Moja miłość (dni następne cz. 7)

Dzien wyjazdu z krolestwa. Szkoda, a zostalo by się jeszcze dluzej. Tak dobrze i milo tu jest. Jak zawsze gdzie indziej. No wiecie, ja nie jestem z tych ktorzy dobrze się czuja we wlasnym domu, ja mam inaczej. Gdzie indziej się lepiej czuje, jak u siebie, a w domu? Nie. Raczej jak u obcej istoty, ktora mnie porwala. Taka moja mala dziwna rzecz.
- nieeeee! - krzyknelam jak opetana. Zgadnijcie kogo widzialam? Aaaa rafala z nozem w reku, patrzacy mi prosto w oczy. Chyba oszalam. On i noz? Szybciej jestem tancerka niz on i zabojstwo. Ha. Az smiac się chce, a nie bylo widac tego po mnie. Dobrze, ze Sean ma odziwo bardzo twardy sen. Mozna mu nawet pomalowac twarz, wyniesc na dwor, on i tak tego nie poczuje. Czyli pytania o moj krzyk nie beda grane. Ufff. Ciesze się z tego.  
    Wstalam zszokowana. Czego się dziwic? Sen porabany i dziwny. No, ale ciagne dalej. Poszlam do lazienki. Ochlapalam sobie twarz i się oparlam. Rozmyslalam, ogarnialam swoj mozg. Stabilizacja mozgu rozpoczeta, prosze zachowac spokuj. Powiedzcie to sobie jak robot, chyba bedzie lepiej. Raz, dwa, trzy... to tylko sen... to tylko sen... mowilam w myslach. Lekko ogarnieta poszlam do kuchni. Zrobilam sobie cieplutkiej herbatki i usiadlam przy stole. Probowalam cos zaprojektowac. Cos się udawalo, przyznam. Nagle uslyszalam jak Sean wstaje. A po czym? A po wypowiadanym moim imieniu. Ze zdziwieniem patrzylam na szeroko otwarte drzwi. Wreszcie się oparl o framugi. Pijany czy co? Normalnie się chwieje. Oj cos orientacji jeszcze nie zlapal. My szterej pancerni się wlaczylo w glowie. Ooo... cos lapie ostrosc... ooo na lad wchodzi... no chodz misiaczku do mamusi... puci puci ci zrobie... nie no, wes tu ze smiechu nie peknij. Tylko spojrzec na niego. Chlopczyk jak pijany czlowiek. Ale potrzasnal glowa i się ocknal. Buuu. A chcialam jeszcze się posmiac.
- jak szybko do siebie dochodzisz. Pijani to by lezeli i wezykiem, wezykiem... - smialam się i mowilam. Podszedl do mnie ze swoim usmieszkiem.
- taaaak? - zaczal mnie laskotac. Wierzgalam. Jak to ja. Siedzialam na krzesle i się tylko z niego zsuwalam. Jakims cudem znalazlam się pod stolem. Ciekawe. Tu już mnie nie dopadl. Chihralam się z tej sytuacji, az brzuch mnie rozbolal. Trzymajac się jego wyszlam cicho z pod stolu. Wstalam jak bylam w kuchni. Pokazalam jezyk, a ten się zdziwil. - jak ty? Co? Jak? - brakowalo mu slow. Wybacz, ale super mocy nie mam :P  
- aaaaa normalnie... nie, nie, nieeee... - uciekalam przed nim. Z przygnebionej dziewczyny jest rozbawiona i radosna wariatka. Wariatka? Hmmm. Już sama nie wiem. - juz. aaaa - ze smiechem krzyczalam, uciekalam i skakalam. Wywalilam sie. Na szczescie to byla kanapa. Lezalam na odwrot. Nie ruszalam sie, bo mi nie dal. Patrzyl na mnie z gory, trzymajac za nogi. Zrobilam obrazona mine.
- oj nie obrazaj sie. To ja tu powinienem byc obrazony. - duze oczka graja dzis.
- co? Za co? - o co mu chodzi do choroby?
