Daleko od prawdy (15)

**** W parku stoi ławka, siedzi na niej młoda kobieta, chyba na kogoś czeka bo co chwile spogląda na zegarek. Naglę przez jej śliczną buzię przebiega grymas zażenowania i obrzydzenia. Przy śmietniku stoi kloszard który szuka w nim jakiś odpadków, petów może czegoś do jedzenia. Znajduje połamanego papierosa i z powodu braku zapalniczki, której nie wymacał w kieszeniach swojego palta, wkłada papieros pomiędzy ucho a stary zniszczony beret. Obserwuje kobietę, która najwyraźniej siedzi na 'jego ławce', wyciąga kilka paluszków, które znalazł w śmietniku i zaczyna swój monolog.  
  -A czwarty wylał swą czaszę na słońce:  
i dano mu władzę dotknąć ogniem ludzi. I ludzie zostali dotknięci wielkim upałem,  
i bluźnili imieniu Boga, który ma moc nad tymi plagami,  
a nie nawrócili się, by oddać Mu chwałę. - po wypowiedzeniu tej kwestii coraz bardziej zbliżał się do owej kobiety, która z jeszcze większym obrzydzeniem postanowiła uciec z niekomfortowej dla niej sytuacji. Pan kloszard bardzo zadowolony z obrotu spraw, rozłożył się wygodnie na ławce i ułożył się do snu.
  -A piąty wylał swą czaszę na tron Bestii:  
  i w jej królestwie nastały ciemności
  a ludzie z bólu gryźli języki  
  i Bogu nieba bluźnili za bóle swoje i wrzody,  
  ale od czynów swoich się nie odwrócili.  
  A szósty wylał swą czaszę na rzekę wielką, na Eufrat.  
  A wyschła jej woda,  
  by dla królów ze wschodu słońca droga stanęła otworem. - i zasnął.  

Za chwilę jednak przychodzi niewidomy i po wymacaniu górnej części owej ławki postanawia usiąść bo oczywiście w jego głowie ławka musi być w naturalny i oczywisty sposób pusta. Tym samym wystrasza kloszarda i budzi go z jego snu.
-I ujrzałem wychodzące z paszczy Smoka i z paszczy Bestii,  
i z ust Fałszywego Proroka  
trzy duchy nieczyste jakby ropuchy.- wywrzeszczał nawiedzony zbieracz, lecz gdy zorientował się jaka jest sytuacja, posadził niewidomego na ławce, poczęstował go paluszkami i kontynuował swoją opowieść.  
- a są to duchy czyniące znaki - demony,  
które wychodzą ku królom całej zamieszkanej ziemi,  
by ich zgromadzić na wojnę w wielkim dniu wszechmogącego Boga.  
Błogosławiony, który czuwa i strzeże swych szat,  
by nago nie chodzić i by sromoty jego nie widziano
I zgromadziły ich na miejsce, zwane po hebrajsku Har-Magedon.
- Przepraszam bardzo ale ja jestem niewidomy- wyjąkał ślepiec  
- Ale nie głuchy, uwierz mi jeśli ślepy ślepego prowadzi obaj w dół wpadną.....- mówiąc to wstał szybko dostrzegając niebezpieczeństwo na horyzoncie.  
Do niewidomego podchodzi listonosz wita się z nim i wręcza mu kopertę z pieniędzmi, mówi o rencie i zapewnia, że pieniądze są doskonale i dokładnie przeliczone, dostaje od niewidomego sporą sumkę.
- O ty co mówisz wzbogaciłem się i niczego mi nie brak, nie wiesz, że tak naprawdę jesteś i ślepy i biedny i nagi. - wysączył przez zęby kloszard.  
- Spieprzaj dziadu.- warknął listonosz.  
Nagle w parku znajduje się M, która najwyraźniej się gdzieś śpieszy.  
- O Pani Marysiu, mam dla pani listy
- Ale jak to przecież był Pan już dzisiaj u mnie rano.  
- Nie nie to niemożliwe proszę tutaj mamy
- Wyniki badań i list polecony. - powiedziała M
- Dokładnie, skąd pani wiedziała?
- Musiało mi się przyśnić.  
- To dziwne... nie ważne proszę. - poszedł.  
- Najpierw listonosz... a potem jeszcze ta drabina...
- Drabina?- ożywił się nawiedzony kloszard.  
- Tak.. śniła mi się drabina- odpowiedziała zmieszana M.  
-We śnie ujrzała drabinę opartą na ziemi, sięgającą swym wierzchołkiem nieba, oraz aniołów Bożych, którzy wchodzili w górę i schodzili na dół. A oto Pan stał na jego szczycie i mówił: "Ja jestem Pan, Bóg Abrahama i Bóg Izaaka. Ziemię, na której leżysz, oddaję tobie i twemu potomstwu. A potomstwo twe będzie tak liczne jak proch na ziemi, ty zaś rozprzestrzenisz się na zachód i na wschód, na północ i na południe; wszystkie plemiona ziemi otrzymają błogosławieństwo przez ciebie i przez twych potomków. Ja jestem z tobą i będę cię strzegł, gdziekolwiek się udasz; a potem sprowadzę cię do tego kraju. Bo nie opuszczę cię, dopóki nie spełnię tego, co ci obiecuję".  
- Dziękuję - wyjąkała jeszcze bardziej zmieszana i jeszcze bardziej zdezorientowana M.  
- A gdy ona obudziła się ze snu, pomyślała: "Prawdziwie Pan jest na tym miejscu, a ja nie wiedziałam". I zdjęta trwogą rzekła: "O, jakże to miejsce przejmuje grozą! Prawdziwie jest to dom Boga i brama do nieba!"  

