Przeklęty cz. 16 i cz. 17

Przeklęty cz. 16 i cz. 17Część 16

     Ranek przywitał Kaidana i pozostałych Przeklętych w wieży. Z dużą ciekawością oglądali przedmioty, z którymi wiązało się mnóstwo wspomnień. Czasami dobre, czasami złe.  
     Największe zainteresowanie i sentyment wzbudzały miecze. W orzechowych oczach Odhana widać było wzruszenie,  gdy patrzył na broń, z którą spędził więcej czasu niż z jakąkolwiek kobietą. Chwycił dłonią rękojeść, a dawne emocje ożyły, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Doskonale pamiętał, że ilekroć brał go do ręki, przestawał być człowiekiem, a zamieniał się w żądną krwi bestię. Podniósł broń  do góry, a stal zaświeciła tajemniczym blaskiem. Miecz każdego z Przeklętych miał wyrytą  sentencję. Jego brzmiała: „Vide, cui fidas”, „Patrz, komu ufasz”.  Przyglądał się mu w milczeniu.  Kiedy w końcu zdecydował się go odłożyć, przejechał łagodnie palcami po pięknie zakończonej głowni, która została ozdobiona agatami ognistymi lśniącymi jak płomienie. Odhan rzucił ostatnie, smutne spojrzenie na miecz i zdecydowanym ruchem zamknął gablotę.  
        Taranis aż krzyknął z zachwytu, gdy zobaczył swoje muszkiety strzelca wyborowego z XVIII wieku. Starannie wypolerowane elementy połyskiwały w sztucznym świetle.  Pod palcami wyczuł wyrytą literkę T. Uśmiechnął się. Wrócił pamięcią do chwil, kiedy te muszkiety bardzo mu się przydały. Przeklęci stali się wtedy przymusowymi gośćmi Rachel Wall, pięknej piratki, z którą Taranis zawarł później bardzo bliską znajomość. Pokręcił głową na to wspomnienie. Tyle się od tamtego czasu zmieniło.  
     Bardel sięgnął po niewielki, ostry nóż. Króciutki trzonek wykonany z onyksu, chłodził jego dłoń. Nie rzucał się w oczy, więc wszędzie go można było schować. Pamiętał zdziwienie swoich ofiar, kiedy pojawiał się w jego ręce nie wiadomo skąd i jednym cięciem pozbawiał życia. Idealna broń dla skrytobójcy, cicha, mała, niosąca śmierć.  
           Brann zamarł, kiedy zobaczył czarną, niewielką szkatułkę. Podszedł do niej. Przez chwilę zastanawiał się nad jej otwarciem. W końcu jednak zdecydował się unieść wieczko. Gdy zobaczył, co skrywa, przeżył szok. Serce biło mu jak oszalałe. Przez ramię popatrzył na Kaidana. Nie wierzył, że bratu udało się go zdobyć.  A ten obserwował go czujnie, jakby bał się, że Brann zaraz mu przyłoży z pięści. Ale on ponownie spojrzał na zawartość puzderka. Drżącą ręką wyciągnął przedmiot, którego nie widział prawie tysiąc lat. Odetchnął głęboko. Z uczuciem radości, żalu i zachwytu pogładził sygnet z wygrawerowanym herbem jego rodu, krukiem w otoczeniu gałązek ostu, jako symbolu Szkocji. Dawno temu, swoim strasznym czynem, stracił prawo do noszenia tego pierścienia. Kusiło go, by go nałożyć i sprawdzić, czy wciąż  pasuje. Po długich minutach odłożył go jednak na miejsce, nie przymierzając.             
     Powoli zamknął wieczko, a wraz z nim bolesne wspomnienia. Zdenerwowany, niecierpliwym ruchem przeczesał dłonią swoje czarne jak noc włosy. Zbliżała się i na niego pora, by zapłacić za swoje grzechy. Nic nie mówiąc, minął  Kaidana i pozostałych. Musiał schować nagle wypuszczone demony, tam, gdzie ich miejsce, w jego czarnej duszy.
      Udał się do gabinetu brata, by uspokoić rozszalałe emocje. Podszedł do ogromnego okna i zapatrzył się na zatokę. Widok Moray Firth zawsze działał na niego kojąco. Nie zauważył spokojnie siedzącej w rogu pokoju Arlene, która przyglądała się mu z zaciekawieniem. Zapomniany szkicownik leżał na jej kolanach. Musiała przyznać, że Brann był niewiarygodnie podobny do Kaidana. Krucze włosy, smagła twarz, ostro zarysowana szczęka, prosty nos. Tylko oczy miał innego koloru niż jej ukochany. Czarne jak węgiel.  
     Zdążyła zauważyć, że był czymś mocno poruszony. Cała piątka przebywała w starej wieży, więc domyśliła się, że musiało nim wstrząsnąć jakieś wyjątkowo przykre wspomnienie związane z rzeczami zgromadzonymi w baszcie. Westchnęła cicho.  
     Ten odgłos sprawił, że Brann drgnął, wyrwany  z rozmyślań o swojej ponurej przeszłości. Odwrócił się w stronę, skąd dochodził dźwięk. Zmarszczył brwi, kiedy zobaczył Amber. Nie wiedzieć czemu, nie ufał jej. Instynkt podpowiadał mu, że coś ukrywa i nie bez powodu pojawiła się w życiu Kaidana tuż przed ostateczną konfrontacją z Nathairą.  

– Przepraszam – zaczęła Arlene wstając. – Pójdę sobie, bo widzę, że chętnie zostałbyś sam.

– Nie musisz wychodzić – odrzekł uprzejmie. – Ty byłaś tu pierwsza. Poza tym dobrze, że jesteś. Chciałbym z tobą porozmawiać.

     Arlene zaciekawiona słowami mężczyzny podeszła do niego. Teraz oboje wpatrywali się we wzburzone wody Moray Firth. Kobieta cierpliwie czekała, aż Brann zdecyduje się odezwać.  

– Niepokoi mnie, że twój związek z Kaidanem ma tak ekspresowe tempo – zaczął, patrząc na nią chłodno. Arlene odwzajemniła jego spojrzenie. Nie bała się go, wręcz przeciwnie, bardzo lubiła i darzyła  ogromnym szacunkiem.  

– Sama się tego obawiam, Brann – odparła spokojnie swoim melodyjnym głosem. – Ale jak to mówią, kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana – umilkła, myśląc o tych wszystkich straconych latach. Czas, najpierw było go za dużo, a teraz za mało.  –  Czekałam na Kaidana całe życie – gdy to mówiła, spojrzała  prosto w jego gniewną twarz. Odważnie, szczerze, z całym  smutkiem, jaki w sobie miała.  

     Gdyby Brann wiedział, jak prawdziwie są jej słowa i co ma na myśli, mówiąc „całe życie”, nie nazwałby ich związku ekspresowym – pomyślała gorzko Arlene. Po chwili ogarnęła ją  złość na stojącego obok niej mężczyznę, nie znając jej, już zdążył ocenić.  

– Nie wiem, w co ty grasz Amber, ale się dowiem, a wtedy niech  Bóg ma cię w swej opiece, bo ja nie będę mieć litości – ostrzegł ją ze śmiertelną powagą w głosie.  

– Jesteś jego niańką Brann? Opiekunką? Przyzwoitką? – zdenerwowana, wysoko uniosła podbródek i patrzyła na niego z groźnym błyskiem w oczach.  

– Jestem jego bratem – wysyczał rozwścieczony nie na żarty Brann. –  I zrobię wszystko, żeby go chronić przed tobą, a nawet przed nim samym – i wzburzony wyszedł z pokoju.  

