Moja miłość (dni następne cz. 11)

Obudziłam się w bardzo jasnym pokoju. Kręciłam głową, mrużyłam oczy, zasłaniałam je. Najmniejszy ruch lewym bokiem sprawiał mi ból. Niezważałam na niego uwagi. Kręciło mi się w głowie. Słyszałam bełkot. Gdzie ja jestem? Zadawałam sobie pytania. Czułam się jak zagubiony człowiek. Nic nie wiedziałam. Próbowałam sobie coś przypomnieć z ostatnich dni. Co się stało? Co to za miejsce? Mysli szaleją. Próbowałam coś powiedzieć, ale nie mogłam. Gardło mnie bolało. Ktoś do mnie podszedł, zaczął uspokajać i mówić. Przerażenie mnie opentało.  
- spokojnie jesteś bezpieczna… - słuch powrócił. To był opiekuńczy głos Seana. Moje pytania nadal były bez odpowiedzi. Chciałam uciekać. Szalałam. Coś mnie opentało. Przed oczami pojawiły mi się obrazy z ostatniej nocy. Sean mnie dotykał, ja myślałam, że to czarny dupek. Z moich ust wydobył się stłumiony krzyk. Walczył ze mną, a ja się nie dawałam. – Chriss! – zawołał wuja. Chyba przybiegł natychmiast albo stał przy sali. Mówili coś do mnie. Moje myśli robiły psikusa. Wierzgałam, machałam rękoma
- zostaw mnie dupku! – moje oczy ostrości nie złapały, głos mój był zachrypnięty, cichy, ale przerażony i krzyczał. Spojrzeli na siebie. Ktoś po prawej stronie pogłaskał mnie po policzku, a druga osoba zasłoniła bijące światło z okna. Lekko się uspokoiłam.  
- spokojnie… jesteś w szpitalu… - a mnie pocieszył. Chociaż nie powiem, że nie chciałam się tu znaleźdź. Ambulansem to zawsze chciałam się przejechać. Dlaczego? To nie wiem. Karuzela w głowie nie zwalniała, utrzymywała tempo. Oczy próbowały złapać ostrość, lecz nie mogły. Zrobiło mi się niedobrze. Na tyle ile sił mi wystarczyło szybko wziełam głowe na bok i zwymiotowałam za łóżko. – dobrze, że odskoczyłem. – zaśmiał się. Złapał mnie za rękę gdy już leżałam. Juchu! Karuzela przestała się kręcić, obrazy przed oczami znikły. Widziałam wszystko, ale się nie uspokoiłam. Pan lekarzowy wyszedł po coś, a moje oczy podążyły za nim. Za oknem zobaczyłam rudzielca. Panika! Szydersko się usmiechał, nawet chyba klaskał. Za nim ujrzałam gościa podobnego do czarnego dupka. Miał okulary czarne. Wiedziałam, ze to on. Sean mnie trzymał.
- on tam jest! – nadal cichy i zachrypnięty głos. Krzyk znowu stłumiony. Popatrzył się za okno. Dla niego nikt tam nie stał. – to nie prawda! On tam jest! – oszalałam. Nie miałam nad niczym kontroli.  
       Wyrywałam się, miałam zwidy, znowu. Przypomniałam sobie noc w której zostałam prawie uduszona. Niewinnie ze łzami w oczach popatrzyłam na Seana. Chciałam powiedzieć, , pomóż mi. Co się ze mną dzieje?”, ale nie mogłam. Oczy same to powiedziały. Zdziwił się. Ej… czego tu się dziwić? No powiedzcie mi. Dlaczego akurat zdziwienie? Na serio? Hallo ja tu widze rudzielca za oknem, a ty nie! Hej! Przytulił mnie. Wreszcie. Chłopie ile można czekać? Jedną ręką go mogłam objąć, reszta za każdym ruchem sprawiała ból. Położyłam się odwracając głowe w drugą strone. Za oknem rudzielec znikał. Był niezadowolony. Poczułam się pewniej. Już nic z siebie nie wydusiłam. Położyłam głowe i zamknęłam oczy. Czułam jak głaszcze mnie po moich włosach. Jedna łezka poleciała. Uroczo pocałował mnie w czułko.  
       Chris przyszedł ze strzykawką. Akurat wtedy otworzyłam oczy. Nawet tego nie próbuj! Nieee! Szedł w moją strone. Kręciłam głową z błagającą miną. Na pół leżąco kopnełam go w rękę. No cóż, już mam taki odruch. Było trzeba mocniej trzymać strzykawke albo w ogóle nie przynosić. Skuliłam się i złapałam za bolący mnie bok. Moja rana znajdowała się w tym samym miejscu co czarnego dupka. Mały zbieg okoliczności.
       Kazali mi się położyć. Nie mogłam nic powiedzieć, a oni to wykorzystali. Zrobiłam naburmuszoną mine. Zrobiłam to co kazali. Ktoś wchodząc się roześmiał. Był to bardzo znajmomy smiech, a dokładnie Luka. Podszedł i się położył koło mnie. Sorry. On się rzucił. Jak to on. Oj dostanie w łep jak wrócą mi siły.  
