Daleko od prawdy (16)

-Zejdź ze mnie. Pieniądze są na koncie Yana zabieraj swoje koleżanki i zjeżajcie.

   Otarła oczy i podniosła głowę z nagiej klaty Blacka. Była rozczochrana jej brązowe włosy opadały delikatnie na ramiona, miała typową rosyjską urodę wydętą dolną wargę i żmijowate spojrzenie, Nie przypominała M, była bardziej surowa, miała twardsze rysy twarzy. Uniosła brwi i po chwil potaknęła Blackowi na jego wypowiedź. Naga podniosła się z łóżka i po rosyjsku zagoniła swoje 2 nagie koleżanki do łazienki.  
   -Zawsze musisz być taki miły szto? - rzuciła mu istnie ironiczne spojrzenie, wypowiadając zdanie z rosyjskim akcentem.

   - To nie jest twój kurewski interes Yana, jesteś twardą dziewczyną nie potrzebujesz landrynek.  
    -Zapominasz że jestem także kobietą Oskar, do następnego.- wypowiadając to ruszyła do łazienki. Black w samych bokserkach wyszedł na taras. Był bardzo wczesny poranek, chłodny poranek. Wyciągnął ostatniego papierosa z paczki, zaciągnął się bardzo głęboko. Wrócił do siebie,znowu w jego spojrzeniu pojawił się mrok, znowu widział tylko siebie w swoich myślach, znowu odkrył, że jestem wrakiem człowieka i że dobro nie popłaca. Patrzył na miasto,które zalewała powili fala światła. Z pomiędzy wieżowców leniwie wychodziło ostre światło wschodzącego słońca.  
   -To mój stary dzień-pomyślał, pociągając kolejną porcje dymu. -Może uruchomię stare kontakty? Może się gdzieś wybiorę? Może coś oleję albo zawale? Spojrzał w telefon i postanowił sprawdzić swój terminarz.  
  
Jutro miał koncert, ale późnym wieczorem więc nie miał problemu z ograniczeniem czasu. Rzucił jeszcze raz okiem na widok, który się przed nim rozpościerał. Westchnął głośno i zgasił resztkę fajki. Znowu wyciągnął telefon i wybrał numer swojego 'przyjaciela'.  
Eliot? Czy możemy się dzisiaj spotkać? Weź przestań,przecież już ci mówiłem... Ok możesz w sumie tak to potraktować. Dobrze... na mieście? Park? Okey to do później.

Przez cały dzień nie ruszył palcem, leżał rozwalony na kanapie i pił drogie trunki. Myślał, ale nie analizował, czekał ale nie oczekiwał, chciał , ale nie wymagał. Był i nic więcej. Umierał albo już dawno by martwy i przez chwilę ona wzbudziła go do życia dała mu nadzieje... coś, co w końcu poczuł. Przestał tracić zmysły i być.... być sobą.  



                                                                               *

   -Stan pacjentki stabilny, ciśnienie w normie, funkcje życiowe właściwe, cukier stabilny, stan płodu prawidłowy.- dyktował starszy siwy już i o garbatym nosie lekarz jednej z młodziutkich i zgrabnych pielęgniarek. Jedna z nich zaczesując smukłymi palcami pasmo rudawych włosów za ucho, kokieteryjnie uśmiechała się do K.. On ignorując wszystko co działo się wokół niego wsłuchiwał się w bicie serca M. Minęło już tyle czasu a ona dalej spała, spała i nie mogła się wybudzić. Straciła kontrole nad własnym ciałem a nawet nad myślami...

   Do sali szpitalnej weszli rodzice M. Facet koło 50 z bujną brodą i widoczną już łysiną, wysoki i dość smukły, z mocno brązowymi oczyma, takimi samymi jak oczy Soul, z dość przy dużym nosem i z wyrazem twarzy przypominającym sępa. Niska skromna i bardzo chudziutka kobieta weszła zaraz po nim, była taka delikatna i zupełnie nie przypominała M. różniła się od niej bardzo we wszystkim, we wszystkim oprócz tego, że nauczyła lub też przekazała jej w genach ogromną zaborczość. Oboje stanęli przy łóżku szpitalnym i świeczki stanęły im oczach. Z obojga nich rozlała się w sali niezwykła rodzicielka miłość i niepokój o własne dziecko. Matka klękła przy łóżku i zaczęła płakać w swoim bardzo matczynym stylu, jednak nie głośno i bez szlochu, tak delikatnie i czuło aż chciałoby się wręcz wsłuchać w to łkanie i dotknąć jej cierpienia i niepewności.
Ojciec oderwał wzrok od swej córki i z wielkim gniewie spojrzał na K. W jego spojrzeniu można było dostrzec wielką fale rozgoryczenia żalu bólu i nieprzebaczenia.  
   -Ty, Ty jesteś temu winien. Na korytarz. - Powiedział donośnie i bardzo srogo. O dziwo K. wstał z krzesła bez protestu i posłusznie wyszedł na korytarz. Był pyskaty i nieznośny bezczelny i bez sumienia ale niczego nie bał się w życiu tak jak ojca M.  
   -Słuchaj mnie gówniarzu, może ona ci wybaczyła ale ja tego nigdy nie zrobię nie wybaczę ci tego co jej zrobiłeś i przez co musiała przechodzić. Ile jej wyrządziłeś krzywdy ile rozczarowania na nią sprowadziłeś. Dziękuje że nas zawiadomiłeś i że tu siedziałeś ale teraz wynoś się i nie chcę cie tu więcej widzieć. Nie będzie nigdy zgody między nami i dobrze o tym wiesz. Mamy oboje szczęście, że ona śpi i nigdy się też nie dowie że tutaj byłeś, że ją widziałeś.    
    