     Arlene wciąż patrzyła na zatokę, mimochodem zauważając, że zbliża się sztorm, wzburzone fale kotłowały się ze sobą zawzięcie, a na horyzoncie pojawiły się pierwsze ciemne chmury. Doskonale wiedziała, że Brann potrafi być niezwykle groźnym przeciwnikiem. Tylko Kaidana wrogowie bali się bardziej od niego. Wiele razy zastanawiała się, dlaczego został Przeklętym. Nie sądziła jednak, jak to miało miejsce w przypadku Kaidana, żeby to było z tak trywialnego powodu, jak nienawiść wzgardzonej kobiety. Przeczucie mówiło jej, że musiał zrobić coś bardzo złego.  
     Arlene jeszcze długo stała, patrząc przed siebie niewidzącym wzrokiem, a zielone oczy lśniły od powstrzymywanych łez. Nagle drgnęła, gdy silne, męskie dłonie delikatnie objęły jej szczupłe ramiona. Kobieta i mężczyzna mocno do siebie przytuleni, patrzyli na wzmagający się wiatr, na granatowe chmury pędzące po niebie i coraz bardziej niespokojne morze. Arlene całym ciałem oparła się o Kaidana. Wiele razy marzyła o takich właśnie chwilach, by być w ramionach ukochanego. Westchnęła ciężko. Kaidan powoli odwrócił ją twarzą do siebie. Zobaczył  pojedynczą łzę, która zawisła na jej czarnej rzęsie.  

– Coś się stało? – zapytał zaniepokojony. – Zauważyłem, że Brann stąd wychodził. Powiedział ci coś przykrego?

     Arlene starała się uśmiechnąć, ale niezbyt jej to wychodziło. Patrząc z miłością w tak drogą twarz, dotknęła dłonią jego gładkiego policzka.

– Masz w nim wspaniałego brata – odparła szczerze Arlene. Po czym mocno przylgnęła do jego ciepłego ciała.  

     Poczuła lęk, przed Nathairą, przed tym, co miało nadejść, przed reakcją Kaidana, kiedy w końcu odważy się mu powiedzieć, kim jest. Wiele razy się bała, ale teraz było to coś więcej, opanował ją pierwotny strach przed ogromnym niebezpieczeństwem. Zamknęła oczy, wsłuchując się w bicie jego serca, powoli się uspokajając.
     Kaidan trzymając w ramionach kobietę, która z każdym dniem była mu coraz droższa, zastanawiał się, co mogło być przyczyną jej smutku. Powiedziała, że to nie Brann, chociaż on sam miał wątpliwości. Znał brata i wiedział, że czasami potrafi być trudny. Więc co było przyczyną jej łez? Ogarnął go jakiś dziwny niepokój. Ale tak to było z Amber, że budziła w nim emocje, które wydawały się być pogrzebane wraz z Arlene.  
     Uniósł podbródek kobiety i złożył na jej miękkich ustach lekki jak piórko, pełen czułości pocałunek. Patrzyli sobie głęboko w oczy. Kaidan utonął w spojrzeniu Amber, które przypominały migoczące klejnoty. Zobaczył w nich uczucia, których się bał, a których tak bardzo pragnął.  
     Arlene wpatrując się w ukochanego, miała wrażenie, że on wie, kim jest, bo spoglądał na nią z tak niesamowitą tkliwością. Jak kiedyś jak przed wiekami.  

– Kocham cię – powiedziało jej serce, a usta powtórzyły.  

     Kaidan słysząc słowa, wypowiedziane ciepłym głosem Amber, doznał wstrząsu. W głowie mu zawirowało, poczuł, jak z hukiem otwierają się drzwi do jego duszy zamknięte do tej pory na trzy spusty.  
     Nic na to nie odpowiedział. Przyłożył tylko czoło do jej czoła. Słowa były zbędne. Za to ich serca bijąc jednym rytmem, szeptały do siebie w sobie tylko znanym języku. Języku miłości. Nie wiedzieli, jak długo tak trwali złączeni, ciesząc się cudownością tej chwili, kiedy dotarły do nich głośne wybuchy śmiechu.  
Kaidan podniósł głowę i popatrzył na nią z rozbawieniem.  

– Chodź, zobaczymy, co ta gromadka dzieciaków tam wyrabia – chwycił rękę Amber i poszli do wieży.  

     To, co tam zastali, wprawiło ich w prawdziwie zdumienie. Długą chwilę stali i nic nie mówili, bo niezwykły widok, jaki ukazał się im oczom, odebrał im mowę. Trzech rosłych mężczyzn, o urodzie upadłych aniołów, ubrało się w kilty i z ogromnym zainteresowaniem oglądali swoje nogi, głośno się  sprzeczając, który z nich ma najzgrabniejsze. Odhan, Taranis  i Bardel, bo Brann gdzieś wyszedł, patrzyli po sobie krytycznie. Oczywiście, każdy z nich twierdził, że to jego nogi są najlepsze. Bardel chcąc udowodnić, że to on ma rację, przeszedł się po pomieszczeniu, jak by to był wybieg, kręcąc przesadnie tylną częścią ciała.  

– Teraz ja – krzyknął Odhan i podobnie jak Bardel, przeszedł parę kroków, śmiesznie ruszając pupą. Na końcu udawanego wybiegu zrobił widowiskowy piruet i zawrócił.  

     Taranis nie mógł być gorszy, więc teraz to on ustawił się, gotowy zaprezentować swoje wdzięki. Położył dłonie na szczupłych biodrach i parodiując chód modelek, przeszedł się tam i z powrotem.  

– Amber wyda werdykt, które nogi są najlepsze – zdecydował Odhan.

     Arlene nie wiedziała, co powiedzieć, bo krztusiła się ze śmiechu, a oni parzyli na nią z niezwykle poważnymi minami, jakby od tego zależało ich życie.  

– Jeśli mam zdecydować, który z was naprawdę ma najładniejsze nogi, to powinnam zobaczyć jeszcze nogi Kaidana –  zauważyła trzeźwo.  

     Taranis ironicznie uniósł jedną brew, a w oczach zabłysła wesołość – myślę, że widziałaś je niejeden raz.  
     Arlene zarumieniła się po cebulki włosów. Kaidan widząc, jak czerwień oblewa jej twarz, parsknął śmiechem.  

– Ale nie przy pełnym świetle – rzuciła roztropnie, mimo wszystko czując zmieszanie.

     Kaidan wciąż się śmiejąc, zaczął zrzucać z siebie rzeczy. Nie przejmując się widownią, na gołe ciało narzucił kilt i pokazał się reszcie. Arlene zaczęła szybciej oddychać, widząc ten striptiz. Przełknęła głośno ślinę, bo nagle zrobiło się jej sucho w ustach.

– No więc? – ponaglał ją niecierpliwie Bardel.  

– Jeśli konkurs na miss najzgrabniejszych nóg ma być uczciwy, to zmuszony jestem pokazać też swoje – odparł nagle Brann, dołączając do nich. Już spokojny, wrócił do wieży i zaskoczony patrzył na braci, którzy odziani w kilty śmiali się z czegoś szczerze.  
     Podobnie jak Kaidan, nie krępował się zgromadzoną widownią i zaczął ściągać z siebie poszczególne elementy garderoby. Gdy przyszła kolej na spodnie, przerażony Kaidan podbiegł do Amber i zasłonił jej oczy swoją dłonią. Opuścił ją, dopiero kiedy Brann był już ubrany w kilt. Odhan, Bardel i Taranis wyli ze śmiechu, widząc, co robi ich brat. Nawet Cień, który spokojnie leżał sobie w kącie, szczeknął, jakby i on poczuł się rozbawiony zachowaniem swojego pana.  
     Cała piątka stanęła przed Arlene. Pomyślała, że każda kobieta oddałaby wszystkie pieniądze, żeby tylko zobaczyć pięciu tak atrakcyjnych mężczyzn półnago.  
     Najpierw podeszła do Taranisa, który wypiął swoją wyćwiczoną klatkę piersiową. Czarne włosy opadały mu na czoło, a  zielone oczy z orzechowymi plamkami patrzyły na nią z sympatią. Powoli sunęła spojrzeniem po jego ciele, szczególną uwagę poświęcając dwóm umięśnionym łydkom. Z uznaniem pokiwała głową. Taranis uśmiechnął się szeroko i z triumfem w oczach popatrzył na pozostałych.  
     Teraz przyszła kolej na Odhana. Gdy stanęła przed nim, ten mrugnął do niej zawadiacko. Z uśmiechem wpatrywała się jego doskonałe ciało.  
     Następny w kolejce był Kaidan. Jego szare oczy śmiały się do niej. Nie śpiesząc się, wodziła wzrokiem po pięknym ciele, które zdążyła już doskonale poznać. Pomyślała, że sam Michał Anioł cmokałby z zachwytu nad takim arcydziełem.  
     Nie mogąc oderwać od niego oczu, przeszła do Branna. Czarne oczy patrzyły na nią uważnie. Arlene podziwiała jego szerokie ramiona, muskularne przedramiona, pięknie wyrzeźbione nogi. Brann widząc w jej oczach aprobatę, skrzywił usta w lekkim uśmiechu.  
     Ostatni był Bardel. Niebieskie oczy zerkały na kobietę z ciekawością. Pomyślał, że Kaidan ma szczęście. Uroda Amber była zjawiskowa, do tego miała talent i nie zadzierała nosa. Bardel jako jedyny z całej piątki miał blond włosy i jaśniejszą karnację. Prawdziwy wiking. Jego ciało było równie doskonałe, jak poprzedników.