Coraz bardziej przerażona całą sytuacją Mary próbuje uciec przed chorym człowiekiem.  
- Ale to tylko taki heppening, uwielbiam prowokować ludzi, oni mają niesamowitą rozrywkę kiedy mnie widzą nie dość, że kloszard to jeszcze nawiedzony!  
Zresztą ktoś kto wierzy w Boga musi być nienormalny prawda?  

- Tak, poznałam już jednego to mi wystarczy.  
-A i proszę ściągnąć fortepian ze ściany Black na to nie pójdzie. - wypowiedział to ulatniając się z widoku M.  
- Fortepian na jakiej ścianie? A ten niewidomy był dzisiaj u mnie prosić o drobne to oburzające.  
- Niewidomy, o kim pani mówi? - odpowiedziała jej jedna kobieta, która akurat stała obok wcześnie przyglądająca się kloszardowi.  
- Mówię o niewidomym który siedzi na ławce.  
- Niewidomy, haha, chyba niewidzialny ja tam nikogo nie widzę.  
- Niech pani nie robi ze mnie idiotki przecież widziałam jak brał pieniądze od listonosza.  
-A pani to się dobrze czuję?
- Nie, mam dzisiaj sądny dzień otaczają mnie albo wariaci albo niewidomi.  
Z pola widzenia M znikają także ludzie zostaje sama w parku, siedzi na ławce a obok niej siedzi mężczyzna, który ma zasłoniętą twarz gazetą.  
- A czy teraz jestem bardziej wiarygodny? - powiedział ten sam mężczyzna, który wcześniej wyglądał jak kloszard, tym razem siedział ubrany w koszulę, w eleganckie spodnie i w markowe drogie buty.  
- O mój dobry Boże ale mnie pan wystraszył.- powiedziała ironicznie M.
-Mój boże w twoich ustach to oburzające  
- Tak wiem, to pusta fraza bez żadnej treści bez żadnego znaczenia. Nie wiem gdzie jestem.  
- Poruszasz się teraz w świecie symboli a spróbuj je odczytać.
- Menager i kloszard kloszard i menager? Jak ja mam to odczytać.  
- Tak to jest jak wszystko stawiamy na niewłaściwego konia.  
- Niewłaściwego konia?
-To tylko taka metafora, czysty heppening, jutro nie istniejesz jutra nie ma.  
- Ty jesteś szalony ty mówisz jak szalony.  
- A jak powiem ci, że stracisz dziecko które nosisz, miłość twojego życia zniknie przez twoje złe wybory a ty i tak umrzesz na raka?
- To w co ja mam inwestować? W przeszłość w śmierć?
- Jutro nie istnieje dopóki nie zamieni się w dziś a nawet to dziś nienależny do ciebie.  
- Ja oszalałam, tak... albo śnie, że oszalałam?  
- Żyjesz nawet wówczas kiedy śnisz, że żyjesz.  
- To jest po prostu kolejny koszmar, tak?
- Nie, ale kiedy otworzysz list, który masz w torebce twoje życie stanie się koszmarem. I chyba masz umówioną wizytę u lekarza, nie zapomnij o tej wizycie. Szczególnie kiedy masz takie wielkie marzenia.  
- Tak, ja mam takie plany!
- Posłuchaj mnie teraz uważnie, jeśli czegoś naprawdę chcesz ale tak z całego serca z całej duszy to bądź temu wierna wbrew okolicznością a kiedy niebo zacznie walić ci się na głowę właśnie wtedy stań na głowie a zobaczysz świat zupełnie inaczej.  
- Już to słyszałam, jak wbrew okolicznością mam stanąć na głowie?
- A choćby tak jak Abraham.  
-Dosyć! Dosyć już mam boga aniołów. Dosyć!
- Mała rozkapryszona dziewczynka. Masz dosyć a przecież nawet ich jeszcze nie poznałaś.  
- Ja się muszę po prostu obudzić po prostu obudzić się muszę obudzić.
- Skoro tak bardzo musisz, obudź się. Witaj w kolejnym koszmarze.  