- no wiesz... przespalas się z rafalem... nie zaprzeczaj. Na basenie slyszalem rozmowe mamy rafala i wystarczyly twoje krzyki w nocy.- zesmutnial i widzialam w jego oczach zlosc. Zamknelam oczy i zamachnelam się glowa do tylu. Zapomnialam ze leze na kanapie i walnelam glowa w podloge. Zapolalo. Chcialam wstac. Nie dawal.  
- sama nie wiem jak to wytlumaczyc. - zastanawialam sie. - moze tak. - gleboki wdech i dalej. - rafal to moj przyjaciel z przeczkola. Jako male dzieci chcialismy brac slub. Amm. Nie ukrywam, ze cos mnie do niego ciagnelo, ale wiedzialam ze zle robie, bo kocham ciebie. Zaluje swojego czynu. Prosze, nawet blagam wybacz mi. Przepraszam cię z calego serca. - marne te moje przeprosiny. No, ale nie wiedzialam co powiedziec.
- dlaczego mi nie powiedzialas? Ufam ci i wiesz ze cenie szczerosc. - czulam się jak by ktos po mnie przejechal samochodem. Jestem zalosna, tylko to wtedy myslalam.
- chcialam, ale nie wiedzialam jak zaczac, gdy zobaczylam cię w drzwiach, zrobilo mi się slabo. Dlatego upadlam. Balam sie. Prosze wybacz. - wzial mnie za plecy i posadzil na oparciu kanapy. Trzymal mnie i patrzyl prosto w oczy.
- wybacze bo cię kocham, ale jedno. Prosze nie rob tego wiecej. - blagajacym glosem powiedzial. Przytaknelam i się rozplakalam, tulac go do siebie. Caly czas powtarzalam przepraszam. Co tu się dziwic. Nie moglam wytrzymac napecia. Byla to dla mnie wielka ulga. - no dobrze, a teraz dokonczy to co zaczelismy. - odsunal mnie od siebie i zrobil podstepna mine. Krecilam glowa mowiac, , nie''. Znowu zaczelismy się gonic, smiac, zarowac. Wrocilismy już nie mowiac o tym co się wydarzylo.  
    Pogoda mielismy do dupci. Pada, leje, kropi, pada, leje, kropi... i tak w kolko do popoludnia. Tylko się nudze czy wyglupiam z misiem. Ale rodzice pozwolili mi się na spokojnie spakowac i jeszcze nacieszyc luksusami. A jak. Oni tez chcieli. Sama się nie dziwie. W domu ciasnota i okropnie. Tu miejsca odgrom i przepieknie. Dajcie mi to na codzien!  
      Popoludniu pozegnalam się z Seanem i wyjechalam. Powrot do domu. Nieeee! Prosze! Blagam o litosc! No wescie! Ja tam nie chce! W drodze rozmawialam z Emilka i Asia. W czasie chwilowej przerwy popatrzylam na kalendarz. Chwila. Niedlugo moje urodziny? Usmiechu nie ma. Zapewne pytanie brzmi dlaczego? A dlatego moi drodzy, ze moje urodziny sa do bani. Tylko kilka osob dzwoni. Przewaga rodziny zapomina. Prezent zawsze dostawalam tylko od babci i rodzicow. Od nikogo innego. Moj brat ma lepiej. Zawsze prezentow ma full. Wkurzyc się mozna. Dlatego się ciesze z kazdego paczki ktora dostane. Bo mam ich malo. Moje urodziny? To meczarnie i najgorszy dzien w zyciu. Tego dnia mam chec się zakopac w ziemie i nie wychodzic. Naprawde.
    Lzy krecily sie. Patrzylam za okno. Wymyslalam historyjki, marzylam, rozmyslalam. Bylam smutna.  