– No więc? –  niecierpliwił się Taranis.  

– Wszyscy macie bardzo zgrabne nogi, stworzone do noszenia kiltów – stwierdziła Arlene.

– Nie wywiniesz się tak łatwo – odezwał się Odhan. –  Masz powiedzieć, które nogi zrobiły na tobie największe wrażenie.  

– Wszystkie! –  wykrzyknęła ze śmiechem Arlene. Naprawdę nie wiedziała, które wybrać, bo wszyscy mieli idealne kończyny.  

– Decyzja, Amber – mruknął Brann.  

– No dobra – westchnęła z rezygnacją i jeszcze raz rzuciła okiem na całą piątkę.

– Uwaga, uwaga – zaczęła z przesadną powagą w głosie – uroczyście ogłaszam, że najładniejsze nogi, wśród zgromadzonych tu panów i śmiem twierdzić na całym świecie, maaaaa – Arlene świetnie się bawiła i w nieskończoność przeciągała wyjawienie imienia zwycięzcy. – Taranis! – krzyknęła.        
     Zdecydowała się na niego, bo wiedziała, jak źle znosi porażki, czego dał przykład podczas gry w bilard.  
     Taranis mało nie pękł z dumy, jeszcze bardziej wypiął pierś, a pozostałym rzucił pełne wyższości spojrzenie.  
     Kaidan pokiwał z aprobatą głową słysząc imię Taranisa i puścił do niej oko, jakby doskonale wiedział, co nią kierowało przy podejmowaniu decyzji.  
     Atmosfera aż do wieczora była niezwykle ciepła. Przeklęci praktycznie cały dzień spędzili w donżonie, oglądając swoje skarby i wspominając zamierzchłą przeszłość. Arlene wiedziała, że nie jest tam potrzebna i wycofała się pod pretekstem wykonania szkicu do portretu Katy i Johna.  
     Po wieczornym posiłku bracia rozsiedli się w salonie. John z Katy szybko poszli, bo kobietę brało przeziębienie. Arlene ulokowała się u boku Kaidana, który objął ją ramieniem i bawił się jej miękkimi włosami. Pozostali rozsiedli się na licznych fotelach. Brann zrobił wszystkim drinka. Zapanowała przyjemna cisza, którą od czasu do czasu przerywał trzask palącego się polana w kominku.  

– Może opowiecie mi o swojej pracy – zwróciła się do nich Arlene – nie musicie wyjawiać szczegółów, ale jakieś ciekawostki.  

     Przeklęci zamyślili się. Nagle Taranis, aż podskoczył na swoim fotelu, zdradzając tym samym, że zaraz uraczy wszystkich interesującym opowiadaniem.  
     Odłożył swoją szklaneczkę na stolik, wstał i rozpoczął opowieść.  

– Zaczynamy akcję, wchodzimy, a tam w wąskim korytarzu stoi mężczyzna, wiedzieliśmy z rozpoznania, że to zwykły cieć i trzeba było nieszczęśnika zostawić przy życiu – przerwał, żeby wziąć łyk alkoholu.

– Stał odwrócony do nas plecami i gapił się w telefon. – Taranis podjął przerwany wątek. – My  w szyku, jeden za drugim. Najpierw Kaidan, później Brann, za nim Odhan, ja i Bardel, Cień na końcu. W pełnym wyposażeniu, z bronią przygotowaną do strzału. Kaidan klepie tego faceta po ramieniu, żeby się odwrócił, by mu dać w szczękę i w ten humanitarny sposób pozbyć się go na dłuższy czas. Facet, zamiast zobaczyć, kto go zaczepia i czego chce, strząsnął dłoń Kaidana i obrażonym tonem powiedział: „Spadaj Alan, nie chcę z tobą gadać”. Kaidan znowu go klepie w ramię, my wszyscy stoimy za nim i żaden nie może nawet drgnąć. A ten koleś znowu zrzuca jego dłoń i cały czas gapiąc się w telefon, mówi zniecierpliwionym tonem, żeby Alan się od niego odczepił. Kaidan zdziwiony odwrócił głowę w naszą stronę. Bardel o mało nie wybuchnął śmiechem. – Taranis, gdy to mówił, aż się zwijał ze śmiechu, jak i pozostali Przeklęci, bo doskonale pamiętali tę sytuację. Tak się śmiał, że nie mógł wymówić słowa, więc dalszego opowiadania podjął się Brann.  

– Kaidan dotyka gościa po raz trzeci. Ten znowu zrzuca nerwowo jego rękę i zaczyna swoją tyradę do owego Alana: „Alan odczep się ode mnie, nie będę z tobą gadał, nie po tym, jak widziałem twoje umizgi do tego obleśnego typa, Ricka. Jak mogłeś w ogóle pomyśleć o nim w ten sposób? Toż to skończony dupek i na dodatek brudas. Z nami koniec. A teraz spadaj”.  

Brann odetchnął głęboko, chcąc opanować śmiech. Pozostali tak  chichotali, że pospadali z foteli.

– No więc Kaidan klepie go kolejny raz. W końcu facet się odwraca, by oznajmić  Alanowi, że z nimi koniec, a tu staje oko w oko z pięcioma facetami, którzy gapią się na niego w goglach. Jego mina – bezcenna. Mało nie pogubił gałek ocznych. A tu jeszcze Kaidan mówi do niego, że Alan to świnia, po czym trzasnął faceta, a my poszliśmy dalej. Wiesz, jak ciężko było zachować zimną krew, kiedy człowiek w środku aż się trząsł ze śmiechu? – Brann spojrzał w stronę Amber z szerokim uśmiechem.  

– Pamiętam go – Kaidan podjął temat. – Dobrze, że w końcu się odwrócił, bo już traciłem cierpliwość, a poza tym trochę nam się śpieszyło.  

Arlene wycierała łzy śmiechu, kiedy Odhan przypomniał sobie kolejną historię.  

– A pamiętacie jak Cień, załatwił za nas szóstkę zbirów? – Odhan z dumą popatrzył na wilka. – Nawet nie zdążyliśmy wejść na pierwszy stopień schodów prowadzących do ich dziupli, kiedy Cień wyminął nas wszystkich, wpadł tam i zrobił porządek. Gdy tam dotarliśmy, cała szóstka kuliła się w kącie, sikając ze strachu i trzymając ręce wysoko, a porzucona broń leżała z boku.
Wilk, słysząc swoje imię, podszedł do Odhana, ten poklepał go po masywnym karku.  

– Ach – westchnął Odhan, lokując się wygodnie w fotelu – stare, dobre czasy.  

Pozostali kiwali głowami, zgadzając się z nim.  

– Kaidan jutro rano odstawisz nas do Inverness, ok ? – zapytał nagle  Brann. Wpatrując się w wtuloną w siebie parę, pomyślał, że brat robi wrażenie szczęśliwego. Chyba nigdy nie widział go takiego. Kaidan zawsze był czujny, napięty, gotowy do walki z całym światem, a teraz emanował z niego spokój. Nie wiedzieć czemu, ale siedział w nim jakiś lęk o niego, czuł, że coś jest nie tak. – Ja muszę być w Nowym Jorku, a reszta też ma swoje zobowiązania.  

