Szczęście w nieszczęściu cz. 8

Święta minęły tak samo szybko jak przyszły, czułam biegnący przede mną czas i chociaż zawsze próbowałam go dogonić, to nijak mi to nie wychodziło. To zadziwiające jak życie umyka człowiekowi i jak rzadko o tym myślimy.  
Niestety razem z umykającymi dniami przerwy świątecznej, było coraz mniej czasu do egzaminów, w sumie to czułam się przygotowana, a nawet bardzo dobrze przygotowana. Ale mimo wszystko jakiekolwiek egzaminy zawsze wywołują u ludzi te sprzeczne emocje, strach i niepewność, czyli najgorsi doradcy.  
Zbliżała się też impreza sylwestrowa, początkowo Adam chciał zrobić ją w naszym domu, ale nie brał pod uwagę faktu, że Kasia może urodzić przed sylwestrem, więc momentalnie ten pomysł został skreślony. Prawdę mówiąc to nie mam żadnych planów na sylwestra, może po prostu spędzę go w domu w towarzystwie rodziny. Dobrze, na razie oddalę swoje rozmyślenia o sylwestrze, bo pewnie i tak nic mi z nich nie przyjdzie, spędzę tego sylwestra przy książkach i tyle…  
Pewnego słonecznego, aczkolwiek zimnego dnia poszłam na zakupy do centrum handlowego w poszukiwaniu jakiegoś ciepłego kardiganu, miałam straszną słabość do ciepłych swetrów, a akurat były poświąteczne promocje. Oglądałam i oglądałam wszystkie półki ze swetrami, ale wciąż nie mogłam znaleźć takiego naprawdę ciepłego, udałam się więc do kasy w poszukiwaniu pomocy, a tam natknęłam się na moją dawną przyjaciółkę z czasów liceum.  
- Dzień dobry, przepraszam, ale szukam takiego dość ciepłego swetra, mogłaby mi pani pomóc? – zapytałam grzecznie w ogóle nie rozpoznając kobiety.  
- Tak, oczyw… Laura? To naprawdę ty? Co ty tu robisz? – zapytała zdziwiona ekspedientka.  
- Ee… Przykro mi, ale nie kojarzę pani – odpowiedziałam będąc nadal zdezorientowaną.  
- Paula, nie pamiętasz mnie? Kolegowałyśmy się w liceum. Naprawdę nie pamiętasz? – pokręciłam przecząco głową, może rzeczywiście coś mi świtało, ale nadal to było zbyt odległe w mojej głowie.  
– Nie pamiętasz imprezy u Majki? Byłyśmy dość pijane, żeby wejść na mur wokół płotu, a potem…  
- Tak! Pamiętam! – przypomniałam sobie, moją przyjaciółkę i przy okazji tę imprezę. – Paula? Kopę lat! Jak się masz? Wyglądasz naprawdę świetnie, w ogóle cię nie poznałam.  
- Serio? Nie gadaj, aż tak to się chyba nie zestarzałam – zażartowała Paula.
Taką ją zapamiętałam, zawsze zabawna i prześmiewcza, istna dusza towarzystwa, zawsze ją lubiłam, bo z nią zawsze były genialne imprezy. Na przykład jak ta u Majki…  
- Przyjechałaś na święta? Słyszałam, że żyjesz w Austrii.  
- Tak. Przyjechałam na przerwę świąteczną wybadać co u was nowego, ale od razu jak wrócę mam egzaminy, więc istne szczęście w nieszczęściu.  
- Ach… I co tam słychać? – zapytała, ale po chwili obejrzała się zaniepokojona. – Słuchaj, masz może dzisiaj czas? Bo aktualnie jestem w pracy i wiesz… nie chciałabym się narażać. Dzisiaj? Kawa? W starej kawiarence przy parku?  
- Jasne, bardzo chętnie. O której kończysz?  
- O 16, więc spotkajmy się tam o 17 – uśmiechnęła się.  
- Okej, do zobaczenia – powiedziałam wychodząc ze sklepu… bez swetra.
