*** W lesie stoi 2 gości są odwróceni tyłem, stoją wpatrzeni w naturę. Jest dość ciemno, jednak przyjemnie, lekki chłód spowija las. Panuje cisza, przerywana szumem rzeki.
- No chodź, czego się boisz?- zapytał jeden drugiego.
- No nie wiem, znasz to miejsce?- odpowiedział niepewnie drugi.
- Jasne, mój ojciec był tu ze swoim ojcem i ojciec ojca i ojciec....
- Tak rozumiem, chodźmy.
Panowie ruszają, jeden wyprostowuje swoją tyczkę i okazuję się że oboje są niewidomi, ale szczęśliwi, idą przez las i podziwiają naturę.
- Pięknie tu- uśmiechnął się jeden chłonąc krajobraz.
- Tak, pięknie, piękne są te drzewa i szum rzek, wgl wszystko tak pięknie szumi.
- A dokąd my właściwie idziemy?- Spytał niewidomy bez tyczki, zatrzymując kolegę prowadzącego.
- No jak to gdzie? Do celu- uśmiechnął się pierwszy ślepy. - Mój ociec szedł do celu i jego ojciec...
- Tak, tak mój ojciec też szedł do celu i jego ojciec i ojciec ojca... Tak, wszyscy szli do celu.
- Moja mama szła do celu i mama mamy i mama mamy mojej mamy...
- Tak, moja mama też szła do celu i mama mamy, tak wszyscy szli do celu
Oboje stali wpatrzeni przed siebie uśmiechając się szeroko.
- Pięknie tu, piękne są te drzewa i szum rzeki.
- Szum rzeki jest najpiękniejszy kiedy tak pięknie szumi. Pięknie jest tak iść, ale czy aby nie pobłądzisz?
- Ja? Skąd, mój ojciec...
-Tak i ojciec ojca wiem....
- Pięknie tu
- Szum rzeki jest piękny jak.... szum rzeki. A czyj to właściwie sen?
- Jej, ona miewała same koszmary, ale teraz ma piękny sen o nas i o szumie rzeki.
Pojawia się obraz śpiącej M.
- Ale wracając do tematu pięknie to ująłeś szum rzeki jest piękny jak szum rzeki.
Obraz M nie znika ale za to widać jak przewraca się we śnie, jakby odpychała od siebie coś złego. Robi się mrok, nie widać już lasu.
- O mój Boże!- krzyknął jeden z ślepców.
- Gdzie jesteś?
- Wpadłem do dołu
- Ale gdzie jesteś? O mój Boże!
Mrok spowija obu ślepców, którzy próbują wymacać w okół siebie przestrzeń.
- Gdzie my jesteśmy, ciemno tu jak w piekle.
- Co tak strasznie chrzęści?
- Zamknij się, przebierasz z nogi na nogę
- Nie przebieram, to chrzęści samo przez się.
- Zamknij się, niech sobie chrzęści.
- A zamknij się zamknij się, zaciąłeś się?
- Mam doła
- Jesteś w dole to masz doła.
Do pomieszczenia wchodzi Mery. Jest przerażona i trochę zdezorientowana.
- Przepraszam Panowie czy ja nie przeszkadzam?
Panowie słysząc jej głos, zaczynają obmacywać jej twarz i całą ją badając kim jest.
- Ależ skąd, wpadliśmy przed chwilą.
- No ja własnie też, a co tutaj tak chrzęści?
- To pewnie mi w stawach
- Kolega choruje na reumatyzm
- A ja na raka płuc.
Ślepcy momentalnie się od niej odsuwają, jakby była trędowata.
- A może, to chrzęszczą suche ludzkie kości, mój narzeczony opowiadał mi kiedyś o tej krainie.
- Mery, w tej krainie kości obrosły mięsem i poszły sobie na spacer.
- Krystian czy to ty? O mój Boże!
- Gdyby Bóg był to byśmy tutaj nie wpadli.
- Bóg jest i wyciągnie nas z tego dołu.
- Boga nie ma, Krystian.
Mery trochę zrozpaczona zaczyna rozglądać się po miejscu, w którym się znajduje. Nagle w rogu dostrzega drabinę opartą o jedną ze ścian pułapki.