Kaidan kiwnął głową. Pomyślał, że fajnie było ich tu mieć przez parę dni.

– Dobra, nie wiem jak wy, ale ja jeszcze mam plany na dzisiejszy wieczór, już bez waszego udziału – gdy to mówił, podał rękę Amber i spojrzał na nią z takim żarem, że poczuła zmysłowe dreszcze przechodzą przez jej ciało. Podała mu swoją dłoń i przytuleni, życząc wszystkim dobrej nocy, udali się do sypialni Kaidana, odprowadzani znaczącymi uśmieszkami pozostałych.  


Część 17

     Rano, zgodnie z zapowiedzią, czwórka Przeklętych szykowała się do odjazdu. Przyszli także John z Katy, która mimo choroby, pragnęła się z nimi pożegnać.  
     Arlene stojąc z boku i patrzyła na to małe zamieszanie. Smutno się jej zrobiło z powodu ich wyjazdu. Okazali się wspaniałymi kompanami. Wiedziała także, że jest w tym duża zasługa Kaidana, który wziął całą czwórkę pod swoje skrzydła. Odhan, Bardel i Taranis mocno ją uściskali na pożegnanie, tylko Brann sztywno kiwnął głową. Nie miała mu tego za złe. Bardzo martwił się o Kaidana i troszczył najlepiej, jak umiał. Cień został z Arlene. Piątka Przeklętych wciąż nie mogła wyjść ze zdumienia, jak udało się jej zjednać tak nieufne zwierzę. Co miała im na to powiedzieć? Że ona i Cień znają się, od kiedy Kaidan, ślepe jeszcze szczenię, przyniósł do wioski? Że ich trójka była kiedyś nierozłączna? To była tajemnica jej i Cienia.  
        Bracia wyszli. Po chwili słychać było start maszyny. Arlene przez okno w kuchni wyjrzała na zewnątrz. Pojedyncze promienie słońca nieśmiało przebijały się przez szare chmury. Pomyślała, że lepszej chwili na spacer nie ma co szukać. Ubrała się ciepło i z Cieniem ruszyli na podziwianie okolicy.
        Idąc parkiem, chłonęła rześkie, poranne, zimowe powietrze. Wilk szedł blisko niej, nie oddalając się nawet o krok. Uśmiechnęła się do niego, czuwał nad nią, tak samo, jak nad Kaidanem. Akurat byli niedaleko lądowiska, kiedy usłyszeli zbliżający się śmigłowiec.  
     Dosyć szybko Kaidanowi udało się obrócić w obie strony. Mężczyzna wyszedł z kokpitu i zaczął iść w ich kierunku, stawiając długie kroki. Arlene za każdym razem, kiedy go widziała, nie mogła uwierzyć, że może się do niego zbliżyć i nie oddziela ich już żadna niewidzialna ściana, jak to miało miejsce  przez ostatnie wieki.  
     Szedł do niej wysoki, męski, ucieleśnienie siły i temperamentu. Już tysiąc lat temu był niezwykłym mężczyzną, ale teraz stanowił uosobienie przywódcy, człowieka, który przed niczym ani nikim się nie ugnie. Będzie walczył o słuszną sprawę do ostatniej kropli krwi. Czemu dał świadectwo podczas strasznej bitwy pod Culloden. Większość klanów wiedziała, że sprawa jest przegrana, mimo to stanęli do walki, gotowi oddać życie za mrzonki. Odetchnęła głęboko, nie chciała pamiętać tej rzezi, która wtedy  się tam odbyła, tej przejmującej do szpiku kości rozpaczy, odoru krwi, który unosił się nad polem i dusił swym metalicznym zapachem. Śmierć miała wtedy prawdziwe żniwa.  
        Kaidan uśmiechnął się do niej szeroko, momentalnie rozwiewając jej smutne myśli  Wtuliła się w jego mocne ramiona i wdychała jego cudowny zapach, który zawsze i wszędzie by rozpoznała. Wziął ją za rękę i powoli ruszyli przed siebie.  
     Cień widząc, że Arlene jest teraz pod ochroną Kaidana, wystrzelił przed siebie, burząc spokój wszystkim leśnym lokatorom. Ciszę przerwał dźwięk telefonu. Kaidan spojrzał na wyświetlacz, poinformował Arlene, że dzwoni przyjaciel i odebrał.  

– Czym sobie zasłużyłem na ten zaszczyt, że sam Nicholas Cameron dzwoni do takiego zwykłego zjadacza chleba jak ja? – zaczął Kaidan ze śmiechem.

– Mówiąc o  zwykłym zjadaczu chleba, masz raczej mnie na myśli – odgryzł mu się z sympatią Nicholas.
  
– Mam nadzieję, że wszystko w porządku? – zaniepokoił się nagle Kaidan.  

– Jak najbardziej – uspokoił go przyjaciel.  

– Świetnie – Kaidan naprawdę odetchnął z ulgą. – Więc o co chodzi?  

– Dowiedziałem się od Jasona, że przebywasz w Wilczym Sercu. I to nie sam, ale z niezwykle uroczą panią. Jestem dziś z Eleanor w Edynburgu i pomyślałem, czy nie miałbyś ochoty zjeść z nami kolacji. Oczywiście ze swoją towarzyszką. Tylko nasza czwórka. Zgadzając się, bardzo byś mnie i Eleanor uszczęśliwił.  

– Przyznam, że zaskoczyłeś mnie swoją propozycją. – Kaidan zmarszczył brwi, w sumie fajnie byłoby zobaczyć Nicholasa i jego żonę. Dawno się nie widzieli. – Poczekaj chwilkę, zapytam Amber, co o tym myśli.  

– Naturalnie – uprzejmie odparł Cameron.

     Kaidan spojrzał na kobietę i przedstawił jej zaproszenie od Nicholasa. Zaskoczona nagłą propozycją, wyraziła zgodę.  

– Zgodziła się – poinformował mężczyznę Kaidan.

– Świetnie – ucieszył się Nicholas. – Miałem nadzieję, że zaaprobujecie moją propozycję, dlatego zarezerwowałem dla was apartament w moim hotelu. Dasz znać, kiedy mniej więcej będziecie w Edynburgu, to wyślę po was swojego royce'a. Jak się domyślam, przylecicie  helikopterem?

Kaidan potwierdził, rozbawiony, że Nicholas zdążył już wszystko skrupulatnie zorganizować.  

– Bardzo dobrze. Jeśli macie ochotę, nawet już teraz możecie startować. Wszystko jest gotowe i apartament na was czeka. Planujemy z Eleanor kolację na dwudziestą, ale oczywiście dostosujemy się do was. Zjemy w „Milionach Świateł”, mam nadzieję, że to wam odpowiada?

– Wiesz przecież, że tak. „Miliony Świateł” to jedna z najlepszych i najpiękniej położonych restauracji w Wielkiej Brytanii.  

– Doskonale. Bardzo się cieszę, że dzisiejszy wieczór ja i Eleanor spędzimy w waszym towarzystwie. Daj znać, kiedy wysłać po was samochód. Teraz kończę i do zobaczenia.

– Ok, dzięki. Na razie – pożegnał się Kaidan.

     Arlene stała obok niego zszokowana. Nicholas Cameron, jeden z najbogatszych ludzi na świecie, który posiadał między innymi sieć niezwykle ekskluzywnych hoteli, był bliskim przyjacielem Kaidana.  

– Cały Nick – roześmiał się Kaidan – jeszcze nawet o tym nie wiesz, a już masz zaplanowany wieczór.  

– Jak się poznaliście? – spytała zaciekawiona Arlene. Mieć za przyjaciela tak wpływowego człowieka to nie lada sztuka.  

– Kiedyś wyświadczyłem mu drobną przysługę – Kaidan uciął temat. Nie chciał wchodzić w szczegóły ze względu na przyjaciela.  

– Ok. Rozumiem, że to tajne przez poufne – zauważyła z humorem kobieta.  

– Niestety – zakłopotany Kaidan spojrzał na nią przepraszająco.  

