Daleko od prawdy (19)

-Czy to boli?- Spytał się, miłym tonem, wysoki szczupły lekarz, miał na nosie duże okulary, które noskami ściskały mu jego obwitych rozmiarów nos. Oczy miał podpuchnięte jakby nie spał którąś noc z kolei, brązowe ciemne ślepia wlepiał dobrotliwie i ścierpnięte suche usta wykrzywiał w lekkim uśmiechu.
  Nie odpowiedziałam, siedziałam i patrzyłam się w przestrzeń, nie chciało mi się odpowiadać a też nie miało to dla mnie większego znaczenia. Mogło boleć, spojrzałam w jego ciemne oczy i wydęłam usta po czym zrobiłam wymowną minę, którą doskonale odczytał. Nie pytał o więcej, uśmiechną się ciepło i delikatnie oprał rękę na moim ramieniu, otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć po czym zamkną je gwałtownie. Spojrzał jeszcze raz na kroplówkę na mnie i uśmiechając się znowu odszedł. I dobrze, nie chciałam nic słyszeć, założyłam słuchawki na uczy, puściłam ulubioną playlistę i czekałam aż to wszystko się skończy. W sali były dwie kobiety oprócz mnie. Jedna, miała na imię chyba Rozalia, tak przynajmniej zwracała się do niej pielęgniarka, była staruszką, wydawało mi się, że może mieć 70 lat, wyglądała staro i bardzo słabo, blada wiotka skóra lekko spowijała kości, wydatne jak u kościotrupa, zmarszczki oplatały jej błękitne oczy, nie miała peruki, na czubku jej głowy widać było starcze plamki, takie same jak na rękach, które zawsze trzymała skrzyżowane na piśmie świętym, nie uśmiechała się, ani nie odzywała do nikogo siedziała wpatrzona w jeden punkt i od czasu do czasu zanosiła się głębokim i wylewnym westchnieniem, ogarniającym nas wszystkich jakimś niewytłumaczalnym żalem do niej. Czasami przychodziła z nią jej córka, dobrze zbudowana blondynka, wydawała się bardzo roztargniona i spięta, wydawała się mimo to bardzo ciepła osobą, odstawiała mamę pielęgniarką, całowała ją w czoło i zawsze posyłała jej szczery uśmiech na pożegnanie, za każdym razem mówiła też, że po nią wróci, jakby upewniając ją, że nie zostanie porzucona. Rozalia nie reagowała na jej wylewność niczym, tak jak ją usadzili tak siedziała. Było mi bardzo szkoda tej młodej kobiety, widać było, że obojętność matki nie wpływa na nią dobrze. Mimo to nigdy nie okazała jej tego. Z tego co słyszałam od pielęgniarek staruszka chorowała na raka piersi, od wielu wielu lat, nie chciała tu przyjeżdżać ale rodzina ją zmusiła. Pielęgniarki szeptały między sobą, że lepiej dla niej samej żeby umarła.  
Sama przecież tego chcę, nie żebym była wredna czy bez sumienia ale męczy się kobiecina a przecież nic jej to już nie pomoże. - mówiła jedna z pielęgniarek do innych kiedy znowu nasuwał się temat Rozalii. O mnie nic nie mówiły, tak przynajmniej mi się wydawało, one nic i nikt nic, ale miałam wrażenie, jakieś nieodparte przeczucie, że Rozalia o mnie myśli i myśli nade mną. Obgaduje mnie w swej głowie. Siedziała naprzeciwko mnie i bacznie obserwowała mętnym wzrokiem. Nie przeszkadzało mi to, było mi to obojętne jak wszystko inne, ale było w tym coś irygującego, zastanawiałam się czy też przeprowadza w myślach te same debaty co ja czy tak samo wnikliwie próbuję mnie poznać. Mogłabym ją o to spytać ale wiem, że i tak by mi nie odpowiedziała, nie odpowiadała nikomu. Obok mnie natomiast siedziała Judyta, była młodziutką mamą, podejrzewałam, że jest w moim wieku. Ona nosiła perukę, wyglądała na drogą i bardzo naturalną, brązowo złote włosy opadały jej delikatnie na niezdrowo chude ramiona, twarz miała bladą i pokrytą licznymi plamkami, nos miała śmiesznie zadarty do góry, wałeczki skóry rolowały jej się pod oczami kiedy uśmiechała się pogodnie do córki. Jej mąż przychodził z nią tu co drugą chemię, mała dziewczynka siadała jej na kolanach zawsze miała 2 nierówno związane kucyki i zawsze śmiała się tak głośno, że rozśmieszała wszystkich oprócz mnie i Rozalii, obejmowała mamę mocno za każdym razem gdy się z nią żegnała, mąż całował ją delikatnie w czoło i patrzył na nią z czułością, niekiedy widać