Spojrzał mu prosto w oczy. K. stał nieruchomo, odwzajemnił spojrzenie, przytaknął i nie powiedział ani słowa, ani słowa protestu, ani 'to nie prawda', ani 'nie ma Pan prawa' ani nawet 'jestem ojcem dziecka'. Podał mu dłoń i obróciwszy się w stronę wyjścia po prostu wyszedł. Zostawił ją po raz 3.  

   Do szpitala wbiegł mijając się z K w drzwiach brat M. Zupełnie do niej podobny, miał taki sam kształt oczu tą samą budowę ciała nawet byli tego samego wzrostu mimo, że Igor był 11 lat od niej starszy. Wyglądał jakby dopiero wstał z łóżka co pewnie wynikało z pośpiechu. Nie witając się długo z ojcem wszedł do sali, objął szybko mamę i usiadł przy łóżku. Jedną rękę przyłożył do policzka M, a drugą położył na jej otwartej dłoni.  
    
    -Nie możesz mnie zostawić siostrzyczko, nie możesz mnie samego zostawić wiesz o tym prawda? - spojrzał na nią w taki sposób, że nawet ojciec mimo swojej groźniej twarzy i wrogiej postawie w stosunku do całego świata, wzruszył się momentalnie. - Obudzisz się dla mnie prawda? M, proszę, moja mała... Powiedz że się obudzisz.  

Chwycił jej dłoń w obie ręce i trzymał tak przez dłuższą chwilę. W sali było już ciemno i bardzo cicho, z korytarza wydobywały się tylko czasami dzięki szurania butów lub kasłania i chrząkania innych pacjentów. Czasami ktoś puszczał radio, albo wsłuchiwał się w szum aparatów do tlenu. Robiło się coraz później a każdy miał wrażenie, że jest to ostania noc. Sami nie wiedzieli czego ale czuli że jest ostania. Ostatnia przed początkiem lub ostatnia przed końcem. Siedzieli w trójkę, razem, ale każdy osobno w swoim osobistym świecie, zawsze osobno mimo że razem mieszkali prawie całe życie. Raz po raz Mama wycierała nos chusteczką i wdychała ciężko, Ojciec dumał nad czymś ciężko i mocno, tak mocno że brwi zeszły mu się w jedną linie a zmarszczki na czole przypominały pofałdowany materiał. Igor od paru godzin siedział w tej samej pozycji i mamrotał cały czas te same słowa, już pewnie nie do końca świadomie a bardziej dla zabicia czasu. Wszyscy z upływem czasu tracili nadzieje. Zapadali w nieświadomy sen i znużenie ogarniało każdego z nich coraz bardziej. Było parno i duszno, a do sali wpadało już tylko światło księżyca oświetlając twarz M tak jakby sama świeciła jakimś wewnętrznym blaskiem, wyglądała jakby odeszła, jakby jej już nie było. Parność wyciągnęła Ojca z otchłani myśli i jak uwodziciel przyciągnęła go do okna, spojrzał na łysy ciężki księżyc, który wisiał na tej ogromnej granatowej płachcie otaczały go liczne iluminacje. Uchylił okno aby wpuścić zbawienny tlen, zaciągnął się głęboko świeżym powietrzem i westchnął. Lecz nie odwracał się w stronę sali, uważnie obserwował niebo, myślał.  
   -Zacisnęła rękę! - wrzasnął z chrypą w głosie Igor, zrywając pół szpitala na równe nogi.-Zacisnęła rękę! - powtórzył tym razem spokojnie i jakby tylko do rodziców.  
   -Zostanę- wyszeptała niewyraźnie i prawie niesłyszalnie ciągle z zamkniętymi oczami M.

Imaginaryartist

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1457 słów i 8016 znaków.

2 komentarze

 
  • tylenaty

    Genialne  <3

    7 lis 2016

  • Olifffka&lt;3

    Suuper. A to *#@& z nich !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! :whip:

    6 lis 2016