– Nie ma sprawy – zapewniła go Arlene i mocno chwyciła jego dłoń.  

– Nie wiem, czy słyszałaś o restauracji „Miliony Świateł”? – zapytał Kaidan.

     Było to miejsce, gdzie spotykali się sami bogaci ludzie. Obowiązywał tam niezwykle wyszukany dress code. Suknie od najdroższych projektantów, klejnoty warte tysiące funtów, smokingi od najlepszych krawców. Snobistyczny świat ludzi, którzy po świeże francuskie croissanty, wysyłali do  Paryża  prywatne odrzutowce.  

– Kto nie słyszał – odparła lekko oburzona Arlene. – Restauracja, gdzie na stolik czeka się chyba z rok, jak ostatnio gdzieś czytałam.  

– Tam właśnie zjemy – odparł z uśmiechem mężczyzna. – Ja mam tu smoking, ale nie wiem, czy ty masz suknię wieczorową?  

– Nie mam – westchnęła Arlene – nie spodziewałam się, że będę jeść kolację w takim miejscu i w takim towarzystwie. Ale zapewne w hotelu jest butik z odpowiednim asortymentem – zauważyła.  

– Ależ tak – Kaidan strzelił palcami, przyznając jej rację. – Więc wszystko załatwione. Cieszę się na ten wieczór.  Spotkam się z dawno niewidzianymi  przyjaciółmi, mając u boku najpiękniejszą kobietę na świecie.  

– Może być fajnie – stwierdziła ostrożnie Arlene. Trochę obawiała się Nicholasa Camerona. Z tego, co o nim czytała, wyłaniał się człowiek bezwzględny, dążący po trupach do celu, nie znoszący jakiegokolwiek sprzeciwu.

– Uwierz mi, będzie fantastycznie – poprawił ją Kaidan. – Zapakuj potrzebne rzeczy, ja w tym czasie pójdę do Katy, poinformować ją, że dziś nas nie będzie.

     Na odchodne mocno ją pocałował i już go nie było.  
     W Edynburgu byli parę minut po 13. Czarny rolls-royce już na nich czekał. Mimo lekkiej mżawki samochód lśnił i wzbudzał zachwyt przechodniów i innych kierowców, kiedy mknęli ulicami Edynburga. Szofer zatrzymał się przed  hotelem a  portier w eleganckiej liberii podbiegł, by otworzyć im drzwi.  
     Hotel  liczył sobie 45 pięter. Fasada budynku wspaniale wpasowywała się w specyficzne, średniowieczne budownictwo miasta. Przepych było widać już od wejścia. Ultra nowoczesne wnętrze mieszało się z klasyką, lśniące jasne marmury idealnie współgrały z elementami z lakierowanego drewna, tworząc unikatowy styl, znak rozpoznawczy hoteli Camerona. Arlene jako artystka była pod wrażeniem estetyki i wyczucia smaku projektantów odpowiedzialnych za wystrój hotelu.  
     Kaidan podszedł do recepcji i po chwili mieli  klucz do apartamentu. Arlene uśmiechnęła się do siebie, tyle się wydarzyło, od kiedy wchodziła tu po raz ostatni, jako gość organizowanego przez Jasona balu.  
     Apartament był przepiękny, utrzymany w różnych odcieniach niebieskiego, od bardzo jasnego po wspaniały głęboki granat. Do dekoracji użyto tylko naturalnych materiałów. Było przytulnie i bardzo drogo.
     Zjedli szybki lunch, bo Arlene musiała jeszcze kupić suknię i dodatki w tutejszym butiku.  

– Może ci pomogę w zakupach? – zaoferował się Kaidan, zabawnie ruszając brwiami.  

– Nie – Arlene pokręciła głową – chcę ci zrobić niespodziankę.  

– Skoro tak, to przejdę się po mieście.

– Bardzo dobry pomysł – odparła kobieta, pocałowała go  w policzek i pobiegła na zakupy.  

     Na hotelowy sklep z konfekcją damską nie można było narzekać. Posiadał bieliznę w każdym rozmiarze i kolorze od Victoria Secret, suknie z najnowszych kolekcji Valentino, Yves Saint Laurent i innych znanych domów mody. Buty od Prady, Gucci czy Balenciaga. Arlene dziwnie się tu czuła w zwykłych jeansach, bluzie i kozakach. Bardzo uprzejma ekspedientka zapytała, czy w czymś może pomóc, ale Arlene jej podziękowała. Musiała się rozejrzeć. Powoli przechadzała się po sklepie. Każdy strój był małym dziełem sztuki nic dziwnego, że ceny przyprawiały o szybsze bicie serca.
      Nagle wzrok kobiety padł na czarną suknię, urzekała prostotą, a prześwity pobudzały wyobraźnię. Podeszła do niej i pogładziła miękki materiał. To była sukienka, której szukała. Spojrzała na metkę – Zuhair Murad. Mogła się domyśleć, że to Murad. Był jednym z nielicznych projektantów, który potrafił ubrać kobietę tak, że z szarej myszki przeobrażała się w tajemniczą femme fatale. Poszła do przymierzalni, a ekspedientka pomogła jej z zamkiem na plecach oraz doniosła śliczne, czarne sandały od Prady, na niebotycznie wysokich obcasach.  
     Arlene oglądała się właśnie w wielkim lustrze, kiedy  usłyszała z boku cichy, kobiecy okrzyk. – Gdy Zuhair projektował tę suknię, musiał myśleć o pani.  

     Arlene odwróciła się w jej stronę. Zobaczyła około 30 letnią, niezbyt wysoką, apetycznie zaokrągloną blondynkę. Kobieta była niezwykle atrakcyjna, chociaż nie można jej było nazwać klasyczną pięknością.  

– Dziękuję – odparła zmieszana Arlene. Zawsze krepowały ją komentarze o swojej  urodzie.  

– Musi ją pani kupić. Po prostu musi – nieznajoma krążyła wokół niej zachwycona. – Gdziekolwiek się pani w niej pokaże, kobiety od razu panią znienawidzą – dodała z ujmującym uśmiechem.  

– Szczerze to nie chciałabym, żeby mnie ktoś znienawidził – z humorem odpowiedziała jej Arlene.  

– Jak sądzę taki już żywot osoby z pani urodą – rzekła spokojnie blondynka, jakby stwierdziła  fakt, po czym zwróciła się do sprzedawczyni – Doris, wyślij do mojego apartamentu ten zestaw od Valentino.  

– Oczywiście – ekspedientka odpowiedziała jej, niemal stojąc na baczność.  

– Dziękuję – zwróciła się do niej nieznajoma. Pożegnała się również z Arlene i energicznie wyszła.  

