym niż to w moich oczach. Rece miałam mocno zaciśnięte na jego ramionach, gdy upewniłam się, że gałąź na ktorej stoimy jest wystarczająco silna rozluźniłam kurczowo zaciśnięte palce. Daniel nadal trzymal mnie jedną ręką w pasie, drugą trzymał się gałęzi, inaczej oboje potrzebowalibyśmy teraz pomocy.
-W porządku?
-Tak... dziękuję.
Patrzył mi prosto w oczy, jakby chciał się upewnić czy na prawdę nic mi się nie stało.
-To było straszne.- cicho się zaśmiałam, przez moment byłam przerażona, ale cała sytuacja i wyobrażenie sobie mojej miny... to było komiczne. -Możesz mnie już puścić.-ani drgnął. Patrzył mi prosto w oczy.
Miał duże, ciemno brązowe oczy, dopiero teraz dostrzegłam ich piękno.  
-Wolę się upewnić, że nie będziesz już potrzebowała mojej pomocy.
-Poradzę sobie. -uśmiechnęłam się pewnie.  
Chciałam mu pokazać, że mimo wszystko sama sobie dobrze radzę. Moze sytuacja z przed chwili na to nie wskazywała, ale zawsze radziłam sobie ze wszystkim sama, nie mogłam dopuścić do tego, by pomyślał, że bez niego nie dam rady czegoś zrobić. Ja nie dam rady? Takie sytuacje nie mają miejsca.
Zszedł pierwszy, żeby w razie kolejnego wypadku móc ponownie wybawić mnie z opresji. Na szczęście nie musiał już tego robić. Wróciliśmy do domów, po drodze śmiejąc się ze mnie. Nie wspominałam nikomu co się stało, troska dziadków mogłaby doprowadzić do większej kontroli, a między innymi od niej tam odpoczywałam.


Wieczorem jak zawsze siedzieliśmy nad kanałkiem, paliliśmy papierosy i słuchaliśmy muzyki. Na szczęście oboje mamy różnorodny gust muzyczny, więc nie mieliśmy problemu z ułożeniem playlisty, której oboje słuchaliśmy z przyjemnością. Na prawdę lubiłam spędzać z nim czas, może nie rozmawialiśmy dużo, głównie milczeliśmy, lub się wygłupialiśmy, ale właśnie to było niesamowite, znaliśmy się dobę, lecz nie czuliśmy się przy sobie skrępowani, wręcz przeciwnie. Nie musiałam się przy nim hamować, nie krytykował moich dziwnych faz, które miewam dość często. Tak, patrzył na mnie jak na idiotkę, ale wcale mu się nie dziwię. W dodatku często się do mnie przyłączał.
Właśnie byliśmy w trakcie wojny o moją zapalniczkę, tarzaliśmy się po trawie jak dzieci, gdy zobaczyliśmy jakąś dziewczynę idącą w naszym kierunku. Daniel od razu spoważniał.
-Kurwa.
-Co jest? Znasz ją?
-To Martyna.
Tak, ta Martyna. Była Maćka, z którą się przespał. Zrozumiałam jego reakcję na jej widok, przeczuwałam awanturę.

Pulpet

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 626 słów i 3473 znaków.

2 komentarze

 
  • Vinyl3

    Super :kiss:

    4 maj 2016

  • ~Nieznajoma~

    Świetne <3

    3 maj 2016

  • Pulpet

    @~Nieznajoma~  dziękuję :D

    3 maj 2016