     Dojechalismy poznym wieczorem, bo moi rodzice jeszcze się zatrzymali w ostrodzie na obiadek w krasowie czy kresowie(polecam) no i musieli kupic serdelki. Taaaa. Weszlam i już zrzeda chciala się wydobyc. Nie ma. Chce spac. Pizamka wlozona, szczeki umyte, a teraz do lozia i spac. Oooo lozeczko.  
    Noc nie przespana. Goraco, duchota. Krecilam sie, skakalam. Wstawalam, siadalam. Nawet w polke tylkiem uderzylam. Bolalo. Co tu zrobic?. Okno otwarte na rozcierz, balkon rowniez, drzwi tak samo. Wiatr stal. Powietrze stalo. Nic. Na podlodze najlepiej. Zrzucilam kadre i poduszke na dol. Sturlalam sie. Zasnelam. Dobrze jest. Wygodnie i chlodno.  
- patrz jak jej wygodnie. - uslyszalam rodzicow. Szykowali się do pracy. Tata na pierwsza zmiane, mama jak zawsze rano. Nic nie mowilam, nadal spalam. Poszli. Rzucilam wszystko spowrotem na lozko. Jeszcze spac poszlam.  
- mada moge wlaczyc telewizor? - wyszeptal moj braciszek. Nieeee. Dni zmarnowane. Nigdzie nie mozna isc. Aaaaa. Moja dusza krzyczala. Dalam pozwolenie. Popatrzylam na zegarek w telefonie. Co? Siodma? O ludzie. Jeszcze dwie godzinki prosze.  
    Obudzilam się już na dobre. Ktora? A dziewiata. Tak normalnie wstaje. Po co wczesniej? Tylko nad morzem jak poranny ptaszek bylam. Pokrecilam oczami. Brat znowu katowal swoje glupie bajki. Litosci on nie zna. Zly z niego trol. Poszlam do pokoju rodzicow (salon). Rzucilam się na lozko i ogladalam z nim. Taaaa. Niestety. Nie mam co do roboty. Glodna nie bylam, a on mleko z chrupkami se bierze.  
- mada patrz. Violetta. Zostawic? - obejrze z nim cos, a ten juz. Jego wada wymowy jest smieszna. Mowi pasz, nie, patrz. Cynamon jeszcze lepiej, ale nigdy nie moge zapamietac. Telefon zadzwonil. Strzelam ze to mama. A jednak nie. Sean. Przyokazji wlaczylam komputer. Rozmawialismy przez skypa po chwili. Dwie godziny. Czy wy to rozumiecie? Gadalismy dwie godziny. Dwie.
   Popoludniu mlody siedzial caly czas w domu. 30     ° na dworzu, a ten się kisi. Ja bym wyszla gdyby nie on. Wygonilam go. Taak. Udalo sie. Siooo. Poszedl.  
   Chyba po 15 minutach wracal do domu z maciusiem, ktory zawsze chce do nas przjsc. Denerwuje mnie to. A to zabawki, a to siku, a to pic. Ma przeciez swoj dom! No ludzie. Oni w domu, a ktos dzwoni domofonem.  
-, , dzien dobry jest magda?'' - cos kojarzylam glos. Inkusz? Nie zbyt meski.  
- tak przy domofonie. - zdziwionym glosem odpowiedzialam.
-, , sean z tej strony'' - ale ja glupia. Przeciez to oczywiste. Wpuscilam go. Chlopcy nadal siedzieli. Udawali, ze wybieraja zabawki. Stuku puku. Otworzylam. - heej. - zaciagnelam go do srodka. Byl zdziwiony, ja jeszcze lekko zaspana. Przycisnelam siebie jego cialem do szafy na przedpokoju. Pocalowalismy sie. Już nie wiem czy ktos tu byl.  
- fuuuj. Kto to jest? - odezwal się niepytany maciek. Wskazal palcem i zrobil obrzydzona mine. Rozesmialismy sie.
- moj chlopak maciek. Już wybraliscie? To dowidzenia. - wyszli. Jak dobrze. Siedzilismy na kanapie. Nie moglam uwierzyc ze wie gdzie mieszkam. Przeciez mu nie mowilam, ani nic. Skad on to wie? Ze swojej tylniej kieszeni wyciagnal jakies pudelko na plytke. Pomachal nim i się smial. Nachylil sie, tak, ze prawie nasze usta się spotykaly.