     Lekko oszołomiona Arlene kupiła w końcu czarną suknię, dobrała do niej bieliznę, buty oraz torebkę.  
     Kiedy  moczyła się w wannie, wrócił Kaidan. Gdy wszedł do łazienki i zobaczył ją w kąpieli, natychmiast zaczął ściągać z siebie ubranie. Parę sekund później wchodził do wielkiej wanny, wylewając na posadzkę połowę wody. Arlene śmiała się i piszczała, kiedy wylewając drugą połowę, wziął ją i posadził na sobie. Kobieta objęła go udami. Śmiech momentalnie ustał, patrzyli na siebie z żarem w oczach, z pragnieniem tak wielkim, że natychmiast przylgnęli do siebie ustami. Ich języki powoli pieściły swoje wnętrza. Kaidan ugryzł dolną wargę kobiety, a potem lekko ją polizał i znowu wsunął się do jej ciepłego środka, wodząc nim po podniebieniu, od czasu do czasu splatając ze śliskim językiem Amber. Pocałunki stały się głębsze, mocniejsze, pełne gwałtownych doznań, które się w nich budziły.  
     Kaidan  przytrzymał Amber z tyłu za szyję i jeszcze bardziej naparł na nią swoimi ustami i językiem. Czuł jak jej sutki, które przypominały różowe perły, mocno naciskały na jego tors. Przejechał rękami wzdłuż ramion kobiety i zatrzymał na ślicznych, krągłych piersiach, które pod wpływem namiętności stały się ciężkie i wrażliwe. Kciukami dotknął twardych szczytów i zaczął robić nimi niewielkie kółka.              
     Amber jęknęła wprost w jego usta. Naciskała biustem na męskie dłonie, chcąc jeszcze i jeszcze. Była głodna tego mężczyzny, jego ciała, dotyku, wszystkich tych ekscytujących doznań, których jej nie szczędził.  Przy nim stawała się rozpustna, myśląc tylko o cielesnych rozkoszach.  
     A Kaidan nie ustawał w wysiłkach, żeby sprawić jej przyjemność, bezwstydny entuzjazm, jaki okazywała, gdy ją pieścił, powodował, że jego członek był boleśnie napięty, domagający się tylko jednego, ukojenia. Wbrew nakazom rozgorączkowanego ciała, wciąż wodził rękami po śliskiej od wody skórze Amber, ugniatał pośladki, zachwycając się ich idealnym kształtem. Był odurzony tą kobietą, jej pięknem, nienasyceniem, to jak mu się oddawała. Szare oczy mężczyzny stały się prawie czarne od zmysłowej gorączki, która z krwią krążyła w jego żyłach, kiedy gładził wrażliwy punkt między kobiecymi udami.
     Arlene trzymała w dłoniach twarz Kaidana pragnąc go w siebie wchłonąć albo żeby on pochłonął ją. Pożar trawiący ich ciała sprawił, że nie wytrzymała i jednym płynnym ruchem opadła na Kaidana, a jej gorące i śliskie wnętrze zacisnęło się na przyrodzeniu mężczyzny. Patrząc cały czas w jego oczy, zaczęła się poruszać. Góra i dół. Góra i dół. Kaidan wpatrywał się w nią zamglonym od erotycznego napięcia spojrzeniem, resztką sił powstrzymywał się, by się nie ruszać, tak bardzo był podniecony. Ale tylko patrzył jak mokra i błyszcząca od wody Arlene, unosi się nad nim rytmicznie. Jej piersi kołysały się kusząco, kiedy wygięta w łuk pędziła ku ekstazie. Spełnienie eksplodowało w nich jak ogromny fajerwerk. Obojgiem wstrząsały konwulsje, a osiągnięta euforia rozlewała się po ciele. Arlene krzyknęła i opadła na Kaidana, łapczywie łapiąc powietrze.  
     Spleceni, długi czas leżeli w wannie, za nic mając powoli ochładzającą się wodę.  
     Kaidan z ogromną tkliwością odgarnął z twarzy Amber pojedynczy kosmyk włosów i pocałował z całą czułością, jaką w nim wywoływała. Delikatność, powoli zmieniała się w kolejny zryw zmysłów.  
     Kaidan wyszedł z wanny z Amber w ramionach, która oplotła jego biodra swoimi nogami i nie chciała puścić. Podszedł do wielkiego lustra, które znajdowało się na jednej ze ścian, oswobodził się z jej uścisku i postawił na ciepłej podłodze. Skierował ją twarzą w stronę srebrnej tafli, a sam stanął za nią. Chwilę patrzyli na siebie i odbijające się w lustrze nagie sylwetki.
Mężczyzna położył  dłonie na brzuchu Arlene.  

– Weź moje ręce w swoje i pokaż, gdzie chcesz być dotykana i jak – wyszeptał prosto w kobiece ucho.  

     Niski tembr jego głosu sprawił, że wstrząsnął nią erotyczny dreszcz. Spełniła jego miłosny rozkaz i podniosła złączone ręce do szyi, by przejechać nimi po bardzo wrażliwej skórze tej części ciała.  
     Kaidan czuł pod palcami, jak szaleńczo bije puls Amber. Mimo wcześniejszego zaspokojenia znów siebie pragnęli. Uśmiechnął się z satysfakcją. Ile razy by się nie kochali, wciąż było im mało. Seksualny głód, zamiast maleć narastał. Tak jak teraz.  
     Arlene powoli prowadziła dłonie Kaidana ku swoim wrażliwym, po wcześniejszych pieszczotach, piersiom. Poddając się uwodzicielskiemu dotykowi, przymknęła oczy, a głowę oparła na torsie mężczyzny.  

– Chcę, żebyś patrzyła – pouczył ją cichy, męski głos.  

     Poddając się jego sugestii, podniosła ociężałe powieki i spojrzała w lustro, gdzie ich oczy się spotkały. Obserwowała, jak Kaidan sunie językiem wzdłuż jej szyi, a on widział, jak jego dłonie drażnią, szczypią, a następnie masują urocze, bladoróżowe sutki.             
     Następnie Arlene zwiększyła nacisk, a ich splecione ręce zaczęły ugniatać śliczne piersi. Oddechy kochanków przyśpieszyły, a w łazience słychać było tylko kobiece jęki i westchnienia. Cały czas patrząc na siebie w lustrze, Arlene przesunęła złączone ręce na swój brzuch a następnie do cudownej doliny magicznych doznań. Palcami Kaidana rozsunęła fałdki skrywające wrażliwy punkt i zaczęła go nimi gładzić.  
     Musiała mocno przygryźć dolną wargę, by nie krzyknąć z ekstazy. Mężczyzna na swojej dłoni wyczuwał, jak wypływa z niej cudowna wilgoć. W lustrze stalowe oczy śledziły burzę uczuć na kobiecej twarzy, szklane, zielone spojrzenie i swoje palce gładzące szczyt ud. Jego członek był twardy, jakby po ostatnich miłosnych igraszkach upłynęło trzydzieści dni, a nie trzydzieści minut.
     Arlene przyśpieszyła pieszczotę, gorączkowo masując ukryte źródło przyjemności. W końcu wygięła się w łuk, głośno krzycząc. Kaidan trzymał ją mocno, chroniąc przed upadkiem. Euforia porwała ją wysoko, do tajemniczej krainy, gdzie istniała tylko błogość.  
     Mężczyzna wciąż napięty, tak mocno zaciskał zęby z niezaspokojonego pragnienia, że bał się, że zaraz pękną, ale czekał, aż Amber dojdzie do siebie by znowu, tym razem z nim, przeżyć szczyt. Gdy wyczuł, że powoli wraca do siebie, podprowadził ją do umywalki, położył obie jej dłonie na zimnym blacie i już w ogóle nie myśląc, wszedł w nią, mocno, czując, jak jej gładkie wnętrze zaciska się na nim jak niewidzialna rękawiczka. Wycofał się, by ponownie wbić się w nią jeszcze raz, i znowu. Bez wytchnienia prowadził oboje ku ogromnej przyjemności. Gdy poczuł, że Amber drży od trzeciego dziś orgazmu, pozwolił sobie w końcu na upragnioną ulgę. Oddychał szybko, chrapliwie, łapiąc głośno powietrze. Oparł czoło o kobiece plecy. Zaczynał się w niej zakochiwać.
     Arlene przyglądała się ukochanemu w lustrze.  Za każdym razem ich miłość fizyczna robiła ogromne spustoszenie w jej sercu. Czuła jak uzależnia się od Kaidana pod każdym względem. Pragnęła, by to się nigdy nie skończyło. Wciąż bała się zdradzić mu, kim jest. Wiele razy obiecywała sobie, że w końcu  powie prawdę. Ale strach zwyciężał, a im dłużej zwlekała, tym lęk rósł. I tak koło się zamykało.  