Szukałam dalej, aż w końcu straciłam cierpliwość i wzięłam pierwszy lepszy, który wpadł mi w oko. Wróciłam do domu i czekał na mnie obiad, zdziwiłam się, bo dzisiaj mamy nie było cały dzień. Pojechała do ośrodka, żeby się zwolnić i przenieść swoje rzeczy do ciotki.  
- Hej, już jestem! – krzyknęłam w przedpokoju.  
- Cześć – usłyszałam głos Adama, o dziwo, dobiegającego z kuchni.  
Weszłam tam i zobaczyłam jak Adam zjada ogromną porcję kurczaka, frytek i sałatki.  
- Nie… To niemożliwe – patrzyłam z rozdziawioną buzią. – Powiedz, że to zrobiła Kasia, a ty tylko to jesz.
- Nie, muszę cię zasmucić, ale to ja przygotowałem – odpowiedział szczerząc zęby. – Siadaj, dla ciebie też starczy.  
Trochę mnie to stwierdzenie zaniepokoiło patrząc na wielką górę jedzenia na jego talerzu, ale ignorując to nałożyłam sobie też. Dziabnęłam malutki kawałek kurczaka i włożyłam sobie do buzi, jakby w obawie, że się śmiertelnie otruję. Cały czas obserwowałam Adama, ale po chwili coś odwróciło moją uwagę. To było przepyszne! W życiu nie spodziewałabym się, że skosztuję kiedyś czegoś z ręki Adama i w dodatku czegoś, co było wyśmienite.  
- Widzę, że ci smakuje – stwierdził Adam patrząc jak w błyskawicznym tempie pochłaniam obiad.  
- Mhm – nawet nie odpowiedziałam.  
Kiedy skończyłam nie byłam w stanie niczego powiedzieć poza "daj mi więcej tego!!”, na ogół nie jadłam zbyt dużo, po prostu zawsze nie miałam czasu, a to się wiązałam z licznymi problemami. Takie nieregularne jedzenie może mieć wielkie znaczenie, pomimo, że wydaje się błahostką.  
- O mój Boże, Adam! Jak tyś to zrobił? – zapytałam nadal oblizując usta.  
- Dodało się tego i owego – odpowiedział takim tonem jakby to była największa tajemnica.  
- Ach… No pewnie, powinnam się domyślić, że mi nie powiesz. Ale tak czy owak, to był najlepszy kurczak jakiego kiedykolwiek jadłam. Zaniosłeś już Kasi?  
- Nie, właśnie jej będę niósł.  
- To może ja to zrobię i tak idę w tym samym kierunku, a przynajmniej będę mogła chwilę się zająć małym Krzysiem – odpowiedziałam z uśmiechem biorąc talerz od Adama.  
- No dobrze.  
Zapukałam i weszłam do pokoju Kasi i Adama, teraz obok niego był przygotowany pokój dla naszego nowego członka rodziny, był przesłodki, błękitne ściany dobrze się zestawiały z malutkim łóżeczkiem przy oknie, a wszędzie roiło się od zabawek i misiów.  
- Przyniosłam ci obiad – powiedziałam uśmiechając się.  
- Dziękuję, możesz położyć na komodzie, za chwilę mogłabym zjeść konia z kopytami, nawet jeśli to – powiedziała wskazując na talerz. – przygotował Adam.  
- Tak, ja też się zdziwiłam, ale możesz być spokojna, bo jest przepyszne - zapewniłam.  