- bądź tak miły i się wynoś z tego łóżka. – wyręczył mnie Sean. dokładnie to samo chciałam powiedzieć. Misio czyta mi w myślach. To ja się ciesze. Wszyscy mnie przytulili i coś mówili. Nie słuchałam. Raczej się skupiłam na tym by coś wogóle powiedzieć. Sean dał mi komórke. Nachylił się i powiedział. – mówić nie możesz, ale pisać tak. – też prawda. Rozmawialiśmy.  
-, , już wiem kto chce mnie zabic” – w pewnym momencie napisałam, a oni się zdziwili. -, , pewien zielono oki rudzielec, któremu na imię Kamil” – dopisałam i pokazałam tylko Seanowi.  
- wow! Chwila. Rudzielec o imieniu Kamil? – Oliwia z wielkim zdziwieniem podeszła i skierowała telefon w swoją strone.
- chyba sobie żartujesz? – czyżby go znała? Tylko skąd? Wziełam telefon i napisałam moje pytania.  
- zielono oki rudzielec o imieniu Kamil do młodszy brat Anity. – powiedział Sean zaskakująco łagodnym głosem. Patrzył na Oliwie, a ona się tylko kręciła po sali. Zastanawiała się. Chodziło jej coś po głowie.
- wiec dlaczego taka panika? – udało mi się coś powiedzieć. Telefon poszedł na bok. Chrypka nadal się utrzymywała, ale to nie przeszkadzało.
- jest cwany i strasznie upierdliwy. A ty go skąd znasz? – Odezwał się Jason siedzący na fotelu obok mnie i grający na swojej komórce. Ale na tą chwile ją odłożył i z zaciekawieniem na mnie patrzył. Głęboki wdech i mówimy.
- znam go z przeczkola. Daleki kuzyn Rafała. Podkochiwał się we mnie. – powiedziałąm z lekkim przerażeniem. Za małolata nie był cwany, raczej nieśmiały i cichy. Ja byłam bardziej cwańsza od niego. Wszyscy zwrócili głowy w moją strone. Zrobili duże oczy. – no co? – po chwili dodałam.  
- daleki kuzyn Rafała? Nic mi o tym nie wiadomo. – Sean się odezwał. Stał przy mnie i trzymał za rękę. Oczywiście to ja go nie puszczałam. Nikomu nic się nie przypominało.
- jak mi dobrze powiedział Rafał… - zaczełam, a Sean już chciał zabrać rękę, robiąc skwaszoną minę. - to jego ciotka orzeniła się z Kamila dalekim wujkiem. Poznali się na weselu, a od tamtej pory są skłóceni i się nie spotykają. – wytłumaczyłam wszystkim. Sean nadal nie zmienił wyrazu twarzy. – ja tylko chciałam się coś dowiedzieć o Kamilu. – wyszeptałam w jego strone. Na twarzy pojawił się wymuszony uśmiech. Ścisnełam jego rękę ta, że czułam jego kości. Lekko się zgiął i uśmiechnął już szczerze. Próbował wydobyć swoją rękę z mojego uściku. Nie dawał rady. Pewnie się wygłupiał, bo aż takiej siły ja nie mam. Jestem kobietą, a nie facetem.
- czyli ja miałam początki? Weś mnie nie strasz – oliwia się przestraszyła. Może i to prawda, jeśli jest w niej zakochany. To kto wie co może zrobić później? Jak myślicie? Będzie trzeba ochraniać oliwie tak jak mnie? Nigdy nie wiadomo.  
        Rozważaliśmy różnego rodzaju plany, by złapać rudzielca na gorącym uczynku, ale niestety nic nie było równie sprytnega jak on. Po burzy mózgu był koniec odwiedzin i musieli już iść, tylko Seanowi pozwolono zostać.  
       Nie opuszczał mnie nawet na krok. Leżał na łóżku obok albo siedział na fotelu. A może krok robił? Już się pogubiłam. Wieczór nadchodził bardzo powoli. Niestety nie mogłam patrzeć jak słońce zachodzi. Bloki przeszkadzały. Gdy zrobiło się ciemno i ledwo było coś widać, Sean zmęczony usnął. Ja leżałam i rozmyślałam. Do sali weszła Anita by zmienić mi kroplówke. Przyniosła i przykryła kocem Seana. Zachowała się tak jakby była jego mamą. To troche dziwne. Usnełam. Spało mi się niewiaryodnie dobrze, tylko był jeden mały problem. Wspomnienia i sen (koszmar). Nie wiem co o tym myśleć. W pewnym momencie widziałam czarnego dupka, w drugim stojącego nade mną Rafała, później coś innego. Sceny z horroru, sceny miłosne i różne inne. Toczyły się jak kuleczka po moim mózgu. Pewnie w całym szpitalu było słychać moje krzyki. Niestety mówie przez sen. Mam nadzieje, ze nie lunatykuje jak mój tatuś.  