było, że ma świeczki w oczach i myśli o tym, że może już jej nigdy więcej nie zobaczyć. Ona nie dawała nic po sobie poznać łapała go za rękę i pytała się o której będzie z powrotem. Lecz tylko gdy wychodzili potrafiła przepłakać całe 4 godziny, zużywając całą paczkę chusteczek. Czasami odwracała się do mnie i opowiadała mi o swojej rodzinie i o tym co ona o tym wszystkim myśli. Przytakiwałam jej, z grzeczności ale nie miałam ochoty na rozmowę nigdy mimo, że Judyta nie była natrętna czy męcząca, po prostu nie miałam ochoty. Zdarzało jej się zadawać mi pytania, ale ja nie odpowiadałam nic oprócz zdawkowych pojedynczych zdań, z których i tak nie wynikało nic więcej, nie pytałam ją też o nic, choć mogłam, ale nie miało to dla mnie żadnego znaczenia w gruncie rzeczy i tak się pewnie nigdy więcej jak z tym skończymy nie zobaczymy więc jej świat był mi totalnie niepotrzebny. Ciężko było mi się też przyznać że jej zazdroszczę, zazdroszczę jej dziecka, zazdroszczę jej, że je urodziła, że nie wyjęto jej martwego płodu, 'bo i tak by nie przeżyło', za każdym razem kiedy o tym myślałam wzdrygałam się i do oczu napływały mi łzy, ale za każdym razem też zaciskałam mocno zęby i ze wszystkich sił starałam się zachować kamienny wyraz twarzy. Nigdy nie chciałam dziecka i na pewno nie tak wcześnie ale wszystko się zmienia kiedy już coś masz i dopiero gdy tracisz uświadamiasz sobie jak bardzo tego pragniesz i jak bardzo ciężko ci będzie się pogodzić z tą stratą. Wiedziałam, że to Krystian jest ojcem, na pewno on był ojcem, chociaż moja rodzina nie chciała mi nic powiedzieć, nikt nie chciał mi nic powiedzieć, a do niego samego nie mogłam się dodzwonić i nie wiedziałam co się stało, jak mogłam skoro nie wiele pamiętałam. Wiedziałam, że z nim byłam i go pamiętałam i nie mogłam chyba być z kim innym prawda? Cały czas w otchłani w dalekich wspomnieniach widziałam postać mężczyzny, którym na pewno nie był K, ale nie wiedziałam czy kto ktoś kogo poznałam czy to tylko wyobrażenie. Nie mogłam zrozumieć dlaczego K mnie porzucił, czemu go przy mnie nie ma, może brakowało mi większości puzzli ale naprawdę nie pamiętałam, co się wydarzyło. Sprawdzając telefon widziałam, że nie mam połączeń od niego ani żadnych sms, a jego smsów nigdy nie kasowałam. Nie było ich nie było, żadnych. Gdy próbowałam się czegokolwiek dowiedzieć, spotykałam się z wielkim murem, nikt nie raczył mi nic wytłumaczyć i nikt nie chciał mi powiedzieć co się do cholery stało, tylko przy ostatniej rozmowie wycisnęłam z mamy tyle, że się z nim rozstałam lata temu, ale wydawało mi się to bzdurą skoro wiedziałam, że dziecko miałam przecież z nim. Najgorsza była ta niewiedza i te czarne plamy w pamięci. Gdyby tylko mi odpowiedział. Chociaż napisał cokolwiek.
  -Mary, już czas odłączę cię i masz gościa.- powiedziała jedna z pielęgniarek, uśmiechając się nieszczerze, ale widać było, że jest zaciekawiona moim gościem. Wręcz zauroczona. Do sali wszedł wysoki, szczupły mężczyzna z zarostem na twarzy i z ciemnymi włosami, które delikatnie opadały mu na ramiona, patrzył mi prosto w oczy i miałam wrażenie, że go znam.
Stanął się do mnie niekomfortowo blisko, czułam ciepło jego ciała. I jego zapach, który uderzył we mnie z niezwykła falą, na pewno go znałam, ale nie pamiętałam kim jest.  
   -Poddaję się, masz mnie, nie potrafię o tobie zapomnieć. - powiedział jednym tchem, patrząc wyczekująco w moje oczy. Wyznanie było szczere i przepełnione tęsknotą ale równocześnie obrzydliwym wyrzutem. Było piękne, ale nie wiedziałam od kogo i dlaczego im to mówi.

Imaginaryartist

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1537 słów i 8005 znaków, zaktualizowała 23 gru 2016.

2 komentarze

 
  • KAROLAS

    Przeczytałam całość i jest to perfekcyjnie napisane opowiadanie.  Z niecierpliwością czekam na kolejne części

    25 gru 2016

  • Imaginaryartist

    @KAROLAS dziekuje bardzo

    26 gru 2016

  • Gerfi

    Majstersztyk xd

    24 gru 2016