- to moj film o mojej rodzinie. Dostajesz go jako pierwsza do ocenienia.- pocalowal mnie i dal plytke. Wspominal mi, ze lubi filmowac i wogole, ale ze nakrecil film to nie. Wyrwalam się z pocalunku idac wlaczyc film. Wyciagnelam pada od ps3. Nasze dvd bylo popsute wiec tylko z ps3 ogladalismy.
   Byl naprawde wspanialy. Opowiadalam o jego rodzinie i przezyciach. Nawet nie wiem jakim cudem znalazlam się tam. Nie mial kamery wtych scenach co bylam. Moze jakas ukryta? Hmmmm... trzeba to zbadac. Podszedl do biblioteczki i popatrzyl na filmy oraz gry. Wyciagnal piratow. Ogladalismy, komentowalismy, a w polowie filmu do domu weszla pelna radosci parka kolegow. Maciek trzasnal drzwiami i cos mowil zly. Chyba się ukrywali. Zdenerwowalo to mnie. Sean popatrzyl a to na nich, a to na mnie. Wstal podchodzac do chlopakow. Cos powiedzial, a do drzwi ktos zadzwonil. Otworzyl je. Stalam patrzac co się dzieje.  
- chlopaki. Mam pomysl. - bo maciek chcial do nas przyjsc - jesli ta pani się zgodzi i twoi rodzice, to... uwaga skup się prosze. Na polgodziny idziecie na dwor, nie wchodzicie na gore, bo jesli wejdziecie to nie przyjdziesz. Ale jest warunek ze masz się spytac, a ta pani się zgodzi. jasne? - mowiac pani wskazywal na mnie. Plan dobry. Tylko czy wypali.
   Jednak się udalo. Chlopcy wrocili po 40 minutach, a my skonczylismy film zwalniajac telewizor i idac do pokoju. Oni grali my lezelismy wtuleni. Upal nam nie przeszkadzal. Po chwili ja siedzialam, a Sean się wylegiwal na lozku. Przypomnialam sobie o poduszce ktora mu kupilam. Wzielam i podeszlam. Wstal, ja niewinnie trzymalam w reku prezent.  
- zapomnialam ci dac - podziekowal tulac mnie do siebie. Pocalowalismy się i stalismy tak dluzszy czas.
    Do wieczora siedzial u mnie sean. Bylo naprawde fantastycznie. Jak zawsze razem się smialismy, gadalismy, bawiac dobrze. Mama i tata przyszli pod wieczor. Sean akurat wychodzil. Nie byli zli, tylko tatusiowi jak zawsze cos nie pasowalo. Reszte wieczoru siedzialam zamknieta w pokoju i projektowalam czy pisalam z Asia. Nic ciekawego nie robilam. Usnelam dopiero po 2 w nocy. Ogladalam, znowu spac nie moglam. Nic nie poradze.



Przepraszam za bledy, przepraszam jesli nudne :(  
Dzieki za wszystko :*

mada

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1810 słów i 11144 znaków.

7 komentarzy

 
  • RG1

    Ekstra. :D

    30 sie 2013

  • mada

    Nastepna czesc jest w drodze :D wiec prosze o spokuj :P

    9 sie 2013

  • miśka20

    pisz pisz pisz dalej

    9 sie 2013

  • kolorowa215

    fajnie :) czekam na kolejną część :)

    9 sie 2013

  • sweetkicia

    Superrr!!! Czekam na więcej :*

    8 sie 2013

  • ^^

    Super, jeszcze, jeszcze! :D Twoje opowiadania są super

    8 sie 2013

  • smutna6

    Pisz:) czekam na kolejną część

    8 sie 2013