Szczęście w nieszczęściu cz. 6

Wczorajszy dzień spędziłem bardzo miło, oczywiście nie biorąc pod uwagę dodatkowej pracy na komendzie. Rano trochę się zastanawiałem nad tym, co wczoraj powiedziałem mamie o Laurze. Sam nie wiem, czy nie będzie z tego jakichś komplikacji, moja mama jest dość ciekawska. W każdym razie Laura całkiem mi się podoba, ale nie jestem pewien, czy chciałbym się z nią związać. Jest twarda i niezależna, a ja potrafię tylko ranić ludzi. Może to nawet lepiej, może akurat ona sobie z tym poradzi? W każdym razie dość leżakowania w łóżku, dziś Wigilia, a to oznacza dużo pracy. Szybko zrobiłem sobie coś na śniadanie i pojechałem do rodziców.
- Laury nie ma z tobą? – zapytała mama ze smutną miną.
- Nie, przecież jest Wigilia, mnóstwo roboty. Sama rozumiesz… - odpowiedziałem ze spokojem.
Razem z tatą przez cały dzień pomagaliśmy mamie w kuchni, a późnym popołudniem nakryłem do stołu. W całym salonie czułem się całą magię świąt, duża, żywa choinka stoi w rogu pokoju, obok okna. Różnokolorowe światełka sprawiają, że robi się przyjemnie człowiekowi, a staroświeckie bombki przypominają o dzieciństwie. Tuż za choinką jest długi stół, a na nim jest nakryte dla sześciu osób, włącznie z wolnym miejscem. Nie mogłem się doczekać, żeby zasiąść wreszcie do stołu, patrzeć na ciepły blask świecy i uczestniczyć w przyjemnych rozmowach. W pewnym momencie wyjrzałem przez okno i zobaczyłem taksówkę przed naszym domem, ucieszyłem się i radośnie zawołałem do mamy, że Marzena przyjechała.  
- Cześć! – usłyszałem jej przepełniony szczęściem głos w drzwiach.  
- No witam! – odpowiedziałem i mocno uściskałem ukochaną siostrę.  
Wbrew pozorom zawsze stanowiliśmy zgodne rodzeństwo, oczywiście nie obyło się bez kłótni i bijatyk, ale to tylko pozostawia miłe wspomnienia. Marzena była średniego wzrostu szatynką o brązowych oczach. Była strasznie uparta, ale jednocześnie miła i uprzejma.  
Mama szybko wpadła z kuchni i teraz mocno ściskała Marzenę, bardzo przeżywała brak jedynej córki w domu, ale wiedziałem, że praca Marzeny sprawia jej przyjemność i jest szczęśliwa, a to jest najważniejsze.
- Zobaczycie jak się ucieszycie, kiedy pokażę wam prezenty dla was – powiedziała.  
Zostało nam już tylko kilka drobnych rzeczy do zrobienia, następnie Marzena szybko wypakowała swoje rzeczy i już zasiadaliśmy do wigilijnej kolacji.  
- Jednak szkoda, że nie ma Laury z nami – rzekła z widocznym żalem mama.
- Laury? – zapytała Marzena marszcząc brwi.
- No, dziewczyny naszego Michałka – odpowiedziała jej ze spokojem mama, a ja już otworzyłem usta, żeby zaprotestować, ale po chwili zdałem sobie sprawę, że muszę trzymać język za zębami.
- Och… Muszę ją poznać - ucieszyła się Marzena.
- Koniecznie – odpowiedziałem krótko.  
Potem zaczęliśmy dzielić się opłatkiem, składając sobie życzenia, a po odmówieniu modlitwy rozkoszowaliśmy się cudownym smakiem karpia. Po całej kolacji przeszliśmy do równie miłej części tego wieczora, nawet nie spostrzegłem kiedy Marzena podstawiła prezenty pod choinkę, ale wiem, że zrobiła to zaraz po mnie. Przypomniały mi się czasy naszego dzieciństwa, kiedy rodzice zawsze musieli uważać na to, czy nikt ich nie widzi, a teraz nasze role odwróciły się. Wszyscy zgromadziliśmy się wokół choinki i zaczęliśmy rozdawać sobie prezenty. Mama była pierwsza, a radość, którą sprawił jej zestaw do gotowania był istnie miły dla oka, tata dostał ode mnie krawat i koszulę, a Marzena szalik i czapkę w komplecie. Miło mi się patrzyło na radość kiedy odpakowywali moje prezenty, ale po chwili każdy podał mi prezenty dla mnie. Od Marzeny dostałem zestaw do woskowania deski snowboardowej, a od rodziców ciepły, wełniany sweter. Oczywiście podziękowałem wszystkim za cudowne prezenty i usiedliśmy wszyscy na kanapie przy lampce domowego wina taty. Rozmawialiśmy, wspominaliśmy i śmialiśmy się jak nigdy, to był wyjątkowo miły czas dla nas wszystkich. Czas wypoczynku, relaksu i jedności. Powoli zaczęliśmy się zbierać do kościoła na pasterkę, wszyscy opatuleni w grube płaszcze, czapki i szaliki wyruszyliśmy na wieczorny spacer do kościoła. Muszę przyznać, że pani w sklepie dobrze mi doradziła kiedy kupowałem prezent dla Marzeny, rzeczywiście ciemnogranatowy komplet dobrze podkreślał jej ciemne oczy, uśmiechnąłem się w duchu i szedłem dalej uważając na lód na chodnikach. Msza trwała zaskakująco krótko – przynajmniej dla mnie, bo Marzenie wydawało się, że trwa już drugą godzinę, w miłych nastrojach opuściliśmy kościół i wróciliśmy do domu. Byłem strasznie zmęczony, więc postanowiłem szybko pójść spać. Wziąłem prysznic i sprawdziłem co się dzieje w wielkim świecie na telefonie, przypomniałem sobie, że mam numer do Laury, więc wysłałem jej krótkie, na jakie tylko było stać dorosłego faceta życzenia: "Wesołych Świąt i smacznego jajka ;).” Po chwili odłożyłem telefon wiedząc, że jutro będzie zasypany życzeniami świątecznymi od innych, na które ja będę tylko odpisywał krótkie i zwięzłe "Wzajemnie”.

lovegreatstories

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 938 słów i 5280 znaków.

7 komentarzy

 
  • czytelniczkaa

    co tak krótko? ;p prosimy o więcej i dłużej xdd

    7 lut 2015

  • wolna

    Super:)

    7 lut 2015

  • Lucyna1024

    Mówi się "smacznej choinki" a nie smacznego jajka :D

    7 lut 2015

  • Wiktor

    Witam!!!. Opowiadanie fajne i super się czyta. Czekam na kolejne części. Pozdrawiam Wiktor

    7 lut 2015

  • Lula

    kiedy kolejna część ? :)

    6 lut 2015

  • nijak

    Ok :) ale smacznego jajka? O.o

    6 lut 2015

  • Madierka

    Co takie krótkie?! xD

    6 lut 2015