- Panowie, tam jest drabina!
- Gdzie? - wykrzyknęli razem, zaczynając macać przestrzeń w okół siebie.
- No tam!
- Gdzie?
- Panowie ściągnijcie te ciemnie okulary one są tu zupełnie zbędne.
- Faktycznie tu jest drabina!- Krzyknął jeden ze 'ślepców' chowając okulary do bocznej kieszonki swojej koszuli.
- A ja już wiem co tak chrzęści pod naszymi stopami, to masę rozdeptanych ciemnych okularów.
Mery oderwana trochę od rzeczywistości, wpatrzona w dal, stoi zamyślona.
- Skoro jest drabina to może jest i Bóg? Panowie wychodźcie.
- O nie, Panie przodem!- powiedział jeden, kłaniając się w pasie.
- Ja bardzo chętnie, ale z tym rakiem... to nie chce.
- W takim razie Pani pozwoli, ja skorzystam.
- A ty Krystian? - odwraca się do drugiego 'ślepca' który jeszcze nie wyszedł, ale stoi do niej tyłem.
- Chwileczkę, ale ja nie jestem Krystian. - odwracając się wypowiedział tą frazę. Mery nie mogła rozpoznać twarzy tego człowieka. Mężczyzna, zaczął wspinać się po drabinie.
- Kochanie, zrób to samo a zobaczysz świat zupełnie inaczej, inaczej, inaczej, inaczej. ***
-Mery, Mery obudź się, halo, Mery. Soul
Wybudziłam się nagle, cała roztrzęsiona nie wiedziałam gdzie jestem ani co się ze mną dzieje. Kto do cholery śpi ze mną w łóżku?
- Co ci się śniło? Wyglądałaś na przerażoną.
- Nie codziennie śni ci się, że masz raka płuc- powiedziałam te słowa nie do końca w nie wierząc. O co chodziło z tym snem. Był przerażający i jeszcze Krystian, chyba źle go potraktowałam, może chciał dla mnie dobrze. Może byłam zbyt okrutna. - Co ty wgl tu robisz, dlaczego, po co i kiedy?
- Nie spaliśmy ze sobą jeśli o to ci chodzi. Byłaś napruta, nieźle napruta. Pamiętasz cokolwiek?
- W sumie to nie.- w tym momencie dotarło do mnie jaką jestem idiotką. Jaką bezmyślną idiotką.
- Byłaś tak nieprzytomna, że zaniosłem cię do góry i położyłem, chciałem zasnąć koło ciebie, ale nie mogłem, dlatego czuwałem i zaczęłaś mocno przeżywać więc Cię obudziłem.
Słodkie, pomyślałam ale potem dotarło do mnie kim tak naprawdę jestem. To nie powinno być słodkie to powinno być przerażające a nie jest. Czemu?
- Dziękuje, ale naprawdę to nie jest miejsce w którym powinieneś być, nie jestem dla ciebie właściwa.
- Dlaczego?
- Bo nigdy ci nie zaufam, bo nigdy nie będę wierzyć w uczucie, bo na początku będziesz uważać że nie mam żadnych wad, potem będziesz myślał że sobie z nimi poradzisz a na koniec odejdziesz zostawisz mnie rozkochaną w tobie i nie będę zasługiwać nawet na wyjaśnienia.
- Czy to ma coś wspólnego z Krystianem?
Do cholery skąd on o nim wie? Widząc mój zdziwiony wyraz twarzy dodał szybko:
- Nazwałaś mnie nim jak wchodziłem i mówiłaś o nim przez sen.
- Tak, ma dużo wspólnego.
- Czemu tak bardzo się boisz nowych relacji?
- Bo nie przeżyje kolejnego odrzucenia, kolejne odrzucenie będzie się równać ze śmiercią. Rozumiesz wole grę niż uczucie, mniej mnie to niszczy, uczucia w moim życiu nie przyniosły nic dobrego.
- Może ze mną będzie inaczej?
- Nie, z nikim nie jest inaczej. Nigdy.
Dodaj komentarz