Moja miłość (dni następne cz.16)

Głowa mnie bolała jak diabli. Sama nie wiedziałam co się dzieje. Patrzyłam, lecz moje oczy widziały tylko mgłe i ciemność. Nie mogłam krzyczeć. Byłam związana i zakneblowana, a ciasnota wraz z turbulęcjami które mi towarzyszyły mówiły o bagażniku w którym się znajdowałam. Jechałam i czułam jak siniaki sobie nabijam po kolei.miałam po prostu pecha.  
  Łzy same cisneły się do oczu, a myśli szalały. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w droge. Nic nie słyszałam. Cisze i koła. Pustkowie. Gdzie ja jade? Co chcą ze mną zrobić? Pytanie za pytaniem, a żadnej odpowiedzi.
- morda Eryk!! – usłyszałam krzyki ze środka samochodu. Następna osoba do kolekcji. Więcej ich matka nie miała?
- gdzie my w ogóle jedziemy? – głos chłopczyka. Młodociany przestępca. Co się dzieje z tym światem?
- gdzieś… jak dojedziemy to się dowiesz… - uciszył go Kamil. Tyle tajemnic, tyle zagadek. Po co to komu? Mam tego już dość! Też jestem człowiekiem! Nagle samochód mocno zahamował, a moje ciało poleciało na klape bagażnika. Przyznam, że cicho się nie uderzyłam. Śmiechy było słychać. – hahaha… trzeba zatankować… - to chyba żarty są? Na serio? Gdzie oni mnie wyworzą? Masakra jakaś. Przez ciemności które mi zaserwowali światło słoneczne mnie oślepiło.
- masz trochę światła. Naciesz się nim. – czarny dupek dostał ode mnie porządnego kopniaka w jaja. Zwijał się z bólu, a ja grzecznie i niewinnie leżałam.
-----------------------------------------------
  Leżałem na łóżku myśląc o madzi. Wszystko wydawało się takie nie logiczne.. kamil pragnie mojego cierpienia nie jej. Czemu akurat ona. Czemu nie daje żadnych wskazówek. Niczego! Minęło parę godzin, a ja myślę tylko o tym. A o czym innym? Głupie pytanie. Muszę ją odnaleźdź i wziąć się w garść. Ona jest moim całym światem, bez niej moje życie jest bezsensu.
  Smutny z miną jak zbity piesek usiadłem na brzegu łóżka. W głowie nadal mi się kołowało. Chciałem ochłonąć więc poszedłem do łazienki, a tam… zbite lustro, wieszaki połamane i na podłodze, deska toaletowa złamana na pół, krew na umywalce. Co tu się działo? Nawet nie chciałem sobie przypominać tego zdarzenia. Oparłem się o umywalke. Wystarczyło tylko zerknąć na lustro i się dobrze przypatrzeć. Między szkłem została wsadzona karteczka. Wziąłem ją i przeczytałem.
, , hahaha. Masz pecha chłopie, ale dam ci szanse. Ty kryjesz ja się chowam. Proste i logiczne. Tylko pamiętaj, że czas szybko mija. TIK TAK TIK TAK”
Sam nie wiedziałem co o tym myśleć. Jak to ja poszedłem do salonu. Jak zawsze wszyscy tam byli. Śniadanie jak zawsze rozgadane i szalone. Pod nosem się zaśmiałem. Przez chwile się zastanowiłem i poszedłem do stołu. Przez całe śniadanie do nikogo się nie odzywałem i siedziałem cicho. Dopiero pod koniec gdy już wszyscy zjedli odezwałem się, puszczając w ruch kartke. Każdy czytał i komentował.  
- trzeba ją odnaleźdź… - żuciłem ze smutkiem w głosie. – pomożecie mi w tym. – dodałem po chwili patrząc na wszystkich z nadzieją. Siedząca obok mnie Oliwia mnie pocieszyła i przytuliła.