*
     Kaidan ubrany w czarny smoking, białą koszulę i muszkę prezentował się bardzo elegancko. Stał przy oknie z rękami w kieszeniach i spoglądał na nocny Edynburg.  
     Arlene wyszła z sypialni. Zatrzymała się na chwilę w drzwiach, podziwiając urodę mężczyzny. Czując, że go obserwuje, Kaidan odwrócił się w jej stronę, nawet nie wiedział, że kiedy ją zobaczył, przestał oddychać. Oczy rozjaśniły się z zachwytu nad wyglądem kobiety. W czarnej sukni wyglądała zjawiskowo.  
       Góra niczym koronkowa zbroja, ściśle przylegała do sylwetki, podkreślając wąską talię. Satynowa skóra na odkrytych ramionach lśniła, a usztywniany stanik zwracał uwagę na kobiece piersi. Kontrast między czarną koronką a jasną skórą sprawiał, że grzeszne myśli pojawiały się w głowie. W połowie uda materiał zmieniał się na delikatnie prześwitujący, przyciągając wzrok do szczupłych, zgrabnych nóg. Całość dopełniały sandały, ozdobione czarnymi kryształkami i wijącym się wokół kostki błyszczącym paskiem. W ręce trzymała małą, fikuśną torebeczkę w kształcie jabłuszka.  
     Kaidan stał i gapił się na nią jak zaczarowany. Nie wiedział, co powiedzieć, bo żadne słowa nie były w stanie oddać piękna Amber. Kiedy otrząsnął się z szoku na jej widok, podszedł do niewielkiego stolika stojącego z boku i wziął spore, ozdobne pudełko. Otworzył je i wyciągnął z niego naszyjnik.        
     Kwadratowe i prostokątne szmaragdy w otoczeniu brylantów. Zbliżył się do niej, odsunął, ułożone na dzisiejszy wieczór w delikatne fale włosy, odsłaniając biel szyi. Arlene poczuła chłód kamieni, kiedy Kaidan nakładał kolię na jej rozgrzane ciało.  
Podeszła do lustra, żeby zobaczyć to cudo. Łagodnie przejechała palcami po wyjątkowej biżuterii. Mężczyzna stanął za nią, nie spuszczał gorejących oczu z jej twarzy.    

– Naszyjnik ten należał do Elizabeth Taylor. Dostała go w prezencie od Richarda Burtona, mężczyzny, z którym ślub brała dwa razy. Nie mogli bez siebie żyć, ale wspólny los też nie był im pisany – wyjawił jej Kaidan. Nie dodał, że biżuteria kosztowała go prawie siedem milionów dolarów. Kupił go, bo przypominały mu oczy Arlene. Ale nie mógł się powstrzymać i postanowił sprezentować je Amber.  

– Są jeszcze kolczyki, pierścionek i bransoletka – dodał.  

– Nie mogę przyjąć takiego prezentu – wstrząśnięta Arlene, nie mogła dojść do siebie. –  Wypożyczę je sobie tylko na dzisiejszą kolację.  

– Zobaczymy – mruknął Kaidan. Podał jej ramię i udali się do restauracji.  

     Kierownik sali przywitał się z nimi uprzejmie, a słysząc nazwisko Cameron, natychmiast zaprowadził ich do dużej, ustronnej loży, po czym ulotnił się niczym duch.
     Kaidan spojrzał na przyjaciół, którzy na ich widok wstali. Z kobietą przywitał się, całując ją w policzek, z mężczyzną podali sobie ręce i poklepali po plecach.  

– Pozwólcie, że przedstawię wam moją uroczą towarzyszkę, Amber Wanderer. Amber to Eleanor i Nicholas Cameron, moi przyjaciele.  

Para spojrzała na Arlene z sympatią.

– Mogłam się  domyśleć, że tak nieziemsko piękna kobieta musi mieć coś wspólnego z Kaidanem – ze śmiechem stwierdziła Eleanor.  

Nicholas i Kaidan spojrzeli na nią ze zdziwieniem.  

– Eleanor i ja miałyśmy przyjemność spotkać się w hotelowym butiku – wyjaśniła im Arlene.  

– Cieszę się, że zdecydowałaś się na tę suknię, wyglądasz wspaniale i ten naszyjnik. Zazdroszczę – dokończyła kobieta.

     Eleanor sama wyglądała olśniewająco w sukni koloru wina od Valentino i diamentowej kolii.  
Kiedy się wygodnie rozsiedli, Arlene dyskretnie zerkała w stronę Nicholasa Camerona. Był wysoki, ale nie aż tak wysoki, jak Kaidan. Około czterdziestki, dobrze zbudowany szatyn, atrakcyjny, ale miał coś posępnego w twarzy, jakąś dzikość. Zaczynał od jednego małego rodzinnego hoteliku, by dorobić się całej sieci niezwykle luksusowych hoteli.  
Nicholas spojrzał na kierownika sali, który natychmiast wysłał do nich kelnera.

– Czego się napijecie? –  zapytał żonę i swoich gości.
  
– Szampana – zdecydowała za wszystkich Eleanor. – Myślę, że tak uroczy wieczór zasługuje na szampana.  

– Jak najbardziej – zgodził się Kaidan z uśmiechem, nie spuszczając oczu z Amber.  

– W takim razie poprosimy Dom Perignon – oznajmił Nicholas. – Może od razu wybierzemy menu i zajmiemy się rozmową? – zaproponował.  

– Bardzo dobry pomysł – zgodziła się z nim Arlene, a pozostali pokiwali głowami.

Kiedy kelner odszedł z zamówieniem, Nicholas zaczął świdrować Arlene wzrokiem.  

– Nazwisko Wanderer kojarzy mi się z malarstwem, może to ktoś z rodziny? A. Wanderer to tajemnicza postać – zauważył Nicholas. – Nawet nie wiadomo czy to kobieta, czy mężczyzna.  

Arlene popatrzyła na Nicholasa wesoło.  

– Wanderer to kobieta – wyjaśniła gospodarzom

– Skąd wiesz? – zainteresowała się Eleanor – to ktoś z rodziny?

Arlene uśmiechnęła się do niej z sympatią – Tak się składa, że to ja jestem tą A.Wanderer.

Eleanor szeroko otworzyła oczy ze zdumienia. Kaidan parsknął śmiechem, widząc minę przyjaciół.

– Śliczna i do tego wybitnie utalentowana – Eleanor zwróciła się do Kaidana – masz chłopie szczęście – i mrugnęła do niego wesoło.  

Na twarzy mężczyzny pojawił się szeroko uśmiech – wiem.  

Podniósł szczupłą dłoń Amber do ust i musnął w delikatnej pieszczocie.  
Nicholas i Eleanor spojrzeli po sobie znacząco.  

– Jason wspominał o niezwykłej kobiecie, która towarzyszy Kaidanowi w Wilczym Sercu, ale myślałem, że jak zwykle przesadza – Nicholas uśmiechnął się do Arlene. – Ale tym razem miał rację.  
– Dziękuję – Arlene doceniła komplement.

– Znasz Jasona? – zaciekawiła się Eleanor, popijając szampana

– Tak, jesteśmy przyjaciółmi.

– Jak to się stało, że znając Jasona, nigdy się nie spotkaliśmy? – zdumiał się Nicholas.  

– Sama nie wiem – odparła bezradnie Arlene. – Niefortunny zbieg okoliczności – zauważyła.

– Bardzo niefortunny – odrzekła szczerze Eleanor, a jej mąż kiwnął głową, zgadzając się z nią.  

– Jak tam Cień? – mężczyzna z tym pytaniem zwrócił się do Kaidana.

– Bardzo dobrze, zwłaszcza dzięki regularnym dostawom dziczyzny, które mu  dożywotnio zafundowałeś.

– Chociaż tyle mogłem zrobić, skoro nie chciałeś nic w zamian, za to, co dla mnie zrobiłeś – odrzekł  Nicholas.

– Daj spokój – Kaidan upił łyk szampana, czuł się niezręcznie, gdy ktoś okazywał mu wdzięczność.  

– Wcale nie dam spokoju – Nicholas spojrzał na przyjaciela ze śmiertelną powagą na twarzy. – Wiesz dobrze, że z tej sytuacji wyszedłem cało tylko dzięki tobie – dokończył cicho.

Przy stoliku zrobiło się bardzo poważnie. Arlene nie wiedziała, o czym mówią, ale domyśliła się, że w przeszłości musiało wydarzyć się coś złego.

– Pewnie nie wiesz, jak ja i Kaidan się poznaliśmy – zwrócił się do Arlene mężczyzna.

– Rzeczywiście nie – zgodziła się z nim.  

Nicholas zapatrzył się na chwilę na miliony świateł widoczne z okien restauracji. Po chwili jego ciemne oczy spoczęły na Arlene. Kobieta wstrzymała na chwilę oddech, widząc w nich nienawiść i coś jeszcze, lęk.  