Kasia zaczęła jeść, a teraz ja zajmowałam się małym Krzysiem, jeszcze nie spał, ale widziałam jak powoli zamykają mu się oczka. Małe istotki są takie rozkoszne i urocze, po prostu można poczuć bijącą od nich niewinność. Chodziłam po pokoju ciągle bujając się, żeby Krzysiu szybciej usnął, a kiedy to się wreszcie stało razem z Kasią, która już skończyła posiłek, wyniosłyśmy go do swojego łóżeczka i zeszłyśmy na dół. Zauważyłam na zegarze, że jest już kwadrans po 16, więc miałam jeszcze dość czasu, żeby się odświeżyć i przygotować. Wzięłam bardzo szybki prysznic i ubrałam się, dzisiaj wybrałam zwykłe czarne legginsy, białą bluzkę i nowy sweter, który dzisiaj zakupiłam. Szybko się umalowałam i zrobiłam coś z niesfornymi włosami, a po kilkunastu minutach byłam gotowa do wyjścia. Na dworze zaczął padać śnieg, więc postanowiłam wziąć samochód, nie były to sprzyjające warunki na spacer, zwłaszcza, że do naszej ulubionej kawiarenki był kawałek drogi. Zaparkowałam i zmierzałam ku umówionemu miejscu, zapatrzyłam się trochę na park, w którym kiedyś często bywałam. Po jego środku było niewielkie jezioro, zawsze dokarmiałam pływające po nim kaczki i lubiłam się przechadzać ścieżkami między wielkimi drzewami. Oderwałam wzrok i weszłam do kawiarenki, westchnęłam kiedy zdałam sobie sprawę, że niewiele rzeczy się tam pozmieniało. Stoliki, choć odnowione stały w tych samych miejscach, a kolor ścian zmienił się z cytrynowego, na kanarkowy żółty, musiałam przyznać, że zrobiło to wielką różnicę, bo pomieszczenie wydawało się przytulniejsze. Rozejrzałam się i zdając sobie sprawę, że Pauli jeszcze nie ma, wybrałam stolik przy oknie. Szczerze powiedziawszy to nigdy nie rwało mnie do odnawiania starych kontaktów w czasie moich przerw świątecznych, byłam na tyle wyczerpana, że wolałam siedzieć w domu i spędzać ten czas z rodziną, ale nigdy nie narzekałam. Musiałam przyznać, że ten zawód mnie pasjonował i ciekawił, nagle wszystkie tajemnice związane z człowiekiem stają przed tobą otworem i nic nie jest w stanie się ukryć.  
Zauważyłam wchodzącą do kawiarenki Paulę i pomachałam jej, zdyszana podeszła do mojego stolika i zajęła miejsce naprzeciwko mnie. Obie zamówiłyśmy latte i kawałek sernika, a ciągłej rozmowie nie było końca. Opowiadałyśmy sobie jak się potoczyły nasze życia po liceum i wspominałyśmy tamte czasy, kiedy byłyśmy młode i głupie.  
- Hm… Chciałabym jeszcze sobie tak poimprezować, jak za starych czasów – westchnęłam.  
- Ja bym nie wytrzymała tak cały czas jak ty, ciągle nauka i nauka. Dostałabym świra – zaśmiałyśmy się.  
- Ale to już nie te czasy i nie ten wiek – odpowiedziałam jej.  
- Co? Przecież jesteśmy jeszcze młode, nie zapominaj, że masz 25 lat, a nie 45! –zaznaczyła donośnym głosem.  
- Wiem, ale gdzie mam imprezować? W klubie, w którym roi się od młodych 18? – zapytałam ściągając brwi.  
- No coś ty, ale przecież są też imprezy okazjonalne, na których można się świetnie bawić. Na przykład co robisz w sylwestra? – zapytała biorąc łyk kawy.  
- Siedzę z Adamem, Kasią i Krzysiem w domu. Pewnie też nie zabraknie mamy, o ile nie będzie wolała spędzić tego czasu z ciotką – odpowiedziałam jej powątpiewając.  
- Ojej – westchnęła. – Masz szczęście, że organizuję genialną imprezę dla całego miasta!  
- Co? – nie zrozumiałam. – Niby czemu?  
- Bo wreszcie będziemy mogły wrócić do czasów liceum – przeciągała, bacznie mnie obserwując, czy już zrozumiałam. – I zapraszam cię na nią.  