        W pewnym momencie w moim śnie widziałam wszystko jak żywe. Okno w którym widziałam rudzielca zmieniło się na weneckie szkło. Normalnie leżałam, na fotelu nie było Seana. Wstałam bez bólu. Podchodziłam powoli wpatrzona. Ubrana byłam w piżame szpitalną. Byłam blisko, za mną nic nie stało. Za weneckim szkłem zapaliło się światło. Wyglądało to jak w kinie albo jak ja bym była zamknięta w jakieś klatce bez żadnego wyjścia. Zobaczyłam siebie i Seana, później znalazł się koło mnie Rafałam, na końcu był Kamil. Krzyknełam. – jeśli ja cię nie mogę mieć, to nikt nie będzie miał. – w moim śnie tak powiedział. Miał nóż, który po chwili wbił mi w serce. Znowu krzyknełam i zaczełam pcać szybe. Pod moim naciskiem zaczeła pękać. Po chwili ktoś mnie złapał i krzyczał. Szyba pękła już na dobre, osoba mnie trzymająca upadła wraz ze mną.
        Nie wiedziałam co się dzieje. Jeszcze śniłam czy już to był real? Jeszcze sen. Byłam w objęciach czarnego dupka. Mówił coś, lecz nie rozumiałam, chciałam się wyrwać. Szarpałam się, a on mocno trzymał mnie. Krzyczałam. Wokół nas było dużo szkła. Trząsł mną, tak jakby chciałby mnie obudzić. Odpychałam go, drapiąc prawie do krwi, mówiłąm, , odejdź śmieciu”, kopałam, po prostu walczyłam. Słowa leciały mi z ust. Po chwili walnełam go z pięści w nos. Puścił mnie, a ja uoadłam na szkło, waląc się w głowę. Naszczęście moja głowa jest wytrzymała. Ocknełam się. Teraz dopiero zauważyłam, że lunatykowałam, że tak naprawde trzymał mnie Sean, próbując zbudzić. Wziełam jedną rękę do góry, kilka drobinek szkła powbijało mi się w nią, lekko raniąc. Sean leżał trzymając się za nos. Do sali wszedł Chris z Anitą. Pan lekarzowy podbiegł do misia, a Anita pomogła mi wstać. Teraz już czułam ból i wiedziałam, że to jawa. Idąc w strone łóżka podpierałam się o panią lekarzową. Na swoim fartuchu miała odciśniętą moją zakrwawioną dłoń. Była to ręka którą pchałam okno więc co tu się dziwić, że we krwi. Usiadłam na łóżku. Seanowi prawie złamałam nos. Nie chciałam. To było nie specjalnie. Przecież wiecie o tym. Prawda?
       Gdy już misio został postawiony na nogi zaczełam go przepraszać i błagać o wybaczenie. Był tak dobry, że mi wybaczył, ale i tak nadal ciągnęłam swoje przeprosiny. Przytulił mnie. Czując jego perfumy uspokoiłam się. Złapał moją zakrwawioną dłoń i wyciągnął ją do Chrisa. Patrzyłam na niego. Jego bluzka była podarta, a na brzuchu miał kilka czerwonych krech, które lekko podchodziły do krwi. Chris opatrzył moją dłoń, którą po chwili dotknełam Seana brzucha. Znowu ją złapał i się uśmiechnął. Pan lekarzowy wyszedł, a Anita została. Gdy usypiałam siedział jeszcze przy mnie Sean. Teraz śniłam normalnie. Już nie miałam koszmarów. Od czasu do czasu się ktoś pojawiał jak koszmar, ale we śnie go zabijałam. Błahaha. Wredna koszula się podwijała. Co jakiś czas się budziłam i ją poprawiałam. Weś tu wytrzymaj.
        Dni mijały. Były raz gorsze, raz dobre. Czy jakoś tak. Pobyt w szpitalu był miły. Opiekowali się mną, szalone rodzeństwo odwiedzało mnie, Sean siedział przy mnie, pilnował mnie w nocy. No i pare razy zdarzyło się, że lunatykowałam, ale to pare razy. Podobno często krzyczałam i kopałam. Nic nowego. Wierce się w nocy. Na początku tylko jestem grzeczna.



mam nadzieje, że się podoba :D dzięki za komentarze :*
znowu misiaczek z czytającymi :*

mada

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2209 słów i 11825 znaków.

8 komentarzy

 
  • Użytkownik ^^

    Musisz szybko dodać następna cześć. To jest boskie opowiadanie *.*

    14 sie 2013

  • Użytkownik miśka20

    oby jak najszybciej

    14 sie 2013

  • Użytkownik mada

    pożyjemy, zobaczymy :D napewno będzie, lecz nwm kiedy :D

    14 sie 2013

  • Użytkownik miśka20

    kiedy kolejna część ???

    14 sie 2013

  • Użytkownik kolorowa215

    rewelacja :)

    14 sie 2013

  • Użytkownik smutna6

    Napięcie rośnie:D

    14 sie 2013

  • Użytkownik sweetkicia

    Kochana to jest BOSKIE!!!
    Kocham to opowiadanie!!!!
    Mam nadzieje że szybko coś dodasz :***

    14 sie 2013