– To było sześć lat temu, trzecia rano. Wychodziłem z hotelu, w którym obecnie przebywamy i szedłem do samochodu, kiedy pięciu zbirów zaatakowało mnie i moją ochronę. Jeden przyłożył mi pistolet do głowy i kazał wsiadać do czarnego suv'a, który z piskiem podjechał pod hotel. – Nicholas zmarszczył brwi. Eleanor chwyciła dłoń męża i mocno ścisnęła. Mężczyzna odwzajemnił uścisk i popatrzył na nią pełnym miłości wzrokiem. Po chwili kontynuował. – Myślałem, że już po mnie. Nagle usłyszałem warczenie, ale takie, że włosy  dęba stają, bo myślisz, co za piekielnie stworzenie wydaje taki dźwięk. W faceta, który cały czas trzymał broń przy mojej skroni, jak pocisk walnęło coś wielkiego. Od siły tego uderzenia poleciałem na chodnik. Gdy w końcu udało mi się usiąść, zobaczyłem jak jakieś dzikie zwierzę, rozszarpuje człowieka na moich oczach. Szok to mało powiedziane, co wtedy czułem. Patrzę dalej, a mężczyzna w ciemnym dresie kilkoma ruchami załatwia pozostałą czwórkę. Minuta może dwie i było po wszystkim. Gdy zagrożenie minęło i Kaidan zbliżył się do mnie sprawdzić, czy ze mną wszystko w porządku, zastanawiałem się przez chwilę, czy nie wpadłem z deszczu pod rynnę.  – Nicholas kręcił głową, jakby wciąż nie mógł uwierzyć w to, co wtedy wdział. Popatrzył uważnie na Arlene, a później na Kaidana – Tamtej nocy uratował mi życie. Nie chcę sobie wyobrażać, co by się ze mną stało, gdyby wtedy tamtędy nie szedł – dokończył cicho.  

Kaidan przeprowadził potem małe śledztwo, terroryści mieli zamiar wziąć za przyjaciela okup, ale nie zamierzali oddać go żywego, ale tego już mu nie zdradził.  

– Nigdy ci się nie odwdzięczę i Cieniowi  również, za uratowanie mi  życia – stwierdził Nicholas poważnie.

– Jak to się stało, że o 3 nad ranem byłeś przed hotelem? – spytała zaciekawiona Arlene.  

Kaidan nie chciał mówić o swoich koszmarach, o tym, że wciąż śni mu się ta straszna chwila, kiedy Lugovalos zadaje śmiertelny cios jego ukochanej.  

– Miałem sprawę do załatwienia w Edynburgu i akurat zatrzymałem się w hotelu Nicka, a że nie mogłem spać, poszedłem z Cieniem na spacer. Już wracaliśmy, kiedy natknęliśmy się na próbę uprowadzenia Nicholasa.  

– Rozumiem – Arlene pod stołem chwyciła dłoń Kaidana i mocno spletli swoje palce. A on uśmiechnął się do niej czule.

– A jak się miewa reszta Przeklętych? – zapytał nagle Cameron, kiedy delektowali się deserem.  

– Bardzo dobrze. Ostatnio wpadli nawet do Wilczego Serca –  odparł Kaidan.  

– Hmm – zastanowił się Nicholas. –  Czy to ma związek z  wydarzeniami w Londynie?  

– Tak – potwierdził mu przyjaciel.

– Wiedziałem! – wykrzyknął zadowolony z siebie. – Mówiłem Eleanor, że musieliście maczać w tym palce. Dobrze, że nikt nie zginął.  

– Też jesteśmy zadowoleni – odparł Kaidan.  

– Rozumiem, że skoro ostatnio byli w zamku to Amber ich poznała? – Eleanor spojrzała na nią z łobuzerskim błyskiem w oczach.

– Tak – Arlene przytaknęła.

– I jak? –  zapytała konspiracyjnym szeptem kobieta. – Warci grzechu, prawda?

Arlene wybuchnęła perlistym śmiechem – I owszem. – W tym momencie puściła oczko do Eleanor, a ta uśmiechnęła się szelmowsko.  

– Eleanor moja droga, jeśli chcesz wzbudzić we mnie zazdrość – zaczął Nicholas z udawanym gniewem w głosie. – Wiedz, że ci się  udało.

– Oj Nick – zaczęła jego żona, gładząc go po policzku – nawet jak staniesz się  kiedyś gruby i łysy, to i tak będziesz miłością mojego życia – dokończyła.  

– Nigdy nie będę gruby i łysy! – wykrzyknął Nicholas, a gniew w jego głosie nie był już udawany.  

Pozostała trójka się roześmiała.  

Wieczór w tak doborowym towarzystwie upłynął niezwykle szybko i przyszedł czas pożegnania.  

– Mam nadzieję, że apartament wam odpowiada – zainteresował się Nicholas.

– Jest wspaniały – rzekła zgodnie z prawdą Arlene.

– Zostańcie tak długo, jak sobie życzycie.  

– Jutro wracamy – zakomunikował mu Kaidan.

– Ok, jak chcecie – Nick uśmiechnął się do nich. – Musimy się kiedyś wszyscy spotkać, my, wy, reszta Przeklętych, Jason i Karen.  

– Koniecznie – zgodził się z nim Kaidan.  

– Było nam bardzo miło ciebie poznać Amber – powiedziała jej Eleanor, ściskając ją na pożegnanie.  

– Mnie również – zapewniła z uśmiechem Arlene.  

– Cieszę się, że Kaidan ma u boku tak wspaniałą kobietę, zasługuje na to – tym razem to Nicholas trzymał ją w objęciach.  

– Wiem – odpowiedziała mu poważnie kobieta.  

Nicholas i Eleanor równie wylewnie pożegnali się z Kaidanem.  

Patrzyli jeszcze za nimi, jak zmierzają do wyjścia.

– On jest w niej zakochany – oznajmiła zdumiona Eleanor, równie zdumionemu mężowi.  

– A ona w nim – dorzucił jej mąż.

– Nigdy nie myślałam, że zobaczę Kaidana zakochanego.

– Ja też nie – zgodził się z nią Nicholas.

Marigold

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i przygodowe, użyła 9004 słów i 52990 znaków. Tagi: #miłość #przygoda

3 komentarze

 
  • Użytkownik nefer

    Ha. Odrobinę  zawiodlem się z tego powodu, że nie wyjawiłaś, jakiego to fantu zażądała Arlene po wygranej partii bilarda.  :devil: Ale wynagrodził to "konkurs piękności" w wykonaniu chłopaków. Arlene w roli  Parysa, tylko znacznie od tamtego mądrzejsza.
    A i opis akcji w Londynie bardziej udany od poprzednich, tam była "gra w strzelanego", tutaj Przękleci napotkali pewne "trudności", a i humoru w tak poważnej sytuacji nie zabrakło.

    12 września

  • Użytkownik Marigold

    @nefer Fant to tajemnica między Arlene a Kaidanem, ale uwierz mi na słowo, że Kaidan wywiązał się ze swojego zadania znakomicie  :D

    12 września

  • Użytkownik elninio1972

    Ech... Cóż mam napisać ?🤔  
    Czekam na cześć kolejną...  
    Jeśli znajdę wydawcę, biorę tantiemy 😁 zgoda ?

    24 maja

  • Użytkownik Marigold

    @elninio1972 Zgoda! Byle nie za dużo  :D   ;)

    24 maja

  • Użytkownik elninio1972

    @Marigold pamiętaj, że konsensus jest wtedy, gdy obie strony są niezadowolone 🤣

    24 maja

  • Użytkownik Marigold

    @elninio1972 o to dobre!  :bravo:

    24 maja

  • Użytkownik unstableimagination

    Genialny konkurs zgrabnych nóg :)
    Scena erotyczna świetna. Porywa czytelnika odczuciami i opisami.
    Uczucie bohaterów się rozwija i pięknie :)

    24 maja

  • Użytkownik Marigold

    @unstableimagination dzięki, staram się jak mogę, by czytelnik się nudził  ;)

    24 maja