- jasne, że pomożemy… nawet już wiem jak… - spojrzała się na wszystkich, a nawet oni nie wiedzieli o co jej chodzi. Po chwili ruszyła się i pobiegła gdzieś. Zaczeliśmy sprzątać ze stołu. Oliwia wróciła gdy już wszystko było wysprzątane. – załatwione – usmiechnęła się zadowolona z siebie. Przeraziło mnie to, bo nie wiedziałem o co chodzi.  
  Wczorajszy dzień był nudny i bez życia z mojej strony. Dziś rano jednakże obudził mnie dzwonek do drzwi. Niechętnie wstałem i poszedłem otworzyć. Gdy dochodziłem do drzwi Oliwia jak szaleniec popchneła mnie i popiegła do drzwi cały czas krzycząc, , ja otworze!”. Siedziałem na podłodze patrząc cały czas na nią ze zdziwieniem. Jak się okazało Oliwa zadzwoniła do naszego znajomego z FBI Jacoba. Nie dowierzałem. Kręciłem głową i pod nosem się śmiałem.  
- stand up. – znowu trzeba sobie angielski przypomnieć. Pomógł mi wstać. – lepiej się ubierz. – miał racje. W samych bokserkach witać gości to nie za bardzo. Żółwim tempem poszedłem się ubrać.  
- kiedy to przyszło? – spytałem widząc na stole przesyłke.  
- dziś w nocy. Myślałam, że to Jacob ale to był listonosz i dał te pódło dla ciebie. – odpowiedziała mi siostrzyczka zakochana na zabój w Jacoba. Łatwo można się skapnąć. Cały czas się na niego patrzy i się ślini na jego widok.  
- zamorduje! Zamorduje go! – po otwarciu pódła miałem tylko na to ochote. Była tam podarta bluzka Magdy. – o co chodzi?  
- z czym? – Jacob się zerwał z kanapy i podszedł do mnie.
- z tym? – na bluzce było coś nabazgrane. Ciężko było odczytać. – kamila pisanie.  
- raczej bazgroły. – przez wiele minut głowiliśmy się nad tym. Każdy z nas miał inne pomysły na tą wiadmość.  
- faceci… tu pisze. – oliwia tylko wzięła do ręki bluzke, popatrzyła i już wiedziała co pisze. – tik, tak, tik, tak. Kaloryfer prawie zerwany. – weś go teraz zrozum. Co może mieć na myśli?  
  Głowkowanie się rozpoczeło. Cisza, kłótnie, pytania. Nic się nie zmieniło. Przez te godziny które poświęciliśmy zostało ustalone jedno, że Madzia znajduje się w jakimś budynku, przywiązana do kaloryfera. Ale gdzie?  
-------------------------------------------
DZIEŃ WCZEŚNIEJ…
  Zatrzymaliśmy się w jakimś niedrogim hoteliku. Nikt na nas nie zwracał uwagi. Nieogarnięci ludzie. Mojej szczerości nie będę ukrywać, bo jest to prawda. Chamsko mnie usadowili na podłodze przy kaloryferze, do którego jeszcze przywiązali moje ręce. Nic już nie mówiłam. Pragnełam tylko ciszy i ciemnego kąta. Tak się nie stało. Eryk jedyny był wyrozumiały. Siedział w fotelu i grał, spoglądając od czasu do czasu na mnie. Zaczełam odczuwać głód i pragnienie. Suszyło mnie w gardle, a żołądek domagał się jedzenia.  
  Rudzielca i czarnego dupka przez dłuższy czas nie było. Zostawili mnie z Erykiem. Patrzyłam na niego i wiedziałam jedno, jest to dobry dzieciak. Brzuch burczał coraz głośniej. Wystarczyło tylko chwile poczekać by się ze mną zgodzić. Eryk był dobry. Nie chciał mojej krzywdy. Z siatki wyciągnął coś dobrego i podszedł do mnie. Na widok kanapki z szyneczką i sałatą zaczełam się rzucać. Eryk niepewnie do mnie podchodził. Gdy już był blisko, zaczął mnie karmić.  