- Nie, naprawdę. Dzięki wielkie ale…  
- Ale co? Musisz pozmywać gary, albo nakarmić koty? Weź się nie wydurniaj, lepiej nie marnuj czasu na odmawianie, ale na obmyślanie stroju. Właśnie co do tego mam pewien problem, nie umiem się zdecydować – powiedziała opierając głowę na ręce.  
- Zależy co bierzesz pod uwagę.  
- To chodź zobaczyć! – krzyknęła podekscytowana pociągając mnie za sobą.  
Już po kilkunastu minutach byłyśmy u Pauli w domu, mieszkała dalej z rodzicami, którzy bardzo się uradowali widząc mnie ponownie, po tylu latach. Paula zaprezentowała mi oba stroje, a potem czekała na rzetelną opinię. Pierwszy zestaw składał się z koronkowej, czarnej, obcisłej sukienki przed kolano, dobrała do tego czerwone dodatki, a w drugi wchodziła koktajlowa, również czarna sukienka i beżowe dodatki. Oba bardzo mi się podobały, ale poradziłam Pauli zestawić pierwszą sukienkę plus dodatki od drugiej, a całość wyglądała naprawdę przepięknie.  
- Strasznie się ucieszyłam jak rodzice powiedzieli mi, że wyjeżdżają na sylwestra w góry, już wtedy wiedziałam, że będę gospodynią najlepszej imprezy, ale nie spodziewałam się, że ty na niej będziesz – powiedziała ściskając mnie. – Strasznie za tobą tęskniłam, zobaczysz jak będziemy się świetnie bawić!
Pogadałyśmy jeszcze chwilę, a następnie pożegnałam się i pojechałam do domu. Kiedy wróciłam zdałam sobie sprawę, że jest już naprawdę późno, więc wzięłam tylko jeszcze szybki prysznic i wskoczyłam pod ciepłą pierzynę. Zbudziłam się w środku nocy, kiedy zobaczyłam przed sobą zdenerwowaną twarz Adama, który próbował mnie obudzić.  
- Co jest do cholery?! – warknęłam.
- Musisz podwieźć mnie na komisariat – powiedział zdenerwowanym głosem.
- Ale czemu nie możesz sam jechać? – zapytałam rozcierając oczy.  
- Zapodziałem gdzieś dokumenty, a teraz naprawdę nie mam czasu. Proszę, to bardzo pilne – odpowiedział już nieco spokojniejszym głosem.  
- Okej, już się ubieram.  
- Ale szybko – rzucił wychodząc z pokoju.  
Przeklęci policjanci, cały czas według zasad, jakby nie mógł jechać bez tych pieprzonych dokumentów, ale nie! On oczywiście musi mnie budzić, żebym z nim jechała – mruczałam pod nosem, byłam w strasznie złym humorze, w dodatku nie myślałam zbyt trzeźwo.  
Szybko ubrałam się i zrobiłam coś z sobą, w pośpiechu złapałam kurtkę i wskoczyłam do samochodu. Jechałam szybko, być może przekraczając prędkość, ale nie mogłam inaczej patrząc na nerwowe ruchy Adama obok mnie. Po kilku minutach byliśmy już na miejscu i parkowałam przy komisariacie, Adam od razu wysiadł, a ja poszłam za nim po jakimś czasie. Kiedy weszłam do komisariatu nie do końca wiedziałam gdzie się znajduję, zazwyczaj panował tutaj spokój i porządek, a teraz wszyscy biegali przepychając się nawzajem. Postanowiłam nie przeszkadzać i usiadłam na krześle przy jakiejś zamkniętej sali. Pomimo panującego wokół hałasu mogłam usłyszeć rozmowy w pokoju obok, było to pewnie pomieszczenie do ogólnych narad albo zebrań.  
- Mamy ciężką sytuacje, bo znowu zgłosili się ci z naszego sąsiedniego miasta – powiedział ktoś gardłowym i mocnym głosem.  