Naglę wrócił świergot ptaków, po parku znowu zaczęli się przechadzać ludzie, robiło się normalniej. M, przypomniało się o listach które ma w torebce. Otworzyła jeden z nich.
- Cholera, ja naprawdę jestem w ciąży...- wyszeptała czytając list, nie dowierzając w to co się dzieje.  
Siedziała tak jeszcze chwilę biernie oglądając litery na kartce papieru. Za jej plecami przechodził akurat listonosz.  
- Dowodzenia Pani M.
- Dowidzenia?*****




- Musiała zajść jakaś pomyłka- wykrztusił z siebie Black po zbyt długiej ciszy  
  -Czy to Mary Soul? - spytał blond lekarz przewracając kartki w notesie.  
  -Tak..- wyjąkał K.
  -Tak, czyli się zgadza, to bardzo wczesna ciąża..Nie chce się wtrącać wasze sprawy, ale widzę, że w tym przypadku będziemy musieli zrobić testy DNA. Czy jednak może któryś z Panów jednak wie...

  Patrzyli wymownie na siebie i w tym momencie każdy wiedział, że tylko jeden może być ojcem dziecka. I nie jest nim Black.  
  -Spałeś z nią.- powiedział chłodno i twardo Oskar.  
  -Ona ze mną też.- uśmiechną się wrednie i rzucił Blackowi wyzywające spojrzenie.  
  -Nie patrz tak, nie jest moja, gdyby była nie miałbyś takiej szansy. Nigdy bym ci na to nie pozwolił.  
  -Wiec jak to jest, przyjaciele? Zresztą gówno mnie to interesuje. Spałem z nią tylko raz. Potem się pokłóciliśmy.
  -Dziwka- wysączył przez zęby Black i wyszedł z sali i ze szpitala. Był wściekły, nie wiedział w sumie na kogo bardziej. Na nią ponieważ udaje niedostępna a mimo to oddaje się takiemu idiocie od razu. Czy na siebie ze ufał jej i widział w niej coś więcej.
  - Zwykła szmata- powiedział w myślach. -suka, a ja dałem się tak nabrać. Szedł główna ulica, był deszczowy pochmurny deszcz. W domu znalazł się dość szybko, emocje powiodły go szybkim tempem do domu. Rzucił się na kanapę. Był naprawdę zły. Po długim namyśle wyjął telefon i wybrał numer.

  -Yana, możesz dzisiaj przyjechać? Taak pilne, zapłacę podwójnie... I możesz wziąć ze sobą jakaś koleżankę albo i 2.  
  
  W sali tliło się lekkie niebieskawe światło. Było dość ciemno jak na szpitalny pokój. Od rana nic się nie zmieniło. Oddychała spokojnie. Spala. Cały czas spala. Tym razem nie Black siedział przy niej. K. W szpitalnym fartuchu prawie leżąc siedział na krześle. Nie odrywał od niej wzroku. Ale był spokojny. Jak na ta sytuacje spokojny. Nie wyglądał na zdenerwowanego faktem o ciąży. Wręcz przeciwnie kąciki ust unosiły się mu w lekkim uśmiechu. Delikatnie chwycił jej dłoń uniósł do warg i delikatnie ucałował. Spojrzał na jej blada uśpioną twarz z niezwykłą czułością. Wyjął telefon i puścił otwór Kings of leon- knocked up. Sale wypełniły dźwięki gitar chłopaków.  
- Pamiętam jak mi opowiadałaś ze jak kiedyś będziemy mieli dziecko, puścisz mi ten utwór i nim mi to powiesz. Uznałem cię w tedy za taka dziecinna ale to było bardzo słodkie wiesz?. Role się odwróciły i to ja muszę cię zawiadomić o naszym dziecku... Może to i dobrze, że spisz bo wiem, że mnie nienawidzisz i ze nienawidzisz dzieci.... Przepraszam Mary tak naprawdę. Za to wszystko co ci zrobiłem. Nie umiem kochać tak jak ty. Ale kocham cię tak jak umiem i umiem ci to powiedzieć tylko dlatego ze śpisz, bo boje się twojego spojrzenia bo mrożą mnie twoje gesty. Jesteś taka piękna jak śpisz zawsze byłaś. Nigdy co tego nie mówiłem, ale zawsze patrzyłem jak spisz. Wyglądasz tak niewinnie i nie masz już w tedy zmarszczek na czole ani zaciśniętych warg. Niczym się już wtedy nie przejmujesz i taka jesteś najpiękniejsza. Znowu zaczęliśmy od tylu. Ale wiem, że to nie był błąd. Jeśli tylko zechcesz zostanę. Chociaż mam wrażenie ze zniszczyłem jedyna rzecz, która kochałem kiedykolwiek.

Imaginaryartist

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2158 słów i 11719 znaków.

2 komentarze

 
  • Lisel

    Kiedy kolejna?

    20 paź 2016

  • Misiaa14

    Świetne...ale zawiodłam się na B..

    31 sie 2016