- co mu zrobiłaś? – cicho spytał. Uśmiechał się przesłodko.  
- nic. To tylko głupi incydent. – odpowiedziałam szeptem. Eryk cały czas spoglądał na drzwi. Jeszcze przez pare minut rozmawialiśmy ze sobą. Brakowało mi tego. Wreszcie mogłam z kimś normalnie porozmawiać. Tak się zagadaliśmy że Eryk zapomniał o powrocie dwóch idiotów. Nie zdąrzył wstać, a oni weszli.  
- co tu się dzieje? – czarny dupek był zły. Podszedł do Eryk i go z całej siły uderzył, aż upadł. Ja tylko w czasie uderzenia skuliłam się bardziej i tylko patrzyłam ze smutkiem na chłopaka. – zapamiętaj sobie. Masz tylko jej pilnować, a nie z nią rozmawiać czy coś tam jeszcze. – zaczął mu grozić. Zaczęłam się obwiniać. Tylko po co? Zbyt go polubiłam.  
  Przez reszte dnia leżał na podłodze i próbował się pozbierać. Chciałam do niego podejść, pomóc mu, ale nie mogłam. Było mi go szkoda. Niestety to tylko życie. Jak to ludzie mówią, , life is brutal”. Przykład jest na mnie i na nim. Tak to bywa.  
  Zjedli, najedli się i smaku nam zrobili. Jeszcze rozmawiali ze soba, obgadując jakieś plany. Podeszli do mnie. Rudzielec sobie stał tylko napawał się widokiem jak czarny dupek chce się do mnie dobrać. Całował moją szyje, chyba raczej ją lizał. Było to obrzydliwe. Ja tylko się rzucałam i próbowałam się odsunąć, ale nic z tego. Po chwili rozerwał moją bluzke i zdjął ją, podając rudzielcowi. Jeszcze przez krótką chwile napawał się moim widokiem. Kamil coś napiał na niej i wsadził do pudła. Dupek sobie znikł, a ja sobie poszłam spać. Za oknem była noc więc każdy był zmęczony, więc co tu robić? Tylko grzecznie zamknąć oczy.
  Raz, dwa, raz, dwa… lewa, prawa, lewa, prwa… baczność! Kolejno odlicz! Żołnierz, za żołnierzem. Żadnej kobiety oprócz mnie. Dowódcy. Rozkazywać ludziom to najlepsze co może być. Każdy z moich żołnierzy przystojny i wysportowany. Rozejść się! macie czas dla siebie. Gabinet dowódcy. Wygodnie się siedzi w takim fotelu, a widoczki z tego wszystkiego najlepsze. Kadet za kadetem. Bez koszulek. To chyba sen musi być. No i bach. Rzeczywistość się stała. Ja chce tam powrócić! Nieee! Ja proszę wstecz! No już, dawaj! Aaa! Szmuteczki…  


ammmm... wiem, że troche długo nie wstawiałam i że takie krótkie, ale wena mnie zostawiła i jeszcze byłam zajęta... więc przepraszam
i pozdrawiam ;)

mada

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1625 słów i 8985 znaków.

6 komentarzy

 
  • Użytkownik gtr

    pisz kolejna czesc! Swietne

    22 sty 2014

  • Użytkownik ^^

    Super! :D Kiedy następna część?  :jupi:

    14 gru 2013

  • Użytkownik alisska

    bez sensowne!

    25 lis 2013

  • Użytkownik tygrysek13

    nie no wciągnełam sie

    24 lis 2013

  • Użytkownik mada

    jak dam rade ;)

    24 lis 2013

  • Użytkownik sweetkicia

    Fajne pisz dalej, ale szybciej :*

    24 lis 2013