- Znowu? – zapytał jakiś inny.  
Usłyszałam dźwięk poprzedniego głosu, ale nic nie zrozumiałam, bo przechodziła obok mnie grupa policjantów.  
- Ale co teraz mamy zrobić? – zapytał ktoś.
- Jaki jest plan? – usłyszałam jakiś inny głos.
- Musimy im pomóc, tyle jest w stanie teraz powiedzieć. Muszę się z nimi jak najszybciej skontaktować i obmyślić plan. Potem wam go przekażę i przejdziemy do działania. Wiecie już, że ta mafia należy do największych w Polsce, ma także kontrolę nad innymi, mniejszymi. Musimy mieć się na baczności, póki co to wszystko – zakończył głos, a ja usłyszałam szmer odsuwanych krzeseł.  
Mafia? Jaka mafia? Przecież obszar wokół naszego, małego miasteczka należał do spokojnych, a gdzie w pobliżu mogłaby działać jakaś mafia? Najbliżej mieliśmy do naszej stolicy, ale przecież to i tak był bardzo spory kawał drogi. Najwyraźniej tamtejsze oddziały potrzebowały pomocy, a nasza komenda miała bardzo dobrych policjantów, pewnie dlatego zwrócili się do nich o pomoc.  
Wyszedł jakiś wysoki i umięśniony mężczyzna, przeszedł obok mnie, nawet nie spostrzegając, że ktoś tam siedzi. Następnie kolejno wychodziło z owego pomieszczenia około 10 policjantów, wszyscy tak samo wysocy i silni, na końcu zauważyłam Adama, który rozmawiał z jakimś mężczyzną. Miał on krótkie, ciemne włosy i głęboko niebieskie oczy, był mniej więcej wzrostu Adama i tak samo, a może nawet bardziej umięśniony od reszty. Michał – pomyślałam.  
Zauważył mnie i się uśmiechnął.  
- Cześć buntowniczko, jak się masz?  
- Cudownie – odpowiedziałam odwzajemniając uśmiech i kryjąc ziewanie.  
- Pewnie uwielbiasz być zrywana w środku nocy, co? – nadal się uśmiechał.  
- Tak, oczywiście. Uwielbiam sposób pobudki stosowany przez Adama "potrząsnę nią to pewnie szybko się zbudzi” – odpowiedziałam rzucając Adamowi pełne gniewu spojrzenie, a Michał głośno się zaśmiał.  
- I co to za mafia postawiła mnie na nogi nad ranem? – zapytałam Adama kiedy siedzieliśmy już w samochodzie, w drodze do domu.  
- Co? Skąd wiesz? – zapytał marszcząc brwi.  
- Twój przełożony ma bardzo donośny głos, a jak zauważyłeś siedziałam pod drzwiami – odpowiedziałam mu powoli.  
- Ach.. Nic ważnego dla ciebie, nie twój interes – odpowiedział krótko, a ja poczułam się jak za dawnych czasów, kiedy jako młodsza i natrętna siostra wciskałam swój nos w nie swoje sprawy.  
Nie odpowiedziałam, tylko skupiłam się na dalszej drodze, po powrocie do domu przebrałam się w piżamę i wróciłam do łóżka, chociaż nie byłam pewna czy zostało mi jeszcze dużo snu, bo powoli wstawało słońce.

lovegreatstories

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2851 słów i 15841 znaków.

5 komentarzy

 
  • Ewa

    Dodasz dzis kolejna czesc? :)

    11 lut 2015

  • Hanai

    Dodasz dzis kolejna czesc? <3

    9 lut 2015

  • wolna

    <3  :bravo:  :dancing:

    9 lut 2015

  • Lula

    Cudowne :)

    9 lut 2015

  • Madierka

    Podoba mi się  :bravo: Sporo się dzieje, a sam tekst jest świetny, podobnie jak pomysł na opowiadanie :)

    9 lut 2015